cytaty z książki "Pożegnanie z biblioteką. Elegia z dziesięciorgiem napomknień"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie należę do poszukiwaczy nowości i nadmiernych emocji. Spokój odnajduję nie w przygodzie, lecz w rutynie.
Juan de Zumarraga podstarzały ksiądz, który został przez cesarza Hiszpanii wyniesiony do godności biskupa miasta Meksyk, chociaż nazywany był Obrońcą Indian, palił tysiące tamtejszych manuskryptów i artefaktów, które uznał za niezgodne z prawdziwą wiarą. Równocześnie namawiał cesarza, by ten wyraził zgodę na założenie drukarni, dzięki której można by zaopatrzyć konwertytów w katechizmy i poradniki spowiednika napisane w lokalnych językach.
Twierdzę bowiem, że pożyczanie książek jest równoznaczne z nakłanianiem do kradzieży.
Jeśli prawdą, jest, że każda biblioteka jest swoistą autobiografią, to jej pakowanie jawi się jako komponowanie własnego nekrologu.
Niewykluczone, że książki, które wybieramy, w oczach kapryśnych bogów przesądzają o naszym potępieniu bądź zbawieniu.
Czy dzieło sztuki stanowi trwałą rzeczywistość, czy jest raczej niedoskonałym kłamstwem?
Samuel Goldwyn próbował kupić od Shawa prawa do jego sztuk. Goldwyn twardo targował się o cenę, aż wreszcie Shaw zerwał negocjacje. Goldwyn nie mógł zrozumieć dlaczego. „Problem w tym, panie Goldwyn”, powiedział Shaw, „że pan jest zainteresowany tylko sztuką, a ja – wyłącznie pieniędzmi”.
Czytamy, żeby zadawać pytania.
W odniesieniu do książek miałem poczucie, że do mnie należą, że składają się na to, kim jestem.
Są i tacy czytelnicy, dla których książki istnieją jedynie w chwili lektury, a później egzystują jako wspomnienia przeczytanych stronic, więc ich fizyczną obecność uważają oni za niekonieczną.
Pewien mój znajomy został uznany za komunistę i aresztowany, bo miał przy sobie ”Czerwone i czarne” Stendhala.
Nie pamiętam takiego momentu, kiedy nie posiadałbym żadnej biblioteki.
Nie cierpię sytuacji, gdy zmuszony jestem zwrócić książkę, w której odkryłem coś zaskakującego bądź drogocennego. Chcę, jak nienasycony łupieżca, posiadać na własność książki, które czytam.
Zdaję sobie sprawę, jak małostkowe i egoistyczne wrażenie musi robić tęsknota do posiadania na własność książek, które wypożyczam.
Dewizą epoki elektronicznej jest zawołanie biskupa Berkeleya - ”esse est percipi” (istnieć to znaczy być postrzeganym).
Utrata jest częścią każdego zamiaru i każdej nadziei.
Ponieważ życie to albo podróż, albo bitwa, „każde wielkie dzieło”, jak zauważył Raymond Queneau, „jest albo iliadą, albo odyseją”...
Moja biblioteka określa moją tożsamość.
Albo taki Noah Webster (słynny autor słowników jęz. angielskiego), którego żona przyłapała w czułych objęciach służącej. „Doktorze Webster” – wykrzyknęła, – „jestem zaskoczona!”. „Popełniasz pani błąd!” - miał ją poprawić. „To ja jestem zaskoczony; tyś jest zdumiona”.
Literatura, co oczywiste, może nie być w stanie obronić człowieka przed niesprawiedliwością, przed pokusami chciwości, przed represją czystej siły. Musi być jednak zabójczo skuteczna, skoro każdy dyktator, każdy totalitarny rząd i każdy zagrożony funkcjonariusz reżimu próbuje się jej pozbyć na rożne sposoby: paląc książki, tworząc indeksy ksiąg zakazanych, wprowadzając cenzurę, obkładając książki podatkami, próbując czczą gadaniną walczyć z analfabetyzmem czy wreszcie sugerując, że czytanie jest rozrywką elit.
Literatura skuteczniej niż samo życie uczy etyki i wzmaga empatię, co stanowi kluczowy czynnik partycypacji w umowie społecznej. (…) Kultura konsumpcji, w której obecnie żyjemy, powstrzymuje nas przed okazywaniem empatii, przypisując negatywną wartość zrozumieniu i trosce o dobrostan innych ludzi. Aby moc konsumować bezwartościowe gadżety, nieustannie podsuwane przez rynek, konsument musi stać się mniej zaangażowanym obywatelem i bardziej samolubną jednostką, afirmując przy tym politykę egotyzmu.
Odkrycie sztuki czytania jest doznaniem intymnym, niejasnym, sekretnym, trudno poddającym się wyjaśnieniu [...]. Można dojść do niego samemu, jak w przypadku epifanii, albo też złapać tego wirusa od innych czytelników.
Prawdą jest, że w obliczu ślepej tępoty charakteryzującej nasze próby zniszczenia planety, nieustępliwości w zadawniu cierpienia sobie i innym, skali naszej zachłanności, tchórzliwości i zazdrości, a także arogancji, z jaką rozpychamy sie w świecie innych żywych stworzeń, trudno uwierzyć, iż literatura albo jakakolwiek inna dziedzina sztuki potrafi nas czegoś nauczyć. [...]
A jednak w jednym przynajmniej sensie wszelka literatura jest działalnością obywatelską: bo jest pamięcią. Każde literackie dzieło zachowuje bowiem to, co w innym wypadku przepadłoby wraz z cielesną śmiercią pisarza. Akt lektury oznacza odzyskiwanie prawa do ludzkiej nieśmiertelności, jako że pamięć literatury jest wszechogarniająca i bezgraniczna.
Borges podczas zgłębiania dawnych sag Północy często zaglądał do Anglo-Saxon Dictionary autorstwa Boswortha i Tollera i znajdował przyjemność, recytując Ojcze nasz w języku dawnych mieszkańców Brytanii, żeby - jak mawiał - "zrobić Bogu małą niespodziankę".
Książki z mojej biblioteki obiecywały mi pocieszenie i możliwość uczestnictwa w pouczających rozmowach. Oferowały mi, za każdym razem, kiedy tylko po nie sięgałem, wspomnienie przyjaźni, która obywała się bez wstępnej prezentacji, bez konwencjonalnych kurtuazji, bez gry pozorów czy skrywanych emocji.
Żadnej biblioteki nie da się wskrzesić w jej dawnym kształcie.
Dlatego zapewne czuję się nieswojo w wirtualnych bibliotekach: trudno bowiem posiąść na własność ducha (choć duch może posiąść nas). Potrzebuję materialności tych bytów ze słów, namacalnej obecności książki, jej kształtu, rozmiaru, faktury. Rozumiem wygodę płynącą z istnienia niematerialnych książek i ich istotność dla dwudziestopierwszowiecznego społeczeństwa, ale dla mnie kontakt z nimi ma charakter platonicznego związku. Dlatego zapewne tak głęboko przeżywam utratę książek, z którymi moje dłonie były dobrze zaznajomione. Jestem jak niewierny Tomasz, który chce dotknąć, by uwierzyć.
Nigdy nie odkryłem, dlaczego po angielsku i włosku (grzbiety książek) zapisuje się od góry do dołu, a po niemiecku i hiszpańsku od dołu do góry.