cytaty z książki "Portret z pamięci"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kładąc się spać, podlegam znów niepokojom i wątpliwościom, które o świcie z powrotem wypędzą mnie na ulice naszego miasta.
(...) Nie bardzo chce się wierzyć, że świt jest porą, która musi przeminąć. Krótko mówiąc: naprawdę żyję tylko o świcie.
Nie jestem pewien, czy może być tutaj mowa o spacerach. Przecież z tym pojęciem łączymy zazwyczaj swobodę, tkwiącą w każdym z nas chęć poznania, odpoczynku i przygody; tymczasem moje codzienne wycieczki raczej należałoby nazwać obowiązkiem. Trudnym obowiązkiem odwiedzania wciąż tych samych, doskonale znanych miejsc, połączonym niejako z doglądaniem, czy wszystko jest w porządku i czy przypadkiem grożące moim drzewom, trawom i ścieżkom zmiany nie wymagają interwencji.
Jestem chory, wstydzę się do tego przyznać, ale wciąż czekam, udaję, że zajmuję się czymkolwiek, ale naprawdę czekam tylko na wejście, na kilka chwil rozmowy. Czekałem rano, w południe, wieczorem, kiedy się obudziłem, też czekałem. Może już odpocząłem? Spróbuję się podnieść. Jeszcze raz sięgnę po zegarek. Czekam. I nikt nie nadchodzi.
I panowała najpierw cisza. Zawsze ta cisza, chodząca za mną tam i na powrót, gdziekolwiek postawiłem nogę, cokolwiek robiłem. Cisza przedtem i potem, cisza poprzedzająca koszmary i następująca po nich.
Przez chwilę łudzę się, że uda mi się nagle zobaczyć w domu naprzeciw otwierające się okno i ujrzę człowieka, którego by, jak mnie, interesował świat. Nie. Nie chcę go nawet znać, wystarczy mi świadomość, że istnieje między nami przez tę krótką chwilę wewnętrzna łączność, wynikająca ze wspólnoty celów, że nie informując nawet o tym, jesteśmy sobie potrzebni i zdolni do wzajemnej pomocy.
Nieprawda, że żyję dwadzieścia pięć lat. Ty uczysz mnie dopiero wszystkich kolorów i zapachów, i smaków. Uczysz, jak się otwiera oczy i zamyka, jak się wymawia pierwsze słowo.
Może to zabrzmi banalnie, a nawet denerwująco, ale bezsensowność śmierci zawsze kojarzy mi się ze słowem "matka". Słabo pamiętam rysy twarzy i sylwetkę tego człowieka. Czuję jednak jej dłoń, kiedy ściskała moją małą rękę. Może chciała mnie przy sobie zatrzymać, a może miało to oznaczać, że powinienem pamiętać? Nie wiem.
Pamiętam to małe miasteczko, chociaż gdyby nie późniejsze informacje, nie potrafiłbym wytłumaczyć, gdzie ono leży. Może go już nie ma?
Nie mam odwagi przyznać, że miejsce to jest istotnie cudowne jedynie w przypadku, gdy nie patrzy na nie człowiek samotny.
W takich chwilach wciąż się czeka, odruchowo, abstrakcyjnie, bez podkładania nawet konkretnej osoby, wbrew sobie, na złość wszystkim się czeka. Patrzy się na drzwi, leży się w łóżku, patrzy się przez okno, obserwuje pokój. W istocie jednak nie robi się tego wszystkiego, tylko się czeka. Mówi się do siebie: teraz nie wezmę książki do ręki, zaraz otworzą się drzwi, ktoś wejdzie, coś mi wręczą. Nie warto. Przeczytam sobie później. Mam czas. Nieważne, kto i z czym się zjawi. Ważne, aby ktokolwiek przyszedł, aby rozbroił, rozładował mnie z tego oczekiwania.
Obawiam się uczucia rozpaczy, które towarzyszy nam, ilekroć pozostaje jedynie tyle, aby patrzeć w rozgwieżdżone niebo, boję się także lęku przed owymi nieokreślonymi zdarzeniami i sprawami usuniętymi spoza zasięgu naszej woli i zawieszonymi wysoko nad nami, przed tym szmerem życia osadzonym ponad czasem i poza wymiarem. Uczucia, które tylko w przybliżeniu określić można jako gwałtowną, trudną do pohamowania chęć nieludzkiego wycia. Bez przyczyny i bez celu.
Nauczyłem się szanować milczenie. Z największą ostrożnością wymawiam więc słowo "dlaczego?". Ach, doskonale znam ten moment, gdy przysiada obok mnie ktoś i milczy. Słyszę wówczas niemal dokładnie ten skowyt w jego wnętrzu, odczuwam wysiłek, z jakim ukrywa szamotanie w sobie. Znam doskonale ten krzyk katowanego człowieka, krzyk, który jest tylko milczeniem.
Kiedy uspokoiłem się wreszcie, przyszło mi do głowy, że każdy rozsądny człowiek powinien dążyć do prawdy, starać się odkryć w swoim życiu jedną, bodaj najmniejszą prawdę. W przeciwnym razie życie jego wydawać się może zmarnowane. A ja po co dotąd żyłem? Czy miałem swoją bodaj najmniejszą prawdę?