cytaty z książki "Juno"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
I tak to się dzieje, że raz na jakiś czas zdarza się na tym świecie zdolna dziewczynka, trudno, jakoś się z tym należy pogodzić.
Wsi spokojna, wsi wesoła - fraza, którą Tadeusz pamiętał z etapu podstawowej edukacji, była dla niego niczym przewrotne memento: nie wierzcie poetom, nie wierzcie im nigdy, zwłaszcza gdy piszą o waszej pracy, o której gówno mają, a nie pojęcie.
Niebywałe jest to umieranie, odbiera człowiekowi absolutnie wszystko, co w życiu zdobył.
W zoo tego dnia nie było jakoś bardzo tłumnie. Może to ta pogoda, może te ceny biletów.
W miejscach takich jak zoo, fokaria, akwaria, oceanaria, muzea czy - zwłaszcza - galerie sztuki współczesnej Marek zawsze momentalnie robił się senny.
Ludzie nie cierpią matek z dziećmi, to stara złota polska zasada, którą lepiej znać i na poważnie brać sobie do serca. Matki z dziećmi powinny schodzić ludziom z drogi, ludzie są zmęczeni, ludzie chcą mieć spokój, a nie pierdolone przedszkole za płotem.
Kobieta i słoń stali naprzeciwko siebie, wpatrując się jedno w drugie. Trwało to już stanowczo za długo i Marek poczuł się nieswojo. Co ona robi? Dlaczego tak robi? Czy to jest normalne zachowanie? Zamrugał oczami ze zdenerwowania.
Od tej złości zaczęło mu się robić gorąco, poczuł, że ma trudności z zaczerpnięciem głębszego oddechu. Rozglądał się przez chwilę spanikowany, uświadamiając sobie, że znikąd pomocy. I właśnie wtedy jednak w końcu zemdlał.
Jeśli zakonnice prowadzą ten przybytek i za szczęść Boże podcierają tyłki umierającym ludziom, to niech sobie swojego szefa Pana Jezuska wieszają, gdzie chcą, w dozwolonym formacie.
Tadeusz faktycznie zmienił się od ostatniego razu. Był przede wszystkim jeszcze chudszy, choć wydawało się to już niemożliwe.
Choroba odkrawa z ciebie kawałek po kawałku, odbiera ci ciało, które stopniowo zapada się i niknie, umysł wyłącza się w narkotycznych wizjach, odpływa w krainę bredni i chorych snów, majątek już do niczego ci się nie przyda, bo leżysz w hospicjum i nawet łapówki nie masz jak dać, rodzina musi się nauczyć żyć, gdy ciebie już nie będzie.
Nadal bolało, lecz już w innym miejscu, ból z okolic lędźwi przeniósł się do odcinka szyjnego. No i bolało chyba odrobine mniej. Choć może to dzięki ketonalowi, który chwilę wcześniej włożyła do ust z westchnieniem, czując, że jej związki z tym lekiem stają się już trochę niebezpieczne.
Dla Marka, który zdaniem Aleksandry był od jakiegoś czasu kompletnie ślepy na cokolwiek poza własną nieustającą irytacją, słoń najwyraźniej stanowił ucieleśnienie ich małżeńskich problemów z komunikacją i dobry powód, by się znów zirytować. Dla niej stare zwierzę patrzące spod ciężko opadających powiek było w tamtej chwili po prostu ojcem.
Aleksandra, jak to mówią, świetnie się zapowiadała. Była tym wiejskim dzieckiem, które stawiano za przykład - uczyła się pilnie, była pokorna i grzeczna, zamiast robić głupoty oddała się nauce, ostatecznie została siostrą mądrą, która na studiach przez cztery lata dostawała stypendium rektorskie, a potem znalazła pracę w ogólnopolskich mediach.
Wszystko w niej było perfekcyjne, beżowo puchate, miękkie i pachnące piżmem albo mlekiem.
Marianna wyglądała wciąż młodo jak na dzisiejsze standardy, kiedy czterdzieści to nowe trzydzieści, nie dziwiło więc, że odwracały się za nią na ulicy nawet młode głowy.
Ale teraz wreszcie było zupełnie cicho. Mogłaby płakać w świętym spokoju i bez niewygodnych świadków, lecz nie umiała, kranik nie zawsze działał na zawołanie.
Marianna i Aleksandra, siostry, Polki, obie trochę przed czterdziestką, ale bardzo, bardzo już blisko, urodziły się , gdy w konwulsjach zdychał w całym gnijącym imperium komunizm, dorastały, gdy z każdego otworu w pękającej skorupie i z każdego leja po bombie zostawionego przez wycofujący się stary porządek buchał niczym lawa z krateru kapitalistyczny żar pożądania, dojrzały zaś, gdy wszystko już było na sprzedaż, a najbardziej do kupienia była na wolnym rynku dusza aspirującej Polki, która chciała się postarać jeszcze bardziej, jeszcze trochę, wyżej, mocniej, lepiej. Bo była tego warta.
Marianna z dwóch sióstr była tą - jak to w baśniach na przykład bywa - piękniejszą. Niby siostry, a zupełnie niepodobne, któreś z tych jaj doprawdy musiało być kukułcze, ha, ha. Tylko które?
Brzeg Juno wciąż jeszcze był pusty, po nabrzeżnym piachu nie biegały dzieci, nie szczekały psy turystów, woda chlupotała na wietrze.
Matka Romana, mimo iż sceptyczna wobec przeprowadzki jedynego syna na drugi koniec Polski, niezbyt też zadowolona z urody przyszłej synowej, która przecież będzie się na pewno puszczać na lewo i prawo, z takimi warunkami to jak w banku, ostatecznie uległa magii mazurskich obejść, posiadania ziemi oraz wspólnej poniemieckiej przeszłości i przestała się bardzo czepiać.
On by je obie, te córki swoje, gdyby mu przyszło zrobić tabelkę w Excelu z rachunkiem zysków i strat, wycenił zapewne bardzo wysoko, bo lepiej od wszystkich innych wiedział, ile go kosztowały.
Dzidka, podobnie jak Tadek i większość mieszkańców tych terenów, była przyjezdna. Jej rodzina przeniosła się na Mazury spod Łomży.
Przede wszystkie zawsze lepsze nawet gorsze poniemieckie niż najlepsze pożydowskie. To nawet brzmi korzystniej, gdy się wymawia na głos.
Najpierw kogoś niby widzisz, a to w pekaesie, a to w kościele na mszy czy pod sklepem we wsi, ale przemazuje ci się przed oczami, jak wszystko inne, zlewa się z brudnym skajowym siedzeniem autosanu, z kościelną ławą czy ladą u rzeźnika. Aż nagle coś się zmienia i nie wiadomo dlaczego właściwie.
Aleksandra dzięki swemu telewizyjnemu zajęciu miała małą władzę nad innymi. Każda władza korumpuje, ale mała władza? Mała władza robi to, co małe piwo Markowi: w sumie to nie smakuje.
Była poza wszystkim urodzoną klasową prymuską, która zawsze odrabiała lekcje i przez wszystkie stopnie swej długiej edukacji prowadziła czyste zeszyty, pożyczane od niej przez mających wywalone na naukę kolegów i koleżanki.
No nie mówi się, że "siedziała w domu". Przy dzieciach się raczej rzadko siada, po prostu.
Dźwiganie to sama, bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie dźwigać.
Razem się piło, razem się ruchało, razem się kradło i popełniało te wszystkie debilne błędy młodości, które on popełniał w innym miejscu, z innymi ludźmi i które tutaj nikogo nie obchodziły, bo gdy wszedł w tę społeczność, była już utwardzona wspomnieniami wspólnych przeżyć, długów wdzięczności, zdrad wybaczonych i niewybaczonych, braterstwa krwi.