cytaty z książki "O pięknie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Czas nie jest tym, czym jest w istocie, tylko tym, jak się go odczuwa.
Jestem cały czas wzburzona, pobudzona emocjonalnie. Moje ciało mi mówi, że przedstawienie skończone. To rzeczywistość. I nie będę ani trochę szczuplejsza, a ni młodsza [...] i chcę być z kimś, kto potrafi jeszcze dostrzec mnie we mnie. I nie chcę być znienawidzona ani pogardzana za to, że się zmieniam... Wolałabym być sama. Nie chcę, żeby ktoś czuł do mnie pogardę za to, kim się stałam. Patrzyłam też, jak Ty się zmieniasz. I czuję, ze zrobiłam, co mogłam, żeby uszanować przeszłość i Ciebie, jakim byłeś i jakim jesteś teraz - ale Ty chcesz czegoś więcej, czegoś nowego. A ja nie mogę być nowa.
Czasem człowiek po prostu spotyka kogoś i od razu wie, że jest z tym kimś bardzo blisko i ta osoba staje się bratem. - Nawet jeśli się o tym nie myśli, czuje się takie rzeczy. I w ogóle nie jest ważne, czy tamten drugi widzi to tak samo, czy nie - trzeba tylko okazać to uczucie. To jest Twój obowiązek. A potem człowiek czeka, co dostanie w zamian. taki jest układ.
I znów zdarzył się ów cud na jawie, kiedy to otwiera się wnętrze i rozkwita kwiat o tysiącu płatków, kwiat obecności w świecie, z innymi ludźmi. Ani tak trudny, jak sądziła wcześniej, ani tak łatwy, jakim się teraz wydawał.
Zazwyczaj mówi się o pełnym szczęścia milczeniu, jakie zapada między kochankami, ale to było też wspaniałe: siedzieć między bratem i siostrą, nic nie mówić, zajadać. Na początku, zanim zaistniał świat, zanim się zaludnił, zanim pojawiły się wojny, posady, uniwersytety, filmy, ciuchy, opinie i dalekie podróże - zanim pojawiło się to wszystko, była tylko jedna osoba, Zora, i tylko jedno miejsce: namiot w salonie zrobiony z krzeseł i prześcieradła. Po kilku latach pojawił się Levi; zrobiło się miejsce dla niego i wkrótce było tak, jakby był z nimi zawsze. Patrząc teraz na nich oboje, Jerome odnajdywał się w stawach ich palców, zgrabnych konchach uszu, w ich długich nogach i burzy kędzierzawych włosów. Słyszał siebie w ich lekkim seplenieniu, spowodowanym wibrowanie pulchnych języków uderzających o lekko wystające zęby. Nie zastanawiał się, czy, jak lub dlaczego ich kocha. Byli po prostu jego miłością, pierwszym dowodem miłości, jaki miał, i mieli być jej ostatnim potwierdzeniem, kiedy wszystko inne się rozpadnie.
Nie wiemy, czego chcemy, a jednak ponosimy odpowiedzialność za to, czym jesteśmy - takie są fakty (Jean Paul Sartre).
nie przechodź przed samochodami, uważaj na siebie, nie rań i nie pozwalaj się ranić, nie żyj tak, abyś czuła się martwa, nie zdradzaj nikogo ani siebie, zadbaj o to, co ważne, i proszę, nie, i pamiętaj, proszę, upewnij się...
W styczniu, podczas pierwszego balu w nowym roku, objawia się olbrzymia siła woli wellingtońskich studentek. Na nieszczęście dla tych młodych kobiet owa demonstracja czystej woli jest przypisywana "kobiecości" - tej najbardziej pasywnej z cnót - i w rezultacie nie znajduje odbicia w wysokiej średniej ocen. Jest to niesprawiedliwe. Dlaczego nie ma nagród dla dziewczyny, która głodzi się przez cały okres świąt - odmawiając podsuwanych jej słodyczy, pieczeni i likierów - żeby mogła się pokazać na styczniowym balu w sukni bez pleców i pantofelkach bez palców, choć temperatura jest bliska zeru i zaspy śniegu pokrywają ziemię?
Tylekroć domagały się od niej uznania, że są dorosłe - choć nie ona o tym decydowała - a potem, kiedy wszystko się naprawdę rozpieprzyło i kiedy człowiek chciałby, żeby okazały się dorosłe, nagle znów stawały się dziećmi.
(...) jej wzrok napotykał najbardziej intymny z panoramicznych widoków: porozrzucany dobytek trojga ludzi, których stworzyła. Kilka drobiazgów rozczuliło ją do łez: maleńki wełniany bucik, zepsuty aparat ortodontyczny, suwak na chustę skautowską. Nie została osobistą sekretarką Malcolma X. Nigdy nie została reżyserem filmowym, ani nie kandydowała do senatu. Nie umiała pilotować samolotu. Ale miała to wszystko.
Requiem Mozarta zaczyna się marszem w stronę wielkiej przepaści. Owa przepaść znajduje się za urwiskiem, którego człowiek nie widzi, dopóki nie stanie na samej jego krawędzi. W dole oczekuje nas śmierć. Nie wiemy, jak wygląda, jakie wydaje dźwięki ani jaki ma zapach. Nie wiemy, czy okaże się dobra, czy zła. Po prostu zmierzamy ku niej. Nasza wola to klarnet, a naszym krokom towarzyszą dźwięki skrzypiec. Im bliżej jesteśmy przepaści, tym silniejsze staje się nasze poczucie, że to, co nas tam czeka, okaże się przerażające. A jednak odczuwamy tę grozę jako swego rodzaju błogosławieństwo, jako dar. Nasz długa wędrówka nie miałaby sensu, gdyby nie ta przepaść na końcu. Patrzymy ponad urwiskiem: spada na nas lawina nieziemskich dźwięków. W dole jest wielki chór [...] Ten chór to zastępy niebieskie i zarazem armia szatana. To jednocześnie wszyscy ci ludzie, którzy w jakiś sposób na Ciebie wpłynęli podczas twego pobytu na ziemi: twoi liczni kochankowie, twoja rodzina, wrogowie [...] Zadaniem tego chóru jest dokonać osądu. [...] wyrok nie jest jeszcze pewny. To zaskakujące, jak dramatyczna okazuje się walka o twoją nędzną duszę.
Widzę ostatnio bardzo wyraźnie, że nie żyłam dla żadnej idei ani nawet dla Boga - żyłam, bo kochałam właśnie tego człowieka. Jestem bardzo samolubna, naprawdę. Żyłam dla miłości. Nigdy nie interesowałam się moją rolą w świecie - w rodzinie tak, ale nie w świecie. Nie będę bronić mojego modelu życia, ale taka jest prawda.
Mój tato był duchownym i to dzięki niemu Boże Narodzenie było dla mnie tak ważne, nawet nie w sensie religijnym. Ojciec myślał o nim, jako "nadziei na poprawę". Tak to tłumaczył. Było to coś w rodzaju przypomnienia, kim moglibyśmy być. Teraz się po prostu dostaje prezenty.
Szansa - oświadczył Monty - jest prawem, ale nie darem. Na prawa trzeba zapracować. A szansa musi nadejść właściwymi kanałami. Inaczej system radykalnie się dewaluuje.
Na uniwersytetach ludzie zapominają, jak żyć. Nawet w środku biblioteki muzycznej zapominają, czym jest muzyka.
Zerknęła na lewo i stwierdziła, że Zora skupiona jest całkowicie na swoim discmanie, w którym nagrany głos profesora N.R.A. Goulda prowadził ją troskliwie przez kolejne części utworu. Biedna Zora - żyła według przypisów. To samo było w Paryżu: tak pochłonęło ją czytanie w przewodniku o Sacre Coeur, że wlazła w ołtarz i paskudnie rozcięła sobie czoło.