Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

„Pierwszy i jedyny” – Imperatorze, niechaj zniknie drugie słowo – tom cyklu, który wysoko oceniłem.

„Duchy Gaunta” miały kilka niekwestionowanych zalet. Dokładnie i przekonująco opisane działania wojenne z punktu widzenia żołnierzy o różnych specjalizacjach. Skupienie się na Gwardzistach, a nie na nadludzkich Kosmicznych Marines, którzy regularnie są ukazywani w innych cyklach. Pozwala nam to łatwiej postawić się w sytuacji bohaterów. Jednocześnie niewiele tracimy z rozmachu typowego dla uniwersum, ponieważ Adeptus Astartes wspierają niekiedy Gwardzistów. Dzięki temu kontrastowi Kosmiczni Marines wypadają bardziej imponująco, niż kiedy czytamy wyłącznie o ich bataliach.
„Mistrz Wojny” posiada dodatkowo mocne punkty, których próżno szukać w poprzednich tomach „Duchów Gaunta”.
Stawka. W miarę rozwoju akcji czujemy, że tym razem nie uczestniczymy w jednej z wielu bitew. Bierzemy udział w przełomowej batalii, która może zadecydować o losach Krucjaty o Światy Sabbat.
Ukoronowanie. Nie jest to finał „Duchów Gaunta”, ale książka jest swoistego rodzaju uwiecznieniem. Ukazuje nam, że droga, którą pokonywał Ibram Gaunt wraz ze swoimi Duchami, nie była bez znaczenia. Wszelkie trudy, poświęcenie i wiara doprowadziły ich do konkretnego punktu.
Perspektywa. Możemy spojrzeć na konflikt strategicznie, oczami najwyższych dowódców. Dowiedzieć się, w jaki sposób Mistrz Wojny zarządza, planuje i podejmuje decyzje. Obserwować rozgrywki polityczne, gdzie nie tylko pragmatyzm wojenny, ale również ambicje wpływają na zakulisowe działania.
SPOILERY:



Wspomnę wyłącznie o jednym motywie, ponieważ to wokół niego oscylują wymienione przeze mnie zalety XIV tomu cyklu. Mistrz Wojny Macaroth. Fragmenty z nim to najmocniejszy punkt książki i jeden z najmocniejszych „Duchów Gaunta”.
„Szaleństwo od geniuszu dzieli bardzo cienka linia”. Pod tym cytatem jako opisem Macarotha podpisałaby się znacząca część kadry dowódczej. Mistrz Wojny bez wątpienia jest genialny. Czy jest również szalony? Na pewno jego ekscentryczność i wyalienowanie mogą niektórych pokusić o takie stwierdzenie.
Ma obsesję na punkcie danych. Wychodzi z założenia, że najmocniejszą stroną Imperium Ludzkości są pieczołowicie gromadzone informacje. Bezustannie je analizuje. Zwraca uwagę na z pozoru błahe kwestie. Gaunt określił jego podejście „mikrozarządzaniem”. Było to niezwykle trafne. Macaroth pozostawia podległym mu najwyższym dowódcą patrzenie na wojnę z szerokiej perspektywy, samemu skupiając się na szczegółach. Uważa, że o wyniku wojny mogą zadecydować drobnostki. Pojedynczy Gwardzista; niezamknięte przejście; skrzynka amunicji.
Odrobinę przypomina Thrawna, dowódcę z Gwiezdnych Wojen, który pozyskiwał wiedzę o wrogach poprzez studiowanie dzieł sztuki. Zarówno Macaroth, jak i Thrawn wierzyli, że na wojnie od liczebności i siły ognia ważniejsza jest informacja. Stosowali po prostu inne metody.



KONIEC SPOILERÓW:
Zdecydowanie jest to najlepsza pozycja „Duchów Gaunta”. Czytelnicy sięgający po poszczególne tomy cyklu wybiórczo, nie powinni ominąć tego. Choć zdecydowanie najbardziej zostanie doceniony przez tych, którzy wraz z Duchami Gaunta maszerowali przez wszystkie pola bitewne.

„Pierwszy i jedyny” – Imperatorze, niechaj zniknie drugie słowo – tom cyklu, który wysoko oceniłem.

„Duchy Gaunta” miały kilka niekwestionowanych zalet. Dokładnie i przekonująco opisane działania wojenne z punktu widzenia żołnierzy o różnych specjalizacjach. Skupienie się na Gwardzistach, a nie na nadludzkich Kosmicznych Marines, którzy regularnie są ukazywani w innych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Ciało jest słabe”. Sentencja Żelaznych Dłoni nadawałaby się do podsumowania książki, gdyby umieścić ten rzeczownik na miejscu „ciała”.

„Ferrus Manus: Gorgon z Meduzy” jest jak dotąd najsłabszą pozycją z cyklu „Prymarchowie”. Nie jest lekturą tragiczną, lecz do bólu przeciętną. To jednak ogromny zarzut, skoro mowa o książce opowiadającej o jednym z synów Imperatora. Prymarchowie należą do najciekawszych bohaterów „Warhammera 40 000”.
Największą bolączką VII tomu jest nieproporcjonalnie mała liczba stron poświęconych tytułowej postaci. Więcej uwagi poświecono Legionowi Żelaznych Dłoni, choć nawet on został zaniedbany. W centrum książki jest wojna o jedną z planet Gardinaala. Jest to pomniejszy odłam ludzkości, który zasiedlił system gwiezdny. Małe imperium, które nie wnosi niczego istotnego do uniwersum. Nie pojawia się o nim wzmianka w innych książkach serii.
„Herezja Horusa” przedstawia nam Prymarchów, porównywanych do półbogów tak często, że przestali być czymś fascynującym. W większości książek obserwujemy ich niezrównaną potęgę. Cykl „Prymarchowie” powinien wyrwać się z tego schematu. Podjąć próbę przedstawienia nam ich z „ludzkiej” strony. Idealnym rozwiązaniem zdaje się ukazanie ich przeszłości na planetach, na których dorastali. Nie znali wtedy ojca, Imperatora, nie prowadzili do boju armii nadludzi. Dopiero poznawali swoją wyjątkowość i uczyli się ją wykorzystywać na tle zwykłych ludzi. Każdy w innych warunkach. Paradoks jest taki, że chociaż zmienili „ojczyste” planety, te światy odcisnęły piętno również na nich. Dlatego „Perturabo: Młot Olympii”, koncentrujący się na przeszłości bohatera, jest najlepszym tomem cyklu.
SPOILERY:



W V tomie „Herezji Horusa” dowiedzieliśmy się, że Ferrusa Manusa i Fulgrima łączyła silna więź. Została ona tragicznie rozerwana, kiedy stanęli po przeciwnych stronach wojny domowej. Książka o Ferrusie dawała możliwość, aby przybliżyć tę relację czytelnikom. Skoro Prymarchowie sami w sobie są ciekawymi postaciami, o ile bardziej fascynująca jest interakcja między nimi. Niestety autor nie wspiął się na wyżyny kreatywności. Sprowadził ich relację do myśli Ferrusa, że „łączy ich oboje dążenie ku doskonałości”.
David Guymer w interesujący sposób opisał społeczeństwo Gardinaala. Podzielone na kasty, z których każda ma swoją rolę. Dani członkowie są genetycznie modyfikowani do pełnienia konkretnych funkcji. Ograniczano wolną wolę, inicjatywę oraz same emocje, zwłaszcza w przypadku niższych społecznie kast. Chętnie poczytałbym o tym znacznie więcej, ale nie w książce, której motywem przewodnim powinien być Ferrus Manus. I nie w sytuacji, w której ów podział na kasty w praktyce nie zostaje ukazany w wojnie.



KONIEC SPOILERÓW:
Tomy „Prymarchów” nie łączą się ze sobą. Formuła cyklu sprzyja czytaniu go wybiórczo. Prymarcha Żelaznych Dłoni nigdy nie wydawał mi się intrygującą postacią. „Ferrus Manus” utwierdził mnie w opinii o nim.

„Ciało jest słabe”. Sentencja Żelaznych Dłoni nadawałaby się do podsumowania książki, gdyby umieścić ten rzeczownik na miejscu „ciała”.

„Ferrus Manus: Gorgon z Meduzy” jest jak dotąd najsłabszą pozycją z cyklu „Prymarchowie”. Nie jest lekturą tragiczną, lecz do bólu przeciętną. To jednak ogromny zarzut, skoro mowa o książce opowiadającej o jednym z synów Imperatora....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pozwala nam dowiedzieć się wielu rzeczy o Prymarsze Dzieci Imperatora, Fulgrimie. Jednak tom z cyklu Herezja Horusa, Fulgrim, zdecydowanie wypada lepiej.

Pozwala nam dowiedzieć się wielu rzeczy o Prymarsze Dzieci Imperatora, Fulgrimie. Jednak tom z cyklu Herezja Horusa, Fulgrim, zdecydowanie wypada lepiej.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Napisałem recenzje o kilku poprzednich tomach cyklu. O tym mogę powiedzieć, że nie wyróżniał się niczym szczególnym na tle pozostałych. Wyłącznie dla fanów Duchów Gaunta.

Napisałem recenzje o kilku poprzednich tomach cyklu. O tym mogę powiedzieć, że nie wyróżniał się niczym szczególnym na tle pozostałych. Wyłącznie dla fanów Duchów Gaunta.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka zawiera kilka przydatnych porad, które mogą przydać się każdemu. Jednak większość treści to po prostu ogólniki, które niewiele zmienią w czyimś życiu.

Książka zawiera kilka przydatnych porad, które mogą przydać się każdemu. Jednak większość treści to po prostu ogólniki, które niewiele zmienią w czyimś życiu.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Panowanie smoka Linda Antonsson, Elio M. García jr., George R.R. Martin
Ocena 8,0
Panowanie smoka Linda Antonsson, El...

Na półkach: ,

„Panowanie smoka” opisuje władanie królów z dynastii Targaryenów począwszy od Ageona I, na Aegonie III kończąc. Na wstępie zahacza również o historię Westeros.

W moim odczuciu jest to wyłącznie próba wyciągnięcia od fanów większej ilości pieniędzy. Książka nie zawiera w sobie niczego odkrywczego. Bardziej drobiazgową historię rodu Targaryenów mogliśmy poznać podczas lektury dwóch tomów „Ognia i krwi”. Z kolei treściwiej przedstawiono nam ją w „Świecie lodu i ognia”.
Uważam wszelkie zabiegi polegające na sprzedawaniu tych samych treści w innych formach za bardzo szkodliwe dla czytelników. Jednocześnie jest to wygodne i bezpieczne dla autorów oraz wydawców. Dlatego nie mogłem dać wyższej oceny. Byłaby jeszcze niższa gdyby nie fakt, że otrzymujemy różnorodne ilustracje spod pędzli wielu twórców. Nie są to wybitne dzieła, ale przyczyniają się do zwiększenia immersji w trakcie lektury. Jako praktycznie jedyny nowy element są najmocniejszą częścią książki.

Fani, którzy nie czytali „Świata lodu i ognia”, mogliby sięgnąć po „Panowanie smoka”. Losy Targaryenów są tu opisane bardziej szczegółowo. Jednak nie zawiera tak obszernego i szczegółowego przedstawienia historii oraz świata jak pierwsza pozycja. Czytelnicy mający za sobą lekturę „Ognia i krwi” nie powinni wydawać pieniędzy na „Panowanie smoka”. Jedyne powody to słabość do ilustracji bądź podejście kolekcjonerskie. Osobiście zachęcałbym do kupienia „Świata lodu i ognia”. Umożliwi to poznanie po trochu każdego z ważniejszych elementów świata wykreowanego przez George’a R.R. Martina. Kupienie dwóch tomów „Ognia i krwi” również byłoby dobrym pomysłem. Pozwoli dokładnie poznać królów z dynastii Targaryenów. Wydarzenia w nich zawarte są opisane w formie kroniki historycznej. Mnie to bardzo przekonało, lecz dla niektórych może być wadą.

„Panowanie smoka” opisuje władanie królów z dynastii Targaryenów począwszy od Ageona I, na Aegonie III kończąc. Na wstępie zahacza również o historię Westeros.

W moim odczuciu jest to wyłącznie próba wyciągnięcia od fanów większej ilości pieniędzy. Książka nie zawiera w sobie niczego odkrywczego. Bardziej drobiazgową historię rodu Targaryenów mogliśmy poznać podczas...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zdrajcy Rzymu” kontynuują bliskowschodni wątek z poprzedniego tomu. Tym razem narzędziem zmagań z Partią będzie nie tylko wojna, ale również dyplomacja. Czy filozoficzny, lecz kształtowany przez wojenne doświadczenia umysł Katona podoła temu wyzwaniu?

W osiemnastym tomie nasi towarzysze, centurion Macro i prefekt Katon, zostają rozdzieleni. Pierwszy wraz z generałem Korbulonem wyrusza z ekspedycją karną na zbuntowane miasto Thapsis. Drugi musi udać się do serca partyjskiego imperium, Ktezyfonu. Jego misją jest wynegocjowanie warunków pokoju z królem Partów, Wologazesem. Towarzyszy mu zaufany agent Korbulona, tajemniczy Grek, Apoloniusz. Centurion pozostawia świeżo upieczoną żonę, prefekt kilkuletniego syna.
Podzielenie wątków dwóch towarzyszy wypada korzystnie. Pierwszy raz od dawna Marco wykonuje rozkazy kogoś innego niż przyjaciela. Ciekawie również obserwuje się Katona w roli dyplomaty. Jest bystry, a jednocześnie posiada żelazne zasady moralne.
Apoloniusz jest rzadkim przypadkiem udanego bohatera drugoplanowego w „Orłach Imperium”. Dowiadujemy się mniej lub bardziej wiarygodnych informacji o jego przeszłości. Obserwujemy jego zachowania w interakcji z Katonem. Poznajemy jego kompetencje językowe, dyplomatyczne, bojowe i wywiadowcze. Autor prawdopodobnie wyciągnął wnioski po wykreowaniu tak wielu bezpłciowych bohaterów.
Znużenie cyklem, które towarzyszy mi od dłuższego czasu, utrzymuje się nadal. W tym tomie jednak było mniej odczuwalne.
SPOILERY:



Korbulon podejmował w „Zdrajcach Rzymu” pochopne i niewykalkulowane decyzje. Z tego powodu przypominał chciwych i niekompetentnych dowódców, pod którymi służyli Macro i Katon. Nie było to konsekwentne z tym, jak przedstawił go nam Simon Scarrow. Jako jednego z najbardziej doświadczonych i utalentowanych rzymskich dowódców epoki.
Tak samo Apoloniusz, który przez całą drogę jest przedstawiany niemal jako szpieg doskonały. Na dworze króla Partów od razu zostaje zdemaskowany. Zabiera mu się flet, w którym miał ukryte dane wywiadowcze.
Podobnie jest z przeciwnikami Rzymian. Bez względu na to, czy bohaterowie walczą z barbarzyńcami, czy z Partami, przeciwnik jest bezbłędnie przygotowany.
To wszystko oczywiście ma na celu wrzucenie nas w wir ciekawej akcji. Gdyby sojusznicy naszych bohaterów wykazywali się kompetencją, a wrogom zdarzałoby się popełniać pomyłki, nie byłoby tak ciekawie. Niemniej jednak zaburza to wiarygodność wykreowanej historii.



KONIEC SPOILERÓW:
Nie zamierzam przerywać „Orłów Imperium” pomimo odczuwanej monotonii. Każdy tom jest realistyczną, szczegółową i utrzymującą czytelnika w klimacie epoki pozycją. „Zdrajcy Imperium” klasyfikują się dodatkowo w lepszej części cyklu.

„Zdrajcy Rzymu” kontynuują bliskowschodni wątek z poprzedniego tomu. Tym razem narzędziem zmagań z Partią będzie nie tylko wojna, ale również dyplomacja. Czy filozoficzny, lecz kształtowany przez wojenne doświadczenia umysł Katona podoła temu wyzwaniu?

W osiemnastym tomie nasi towarzysze, centurion Macro i prefekt Katon, zostają rozdzieleni. Pierwszy wraz z generałem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Krew Rzymu” ponownie rzuca głównych bohaterów na Bliski Wschód. Znajduje się tam zaprzysięgły wróg Rzymu, Partia. Bliskowschodnie królestwo w przeszłości zadało bolesną i upokarzającą klęskę legionom rzymskim pod Carrhae. Czy Rzym odniesie zwycięstwo w zbliżającej się wojnie?

Siedemnasty tom odchodzi od pałacowych intryg. Na pierwszy plan wracają działania wojenne. Tym razem jednak sytuacja wygląda odrobinę inaczej. Prefekt Katon nie działa bezpośrednio pod rzymskim dowódcą, a jednocześnie nie jest całkowicie niezależny. Musi przywrócić na tron Armenii iberyjskiego księcia, Radamista, który jest sojusznikiem Rzymu. Rzymski generał, Korbulon, przyznał Katonowi dowodzenie wyprawą do stolicy Armenii. Niestety, ambitny i narcystyczny Radamist niechętnie dzieli się władzą. Prefekt musi lawirować między okazywaniem władcy należytego szacunku a stanowczym dzierżeniem sterów dowództwa.
„Krew Rzymu” to wciąż rzetelna, szczegółowa i wiarygodna powieść historyczna. Poczytamy w niej o psujących się machinach oblężniczych, których konserwowanie zlekceważono. Będziemy świadkami treningu procarzy i przekonamy się na własne oczy, dlaczego ta niepozorna formacja jest tak śmiertelnie skuteczna. Ujrzymy realistyczną sytuację legionów, które latami gnuśniały w służbie garnizonowej, przez co prezentowały niski poziom gotowości bojowej.
Jednocześnie wraca wtórność cyklu, od której mogliśmy odpocząć przez dwa poprzednie tomy.
Zmagania z Partią dawały nadzieję na ubarwienie „Orłów imperium”. Niestety do walk dochodzi w takich warunkach, które nie dają możliwości ujrzenia różnic między formacjami militarnymi obu państw.
SPOILERY:



W siedemnastym tomie pojawia się prawdopodobnie najciekawsza kobieca bohaterka z całego cyklu. Królowa Zenobia, żona króla Radamista. Podstępna, inteligentna, bez skrupułów wykorzystuje swoją kobiecość jako broń. Jest przebiegłą aktorką. Manipuluje zarówno swoim charyzmatycznym mężem, jak i bystrym Katonem. Skrzętnie ukrywa mocne strony. Dostosowuje się do sytuacji. Jest pewna siebie. Zachowuje ostrożność i nie patrzy na innych z góry jak jej mniej bystry a pyszny małżonek.



KONIEC SPOILERÓW:
Będąc fanem historii, wojskowości i realizmu, czuję się zmęczony znaczną częścią cyklu. Obiektywnie jednak bardzo wysoko go oceniam. Zdecydowanie pozwala znacznie bardziej poczuć realia epoki niż lektura suchych faktów z publikacji historycznych.

„Krew Rzymu” ponownie rzuca głównych bohaterów na Bliski Wschód. Znajduje się tam zaprzysięgły wróg Rzymu, Partia. Bliskowschodnie królestwo w przeszłości zadało bolesną i upokarzającą klęskę legionom rzymskim pod Carrhae. Czy Rzym odniesie zwycięstwo w zbliżającej się wojnie?

Siedemnasty tom odchodzi od pałacowych intryg. Na pierwszy plan wracają działania wojenne. Tym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dzień cezarów” to drugi tom cyklu, którego fabuła rozgrywa się w Rzymie. Czy jest to korzystne dla „Orłów imperium”?

Szesnasty tom już na wstępie wita nas znamiennym wydarzeniem. Cesarz Klaudiusz odchodzi w zaświaty. Następcą zostaje Neron, syn jego bratanicy oraz żony, Agrypiny. Jednak nie jest on jedynym pretendentem do schedy po ojcu. Rodzony syn Klaudiusza, Brytanik, cieszy się wysokim poparciem wśród rzymskich elit.
W poprzednich tomach motyw intrygi stale nam towarzyszył. Pozostawał jednak w cieniu wojny. Tym razem jest inaczej. Zostajemy wrzuceni w sam środek spisków, knowań i podstępów, które są na porządku dziennym w stolicy cesarstwa.
„Orły imperium” wiele zyskują na owej odmianie. „Dzień cezarów” zdecydowanie jest jednym z najlepszych tomów.
Chociaż przeważają konspiracyjne działania, scen batalistycznych również nie brakuje. Jak zawsze wypadają korzystnie. Stanowią potrzebne urozmaicenie w kontekście poprzednich tomów, które przedstawiały walkę z barbarzyńcami.
Fragmenty skupiające się na prywatnym życiu bohaterów pozwalają nam odetchnąć. Ukazują nam Katona i Marco nie jako rzymskich bohaterów, a zwyczajnych ludzi. Prefekt odnajduje się w roli ojca. Centurion buduje więź z kobietą, w której nie widzi wyłącznie jednorazowej uciechy, a równoprawną partnerkę.
„Dzień cezarów” nie jest pozbawiony wad będących znakiem rozpoznawczym cyklu.
Bohaterowie drugoplanowi w większości przypadków nie mają niczego ciekawego do zaoferowania. Nierzadko odróżniają ich wyłącznie imiona.
Zwroty akcji, które mają nas zaskoczyć, często są łatwe do przewidzenia. Nie są oczywiste, ale brakuje im niuansów. Z drugiej strony fakt, że wydarzenia są oparte na historii, znacząco ogranicza kreatywność Simona Scarrowa.
SPOILERY:



Dwóch intrygantów, Narcyz i Pallas, będących w przeciwnych obozach politycznych. Z początku autor próbował nakreślić różnice między nimi. Pierwszy miał się kierować dobrem Rzymu, drugi być najzwyczajniejszym w świecie karierowiczem. Ostatecznie Scarrow odszedł od tego zamysłu. Szesnasty tom ukazuje nam ich obu jako zepsutych, egoistycznych i pozbawianych wyższych celów. Nie ma w tym cienia tego, co udało się wykreować Martinowi w „Pieśni lodu i ognia”. Stworzył postacie dwóch spiskowców, Littlefingera oraz Varysa. Teoretycznie byli przez pewien czas nawet z jednej frakcji politycznej. Jednak różnice, które czyniły z nich indywidualnych, ciekawych bohaterów, same rzucały się w oczy.
Książka pozwala nam pierwszy raz doświadczyć starcia między wojskami rzymskimi. Jest to jeden z najmocniejszych punktów „Dnia cezarów”. Nie jest to bynajmniej zwyczajna walka między bliźniaczymi jednostkami. Rzymscy legioniści ścierają się z pretorianami. Poprzez walkę autor ukazał różnice między dwiema formacjami. Biorąc za przykład wyposażenie, legioniści mają tarcze bardziej nadające się do walki w zwarciu. Pretorianie używają włóczni umożliwiających starcia na większym dystansie. Niemniej jednak, ponieważ pierwszy raz w historii cyklu doszło do takiej potyczki, szczegółów było za mało. Tym bardziej że prawdopodobnie podobne bitwy nieprędko się powtórzą.



KONIEC SPOILERÓW:
Polecam sięgnąć po „Dzień cezarów” fanom, którzy czytają cykl wybiórczo. Pozwoli on wypocząć wszystkim tym, którzy odczuwają zmęczenie zmaganiami z barbarzyńcami.

„Dzień cezarów” to drugi tom cyklu, którego fabuła rozgrywa się w Rzymie. Czy jest to korzystne dla „Orłów imperium”?

Szesnasty tom już na wstępie wita nas znamiennym wydarzeniem. Cesarz Klaudiusz odchodzi w zaświaty. Następcą zostaje Neron, syn jego bratanicy oraz żony, Agrypiny. Jednak nie jest on jedynym pretendentem do schedy po ojcu. Rodzony syn Klaudiusza, Brytanik,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy „Niepokonany”, na podobieństwo wielu poprzednich tomów, został pokonany przez wtórność cyklu?

Od samego początku odczuwana jest poprawa. Główni bohaterowie, Macro i Katon, opuszczają Brytanię. Tym razem Rzym potrzebuje ich talentów w Hiszpanii. Jest to całkowicie świeży teatr wojenny w „Orłach Imperium”.
Nie tylko zmiana miejsca geograficznego zmusza monotonię do odwrotu. Tym razem dwójka przyjaciół nie będzie prowadzić do boju rzymskich legionów, lecz gwardię pretoriańską. Ta elitarna jednostka różni się wyposażeniem, doświadczeniem i mentalnością od standardowej armii cesarstwa. Na dodatek Katon, który otrzymuje dowództwo drugiej kohorty, działa w oderwaniu od głównych sił. Pozwala nam to obserwować go po raz pierwszy jako dowódcę, który nie jest bezpośrednio ograniczany przez zwierzchnika.
Scarrow próbuje również namieszać w prywatnych relacjach bohaterów. Dodaje to realizmu postaciom, jednak zdecydowanie nie jest mocną stroną jego pióra. Opisy wielkich batalii wychodzą mu niemal idealnie. Głębia bohaterów oraz relacji między nimi z kolei przypomina równinę doskonałą do kawaleryjskich szarż.
Tym zarzutem mogę płynnie przejść do wad piętnastego tomu cyklu. Płytki, niewyróżniający się niczym antagonista. Wiemy o nim wyłącznie, że nienawidzi Rzymu i ma posłuch u swojego ludu. Wszystkie inne postacie również nie zapadają w pamięć. Po skończeniu tomu większość z nas zapamięta po prostu Macro i Katona. Tym, którzy cieszą się lepszą pamięcią, pozostaną imiona bohaterów, o których nie będą w stanie niczego powiedzieć.
Świadomość tego, że głównym postaciom nic nie grozi, ponieważ na nich opierają się „Orły Imperium”.
Powieść historyczna rządzi się swoimi prawami, więc nie możemy oczekiwać spektakularnego zwrotu akcji. Oczywiście nie ma w tym niczego złego. Kiedy jednak cykl składa się z kilkunastu tomów, zaczyna to być męczące. Czytelnik pragnie poczytać o przygodach nowych bohaterów w innych czasach.
SPOILERY:



Autor stara się nam nakreślić przemianę Katona. Prefekt dowiedział się na początku „Niepokonanego”, że jego zmarła żona zdradzała go. Macro zauważa, że jego przyjaciel czerpie przyjemność z bólu zadawanego barbarzyńskiemu jeńcowi. I tylko tyle. Znając Scarrowa, nie rozwinie tego w następnych tomach. Szkoda, ponieważ miało to potencjał. Szlachetny i filozoficzny Katon zmierzający w stronę mroku, skąd wyciągnie go jego przyjaciel oraz mentor, twardoskóry Macro.
Autor nie ukazał silnych różnic między iberyjskimi a brytyjskimi plemionami. Jedyne, czym wyróżniali się wrogowie w tym tomie od Brytów, to umiejętność tworzenia wykopów i tuneli. Nabyli ją jako niewolnicy w kopalniach srebra.
Jedną z lepszych scen tej książki było ocalenie Karatakusa, wodza Brytów, przed śmiercią z rąk Rzymian. Mam nadzieję, że akurat tego wątku autor nie zaniedba i ujrzymy w przyszłości Karatakusa w rzymskich jednostkach pomocniczych.



KONIEC SPOILERÓW:
Jest to jeden z lepszych tomów „Orłów Imperium”. Urozmaica cykl. Pokazuje, że nawet tak bardzo przeciągana seria wciąż może mieć swoje momenty.

Czy „Niepokonany”, na podobieństwo wielu poprzednich tomów, został pokonany przez wtórność cyklu?

Od samego początku odczuwana jest poprawa. Główni bohaterowie, Macro i Katon, opuszczają Brytanię. Tym razem Rzym potrzebuje ich talentów w Hiszpanii. Jest to całkowicie świeży teatr wojenny w „Orłach Imperium”.
Nie tylko zmiana miejsca geograficznego zmusza monotonię do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Brytania” kontynuuje przygody wojenne Macro i Katona na tytułowej wyspie.

Czternasty tom cyklu niewiele różni się od wielu poprzednich. Mogę powtórzyć to, co pisałem we wcześniejszych recenzjach.
Jest to wiarygodna, wciągająca, pełna szczegółów i drobiazgów powieść historyczna. Jednocześnie „Orły Imperium” stały się w dużym stopniu wtórne.
Zdaję sobie sprawę, że chcąc zachować realizm, autor nie jest w stanie wprowadzić szokujących zwrotów akcji. Jednocześnie nie mogę zignorować rutyny, czytając któryś tom z kolei. Ci sami bohaterowie walczący w tym samym miejscu i w tych samych czasach. Znacznie chętniej oddałbym się lekturze o innych okresach panowania Rzymu czy nawet skupiającej się na innych państwach starożytności. Z wybitnym talentem Simona Scarrowa, stałoby się to prawdopodobniej jedną z najbardziej rozpoznawalnych serii powieści historycznych.
Na razie jednak pozostaje mi liczyć na drobniejsze zmiany. Chciałbym, aby obok Macro i Katona na pierwszym planie znalazły się nowe, ciekawe postacie. Ucieszyłoby mnie również obserwowanie zmian po śmierci Klaudiusza i chaos związany z wyborem nowego cesarza. Jednak nade wszystko pragnę, żeby to była ostatnia książka, mająca miejsce w Brytanii.
SPOILERY:



Na pewno mocnym punktem „Brytanii” jest klęska kampanii prowadzonej przeciwko druidom przez legata Kwintatusa. Autor wybitnie ukazał, że nawet najwspanialsze wojsko świata może spektakularnie przegrać z barbarzyńcami. Wystarczy, że było prowadzone przez polityka, który toczy wojnę wyłącznie dla zwiększenia władzy i wpływów.
W czternastym tomie cyklu na czele plemion brytyjskich nie stoi już Karatakus. W „Braciach krwi” stał się jeńcem Rzymian. Scarrow jest dokładny, nie omieszkał więc ukazać wpływu, jaki jego brak wywiera na wojnę w Brytanii. Kiedy rzymskie legiony poniosły klęskę, rozsądniejsze postacie zdawały sobie sprawę z jednego faktu. Karatakus wykorzystałby ją i zadał druzgocący cios okupantowi. Miast tego obie strony wróciły do impasu. Celtowie nie byli w stanie przegonić najeźdźców z wyspy. Rzymianie położyć kresu oporowi plemion zagrzewanych przez druidzkich kapłanów.
Stosunki Marco i Katona, najciekawsza relacja cyklu, popadły w rutynę. Na początku „Orłów Imperium” obserwowaliśmy, jak stanowczy Macro próbuje zrobić z żałosnego Katona legionistę. Później, kiedy Katon zaczął czynić drobne postępy, Macro uczył się go szanować i dostrzegać w nim potencjał. Z czasem, wraz z nabytym doświadczeniem, Katon dorównał Macro rangą. Niedługo później nawet go przerósł, stając się prefektem. Było to z początku bardzo niezręczne dla nich obydwóch, jednak szybko przywykli. Macro, będący mentorem Katona, musiał nauczyć się odnosić do niego jak do kogoś wyższego stopniem. Będąc jednak żołnierzem z krwi i kości, szybko przywykł do nowego stanu rzeczy. Obecnie poza drobnymi, niekomfortowymi chwilami, wszystko się między nimi układa. Nie jest to niczym dobrym dla cyklu.



KONIEC SPOILERÓW:
„Brytania” nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych tomów „Orłów Imperium”. Do samego cyklu zachęcam wszystkich fanów powieści historycznych.

„Brytania” kontynuuje przygody wojenne Macro i Katona na tytułowej wyspie.

Czternasty tom cyklu niewiele różni się od wielu poprzednich. Mogę powtórzyć to, co pisałem we wcześniejszych recenzjach.
Jest to wiarygodna, wciągająca, pełna szczegółów i drobiazgów powieść historyczna. Jednocześnie „Orły Imperium” stały się w dużym stopniu wtórne.
Zdaję sobie sprawę, że chcąc...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Bracia krwi” przedstawiają dalsze zmagania dwóch legionistów, Macro i Katona, z plemionami celtyckimi w Brytanii. Jest to trzynasty tom cyklu.

Lektura „Orłów Imperium” jest satysfakcjonująca. Simon Scarrow dba o szczegóły tworzonej przez niego fabuły. Bardzo często można odnieść wrażenie, że opisywane wydarzenia naprawdę miały miejsce.
Fundamentem cyklu jest wojna. Jednocześnie nie brakuje w nim intryg, polityki, dyplomacji, spisków, manipulacji oraz ekonomii. Doświadczymy wszystkiego, co było integralną częścią Imperium Rzymskiego.
Nie zmienia to faktu, że zmęczenie „Orłami Imperium” nie ustępuje. Przez kilkanaście książek czytamy o przygodach tych samych bohaterów. Realizm historyczny, będący zaletą, posiada drugą stronę medalu. Mamy świadomość, że nie wydarzy się nic szokującego, jak np. najazd Brytów na kontynent. Właśnie, nieszczęśni Brytowie. Walka z nimi ma miejsce przez prawie połowę „Orłów Imperium”. Tomy „Gladiator” oraz „Pretorianin” znacząco urozmaicały cykl. Jest ich stanowczo za mało.
„Wojna jest przedłużeniem polityki”. Poniżej opiszę, jak bardzo „Bracia krwi” są zgodni z duchem tej sentencji.
SPOILERY:



Legiony rzymskie odnoszą zwycięstwo nad barbarzyńcami. W wyniku sukcesu zostaje pojmany celtycki wódz, Karatakus.
Tryumf jednak zostaje zaprzepaszczony, ponieważ zdrajca pomaga uciec groźnemu wodzowi. Przyczyną są zakulisowe rozgrywki w Rzymie, które dotykają nawet odległych prowincji. Jedna z frakcji chce kontynuować podbój Brytanii z powodów wizerunkowych. Druga pragnie wycofania wojsk z wyspy, aby podkopać reputację rywali. Każda ze stron ma swoich zauszników, doradców i agentów. Dopatrują się oni prominentnej przyszłości w cieniu popieranych przez nich członków rodziny cesarskiej.
Rzymianie spiskują nie tylko przeciwko sobie. Potrafią równie skutecznie skłócić ze sobą plemiona brytyjskie. Dzięki rzymskiemu złotu królowa Kartimandua, władczyni najpotężniejszego plemienia celtyckiego na wyspie, zawiązała z Rzymianami sojusz. Gdyby nie to posunięcie dyplomatyczne, supremacja Rzymu w Brytanii stanęłaby pod znakiem zapytania.
Bohaterowie zmieniają stronnictwa nie tylko skuszeni złotem. Niekiedy stwierdzają, że ich strona jest przegrana i przechodzą do obozu oponentów, chcąc po prostu przetrwać. Tak postąpił Septymiusz, syn Narcyza i jednocześnie jego zaufany agent. Dostrzegł, że jego ojciec traci wpływy na rzecz Pallasa, greckiego wyzwoleńca. Został podwójnym agentem, sabotując operację rodzica.



KONIEC SPOILERÓW:
Jeżeli chodzi o wydarzenia mające miejsce w Brytanii, jest to jedna z lepszych książek cyklu. Nie wyróżnia się na tyle, by otrzymała ode mnie wyższą ocenę. Nie odradzam jej lektury wiernym fanom. Ja sam nie mam zamiaru omijać żadnej książki „Orłów Imperium”, pomimo odczuwalnego zniechęcenia.

„Bracia krwi” przedstawiają dalsze zmagania dwóch legionistów, Macro i Katona, z plemionami celtyckimi w Brytanii. Jest to trzynasty tom cyklu.

Lektura „Orłów Imperium” jest satysfakcjonująca. Simon Scarrow dba o szczegóły tworzonej przez niego fabuły. Bardzo często można odnieść wrażenie, że opisywane wydarzenia naprawdę miały miejsce.
Fundamentem cyklu jest wojna....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tom trzeci „Białego Piasku”, jednego z cyklów dziejących się w cosmere, uniwersum wykreowanym przez Sandersona. To na razie jedyny przypadek, kiedy medium jest nie książka, a komiks.

Trzeci tom zdecydowanie przerasta dwa poprzednie, które były co najwyżej przeciętne.
Większość wątków zostaje satysfakcjonująco rozwiązana. Obserwujemy zmianę głównych bohaterów, która jednak jest konsekwentna z tym, jacy byli od początku. Dodatkowo wszystkie postacie wypadają wiarygodnie. Nie są doskonali. Popełniają błędy. Nie są w stanie przekroczyć niektórych ograniczeń. Nie przeszkadza to części z nich dążyć niestrudzenie do postawionych celów i szukać lepiej przystosowanych do ich umiejętności dróg.
Nie zmienia to faktu, że chociaż trzeci tom wypada lepiej od poprzednich, cykl jest najsłabszy w serii. Brandon słynie z bardzo rozbudowanych i wiarygodnych bohaterów. Akurat w tym aspekcie komiksy zdały egzamin, jednak brakuje głębi, którą zapewniały nam książki. Najmocniejszym punktem Sandersona prawdopodobnie jest kreowanie światów. Odmienne kultury, moda, prawo itp. W książkach poświęcone temu zostaje wiele stron. W komiksach sprowadza się to zaledwie do pojedynczych kratek graficznych bądź chmurki dialogowej albo narracyjnej. Czuć w tym zarówno pióro Sandersona, jak i zmarnowany potencjał.
Magia. Szanuję systemy magiczne Brandona. Żadnym z nich jednak nie zachwyciłem się tak jak tym w Powierniku Światła pióra Brenta Weeksa. Magia piasku zaprezentowana nam w Białym Piasku najmniej przypadła mi do gustu z systemów w cosmere. Jest najmniej skomplikowana. Z drugiej strony wypada widowiskowo. Nie zdziwiłbym się, jeżeli ów fakt zadecydował o przedstawieniu cyklu w formie powieści graficznej. Bardzo szanuję odmienne spojrzenie na bohatera. W innych cyklach autora główna postać była niezwykle utalentowana w magii. W Białym Piasku wszystko to, co osiągnął Kenton, zawdzięcza ciężkiej pracy oraz nieustępliwości.
Nie mam na tyle dużego doświadczenia w komiksach, aby móc rzetelnie ocenić jakość grafiki. Mogę powiedzieć, że style w mangach czy w komiksie „Watchmen: Strażnicy” bardziej mi się podobały. Prawdopodobnie jest to spowodowane nie jakością, a gustem.
SPOILERY:



Ais. Została postawiona przed wyborem: mogła ocalić albo sierociniec, albo rodzinę. Nie była w stanie podjąć decyzji. Chciała spełnić zarówno swój obowiązek, jak i uratować najbliższych. Jednak wszystko dobrze się skończyło. Zwykle taki rozwój wydarzeń jest naciągany i pozbawiony sensu. W „Białym Piasku” było inaczej. Nie przepadała za Kentonem, jednak niechętnie szanowała. Mistrz Piasku przypadkiem znalazł się w domu Ais i ocalił jej rodzinę. Dzięki temu, pomimo swoich uprzedzeń, ostatecznie zagłosowała za Kentonem.
Aarik. Pragnął spokojnego i pozbawionego obowiązku życia. Latami cieszył się swobodą i wolnością. Jednak kiedy musiał ocalić swojego przyjaciela, zrobił to. Obudził się w nim prawdziwy, wyszkolony zabójca, którego tłamsił w sobie. Coś w nim pękło. Maska beztroskiego i sympatycznego chłoptasia zniknęła. Później Kenton poprosił go, by przejął obowiązki swojego zamordowanego ojca, Lorda Generała. Aarik niemal błagał przyjaciela, aby nie składał tej prośby. Ponieważ wiedział, że nie mógłby odmówić. Nie odmówił. Bohater uciekający przed obowiązkiem przez całe życie w końcu został przez niego złapany.



KONIEC SPOILERÓW:
Przez komiksową formę zdecydowanie nie jest to jeden z lepszych cyklów cosmere. Jednak fani serii powinni po niego sięgnąć.

Tom trzeci „Białego Piasku”, jednego z cyklów dziejących się w cosmere, uniwersum wykreowanym przez Sandersona. To na razie jedyny przypadek, kiedy medium jest nie książka, a komiks.

Trzeci tom zdecydowanie przerasta dwa poprzednie, które były co najwyżej przeciętne.
Większość wątków zostaje satysfakcjonująco rozwiązana. Obserwujemy zmianę głównych bohaterów, która...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cykl „Orły Imperium” opowiada o losach dwóch przyjaciół, Macro i Katona. Obaj są rzymskimi legionistami walczącymi w różnych rejonach świata w imię Rzymu. W dwunastym tomie - „Kohorcie” -, powracają do Brytanii.

Właśnie. Walki w Brytanii mieliśmy już w kilku tomach. Simon Scarrow robi, co może, aby urozmaicić miejsce akcji. Śledzimy emocjonującą bitwę wyróżniającą się na tle wcześniejszych. Poznajemy nową postać z ciekawym potencjałem. W tle słyszymy o zakulisowych rozgrywkach pałacowych, nawiązujących do „Pretorianina”.
Niestety, to za mało. Fabuła wciąż dzieje się w dobrze nam znanej Brytanii. Rzymianie walczą z Celtami, których styl walki jest nam dobrze znany. Wciąż śledzimy losy Macro oraz Katona, których poznaliśmy tak dobrze podczas jedenastu wcześniejszych tomów. Można wiele wybaczyć cyklowi, ponieważ autor oferuje nam wysoki poziom powieści historycznej. Jednak nie wtedy, kiedy mamy wtórne miejsce akcji. Walki z gladiatorami czy intrygi pokazały, że autor potrafi wprowadzić powiew świeżości bez zmieniania czasów i głównych bohaterów. Jeżeli pragnął rzucić Macro i Katona z powrotem do Brytanii, winien był czytelnikom wprowadzenie znacznie więcej nowych elementów.
Trudno mówić o konkretnych wadach. Aspekty wojenne są opisywane z detalami, jednocześnie nie zanudzając czytelnika. Opisy otoczenia i zachowań bohatera grupowego, jakim są poszczególne grupy zamieszkujące Brytanię, wypadają bez zarzutu. Główni bohaterowie zachowują się wiarygodnie i konsekwentnie. Znamy ich słabe oraz mocne strony i jesteśmy w stanie przewidzieć niektóre z ich decyzji i reakcji. Ich stosunek do Brytanii. Marzenia o przyszłości. Wyznaczniki moralne, którymi kierują się w życiu. Simon potrafi niejednokrotnie wzbudzić w nas wrażenie, jakbyśmy czytali o autentycznych postaciach.
Nie zmienia to faktu, że często powieść zyskuje, kiedy zamiast posiadania dopracowanych szczegółów, ma oryginalne elementy. Nietuzinkową fabułę. Nieznane miejsce akcji. Nowych bohaterów, których możemy zestawiać ze starymi z poprzednich tomów. Wtedy książkę można docenić za mniej rzeczy, ale czytać z większą ciekawością.
Dokładnie tak wygląda mój obecny stosunek do „Orłów Imperium”. Szanuję i doceniam ten cykl, jednocześnie wertując kolejne stronice bez ekscytacji i wysokich oczekiwań.
SPOILERY:



Myślałem, że Kwertus, dowódca trackich kawalerzystów, Krwawych Wron, będzie najmocniejszym punktem. Bezwzględny. Budzący postrach wśród Brytów. Znający się na wojnie. Ostatecznie okazał się płytką postacią na podobieństwo większości bohaterów drugoplanowych „Orłów Imperium”. Jego koniec był całkowicie pozbawiony wyobraźni: przegrał w pojedynku z Rzymianinem. Barbarzyńca, dla którego walka jest codziennością, uległ legioniście, szkolonemu do walki w szyku.
Z kolei obrona fortu w Bruccium to prawdziwa gratka dla fanów starożytnych wojen. Nie polegała na statycznej defensywie umocnień. Gdyby tak było, Rzymianie przegraliby. Pomimo zbliżających się posiłków, które nie wiedziały o barbarzyńskiej armii pod murami fortu i najprawdopodobniej wpadłyby w zasadzkę. Dlatego elitarni kawalerzyści przebili się przez Brytów, aby powiadomić odsiecz o grożącym niebezpieczeństwie. Niestety, oddziały idące w sukurs zostały rozbite. Elitarni konni jednak przetrwali i powiadomili o niebezpieczeństwie kwaterę główną, która natychmiastowo ruszyła na pomoc oblężonemu fortowi. Czytało się o tym niczym o ciekawych wojnach historycznych. Przemyślane i wiarygodne.



KONIEC SPOILERÓW:
Nie polecam fanom zmęczonym walkami w Brytanii.

Cykl „Orły Imperium” opowiada o losach dwóch przyjaciół, Macro i Katona. Obaj są rzymskimi legionistami walczącymi w różnych rejonach świata w imię Rzymu. W dwunastym tomie - „Kohorcie” -, powracają do Brytanii.

Właśnie. Walki w Brytanii mieliśmy już w kilku tomach. Simon Scarrow robi, co może, aby urozmaicić miejsce akcji. Śledzimy emocjonującą bitwę wyróżniającą się na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Pretorianin” to jedenasty tom cyklu opowiadającego o losach dwóch legionistów, „Orły Imperium”. Dotychczas teatrem działań dla Macro i Katona były rubieże Imperium Rzymskiego. Po raz pierwszy fabuła koncentruje się na sercu Cesarstwa, Rzymie.

Pomimo bycia fanem historii, nie ustrzegłem się monotonii, jaka jest odczuwana po przeczytaniu kilku pierwszych tomów. Simon Scarrow starał się urozmaicać powieści, wrzucając bohaterów w różne rejony świata. Jednak zawsze chodziło o wojnę. Stawiał na drodze dwóch głównych bohaterów nowe postacie. Niestety nie były one szczególnie ciekawie napisane. Fakt, że Scarrow prawdopodobnie nigdy nie planuje uśmiercić Katona i Macro, nie sprzyja budowaniu napięcia.
Na szczęście „Pretorianin” wprowadza autentyczny powiew świeżości. Nasi bohaterowie otrzymują misję od Narcyza, zaufanego cesarskiego sekretarza, który posiada rozległą siatkę szpiegów oraz agentów. Muszą przeniknąć do Gwardii Pretoriańskiej, aby odkryć spisek na życie cesarza Klaudiusza. Ich drugim celem jest rozwikłanie tajemnicy skradzionych srebrnych monet z cesarskiej mennicy. Dzięki temu my, czytelnicy, możemy odpocząć od działań zbrojnych. Obserwujemy dwóch przyjaciół zmagających się z nowymi okolicznościami. Są zmuszeni zyskać zaufanie pretorianów, rozwikłać spisek i nie dać się zabić. Ta powieść ma w sobie drobne elementy detektywistyczne. Ostry umysł Katona próbuje dociec prawdy, układając fragmenty w całość.
Obiektywnie mam dobrą opinię na temat cyklu „Orły Imperium”. Autor szczegółowo i ciekawie opisuje działania wojenne. Jego opisy otoczenia są realistyczne, ale nie przesadzone. Macro i Katon są interesująco napisani, a relacja między nimi wypada niemal rewelacyjnie. Bardzo przyjemnie obserwuje się przemianę tych bohaterów. Zwłaszcza drugi przebył długą drogę.
Subiektywnie muszę przyznać, że nieważne, jakie nowości wprowadzi Simon, czuję się zmęczony cyklem. Uważam, że jego talent pisarski i wiedza historyczna się marnują. Byłoby znacznie lepiej, gdyby pisał zaledwie po kilka książek dziejących się w różnych okresach starożytnego Rzymu. Przybliżyłby czytelnikom nie tylko czasy panowania Klaudiusza, ale również innych cesarzy. „Zużycie materiału” przestałoby być odczuwalne. Jednak autor miałby zdecydowanie trudniej. Musiałby kreować nowych bohaterów i zdobywać drobiazgowe informacje na temat różnych czasów.
SPOILERY:



Bardzo cenię fragment, w którym Katon zdzierał togę z cesarza Klaudiusza. Czynił to, by go ratować, ale ów krzyczał „mordują!”. Brzmi absurdalnie, ale dzięki temu, co wiemy o cesarzu, wyszło wiarygodnie.
Ciekawie również wypadli Neron i Brytanik. Było ich bardzo mało w „Pretorianinie”, czego żałuję. Katon ocalił życie temu pierwszemu. Mam nadzieję, że ten wątek zostanie poruszony w kolejnych tomach.
Spodobało mi się również przedstawienie Gwardii Pretoriańskiej. Simon Scarrow ukazał nam nastroje panujące wśród gwardzistów. Ich organizację. Presję odczuwaną przez cesarzy, aby zaskarbiać sobie względy elitarnej formacji. Nie sposób było czytać bez emocji o bezczelnym cynizmie pretorianów. Potrafili rozmawiać między sobą, że jeśli nie będą wystarczająco zadowoleni z cesarza, obiorą sobie nowego. Żołnierze mający kluczowy wpływ na politykę. Przekleństwo Cesarstwa.



KONIEC SPOILERÓW:
Oczywiście jest to pozycja obowiązkowa dla wiernych fanów „Orłów Imperium”. Polecam ją również tym, którzy czytają cykl wybiórczo. Jest to na pewno przyjemna odmiana dla czytelników zmęczonych tomami dziejącymi się w Brytanii. Cykl na pewno wart uwagi wielbicieli powieści historycznych, nawet jeżeli szybko zatraca oryginalność.

„Pretorianin” to jedenasty tom cyklu opowiadającego o losach dwóch legionistów, „Orły Imperium”. Dotychczas teatrem działań dla Macro i Katona były rubieże Imperium Rzymskiego. Po raz pierwszy fabuła koncentruje się na sercu Cesarstwa, Rzymie.

Pomimo bycia fanem historii, nie ustrzegłem się monotonii, jaka jest odczuwana po przeczytaniu kilku pierwszych tomów. Simon...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugi tom cyklu „Ognisty Brzask” o tytule „Brama z kości”. Strony powieści kontynuują przedstawianie nam Krucjaty Indomitus. Największego przedsięwzięcia militarnego w Imperium Człowieka od czasów krucjaty prowadzonej przez Imperatora.

Czy wyznawcy Chaosu będą w stanie wykorzystać odnalezione „zło” jako broń? Czy wyeliminuje ona Guillimana? Czy może pozbędzie się jedynej opozycji dla Bogów Chaosu, samego Imperatora Ludzkości? Stawka tej historii jest bardzo wysoka.
Miałem obawy, sięgając po ten tom. Napisał go nowy autor. Sposób prowadzenia historii przez Guy Haleya całkowicie mi odpowiadał. Potrafił poruszać się umiejętnie w realiach 41. milenium. Gav Thorpe – autor książki „Indomitus” – nie uczynił tego równie sprawnie.
Jednak Andy Clark mnie nie zawiódł. Utrzymał poziom. Pisał w duchu zgodnym z tym, co wykreował Haley, jednocześnie wprowadzając powiew świeżości.
Do najciekawszych nowych elementów mógłbym zaliczyć Bitewne Siostry, jak i różnorodne postacie po stronie Chaosu. Reprezentują sobą coś więcej niż bezmyślne, czyste zło. Również Gwardia Imperialna może poszczycić się ciekawym bohaterem. Poznajemy generała Dvorgina. Dowódcę zmęczonego wojną. Troszczącego się o swoich podwładnych. Pełnego wątpliwości. Walczącego o przyszłość, jednocześnie niepotrafiącego uciec od przeszłości. Niewykluczone, że generał Dvorgin jest jednym z najciekawszych Gwardzistów z całej serii „Warhammera 40 000”.
Uważam, że „Bramie z kości” wyszło na dobre odsunięcie Kosmicznych Marines na dalszy plan. Wiem, że są oni trzonem uniwersum, ale odpoczęcie od nich jest korzystne. Wszechświat serii zawiera wystarczająco dużo elementów, aby z powodzeniem wykorzystywać je do zwalczania monotonii czytelników.
Największą wadą drugiego tomu „Ognistego Brzasku” jest skala zagrożenia. Jest ona wysoka dosłownie w każdej powieści opisującej czasy krucjaty Indomitus. Jeżeli epickości jest zbyt dużo, przestaje być ona epickością, a staje się codziennością. W czwartej książce z rzędu ten proces nie może pozostać niezauważony.
SPOILERY:



Pierwsze zetknięcie Kosmicznych Marines Chaosu z Primarisami – doskonalszymi Adeptus Astartes – było ekscytujące. Wybrzmiało niestety słabo.
Eldarski Arcyprorok przybył na Ognisty Brzask – statek flagowy Roboute’a – zaproszony przez niego samego. Przyniósł ze sobą wieści m.in. na temat knowań popleczników Chaosu. Część świty Guillimana skupiła się nie na wysłuchaniu go, lecz na wytknięciu ataków zaczepnych jego rasy przeciwko ludziom. Fragment ukazuje nam, że Chaos stał się takim zagrożeniem, iż ludzie oraz eldarzy są zmuszeni do współpracy. Jednocześnie możemy dostrzec, że nawet wspólny wróg nie wymaże wzajemnych animozji oraz nieufności gromadzonych przez tysiące lat.
Zakończenie tomu przypadło mi do gustu. Imperium odniosło sukces i odbiło Gathalamor z rąk heretyków, unieszkodliwiając straszliwą broń. Mimo tego przetrwanie czarnoksiężnika Tenebrusa kładzie się cieniem na tym niekwestionowanym tryumfie. Uciekając zabrał ze sobą pierścień Bucharisa. Ów symbol zła umożliwi mu stworzenie kolejnej, być może straszliwszej broni.



KONIEC SPOILERÓW:
Pozycja dobra dla wiernych fanów „Warhammera 40 000”. Wszystkich chcących rozpocząć swoją przygodę w tym uniwersum, odsyłam do cyklu „Herezja Horusa”.

Drugi tom cyklu „Ognisty Brzask” o tytule „Brama z kości”. Strony powieści kontynuują przedstawianie nam Krucjaty Indomitus. Największego przedsięwzięcia militarnego w Imperium Człowieka od czasów krucjaty prowadzonej przez Imperatora.

Czy wyznawcy Chaosu będą w stanie wykorzystać odnalezione „zło” jako broń? Czy wyeliminuje ona Guillimana? Czy może pozbędzie się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Książę” autorstwa Niccolo Machiavellego jest książką, która od wieków wzbudza kontrowersje. Nie jest ani powieścią, ani kroniką. Jest swego rodzaju przewodnikiem dla władców. Ma za zadanie pomóc im w rozszerzeniu władzy, jej utrzymaniu, a także w rozgrywce z rywalami. Oraz sojusznikami. Czy może być przydatna dla nas w obecnych czasach?

Wzorce rządzące ludzkimi zachowaniami się nie zmieniają. Większego znaczenia nie mają różnice czasowe, geograficzne, czy społeczne. Błyskotliwe spostrzeżenia i wnikliwe analizy mądrych ludzi nigdy nie stracą terminu ważności. Musimy jedynie pamiętać, aby nakładać poprawki w zależności od kontekstu i okoliczności. Nie brać wszystkich porad dosłownie, a przynajmniej nie wcielać ich 1:1 w życie.
„Trzeba przeto być lisem, by wiedzieć, co sidła, i lwem, by postrach budzić u wilków”.
Nie trzeba długo się zastanawiać, aby odnaleźć analogię do tej sentencji w naszym życiu codziennym. Będąc „lisem”, będziemy mogli w porę się zorientować w wielu rzeczach. Którzy znajomi chcą nas wykorzystać? Czy partnerzy nas zdradzają? Czy szef składa obietnice bez pokrycia w celu wyzyskania nas? Z kolei bycie „lwem” zapewni nam spokój w burzliwych czasach szkolnych. Będzie przyciągało do nas ludzi, którzy będą czuć się bezpiecznie w naszym towarzystwie. Zwiększy prawdopodobieństwo, że w niebezpiecznych okolicznościach nie dojdzie do bójki. Agresorzy uznają walkę z nami za zbyt kosztowną.
„Nie jest przeto koniecznym, by książę posiadał wszystkie (…) zalety (…), lecz jest bardzo potrzebnym, aby wydawało się, że je posiada”.
My, jako ludzie, musimy umieć się jak najlepiej sprzedać. Nie chodzi oczywiście o to, aby kłamać perfidnie na swój temat. W takiej sytuacji prawda szybko i łatwo wyjdzie na jaw. Wszystko sprowadza się do tego, aby być subtelnym. Podkreślić swoje mocne strony, przysłonić słabości. Stworzyć dla siebie możliwość ukazania całego swojego potencjału, kiedy otrzyma się szansę. Będąc prostolinijnie szczerym, możemy nigdy nie otrzymać okazji. W rezultacie ktoś inny – nierzadko nawet gorszy w dłuższej perspektywie – może zająć stworzone dla nas miejsce.
„Są bowiem trzy rodzaje umysłów: jeden rozumie sam przez się, drugi rozumie to, co mu inni pokazują, trzeci nie rozumie ani sam przez się, ani gdy mu inni pokazują; pierwszy jest najwyborniejszy, drugi wyborny, trzeci do niczego (…)”.
W przypadku powyższej sentencji nie trzeba rozwlekłego porównania. Każdy z nas powinien znać swoje słabości. Zdawać sobie sprawę, że inne osoby mogą być od nas kompetentniejsze w wielu dziedzinach. Warto wtedy wysłuchać porad. Wymaga to jednak czujności, aby rozróżnić osoby znające się na konkretnych tematach od sprawiających takie wrażenie.
Dlaczego więc „Książę” jest kontrowersyjny? Przez myśl przewodnią: „cel uświęca środki”. Czy więc należy podążać za tą maksymą, czy spalić książkę? To zależy od życiowych priorytetów każdego z nas. Od tego, czy dopuszczamy do siebie uczynienie „mniejszego zła” dla „większego dobra”. Każda indywidualna sytuacja winna być dla nas oddzielnym rachunkiem, którego nie da zamknąć się w żadnych ramach. W przeciwieństwie do matematyki tutaj wynik każdego z nas będzie się od siebie różnił.
Za co skrytykowałbym „Księcia”? Jest zdecydowanie zbyt krótki. Machiavelli wprawdzie nie stronił od porównań historycznych, dla mnie to jednak zdecydowanie zbyt mało. Chciałbym poczytać więcej o okresach, państwach i postaciach z jego perspektywy. Język utworu jest przekombinowany, ale to specyfika XVI wieku.

Pozycja obowiązkowa dla wielbicieli historii. Fani „Sztuki Wojny” Sun Tzu oraz „Cyrusa Wielkiego” Ksenofonta powinni sięgnąć po nią jak najszybciej. Nawet jeżeli nie zgadzacie się z przekazem książki, myślę, że warto ją przeczytać. Koncepcje, którym jesteśmy przeciwni, lepiej dokładnie poznać niźli zachowywać się tak, jakby nie istniały.

„Książę” autorstwa Niccolo Machiavellego jest książką, która od wieków wzbudza kontrowersje. Nie jest ani powieścią, ani kroniką. Jest swego rodzaju przewodnikiem dla władców. Ma za zadanie pomóc im w rozszerzeniu władzy, jej utrzymaniu, a także w rozgrywce z rywalami. Oraz sojusznikami. Czy może być przydatna dla nas w obecnych czasach?

Wzorce rządzące ludzkimi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Indomitus”, trzecia przeczytana przeze mnie książka, której akcja dzieje się po wskrzeszeniu Roboute’a. Druga książka „Warhammera 40 000”, w której Kosmiczni Marines walczą z nekronami.

Mocną stroną książki są bohaterowie. Udało się nadać indywidualność najważniejszym Ultamarines, co nie jest częste. W „Herezji Horusa” na ogół Prymarchowie jedynie się wyróżniają.
Starcia z nekronami to potrzebne urozmaicenie wśród mrowia książek opisujących wojny z Chaosem czy z orkami.
Regularnie przedstawiana nam perspektywa postaci po stronie nekronów czyni wrogów Kosmicznych Marines wiarygodniejszymi. W książkach, w których brakuje punktu widzenia antagonistów, istnieje pewne ryzyko. Czytelnik może odebrać ich jako zaledwie przymiotniki przypisane do tarcz strzelniczych. Takich przeciwników trudno się bać i odczuwać respekt względem nich. Jeszcze trudniej zaangażować się emocjonalnie w pragnienie zwycięstwa protagonistów.
Jednak w przedstawieniu nekronów przez Gava Thorpe kryje się pewna słabość.
Są nazbyt… ludzcy. Zawistni. Mściwi. Aroganccy. Odziera ich to przesadnie z tajemniczości, grozy i chłodu. Z tymi słowami maszyny będące więzieniami dla dusz, których celem jest zniszczenie wszelkiego życia, powinny być kojarzone.
W książce „Upadek Damnosa” Nick Kyme dokonał tego znacznie lepiej. Na tym właśnie cierpi „Indomitus”. Tom z cyklu „Bitwy Kosmicznych Marines” robi wszystko lepiej. Nie tylko w przypadku przedstawienia nekronów oraz wojny z nimi. Nickowi Kyme udało się wykreować bohatera, który jest w moim odczuciu najlepiej napisanym Kosmicznym Marine ze wszystkich książek.
Bez porównywania do tamtej książki, „Indomitus” wypada naprawdę dobrze. Nie jest jedną z pereł „Warhammera 40 000”, ale nie jest również skazą na diamencie. Działania wojenne być może bywają niekiedy zbyt naiwne. Możemy odnieść wrażenie, że szczęście nigdy nie opuszcza głównych bohaterów. Z drugiej strony ich poczynaniami nie kieruje zwykły przypadek. Autor stara się w racjonalny sposób tłumaczyć niesamowite powodzenie bohaterów i w większości przypadków udaje mu się to.
Gave Thorpe zawiódł w jednym aspekcie. Nie potrafił wystarczająco dobrze zaznaczać, że śledzimy poczynania nie Kosmicznych Marines dawnego typu, a Primarisów. Czasami o tym nie pamiętałem. Inny autor ery Krucjaty Indomitus – Guy Haley – nigdy nie pozwalał zapomnieć.
SPOILERY:



Praxamedes jest zdecydowanie moim ulubionym bohaterem książki. Rozgoryczony z powodu tego, że nie jest dowódcą. Przede wszystkim jednak dlatego, iż jego przełożony przekazuje dowodzenie w polu innemu Kosmicznemu Marine. Z czasem jednak Nemetus, o którego był zazdrosny, zwrócił mu uwagę, że patrzył z niewłaściwej perspektywy. Uświadomił Praxamedesowi, że został skierowany w to miejsce z konkretnego powodu. Aby trzymać na wodzy temperament Nemetusa i Aeschelusa, ich dowódcy. W pewnym momencie to w rękach Praxamedesa ważą się losy wojny z nekronami.
Zozar, niszczyciel nekronów. Najmocniejszy punkt czarnych charakterów książki. Autor wspaniale oddał jego szaleństwo. Pragnienie anihilacji zderza się ze wspomnieniami czasów, kiedy był człowiekiem i wiódł szczęśliwe życie u boku rodziny. To właśnie tęsknota za nimi i nieopisany żal pozbawiły go zmysłów w mechanicznym ciele nekrona.
Milczący Król, tajemniczy władca po stronie nekronów, który na kartach książki był zaledwie wspominany. Informacje na jego temat zapowiadają niebezpiecznego przeciwnika dla Gullimana, który nie będzie mógł skupiać się wyłącznie na Chaosie.



KONIEC SPOILERÓW:
Polecam książkę wszystkim fanom „Warhammera 40 000”. Zwłaszcza tym, którzy są zmęczeni walkami między Kosmicznymi Marines oraz zaciekawieni czasami po wskrzeszeniu Guillimana.

„Indomitus”, trzecia przeczytana przeze mnie książka, której akcja dzieje się po wskrzeszeniu Roboute’a. Druga książka „Warhammera 40 000”, w której Kosmiczni Marines walczą z nekronami.

Mocną stroną książki są bohaterowie. Udało się nadać indywidualność najważniejszym Ultamarines, co nie jest częste. W „Herezji Horusa” na ogół Prymarchowie jedynie się wyróżniają....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zmowa. IV rozbiór Polski”. Książka skupiająca się wyłącznie na kilku rzeczach. Pakcie Ribbentrop-Mołotow. Wojnie z Niemcami oraz Związkiem Radzieckim. Skomplikowanych stosunkach między oboma wymienionymi mocarstwami.

Autor wykazał się niesamowitą skrupulatnością. Dzięki temu, że skupił się na stosunkowo wąskiej tematyce, mógł przedstawić ją niezwykle szczegółowo. Ustrzegł się również zbędnego w publikacjach historycznych subiektywizmu.
Książka zawiera również mapy. Co jednak istotniejsze dla treści, znajdziemy w środku kopie dokumentów związanych z opisywanymi wydarzeniami.
Najmocniejszą stroną „Zmowy” są dokładnie przedstawione stosunki polityczne między Niemcami i ZSRR. Jak również ich zamiary wobec Polski. Andrzej Leszek Szcześniak przybliża nam dyplomację obu mocarstw na przestrzeni długiego okresu. Obfitowała ona w dwuznaczności, nieufność, egoizm oraz wspólne interesy. Teoretycznie to wszystko zawsze przewija się w polityce zagranicznej. W tym przypadku jednak ogromna niepewność czyni rozmowy tych dwóch państw tak intrygującymi. Niekiedy czytelnik może odnieść wrażenie, że wystarczyłby inny dyplomata oraz inne decyzje ze strony Polski czy państw zachodnich. Wtedy tragiczny 1939 różniłby się od tego znanego nam. Innym razem fakty przemawiają za tym, że nasz kraj i tak stałby się ofiarą obu mocarstw. Niemniej jednak ta druga alternatywa podczas lektury rzadziej przewija się w myślach.
Książka z obiektywnego punktu widzenia powinna zasłużyć na odrobinę wyższą ocenę od mojej. Jednak punktowe wybranie tematyki nie potrafi mnie zaciekawić aż do takiego stopnia jak dłuższe i bardziej rozbudowane publikacje. Kontekst wydarzeń był wprawdzie optymalnie nakreślony, jednak wolałbym szerszą perspektywę. Dobrze, że autor zebrał w jednym miejscu różne dokumenty oraz wypowiedzi istotnych postaci. Jednak ostatecznie jest tego niewspółmiernie dużo jak na tak cienką publikację. Ostatecznie Szcześniak nie włożył wiele od siebie. Próżno by szukać w tej książce tezy, podsumowania, wniosków. W tym przypadku nie mowa o zaniedbaniu, ale raczej o niemożności odgórnie narzuconej przez tematykę. Jednak fakt, że coś rozumiem, nie sprawia, iż publikacja stanie się dla mnie ciekawsza.

„Zmowę. IV rozbiór Polski” mogę polecić historykom lubującym się w okresie II wojny światowej. Zwłaszcza tym, których w szczególności ciekawi polski kontekst.

„Zmowa. IV rozbiór Polski”. Książka skupiająca się wyłącznie na kilku rzeczach. Pakcie Ribbentrop-Mołotow. Wojnie z Niemcami oraz Związkiem Radzieckim. Skomplikowanych stosunkach między oboma wymienionymi mocarstwami.

Autor wykazał się niesamowitą skrupulatnością. Dzięki temu, że skupił się na stosunkowo wąskiej tematyce, mógł przedstawić ją niezwykle szczegółowo....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Mściwy duch”, XXIX tom „Herezji Horusa”. Czy cykl nadal utrzymuje poziom, czy może wypalił się tuż przed 30.?

Żadne z powyższych. Jest lepiej niż w przeważającej większości poprzednich tomów. Autor zawarł w książce wszystko to, co powinno było się znaleźć w powieści opisującej bitwę o kluczową planetę.
Działania wojenne są prowadzone z wielkim rozmachem. Zajmują wiele stronic tego opasłego tomu, jednak autor nie pozwolił czytelnikom nudzić się w trakcie lektury. Uczestniczymy w wielu częściach konfliktu. Od potyczek między Kosmicznymi Marines, poprzez druzgoczące ostrzały artyleryjskie, na starciach gargantuicznych Tytanów oraz Rycerzy kończąc.
Jesteśmy świadkami scen z uczestnictwem Prymarchów, zarówno lojalistycznych, jak i zdradzieckich.
Poznajemy upór i determinację imperialnych dowódców, którzy – nie zawsze – bez wahania stawiają opór Horusowi.
Śledzimy dramaty zwykłych ludzi, dla których wojna oznacza bezpowrotny koniec normalnego życia.
Nie zabrakło również intryg, polityki i animozji pomiędzy członkami rodu władającego Molechem. To ostatnie jest istnym powiewem świeżości dla cyklu. „Herezja Horusa” jest pełna bitew na ogromną skalę, pojedynków potężnych wojowników oraz ingerencji demonów. Rzadko kiedy autorzy znajdują miejsce na zakulisowe rozgrywki.
„Mściwy Duch” cierpi jednak na dolegliwości typowe dla cyklu. Brak ciekawych, wielowarstwowych bohaterów, których długo będziemy wspominać.
Aspekty militarne, choć posiadające ogromny rozmach i różnorodne perspektywy, są bardzo ogólnikowe. Dan Abnett prawdopodobnie potrafiłby sprawić, że ta bitwa na wielką skalę byłaby dla nas klarowniejsza.
SPOILERY:



Wraz z Błędnymi Rycerzami infiltrujemy okręt flagowy Horusa o nazwie „Mściwy Duch”. Błędni Rycerze to grupa Kosmicznych Marines z różnych Legionów. Zarówno lojalistycznych, jak i zdradzieckich. Rozmowy między braćmi z tego samego Legionu są nijakie. Interakcje między Błędnymi Rycerzami wypadają bardzo ciekawie i wiarygodnie. Każdy z nich wprowadza jakąś cząstkę ze swojego Legionu, a pozostali reagują na zachowania całkiem im obce. Mc’Neill w „Potępieńcach” udowodnił, że umie stworzyć chemię między Astartes z różnych Legionów.
Kurtyna skrywająca potęgę Imperatora zostaje odrobinę podniesiona. Okazuje się, że jej źródło kryje się na Molechu. Mowa o bramie do królestwa Bogów Chaosu. Horus dopatruje się jedynej szansy na zwycięstwo w wojnie z Imperatorem w uzyskaniu boskiej mocy równej Ojcu. To determinuje zaangażowanie ogromnych sił i środków w podbój tak dobrze bronionej planety.
Poznamy również kobietę, w której sam Imperator pokładał ogromne zaufanie. Kobietę, której prawie udało się zniweczyć cały wysiłek Horusa w zdobywaniu Molechu. Wysiłek, który powiódł się wyłącznie dzięki nieopisanej przewadze. Połączeniu sił trzech Prymarchów, armii zdradzieckich Gwardzistów i dwóch Legionów Astartes oraz wsparcia trzech Bogów Chaosu. Ową bohaterkę – Alivię – coś łączy również z Johnem Grammaticusem. Jest to Wieczny, którego wszyscy możemy kojarzyć z m.in. z „Niezapamiętanego Imperium”.



KONIEC SPOILERÓW:
„Mściwy duch” jest pozycją, po którą powinien sięgnąć każdy fan „Warhammera 40 000”. Jest to jednocześnie wspaniała przedstawicielka gatunku science-fiction. Niestety ludzie bez znajomości uniwersum czuliby się zagubieni, gdyby swoją przygodę rozpoczęli od niej.

„Mściwy duch”, XXIX tom „Herezji Horusa”. Czy cykl nadal utrzymuje poziom, czy może wypalił się tuż przed 30.?

Żadne z powyższych. Jest lepiej niż w przeważającej większości poprzednich tomów. Autor zawarł w książce wszystko to, co powinno było się znaleźć w powieści opisującej bitwę o kluczową planetę.
Działania wojenne są prowadzone z wielkim rozmachem. Zajmują wiele...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to