cytaty z książek autora "Katarzyna Tubylewicz"
Nie wierzę w wyrastanie z marzeń. Nie wierzę, że można się od nich uwolnić. Są jak kleszcze. I nie tylko to, nie wierzę także w ich niewinność. Marzenia nie mają w sobie nic z nieszkodliwych, białych obłoczków, z którymi igra sobie zimny wiatr rzeczywistości. Marzenia to burzowe chmury czarne od grzechów zaniedbania. Im bardziej czegoś pragniemy, tym bardziej skupiamy się na sobie, dążymy do zaspokojenia, zastanawiamy się, dlaczego to, co najważniejsze, co mogłoby nas nareszcie uszczęśliwić, nie dzieje się natychmiast, teraz, już, na zawołanie.
Zaczynam rozumieć, że jedynym domem, jaki możemy mieć, jest ukochany człowiek
Stawianie wymagań można interpretować też tak, że po prostu wierzysz, iż ludzie mogą im sprostać. Jeśli jakiejś wybranej grupie odpuszczasz więcej niż innym, to jest to w gruncie rzeczy dyskryminacja. Jakbyś zakładał, że na więcej ich nie stać.
Niby to oczywiste, że źródło agresji kryje się w głupocie, ale cholernie trudno dostrzec tę prawidłowość u siebie.
Do kobiet trzeba trochę cierpliwości, a kiedy cierpliwości już nie wystarcza, należy zatkać sobie uszy
(...) żyjemy w świecie grząskich gruntów i granic cienkich jak włos. Niepokojąco łatwo jest podążyć drogą tolerancji i otwartości po to, by nagle zorientować się, że przy okazji przeoczyliśmy jakąś paskudną formę opresji. Pewnie jeszcze łatwiej wprowadzić prawa, które mają czynić świat lepszym, a powodują destrukcję. Skomplikowana rzeczywistość wymaga uważności, a właśnie tej brak w czasach wielkiego przyśpieszenia. Którędy droga? Nie mam pojęcia [s.126-127].
Samotność , która mnie najbardziej przerażała, to ta, która pojawia się towarzystwie innych ludzi. Niezdolność przebicia się. Rozmowa, której słowa nic nie pozostawiają. Niezdolność przebicia się. Rozmowa, której słowa nic nie pozostawiają. Bycie z pozoru częścią kontekstu, ale w rzeczywistości bycie poza nim".
...książki były rodziną. Nie zawsze musiała je czytać, wystarczyło ułożyć kilka wokół siebie, poczuć fizyczną bliskość papieru, zapach....
Jest w Szwecji coś takiego jak "korytarz poglądów". To zbiór opinii, które są w danym momencie społecznie akceptowane. Jeśli się z tego zbioru wychylisz, to istnieje ryzyko, że zostaniesz wyłączony z debaty publicznej jako osoba nieodpowiedzialna albo głosząca szkodliwe poglądy [s. 290].
(...) w państwie opiekuńczym ważne jest, by bardzo głęboko zrozumieć jego założenia. Pomoc, którą możesz dostać, to jest twój plan B, a nie sposób na życie [s.273].
Kiedy potrzebujący pukają do twoich drzwi, musisz im otworzyć, nie ma dyskusji. Istnieje w końcu prawo międzynarodowe, które tego wymaga. Uważam jednak, że w momencie, w którym otwierasz drzwi powinieneś określić, co gościa w nowym kraju obowiązuje. "Witamy serdecznie, w Szwecji mamy takie a takie prawa oraz wartości. Jeśli ich nie akceptujesz, to ponosisz konsekwencje". Oczywiście nie można ludzi wysyłać z powrotem do kraju ogarniętego wojną, ale dałoby się pewnie wstrzymać zasiłek rodzicom, którzy ze względów religijnych nie posyłają córek na szkolną gimnastykę [s.168].
Ludzie zbyt szybko rezygnują z marzeń, jakby wszystko, czego pragną, powinno wydarzyć się w pierwszych trzydziestu latach ich życia. A potem już nic. Po pięćdziesiątce uznają, że najważniejsze już za nimi i żyją z takim przekonaniem przez kolejne trzydzieści lat. Albo czterdzieści. Poza tym zbyt poważnie traktują swój wiek. Jakby to on za nich decydował.
Hammarsjjold pisał o tym, żeby uważać na takie momenty w życiu, kiedy ludzie i rozmowy z nimi zmieniają się jedynie w wypełniacze czasu, w sposób na to, by uciec przed samotnością. Bardzo dużo jest w społeczeństwie takich rozmów i takiego sposobu obcowania z innymi, któr są formą bezmyślnej konsumpcji. Słowa i rozmowy są zużywane, wykorzystywane do czegoś, nie stanowią spotkania i wymiany myśli.
Czy kochałam, bo kochałam, czy dlatego, że pragnęłam kochać?
Piotr: Kochaj siebie samego, to pokochasz bliźniego, tak to ujmę. Mam tu na myśli kochanie w znaczeniu aprobowania, zgody na siebie z całym inwentarzem różnych braków i całą niedoskonałością. W dobrym związku możesz być sobą. Nikogo nie udajesz. Dobry związek to bliskość z drugim człowiekiem, ufna i prawdziwa. Możesz istnieć bez niego, ale chcesz z nim być.
Erik: Urodziliśmy się, żeby kochać i kreować. A miłość i energia seksualna są wszędzie. Można zresztą kochać różne rzeczy, na przykład swoją sztukę i pracę i poprzez nie dawać coś innym.
Agneta: Seksualność w swojej istocie jest spotkaniem, najczęściej, choć nie zawsze, dwóch osób. W seksie jest wiele elementów i aspektów poza samym fizycznym aktem. Ludzie próbują się wzajemnie znaleźć, zrozumieć drugą osobę, jest w tym jakiś egzystencjalny, mityczny wymiar.
- A umiecie odpowiedzieć na pytanie: co to jest w ogóle ta miłość?
- Dla mnie ona ma trzy składniki - mówi Liliana. - Po pierwsze to namiętność. To, że dosłownie chcesz kogoś zjeść. Po drugie czułość. Jak do dziecka. Po trzecie podziw, szacunek i zachwyt kimś, utrata szacunku wszystko niszczy. I te trzy rzeczy powinny czuć obie osoby, nie może być w tym asymetrii.
Kamila: Często związki zaczynają cierpieć, gdy orientują się, że coś się złego stało z erotyką, nie widzą możliwości budowania relacji na czym innym. Ja osobiście bardzo wierzę w przyjaźń i bliskość. Że to jest właśnie to, co szczęśliwie trzyma ludzi razem. Jeżeli przyjaźń istnieje, to dzięki niej można namiętność przeformułować, to nie jest tak, że erotyka musi się kiedyś skończyć. Choć faktycznie utrzymanie tego balansu między bliskością, domowością, a atrakcyjną tajemnicą i odrębnością jest dla nas, ludzi, wyzwaniem.
Kamila: Miłość jest wielką siłą. (...) Ma zdolność napędzania nas do działania.
Dlaczego tak jest, że lepiej rozumiem i bardziej lubię ludzi z kart książek niż tych realnych, tych, których spotykam...? Może to tylko kwestia odpowiedniego doboru lektur...
Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem istoty sprawy nie peszyć przełożonego" - stojący w kącie Kożuchowski z upodobaniem powtórzył w myśli nie tak dawno temu wyszukane zarządzenie cara Rosji Piotra I z roku 1708.
(...) poza islamskimi fundamentalistami są też fundamentaliści chrześcijańscy. Nie rozumiem, dlaczego świat zapomniał o tym, co jeszcze nie tak dawno wyprawiała katolicka IRA.
A czy nie jest zadaniem ludzi przenikliwych czynić banał niebanalnym?
W sytuacjach spolecznych raczej nie wiemy, co dzieje sie w glowach innych ludzi, co czuja.Kiedy czyta sie ksiazke,otrzymuje sie nagle dostep do wewnetrznego swiata innych.
Być może konflikty, przed którymi człowiek uciekł na drugi koniec świata, przylepiają się do niego. Być może do pontonu zabierasz też ułamki wojny [s.29].
Obserwując rozwój wypadków w Szwecji, da się powiedzieć tylko tyle, że unikanie przez lewicę nazywania związanych z wielokulturowością problemów najbardziej sprzyja prawicowym populistom [s. 95].
Należy być podejrzliwym względem dobroci. [...] Z chęci czynienia dobra ludzie mogą wspierać przeciwne siły. Nie wierzę w dobrych ludzi, wierzę w dobre uczynki. (...)
człowiek przejęty tym, że jest dobry, staje się często ślepy na charakter czy konsekwencje swoich czynów. Dotyczy to wszystkich ludzi, tych najzwyklejszych i w tych, którzy mają wielką władzę. Działa tu ten sam mechanizm. Instynktownie jestem więc podejrzliwie nastawiona do osób które, chcą uchodzić za dobre [s.180-182].
Czy nowe Szwedki z etnicznych przedmieść wolno pozostawić samym sobie w imię zrozumienia odmienności kulturowej ich ojców oraz braci? Czy wielokulturowość i feminizm dadzą się w ogóle ze sobą pogodzić? [s.119].