cytaty z książek autora "Jan Parandowski"
Pióra jest w istocie wspaniałym berłem i kto ma być pisarzem, nieraz już we wczesnej młodości nosi w sobie świadome lub jawne poczucie królestwa słowa.
było to bardzo piękne zwierzę ,które miało złote poroże i racice ze spiżu
Może kiedyś będę żałował, ale dziś wiem, że będę żałował stokroć więcej, jeśli się w tej drodze zatrzymam. Może będę nieszczęśliwy, ale czy mogę być szczęśliwy, jeśli wyrzeknę się poznania prawdy?
Zawsze patrzono na mitologię jak na jeden z najpiękniejszych tworów wyobraźni greckiej i była ona zbiorem nieśmiertelnych tematów, motywów, symbolów, bez których i dziś sztuka nie umie się obejść i wciąż do nich wraca.
(…) prowadź mnie, dokąd chcesz. Zgodzę się nawet na niebo, bylebym mogła ujrzeć swego męża.
(…) wspólną macierzą wszystkiego, co żyje – jest ziemia, a kośćmi ziemi są kamienie.
Cokolwiek by się powiedziało o geniuszu, rozległości umysłu lub mocy wyobraźni pisarza, jest on, tak samo jak każdy człowiek, skazany na dożywotnie więzienie w swoim świecie i nigdy nie wychyli się poza jego granice. W tym znaczeniu każde dzieło, najbardziej bezosobiste, będzie urywkiem autobiografii.
Oto cała nasza egzystencja - naszyjnik paciorków, nanizanych roztargnioną dłonią nimfy, myślącej zawsze o czym innym, płochej i zwodniczej Mnemosyne.
Ludzkość rozwija się skokami między jednym a drugim okresem fanatyzmu i ciemnoty.
Lecz co najwięcej rozdrażnia twórcę, to niewspółmierność między jego pracą a wysiłkiem czytelnika, jakim miałby być krytyk. Któż nie odczuje bolesnego skurczu, słysząc o swoim dziele: “Przeczytałem jednym tchem, w parę godzin!”. Powiedziane w dobrej wierze, obliczone na pochwałę te słowa mieszczą w sobie okrutną ironię. W parę godzin! To jakby się widziało prędki płomień trawiący setki, tysiące godzin twórczych. Nawet w dymach kadzideł pisarz nie może się oprzeć goryczy, widząc, jak krytyk przecwałował na przełaj jego książki. “Żądam tylko jednej łaski - pisał Monteskiusz we wstępie do Ducha praw - i obawiam się, że jej nie dostąpię: oto by nikt nie osądzał na podstawie krótkiej lektury pracy dwudziestu lat".
Człowiek pierwotny nie tylko nie uważa zwierząt za istoty niższe, ale niejednokrotnie stawia je wyżej od siebie, ceniąc ich siłę lub przebiegłość.
Był sobie pasterz, imieniem Selemnos, który kochał się w pewnej nimfie. Nimfa odpłacała mu wzajemnością, lecz z chwilą gdy stracił swój młody wdzięk, porzuciła go. Selemnos umarł ze zgryzoty. Dobra bogini Afrodyta zamieniła go w rzekę tego samego imienia. Ale Selemnos i w tej postaci nie przestał opłakiwać utraconej nimfy. Wówczas Pani Cypryjska przyszła mu po raz wtóry z pomocą i obdarzyła niepamięcią krzywd doznanych. Stąd wody rzeki Selemnos miały moc kojenia cierpień miłosnych. W mieście Kyzikos było podobne źródło, z którego gdy się ktoś napił, przestawał kochać.
Pod piórem pisarzy naznaczają sobie spotkanie słowa, które się nigdy nie spotkały, czasowniki zaciągają się w służbę nie znanych im dotąd czynności, rzeczowniki zdobywają nowy zakres władzy. Tymczasem w mowie potocznej, w lichej literaturze, w pospolitej publicystyce słowa nudzą się i dręczą w stałych związkach. Wciąż te same przymiotniki wloką się w cień za swoimi rzeczownikami. Skamieniałe zwroty, spróchniałe metafory. Pleśń, rzęsa, stojąca woda. Ten zakrzepły świat czeka na tchnienie pisarza, jak sadzawka Siloe czekała, by ją anioł poruszył.
Dnia 8 listopada 324 roku naszej ery ruszyła ku przedmieściom uroczysta procesja. Cesarz szedł pieszo, z włócznią w ręku, w otoczeniu dostojników. Zaciągali szeroki krąg, znacząc drogę, którą biec miały nowe mury miasta. Ktoś z orszaku zaniepokoił się tym wielkim obszarem i zapytał cesarza: „Jak długo jeszcze?", „Póki nie zatrzyma się ten, który idzie przede mną" - rzekł Konstantyn. Domyślano się, że widział przed sobą jakąś postać niebiańską: anioła, Chrystusa lub Matkę Boską.
Tak Konstantyn uczynił stare Bizancjum nowym Rzymem, stolicą cesarstwa i dał mu nazwę od swego imienia.
Albowiem po tych samych falach, lecz w przeciwnym kierunku, około roku 660 p.n.e. szedł okręt wiozący kilkadziesiąt rodzin z miasta Megary. Ten sam wiatr, nieświadomy losów ludzkich, podwijał żagle świetlista pogoda przeglądała się w ich oczach ciekawych przyszłości. Jechali na założenie nowego osiedla, jednej z owych kolonii, które wieńcem dostatku i cywilizacji otoczyły wszystkie pobrzeża Morza Śródziemnego. Prowadziła ich dziwna wyrocznia: „Założycie miasto naprzeciw ludzi ślepych!" Taką odpowiedź od bogów w Delfach otrzymał wódz wyprawy, młody i zuchwały Byzas. Sterował na północ, w stronę Morza Czarnego. Aż po wielu dniach wędrówki osiedli na języku ziemi, którym brzeg azjatycki jakby smakował wody Marmara. Zwabił ich tu głos rodzimej mowy, którą odezwała się miasto Chalkedon, już dawniej w tych stronach założone przez megarejczyków. Nie zostali tam długo. Któregoś dnia Byzas, rozglądając się po okolicy dosięgł wzrokiem przeciwległego brzegu, gdzie morze wbijało się w głęboką zatoką, świetliste i do złotego rogu podobne. Zrozumiał nagle słowa wyroczni: ślepcami, których mówił bóg, byli jego ziomkowie, byli Fenicjanie, byli wszyscy co siedząc tu od lat nie widzieli, że przed nimi jest najlepszy na świecie port, najwyborniejsze miejsce, by założyć miasto i z jego murów panować nad tą cieśniną, którą przelewają się wody Morza Czarnego ku wodom egejskim.
Przesiedlono się zatem i nową osadę od imienia wodza nazwano Bizancjum.
Ptolemeusz lubił te drobne sprawy; na każdy dzień przygotowano mu parę listów od chłopów o umorzeniu podatku, jakiś zawiły proces z zapadłej wsi, jakieś zażalenie na uszkodzoną groblę lub zasypany kanał. Biegło się wtedy do państwowego katastru, przynosiło różne dokumenty, wzywano odpowiedzialnych urzędników i król miał chwilę dziecinnej radości, że może zajrzeć w byt najodleglejszej prowincji, poznać wymiar znikomego okrucha ziemi, która gdzieś u brzegu pustyni obsiewa jego chłop i niewolnik. Pochłonięty tą pracą, zapominał o wszystkim.
Literatura jest przeznaczona do zatrzymania czasu w jego
niszczącym biegu. Ona to zawiesza w wiecznej teraźniejszości
wszystko, co kiedykolwiek mogło się zdarzyć, Tadeusz wciąż patrzy na kołyszące się drzwiczki ogrodu, wciąż w wierszu Goethego trwa chwila ciszy wieczornej, kareta wioząca panią Bovary dudnić będzie po ulicach Rouen, dopóki istnieć będzie dzieło Flauberta, i tak samo pełnią swą czynność skromne przedmioty, którymi nie może się poszczycić żadne muzeum — zamki i zasuwki z "Odysei", odtworzone z tak namiętną precyzją, jakby w istocie poeta czuł obowiązek zabezpieczenia im nieśmiertelności.
- On - rzekł Filokrates - gotów gnać choćby zaraz. Nie mam już z nim spokoju.
- To i dobrze. Korallion ma już wyprawę w porządku. Ale i tak nie można tam wytrzymać. Moja Frasikleja biega po całym domu jak menada.
A u was tu trochę za cicho jak na kilka dni przed weselem.
- Bo nie ma kobiet. Ale wszystko będzie na czas.
- Więc w samą pełnię? - Zapytał Agaton.
- W samą pełnię. - zgodzili się starzy.
Archeolog, czarnoksiężnik bez talizmanów, zaklęć i diabłów, narzędziem zwykłym, prostym: łopatą, odgarnia warstwę ziemi, potem zapuszcza się głębiej, o metr, dwa metry, coraz dalej i oto okazuje się, że wieki i tysiąclecia przylegają do siebie ściśle jak łupiny cebuli. Pod rumowiskiem jednego domu znajdą się resztki drugiego, który stał tam dawniej, pod nim jeszcze inne osiedle ludzkie, i zdarza się, że takich warstw jest na tym samym miejscu kilka lub kilkanaście.
Czyż mam ci dziś dopiero tłumaczyć i kłócić się z tobą o to, że ojczyzna jest cenniejsza od matki i od ojca, i od wszystkich przodków, i większej czci godna i świętsza, i że jej ustępować trzeba i bić przed nią czołem, i przyjąć od niej i więzienie, i wygnanie, i śmierć, jeśliby tak postanowiła?
Jedną z pierwotnych form religii jest fetyszyzm - oddawanie czci Boskiej przedmiotom martwym, uważanym za siedzibę jakiegoś ducha dobrego lub złego. Chłop grecki przechodząc koło kamienia na rozstajnej drodze padał na kolana i polewał głaz Oliwą. Meteorytom ponieważ spadały z nieba przepisywano siły boską.
Herosem stawał się po śmierci człowiek wybitny, zasługujący na szczególną wdzięczność ziomków. Herosami byli więc przede wszystkim założyciele rodów, osad, kolonij, dalej pracodawcy, bohaterowie wojenni (Leonidas w Sparcie), kapłani, prorocy, wielcy poeci, wreszcie ci, którzy swoimi wynalazkami udoskonalili tryb życia ludzkiego.
Agaton, pochwyciwszy wzrok ojca, rzekł:
- Sądzę, że mógłbym nareszcie zobaczyć tę, która po Wielkich Dionizjach ma zostać moją żoną.
- O to zupełnie zbyteczne. Napatrzysz się jej przez całe życie. Ja twoją matkę, moją dobrą Poliksenę, ujrzałem dopiero, kiedy miałem ją wsadzić na wóz weselny. A trzeba ci wiedzieć, że domy naszych rodziców nie były oddalone więcej, niż wróbel potrafi przelecieć. Twoja narzeczona mieszka za daleko na moje stare nogi.
Daj spokój. Ani mnie nie jest bezpiecznie słuchać podobnych rzeczy, ani tobie mówić.- Hermes.
Ptolemeusz, trzeci tego imienia król Egiptu, wyszedł z rannej kąpieli owinięty w długą chlajnę. O parę kroków za nim szedł szatny królewski. Głosem cichym i poufnym doradzał, żeby monarcha włożył strój faraonów, bo ma się zjawić delegacja wysokich kapłanów egipskich.
- Czego chcą? Pewno znów zdechło jakieś święto bydlę?
Szatny zaśmiał się stłumionym chichotem, mimo że jeszcze jego ojciec był Egipcjaninem i on sam w dzieciństwie modlił się do owych dziwnych stworzeń krokodyli, kotów, krogulców.
(...) geniusz ludzki nie potrzebuje wielkich przestrzeni, aby objawić się w całym blasku mądrości lub cnoty, męstwa lub poświęcenia...
Zbyt mało znaczy człowiek, gdy tylko własny cień ma za towarzysza.
Czy świat może czymkolwiek zastąpić nieprzebrane uroki koleżeństwa i przyjaźni, które każdy dzień wzbogacał szlachetną walką?
Tą dziwną i szeroką miłością trzyma się ludzkość: miłością tych, co są, tych, co będą, i tych, co byli. Stracilibyśmy połowę wiary w swe siły, gdybyśmy nie czuli za sobą bujnej rzeki wieków, żłobiącej w niezmordowanej pracy łożysko, którym płynie nasze życie.
Drzewa rosną jakby cudem, a cichy szmer liści jest ich mową; rzeki płyną w jakąś dal nieznaną, a ich wody są dobrodziejstwem dla użyźnionej gleby; ogień rodzi się, pożera swój pokarm i umiera; wiatr goni ponad górami z wyciem złowróżbnym.