Powrót Bogini. Część 2 Phyllis Christine Cast 7,2
ocenił(a) na 118 tyg. temu Tak obrzydliwego przekazu nie spodziewałam się w tej serii - pozbawiło mnie ono całej dobrej woli i nadziei jaką miałam i nie sądzę, że cokolwiek jest mi w stanie ją zwrócić. Autentycznie parę razy odkładałam czytanie tego rozdziału do końca bo tak mną trzepało... Zastanawiałam się nawet nad zrobieniem mojego pierwszego DNF'a, ale jakoś przebrnęłam i teraz muszę po prostu powiedzieć o tym, co przeczytałam.
W trakcie książki mieliśmy możliwość poznać przeszłość Rhiannon i to, czemu stała się jaka stała. Nikt jej nie odmawiał niczego? No była Umiłowaną, to na pewno wpłynęło na nią i można to krytykować, chociaż ja tu widzę też winę Bogini, która sprawiła, że ludzie tak bezgranicznie poddają się wyborom kobiety, którą ona umiłuje... ALE NIE, największym wydarzeniem ją zmieniającym... Był gwałt - i to taki, który autorka książki próbuje wytłumaczyć jako coś, co Rhiannon sprowadziła na siebie sama bo nie słuchała Bogini.
Myślicie, że przesadzam? Pozwólcie, że Wam to nakreślę. Rhiannon ma jakieś 16 lat, jest święto w którym wybrany przez Eponę strażnik ma zrobić z Umiłowanej kobietę i zapewnić Parhtolonowi urodzaj i tak dalej... Przypomnę, ma ona 16 lat i jest dziewicą. Próbują zmusić ją do wypicia "specjalnego wina dla Wybranki", które "ma sprawić, żeby ten proces był dla niej niezwykłą przyjemnością" - w czym ja widzę zwykłe schlanie nieletniego, żeby seks mu się podobał. Brzmi super co nie? Ale to nie koniec, o nie! Kiedy ów strażnik przychodzi do namiotu się kochać z Rhiannon ta każe mu przestać, odejść, ale on nie słucha, bo wypił swoją część tego "specjalnego wina". Shannon widzi tę przeszłość i Epona śmie jej tłumaczyć, że NO ONA CHCIAŁA DLA RHIANNON DOBRZE, ŻE JEJ BY BYŁO TAK MIŁO JAKBY WYPIŁA WINO I POSŁUCHAŁA ICH TRADYCJI... A Rhiannon po prostu nie chciała. I krzyczała wyraźnie do Bogini, że nie da się zmusić. Ale jak mówiłam, niestety strażnika to nie obchodziło i zrobił z nią co chciał... To potem doprowadziło do tego, że traktowała ona seks przedmiotowo, wydawałoby się, że się bawi, a tak naprawdę zabawiała się partnerami, owijając ich w ten sposób wokół palca, ponieważ nie umiała połączyć cielesności z przyjemnością czy miłością.
SHANNON JEDNAK POSTANOWIŁA PODZIELIĆ SIĘ Z NAMI PRZEMYŚLENIEM, ŻE NO ONA NA MIEJSCU RHIANNON WYPIŁABY WINO, ALE ŻE BYŁA ONA ROZPUSZCZONA TO TEGO NIE ZROBIŁA - PRAKTYCZNIE TYM MÓWIĄC, ŻE SAMA SOBIE ZROBIŁA TEN GWAŁT. Myślałam, że mnie rozsadzi jak czytałam to. Shannon do wora i wór do jeziora.
Wisienką na torcie jest potem motyw miłości między Shannon a Clintem, fizycznej miłości, która miała miejsce bo, uwaga uwaga, BOGINI POWIEDZIAŁA JEJ, ŻE MA POZWOLIĆ MU SIĘ KOCHAĆ I TAK GO ULECZY. Shannon. Mężatce CF. Kobiecie noszącej jego dziecko, A BO PRZECIEŻ CLINT TO JEGO LUSTRZANE ODBICIE, TEŻ JEST OD TEGO, ŻEBY GO KOCHAĆ. A świetnie, czyli te wszystkie teksty o tym, że Rhiannon to dziwka i że zdradzała to nagle idą w niepamięć, bo ten skok w bok pobłogosławiła sama Epona? No super po prostu.
To wszystko tak mi przyćmiło całą książkę do tego stopnia, że nie mam ochoty mówić o tym nic więcej, poza tym, że była gorzej jak przeciętna, mało ciekawa i nudna. Gdyby nie to, że źle się czułam i praktycznie cały dzień byłam przykuta do łóżka, a wizja skończenia tego gniota szybko była dzięki temu możliwa, nie sądzę, że szybko zeszłaby mi ta lektura.
Chcę jednak wspomnieć jeszcze o ostatecznym starciu, że tak to ujmę, bo to jest kolejna pomyłka. To, w jaki sposób "zło" zostało pokonane wydaje się tak niesamowicie randomowe, jak gdyby ktoś doczytał ksiązkę to nwm, może 100 strony i musiał zmyślać, jak się skończy i powstało właśnie to. Autorka również nie umiała dokładnie opisać śmierci jednego z bohaterów, więc tak naprawdę o niej dowiadujemy się później ze stwierdzenia Shannon, bo z mowy przedśmiertnej naszej ofiary wcale nie wynikało, że planował odebrać sobie życie, a raczej pomóc tej biedaczce... A potem jest takie "eee, jak chcesz to zrobić będąc martwym?" - bo opisane jest tylko to, jak sobie zadaje śmiertelny cios. A potem nagle w epilogu dostajemy informację, że ten czyn rzekomo pogrzebał ich oboje... Okej? (Czytając recenzje następnej części dowiedziałam się, że chodziło tutaj o to, że nasz umierający bohater, kiedy zatopił się w drzewo, żeby pchnąć Shannon do domu... Został tak jakby pochłonięty częściowo w roślinie, więc trzymając w swoich objęciach naszą ofiarę numer dwa, uwięził ją w swoich objęciach bo... Tak? Drzewo go nie wyrzuciło po jego śmierci ani ona nie była się potem w stanie z tego uwolnić? Nie wiem, mam nadzieję, że książka wyjaśni więcej bo z tego szybkiego oglądu gówno wyszło - ale to jak z całej tej sceny.)
Od tej chwili nie będę nawet dla beki polecała przeczytania tej serii. Mam nadzieję, że świadomość istnienia tego gniota, choć będzie żyła na mojej półce z książkami, szybko zniknie z mojej pamięci.