Najlepszy kraj na świecie Nina Witoszek 6,1
ocenił(a) na 72 lata temu Książka z gatunku tych, które pochłania się w jeden wieczór. Norwegia opisana bez infantylizacji i idealizowania, ale też bez naiwnego demonizowania i skupiania się na opisanych już w tysiącach artykułów lub niemal nieistotnych wadach najszczęśliwszego kraju na świecie (odetchnęłam z ulgą nie musząc po raz kolejny czytać długich rozhisteryzowanych narzekań na Barnevernet czy norweskie imperialne ambicje przeszłości). To bystre, lotne spojrzenie na norweską duszę, historię i teraźniejszość spisane klarownym, konkretnym i zwięzłym językiem.
Zabierając się za tę pozycję należy liczyć się z tym, że znajdziemy tu mnóstwo odniesień do wydarzeń i postaci z norweskiej historii i kultury. Dobrze jest więc już coś na temat Norwegii wiedzieć albo być chętnym do nauki i szukania informacji na własną rękę podczas lektury. A najlepiej przed przystąpieniem do lektury mieć już przynajmniej średniozaawansowaną wiedzę na temat norweskiej historii, sztuki, literatury i społeczeństwa. Ta wiedza pozwoli nam bez większych przeszkód cieszyć się książką i płynnie poruszać się wśród kolejnych pisarzy, polityków, wydarzeń i mitów, które przywołuje autorka. Umożliwi również dostrzeżenie i zrozumienie aluzji, odniesień i drobnych żartów rozsianych po książce.
Na minus zaliczam nieco zbyt rozwlekłą krytykę współczesnej lewicy, w pewnym momencie autorka całkiem gubi wątek Norwegii, a skupia się na obśmiewaniu pewnej części lewej strony sceny politycznej. Trochę za dużo ogólnego ironizowania na temat "lewaków" tego świata, a za mało o Norwegii. Jasne, można tę charakterystykę odnieść do polityków i aktywistów norweskich, ale można ją też odnieść do polityków i aktywistów każdego innego zachodniego kraju. Moim zdaniem to zbędna i przydługa wstawka, która nie wyposaża czytelnika w żadne konkretne wiadomości o Norwegii.
Z diagnozami, które norweskiemu społeczeństwu stawia Witoszek można się nie zgadzać, a niejeden norwegofil będzie miał pewnie ochotę cisnąć książką w ścianę podczas czytania niektórych stron, ale nie da się ukryć, że na polskim rynku wydawniczym ta pozycja wyróżnia się pod wieloma względami i jest warta uwagi. Nina Witoszek nie jest przypadkowym blogerem zakochanym w bieganiu na nartach po norweskich stokach, a wybitną i uznaną humanistką o ogromnej wiedzy, głęboko związaną z Norwegią od wielu lat. Niewielu jest w Polsce skandynawistów, którzy mogą jej dorównać pod względem doświadczenia, wiedzy i obycia z norweskim społeczeństwem. Gdy ktoś taki publikuje książkę napisaną tak, by bez trudu zrozumieli ją zwykli śmiertelnicy to myślę, że grzech nie przeczytać. Jej zadziorną i odważną perspektywę polecam szczególnie tym, którym znudziły się już banały o pięknych fiordach, matpakkach z brunostem i powiewaniu flagami 17 maja.
I tylko przez chwilę dziwiło mnie to, dlaczego Norwegowie nie przegnają z kraju bluźniącej przeciwko typisk norsk dobroci Witoszek, a zamiast tego obsypują ją zaszczytami i pozwalają nauczać na norweskim uniwersytecie. Tylko przez chwilę, bo na to pytanie sama zainteresowana udziela odpowiedzi pisząc o niemal niemającej granic inkluzywności - i naiwności - norweskiej kultury, która rozbrajać radykalizm próbuje opiekuńczo przytulając go do piersi.