-
Artykuły[QUIZ] Harry Potter. Sprawdź, czy nie jesteś mugolemKonrad Wrzesiński17
-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik5
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać60
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant4
Biblioteczka
Jeśli tak ma wyglądać katolicka obrona przed Marcinem Lutrem i "protestantyzacją" Kościoła, to protestanci mogą się tylko cieszyć. Książka jest tragiczna i ciężko w ogóle nazwać ją książką. Nie wiadomo kto to tłumaczył, bo w książce nie ma o tym żadnej wzmianki (Maria Kominek była tylko konsultantką teologiczną i korektorką). Nie ma nawet daty wydania. Książka ma 86 stron, z czego tylko 54 dotyczy Marcina Lutra, reszta to treść anatemy papieża Lutra X potępiająca reformatora (skądinąd dodatek jest lepszy niż cała książka - w końcu źródło). Druk ogromny, a format mały. Tak naprawdę jest to tylko malutka broszurka. Poza tym masa zdjęć i w tabelkach wycięte z kontekstu cytaty reformatora. Oczywiście o żadnej bibliografii nie może być mowy. Przypisy są szczątkowe. A na deser stwierdzenie, że Luter był masonem i różokrzyżowcem. Chłam straszny, nie nabierać się na takie rzeczy i nie czytać tego. Jeśli ktoś nie lubi Lutra, to już lepiej przeczytać Lisickiego. Ale najlepiej przeczytać Pescha "Zrozumieć Lutra".
Jeśli tak ma wyglądać katolicka obrona przed Marcinem Lutrem i "protestantyzacją" Kościoła, to protestanci mogą się tylko cieszyć. Książka jest tragiczna i ciężko w ogóle nazwać ją książką. Nie wiadomo kto to tłumaczył, bo w książce nie ma o tym żadnej wzmianki (Maria Kominek była tylko konsultantką teologiczną i korektorką). Nie ma nawet daty wydania. Książka ma 86 stron,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Bardzo, ale to baaardzo szczegółowa praca na temat teologii Marcina Lutra, czasem trudna w odbiorze, ale ostatecznie wyśmienita. Autor był niemieckim, katolickim teologiem ekumenistą, znawcą Lutra z czterdziestoletnim stażem. Książka 'Zrozumieć Lutra' to uzupełniona i na nowo wydana praca, jedna z ostatnich jakie autor napisał, więc można nazwać ją podsumowaniem swoich badań nad postacią reformatora. W porównaniu do innych wydanych w Polsce monografii o wittenberczyku ta jest zaiste monumentalna, ponad 400 stron tekstu tak naprawdę tylko analizy teologicznej + 100 stron dodatkowych komentarzy i ogromna, oparta głównie o niemieckie prace bibliografia.
Tyle jeśli chodzi o opis techniczny. A co w środku? Autor wielce poważa Lutra, pozostaĵąc jednak katolikiem. Świetnie opisuje niektóre 'niby' heretyckie nauki reformatora, takie jak np. stwierdzenie o byciu jednocześnie sprawiedliwym i grzesznikiem, o pewności zbawienia z łaski przez wiarę czy o pozornym lekceważeniu dobrych uczynków. Bardzo skrupulatnie analizuje też zwrot reformatorski Marcina Lutra, zwracając uwagę na jego wczesną egzegezę Psalmów i Listu do Rzymian. Pojawia się też słynne, wypromowane przez ks. Guza powiedzenie Lutra, że 'Bóg by stał się Bogiem, najpierw musi stać się diabłem' które jest świetnie tłumaczone.
Książka tak naprawdę swoją obszernością i wnikliwością bez problemu 'łamie' powstałe około jubileuszu polskie kontrreformacyjne prace o Lutrze i można tylko żałować, że jest słabo dostępna i raczej szerzej nieznana, za to film pewnego posła oglądany jest przez wszystkich. Jedynym problemem książki jest jej trudny, erudycyjny momentami język. Trzeba naprawdę skupić się na czytaniu. Dla mnie też pewnym niedosytem jest brak poruszenia przez autora kwestii Wieczerzy Pańskiej, inaczej rozumianej przez Lutra i Tradycję rzymskokatolicką, a także problemu kultu świętych i Marii. Może bym się nie czepiał, gdyby autor nie był takim ekumenicznym entuzjastą dialogu katolicko-luterańskiego, podkreślającym katolickość Lutra i ubolewającym nad brakiem kontynuacji tegoż dialogu. Wydaje się jednak, że to nie jest takie proste. Czy Kościół katolicki zrezygnuje z kultu świętych, objawień i transsubstancjacji? Czy luteranie mogliby tu pójść na jakieś kompromisy? Poza tymi minusami praca jest jednak głęboka i po prostu wybitna, z książek o Lutrze z jakimi miałem do czynienia ta jest z pewnością najlepsza, a na pewno z punktu widzenia zrozumienia teologii Lutra, który może pozostać dla nas nauczycielem wiary.
Ps. Apeluję do wydawnictwa w 'W drodze' o reedycję tej książki! Bo w gruncie rzeczy jest to najlepsze opracowanie teologii reformatora jakie u nas wyszło (obok dwutomowego dzieła Barańskiego i Sojki).
Bardzo, ale to baaardzo szczegółowa praca na temat teologii Marcina Lutra, czasem trudna w odbiorze, ale ostatecznie wyśmienita. Autor był niemieckim, katolickim teologiem ekumenistą, znawcą Lutra z czterdziestoletnim stażem. Książka 'Zrozumieć Lutra' to uzupełniona i na nowo wydana praca, jedna z ostatnich jakie autor napisał, więc można nazwać ją podsumowaniem swoich...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książka jest, można powiedzieć, komentarzem do poszczególnych fragmentów traktatów i kazań Eckharta, a także wprowadzeniem do lektury jego pism. Raczej dla początkujących, napisane prostym językiem, bez filozoficznych wygibasów. Autorka przede wszystkim podkreśla, że Eckhart był dominikaninem i jest wierny ich tradycji dzielenia się owocami kontemplacji, a także ich motto - "veritas". Jest to w gruncie rzeczy lektura popularyzatorska. Myślę, że cytat z podsumowania bardzo dobrze oddaje treść nauki Eckharta i tego czym jest ona dla nas dzisiaj:
"Dlaczego tak zachwycamy się dzisiaj Eckhartem? Po pierwsze, dla współczesnych chrześcijan jego nauka ma ogromną siłę wyzwalającą (...). U Eckharta nie ma aniołków ani czułych pieszczot (...). Nie musimy nigdzie na zewnątrz szukać tego, co ożywiłoby naszą wiarę - ani w Medjugorie, ani w Lourdes (...). Mistrz Eckhart wyzwala nas z rygorów prawa (...). Z Eckhartem nie żyjemy już w ryzach tego, co wolno i czego nie wolno, ale w przestrzeni łaski i Boga (...) Jeśli ktoś naprawdę kocha Boga, uważa Eckhart, nigdy nie będzie robił głupstw - to niemożliwe. Nie musimy zdobywać Jego względów dobrymi czynami - On już jest zdobyty i gotów oddać się nam bez reszty. Taką bezinteresowność trudno pojąć, ale przyjęcie tego do wiadomości daje niezwykłą wolność. Podobnie jest z modlitwą: nie chodzi o to, by przywoływać Boga do siebie, aby się Nim cieszyć, lecz by odkryć Jego milczącą i cierpliwą obecność i połączyć się z nim przez wiarę. Nie musimy też łamać sobie głowy, czy naprawdę i we właściwy sposób wierzymy we wszystkie dogmaty Kościoła, ale mamy pozwolić, by między nami a Bogiem zrodziła się prawdziwa zażyłość. Wtedy ścisłe kontury wiary same stopniowo się zarysują, a nauczanie Kościoła będzie dla nas pomocą, a nie przymusem. Nie musimy się też martwić niewiarą innych, wiemy przecież, że w nich również działa łaska, czasem bez ich wiedzy, czasem w zaskakujący, paradoksalny sposób. Wiemy przecież, że wiarę niekoniecznie ma ten, kto bezbłędnie umie recytować Credo. Bóg słyszy prośby człowieka, nawet jeśli ten wypowiada je w niezbyt ortodoksyjnym języku. Inny rodzaj wyzwolenia, jakie zawdzięczamy Eckhartowi, dotyczy doloryzmu i poczucia winy (...). Mimo że jest bardzo wymagający, nie zaleca praktykowania ciężkiej pokuty. Jego asceza, jak widzieliśmy, polega na tym, by "ze wszystkich sił starać się o to, żeby Bóg stawał się nam wielki". Eckhart wyzwala nas od bałwochwalstwa, które też jest zniewoleniem. Bałwochwalstwem jest niewłaściwe przywiązanie do stworzeń (...). "Stworzenia" które musimy porzucić dla Boga, są niczym, są same z siebie nicością, ale - jeśli pozostajemy wolni - mogą nam pomóc zbliżyć się do Niego (...). To asceza wymagająca, lecz pozytywna - wyzwala nas ona od urojeń i przywiązań i uczy współpracować we wszystkim z Bogiem".
Przyznam, że ten fragment jak i cała nauka Eckharta jest wyzwalająca i dominikańska autorka świetnie to uchwyciła. Polecam książkę.
Książka jest, można powiedzieć, komentarzem do poszczególnych fragmentów traktatów i kazań Eckharta, a także wprowadzeniem do lektury jego pism. Raczej dla początkujących, napisane prostym językiem, bez filozoficznych wygibasów. Autorka przede wszystkim podkreśla, że Eckhart był dominikaninem i jest wierny ich tradycji dzielenia się owocami kontemplacji, a także ich motto -...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-19
Jest to krótkie wprowadzenie do mistyki i duchowości Mistrza Eckharta, mniej może opisujące jego system, a bardziej skupiające się na tym, co może dać on współczesnemu człowiekowi. Dlatego nie ma tutaj suchego objaśniania niuansów jego doktryny, za to sporo jest cytatów i tłumaczenia jego duchowej nauki.
Autor w pierwszych rozdziałach skupia się na swoistym "trójpodziale" w którym pierwszą rolę odgrywa oderwanie (odosobnienie, ogołocenie, gelassenheit), potem przebicie, polegające na zjednoczeniu człowieka zewnętrznego i wewnętrznego - dosłownie znaczy to, że Bóg z naszej głębi przebija się do naszej zewnętrzności, co ostatecznie oznacza trzeci etap, czyli przemianę postrzegania rzeczywistości z ludzką na bożą i de facto staje się to postrzeganiem mistycznym, pawłową "nieustanną modlitwą".
Kolejne rozdziały mają na celu uszczegółowić poruszane wcześniej wątki i dotyczą paradoksalności nauki Mistrza i użytych przez niego terminów.
Książka jak najbardziej warta polecenia, bardzo dobra na pierwszą książkę o Mistrzu Eckharcie. Mnie osobiście zaciekawiły rozważania autora o swoistym "eckhartiańskim ateizmie" (autor jednak nie jest ateistą i podkreśla katolickość Mistrza) i porównaniu go do ateizmu nietzcheańskiego. Eckhart chce nas uwolnić od Boga (dokładnie od pojęć o Nim) dla Boskości, chce nas uwolnić od Boga, by przeniknęła nas Boska Transcendencja.
"Tak więc, ostatecznie, obaj autorzy przeciwstawiają się sobie w kwestii radykalnej Inności. "Ateizm" Mistrza Eckharta jest wyrazem głębokiego sceptycyzmu w stosunku do wszelkiej próby przedstawiania Boga na sposób umysłowy czy dyskursywny. W swej analizie krytycznej Eckhart nie zatrzymuje się wpół drogi. Odmawia odrzucenia transcendencji, powołując się na bezsilność wszelkich praktyk czy prób wypowiadania się na jej temat. W przeciwieństwie do Nietzchego, Eckhart ma porachunki z językiem, a nie z samą transcendencją. U Nietzchego mamy do czynienia z ubóstwieniem człowieka, wynikającym z braku Boga. U Eckharta natomiast chodzi o afirmację Boga właśnie w procesie przebóstwienia człowieka".
Już od dłuższego czasu zdaje mi się, że nauka Eckharta może być dobrym pomostem do dialogu z wszelkimi ateistami, być może bardziej odrzucającymi "Boga", a nie potrafiącymi odnaleźć "Boskości" i coraz częściej mam wrażenie, że ma to większą skuteczność niż często agresywnie nastawiona apologetyka.
Jest to krótkie wprowadzenie do mistyki i duchowości Mistrza Eckharta, mniej może opisujące jego system, a bardziej skupiające się na tym, co może dać on współczesnemu człowiekowi. Dlatego nie ma tutaj suchego objaśniania niuansów jego doktryny, za to sporo jest cytatów i tłumaczenia jego duchowej nauki.
Autor w pierwszych rozdziałach skupia się na swoistym...
Świetne, kompleksowe i wyczerpujące wprowadzenie do myśli Mistrza Eckharta. Szkoda, że trudno dostępne. Autor omawia kolejne etapy myśli niemieckiego mistyka, rozpoczynając od jego biografii, przez sposoby jego rozumienia wśród rozlicznych współczesnych autorów, aż po całą jego koncepcję, rozpoczynając od pojęcia "głębi", przez pojęcie "narodzin Syna w duszy", aż po kwestię jego podejścia do Trójcy Świętej (mistyka emanacji) i ostatecznie sposobami powrotu i zjednoczenia się z Bogiem. Wszystko opatrzone fragmentami pism Eckharta, zarówno łacińskimi jak i niemieckim. Mnóstwo odwołań do jego kazań i traktatów. Cieszy również ciekawy dodatek, ukazujący jakich Eckhart czytał autorów, zarówno chrześcijańskich i niechrześcijańskich, kto miał na niego największy wpływ i kogo najczęściej cytował i w jaki sposób. Jedynym minusem książki jest to, że jej język jest stosunkowo trudny i trzeba się skupić, by nie pogubić się w gąszczu pojęć filozoficznych i teologicznych. Zdecydowanie polecam zainteresowanym myślą Mistrza Eckharta jak i całą "mistyką głębi" (jak chce ją nazywać autor książki - zamiast utartego sformułowania "mistyka nadreńska").
Świetne, kompleksowe i wyczerpujące wprowadzenie do myśli Mistrza Eckharta. Szkoda, że trudno dostępne. Autor omawia kolejne etapy myśli niemieckiego mistyka, rozpoczynając od jego biografii, przez sposoby jego rozumienia wśród rozlicznych współczesnych autorów, aż po całą jego koncepcję, rozpoczynając od pojęcia "głębi", przez pojęcie "narodzin Syna w duszy", aż po...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książka wprost nie odpowiada czy NA PEWNO mamy wolną wolę. Świetnie jednak argumentuje przeciwko tezom - zarówno filozoficznym jak i naukowym - że wolnej woli NA PEWNO nie mamy. Autor pozostaje zwolennikiem światopoglądu naturalistycznego i otwarcie się do tego przyznaje, jednak stwierdza, że przy sposobie jego argumentacji nie ma znaczenia, czy człowiek ma duszę czy jej nie ma (chociaż wydaje mi się, że jego sposób traktowania duszy, jako mającej pewne cechy umysłu coraz częściej w teologii jest porzucany, vide np. rozważania Grzegorza Strzelczyka). Książka jest niezwykle klarowna i zrozumiała, naprawdę jest to dobry kawałek lektury. Czyta się bardzo szybko i tak naprawdę wystarczą dwie godzinki.
"Jeśli masz nadzieję, że mamy wolną wolę, to jest to dobra wiadomość. Oznacza, że jeśli chodzi o obecną neuronaukę, może się okazać, że niektóre zdarzenia neuronowe nie są zdeterminowane z góry. A ponieważ jest to warunek potrzebny do zaistnienia wolnej woli, wydaje się, że przynajmniej dla możliwości istnienia wolnej woli drzwi są otwarte."
"Nasze twierdzenie jest takie: Wszyscy czasami nie jesteśmy wolni. Wszyscy czasami kierujemy się czymś takim, jak nieświadome plany. Ale nie zawsze się nimi kierujemy."
"Chcę dodać jeszcze jedną uwagę na temat bycia sceptycznym. Powinieneś zawsze uważać na kogoś, kto rzuca w ciebie garścią badań naukowych i mówi ci, że te badania ustalają X, Y lub Z. Nie możesz ufać ludziom w takich sprawach. Musisz sam przeczytać odnośne artykuły, aby zobaczyć, co one dokładnie pokazują. A jeśli nie masz na to czasu, powinieneś być sceptyczny. Krótko mówiąc, powinieneś pozostać nieprzekonany.
Jeśli to samo badanie było wykonywane wielokrotnie, w wielu różnych laboratoriach, rozłożone na wiele lat i jeśli wszyscy eksperci w danej dziedzinie zgadzają się, że wynika z tego określony wniosek, to daje nam to pewien powód, by sądzić, że wniosek ten prawdopodobnie jest prawdziwy. Natomiast nie można ufać argumentowi, który opiera się na odosobnionym badaniu, zwłaszcza gdy wiąże się on z kontrowersyjnym wnioskowaniem na temat tego, co pokazują wyniki. W takich sytuacjach zawsze lepiej pozostać sceptycznym i nieprzekonanym."
Książka wprost nie odpowiada czy NA PEWNO mamy wolną wolę. Świetnie jednak argumentuje przeciwko tezom - zarówno filozoficznym jak i naukowym - że wolnej woli NA PEWNO nie mamy. Autor pozostaje zwolennikiem światopoglądu naturalistycznego i otwarcie się do tego przyznaje, jednak stwierdza, że przy sposobie jego argumentacji nie ma znaczenia, czy człowiek ma duszę czy jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książka jest czymś w rodzaju zapisu rekolekcji przeprowadzonych przez profesora dogmatyki, ks. Roberta Woźniaka. Są to rekolekcje na temat Trójcy Świętej, dość takie bym powiedział "medytacyjne" i łatwe w odbiorze, a jednak prostujące pewne kwestie. Autor w pewnym sensie idzie tutaj pod prąd szeroko pojętej teologii apofatycznej, podkreślając, że Bóg chciał nam się objawić i zrobił to w Chrystusie. Przede wszystkim ks. Woźniak podkreśla, że bycie Osobą w Trójcy, to bycie relacją. Nasze życie jest natomiast stworzone na wzór życia Trójcy, gdyż jesteśmy istotami relacyjnymi, a zrywanie relacji w pewnym sensie jest grzechem. Ogólnie bardzo polecam rozważania księdza profesora, a najlepiej podsumowuje je chyba ten dłuższy cytat:
" W jaki sposób Jezus odsłania Ojca? Pokazując, że On sam jest relacją do Ojca. W jaki sposób odsłania widzialność świata? Pokazując, że świat to istnienie w relacji do Boga. Oto cała tajemnica stworzenia. Poznajemy nasz początek, patrząc na Jezusa, ponieważ wtedy poznajemy Ojca. I jednocześnie poznajemy kres naszego istnienia – wracając do Ojca, odnajdziemy szczęście, ponieważ dojdziemy do pełni, do której zostaliśmy przeznaczeni.
Wróćmy jeszcze do relacji. Święty Tomasz z Akwinu uważał, że absolutność niezmierzonego, boskiego, jednego i jedynego bytu jest utkana dzięki relacjom, które tworzą trzy różne od siebie Osoby. Ale nie na poziomie bytu, tylko na poziomie osoby. Osoba w Bogu to jest relacja. W Bogu nie ma Ojca bez Syna i nie ma Syna bez Ojca, dlatego że w Bogu wszystko jest czystą relacją. Jego jedna natura, Jego jeden byt – to cztery relacje tworzone przez trzy osoby.
Dlatego też św. Tomasz z Akwinu uznał, że stworzenie jest relacją między Bogiem i tym, co stworzone. Jeśliby odsunąć relację od stworzenia, upadłoby ono w nicość. Tomasz pisał, że stworzenie polega na tym, że Bóg podarował siebie, ustanowił relację. Mówił do nicości i nicość stała się czymś (zob. Rz 4,17). Ustanowił relację i przedmiot tej relacji. W średniowieczu ukuto nawet zasadę, że nietrynitarny Bóg nie mógłby być Stwórcą, nie mógłby przekroczyć swej nieskończoności. Mógłby stworzyć jedynie w tym znaczeniu, że uczyniłby byt pośredni między Nim a światem i dopiero ten pośredni byt stworzyłby świat. Ale żadnej relacji z Bogiem wtedy by nie było.
W żadnej wcześniejszej religii nie było tak dalece prawdziwej relacji człowieka i Boga. Nie ma jej w islamie, bo Bóg jest zbyt wielki, nie ma jej w buddyzmie, bo Bóg jest bezosobowy… Tylko chrześcijaństwo pozwala na to, by dotknąć Boga, by Go zobaczyć, mówić do Niego, słyszeć Go. Tajemnica trynitarna polega na tym, że Bóg może stać się treścią ludzkiego życia. Gdyby Bóg nie był Ojcem, Synem i Duchem – relacją, odniesieniem się do siebie – niemożliwe byłoby to, żeby w Niego wierzyć tak, jak wierzą chrześcijanie. Schowajmy głęboko w sercu tę prawdę, głośmy ją i brońmy całym życiem."
Książka jest czymś w rodzaju zapisu rekolekcji przeprowadzonych przez profesora dogmatyki, ks. Roberta Woźniaka. Są to rekolekcje na temat Trójcy Świętej, dość takie bym powiedział "medytacyjne" i łatwe w odbiorze, a jednak prostujące pewne kwestie. Autor w pewnym sensie idzie tutaj pod prąd szeroko pojętej teologii apofatycznej, podkreślając, że Bóg chciał nam się objawić...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-10
Książka Piotra Sikory jest ciekawym zbiorem esejów, skupionym wokół tematyki "chrześcijaństwa otwartego". Czym jest takie chrześcijaństwo? W dużej mierze chrześcijaństwem relatywizującym dogmaty i reinterpretującym ewangelię w duchu mistycyzującej teologii apofatycznej. Dogmaty raczej są tutaj wskazówkami, a postulaty autora w jego kolejnych esejach ocierają się wręcz o protestantyzm. Kwestionowana jest tutaj hierarchia duchowieństwa czy rola papieża jako ojca świętego. Podkreśla też rolę powszechnego kapłaństwa i jedynym pośredniku - Chrystusie jako Logosie, rodzącym i żyjącym w nas (myśl zaczerpnięta z Mistrza Eckharta), a także brak podział na duchowieństwo i laikat. Idąc za tym kwestionuje brak podawania wiernym kielicha (czy te wszystkie postulaty nie przypominają tych Lutra?).
Można powiedzieć, że wizja Sikory to swego rodzaju "chrześcijaństwo istotowe", rozwijające się, otwarte na poszukiwanie prawdy w innych tradycjach i dialogu z nimi, jednak czy dalej jest to chrześcijaństwo? Czy dalej jest to katolicyzm? Z pewnością jednak głos Sikory jest głosem ważnym. Przede wszystkim idee mistyków z tradycji apofatycznej są tutaj w pewnej mierze przeformułowane i podane szerszemu gronu. Taka duchowość oparta o wyzbywanie się własnego "ja" i otwieranie się na Innego może być duchowością ekumeniczną, czerpiącą zarówno ze wschodu jak i zachodu, a i może zainteresować ateistów. Książka jest dzięki temu jak najbardziej warta polecenia.
"Posługując się językiem możliwie zbliżonym do jej sformułowań, trzeba powiedzieć, na przykład, że o tym, co dobre i złe, decyduje prawo Boże, tzn. Boży zamysł, który jednak ujawnia się w osobistych, wewnętrznych osądach sumienia człowieka. Jeśli zaś tak, to z punktu widzenia chrześcijańskiego nie trzeba się niepokoić z powodu coraz powszechniejszej świadomości autonomii sumienia i wyzwalania się ludzi spod władzy religii postrzeganej jako zewnętrzny system nakazów i zakazów. Nie należy tym bardziej walczyć z tymi zjawiskami."
"Jeśli ktoś czuje, że zbyt dużo „litery” – doktrynalnych formuł, liturgicznych reguł, moralnych norm, przepisów prawno-kanonicznych – nie służy chrześcijaństwu, to w jego intuicji jest przynajmniej ziarno Bożego Ducha."
"Czy „Kościół Ducha” nie jest jednak utopią? Czy kładąc nacisk na osobiste doświadczenie duchowe, nie pozostawia zbyt wiele miejsca na subiektywizm, prowadząc do relatywizmu? Czy człowiek nie potrzebuje precyzyjnie sformułowanych granic ortodoksji, jednoznacznie wyznaczonych reguł moralnych, silnej instytucji zarządzającej życiem wspólnoty? Czy nie potrzebna jest litera, bardziej niewzruszona niż ta wyryta w kamieniu?
Nie. Kościół Ducha istnieje. Granica pomiędzy nim a „Kościołem litery” przebiega wewnątrz konkretnych wspólnot i zależy od stanu serc. Wolności wobec „litery” bać się zaś nie trzeba, gdyż nie jesteśmy sami: „Albowiem Duch Pański wypełnia ziemię, Ten, który ogarnia wszystko, ma znajomość mowy” (Mdr 1, 7)."
Książka Piotra Sikory jest ciekawym zbiorem esejów, skupionym wokół tematyki "chrześcijaństwa otwartego". Czym jest takie chrześcijaństwo? W dużej mierze chrześcijaństwem relatywizującym dogmaty i reinterpretującym ewangelię w duchu mistycyzującej teologii apofatycznej. Dogmaty raczej są tutaj wskazówkami, a postulaty autora w jego kolejnych esejach ocierają się wręcz o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Publikacja "Modlitwa mistyczna" Symeona Nowego Teologa to w rzeczywistości zbiór fragmentów hymnów i pism tegoż autora, wraz we wstępem Łukasza Leonkiewicza, jest to więc tylko wybór, nie jakiś zwarty, pełny tekst. Możemy jednak się zapoznać ze specyfiką teologii Symeona, a ta jest wybitnie chrystocentryczna i akcentująca działanie łaski przez wiarę. W gruncie rzeczy można powiedzieć, że autor poprzez hymny uprawia teologię, opisując boskie przymioty i oddając Bogu. Wszystko jednak w duchu apofatyzmu, pewnej tajemnicy, niewystarczalności ludzkiego intelektu, który próbuje poznać Niepoznanego. Można też powiedzieć, że by czytać teksty Symeona trzeba złapać trochę "klimatu", świetnie czyta się to w nocy, przy wschodniej muzyce sakralnej.
"Powiedz mi, jak można znaleźć Niematerialnego wśród materialnych, Stwórcę wśród Jego stworzeń, Niezniszczalnego wśród zniszczalnych? Jak mógłbym się zjednoczyć z Niematerialnym – ja, złączony z materią? Jak mam ogarnąć Niezniszczalnego – ja, cały zniszczalny? Jak ja cały w śmierci mógłbym się tylko zbliżyć do życia? Jak ja, trup, mam przyjść do Nieśmiertelnego? Jak ja, sucha trawa, mógłbym dotknąć ognia?"
"Skoro, jak mówi Apostoł, my, wierni, „zbawiamy się nie przez uczynki Prawa, żeby się nikt nie chlubił” (zob. Ef 2,9), absolutnie nie należy powoływać się na uczynki, to znaczy na posty, czuwania i spanie na podłodze, na głód i pragnienie, ani na kolczugi i łachmany na swym ciele. Nie mają one żadnego znaczenia, ponieważ wielu złoczyńców i nędzarzy zmuszonych do tego samego, pozostali tacy, jacy byli, w niczym się nie wyzbyli swej podłości i nie zmienili swego poprzedniego złego stanu. Bóg nie oczekuje jedynie tego, On pragnie przede wszystkim skruszonego ducha, serca skruszonego i pokornego, dyspozycji serca, które mówi Mu z uczuciem poddania się: „Kimże ja jestem, mój Panie i Boże, że zstąpiłeś na ziemię, wcieliłeś się i zmarłeś z mojego powodu, żeby mnie wybawić od śmierci i rozkładu, przyłączyć mnie do swej chwały i swej boskości i dać mi w niej udział?”. "
Publikacja "Modlitwa mistyczna" Symeona Nowego Teologa to w rzeczywistości zbiór fragmentów hymnów i pism tegoż autora, wraz we wstępem Łukasza Leonkiewicza, jest to więc tylko wybór, nie jakiś zwarty, pełny tekst. Możemy jednak się zapoznać ze specyfiką teologii Symeona, a ta jest wybitnie chrystocentryczna i akcentująca działanie łaski przez wiarę. W gruncie rzeczy można...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toIntrygująca książeczka pozwalająca poznać trochę umysł osoby, która 20 lat spędziła w klasztorze. Bardzo szybko i łatwo się to czyta, czasami jednak mam wrażenie, że celowo wiele rzeczy zostało tutaj wyolbrzymionych i podkreślonych.
Intrygująca książeczka pozwalająca poznać trochę umysł osoby, która 20 lat spędziła w klasztorze. Bardzo szybko i łatwo się to czyta, czasami jednak mam wrażenie, że celowo wiele rzeczy zostało tutaj wyolbrzymionych i podkreślonych.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wyśmienita spekulacja filozoficzna, co stwierdzam po tym, że nic nie zrozumiałem. Na plus traktat "Szczyt kontemplacji" w zwięzły sposób przedstawiający Boga jako Móc wszelkiego móc. Pozostałe dwa pisma dość obszerne i bardzo trudne. Cieszy jednak, że coraz więcej pism Kuzańczyka pojawia się na naszym rynku wydawniczym.
Wyśmienita spekulacja filozoficzna, co stwierdzam po tym, że nic nie zrozumiałem. Na plus traktat "Szczyt kontemplacji" w zwięzły sposób przedstawiający Boga jako Móc wszelkiego móc. Pozostałe dwa pisma dość obszerne i bardzo trudne. Cieszy jednak, że coraz więcej pism Kuzańczyka pojawia się na naszym rynku wydawniczym.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to