cytaty z książek autora "Matthew Perry"
Cokolwiek się wydarzy, pomyśl tylko: „Co by na moim miejscu zrobił Batman”. I zrób to.
Myślę, że tak naprawdę muszą się spełnić wszystkie twoje marzenia, żebyś zrozumiał, że były to niewłaściwe marzenia.
Światło w ciemności naprawdę się pali, ale czasem trzeba się wysilić, żeby je dostrzec.
Alkoholicy najbardziej nie znoszą dwóch rzeczy: tego, jak jest - oraz zmian.
Uzależnienie, ta Wielka Straszna Rzecz, jest zbyt potężne, by ktokolwiek mógł je pokonać w pojedynkę.
O wiele swobodniej czułem się w relacjach bez zobowiązań, w których odpadało ryzyko, że druga osoba z czasem niechybnie odkryje, że nie spełniam jej oczekiwań.
Będę tak sławny, że cały ból, jaki w sobie nosiłem, roztopi się jak szron w świetle słońca, a wszelkie nowe zagrożenia będą się ode mnie odbijać.
Wystraszyłem Cię! Powiedziałem za dużo; jestem niezdarny, beznadziejny i desperacko szukam miłości!
Uzależnienie jest jak Joker. Pragnie tylko zobaczyć, jak cały świat płonie.
Poszedłeś na spacer i rzuciłeś picie? Ja na próby wytrzeźwienia wydałem jakieś siedem milionów dolarów. Byłem na sześciu tysiącach spotkań AA. Piętnaście razy byłem na odwyku. Byłem też w szpitalu psychiatrycznym, przez trzydzieści lat chodziłem na terapię dwa razy w tygodniu, spojrzałem śmierci w twarz. A ty poszedłeś na jebany spacer?
W głębi duszy wiedziałem, że w życiu chodzi o proste przyjemności, takie jak rzucanie czerwoną piłką albo przyglądanie się, jak łoś sprężystym krokiem przecina polankę. Musiałem zrzucić balast wszystkiego, co mi szkodziło, na przykład wciąż chowanej do rodziców urazy, samotności, poczucia bycia niewystarczająco dobrym, strachu przed związkami, wynikającego z obawy przed nieuchronnym końcem znajomości.
Ludzie mają potrzeby, kłamią, zdradzają, kradną albo, co gorsza, chcą mówić o sobie.
Martin Sheen odwrócił się do mnie i zapytał: Wiesz co mówi Święty Piotr każdemu, kto chce wejść do nieba?
Kiedy zareagowałem tępym spojrzeniem, facet, który kiedyś był prezydentem, powiedział:
Piotr pyta: „Masz blizny?”. Większość z dumą zapewnia, że nie ma, a Piotr dopytuje: „Czemu? Nie miałeś nic, o co warto było walczyć?”.
Starałem się na tym zanadto nie rozwodzić - jeśli za długo gapisz się we wsteczne lusterko, rozbijesz samochód.
Zmiana jest czymś przerażającym, nawet kiedy na szali leży Twoje życie.
Myślę, że tak naprawdę muszą się spełnić wszystkie twoje marzenia, żebyś zrozumiał, że był to niewłaściwe marzenia.
Byłem dzieciakiem z Kanady, któremu spełniły się marzenia, tylko że to były złe marzenia.
To jedno słowo – żyję – napełnia mnie przede wszystkim głęboką wdzięcznością. Człowiek, który znalazł się tak blisko bram nieba jak ja, nie ma wyboru: wdzięczność leży na stole w moim salonie niczym książka – nawet kiedy jej nie zauważam, ona zawsze tam jest. A jednak tuż za tą wdzięcznością, zakopane głęboko w lekko anyżowym, subtelnie lukrecjowym posmaku coli light i napełniające moje płuca jak każde zaciągnięcie się każdym papierosem, czają się nękające mnie męki.
Ci ludzie nie pili po to, aby uciec; pili, aby pokonać pragnienie, które wymykało się spod kontroli ich umysłu.
Porównajcie to do różnicy w moim wyglądzie między ostatnim odcinkiem szóstego sezonu a pierwszym sezonu siódmego - odcinkami poświęconymi oświadczynom Chandlera i Moniki. W tych dwóch odcinkach mam na sobie ten sam zestaw ubrań - z założenia to ten sam wieczór - ale w przewie między nagraniami straciłem ze dwadzieścia trzy kilogramy. (...) Możecie prześledzić przebieg mojego uzależnienia na podstawie zmian mojej wagi z sezonu na sezon - jeśli przybrałem na wadze, chodziło o alkohol, gdy byłem chudy, o prochy. Jeśli mam bródkę, to łykałem mnóstwo prochów.
Miałem covid rozumu, byłem kompletnie pogrążony w urojeniach.
Zgadzam się ze zwolennikami poglądu, że w życiu liczy się podróż, a nie stacja docelowa.
Kojarzycie taką chwilę ciszy w trakcie rozmowy, która powinna trwać wiecznie, bo wtedy nie musielibyście usłyszeć słów następujących po niej?
Nie potrafię powstrzymać się przed zadawaniem sobie przytłaczającego pytania: Dlaczego? Dlaczego żyję? Zaczynam domyślać się odpowiedzi, ale nie jest ona jeszcze w pełni skonkretyzowana. Wiem, że ma to coś wspólnego z pomaganiem innym, ale jeszcze nie wiem co. Zdecydowanie najlepszą moją cechą jest to, że kiedy inny alkoholik podejdzie do mnie i spyta, czy mogę pomóc mu przestać pić, jestem w stanie odpowiedzieć „tak” i faktycznie to zrobić. Mogę pomóc zrozpaczonemu człowiekowi wytrzeźwieć. Wydaje mi się, że odpowiedź na pytanie „dlaczego żyję?” tkwi właśnie w tym. Odkryłem, że to jedyne, co pozwala mi naprawdę dobrze się poczuć. To dowód na istnienie Boga.
Tyle tylko, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, kiedy czuję się niewiele warty. Nie sposób oddać czegoś, czego się nie ma. A przez większość czasu nękają mnie myśli takie jak: „Jestem nie dość dobry, nic nie znaczę, jestem nieszczęśnikiem”. Myśli te sprawiają, że źle się czuję z samym sobą. Potrzebuję miłości, ale jej nie ufam. Jeśli przestanę grać, porzucę Chandlera i pokażę, kim jestem naprawdę, być może mnie zauważysz, ale być może zrobiwszy to – zaraz porzucisz. A z tym nie dam sobie rady. Tego nie przetrwam. Już nie. Porzucenie obróci mnie w pył i unicestwi.
Powiedziano mi, że kiedy ktoś jest naprawdę ciężko chory, następuje swoiste odłączenie – Bóg nie kusi cię ponad to, co potrafisz znieść.
Boję się własnego umysłu, własnych myśli; boję się, że mój mózg po raz kolejny każe mi sięgnąć po narkotyki. Wiem doskonale, że mój umysł chce mnie zabić. Wciąż czają się we mnie samotność i tęsknota, wciąż lgnę do przekonania, że coś, co znajduje się na zewnątrz mnie, zdoła mnie naprawić. Ale miałem przecież w życiu wszystko, co mógł mi zaproponować zewnętrzny świat.
Rzeczywistość nie jest dla każdego.
Nigdy nie wiesz dokąd Cię coś zaprowadzi... Płynie z tego lekcja, że trzeba chwytać każdą okazję, bo coś może z tego wyniknąć.
Życie toczy się dalej. Każdy dzień to nowe możliwości, szansa na zachwyt i nadzieję, i pracę, i pójście do przodu.
Nie jestem fanem konfrontacji. Zadaję dużo pytań. Tylko że nie na głos.