cytaty z książki "Gorzko, gorzko"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nauczyłam się już, że życie po prostu toczy się dalej, bo mimo naszych oczekiwań i pretensji, nigdy nie robi nic innego, prócz mijania.
... w życiu nie ma przedtem ani potem. Nie ma również teraz. Teraz nie ma najbardziej. Jest raczej wszystko naraz, to, co było, co jest i co będzie, splecione jak warkocz, którego nie da się już rozsupłać. A do tego żyje się nie tylko swoje życie, ale też tych, którzy byli przed tobą, i nic na to nie można poradzić ".
Nie ma dobrych słów pożegnania, bo te właściwe przychodzą do głowy, gdy jest już po wszystkim, ale w sumie się nie marnują, bo dopiero gdy znika ukochana osoba, naprawdę zaczynamy mierzyć się z utratą.
Każda przeszłość jest bliższa powieści niż reportażu... ".
Gorzko, gorzko, powtarzam trzydziestoletnia, gdy boję się strachem odziedziczonym po tej małej silnej kobiecie, że stracę to, po co ośmieliłam się wyciągnąć ręce.
Nie wiem, po co to wszystko... Ale czasem jakiś dzień albo chwila są po coś. Można się poddać, albo czekać, aż nadejdą. Wierzyć, że warto.
Gdy poznałam losy Berty Koch, uświadomiłam sobie, że przez dwa dzielące nas pokolenia znalazłyśmy się na przeciwległych biegunach niemożności, ona nie miała prawa się ruszyć i wszystkie drogi były przed nią zamknięte, ja nie miałam pojęcia, którą z tysiąca wybrać.
... już dawno przestali się kochać i teraz tkwią razem siłą emocjonalnej inercji i ekonomicznego przymusu, najtrwalszego spoiwa niemiłości.
Rozpuściła się jak gałka lodów upuszczona na chodnik w lipcowym upale.
Czasem za tym tęskniłam w ten szczególny sposób, który sprawia, że brakuje nam rzeczy znanych, nawet jeśli były uciążliwe i nieprzyjemne.
Kalina czuła się w życiu jak podróżna, która boi się, że spóźni się na pociąg, ale nie wiedziała, dokąd właściwie jedzie.
German najbardziej ze wszystkiego bał się, że powtórzy los ojca i stanie się wilczą karmą zamiast bohaterem. Ten lęk podsycała w nim od małego matka, klarując synom, że albo oni, albo ich zeżrą i generalnie całe życie polega na tym, by mieć co żreć i zeżreć się nie dać. Dopiero German odkrył, że oprócz tego chodzi jeszcze o miłość, ale do niej mądrość życiowa matki też najprawdopodobniej się odnosiła, bo kochać, nawet bez wzajemności, uświadomił sobie, to nie dać się zeżreć.
Pani matka była kobietą historioniczną, a więc niezdolną do miłości. Pragnęła podziwu i uznania, bo czuła się niewiele warta. Dlatego grała. Nie umiała inaczej ".
Frau Schindlermeyer mawiała uczennicy, by przestrzegała zasady, trzy poważne książki, jeden romans, bo tego typu lektura jest jak słodycze, nie daje nic, prócz chwili przyjemności...
Próbowała cieszyć się tak bardzo jak on, ale nie potrafiła, nigdy nie potrafiła po prostu być tu i teraz.
Gorzko, gorzko, powtarzam trzydziestoletnia, gdy boję się strachem odziedziczonym po tej małej silnej kobiecie, że stracę to, po co ośmieliłam się wyciągnąć ręce".
(...) nic tak nie cieszyło, jak cudze nieszczęście, bo mimo wielu lat praktyki nie nabyła zdolności cieszenia się własnym.
Hans Koch odczuwał irracjonalny strach przed grzybami, bo nie były one ani roślinami, ani zwierzętami, a lubił byty jasno określone, i z tego też powodu nie lubił Polaków. Tym bardziej, że znani mu Polacy, którzy zazwyczaj kłócili się od razu i o wszystko, uwielbiali grzyby, przejawiając wręcz niezdrową fascynację.
,,.. naprawdę traci się tylko to, co jest wiele warte...".
Każda pamięć jest jedyna w swoim rodzaju, wyjaśniła. Mówi się zawodna, ale nie o to chodzi. W sensie emocjonalnym pamięć nigdy nie zawodzi.
W życiu nie ma przedtem ani potem. Nie ma również teraz. Teraz nie ma najbardziej. Jest raczej wszystko naraz, to, co było, co jest i co będzie, splecione jak warkocz, którego nie da się już rozsupłać. A do tego żyje się nie tylko swoje życie, ale też tych, którzy byli przed tobą, i nic na to nie można poradzić.
Za pierwszym razem mój ojciec był zagranicznym piosenkarzem, gwiazdą, to
pamiętam dobrze, bo mimo iż Violetta nie wymieniła chyba jego nazwiska,
w wyniku jej westchnień i zawoalowanych sugestii doszłam do wniosku, że
spłodził mnie George Michael.
(…) im głębiej wchodzę w opowieść o nas czterech, tym mocniejsze jest moje wrażenie, że żyjemy z prądem czasu i pod prąd, targani przeszłością i przyszłością jednocześnie, niezakorzenieni w znikającym teraz.
(…) do końca nie skojarzy swoich cielesnych przypadłości z wydarzeniami ze swojego życia, uważając, że ciało i dusza to dwa kompletnie odrębne byty i na żołądek może zaszkodzić smażone, a nie wyparte.
Czasem za tym tęskniłam w ten szczególny sposób, który sprawia, że brakuje nam rzeczy znanych, nawet jeśli były uciążliwe i nieprzyjemne.
Przeżyli, ale życia, które w nich dwojgu zostało, wystarczyłoby tylko dla średniej wielkości psa i pewnie dlatego zawsze wspierali się na sobie nawzajem, sunąc powolnym krokiem. Nie mieli w sobie ducha walki, bo sami byli już prawie duchami, jakimi stają się ludzie, za którymi nie tylko nikt nie tęskni, ale których nie ma już nawet kto pamiętać, choćby i źle.
W szarej porze przedświtu, godzinie wilka, gdy jest tak cicho, że słyszę tylko bicie serca tego domu i oddech śpiącego mężczyzny, przenoszę się w czasy pierwszej z nas.
W pamięci Barbary, która być może płatała jej figla, bo nie od tego jest pamięć, by nam dostarczać prawdziwej wiedzy o tym, co zdarzyło się przedtem, a co potem (...).