cytaty z książek autora "Amos Oz"
Może nasza wolność ogranicza się do tego, czy śmiać się ze swego losu czy nad nim płakać, brać udział w grze czy spasować,próbować jako tako zrozumieć, co jest, a czego nie ma, czy poddać się i nie starać się niczego pojąć...
(...)cały świat bez przerwy mówi o miłości, lecz jej się wcale nie wybiera, zaraża się nią jak chorobą, popada się w nią jak w nieszczęście.
Kto sedna opowieści doszukuje się w przestrzeni pomiędzy utworem a tym, kto go napisał – ten błądzi. Szukać należy nie między dziełem a autorem, lecz raczej pomiędzy tekstem a jego odbiorcą.
Prawie wszyscy ludzie przemierzają przestrzeń swojego życia, od narodzin do śmierci, z zamkniętymi oczami. Pan i ja również, drogi panie Szmuelu. Z zamkniętymi oczami. Przecież gdybyśmy tylko otworzyli je na jedną sekundę, zaraz wyrwałby się z nas potężny, straszliwy krzyk, krzyczelibyśmy i krzyczeli, nie przestając ani na chwilę. A jeśli nie krzyczymy dniem i nocą, to znak, że nasze oczy są zamknięte.
Drogi Boże, proszę, wyjaśnij mi raz na zawsze, kto wyznaje słuszną wiarę?
Czy katolicy, czy protestanci, a może żydzi albo muzułmanie? Czyja wiara jest słuszna?
A Bóg w tej opowiastce odpowiada: Prawdę mówiąc, mój synu, nie jestem religijny, nigdy nie byłem religijny, nawet nie interesuję się religią.
Gdy byłem chłopcem, miałem nadzieje, że kiedy dorosnę, zostanę książką. Nie pisarzem, tylko właśnie książką. Ludzi można wybić jak mrówki, nawet pisarzy nietrudno jest zabić. W wypadku książki wszakże, nawet gdyby ją niszczyć metodycznie, pozostaje szansa, że jakiś egzemplarz ocaleje i przez wieki całe będzie dalej wiódł swój cichy żywot na regale, na półce w zapomnianej bibliotece gdzieś na uboczu, w Rejkiawiku, Valladolid czy w Vancouver.
Judaizm, chrześcijaństwo i islam, wszystkie one ociekają pięknymi słówkami o łasce, dobroci i miłosierdziu, dopóki nie mają w ręku kajdan, krat, władzy, sal tortur i szubienic. Wszystkie te wiary, włącznie z religiami, które narodziły się w najnowszych czasach i do dziś urzekają wile serc, wszystkie one przychodziły, żeby przynieść nam zbawienie, a krótko potem przelewały naszą krew. Ja osobiście nie wierzę w naprawę świata. O nie. Nie wierzę w naprawę świata w żadnej postaci. Nie dlatego, jakoby świat był dla mnie idealny, bynajmniej, jest wypaczony, ponury i pełen cierpienia, ale każdy, kto zabiera się do jego naprawy, wkrótce nurza się w potokach krwi.
Jasne, że zdawaliśmy sobie sprawę, jak trudno się żyje w Palestynie: wiedzieliśmy, że jest bardzo gorąco, tu pustynia, tam bagna, nie ma pracy, wiedzieliśmy, że na wsi mieszkają biedni Arabowie, ale z wielkiej mapy wiszącej w klasie mogliśmy odczytać, że Arabów jest niewielu - wtedy było ich w Palestynie może pół miliona, na pewno poniżej miliona - i mieliśmy całkowitą pewność, że jest jeszcze dosyć miejsca dla kilku milionów Żydów, a chociaż tych Arabów ktoś chyba podżega przeciwko nam, tak samo jak prosty lud w Polsce, to przecież będzie można im wszystko wytłumaczyć, przekonać ich, że będą z nas mieli tylko pożytek pod względem gospodarczym, medycznym, kulturalnym i w ogóle. Myśleliśmy, że już niebawem, za kilka lat, Żydzi będą w Palestynie stanowili większość - a wtedy zaraz damy przykład całemu światu, jak wzorowo się u nas postępuje z mniejszością narodową, z Arabami: my, którzyśmy zawsze sami byli prześladowani, mniejszość arabską z pewnością będziemy traktowali uczciwie, sprawiedliwie i wielkodusznie, będziemy się z nimi dzielić ojczyzną - wszystkim się z nimi będziemy dzielić - i w żadnym wypadku nie wystrychniemy ich na dudka. Mieliśmy piękny sen.
Tobie może to trudno zrozumieć, ale w tamtych czasach Polacy byli pijani polskością, Ukraińcy - ukraińskością, także Niemcy i Czesi, wszyscy - nawet Słowacy, Litwini i Łotysze upajali się, a dla nas całym tym karnawale po prostu nie było miejsca, byliśmy obcy i niepożądani.
Popatrz swoimi szarymi oczami na śnieg. Pustka napotyka pustkę.
Ponieważ nie mam rodzeństwa i ponieważ, od kiedy pamiętam, rodzicie gorliwie odgrywają rolę zachwyconej publiczności, nie pozostało mi nic innego, jak tylko wejść na scenę, samemu zająć ją całą i czarować szeroką publiczność. Tak więc począwszy już od trzeciego albo czwartego roku życia, jeśli nie jeszcze wcześniej, jestem monodramem. Teatrem jednego aktora. Nieustannym przedstawieniem. Samotną gwiazdą, która musi cały czas improwizować, fascynować, wzruszać, zadziwiać i bez ustanku bawić widownię. Od świtu do zmroku jestem zmuszony ciągle wybijać się na pierwszy plan.
Wiesz, co jest najważniejsze? Czego kobieta powinna szukać w mężczyźnie? Powinna szukać cechy, która akurat wcale nie przyprawia o zawrót głowy, ale trudniej ją znaleźć niż złoto - przyzwoitości. A może też - żeby miał dobre serce. Dzisiaj, powinieneś to wiedzieć, dzisiaj przyzwoitość moim zdaniem jest jeszcze ważniejsza niż dobroć: przyzwoitość to kromka chleba. Dobroć to już masło. Albo miód.
Człowiek podejrzliwy z natury wystawiony jest na nieszczęście. Podejrzliwość jest jak kwas, trawi naczynie, w którym się znajduje, pożera tego, kto ją żywi; dniem i nocą strzec się całego rodzaju ludzkiego, głowić się nad tym, jak uniknąć intryg i udaremnić spiski, jakiego użyć fortelu, żeby z daleka dostrzec zastawioną na niego sieć - to wszystko są korzenie wszelkiej szkody. ( str 30).
W moim świecie słowo kompromis jest synonimem słowa życie. A gdzie jest życie, tam są kompromisy. Przeciwieństwem kompromisu nie jest prawość ani idealizm, nie jest też determinacja ani poświęcenie.
Przeciwieństwem kompromisu jest fanatyzm i śmierć.
Każde miejsce jest jednocześnie całym światem i każdy człowiek jest światem samym w sobie.
Tylko książek mieliśmy zatrzęsienie, bezmiar, od ściany do ściany, w przedpokoju i w kuchni, przy wejściu, na parapetach i gdzie tylko się da. Tysiące książek we wszystkich zakamarkach domu. Miało się wrażenie, że ludzie przychodzą i odchodzą, rodzą się i umierają, a książki są nieśmiertelne. Gdy byłem chłopcem, miałem nadzieję, że kiedy dorosnę, zostanę książką. Nie pisarzem, tylko właśnie książką. Ludzi można wybić jak mrówki, nawet pisarzy nietrudno jest zabić. W przypadku książki wszakże, nawet gdyby ją niszczyć metodycznie, pozostaje szansa, że jakiś egzemplarz ocaleje i przez wieki całe dalej będzie wiódł swój cichy żywot na regale, na półce w zapomnianej bibliotece gdzieś na uboczu, w Rejkiawiku, Valladolid czy Vancouver.
Wszystkie matki kochają swoje dzieci; takie są prawa natury. Nawet kotka. Albo koza. Nawet matki kryminalistów i morderców. Nawet matki nazistów. Nawet matki śliniących się dzieci specjalnej troski. Nawet matki potworków. Fakt, że tylko mnie kochać się nie dało, że to ode mnie matka uciekła, dowodzi niezbicie, że mnie po prostu nie ma za co kochać. Że mnie miłość się nie należy. Coś ze mną jest nie tak, musi być we mnie coś paskudnego i okropnego, do tego stopnia odrażającego, że trudniej to znieść niż kalectwo, upośledzenie czy chorobę psychiczną. Musi we mnie być coś obmierzłego, czego nie da się naprawić, rzecz tak obrzydliwa, że nawet moja matka, dobra i wrażliwa kobieta, która umiała miłością darzyć ptaki, żebraków na ulicy czy zagubione szczenięta - nawet ona nie mogła mnie już ścierpieć i musiała w końcu uciec ode mnie najdalej, jak się da. Jest takie arabskie powiedzenie: (...) każda małpa w oczach swojej matki jest gazelą. Tylko nie ja.
Jesteś ode mnie silniejsza tak samo, jak słońce silniejsze jest od śniegu.
Ojciec traktował książki niezwykle zmysłowo. Uwielbiał ich dotykać, kartkować je, gładzić i czuć ich zapach. To był istny pies na książki, nigdy nie potrafił się opanować i od razu wyciągał rękę, nawet po nie swoje. A książki w owych czasach naprawdę były o wiele bardziej seksowne niż dzisiaj: było co powąchać, popieścić i pogłaskać. Niektóre miały złote napisy na grzbietach pachnących, nieco szorstkich, skórzanych opraw, których sam dotyk przyprawiał o drżenie, tak, jakby po omacku natknąć się na rzecz ukrytą przed wzrokiem i nieznaną, na lekką wypukłość, coś, co wzdryga się pod dotknięciem palców. Były też książki, które oprawiano w tekturowe okładki obciągnięte płótnem, tchnące zmysłowym zapachem kleju. Każda z nich posiadała własną woń, tajemniczą i podniecającą. Niekiedy płótno odklejało się nieznacznie od tektury, odstawało niczym wyzywająca spódniczka, i trudno się było powstrzymać, by nie zajrzeć w ciemną przestrzeń między ciałem a tkaniną i nie wchłonąć w nozdrza oszałamiającego aromatu.
A prawda jest taka, że cała potęga świata nie może zamienić wroga w przyjaciela. Można go zamienić w niewolnika, w przyjaciela nigdy. Całą potęgą świata nie zdoła pan zamienić fanatyka w człowieka oświeconego. Ani kogoś żądnego zemsty w bratnią duszę.
Miłość to zdarzenie intymne, przedziwne i pełne sprzeczności, bo przecież nieraz kochamy człowieka z egoizmu, z samolubstwa, zachłanności,pożądania, z chęci panowania nad kochanym i podporządkowania go sobie albo na odwrót, z pragnienia, by poddać się obiektowi naszego uczucia.
Gdy miałem jakieś sześć lat, w moim życiu nastąpił przełomowy dzień: ojciec zwolnił trochę miejsca na jednym ze swoich regałów i pozwolił mi przenieść tam swoje książki.....
Była to obrzędowa inicjacja, rytuał przejścia w wiek dojrzały: człowiek, którego książki stoją pionowo , jest już mężczyzną, a nie chłopcem. Jestem taki jak tato. Moje książki już stoją.
Kto sedna opowieści doszukuje się w przestrzeni pomiędzy utworem a tym, kto go napisał - ten błądzi. Szukać należy nie między dziełem a autorem, lecz raczej pomiędzy tekstem a jego odbiorcą.
Nadal kocham słowa: lubię je gromadzić, układać, tasować, przestawiać, wiązać. Poniekąd jak ludzie kochający pieniądze poczynają sobie z monetami i banknotami, a kochający karty - z kartami.
A co do śmierci, to prawda oczywiście, że umierają wszyscy, ale niektórzy są martwi nawet za życia. Różnica jest subtelna, ale zadadnicza.
Może nasza wolność ogranicza się do tego, czy śmiać się ze swego losu, czy nad nim płakać, brać udział w grze czy spasować, próbować jako tako zrozumieć, co jest, a czego nie ma, czy poddać się i nie starać się niczego pojąć. Krótko mówiąc - wybór dotyczy tego, czy przejść przez życie, czuwając, czy też jakby we śnie.
W gruncie rzeczy, jeżeli nawet czasem ludzie wariują albo umierają z miłości, to i tak zdarza się to rzadziej niż przez konspirację albo te głupstwa ze zbawieniem. Nie wierz w to, co pokazują w kinie. W prawdziwym życiu ludzie proszą o wiele rzeczy, ale nie robią tego jak należy. Potem przestają prosić i tylko obrażają i są obrażani. W końcu przywykają i przestają się starać, a wtedy nie ma już czasu. Życie przemija.