cytaty z książki "Stacja"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W końcu dociera do mnie, jaka jest prawdziwa natura zła. Szkoda, że tak późno. To, wbrew pozorom, całkiem proste.
Czynisz zło, ponieważ musisz czynić zło. To jak zakaźna choroba; gdzieś i kiedyś nabawiasz się jej podczas niewinnej zabawy, a potem odkrywasz, że zostaje z tobą na zawsze. Zło jest jak smród zgniłych ubrań, którego nie usuniesz nawet setką prań. Jak uporczywy odcisk. Jak kontuzja, która nigdy już nie da ci spokoju. Zło jest jak wirus, jak blizna po wypadku. Jak sepsa. Jak nałóg silniejszy niż wola przetrwania. Czegokolwiek nie zrobisz, ono zostanie z tobą. Na wieczność, na zawsze, niczym głęboko pogrzebane w podświadomości wspomnienie, którego nie da się wyrugować z umysłu.
Czas upływa, a ta rzecz, to zło, to zasiane w tobie ziarno pierwotnej nikczemności rozwija się. Kiełkuje. Rozprzestrzenia po całym systemie, aż nie pozostanie ani jeden niezarażony organ. A wtedy wybór staje się iluzją, decyzja oszustwem, wola walki – naiwną farsą. Nie ma dla ciebie powrotu do światła, bo przynależysz już do ciemności, która staje się twoim powietrzem, twoją krwią, twoją limfą i śliną. Żadnej szansy na ratunek. Jedyne, co możesz robić, to zarażać dalej, jak żywy trup. Każda ziemia, na której staniesz, stanie się skażona. Każdy człowiek, jakiego zainfekujesz sobą, będzie dalej nieść twoje przekleństwo.
Zastanawiam się, jak to w ogóle możliwe, że miejsce takie jak to może powołać do życia ludzi i nie wyposażyć ich w dodatkową parę kończyn, drugą głowę, pajęcze odnóża wyrastające z pleców. Tutaj powinny rodzić się same mutanty, potwory, skrzywione i wypaczone jeszcze w łonach matek. Powinny snuć się po ulicach tego miasta, trzymając w paralitycznie powyginanych dłoniach wyrwane z płotu sztachety, powinny rzucać się na każdego obcego i z przerażającym wyciem wydzierać mu trzewia. Wówczas i tylko wówczas krajobraz pasowałby do swoich mieszkańców.
Przeszkadza mi bicie własnego serca. Staram się tak ułożyć, żeby nie słyszeć tego przerażającego dudnienia w głębi klatki piersiowej, świadectwa własnej słabości, delikatności całego tego mechanizmu. Bicie serca przypomina mi o tym, że jestem śmiertelny. Momentami zastanawiam się, czy z ludzkimi sercami nie jest trochę tak, jak ze skrzydłami trzmieli, które w ciągu całego swojego życia mogą nimi uderzyć tylko określoną liczbę razy. Liczę więc uderzenia swojej wewnętrznej pompy i wpadam w panikę, nie wiedząc, ile jeszcze zostało mi czasu. A gdy wpadam w panikę, moje serce przyśpiesza i to przeraża mnie jeszcze bardziej. Błędne koło.
I wiem już, że stąd nie wyjadę. Nigdy nie opuszczę tego miasta, a powód jest najprostszy z możliwych, choć wcale nie odbiera mu to grozy; nie wyjadę z tego miasta, bo ono jest we mnie.