-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
Ciężko oceniać opowieści, które powstały niemal 100 lat temu, gdy ludzie żyli w zupełnie innych warunkach, mieli zupełnie inne pojęcie o nauce i wszechświecie, gdzie popkultura nie byla jeszcze rozwinięta, a telewizja została dopiero co wynaleziona. W takich okolicznościach opowiadania Lovencrafta mogły robić piorunujace wrażenie i ocena ich mogłaby być zupełnie inna. Dzisiaj opowieści te straciły już wiele ze swojego uroku i czytało mi się je czasami dość ciężko, choć przyznać muszę, że uniwersum stworzone przez Lovencrafta jest naprawdę imponujące, opisy potworów realistyczne, a całość opowiedziana jest niemal z kronikarską precyzją. Tak więc nie mam wiekszych zastrzeżeń co do treści. Jest szczegółowo, mrocznie i całkiem niepokojąco.
To czym szczególnie wyrożnia się to wydanie, to świetne tłumaczenie oryginału. Nie raz byłem pod wrażeniem słownictwa, jak i stylu opowiadania autora. Jeśli więc zabierać się za Lovencrafta, to polecam zdecydowanie to właśnie wydanie od Vasper.
Czy natomiast warto?
Pewnie tak, ale tylko po to, żeby zapoznać się z twórczością autora i wyrobić sobie wlasne zdanie na jego temat. Dla mnie książka była raczej średnio interesująca i cieszę się, że udało mi się dobrnąć do jej końca.
Tradycyjnie podnoszę jednak ocenę oczko w górę za "wiekowość" dzieła, bo ząb czasu dotyka każde dzieło po równo i niewiele tytułów potrafi poradzić sobie z upływem czasu.
Ze wszystkich opowieści wyróżniłbym "Widmo nad Innsmouth", ale to akurat sprawa drugorzędna, bo opowiadania są w miarę podobne jakościowo i wybór najlepszego z nich jest rzeczą dyskysyjną. Na wiecej jednak nie mam ochoty i świat Locencrafta zostawiam już za sobą.
Ciężko oceniać opowieści, które powstały niemal 100 lat temu, gdy ludzie żyli w zupełnie innych warunkach, mieli zupełnie inne pojęcie o nauce i wszechświecie, gdzie popkultura nie byla jeszcze rozwinięta, a telewizja została dopiero co wynaleziona. W takich okolicznościach opowiadania Lovencrafta mogły robić piorunujace wrażenie i ocena ich mogłaby być zupełnie inna....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTodd McFarlane przenosi nas do podziemia Nowego Jorku, badając sprawę uprowadzonych bezdomnych. W takim klimacie otrzymujemy opowieść o świecie polityki, odizolowaniu społecznym, walce z uzależnieniem i sukcesie propagandy. Niby przeciętna i wtórna opowieść, ale wcale nie głupia. Teksty juz trochę nadszarpnięte zębem czasu, za to rysunek wciąż na najwyższym poziomie.
Todd McFarlane przenosi nas do podziemia Nowego Jorku, badając sprawę uprowadzonych bezdomnych. W takim klimacie otrzymujemy opowieść o świecie polityki, odizolowaniu społecznym, walce z uzależnieniem i sukcesie propagandy. Niby przeciętna i wtórna opowieść, ale wcale nie głupia. Teksty juz trochę nadszarpnięte zębem czasu, za to rysunek wciąż na najwyższym poziomie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jim Lee powraca, aby od nowa napisać historię Ligi Sprawiedliwości i skierować DC na nowe tory. Komiks idealny aby zacząć przygodę z światem DC. Poznajemy wszystkich kluczowyh bohaterów, którzy poznają przy okazji samych siebie w walce przeciwko potężnemu wrogowi z zaświatów.
Geoff Johns nie wymyśla koła na nowo, ale trzyma się dobrych i sprawdzonych schematów, próbując to robić sensownie i zachowując pozory realizmu. I to mu się naprawdę udaje. Akcja trzyma się kupy i jest sensownie rozpisana, bohaterowie mają osobowość. A najważniejszym aspektem opowieści są wzajemne relacje między superbohaterami, które powodują ze komiks ten czyta się naprawdę przyjemnie. No i co chyba najważniejsze, przyjemnie się go przede wszystkim ogląda!
Liga Sprawiedliwości to bardzo dobrze napisany i zilustrowany komiks akcji mający dostarczyć czystej rozrywki. I w takiej formule sprawdza sie bardzo dobrze. A to, że pod koniec jest trochę patetyczny, czy to komuś przeszkada? W końcu to komiks o grupie największych superbohaterów i taka patetyczność jest tu jak najbardziej na miejscu. Dobry początek nowego runu.
Jim Lee powraca, aby od nowa napisać historię Ligi Sprawiedliwości i skierować DC na nowe tory. Komiks idealny aby zacząć przygodę z światem DC. Poznajemy wszystkich kluczowyh bohaterów, którzy poznają przy okazji samych siebie w walce przeciwko potężnemu wrogowi z zaświatów.
Geoff Johns nie wymyśla koła na nowo, ale trzyma się dobrych i sprawdzonych schematów, próbując...
Mysterio pozwala twórcom na puszczenie wodzy fantazji i stworzenia czegoś pięknego i nieszablonowego. Jednak nie tym razem. Alex Saviuk dostosował się do bardzo przeciętnego scenariusza i nie wyniósł tej opowieści na wyższy poziom.
Jako dodatek otrzymujemy nowelkę gdzie Peter opowiada Mary Jane o swoich niezwykłych mocach.
Numer do pominięcia.
Mysterio pozwala twórcom na puszczenie wodzy fantazji i stworzenia czegoś pięknego i nieszablonowego. Jednak nie tym razem. Alex Saviuk dostosował się do bardzo przeciętnego scenariusza i nie wyniósł tej opowieści na wyższy poziom.
Jako dodatek otrzymujemy nowelkę gdzie Peter opowiada Mary Jane o swoich niezwykłych mocach.
Numer do pominięcia.
Moon Knight mnie nie urzekł. Opowiastki są krótkie i nieprzekonujące, kreska raczej przeciętna, a bohater to taka hybryda różnych postaci superbohaterskich, którego ciężko traktować poważnie. Rysunek jest raczej nieskomplikowany i pasuje do luźnej treści tego komiksu.
Osobiście jestem zawiedziony, bo po Ellis-sie spodziewalem sie czegoś więcej. A wyszedł taki eksperyment, który ostatecznie Ellis w końcu porzucił. I wcale się temu nie dziwię, bo ja porzucam ten pomysł już po pierwszym zeszycie.
Moon Knight mnie nie urzekł. Opowiastki są krótkie i nieprzekonujące, kreska raczej przeciętna, a bohater to taka hybryda różnych postaci superbohaterskich, którego ciężko traktować poważnie. Rysunek jest raczej nieskomplikowany i pasuje do luźnej treści tego komiksu.
Osobiście jestem zawiedziony, bo po Ellis-sie spodziewalem sie czegoś więcej. A wyszedł taki eksperyment,...
W Gotham pojawia się śmiertelny wirus i Batman wraz pomocnikami robi co może aby odnaleźć ozdrowieńca, który będzie dysponował odpowiednimi przeciwciałami by powstrzymać zarazę.
Opowieść trochę inna niż wszystkie, bo nie uświadczymy tutaj zbyt wielu pojedynków Batmana, za to fabuła opiera się głównie na ukazaniu sposobów rozprzestrzeniania się wirusa, jak i prób powstrzymania go. Bogaci mieszkańcy Gotham próbują ratować skórę wydając swoje ciężko zarobione miliony, a biedni czekają na śmierć. Całość jest bardzo sensownie opowiedziana i przyjemnie mi się to czytało. Nie sposób odwoływać się przy lekturze tego komiksu do niedawno minionej "pandemii". Jedynie zakończenie trochę zbyt proste i mało dramatyczne jak na taki poważny event, ale proste zakończenia bywają czasem najbardziej sensowne.
Opowieść o epidemii nie zajmuje jednak całości tego wydania, a ostatnia ćwiartka tego albumu to dwie 3-częściowe opowieści bardzo luźno powiązane z epidemią.
Pierwsza z nich dotyczy zaginionego skarbu Inków i jest to bardzo sprawnie opowiedziana historia w której autor w bardzo ciekawy sposób tlumaczy teorię fizyki kwantowej, którą łączy z teorią o duchach i wierzeniami starożytnych Inków.
Czytałem coś nie coś o teorii kwantowej, ale dopiero te 2-3 strony poświęcone temu tematowi w tym komiksie pomogły mi lepiej zrozumieć o co chodzi z tą "widocznością" cząsteczek. Ambitna tematyka jak na komiks i godne to pochwały.
Opowieść ta pozytywnie mnie zaskoczyła, bo niby głupia opowieść o duchach, a niesie ze sobą ciekawą treść, trochę historii o podbojach kolonialnych, kwantach i duchach.
Ostatnia opowieść jest natomiast poświęcona zjawisku snu. I tutaj również autor raczy nas ciekawymi informacjami, chocby o Hitlerze, ale całość jest nierówna i momentami banalna. Najlepiej wypada środkowa część opowieści.
Graficznych fajerwerków tutaj nie ma, ale poza właściwie dwoma "brzydkimi" rozdziałami rysowanymi przez Tommy Lee Edwards i John McCrea, całość wypada przyzwoicie. Jako ciekawostkę zaznaczyć wypada, że kilka stron tego komiksu jest rysowane przez Norma Breyfogla. Kto zna komiksy Batmana z wczesnych lat 90-tych od razu powinien rozpoznać styl mistrza Norma, którego styl ze średnim skutkiem zdaje się trochę naśladować Kelly Jones.
"Epidemia" przywyższyła moje oczekiwania i znajdzie miejsce na mojej półce, bo to ciekawsza i dojrzalsza historia niż część sagi Knightfall i zapewne jeszcze do niej za kilka lat wrócę.
W Gotham pojawia się śmiertelny wirus i Batman wraz pomocnikami robi co może aby odnaleźć ozdrowieńca, który będzie dysponował odpowiednimi przeciwciałami by powstrzymać zarazę.
Opowieść trochę inna niż wszystkie, bo nie uświadczymy tutaj zbyt wielu pojedynków Batmana, za to fabuła opiera się głównie na ukazaniu sposobów rozprzestrzeniania się wirusa, jak i prób...
Komiks trochę dziwny, bo jest to bardziej opowieść o Cable i jego grupie X-Force, niż o Spider-Manie. Do tego historia wygląda na fragment jakiegoś większego wydarzenia, którego Pająk jest tylko obserwatorem. Do tego Tm-Semic okroił 3-zeszytową historię do 52 stron, co sprawia że całość jest mniej czytelna.
Dużo bohaterów i gadania o tym, kto komu zaraz dokopie. Sporo też już troszkę zwietrzałego humoru początku lat 90-tych. O fabule nie ma co się tutaj rozpisywać bo jak ktoś nie czytał serii X-Men, to prawdopodobnie niewiele z tego komiksu zrozumie.
Komiks ma jednak też swój wyróżnik. Jest nim oprawa graficzna. Serię X-Force rysuje Rob Liefeld, ktorego rysunki przypominają mi bardzo prace Whilce Portacio.
Glównym powodem ukazania się tego komiksu w Polsce jest jednak Todd McFarlane kończący 2. sezon w wydawnictwie. Todd zmienia tutaj jednak zasady i rysuje w poprzek, tak że komiks czytać należy horyzontalnie. I efekt tego jest naprawdę bardzo dobry. Tylko że, niewygodne to trochę. Może dlatego taki eksperyment się nie przyjął.
Komiks trochę dziwny, bo jest to bardziej opowieść o Cable i jego grupie X-Force, niż o Spider-Manie. Do tego historia wygląda na fragment jakiegoś większego wydarzenia, którego Pająk jest tylko obserwatorem. Do tego Tm-Semic okroił 3-zeszytową historię do 52 stron, co sprawia że całość jest mniej czytelna.
Dużo bohaterów i gadania o tym, kto komu zaraz dokopie. Sporo...
Bardzo dobre zakończenie tej, jakby nie patrzeć, kryminalnej opowieści o pogoni za sensacją, jak i o kondycji dziennikarstwa. Pogoń za sensacją, ilość wyświetleń, blichtr i sława. A prawda? Prawda nie jest warta druku, jak podsumowuje jeden z bohaterów tego komiksu. U.
Jak na historyjkę obrazkową to jest całkiem dobry kryminał. Doczepić się jednak muszę do wizerunku reporterki Anny, która wygląda identycznie jak żona Parkera, Mary Jane. Mc'Farlane pojechał tutaj ewidentnie z pamięci lub zapomniał że portretuje zupełnie inną kobietę. Takie małe niedopatrzenie.
Zdecydowaniem mogę polecić tę historię, tym bardziej że jest do dostania na dobrym papierze w wydaniu zbiorczym.
Warto. I niskie oceny (tutaj) tego nie zmieniają.
Bardzo dobre zakończenie tej, jakby nie patrzeć, kryminalnej opowieści o pogoni za sensacją, jak i o kondycji dziennikarstwa. Pogoń za sensacją, ilość wyświetleń, blichtr i sława. A prawda? Prawda nie jest warta druku, jak podsumowuje jeden z bohaterów tego komiksu. U.
Jak na historyjkę obrazkową to jest całkiem dobry kryminał. Doczepić się jednak muszę do wizerunku...
Druga i trzecia część "Zmysłów" to komiks dla koneserów.
Na pierwszy plan wysuwa się tutaj rysunek i popisy Mc'Farlane'a, ale chciałbym również zwrócić uwagę na treść. To bardzo dojrzały komiks i nie ma tutaj bezmyślnej nawalanki i pojedynków superbohatetow. Otrzymujemy natomiast powoli i sprawnie rozkręcający się kryminał, który wydaje się być tłem dla opowieści o niszczycielskim dzialaniu człowieka na przyrodę i bezmyślnym zabijaniu zwierząt. A jako że akcja dzieje się w Kanadzie, to Peterowi towarzyszyć bedzie również najsławniejszy kanadyjski mutant-bohater. Odpowiednia osoba aby poradzić sobie z zabijającym dzieci Yeti.
Komiks jest naprawdę bardzo dobry. Spokojne i sensowne prowadzenie akcji, piękne i szczegółowe rysunki i trafny obraz psychologiczny ludzkich zachowań.
Czy potrzebne jest coś więcej?
Polecam szczególnie bardziej dojrzałemu czytelnikowi. Jesli ktoś nie jest przekonany do komiksów, to " Zmysły" mogą być tym komiksem, po który warto sięgnąć. Tym bardziej że po wielu latach komiks ten wydał mi się lepszy niż wtedy, gdy czytalem go po raz pierwszy. A to jest komplement.
Druga i trzecia część "Zmysłów" to komiks dla koneserów.
Na pierwszy plan wysuwa się tutaj rysunek i popisy Mc'Farlane'a, ale chciałbym również zwrócić uwagę na treść. To bardzo dojrzały komiks i nie ma tutaj bezmyślnej nawalanki i pojedynków superbohatetow. Otrzymujemy natomiast powoli i sprawnie rozkręcający się kryminał, który wydaje się być tłem dla opowieści o...
Komiks ten to przede wszystkim początek bardzo dobrej sagi " Zmysły" i powrotu Todda Mc'Farlane'a. To co wyróżnia ten komiks to spokojne budowanie akcji i oczywiście świetne rysunki. To bardzo dobry początek historii.
Wcześniej jednak dostajemy zapełniacza, a tym zapełniaczem jest Miguel O'Hara i Spider-Man 2099 z rysunkami Marca Silvestri. W latach 90-tych pojawienie się serii "Spider-Man 2099" spotkało się ze sporym zainteresowaniem czytelników, więc nie dziwi, że TM-Semic postanowiło przybliżyć tę postać polskiemu czytelnikowi.
I nawet cieżko jest ten fragment historii Miguel'a O'Hary oceniać, bo to nie jest zamknięta historia, lecz jedynie pewien (ważny) epizod w życiu Spider-Mana z przyszłości. Co mogę o tym powiedzieć? Jest całkiem w porządku, mógłbym się na to skusić.
Spider-Man 2099 zaniża jednak trochę ocenę tego komiksu jako całości. Gdyby oceniać ten komiks tylko przez pryzmat "Zmysłów" to ocena byłaby co najmniej o oczko wyższa.
Komiks ten to przede wszystkim początek bardzo dobrej sagi " Zmysły" i powrotu Todda Mc'Farlane'a. To co wyróżnia ten komiks to spokojne budowanie akcji i oczywiście świetne rysunki. To bardzo dobry początek historii.
Wcześniej jednak dostajemy zapełniacza, a tym zapełniaczem jest Miguel O'Hara i Spider-Man 2099 z rysunkami Marca Silvestri. W latach 90-tych pojawienie...
Pierwsza połowa tego albumu to kontynuacja przygód Matta z tomu drugiego. Choć ewidentnie nie jest to udana kontynuacja. To co najwyżej średnie zakończenie runu Millera i odniosłem wrażenie jakby Miller był juz myślami gdzieś indziej, daleko od Daredevila.
Drugą połowę albumu wypełniają natomiast dodatki.
Wpierw mamy kilka historii z serii " co by było gdyby" Electra przeżyła walkę z Bullseyem albo gdyby Daredevil został członkiem SHIELD. Niestety, nie są to wciągające, ani dobre opowieści.
Na koniec albumu otrzymujemy dwie dłuższe historie stworzone przez Millera w późniejszym okresie. Są to oniryczne opowieści charakteryzujace się eksperymentami w warstwie graficznej. Zmieniony styl rysunku Franka, czy też "malarstwo" Billa Sienkiewicza w "Love and War" nie przypadło mi jednak do gustu. Doceniam, że Frank próbował czegoś nowego, ale ogólnie to nie są udane opowieści. Strasznie mnie znudziły i nie miałem nawet ochoty szczególnie wczuwać się w akcję tych opowiadań. Być może są ciekawe z punktu widzenia historii komiksu i rozwoju kariery Millera, ale mnie zupełnie nie porwały. Dostrzegam w nich element świeżości i innowacyjności ale to nie są jeszcze dobrze napisane historie. To bardziej eksperymenty.
Podsumowując, w tomie trzecim nie pozostało już niemal nic z ciekawie opowiadanej historii o Daredevillu. To zbiór różnych opowiadań Millera zebranych w jeden album, który jest raczej ciekawostką lub rzeczą dla kolekcjonerów. Do tego niemal wszystko kręci się wokół Elektry, co też jest juz trochę męczące.
Osobiście nie mam tutaj ani jednej historii do ktorej chciałbym kiedyś wrócić. Rozczarowanie.
Pierwsza połowa tego albumu to kontynuacja przygód Matta z tomu drugiego. Choć ewidentnie nie jest to udana kontynuacja. To co najwyżej średnie zakończenie runu Millera i odniosłem wrażenie jakby Miller był juz myślami gdzieś indziej, daleko od Daredevila.
Drugą połowę albumu wypełniają natomiast dodatki.
Wpierw mamy kilka historii z serii " co by było gdyby" Electra...
Typowy akcyjniak. Dużo bohaterów, walki i gadaniny o tym jak ogień piekielny pochłonie grzeszników, a Venom pożre mózg Pająka. :)
Najwiekszym atutem tego komiksu ( jak i wcześniejszego numeru) są rysunki Adama Kuberta. A w tym numerze Adam już w ogóle popisuje się swoim warsztatem. Jego wersja Venoma jest tym co warto zobaczyć. Jesli coś zostanie mi w pamięci po "Duszach Venoma", to właśnie kilka genialnych kadrów z szkicami starszego z braci Kubertów.
Typowy akcyjniak. Dużo bohaterów, walki i gadaniny o tym jak ogień piekielny pochłonie grzeszników, a Venom pożre mózg Pająka. :)
Najwiekszym atutem tego komiksu ( jak i wcześniejszego numeru) są rysunki Adama Kuberta. A w tym numerze Adam już w ogóle popisuje się swoim warsztatem. Jego wersja Venoma jest tym co warto zobaczyć. Jesli coś zostanie mi w pamięci po "Duszach...
Mark Zuckerberg i Bill Gates lubią to!
Bestseller Harariego wydany został 10 lat temu i zdobył sobie sympatię wielu ważnych osób ze świata nauki i biznesu jak choćby Bill Gates czy Mark Zuckerberg.
Czy słusznie?
Tak, bo to jest bardzo dobra książka przedstawiająca genezę powstania naszego gatunku. I pierwsza połowa tej książki jest dokładnie o tym.
Póżniej autor zagłębia się bardziej w ekonomię i opisuje okres rewolucji przemysłowej i jej wpływ na rozwój homo sapiens, skupiając się głównie na znaczeniu kapitalizmu.
Podoba mi się że autor krytycznie podszedł do opowiedzenia historii naszych dziejów. Zastanawia jednak, że autor skupil się głównie na krytyce kapitalizmu i konsumpcjonizmu, nie wspominając prawie w ogóle o socjalizmie, przez co książka wydaje się być trochę stronnicza pod tym względem.
Ksiażka pozwoliła mi lepiej zrozumieć dlaczego świat podąża w kierunku, w ktorym obecnie podąża. Odpowiedzi na to pytanie dają ostanie rozdziały, gdzie autor przechodzi płynnie do psychologii i opowiada o naszym szczęściu.
To właśnie szczeście jest teraz tym, czym politycy i "wielcy" tego świata chcą nas obdarzyć. Podpierając się psychologią autor twierdzi, że rozwój technologiczny nie przyniósł ludziom szczęścia i ludzie byli tak samo szczęśliwi w czasach średniowiecza jak teraz. To że mamy dziś telewizory, samochody i możemy podróżować nie czyni nas bardziej szczęśliwych, bo w długim terminie nasze szczęście równa się constans. I nawet kupno nowego samochodu czy drogiej zabawki tylko na chwilę podnosi nam poziom seratoniny. I o ile z punktu widzenia psychologii autor zdaje się mieć rację, to takie twierdzenie jest jednocześnie bardzo niebezpieczne. Harrari twierdzi, że zarówno w ustrojach demokratycznych jak i dyktatorskich ludzie wykazują pidobny piziom zadowolenia. Stąd jest już tylko krok aby stwierdzić, że będziemy tak samo szczęśliwi w ustroju socjalistycznym czy dyktatorskim, bez możliwości podróżowania, bez sklepów pełnych jedzenia i z ograniczonymi prawami człowieka. Bez konieczności posiadania czegokolwiek. " Nie będziecie mieli nic i będziecie szczęśliwi" zdaje się twierdzić Harari. Jakieś podobieństwa do komunizmu?
Po co nam w ogóle wiedza skoro informacja o tym, że ktoś inny ma lepiej od nas sprawia tylko tyle, że czujemy się nieszczęśliwi. Szczęście naszym najważniejszym dobrem. " Wolność to niewola, ignorancja to siła", chciałoby się rzec cytując Orwella.
Więc może lepiej dla nas będzie jak nie będziemy musieli podejmować żadnych decyzji, nie będziemy musieli nawet zmuszać się do myślenia i pozwolimy "rządowi światowemu" myśleć za nas. Bo autor jest za stworzeniem rządu światowego, gdyz tylko to wedlug autora może nas uchować od wojen. Tylko że rzad światowy to mrzonka, bo nawet gdyby udało sie zjednoczyć świat "Zachodni" pod jednym sztandarem, to i tak pozostaną jeszcze Chiny czy świat muzułmański który nie da się tak zjednoczyć i wojny bedą dalej się toczyć. Tylko miedzy kontynentami. Dokładnie jak w "Roku 1984".
Ponieważ nasze szczęście równa się w dlugim terminie constans, to jedynym sposobem na to zebyśmy byli ciągle szczęśliwi jest farmakologia. Tabletki na depresję dla każdego.
Żeby nie przedłużać niepotrzebnie tego wywodu, niepokoi mnie koncepcja uszczęśliwiania ludzkości. Liberalna zasada mówi że "jeśli państwo chce cię uszczęśliwiać to bierz nogi za pas i uciekaj ". Na myśl nasuwa mi się od razu Korea Północna gdzie ludzie są najbardziej szczęśliwi na świecie, gdyż wierzą że mają najlepszego przywódcę na świecie i wierzą ze Kim Dzong Un zamknął im granice państwa po to, aby inni nie przyjeżdżali do kraju pławić się w północnokoreańskim luksusie. Nawet internet jest tam wyłączony aby koreańczycy nie musieli popadać w depresję, że gdzies indziej na świecie inni mają lepiej.
Pomimo, że wnioski płynące od Harariego są dość niebezpieczne, to książka sama w sobie jest jednak bardzo dobra. Sporo nozna się od buej dowiedzieć, szczególnie pod katem historycznym. Stała sie jednak powszechnie usprawiedliwieniem dla tworzenia rządu światowego i ogranicznia praw człowieka.
Mark Zuckenberg inwestuje miliardy w wirtualny świat, w którym bedziemy mogli się zanurzyć aby zapomnieć o naszych troskach. Tam bedziemy mogli być kim tylko chcemy. Tam bedziemy mogli być wolni, piękni i bogaci, kupując nikomu niepotrzebne wirtualne ubrania, samochody i inne bajery. Tam będziemy mogli być w końcu szczęśliwi.
Czy polubimy taką wersję naszej przyszłości?
Nie dziwię się, że Mark Zuckerberg i Bill Gates lubią to!
Mark Zuckerberg i Bill Gates lubią to!
Bestseller Harariego wydany został 10 lat temu i zdobył sobie sympatię wielu ważnych osób ze świata nauki i biznesu jak choćby Bill Gates czy Mark Zuckerberg.
Czy słusznie?
Tak, bo to jest bardzo dobra książka przedstawiająca genezę powstania naszego gatunku. I pierwsza połowa tej książki jest dokładnie o tym.
Póżniej autor...
Klasyka, która nic nie straciła ze swojej aktualności. Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto ceni sobie wolność. Warto czytać, póki jeszcze można, bo kiedyś trafi na listę ksiąg zakazanych.
Klasyka, która nic nie straciła ze swojej aktualności. Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto ceni sobie wolność. Warto czytać, póki jeszcze można, bo kiedyś trafi na listę ksiąg zakazanych.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to