cytaty z książek autora "Lolita Pille"
Ta pustka. Nie da się jej opisać. Tylko jej następstwa. Uczepienie się mojego kretyńskiego życia. Bezsilność. Pragnienie przeszłości. Zacząć wszystko od nowa, uniknąć błędów, jakich błędów? Skazany na pustkę? To jest mi pisane. Przeznaczenie. I wszystkie te bzdury. Najmniejszy ruch jest trudny. Oczy wbite w ziemię. Obojętność na wszystko.
To się zaczyna w nocy, sam nawet za bardzo nie wiem, co mam robić, nie śpię. Nawet nie masz pojęcia, co to jest: samotność, cisza, wilgotne ciepło poduszek sto razy obracanych, nasłuchiwanie odgłosów kroków i samochodów na ulicy, czyjegoś głosu, błysk latarni, tortury przeszłości, strach przed przyszłością, czy będzie taka jak przeszłość, a potem białawy świt poprzez firanki, i te pieprzone ptaki, które jednak śpiewają, wreszcie można zamknąć oczy i zapomnieć… że czegoś mi brakuje.
Szukamy miłości, wydaje nam się, że ją znaleźliśmy, a później znów spadamy w dół. I to z wysoka. Lepiej czasem spaść, niż nigdy się nie unieść? Robisz ze swojego życia Drogę krzyżową.
Życie to jedno wielkie bagno a każdy przebłysk świadomości jest katorgą.
To, co nazywamy miłością, jest tylko alibi dla związku zboczeńca z dziwką, różowym woalem przykrywającym przerażającą twarz nieuniknionej samotności.
Z czasem wszystko mija, wszystko odchodzi. Z czasem wszystko gaśnie. Z czasem przestaje się kochać.
Wolałeś swoje życie kretyna, szczęście by nas znudziło. Zdechniemy osobno, samotnie.
A jednak świeciła we mnie drwiąca iskierka nieokreślonej nadziei, która momentami sprawiała, że zapominałam o gorzkim smaku zgniłego szpiku świata. Mała, słaba iskierka, jedyna bariera między mną a autodestrukcją.
Odetchnąwszy, klnąc, idę dalej ku nie wiem jakiemu celowi, z niemiłym uczuciem, że kręcę się w kółko, ale czyż nie robię tak przez całe moje życie, chodzę bez celu, kręcę się w kółko? I czy to właśnie nie jest życie?
( Miłość ) to kwintesencja Piękna, Dobra i Prawdy, która nadaje nowy kształt twojej parszywej gębie, która uwzniośla twoją płytką egzystencję.
A ja, ja odmawiam.
Szczęście jest optyczną iluzją. Dwa lustra, które wysyłają sobie ten sam obraz w nieskończoność. Nie próbuj dotrzeć do początkowego obrazu, nie ma go tam.
I w końcu, nie wiemy już, co się liczy. Granice się zacierają. Jesteśmy jak wolne elektrony. Zamiast mózgu mamy kartę kredytową, zamiast nosa - odkurzacz, i nic na miejscu serca.
Tylko w nocy oddycham, siedząc przy oknie, paląc papierosy (...)
Byliśmy dla siebie jedyną deską ratunku. Poręczą odgradzającą od przepaści.
Czuję się żałosna, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że obserwuję wejście, spodziewając się, że zobaczę, jak nagle wchodzi. Wiem, że on nie przyjdzie, ale nie mogę się powstrzymać od czekania. I nienawidzę każdej osoby w tej gównianej dyskotece, za to, że nim nie jest.
Zostałam, przykuta w miejscu, z kieliszkiem szampana drżącym w dłoni, i pozwoliłam odejść marzeniu, wmawiając sobie, że tak jest lepiej.
Nawet nie wiem, dlaczego przychodzę tutaj cierpieć. Ten publiczny burdel rozbija miłość na kawałki. Tutaj jest się niczym dla innych. Jestem dla niego niczym.
Zabijają mnie odważne kłamstwa, wygłaszane w tym łóżku, które widziało narodziny naszego zgubionego szczęścia.
Myślę, że doszliśmy do momentu, kiedy zaczęliśmy się nienawidzić. Nie mieć już życia. Rutyna, nieznośna rutyna, pewność, że obudzimy się każdego dnia obok siebie. Błąkać się razem i nudzić się... Starać się oszukać nudę, ogłupiając się prochami, wysilać się żeby było między nami coś, co nie byłoby naszą "miłością". Chwytać się tego, żeby uciekać od tej siebie, nienawidzić się za to, że się ciągle jest razem, bojąc się jednocześnie, że ta druga osoba odejdzie... Odejść wcześniej. To już koniec.
Maestro mówi że to Mozart ale brzmienie kojarzy się z gumą balonową,którą żujesz czekając na cud.
Nie mów, że szczęście jest ulotne. Ono nie jest ulotne. Uczucie odczuwane i brane za szczęście, kiedy jest się zakochanym, kiedy coś się udało, to odroczenie przed zrozumieniem pomyłki: istota kochana jest nic nie warta, to, co ci się udało, nie am sensu. To nie czyni cie nieszczęśliwym, lecz świadomym. Szczęście się nie kończy, oo ulega zmianom.
Żyjemy... jak kretyni, jemy, śpimy, pieprzymy się, imprezujemy... Ciągle i ciągle... Każdy dzień jest nieświadomym powtórzeniem poprzedniego: jemy coś innego, śpimy lepiej lub gorzej, pieprzymy się z kimś innym, wychodzimy gdzieś indziej. A jednak wszystko jest podobne do siebie, bez celu, bez znaczenia. Robimy dalej to samo, wyznaczamy sobie jakieś sztuczne cele. Władza. Kasa. Dzieciaki. Wypruwamy sobie żyły, żeby to osiągnąć. Albo nigdy tego nie osiągamy i jesteśmy sfrustrowani na wieki, albo się nam udaje, a wtedy zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę mamy to gdzieś. A później zdychamy. I koło się zamyka. (...) Usiłujemy igrać z życiem, żeby się przekonać, że je kontrolujemy. (...) Granice się zacierają. Jesteśmy jak wolne elektrony. Zamiast mózgu mamy kartę kredytową, zamiast nosa - odkurzacz, i nic na miejscu serca. Częściej chodzimy do klubów niż na wykłady, mamy więcej domów niż prawdziwych przyjaciół, a dwieście numerów w spisie telefonu, pod które nigdy nie dzwonimy. Jesteśmy złotą młodzieżą. I nie mamy prawa, żeby się na to skarżyć, bo wydaje się, że posiadamy wszystko, by być szczęśliwymi. (...) Szukamy miłości, wydaje nam się, że ją znaleźliśmy, a później znów spadamy w dół. I to z wysoka. Lepiej czasem spaść, niż nigdy się nie unieść?
Kochaj tę dziewczynę, kretynie, kochaj ją, bo być może ona nauczy cię kochać życie.
Odetchnąwszy, klnąc, idę dalej ku nie wiem jakiemu celowi, z niemiłym uczuciem, że kręcę się w kółko, ale czyż nie robię tak przez całe moje życie, chodzę bez celu, kręcę się w kółko? I czy to właśnie nie jest życie?
I nagle okropne objawienie, które wszystko rozwala, ale jestem go absolutnie pewna i po którym już nic nie będzie takie samo: jeżeli bogaci nie są szczęśliwi, to dlatego, że szczęście nie istnieje.