cytaty z książki "Ilu przyjaciół potrzebuje człowiek? Liczba Dunbara i inne wybryki ewolucji"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
A chłopcy bez dziewczynek to naprawdę zła wiadomość.
Historia, odkrywanie swego pochodzenia to fascynujące tematy, ale nie powinny być przyczyną trosk i niepokojów. Liczy się przyszłość i nasze w niej miejsce.
To plotka sprawia, że świat się kręci.
Teoria ewolucyjna sugeruje, że powinniśmy dostosować strategię tak, by obrócić sytuację na swoją korzyść. Innymi słowy, ograniczyć oczekiwania i przyjąć gorszą ofertę.
Ten realizm może po części wyjaśniać, dlaczego gdy dochodzi do ostatecznego wyboru, podobni zwykle szukają podobnych, niezależnie od aspiracji. Poza społeczeństwami, w których powszechne są małżeństwa aranżowane, ludzie statystycznie częściej poślubiają kogoś, kto jest do nich podobny, nie tylko pod względem pochodzenia społecznego i kulturowego, ale także wyglądu fizycznego.
Dobieranie się w pary to bezlitosna gra: to, co możemy wygrać, nie zależy wyłącznie od naszego wyboru - ale od tego, czy sami zostaniemy wybrani.
Chociaż mężczyzna ryzykuje, że wychowa dziecko z nim niespokrewnione, zrobiłby najlepiej, gdyby traktował wszystkie dzieci swojej partnerki jak własne, dopóki w ten sposób może utrzymać z nią zadowalającą relację, a tym samym korzystać w przyszłości z dużej części jej potencjału reprodukcyjnego. [...] Wychowywanie potomków innego mężczyzny może być kosztem, jaki niektórzy mężczyźni muszą ponieść, żeby w ogóle mieć szanse na reprodukcję.
Gdy więc następnym razem zatoniecie w pocałunku, przerwij go na chwilę i przypomnij sobie, że chodzi tu o wybór właściwego partnera, z dobrym zestawem reakcji immunologicznych, które uzupełniałyby twoje własne, i że drogą do sukcesu są główne białka moczowe... Lecz po namyśle stwierdzam, że może będzie lepiej, jeśli wyłączysz swój pracowity, świadomy umysł i pozwolisz działać podświadomości, aby wszystko mogło potoczyć się tak, jak chce natura. Ewolucja nie po to przez miliony lat udoskonalała mechanizm dobierania się w pary, żebyśmy teraz go popsuli, zbyt długo się nad nim zastanawiając.
Ludzie wpadają w tę samą pułapkę co inne gatunki monogamiczne. Mężczyzna chce zmonopolizować przyszłą reprodukcję swojej partnerki. Musi jednak działać ostrożnie. W związku chodzi ostatecznie o współpracę, nie o przymus: zbyt agresywna polityka kontroli może zniechęcić kobietę lub samicę do tego stopnia, że odejdzie.
Liczba ludzi, których znamy osobiście, którym ufamy i z którymi czujemy jakąś emocjonalną bliskość, wynosi nie więcej niż 150, i jest to tak zwana liczba Dunbara. A dlatego właśnie tyle, ponieważ nasz umysł nie jest w stanie jej powiększyć. Jesteśmy wytworem historii ewolucyjnej w takim samym stopniu jak każdy inny gatunek.
Ulubione tematy konwersacji mężczyzn i kobiet są często radykalnie odmienne, ponieważ grają oni w różne gry. Posłuchaj uważnie, co naprawdę mówią, a szybko zdasz sobie sprawę, że rozmowy kobiet mają na celu przede wszystkim obsługę ich sieci społecznych, budowanie i utrzymywanie skomplikowanej siatki relacji w świecie, który nieustannie się zmienia. Śledzenie poczynań wszystkich dokoła jest równie ważne jak ukryta sugestia, że jesteś wystarczająco wtajemniczony, by warto było z tobą rozmawiać.
Problem polega na tym, że obecnie, dzięki cudom medycyny, udaje się przetrwać dzieciom, które wcześniej nigdy by nie przeżyły.
W eksperymentach wykazano, że normalni dorośli ludzie mogą aspirować do intencjonalności piątego rzędu, ale dla większości jest to górna granica. Intencjonalność piątego rzędu odpowiada możliwości stwierdzenia: „Przypuszczam [1], że jesteś przekonany [2], że chciałbym [3], abyś sądził [4], że mam zamiar [5]...”.
Każda próba wykazania, że jakiś gatunek stworzeń posiada język lub kulturę, spotyka się z kontrtwierdzeniem, które usiłuje zmienić reguły gry, przekształcając definicje. Na przykład kiedy stało się jasne, że wiele gatunków zwierząt naprawdę używa narzędzi, człowiek posługujący się narzędziami szybko zmienił się w człowieka... wytwarzającego narzędzia.
I na tym zapewne po części polega problem: wydaje się, że ludziom szczególnie trudno jest myśleć w kategoriach kontinuum i zamiast tego wolą posługiwać się prostymi dychotomiami.
W efekcie grupy społeczne naczelnych, w przeciwieństwie do niemal wszystkich innych gatunków, są oparte na niepisanej umowie: poszczególne osobniki muszą pogodzić się z rezygnacją z niektórych bieżących osobistych wymagań w interesie utrzymania spójności grupy. Jeśli będziesz zanadto forsował swoje własne potrzeby, w końcu odstraszysz wszystkich innych, czyli stracisz korzyści, jakie daje grupa pod względem ochrony przed drapieżnikami, obrony dóbr i tak dalej.
W rzeczywistości celem całowania jest testowanie genetycznego uposażenia potencjalnych partnerów. System immunologiczny u każdego z nas jest inny, a decyduje o nim niewielki zbiór genów znany jako główny zespół zgodności tkankowej, czyli MHC. Geny MHC determinują zakres ciał obcych (wszystko – od pyłków do wirusów i bakterii), które organizm może rozpoznać i których może pozbyć się w razie potrzeby. Jest to zestaw genów szczególnie podatny na generowanie mutacji, dzięki czemu pozwala nam adaptować się do zagrożeń ze strony nieustannie mutującego się mikroświata, który stale na nas pasożytuje i zagraża naszemu osobniczemu przetrwaniu. Geny MHC kontrolują także nasz zapach, ponieważ, jak się okazuje, naturalny zapach jest blisko związany z odpowiedzią immunologiczną. Przeprowadzono długą serię badań, które wykazały, że ludzie wolą partnerów mających komplementarne geny MHC. Przyczyna jest dość oczywista. Jeśli dobierzesz się z kimś o identycznej reakcji immunologicznej, twoje dzieci będą miały tylko tę ograniczoną odporność. Ale jeśli znajdziesz kogoś o uzupełniającym zestawie reakcji, wasze pociechy zyskają dużo większy zakres odporności na zagrażające im choroby.
Druga hipoteza, Marksowskie opium, jest bardziej obiecująca. Okazuje się, że religia rzeczywiście poprawia nam samopoczucie. Jak wykazano w niedawnych badaniach socjologicznych, w porównaniu z ludźmi niereligijnymi ci aktywnie religijni są szczęśliwsi, żyją dłużej, rzadziej cierpią na choroby psychiczne oraz fizyczne i szybciej wracają do zdrowia po interwencjach medycznych takich jak operacje. Wszystko to oczywiście nie brzmi dobrze dla ludzi niewierzących, ale może przynajmniej skłonić nas do pytania, dlaczego i w jaki sposób działa w religii ów czynnik poprawiania samopoczucia.
Religie spajają społeczeństwa, ponieważ korzystają z całego zestawu rytuałów, które znakomicie pobudzają wyzwalanie endorfin w mózgu. Endorfiny odgrywają swoją rolę, kiedy ból jest umiarkowany, ale stały. Zalewają wtedy mózg, sprawiając, że jesteśmy na łagodnym „haju”. Być może właśnie dlatego tak często elementem obrzędów religijnych są działania umiarkowanie stresujące dla organizmu: śpiew, taniec, rytmiczne kołysanie, określony układ ciała, jak klęczenie albo pozycja lotosu, przesuwanie paciorków – a niekiedy nawet bardzo bolesne, na przykład samobiczowanie. Być może jednak ludzie naprawdę religijni zawsze wydają się tak szczęśliwi właśnie dlatego, że w bardzo dosłownym sensie, raz na tydzień, otrzymują dawkę tego związku. Co więcej, i tu tkwi sedno sprawy, endorfiny „nakręcają” także system odpornościowy, co może wyjaśniać, dlaczego ludzie religijni są zdrowsi. Oczywiście nie musisz czerpać swojej dawki endorfin z religii. Jej źródłem może być jogging, zajęcia w siłowni albo wiele innych form ćwiczeń fizycznych. Wydaje się jednak, że religia oferuje coś więcej. Kiedy doświadczasz fali endorfin jako członek jakiegoś zgromadzenia, ich działanie jest wyraźnie silniejsze. Sprawia, że czujesz się dużo pozytywniej nastawiony wobec innych osób z grupy. Tworzy poczucie braterstwa, czy też wspólnoty, co nie jest możliwe, kiedy na przykład modlisz się w pojedynkę.
Społeczności naczelnych różnią się od społeczności pozostałych zwierząt pod dwoma istotnymi względami. Pierwszy to zależność od intensywnych więzi społecznych między osobnikami...
Jeśli przyjrzeć się wzajemnym powiązaniom w 150-osobowej grupie stanowiącej nasz świat społeczny, można w niej wykryć wiele kręgów i stopni bliskości. Najbardziej wewnętrzna grupa składa się z trzech do pięciu osób. Stanowią one niewielkie jądro, złożone z naprawdę bliskich przyjaciół, do których możesz się zwrócić w trudnych chwilach – po radę, wsparcie albo nawet pożyczkę finansową czy inną pomoc. Powyżej jest nieco większa grupa, złożona zwykle z dziesięciu dodatkowych osób. A ponad nią kolejny krąg – mniej więcej trzydzieści osób. Liczba osób w kolejnych kręgach znajomości nie wydaje się w żaden sposób regularna. Ale jeśli weźmie się pod uwagę każdy kolejny krąg zawierający w sobie wszystkie wewnętrzne kręgi, pojawia się bardzo wyraźna prawidłowość: tworzą one sekwencję, w której każdy następny element powiększa się trzykrotnie (około 5, 15, 50 i 150). Poza tym istnieją jeszcze co najmniej dwa poziomy: pierwszy – zbiorowisko około 500 osób, oraz następny – liczące około 1500. Platonowi udało się znaleźć jeszcze jeden krąg: wskazał liczbę 5300 (z radością pozwolę mu na te dodatkowe 300 osób) jako idealny rozmiar demokracji...
Jako gatunek jesteśmy raczej sztywniakami: nie lubimy, gdy ktoś nas dotyka. Cóż, może należałoby ująć to inaczej: nie znosimy, kiedy dotyka nas byle kto. Dzieje się tak niewątpliwie dlatego, iż dotyk jest najbardziej intymnym ze zmysłów. Dotknięcie warte jest tysiąca słów. O wiele więcej dowiadujemy się o prawdziwych myślach i zamiarach drugiego człowieka ze sposobu, w jaki nas dotyka, niż z jego wypowiedzi. Słowa są zmienne, podatne na nadużycia, dwuznaczności i jawne oszustwa – i bardzo często nie wyrażają tego, co naprawdę myślimy.
Choć oczekiwania względem małżeństwa i związku są obecnie wyższe niż kiedykolwiek i nigdy dotąd bycie razem nie oznaczało tak wielkiego wyzwania, to sukces w tej sferze życia nie jest wynikiem szczęśliwego rzutu monetą. Nie zależy od przypadku. Zależy od dokonywanych wyborów.
Odrzucić własne doświadczenia życiowe to znaczy wstrzymać własny rozwój. Wyprzeć się własnych przeżyć znaczy zadać kłam własnemu życiu. Jest to równoznaczne zaparciu się własnej duszy”. Oscar Wilde.
Ale tak naprawdę martwi mnie rzecz następująca: wykształcenie nie polega przecież tylko na zgłębianiu tajników danej dziedziny (czy to będzie historia, polityka, czy nauki ścisłe). To trening myślenia i oceniania, zbierania argumentów za i przeciw, mierzenia się z problemami, tak by nie ulegać uprzedzeniom czy wcześniejszym założeniom. Są to umiejętności potrzebne na co dzień każdemu, od kierownika w banku do polityka, od dziennikarza do urzędnika samorządowego. Chcąc jednak wyćwiczyć te umiejętności, trzeba najpierw wzbudzić w sobie zainteresowanie. Tymczasem gdzieś po drodze, między podstawówką a uniwersytetem, udaje nam się stłamsić ekscytację i ciekawość.
Dobieranie się w pary to bezlitosna gra: to, co możemy wygrać, nie zależy wyłącznie od naszego wyboru – ale od tego, czy sami zostaniemy wybrani.
Przyjaciele to ci, z którymi chcemy spędzać czas, podczas gdy znajomi to ci, których towarzystwo wynika raczej ze sprzyjających okoliczności.
Znów wydaje się, że dostosowujemy oferty do swoich możliwości i nie próbujemy licytować za wysoko.