Jesteśmy społecznością, która kocha książki

Jeszcze w listopadzie kąpaliśmy się w morzu. Nasze rowery stały oparte o siebie i drżały. Na jego rowerze zawsze wisiała czerwona chorągiewka z młotem i sierpem. Narody słyszały sygnały. Narody nic nie słyszały. Syreny milczały. Wtedy jeszcze milczały.

Jeszcze w listopadzie kąpaliśmy się w morzu. Nasze rowery stały oparte o siebie i drżały. Na jego rowerze zawsze wisiała czerwona chorągiewka z młotem i sierpem. Narody słyszały sygnał...

Rozwiń

Zwiń

Ład czuł się prowokowany i zapragnął ustawy. Wszyscy moraliści zatrąbili na polowanie. Zaczęli się skradać. Osaczyli mnie.

Ład czuł się prowokowany i zapragnął ustawy. Wszyscy moraliści zatrąbili na polowanie. Zaczęli się skradać. Osaczyli mnie.

Poddawałem miasto próbie. Stanowiłem zgorszenie. Chciałem być zgorszeniem. Ład mnie obserwował.

Poddawałem miasto próbie. Stanowiłem zgorszenie. Chciałem być zgorszeniem. Ład mnie obserwował.

Stałem pod szubienicą. Goniec jeszcze nie nadszedł. Ułaskawiony. Pętla wisiała luźno.

Stałem pod szubienicą. Goniec jeszcze nie nadszedł. Ułaskawiony. Pętla wisiała luźno.

Podpaliłem miasto. Palił się dom towarowy Erdmanna. Pochodnia w nocy. Palił się ratusz. Mój dokument rodowy spłonął. To dobrze. Sąd stał w płomieniach. Otworzyłem więzienie. Rozdzielałem towary ze sklepów między biednych i uwolnionych więźniów.

Podpaliłem miasto. Palił się dom towarowy Erdmanna. Pochodnia w nocy. Palił się ratusz. Mój dokument rodowy spłonął. To dobrze. Sąd stał w płomieniach. Otworzyłem więzienie. Rozdzielałe...

Rozwiń

Zwiń

Dziecko na ciemnych schodach; chwyciło mnie za rękę, szepcząc przewielebny. Byłem Raskolnikowem. Byłem jednym z biesów. Tym z piwnicznego lochu. Tym z kostnicy.

Dziecko na ciemnych schodach; chwyciło mnie za rękę, szepcząc przewielebny. Byłem Raskolnikowem. Byłem jednym z biesów. Tym z piwnicznego lochu. Tym z kostnicy.

Zdjąłem buty, związałem je razem, przewiesiłem przez ramię, szedłem boso dalej. Tak wyczuwałem miasto. Leżało pod moimi stopami. Było zimne i twarde.

Zdjąłem buty, związałem je razem, przewiesiłem przez ramię, szedłem boso dalej. Tak wyczuwałem miasto. Leżało pod moimi stopami. Było zimne i twarde.

Nie miałem żadnego celu. Stawałem na środku rynku. Byłem niepotrzebny; to mi się podobało. Rozkoszowałem się staniem na rynku. Po prostu tak sobie. Nie miałem nic do zaofiarowania. Nawet siebie.

Nie miałem żadnego celu. Stawałem na środku rynku. Byłem niepotrzebny; to mi się podobało. Rozkoszowałem się staniem na rynku. Po prostu tak sobie. Nie miałem nic do zaofiarowania. Nawe...

Rozwiń

Zwiń

Przyciągały mnie biblioteki. Nawiedzałem je, chciwie i maniakalnie. Do ich kierowników odnosiłem się jak kochanek, nieustępliwie. Bibliotekarze byli bezbronni. Ulegali mi.
Otwierali swoje szafy, rozstawali się ze swoimi skarbami.
Otoczyłem się słowem pisanym.

Przyciągały mnie biblioteki. Nawiedzałem je, chciwie i maniakalnie. Do ich kierowników odnosiłem się jak kochanek, nieustępliwie. Bibliotekarze byli bezbronni. Ulegali mi.
Otwiera...

Rozwiń

Zwiń

Dworzec Szczeciński był jaskinią złożoną z wiatru i sadzy oraz hałasów wielkiego ruchu. Był to Babilon; miejsce do wyruszenia. Smakowało mi powietrze. Żułem wolność.

Dworzec Szczeciński był jaskinią złożoną z wiatru i sadzy oraz hałasów wielkiego ruchu. Był to Babilon; miejsce do wyruszenia. Smakowało mi powietrze. Żułem wolność.