cytaty z książki "Irlandia wstaje z kolan"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Przemoc seksualna powstaje ze splotu czterech czynników: bycia na pozycji władzy, złości i frustracji, problemów z seksualnością oraz samotności, czyli niezaspokojonej potrzeby więzi i intymności. System Kościoła katolickiego potęguje wszystkie cztery. Po pierwsze zapewnia władzę nad ludźmi, po drugie wymaga absolutnej podległości przełożonym, co rodzi złość i frustrację, po trzecie ma obsesję czystości, co wywołuje problemy z seksualnością, a po czwarte odcina od głębokich więzi z ludźmi.
Kościół ma tak wielką władzę, bo połączył wiarę w magię z lękiem przed złamaniem prawa.
Będę szczery - Jan Paweł II był katastrofą. Opóźnił dostosowanie się Kościoła do nowego życia. Sobór Watykański mówił, że należy czytać znaki czasu, uczyć się, być częścią społeczeństwa, ewoluować razem, rosnąć dynamicznie. A on chciał tylko umocnić bariery i powstrzymać świat przed ingerencją. Mieliśmy Boga i to miało wystarczyć. Teraz, gdy do Kościoła dotarły znaki czasu, jest już za późno na cokolwiek.
Przemoc seksualna powstaje ze splotu czterech czynników: bycia na pozycji władzy, złości i frustracji, problemów z seksualnością oraz samotności, czyli niezaspokojonej potrzeby więzi i intymności. System Kościoła katolickiego potęguje wszystkie cztery. Po pierwsze zapewnia władzę nad ludźmi, po drugie wymaga absolutnej podległości przełożonym, co rodzi złość i frustrację, po trzecie ma obsesję czystości, co wywołuje problemy z seksualnością, a po czwarte odcina od głębokich więzi z ludźmi. Zakazane jest wchodzenie w związki małżeńskie, a nawet nawiązywanie indywidualnych przyjaźni, ponieważ uczuciem należy obdarzać całą wspólnotę, a nie pojedynczą osobę. Im dłużej księża muszą żyć w celibacie, odcięci od swojej seksualności, tym trudniej im jest poradzić sobie z frustracją i złością.
Zmuszanie do zachowania sekretu jest największą bronią ciemiężcy.
W Polsce dla Kościoła nawet joga jest bardzo podejrzana, a co dopiero akupunktura.
Teraz córka i syn nie mogą zrozumieć, dlaczego ludzie chodzą do tych wielkich budynków raz w tygodniu, modlą się i dają ofiarę na kościół. Patrzą na to podobnie jak na tańce afrykańskich plemion, które mają wywołać deszcz. Z ich perspektywy te obrzędy niewiele się różnią.
Nazwijmy rzeczy po imieniu 'klauzula sumienia' jast odmową pomocy.
Chcielibyśmy Polski, w której Kościół i państwo nie dyktuje nam, jak mamy żyć. Przejęliśmy od Solidarności walkę o prawa człowieka, podczas gdy ona zajęła się umacnianiem pozycji Kościoła.
Dla mnie Jan Paweł II prowadził Kościół tą drogą, mówił, że trzeba być twardym, że jeśli jesteś katolikiem, to chodzisz do kościoła i mówisz „nie” antykoncepcji, rozwodom i równości kobiet.
Nawet najmniejsza rzecz przybliża nas do zwycięstwa. Dla mnie to jak płatki śniegu spadające na gałąź. Nic się nie dzieje, a potem jeszcze jeden płatek i gałąź się łamie.
Zła nie da się cofnąć. Żadna ilość pieniędzy nie zmieni przeszłości. Żadna ilość terapii nie załatwi sprawy. To, co się wydarzyło, jest częścią podróży przez życie.
Kościół ma tak wielką władzę, bo połączył wiarę w magię z lękiem przed złamaniem prawa. Przejął kontrolę nad cudownymi obiektami takimi jak relikwie, medaliki, woda święcona oraz nad rytuałami jak pielgrzymki, posty, procesje. Prawa, które ustanowił, przedstawił jako absolutne i dla wszystkich wiążące. Dlatego największym niebezpieczeństwem są dla niego ludzie myślący samodzielnie i kierujący się własnym sumieniem.
To zamykanie Kościoła od wewnątrz i piętnowanie seksualności wydawało się stać w sprzeczności z tym, jak Jan Paweł II był odbierany przez wiernych. Charyzmatyczny, chcący być blisko ludzi, papież pielgrzym. Prawdą jest, że odmienił relacje katolików z Żydami i zwracał się do nich jako do umiłowanych, starszych braci w wierze. Prawdą jest, że chciał, aby Duch Święty odmienił oblicze naszej ziemi, zabiegał o Polskę wolną od komunizmu i wspierał Solidarność. Tak go zapamiętaliśmy.
Ale gdy pojechałam do Irlandii, usłyszałam:
– Był największą katastrofą w dziejach Kościoła.
– Zniszczył Kościół, kiedy jeszcze było coś do uratowania. Rozejrzyj się, katolicyzm dogorywa.
– Jak można było go uczynić świętym?
– Autorytarny, dogmatyczny, zastraszający. Bo albo będzie tak jak on chce, albo wcale. Nie zgadzasz się z nim, to wylatujesz.
Mówili tak wszyscy moi rozmówcy, których pamięć sięgała lat 60. Głęboko wierzący i oddani chrześcijaństwu świeccy oraz księża i zakonnice związani z Kościołem na dobre i złe.
Kościół nie jest organizacją, do której się dobrowolnie dołącza. Rodzisz się w ustalonym porządku zasad i reguł, które są egzekwowane przez groźbę potępienia. Kościelna władza opiera się na ekskomunice, odmowie zbawienia i utracie prestiżu. Nagrodą w doczesnym życiu jest wysoki status społeczny i bycie częścią wspólnoty. Ksiądz jest moralnym policjantem, a szczegółowa wiedza o parafianach, którą zdobywa podczas spowiedzi, duszpasterskich wizyt i z donosów, pozwala mu utrzymać kontrolę.
Żeby się wyzwolić, pierwszą rzeczą jest zastanowienie się, w jaki sposób cię dominują.
W 1987 roku państwo wreszcie wykreśla z kodeksów status "nieślubności". To pierwsza oznaka, że coś drgnęło. Dotąd lata 80 przygważdżały smutkiem i beznadzieją. Okienko wolności, które udało się wykuć w poprzedniej dekadzie, zostało na długo zabite dechami. Lata 70 obfitowały w energię, emocję, inicjatywy, marsze. Świętowano małe zwycięstwa, takie jak wygrana w sądzie w sprawie importu galaretki plemnikobójczej.
Ale sprawiedliwość to też odsłonięcie prawdy. Uznanie twojej rzeczywistości, twoich doświadczeń. Uznanie jest najważniejsze, ono pozwala przezwyciężyć przeszłość. Pozwala odzyskać duszę.
Tak, to prawda, że na utrzymanie szkół zakony otrzymywały pieniądze. Zgadza się, dzieci były darmową siłą roboczą, z której pracy zgromadzenia czerpały dochody. Nie da się ukryć, że kongregacje nie dopełniły swoich obowiązków, nadużywały władzy, wychowankowie byli ofiarami przemocy fizycznej, emocjonalnej, seksualnej i zaniedbań. Ale to nie znaczy, że mamy im zapłacić tak dużo pieniędzy, broniły się zakony.
Ludzie stosują zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Skazują ich jako członków zepsutej moralnie instytucji na potępienie. Upadek księży jest nagły i ma miejsce z bardzo wysoka. Wynoszeni pod niebiosa, nagle są strącani do piekła.
Gniew Irlandczyków rośnie. Rok 2009 powala Kościół na kolana. Wtedy właśnie ukazuje się raport Ryana z dramatycznymi relacjami wychowanków szkół przemysłowych, a kilka miesięcy później komisja kierowana przez sędzię Murphy ogłasza, że Kościół nie chronił dzieci przed wykorzystaniem seksualnym. Stwierdza, że przez ostanie trzydzieści lat wszyscy arcybiskupi Dublina mieli wiedzę na temat nadużyć. ale ich postawę wobec ofiar da się zamknąć w zdaniu: "wyciągnij od nich jak najwięcej informacji, ale żadnych nie przekazuj". Wobec księży obowiązywała zasada: "nie pytaj o nic, nic nie mów" (don't ask, don't tell).
Raport sędzi Murphy poświęcony jest szczegółowemu śledztwu w sprawie 46 księży, którzy nakłonili do kontaktów seksualnych 320 dzieci. W trakcie prac komisji wniesiono jeszcze oskarżenia wobec ponad stu sprawców.
Po raz pierwszy w tym kraju raport dotyczący wykorzystywania seksualnego dzieci ujawnił próbę ingerencji Stolicy Apostolskiej w prowadzenie dochodzeń w niezależnej, demokratycznej republice. Wydobył na światło dzienne dysfunkcje, oderwanie od rzeczywistości i elitaryzm, które dominują w kulturze Watykanu do dziś. Gwałty i tortury na dzieciach były bagatelizowane lub ukrywane w celu utrzymania prymatu instytucji, jej władzy, pozycji i reputacji. Watykan, który powinien "wysłuchać uchem serca" wszystkich świadectw upokorzenia i zdrady, zamiast tego podał je w wątpliwość i nakazał ich skrupulatną analizę swoim prawnikom kanonicznym. To wykalkulowane, bezduszne stanowisko jest całkowitym przeciwieństwem pokory i współczucia, na których Kościół rzymski został uformowany.
Za znęcanie się nad dziećmi nowa parafia, za nazwanie rzeczy po imieniu ekskomunika.
Kościół, który znaliśmy, odszedł. Uważają tak nawet w Maynooth, naszym ostatnim seminarium. A oni są bardzo konserwatywni. Wkładanie energii w stare struktury to strata czasu, trzeba pozwolić temu Kościołowi umrzeć - mówią - i zobaczyć, co nowego się wyłoni. I ja się całkowicie z tym zgadzam. Przecież ludzie już odeszli, już ich nie ma.
Panowało przekonanie, że jeśli ktoś raz zostanie zawstydzony ujawnieniem tego, że molestował dzieci, to już nigdy więcej tego nie zrobi. A potem okazywało się, że tak się nie dzieje, problem narastał, a Kościół nie reagował. W końcu kobiety to zobaczyły i to wywołało ich gniew: To tym ludziom mamy się spowiadać z antykoncepcji, to oni grzebią w naszych duszach?
Najpilniejsze to ujawnić dokumenty. We Francji uznano, że wykorzystanie seksualne dziecka to nie jest wykroczenie przeciwko szóstemu przykazaniu, tylko piątemu: nie zabijaj, bo niszczy i zabija coś w ludziach. Niektóre z ofiar popełniły samobójstwo. To dotyczy każdego Kościoła w każdym kraju. Jeśli nie chcą się oczyścić, pokazać teczek, to jak można im zaufać w czymkolwiek?
Społeczeństwo odpowiada: to Kościół nam mówił, co mamy robić. To katolicka moralność formowała nasze sumienia i wskazywała jedyną słuszną drogę postępowania. Tak mieliśmy traktować grzeszników. Więc kto w końcu powinien wziąć odpowiedzialność za tę przemoc? Czy jednak księża i zakonnice nie uchylają się od tego, komu i czemu służyli?
Choć usunięto sprawców i wprowadzono politykę ochrony dzieci, mechanizmy, które leżą u podstaw problemu nadużyć, pozostały niezmienione.
W przemoc seksualną uwikłany był więc cały system kościelny. I wciąż jest, bo podstawowe zasady jego funkcjonowania nie zmieniły się ani na jotę: Absolutna władza papieża nad biskupami, biskupów nad księżami, przełożonych kongregacji nad zakonnikami. Obowiązkowy celibat przy pełnej świadomości związanych z jego utrzymaniem problemów. Niedopuszczanie kobiet do władzy w Kościele. Potępianie całej sfery seksualnej, w której wykorzystywanie dzieci jest tak samo grzeszne jak akt pozamałżeńskiej miłości. Wreszcie formacja księży, która nie przygotowuje ich do życia wśród ludzi.