Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Tę książkę napisała zbuntowana dorosła, która z pewnością pozostanie zbuntowaną staruszką. Spotkałam ją i jestem przekonana, że biogram, w którym to zapisała, nie kłamie. Ma także ogromne poczucie humoru, dlatego warto wybrać się na spotkanie autorskie. Okazji będzie wiele, bo to już 83. książka w jej dorobku.
„Draka na Antypodach” to książka z serii „Czytam, bo lubię”, wydana przez HarperKids i przeznaczona dla czytelników od 9 do 12 roku życia (oraz, dzięki dużej czcionce, także dla tych po trzydziestce). Znalazła się na podium w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren. To trzeci z moich patronatów, o którym musiałam długo milczeć, więc cieszę się, że mogę w końcu przedstawić historię mieszkańców Miasteczka. W książce nie ma moralizatorstwa; mądrości pojawiają się mimochodem, jakby przypadkiem, głównie w języku. Dawno nie czytałam opowieści, którą musiałam tyle razy przerywać z powodu głośnego śmiechu. To później wymagało tłumaczenia się domownikom i czytania im fragmentów.
Otrzymaliśmy opowieść o paczce znajomych z Miasteczka, w którym nic się nie dzieje, więc każda anomalia, jak np. matka mająca zakład samochodowy, jest wielką sensacją. Są wakacje, a jeśli pamiętacie, każde dwa miesiące wolne od szkoły to czas, w którym się dorasta. We wrześniu jest się już innym człowiekiem. W tej powieści o dojrzewaniu nie ma fajerwerków; wystarczy stawać się nastolatkiem, co samo przez się tłumaczy, że to czas przełomu. Intryga jest niemal żadna, to zwykłe życie i chyba dlatego jest tak zachwycające, bo Ryrych potrafi dodać niezwykłości nawet śmierdzącej rzece.
Kostek, Draka, Art i Policjanna oswajają rzeczywistość przez nadawanie jej nazw, więc ich ksywy też są znaczące. Osiedle przy pomniku ofiar dżumy nazywają Trupielcem, leśnik Andrzej Nowak to Naleśnik, mamy tu też Groberta i ojca, historyka literatury, potocznie zwanego Ciamajdą.
Dzieciaki mają swoje dramaty, marzą o szczęśliwych rodzinach, a każda z nich jest inna: Kostek ma tylko mamę, która pracuje jako mechanik, a na dodatek prowadzi tajemniczy Klub dla kobiet. Draka opiekuje się swoim ojcem i nie ma pojęcia, gdzie jest jej mama, więc choć ma czternaście lat, musi szybko dorosnąć. Policjanna ma matkę policjantkę, więc chętnie angażuje się w śledztwa, a rodzice Arta mają kryzys, który wszyscy postanowią rozwiązać. Do tej paczki dołącza kreatywna gotka Matylda, która od razu ma pomysł na biznes i chce robić sesje fotograficzne w karawanie, oraz Chudini, który przez pandemię nie nawiązał z nikim bliższych relacji i głównie spędza czas przy komputerze i na grze w szachy. W skrócie: „Każdy inny — wszyscy równi” - jak głosił napis na pierwszej naszywce, jaką kiedykolwiek przyszyłam do plecaka.
W powieści znajdą się także kwestie dotyczące samotności — tej u dzieci i dorosłych, czas budowania głębokich więzi, pojawia się postać z niepełnosprawnością (bez infantylizowania czy współczucia) i nowi mieszkańcy z Ukrainy. Autorce udało się uchwycić to, co ulotne, tę chwilę niepewności, gdy stajemy się nastolatkami.
#patronat #współpraca

Tę książkę napisała zbuntowana dorosła, która z pewnością pozostanie zbuntowaną staruszką. Spotkałam ją i jestem przekonana, że biogram, w którym to zapisała, nie kłamie. Ma także ogromne poczucie humoru, dlatego warto wybrać się na spotkanie autorskie. Okazji będzie wiele, bo to już 83. książka w jej dorobku.
„Draka na Antypodach” to książka z serii „Czytam, bo lubię”,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Każde dziecko jest inne, lecz czasami nie potrafi tego zrozumieć i zaakceptować, zwłaszcza jeśli nie ma wspierającego otoczenia. Mądra, ciepła „Formuła Elli" uczy, jak zaakceptować własną inność i znaleźć w niej źródło siły.

#patronat #bababook

Możecie powiedzieć, że to kolejna książka o akceptacji inności, a ja odpowiem: tak, i chcę więcej takich historii, które w konwencji fantastycznej opisują problemy i pokazują, jak można je rozwiązać. Nie tylko ze względu na tematykę, lecz także ze względu na sposób budowanie świata, który nie infantylizuje i ma skomplikowaną fabułę, książka została wyróżniona w VI Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną powieść dla dzieci i młodzieży. Wybierano utwory o wysokim poziomie artystycznym i etycznym. “Formuła Eli” mówi wprost, że w dzieciństwie, a często i w dorosłości, potrzebujemy grupy; nikt nie chce być odmienny. Trzeba być jak rówieśnicy, słuchać tych samych utworów, ubierać się tak samo, lubić te same zabawy. Niektórzy przez całe życie szukają siebie, bo odkrywanie, co nam w duszy gra i jacy jesteśmy, to praca na wiele lat, która wymaga odwagi i niesie ryzyko odrzucenia.

„Formuła Elli" Agnieszki Rautman-Szczepańskiej (człowieka renesansu: lekarki, poetki, rysowniczki, pisarki) to opowieść o akceptacji siebie. Ella, półelfka, półczłowiek, wyrusza na wyprawę po równoległych światach, gdzie przyjdzie jej zmierzyć się z polityką i okrutnymi praktykami prowadzącymi do rasizmu i wykluczenia, ale w końcu odkryje tajemniczą formułę, dzięki której zmieni świat. Możemy jej zazdrościć i współczuć jednocześnie, bo chociaż wydaje się zwykłą nastolatką i chce żyć jak jej rówieśnicy, jej przyszłość nie będzie zwyczajna. Ella ma dar, nad którym nie panuje, jest wybranką losu (jak to w powieściach o dorastaniu, ale wciąż łaknę historii o dziewczynkach-bohaterkach). Poznaje smoki, chochliki czy liliputy, uczy się od elfów. Ba! Może nawet może czytać książki… w chmurze. To jednak dzięki swojej rodzinie wie, że odmienność to nie wada i powód do wstydu, a wielka wartość, której świat potrzebuje.

Powieść wydana w przepięknej okładce, która mieni się kolorami, przywołuje skojarzenia ze światem wróżek. Wydrukowana dużą czcionką, nadaje się dla czytelników od 9 do 12 lat oraz tych po trzydziestce.

Każde dziecko jest inne, lecz czasami nie potrafi tego zrozumieć i zaakceptować, zwłaszcza jeśli nie ma wspierającego otoczenia. Mądra, ciepła „Formuła Elli" uczy, jak zaakceptować własną inność i znaleźć w niej źródło siły.

#patronat #bababook

Możecie powiedzieć, że to kolejna książka o akceptacji inności, a ja odpowiem: tak, i chcę więcej takich historii, które w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zaplątani w sieci” Elżbiety Jodko-Kuli (wyd. HarperYA) to tytuł, który objęłam patronatem medialnym. Utwór został nagrodzony w VI Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży, zorganizowanym przez Fundację „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom” pod honorowym patronatem Biblioteki Narodowej, przy finansowym wsparciu Partnerów Konkursu – Fundacji PZU oraz Fundacji „AMF Nasza Droga”. Jury Konkursu, pod przewodnictwem prof. dr hab. Joanny Papuzińskiej, nawiązując do najwyższych standardów literackich wyznaczonych przez jego Patronkę, wybrało spośród 346 nadesłanych prac teksty o wysokim poziomie artystycznym i etycznym, które z pełnym przekonaniem można polecać do czytania dzieciom i młodzieży.

Takiej rekomendacji nie można podważyć, ośmielę się jednak stwierdzić, że nie jest to książka dla młodzieży. Zdecydowanie bardziej potrzebują jej pedagodzy i rodzice dorastających dzieci. To opowieść o tym, że bardzo łatwo możemy zgubić dziecko - w systemie i w sieci. Główna bohaterka, Kamila, to ósmoklasistka, która na jedynej szkolnej imprezie, na jaką została zaproszona, doznała wielkiego upokorzenia. Wstyd i lęk przed oceną nie pozwoliły jej wrócić do szkoły. Był koniec roku. Jej mama wyjeżdżała do Irlandii, miała nadzieję polepszyć życie swojej rodziny, zarobić na remont domu, kupić córce lepsze ubrania. Zostawiła ją pod opieką babci. Kamila zapewniała, że ze wszystkim sobie radzi, ale stopniowo pogrążała się w nowym życiu - tym w sieci, w której mogła zbudować inną tożsamość. Nie poszła do szkoły. Nigdzie jej nie zarejestrowano. System o niej zapomniał.

W tej opowieści jest jeszcze Majka, dziewczynka z ADHD (bliska mojemu sercu), która czasem za dużo widzi i czuje, zbyt wiele chce, w jej głowie ciągle gra radio, ale to dzięki niemu pomoże wszystkim innym bohaterom książki, bo zauważy na korytarzu nowego ucznia, Franka, który ciągle siedzi z nosem w telefonie. Z jego powodu uda się do pedagożki Anny, a ta włączy do sprawy jeszcze terapeutę.

To opowieść o tym, że sieć może być uzależnieniem, ale też o tym, że znajdujemy w Internecie zrozumienie, którego brakuje nam w codzienności. Dzięki Internetowi, z którego nie powinno się jednak korzystać bez kontroli opiekunów, można odnaleźć przyjaźń i wsparcie, ale tylko dlatego, że przed monitorami siedzą ludzie wrażliwi na los innych.

Oczywiście książka jest moralizatorska i pokazuje, że trzeba być czujnym, gdy ktoś jest nieustannie online i nigdy nie wylogowuje się do życia. Ukazuje też bezradność starszych osób wobec nowych technologii oraz problemów psychicznych i uzależnień nowego pokolenia. Opowieść pokazuje również, że różne sytuacje rodzinne mogą prowadzić do zgubienia celu życia. Nie trzeba szukać winnych. Uważam jednak, że mimo narracji trzecioosobowej, niezbyt dziś chwytliwych zwrotów naśladujących język młodych ludzi i liczby informacji dotyczących postępowania w takich sytuacjach, jest ona bardzo dobrym materiałem dla opiekunów, a nie dla młodzieży. W szkole można wykorzystywać pojedyncze rozdziały do wspólnych analiz i dyskusji podczas lekcji wychowawczych.

Książka wydana nakładem wydawnictwa HarperYA, młodzieżowego imprintu HarperCollins Polska.

#WSPÓŁPRACA #PATRONAT #bababook #uzależnienie #zaplątaniwsieci #książkipedagogiczne #godzinawywchowawcza

„Zaplątani w sieci” Elżbiety Jodko-Kuli (wyd. HarperYA) to tytuł, który objęłam patronatem medialnym. Utwór został nagrodzony w VI Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży, zorganizowanym przez Fundację „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom” pod honorowym patronatem Biblioteki Narodowej, przy finansowym wsparciu Partnerów...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bywa szalenie nudno i to przez wiele, wiele stron. Czasami żartuję, że na Halloween przebiorę się za "Pamiętniki" Paska, ale jak się wczytałam, by napisać opracowanie, to naprawdę miała ubaw z tego typowego sarmaty. Jakie tam smaczki są! Szczyt barokowej pedagogiki, czyli porwali komuś dziecko, bo uznali, że wychowała je niedźwiedzica, więc królowa miała takiego nietypowego pupilka (aż się znudził); mamy awantury pijackie, mamy Paska jako typka, który mówił, że żona go oszukała, bo mówiła, że jest młodsza - z tego powodu nie mają własnych dzieci. A przy tym i ten Pasek jest czułym gościem, który dba o rodzinę. Warto przeczytać.

Bywa szalenie nudno i to przez wiele, wiele stron. Czasami żartuję, że na Halloween przebiorę się za "Pamiętniki" Paska, ale jak się wczytałam, by napisać opracowanie, to naprawdę miała ubaw z tego typowego sarmaty. Jakie tam smaczki są! Szczyt barokowej pedagogiki, czyli porwali komuś dziecko, bo uznali, że wychowała je niedźwiedzica, więc królowa miała takiego nietypowego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Metafory przychodzą niepostrzeżenie. Bez poetyzowania. Porażająco lakoniczne, mówią zbyt wiele.
Wojna nie pozwala na nadmiar, odbiera słowa, dusi ciężarem, ale każe mówić, więc podmiot liryczny pisze codziennie, nawet kilka razy dziennie i nie stawia kropek, bo nic się jeszcze nie skończyło. Niestety.
Nie da się ocenić „Pokoju z widokiem na wojnę”. Czy wypada nazywać tę książkę wybitną, czy może arcydziełem (gdzie przechodzi granica?), skoro wolałabym, by nie powstała?

Metafory przychodzą niepostrzeżenie. Bez poetyzowania. Porażająco lakoniczne, mówią zbyt wiele.
Wojna nie pozwala na nadmiar, odbiera słowa, dusi ciężarem, ale każe mówić, więc podmiot liryczny pisze codziennie, nawet kilka razy dziennie i nie stawia kropek, bo nic się jeszcze nie skończyło. Niestety.
Nie da się ocenić „Pokoju z widokiem na wojnę”. Czy wypada nazywać tę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Najnowsza część z serii o Amelii i Kubie (oraz ich rodzeństwie — przemądrzałej i lubiącej, gdy co ś się dzieje Mi oraz Albercie, który jest w spektrum autyzmu). Książkę można czytać bez znajomości poprzednich tomów. Tym razem Kosik zabiera nas do bloku, zwanego zamkiem, do którego wprowadza się nowy sąsiad — rzeźbiarz. Dla dzieci jest on albo mordercą (przewozi duże worki), albo twórcą golema. Książkę wyróżnia zabawny język, który jest puszczeniem oka dla dorosłego czytelnika, ale też nauką nowych słów, bo które dziecko mówi dziś: „huncwot”, myli „prezbiterium” z „prosektorium” i zastanawia się kogo „dunder świśnie”? Oczywiście każde słowo ma przypis z wyjaśnieniem — równie zabawnym.
Słuchaliśmy z Legimi.

Najnowsza część z serii o Amelii i Kubie (oraz ich rodzeństwie — przemądrzałej i lubiącej, gdy co ś się dzieje Mi oraz Albercie, który jest w spektrum autyzmu). Książkę można czytać bez znajomości poprzednich tomów. Tym razem Kosik zabiera nas do bloku, zwanego zamkiem, do którego wprowadza się nowy sąsiad — rzeźbiarz. Dla dzieci jest on albo mordercą (przewozi duże worki),...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książeczka z pierwszego poziomu opanowania magii czytania, czyli mamy tu naukę składania słów, do 200 wyrazów tekście, krótkie zdania i 23 podstawowe głoski, do tego ćwiczenie głoskowania. Tym razem Rafał Witek zabiera nas w podróż po Lizbonie, podróż legendarnym tramwajem numer 28, w którym dochodzi do zabawnego zdarzenia z udziałem zwierzaka. Historię dopełnią przepiękne ilustracjeTomasza Kozłowskiego, kotek w jego wydaniu oraz kadry Lizbony z tramwajem na pierwszym planie są przepiękne. Ilustracje wypełniają 7/8 strony, na marginesach — najtrudniejsze wyrazy; na końcu — jak zawsze w tej serii naklejki z hasłami „Jadę daleko", „Czytam sobie", „Mam moc", „Jestem super", pytania do treści oraz możliwość przyznania sobie dyplomu za przeczytanie książki. Historyjka zabawna, króciutka i opowiada o tym, jak wiele może się zadziać, gdy podróżuje się tak długą trasą.

Jestem patronką tej serii, a więcej można przeczytać tutaj: https://babaodpolskiego.pl/tag/czytam-sobie/

Książeczka z pierwszego poziomu opanowania magii czytania, czyli mamy tu naukę składania słów, do 200 wyrazów tekście, krótkie zdania i 23 podstawowe głoski, do tego ćwiczenie głoskowania. Tym razem Rafał Witek zabiera nas w podróż po Lizbonie, podróż legendarnym tramwajem numer 28, w którym dochodzi do zabawnego zdarzenia z udziałem zwierzaka. Historię dopełnią przepiękne...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Nowy wspaniały świat. Powieść graficzna Fred Fordham, Aldous Huxley
Ocena 7,4
Nowy wspaniały... Fred Fordham, Aldou...

Na półkach:

Klasyczna antyutopia w wersji komiksowej, przedstawiająca świat kontrolowany przez technologię, gdzie reprodukcja jest domeną laboratoriów, społeczeństwo jest podzielone na klasy, emocje są kontrolowane przez narkotyk — somę. Adaptacja Freda Fordhama pozwala zanurzyć się w barwny, zilustrowany świat Huxleya, oddaje treść oryginału, skupiając się na filozoficznych i egzystencjalnych rozważaniach na temat kondycji społeczeństwa i wolności jednostki. Upiornie jest to, że zastosowano tu tak wiele jasnych i pastelowych barw. Poddajemy się somie.

Klasyczna antyutopia w wersji komiksowej, przedstawiająca świat kontrolowany przez technologię, gdzie reprodukcja jest domeną laboratoriów, społeczeństwo jest podzielone na klasy, emocje są kontrolowane przez narkotyk — somę. Adaptacja Freda Fordhama pozwala zanurzyć się w barwny, zilustrowany świat Huxleya, oddaje treść oryginału, skupiając się na filozoficznych i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Niepowstrzymani. Jak przejęliśmy władzę nad światem Yuval Noah Harari, Ricard Zaplana Ruiz
Ocena 7,1
Niepowstrzyman... Yuval Noah Harari, ...

Na półkach:

Pięknie wydana, włączyłam jednak audiobook i ta historia (znam książki autora) jest jednak asłuchalna. Co chwilę mam ochotę go spytać, czy to esej o jego postrzeganiu świata, czy książka popularnonaukowa. Szok. Niedowierzanie.

Pięknie wydana, włączyłam jednak audiobook i ta historia (znam książki autora) jest jednak asłuchalna. Co chwilę mam ochotę go spytać, czy to esej o jego postrzeganiu świata, czy książka popularnonaukowa. Szok. Niedowierzanie.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Wierzbowa 13. Opowieści z Wierzbowej 13 Natalia Usenko, Danuta Wawiłow
Ocena 7,5
Wierzbowa 13. ... Natalia Usenko, Dan...

Na półkach:

Książka, przeznaczona dla samodzielnych czytelników od 8 roku życia, która zabiera w podróż do świata, gdzie wszystko jest niezwykłe. Opowiada o mieszkańcach bloku przy ulicy Wierzbowej 13. Wśród nich znajdują się takie postacie jak nocnice, kręćki, bazyliszki, utopce, rusałka, diabeł wietrzny, dinozaury z pisanek i psotne strzygi (nie ma księżniczek, rycerzy itp. , bo nie zmieściliby się w bloku). Każdy z nich ma swoje unikalne zwyczaje i historie do opowiedzenia. Mimo że są tak różni, wszyscy mają coś wspólnego: żyją według swoich zasad i realny świat musi się do nich dostosować. To krótkie, pełne humoru opowiadania, w których autor odwołuje się do mitologii słowiańskiej.

Książka, przeznaczona dla samodzielnych czytelników od 8 roku życia, która zabiera w podróż do świata, gdzie wszystko jest niezwykłe. Opowiada o mieszkańcach bloku przy ulicy Wierzbowej 13. Wśród nich znajdują się takie postacie jak nocnice, kręćki, bazyliszki, utopce, rusałka, diabeł wietrzny, dinozaury z pisanek i psotne strzygi (nie ma księżniczek, rycerzy itp. , bo nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Rycerka Rozalka Justyna Bednarek, Przemysław Liput
Ocena 6,7
Rycerka Rozalka Justyna Bednarek, P...

Na półkach:

Czy wiesz, że nawet w za długiej sukience można pokonać smoka? 🐉 Słowo daję, czytałam! 📚

Rycerka Rozalka ⚔️ uratuje królestwo dzięki pomysłowości! A warto jej zaufać, bo wie, co mówi i umie przekonać nawet dwugłowego gada (przy okazji stosuje feminatywy): „Słowo, jakem rycerka!”.

Justyna Bednarek i Przemek Liput stworzyli kolejną część do nauki magii 🔮, tzn. czytania z serii „Czytam sobie”, która nadaje się dla dzieci rozpoczynających swoje przygody z książkami. Rozalka będzie idealna dla tych, którzy już literują, a na końcu książeczki - jak zawsze - znajdą oni naklejki ze wzmacniającymi hasłami po to, by głosić światu, że czytanie jest super.

Polecam moją ukochaną serię od wydawnictwa @harperkids_polska, której mam zaszczyt patronować, a robię to dlatego, że wiem, jak ważne jest czytanie dla przyjemności i jak bardzo to, czy dziecko miało kontakt z książkami, jest widoczne w późniejszych etapach edukacji.

Rachunek jest prosty:
więcej czytania = więcej zabawy i mniej trudności w szkole

Słowo, jakem rycerka!

Czy wiesz, że nawet w za długiej sukience można pokonać smoka? 🐉 Słowo daję, czytałam! 📚

Rycerka Rozalka ⚔️ uratuje królestwo dzięki pomysłowości! A warto jej zaufać, bo wie, co mówi i umie przekonać nawet dwugłowego gada (przy okazji stosuje feminatywy): „Słowo, jakem rycerka!”.

Justyna Bednarek i Przemek Liput stworzyli kolejną część do nauki magii 🔮, tzn. czytania z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Powracam tu po ponownym przeczytaniu, sama jestem zdziwiona, że jeszcze nic o niej nie napisałam, a to tak ważna książka, że chciałabym ją rozdawać na koniec roku — każdego roku. Dlaczego? Bo naprawia moje wyobrażenia o historii, pokazuje, jak wiele jedynie myślałam i sobie wyobrażałam, a nie wiedziałam. Napisana w przystępny sposób pozycja popularnonaukowa dla dużych i małych, ale bez banałów! Same konkrety!. Kawał dobrej pracy. No i jeszcze ilustracje, które są ucztą dla oka.

Powracam tu po ponownym przeczytaniu, sama jestem zdziwiona, że jeszcze nic o niej nie napisałam, a to tak ważna książka, że chciałabym ją rozdawać na koniec roku — każdego roku. Dlaczego? Bo naprawia moje wyobrażenia o historii, pokazuje, jak wiele jedynie myślałam i sobie wyobrażałam, a nie wiedziałam. Napisana w przystępny sposób pozycja popularnonaukowa dla dużych i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Szekspir to nie dramat! Opowieści dla młodych Khoa Le, Samantha Newman
Ocena 8,0
Szekspir to ni... Khoa Le, Samantha N...

Na półkach:

A gdyby tak z Szekspirem spotykać się już od najmłodszych lat?! Dramat za trudny? No to w prozie! Zbyt brutalnie? Język wszystko przyjmie, także eufemizmy. Po co? By poznać te wielkie historie ludzkich wyborów i ich konsekwencji, by odnaleźć się w postaciach, by później podczas szkolnej edukacji czuć się pewnie, bez błądzenia i lęku przed interpretacją i ciężarem opowieści.

❤️‍🔥Przedstawiam Wam mój patronat, a jednocześnie wyrażam zazdrość (tak, pojawiła się), że nie ja na to wpadłam i nie ja napisałam tę książkę. To interpretacje Samanthy Newman i ilustracje Khoa Le „Shakespeare’s Stories”, a u nas jako „Szekspir to nie dramat!” w tłumaczeniu Anny Hikiert-Berezy w wydaniu w twardej oprawie z dużą czcionką ułatwiającą czytanie przez @harperkids_polska.

✨Mamy tu wstęp o Szekspirze, a także:
„Komedię omyłek”, „Romea i Julię”, „Stracone zachody miłości”, „Sen nocy letniej”, „Kupca weneckiego”, „Wiele hałasu o nic”, „Jak wam się podoba”, „Wieczór Trzech Króli”, „Hamleta”, „Otella”, „Króla Leara”, „Makbeta”, „Antoniusza i Klepoatrę”, „Zimową opowieść” i „Burzę”.

A gdyby tak z Szekspirem spotykać się już od najmłodszych lat?! Dramat za trudny? No to w prozie! Zbyt brutalnie? Język wszystko przyjmie, także eufemizmy. Po co? By poznać te wielkie historie ludzkich wyborów i ich konsekwencji, by odnaleźć się w postaciach, by później podczas szkolnej edukacji czuć się pewnie, bez błądzenia i lęku przed interpretacją i ciężarem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytałam ponownie i nadal stwierdzam, że tę książkę powinniśmy czytać na lekcjach, w szkole. Ten obszerny esej o historii Polski jest odtrutką od myślenia o Polakach, jako ofiarach historii. Wiele tłumaczy, gruntuje, wyjaśnia, jak wówczas wyglądało życie w innych krajach i pokazuje, że nasza martyrologia i mesjanizm to jednak nie Duch narodu, a normalne życie. Do tego obala wiele mitów dotyczących zaborów i ukazuje, jak rozwijało się (i kiedy) pojęcie narodowości i tożsamości narodowej.

Czytałam ponownie i nadal stwierdzam, że tę książkę powinniśmy czytać na lekcjach, w szkole. Ten obszerny esej o historii Polski jest odtrutką od myślenia o Polakach, jako ofiarach historii. Wiele tłumaczy, gruntuje, wyjaśnia, jak wówczas wyglądało życie w innych krajach i pokazuje, że nasza martyrologia i mesjanizm to jednak nie Duch narodu, a normalne życie. Do tego obala...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To jest tak dobra młodzieżówka, że głowa mała! Pisząc „młodzieżówka" od razu czuję się stara, ale książka sprawiła mi wielką przyjemność. Już w zeszłym roku widziałam ją u Eli @not.my.high, ale nie wiedziałam, czego się spodziewać, bo oceniam literaturę YA z innej perspektywy. Książka właśnie miała swoją premierę w wydawnictwie Znak Literanova w serii „Perseidy" i w tłumaczeniu Joanny Sobesto.

Od wydawnictwa otrzymałam wydanie z markerem UV i latarką – mogę sama dodać i podglądać już wydrukowane w UV fragmenty – urocza gra, by poznać sekrety Airington. To powieść z tropem academic rivals to lovers, do tego na skrzydełku książki znajduje się informacja, że: „książka mówi o sprawach ważnych dla pokoleń Z i Alfa", oznaczenie dotyczące wieku odbiorcy (książkę zaleca się czytającym powyżej czternastego roku życia) oraz trigger warnings (wulgaryzmy, dyskryminacja, przemoc, szantaż). O takie wydawanie powieści Young Adult walczę!

„Znów mogę cię widzieć" Ann Liang to zaskakująco udany debiut. Alice Sun uczęszcza do elitarnej szkoły, rywalizuje o oceny z Henrym Li (nerdem i #cinnamonroll), bardzo się stara, by ugruntować pozycję w szkole, otrzymuje nawet stypendium za wyniki w nauce, aż tu nagle rodzice mówią, że musi zmienić szkołę, bo ta druga połowa czesnego przekracza ich możliwości finansowe. Pojawi się tu motyw niesprawiedliwości i złości na tych, którzy są bogaci i nie muszą się starać tak bardzo jak Ann. Oczywiście okaże się, że każdy dźwiga swoje ciężary i nic nie jest takie, jak się nam wydaje, nawet to, czy człowiek może stać się niewidzialny. Może. Liang wykorzystuje realizm magiczny, by pokazać, że czasami niewidzialność jest szansą, by działać wedle własnych zasad – wypada wręcz myśleć o niej metaforycznie. Główna bohaterka będzie pojawiać się i znikać. Chociaż nie kontroluje tej mocy, postanowi ją wykorzystać do różnych celów: by ratować innych oraz by pomóc samej sobie i zarobić na szkołę, niekoniecznie w etyczny sposób. Granice moralności bardzo łatwo przesunąć, a autorka zmusza czytelnika do nieustannego rewidowania opinii o bohaterce.
To, co zwykle męczy mnie w młodzieżówkach to nadmierna eksploatacja wątków romansowych i uproszczony język, w którym dialogi zwykle można ograniczyć do znajomości 20 słów. U Liang pojawia się wątek romansowy, ale – chociaż na pewno to on przyciągnie wielu czytelników – według mnie nie dominuje, język zaś jest pełen ironii i szczegółów, chociaż przez książkę płynie się bardzo szybko.

Wielkim walorem są na pewno odniesienia do kultury chińskiej oraz problematyka przynależności, Alice bowiem nie czuje się dobrze tu, gdzie jest, ale chce się wyrwać do lepszego świata. Czym on jest? Może bogactwem? Bohaterka właśnie dla pieniędzy zacznie kłamać i postępować niemoralnie, a mimo to autorka rezygnuje z pouczającego charakteru opowieści – Alice nie weźmie odpowiedzialności za swoje zachowanie.

Lekka, bez nadmiernych fajerwerków powieść o problemach młodych ludzi i szukaniu sposobu na to, by zapewnić sobie dobrą przyszłość. W „Znów mogę cię widzieć" nieustannie musimy zadawać sobie pytanie, co my byśmy zrobili na miejscu bohaterów.

#współpracarecenzencka

To jest tak dobra młodzieżówka, że głowa mała! Pisząc „młodzieżówka" od razu czuję się stara, ale książka sprawiła mi wielką przyjemność. Już w zeszłym roku widziałam ją u Eli @not.my.high, ale nie wiedziałam, czego się spodziewać, bo oceniam literaturę YA z innej perspektywy. Książka właśnie miała swoją premierę w wydawnictwie Znak Literanova w serii „Perseidy" i w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka to zestaw praw ucznia, o które młodzi ludzie najczęściej pytają. Prosto napisana, podzielona na lekcje, opatrzona historiami, dzięki którym łatwiej wyobrazić sobie realne sytuacje, w których chroni nas prawo. Książka dla osób uczących się i nauczycieli. Nie jest - jak głosi wiele negatywnych komentarzy - przeciwko komuś. To książka, z której skorzysta cała społeczność szkolna. Dzięki niej młodzi ludzie poznają hierarchię aktów prawnych, dowiedzą się, co robić, gdy łamane są ich prawa, jak mądrze reagować (nie, nie leci się od razu do kuratorium), co jest kwestią prawa, a co kultury.
Nauczyciele też skorzystają, bo naprawdę wiele się nam myli - i mówię tu celowo w liczbie mnogiej. Prawo edukacyjne jest jak hydra - trudno dociec, gdzie można znaleźć aneks od aneksu. Jeszcze większe zamieszanie dzieje się dlatego, że w mediach dowiadujemy się, że ma się pojawić jakieś rozporządzenie, więc żyjemy już zgodnie z nowymi zasadami, a okazuje się, że jednak nie weszło ono w życie, a o tym już nikt tak hucznie nie informował. Kolejną kwestią są statuty, często sprzeczne z prawem i chociaż nieustannie się o tym mówi, to nadal Stowarzyszenie Umarłych Statutów ma ręce pełne roboty.
Uważam, że książka Marcina to dobry pomysł na szkolny prezent: uczy obywatelskich postaw, uważności na wykluczenia i podaje argumenty, jak można im zapobiegać.

Ta książka to zestaw praw ucznia, o które młodzi ludzie najczęściej pytają. Prosto napisana, podzielona na lekcje, opatrzona historiami, dzięki którym łatwiej wyobrazić sobie realne sytuacje, w których chroni nas prawo. Książka dla osób uczących się i nauczycieli. Nie jest - jak głosi wiele negatywnych komentarzy - przeciwko komuś. To książka, z której skorzysta cała...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nie jesteś skazanx na szkołę. Masz wybór, poznaj swoje prawa!" Mikołaja Marceli (wyd. You&YA, Muza) to krótki i konkretny poradnik pokazujący, co można zrobić, by poszukać swojej edukacyjnej drogi i by szkoła nie kojarzyła się nam z udręką.
Podane informacje wydają mi się oczywistościami, ale konieczny jest tu ten czasownik „wydają mi się", bo jednak moje podejście do myślenia o szkole jest niemal tożsame z tym, o czym pisze autor, żyję więc w bajce i za każdym razem jestem zszokowana, że tak bardzo w niej ugrzęzłam. To nie są przecież oczywistości, dla nauczycieli, osób uczących się, rodziców. Dla mnie też nimi ni były, bo byłam małą kujonką z fobią szkolną, która miała ze wszystkiego piątki, ale codziennie żyła w stresie i wymiotowała w drodze do szkoły. My, w Polsce, naprawdę nie wiemy, że mamy wybór tego, jak chcemy się uczyć i czego chcemy się uczyć i ... co najważniejsze nie ma to związku z płaceniem za edukację.
Mamy na oczach klapki systemu — brzmię teraz jak anarchistka (a ostatnio wypomniano mi, że nawet tak wyglądam), to niestety nie umiem tego inaczej nazwać. Wszyscy boją się prawa oświatowego, jest niejasne, pełne aneksów, rozporządzeń, umów. Mówi się, że coś zostanie wprowadzone, a nie mówi, że jednak nie. Do tego szkoły narzucają swoje rygory — często niezgodne z prawem; statuty powstają na kolanie i znów — niezgodnie z prawem, kręcimy się w kołowrotku i myślimy, że to jedyna słuszna droga.
A można wyjść z tego kołowrotka i to zgodnie z prawem, szacunkiem do siebie i innych. W książce Marceli napisanej prostym językiem znajdziecie przewodnik po tym, jak odnaleźć się w edukacji systemowej i pozasystemowej w Polsce. Ta książka to właściwie esej autora o tym, czego on chciałby od edukacji, pokazuje więc, jak działać, gdy są łamane wasze prawa, gdzie iść — nie jest to pieniactwo, to neutralny zestaw praw, bo przecież jeśli nie zadziała zgłoszenie do dyrekcji, rozmowa z zaufanymi nauczycielami, to można dziś szukać wsparcia poza szkołą, a dopiero na końcu odwołać się do kuratorium.
To, czy w ogóle powinniśmy walczyć o swoje prawa w szkole to inna kwestia: oczywiście, że tak, szkoda, że musimy jednak o tym przypominać, że nikt nie może ograniczać naszych praw ze względu na osobiste uprzedzenia, a w szkole nie uczą nas demokracji.
Marcela pisze też o tym, jak zapobiegać przypadkom łamania praw, jak szukać i gdzie szukać alternatywnych form edukacji. Co zrobić, by uczyć się tego, co się chce i jeszcze wyjść na tym dobrze, bez zadręczania się pracami domowymi i sprawdzianami.
Nie ma tu jedynie hurraoptymizmu dotyczącego edukacji pozasystemowej, co akurat jest dla mnie najważniejszym fragmentem książki, bo — jak ze wszystkim — gdy wchodzi moda i działanie na dużą skalę, zatraca się podstawowe idee. Takie szkoły też znam i dlatego trzeba być czujnym, na szczęście Marcela nas rozgrzesza, że szukając siebie, możemy to robić nieustannie, więc i zmiany szkół i sposobów nauki nie powinny być nam straszne. W końcu to chyba najważniejsze, by w całym procesie edukacji dowiedzieć się, czego od niej oczekujemy, kim jesteśmy, czego potrzebujemy.

Graficzna forma prezentowania treści na pewno jest przystępna dla młodych czytelników, bo to z myślą o nich była pisana książka (wielki plus za wprowadzenie o formach inkluzywnych), jednak mnie męczyła wizualnie, ale to absolutnie nie wpłynęło na jej odbiór, bo to treść jest tu najważniejsza.

Dla kogo jest to książka? Dla wszystkich w systemie i poza nim, dla tych zdołowanych i takich wymądrzających się, jak ja, co to niby już wiele wiedzą. Przerażeni znajdą w niej szybkie remedium na ich problemy. Książkę przeczytacie w dwie godziny. Co z edukacyjnymi wyjadaczkami? Im też będzie miło, bo jednak warto wiedzieć, że nie jest się jedyną osobą, która uważa, że nauka powinna być uszyta na wymiar. Mój wymiar i dawać mi przede wszystkim radość.

Zaprosiłam autora na rozmowę LIVE (10.03.2024 18:00), więc zachęcam do uczestnictwa, zadawania pytań, dyskusji, wspólnej wymiany pomysłów i do kącika zwierzeń :)

„Nie jesteś skazanx na szkołę. Masz wybór, poznaj swoje prawa!" Mikołaja Marceli (wyd. You&YA, Muza) to krótki i konkretny poradnik pokazujący, co można zrobić, by poszukać swojej edukacyjnej drogi i by szkoła nie kojarzyła się nam z udręką.
Podane informacje wydają mi się oczywistościami, ale konieczny jest tu ten czasownik „wydają mi się", bo jednak moje podejście do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Nie spodziewałam się, że sięgam po taką książkę. Książkę o udawaniu — przed innymi i sobą, przed byciem innym, bo rodzice tego chcą, bo nie wypada, bo strach, bo głupio przyznać, bo się nie wie. I tym, że czasami możemy być tylko sobą, jak nie jesteśmy nikim i ukrywamy się za naszą twórczością w sieci. To mogłaby być też opowieść o Klocuchu, ale na poważniej.

„Radio silence" Alice Oseman (tłum. Nina Lubiejewska) to smutna opowieść, która tylko pozornie realizuje założenia gatunku Young Adult, bo budowanie relacji i miłości jest tu jedynie jednym z wielu tematów, wcale nie najważniejszym, chociaż warto wspomnieć, że pojawia się wątek aseksualności i demiseksualności.
To historia o przerażającej samotności, z której nikt nas nie uratuje, bo jest w nas. W idealnych matkach tworzących projekt-dziecko, które nie chcą zobaczyć, że jedno z jej dzieci nie może pozwolić sobie na słabość, bo dźwiga odpowiedzialność za emocje całej rodziny, a drugie jest traktowane jak czarna owca. O dzieciach, które nie wiedzą, czy mają marzenia, czy kochają, czy czują, czy o czymś marzą, czy cokolwiek je cieszy, chociaż już nawet tymi dziećmi nie są. O niezręcznych rozmowach i tym, że nawet w szkole udaje się kogoś innego, niż się jest, że nie można iść tam w bluzie z burgerami, bo trzeba wyglądać tak, by reprezentować szkołę. I trochę też o tym, że nawet w lustrze nie wiemy, kogo widzimy.

Tytułowe radio to właściwie podcast Universe City, który łączy ludzi głównie dlatego, że wydaje się pociągający, pełen artyzmu, dlatego, że twórca może być nieznany. Ujawnienie tożsamości niszczy nie tylko wyobrażenia, lecz także młodość i próbę cieszenia się swoim małym światem.
Frances Janvier jest tu narratorką, która bardzo chce dostać się na wymarzone studia, ale życie przyniesie jej same znaki zapytania i rozczarowania. Nie są to spektakularne porażki, raczej stopniowe dochodzenie do miałkości życia. Nie ma czasu na życie prywatne (chociaż ma świetną matkę, wspierającą, chodzącą w bluzie z jednorożcem po domu), jedyną jej rozrywką jest za to podcast o studencie detektywie. Jest jego największą fanką.  Aled Last  tylko pozornie będzie wydawał się tym jedynym outsiderem, starszym chłopakiem, który zauroczy dziewczynę, w rzeczywistości będzie okaleczonym przez życie młodym człowiekiem, który bardzo potrzebuje przyjaciela. Nie ma tu relacji romantycznej. Jest za to dużo warstw, które czasami potrzebują zbyt wiele czasu, by można je było zdjąć.  
Nie ma tu nic spektakularnego, nie ma fajerwerków. Jest po prostu myśl i mgła zawieszona między bohaterami.

[współpraca recenzencka]

Nie spodziewałam się, że sięgam po taką książkę. Książkę o udawaniu — przed innymi i sobą, przed byciem innym, bo rodzice tego chcą, bo nie wypada, bo strach, bo głupio przyznać, bo się nie wie. I tym, że czasami możemy być tylko sobą, jak nie jesteśmy nikim i ukrywamy się za naszą twórczością w sieci. To mogłaby być też opowieść o Klocuchu, ale na poważniej.

„Radio...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Doczekałam się kolejnego tomu! Uwielbiam tę serię, o pierwszej części pisałam tutaj (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/jak-przezyc-w-prehistorii/opinia/79204607). Znów jest zabawnie i mamy oprawadzających nas po starożytnym Rzymie zabawnych narratorów. Tym razem jest bardzo dużo wiedzy historycznej, o budowaniu państwa, ale też o losie kobiet, miejscach, w jakich mieszkali Rzymianie, prawach ludzi (w tym gladiatorów) i tym, co Rzymianie lubili pożyczać (i od kogo). Znajdziemy tu także kilka mitów, wykaz muz, a nawet wzmiankę o Neronie i fragment o Eneidzie.

Bardzo zabawna książka, jak zwykle dla starych i młodych, ale mówię tak, bo lubię książki dla dzieci.

Doczekałam się kolejnego tomu! Uwielbiam tę serię, o pierwszej części pisałam tutaj (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/jak-przezyc-w-prehistorii/opinia/79204607). Znów jest zabawnie i mamy oprawadzających nas po starożytnym Rzymie zabawnych narratorów. Tym razem jest bardzo dużo wiedzy historycznej, o budowaniu państwa, ale też o losie kobiet, miejscach, w jakich mieszkali...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Umordowałam się niemiłosiernie, ale nie umiem powiedzieć dlaczego, bo ostatecznie będę tę powieść polecać. Zagadka jest, ukazywanie realiów wydawniczych i komercyjnego aspektu rynku książki też na plus. Irytowała mnie główna bohaterka, co uważam za wielką zaletę, ale podczas czytania czułam frustrację, a to z powodu jej działań, a to dlatego, że jej monologi były przegadane, a ciągłe powtarzające się myśli (jak to myśli) nie prowadziły mnie do finału. Czasami pojedyncze słowa, pełne patosu, wybijały mnie z rytmu i przypominały egzaltowane wpisy w pamiętnikach.
Mimo wszystko jest to historia o tym, jak dziś szybko możemy wznosić kogoś na piedestały i z nich zrzucać, wystarczą nam social media; sterujemy lajkami i poczuciem wartości, szacunkiem do drugiego człowieka. Jak nieomylni sędziowie oceniamy, kto ma prawo do istnienia, a kogo trzeba zniszczyć, nie myśląc o konsekwencjach. Przy tym to opowieść o tym, że każdy musi się mieć na baczności, by przypadkiem nie urazić kogoś nieprecyzyjnie wyrażoną myślą lub podjęciem tematu, który wg opinii publicznej nie powinien być dla niego dostępny.
"Yellowface" R. F. Kuang to thriller z nutą gorzkiej parodii współczesnego świata mediów społecznościowych i komercyjnego aspektu rynku książki. Niby nic nie obnaża, ale zbierając w jedną historię, sprawia, że jest nam niedobrze, gdy widzimy paradoks dzisiejszego biegu po lajki.

Umordowałam się niemiłosiernie, ale nie umiem powiedzieć dlaczego, bo ostatecznie będę tę powieść polecać. Zagadka jest, ukazywanie realiów wydawniczych i komercyjnego aspektu rynku książki też na plus. Irytowała mnie główna bohaterka, co uważam za wielką zaletę, ale podczas czytania czułam frustrację, a to z powodu jej działań, a to dlatego, że jej monologi były...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to