Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Wiedziałam, że Sarah Crossan pisze dobre rzeczy. Czytałam wpisy innych ludzi z bookstagrama i niby wiedziałam, że ta książka łamie serce. Ale kurczę, chyba się nie da na takie coś przygotować, wiecie? Mimo wszystko.

Chciałam powiedzieć, że Crossan pisze o rzeczach poważnych i bolesnych w taki sposób, że nie czuje się tego ciężaru. W 𝘛𝘪𝘱𝘱𝘪 𝘪 𝘫𝘢 też tak było. DO CZASU. Do czasu aż wydarza się coś, czego nie można zatrzymać. Wtedy już nie ma miejsca na lekkości...

Tippi i Grace to siostry zrośnięte ze sobą biodrami. Ich rodzinie kończą się fundusze, więc muszą zamienić edukację w domu i prywatnych nauczycieli na rzecz nauki w szkole, czego wszyscy bardzo się obawiają. Dziewczyny przede wszystkim przeraża wizja setek spojrzeń pełnych litości.

Grace przedstawia swoją historię w formie poematów (co jest charakterystyczne dla powieści Crossan), w pierwszej osobie, więc dokładnie wiemy, co sobie o wszystkim myśli. Uważa, że na świecie są większe tragedie niż bycie złączoną ciałami z siostrą i akceptuje taki stan rzeczy. Przedtem nie brały pod uwagę próby rozdzielenia. A potem?

...ale mimo to tworzy się fascynujący klimat. Mimo to piękne cytaty można wyciągać garściami. Mimo wszystko rozpaczliwie chce się czytać dalej.

Nie będę za wiele zdradzać, po prostu przeczytajcie. Pochłanianialne w ciągu jednego dnia (u mnie były akurat trzy, ale to i tak błyskawica xD).

Wiedziałam, że Sarah Crossan pisze dobre rzeczy. Czytałam wpisy innych ludzi z bookstagrama i niby wiedziałam, że ta książka łamie serce. Ale kurczę, chyba się nie da na takie coś przygotować, wiecie? Mimo wszystko.

Chciałam powiedzieć, że Crossan pisze o rzeczach poważnych i bolesnych w taki sposób, że nie czuje się tego ciężaru. W 𝘛𝘪𝘱𝘱𝘪 𝘪 𝘫𝘢 też tak było. DO CZASU. Do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta misternie utkana okładka w zimnych odcieniach i ten fragment o błąkaniu się pośród grudniowej nocy... obietnica emocji, poruszenia, głębokiego spojrzenia na dziewczyńską przyjaźń. Zbudowałam sobie na tych chwiejnych filarach wysokie oczekiwania i marzenia o tym, jak bardzo ta książka będzie MOJA. Jak bardzo ją poczuję, jak niesamowicie będzie mi smakować każde kolejne zdanie, które zaklejam znacznikiem. No i co się wydarzyło, spytacie? Z bólem serca, ale... ROZCZAROWAŁAM SIĘ.

𝘚𝘵𝘳𝘶ż𝘬𝘪 to strzępkowe studium relacji dwóch dziewczyn – począwszy od szkolnych czasów i kończąc na okołostudenckich. Dostajemy wiele kwiecistoopisanych wspólnych sytuacji – tych beztroskich i tych niepokojących. Główna bohaterka jest zafascynowana swoją przyjaciółką, Kingą, i tak wsiąka w tę ich znajomość, że zatraca samą siebie. Pewnego razu, w posprzeczkowej sytuacji, gdy przestają spędzać ze sobą czas, dziewczyna nie potrafi odnaleźć się w nowej, samotnej rzeczywistości... i powoli ulega defragmentacji.

To wszystko brzmi super, ale niestety nie udało mi się należycie poczuć tej historii. Z kolejną stroną uwierały mnie następne elementy – szyk przestawny, jakaś zamaskowana pretensjonalność, przytłaczająca doza poetyzowania i rzucanie brudem nastoletniego życia w twarz. To nie moje sytuacje, nie moje emocje i nie zadziałało to na mnie. Co wcale nie znaczy, że rzeczy, których sama nie przeżyłam nie potrafią mnie poruszyć. Początek mnie zmęczył, więc zrobiłam sobie przerwę na inne lektury. Wróciłam do niej i skończyłam w ciągu dwóch dni. Drugą połowę przeczytałam z większym zapałem i ta część zdecydowanie ratuje resztę. Zakończenie jednak... to jedno wielkie niedomówienie z pobrzmiewającym w tle głuchym symbolizmem (trochę w stylu jednego z opowiadań Kundery, luźno mi się skojarzyło).

Na pozór coś dla mnie, a po bliższym poznaniu jednak zupełnie nie. Ale zostawiam małą okejkę, bo wykorzystałam pokaźny zlepek znaczników na naprawdę dobre fragmenty (mimo wszystko nie było ich wcale tak mało).
No i niestety to klasyczny przykład Współczesnej Polskiej Literatury, która za każdym podejściem mnie traci.

Ta misternie utkana okładka w zimnych odcieniach i ten fragment o błąkaniu się pośród grudniowej nocy... obietnica emocji, poruszenia, głębokiego spojrzenia na dziewczyńską przyjaźń. Zbudowałam sobie na tych chwiejnych filarach wysokie oczekiwania i marzenia o tym, jak bardzo ta książka będzie MOJA. Jak bardzo ją poczuję, jak niesamowicie będzie mi smakować każde kolejne...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To już któraś książka z kolei, która utwierdza mnie w fakcie, że wprost UWIELBIAM fabularyzowane (auto)biografie. Oczywiście wiadomo, że nie z każdą by mi kliknęło. Style są różne. 𝘕𝘪𝘦𝘴𝘱𝘰𝘬𝘰𝘫𝘯𝘪 też nie są wybitni. Ale płynność czytania została zachowana, więc zdecydowanie dołączam ich do puli!

Zaczynając lekturę, miałam podobne uczucie jak na początku każdej książki Atwood. W głowie automatycznie pojawiła mi się myśl "o, to ona, właśnie ta autorka, to jej styl". Takim oto sposobem Linn Ullmann po zaledwie jednej książce (𝘡𝘢𝘯𝘪𝘮 𝘻𝘢ś𝘯𝘪𝘦𝘴𝘻 czytanej w zeszłym roku) umościła sobie w mojej czytelniczej perspektywie przytulne i stabilne gniazdko.

Dla fanów Bergmana myślę świetna rzecz, chociaż wcale nie jest on w ścisłym centrum fabuły. Dużo jest też o Liv Ullmann, jej karierze oraz relacji z Linn i różnymi mężczyznami. Autorka czasem mówi o sobie w trzeciej osobie, per "dziewczynka", co wprowadza wątek niemożności identyfikacji ze swoją młodszą wersją lub też bagatelizowania swojej egzystencji (np. w życiu rodziców). Kolejność wspomnień jest nieco chaotyczna, ale Linn już tak ma. Co warto docenić to na pewno to, z jaką łatwością autorka przechodzi z perspektywy dziecka do dorosłej osoby i jak przekonująca w tym jest.

Ostatnie (mniej więcej) sto stron już trochę wymęczyłam (ma ich grubo ponad 400) – ale to może tylko dlatego, że spędziłam z 𝘕𝘪𝘦𝘴𝘱𝘰𝘬𝘰𝘫𝘯𝘺𝘮𝘪 niemal cały miesiąc i miałam już wielką ochotę, by zacząć coś nowego. Nie zwaliła mnie ta książka z nóg (jak zrobiła to 𝘡𝘢𝘯𝘪𝘮 𝘻𝘢ś𝘯𝘪𝘦𝘴𝘻), ale jest dobra i zdecydowanie warto się z nią bliżej zapoznać. 🖤

To już któraś książka z kolei, która utwierdza mnie w fakcie, że wprost UWIELBIAM fabularyzowane (auto)biografie. Oczywiście wiadomo, że nie z każdą by mi kliknęło. Style są różne. 𝘕𝘪𝘦𝘴𝘱𝘰𝘬𝘰𝘫𝘯𝘪 też nie są wybitni. Ale płynność czytania została zachowana, więc zdecydowanie dołączam ich do puli!

Zaczynając lekturę, miałam podobne uczucie jak na początku każdej książki Atwood....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niesamowicie rzadko zdarza mi się sięgać po książki, gdzie serio dzieje się jakaś gruba akcja, a nie ze tylko codzienne życie powoli przelewa się z ręki do ręki. Może za bardzo wmawiam sobie, że mnie do takich nie ciągnie, ale tym razem upewniłam się tylko, że czasami zdecydowanie mi takich potrzeba!

Powieść zaczyna się od lawiny porażek głównej bohaterki – każda kolejna coraz mocniej popycha ją do przykrej ostateczności... Ale dopiero w tym niezwykłym tranzycie – zawieszeniu między życiem a śmiercią, w miejscu, w którym kobieta może doświadczyć każdego ze swoich alternatywnych światów – startuje właściwa akcja i od tego momentu trudno się od niej odkleić.

𝘉𝘪𝘣𝘭𝘪𝘰𝘵𝘦𝘬𝘢 𝘰 𝘱ół𝘯𝘰𝘤𝘺 to fantastyczna rzecz. Wciągnęłam nosem w trzy dni, mimo że pod względem stylu, klimatu, dialogów nie do końca mi grało. To taka powieść, od której nie chce się odchodzić, bo nie masz pojęcia, co wydarzy się na kolejnej stronie. Do czytania w każdych okolicznościach i w każdym momencie życia. Po lekturze swoje docenisz. Może to banalne, ale kurczę, myślę, że jednak bardzo ważne.

A motyw przechodzenia w kolejne życia skojarzył mi się luźno z 𝘉𝘳𝘢ć𝘮𝘪 𝘓𝘸𝘪𝘦 𝘚𝘦𝘳𝘤𝘦 (aż tak płakać nie będziecie, ale trop ciekawy).

Niesamowicie rzadko zdarza mi się sięgać po książki, gdzie serio dzieje się jakaś gruba akcja, a nie ze tylko codzienne życie powoli przelewa się z ręki do ręki. Może za bardzo wmawiam sobie, że mnie do takich nie ciągnie, ale tym razem upewniłam się tylko, że czasami zdecydowanie mi takich potrzeba!

Powieść zaczyna się od lawiny porażek głównej bohaterki – każda kolejna...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Słowa mogą wszystko Sualzo, Silvia Vecchini
Ocena 7,3
Słowa mogą wsz... Sualzo, Silvia Vecc...

Na półkach:

Gdy zaczynałam lekturę, potrzebowałam mniej treści, a więcej obrazu, żeby trochę odciążyć bolącą głowę i nie zastanawiać się zbytnio nad złożonymi narracjami.

Czas spędziłam przyjemnie – komiks przeczytałam na dwa razy. Ładne ilustracje, ciekawy pomysł na fabułę, ale jak dla mnie to tyle. Nie poczułam się ani mocno zainteresowana wydarzeniami, ani zbyt przywiązana do bohaterów.

(czyli – no, czytałam lepsze powieści graficzne 🤪)

Chyba liczyłam na więcej skejciarskiego klimatu.

Gdy zaczynałam lekturę, potrzebowałam mniej treści, a więcej obrazu, żeby trochę odciążyć bolącą głowę i nie zastanawiać się zbytnio nad złożonymi narracjami.

Czas spędziłam przyjemnie – komiks przeczytałam na dwa razy. Ładne ilustracje, ciekawy pomysł na fabułę, ale jak dla mnie to tyle. Nie poczułam się ani mocno zainteresowana wydarzeniami, ani zbyt przywiązana do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy można tak... prawie niczego nie wiedzieć o życiu? A to, co wiedzieć, to tylko z zakazów i nakazów innych? Czuć się tak niedopasowaną do świata, jego dziwnych wymogów i standardów? Kwestionować "normalność" i zastanawiać się nad definicją "dziwności"? Och, drogie dziewczę... najwidoczniej można.

𝘗𝘦𝘴𝘵𝘬𝘪 to zbiór epizodów z życia bohaterki, przytoczonych scen, dialogów, rozmyślań. Forma dla mnie idealna (po raz setny powiem – kocham rwaną narrację). Te fragmenty można sobie dopasowywać do swoich doświadczeń wedle życzenia. Nie wszystkie pestkowe przeżycia czułam całą sobą, ale emocje i rozkminy, które im towarzyszyły już bardzo. Zaznaczyłam mnóstwo pięknych lub współgrających ze mną zdań.

Epizody są (chyba) ułożone chronologicznie (nie byłam tylko pewna rozdziałów o różnych chłopakach z imionami na M – czy to jakiś wybieg w przyszłość czy zwyczajne dumanie), więc można zauważyć, jak zmieniała się bohaterka i jej postrzeganie świata. Jak bardzo umacniała się w stwierdzeniu, że do tego świata nie pasuje. Nie czyta się tego łatwo (pod względem emocjonalnym), widząc do czego to prowadzi.

Jednak dla mnie ta lektura była smakowita i spodziewałam się, że tak będzie. Niemal każdy rozdział zostawiał we mnie nowy zachwyt. I podobnie jak przy 𝘗𝘰𝘻𝘢 𝘮𝘯ą nie miałam wrażenia, że czytam smętną, brudną Polską Literaturę Współczesną, tylko prozę wyznaczającą własny kierunek. Taki, którym ja uwielbiam podążać literacko. Piękny, emocjonalny, kładący nacisk na osobiste doświadczenia, niebędący jednak atencyjnym "pamiętnikiem".

Polecam bardzo, takim wrażliwcom jak ja.

Czy można tak... prawie niczego nie wiedzieć o życiu? A to, co wiedzieć, to tylko z zakazów i nakazów innych? Czuć się tak niedopasowaną do świata, jego dziwnych wymogów i standardów? Kwestionować "normalność" i zastanawiać się nad definicją "dziwności"? Och, drogie dziewczę... najwidoczniej można.

𝘗𝘦𝘴𝘵𝘬𝘪 to zbiór epizodów z życia bohaterki, przytoczonych scen, dialogów,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Słucha śpiewu smętnych chłopców, przesiadując nocą w swoim samochodzie. Rozpamiętuje różne chwile z życia, w którym jej najlepsza przyjaciółka nadal żyła i miała się dobrze. Ale rzecz w tym, że Ingrid od dawna nie miała się dobrze. A Caitlin, podobnie jak reszta bliskich osób zmarłej dziewczyny, nie może pojąć, dlaczego nie zareagowała należycie na rozpaczliwe wołanie o pomoc, tylko wciąż zbywała je milczeniem i odwracała wzrok?

𝘛𝘳𝘻𝘺𝘮𝘢𝘫 𝘴𝘪ę to debiut Niny LaCour i mając do porównania 𝘛𝘢𝘬 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘰𝘬𝘦𝘫, mogę odważnie stwierdzić, że styl autorki ładnie wywindował. Książkę niby czyta się błyskawicznie, przykleja do bohaterów i do kolejnych pomysłów fabularnych, chłonie się całą graficzną otoczkę tego wydania (jest przepiękne), ale! Zabrakło mi jednej rzeczy, która potrafi sprawić, że całość świeci niesamowitością. KLIMATU! Tak jak w 𝘛𝘢𝘬 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘰𝘬𝘦𝘫 był on dość wyczuwalny, tak tutaj niestety nie.

Ale porzućmy klimat, bo... jakie to w ogóle było super, że fabuła tak skupia się na fotografii! Bardzo ciekawy trop, a wydaje mi się, że niezbyt książkowy (podrzućcie mi jakiś tytuł, jeśli znacie!). No i to opuszczone kino... i fakt, że Caitlin i Ingrid serio sobie tam wchodziły! I liściki Ingrid w jej pamiętniku, które sprawiają, że staje się współbohaterką. W tej książce podobało mi się mnóstwo rzeczy, więc zdecydowanie uważam, że warto się z nią zapoznać 🖤

Po lekturze dwóch powieści LaCour już wiem, że stuprocentowo chcę przeczytać każdą kolejną, która zostanie u nas wydana! Potrafię wyczuć w mojej relacji do prozy autorki te stare uczucia, które wywoływała swego czasu Sarah Dessen. Myślę, że gdybym zaczytywała się książkami Niny jako nastolatka, miałabym więcej do powiedzenia (albo mniej, zależy jak na to spojrzeć – "ahh, kocham, to było cudowne! ale przeżywam!").

Tak oto nieśmiało powracam do swojego literackiego motywu z roku 2021 – żałoby. Najpierw 𝘚𝘵𝘳𝘦𝘨𝘢, a teraz 𝘛𝘳𝘻𝘺𝘮𝘢𝘫 𝘴𝘪ę. Co będzie następne?

Słucha śpiewu smętnych chłopców, przesiadując nocą w swoim samochodzie. Rozpamiętuje różne chwile z życia, w którym jej najlepsza przyjaciółka nadal żyła i miała się dobrze. Ale rzecz w tym, że Ingrid od dawna nie miała się dobrze. A Caitlin, podobnie jak reszta bliskich osób zmarłej dziewczyny, nie może pojąć, dlaczego nie zareagowała należycie na rozpaczliwe wołanie o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

(7.5)

(7.5)

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

𝘚𝘵𝘳𝘦𝘨ę pochłania się wszystkimi zmysłami. Tak jak główna bohaterka. Dookoła wszystko pachnie, wszystko smakuje, a każdy dotyk to osobne (i osobliwe) doznanie.

Cała powieść to jedna wielka niejasność. Wiecznie zadymiona, udziwniona, nasiąknieta mnóstwem tajemnic. Krótkie rozdziały, w których większość zdań możnaby wycinać i naklejać na ściany. Autorka pisze pięknie i świetnie opisuje świat zmysłów. Zwyczajnych dialogów nie ma, a jedynie nieliczne monologi zapisane kursywą. Rozmyślania bohaterek bardzo wydumane, okrągłe, wystylizowane. Nie każdy się w tym odnajdzie. Ja osobiście dość komfortowo czuję się w takiej konwencji, chociaż w pewnym momencie miałam wrażenie, że za tym nic nie stoi. Owszem, cytat na cytacie, zachwycające opisy, ale w dużej mierze to tylko taka fasadka.

Wykreowany klimat jest niesamowity. Zatraciłam się w nim i chłonęłam go, chociaż tak naprawdę działo się tam niewiele. Oprócz kilku budzących niepokój i niewyjaśnionych finalnie epizodów, bohaterki głównie palą papierosy, sprzątają i snują się po korytarzach. Najsłabszy fabularnie jest okres po zaginięciu jednej z dziewczyn, który ciągnie się aż do zakończenia (które całkiem wybrzmiewa). A epilog lubię bardzo.

Kończąc – 𝘚𝘵𝘳𝘦𝘨𝘢 to stosunkowo krótka słowno-zmysłowa uczta, a właściwie bardzo kobiece szaleństwo (powieść jest bowiem mocno nasycona feminizmem, ale chwilami w chorobliwy sposób), którym warto się uraczyć. Więc polecam. Ale raczej tym, którzy lubią dziwne, trochę mroczne i niepokojące rzeczy.

𝘚𝘵𝘳𝘦𝘨ę pochłania się wszystkimi zmysłami. Tak jak główna bohaterka. Dookoła wszystko pachnie, wszystko smakuje, a każdy dotyk to osobne (i osobliwe) doznanie.

Cała powieść to jedna wielka niejasność. Wiecznie zadymiona, udziwniona, nasiąknieta mnóstwem tajemnic. Krótkie rozdziały, w których większość zdań możnaby wycinać i naklejać na ściany. Autorka pisze pięknie i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie miałam w życiu zbyt wielu podejść do horrorów, bo nie lubię się bać. 𝘏𝘢𝘳𝘳𝘰𝘸 𝘓𝘢𝘬𝘦 już od dawna miałam na oku – głównie za sprawą okładki i intrygującego opisu. Cóż, jeśli będzie zbyt strasznie – odłożę. Ale na szczęście nie musiałam tego robić! A na szczęście dlatego, że ta powieść okazała się mieć niesamowity mroczny klimat, który tak trudno jest w literaturze znaleźć (żeby nie był stworzony na siłę, papierowy, zupełnie nieciekawy).

Historia zapewne powtarzalna – córka sławnego reżysera horrorów trafia do zabitego dechami miasteczka, niemal odciętego od zewnętrznego świata, w którym ojciec nakręcił swój najpopularniejszy film. Stamtąd pochodziła też jej matka, od lat zaginiona w niewyjaśnionych okolicznościach.

W tym miasteczku każdy ma swoje za uszami, nie wiadomo zupełnie komu ufać i w które bajki wierzyć. Pojawia się Pan Dreszcz, trzęsące się żuki w drewnianych łupinach, Kościane Drzewo z ludzkimi zębami na gałęziach... dużo tu ciekawych elementów, które budują tę powieść.

Oczywiście książka ma swoje wady. Pojawiają się nieścisłości w czasie akcji (bohaterka wychodzi rano, a za chwilę jest ciemno albo dwa razy w ciągu dnia nadchodzi wieczór 🤪), a Lola ze swoim "o p t y m a l n i e" doprowadza czytelnika do szału. Ale mimo takich kwiatków, polecam bardzo 🖤

Nie miałam w życiu zbyt wielu podejść do horrorów, bo nie lubię się bać. 𝘏𝘢𝘳𝘳𝘰𝘸 𝘓𝘢𝘬𝘦 już od dawna miałam na oku – głównie za sprawą okładki i intrygującego opisu. Cóż, jeśli będzie zbyt strasznie – odłożę. Ale na szczęście nie musiałam tego robić! A na szczęście dlatego, że ta powieść okazała się mieć niesamowity mroczny klimat, który tak trudno jest w literaturze znaleźć...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Emily jest w zaawansowanej ciąży, ale nie ma z kim dzielić tej "radości" (w cudzysłowie, bo sama nie jest przekonana, co w tej sytuacji czuje). Byłam ciekawa kolejnej odsłony macierzyństwa w literaturze (bo wciąż mi mało i rzadko trafiam w ten temat w lit. pięknej).

Więc co jest nie tak z 𝘌𝘮𝘪𝘭𝘺...?
Dlaczego zaczynam w taki sposób? Bo zgrzytało mi naprawdę mnóstwo rzeczy, zarówno formalnie, jak i fabularnie! (nie wiem, czy są to spoilery, ale w razie czego uwaga)

• chaotyczność
nielinearność zdarzeń, mimo że tak się zapowiadało na początku. tu jakiś flashback, tu nagle wybieganie w przyszłość – i czy to faktycznie miało miejsce czy to tylko jakieś prorokowanie? nie mam pojęcia.

• wtrącane dialogi
bagatelizujące bohaterów i ich wypowiedzi. wtrącane przecinkami, parafrazowane. no dziwne bardzo, nie lubię takich zabiegów.

• narrator
ciężko się połapać – przez niemal cały bieg historii jest zwykłym trzecioosobowym wszystkowiedzącym obserwatorem, a nagle w 3/4 książki zwraca się do czytelnika. wtf?

• nieścisłości
najbardziej zirytował mnie fakt, że matka bohaterki pomaga jej niemal codziennie przed porodem, a po, gdy Emily jest najciężej, magicznie znika (nie, nie ma tego opisanego w książce, po prostu jej nie ma).

• odpychające postacie
z tym aspektem się w literaturze próbuję trochę oswoić, ale jeśli naprawdę nie ma na kim zaczepić ani krzty sympatii ani zrozumienia, to ja chyba wymiękam.

• bolesne sceny zaniedbywania dziecka
dla mnie to jest duży trigger warning, mimo że nie są to bezpośrednie opisy przemocy – chodzi mi tu np. o sytuację, gdy niemowlę jest zostawione sobie przez pół dnia, gdy bohaterka nie potrafi wyjść z łóżka.

No nie jest to niestety przykład literatury skandynawskiej, który roztopił mi serce. Powieść nie miała żadnej z tych cech charakterystycznych, które zwykle mnie fascynują i kupują w całości.

Jako przerywnik między lekturami – można, bo czyta się szybko. Ale raczej dla czytelników, którym nie przeszkadzają wymienione przeze mnie minusy.

Emily jest w zaawansowanej ciąży, ale nie ma z kim dzielić tej "radości" (w cudzysłowie, bo sama nie jest przekonana, co w tej sytuacji czuje). Byłam ciekawa kolejnej odsłony macierzyństwa w literaturze (bo wciąż mi mało i rzadko trafiam w ten temat w lit. pięknej).

Więc co jest nie tak z 𝘌𝘮𝘪𝘭𝘺...?
Dlaczego zaczynam w taki sposób? Bo zgrzytało mi naprawdę mnóstwo rzeczy,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Uch, jakie to było pokręcone!🐍

Pewna nastolatka poznaje tajemniczą dziewczynę – trochę szaloną, sypiącą ryzykownymi pomysłami jak z rękawa, skrywającą swoją mroczną stronę. Co ciekawe i najbardziej zastanawiające – okazuje się, że NIKT oprócz niej JEJ NIE WIDZI.

Pojawiają się tu zęby, czarne ośmiornice, odcinanie nóg, plaża (love), sceny walki jak z komiksów o Wiedźminie (tylko z dziewczynami), piękny bosy chłopak i mnóstwo innych dziwactw.

𝘞ąż 𝘸𝘰𝘥𝘯𝘺 nie umywa się niestety do 𝘕𝘰𝘬𝘵𝘶𝘳𝘯𝘰 – zbyt dużo tu absurdu, i to takiego kiczowato mrocznego.

Dziwna też sprawa z tłumaczeniem imion postaci. Zupełnie nie pasują mi tu polskie, skąd ten pomysł w ogóle, przecież pisał to ziomek z Meksyku.

No generalnie, bardziej polecam Wam 𝘕𝘰𝘬𝘵𝘶𝘳𝘯𝘰. A ja będę próbować dalej. W kolejce bibliotecznej 𝘕𝘪𝘦𝘸𝘪𝘥𝘻𝘪𝘢𝘭𝘯𝘦 𝘦𝘤𝘩𝘢 oraz 𝘋𝘰𝘰𝘮𝘣𝘰𝘺.

Uch, jakie to było pokręcone!🐍

Pewna nastolatka poznaje tajemniczą dziewczynę – trochę szaloną, sypiącą ryzykownymi pomysłami jak z rękawa, skrywającą swoją mroczną stronę. Co ciekawe i najbardziej zastanawiające – okazuje się, że NIKT oprócz niej JEJ NIE WIDZI.

Pojawiają się tu zęby, czarne ośmiornice, odcinanie nóg, plaża (love), sceny walki jak z komiksów o Wiedźminie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mała Lousiana Elefante nie znała innego życia – przez cały czas tylko tułaczki i niezaspokojone pragnienie domowego ciepła, bezpieczeństwa i przynależności. W swoim przedziwnym życiu z babcią, od której nasłuchała się bajeczek o swoich rodzicach cyrkowcach i innych absurdalnych rzeczy, brakowało jej tego, co większość ludzi uważa za codzienność. Co się wydarzy, gdy po raz kolejny babcia zdecyduje o ucieczce z ich dotychczasowego miejsca zamieszkania, usprawiedliwiając ją kolejną niewiarygodną historią?

Druga część serii o dziewczynkach z Florydy wiele zyskuje swoją narracją pierwszoosobową (w części o Raymie bardzo mi tego brakowało) – to, co się dzieje w głowie małych i młodych ludzi jest fascynujące i w 𝘗𝘰𝘸𝘳𝘰𝘤𝘪𝘦 𝘥𝘰 𝘥𝘰𝘮𝘶 miałam okazję tam zajrzeć. Louisiana tutaj nie irytowała mnie ani trochę, a sama historia była niesamowicie wciągająca. Bohaterowie bardzo ciekawi, mimo że niektórzy lekko przerysowani.

Zastanawiałam się trochę nad absurdalnością niektórych fragmentów opowieści, zachodząc w głowę, czy faktycznie się wydarzyły, czy próbują tylko coś zobrazować. Jedyne, co udało mi się wymyślić to to, że autorka chciała złagodzić odbiór sytuacji życiowej głównej bohaterki, która była rozpaczliwie przykra.

Czekam na kolejną część, tym razem o Beverly, czyli największej buntowniczce z naszego trio. 🖤

Mała Lousiana Elefante nie znała innego życia – przez cały czas tylko tułaczki i niezaspokojone pragnienie domowego ciepła, bezpieczeństwa i przynależności. W swoim przedziwnym życiu z babcią, od której nasłuchała się bajeczek o swoich rodzicach cyrkowcach i innych absurdalnych rzeczy, brakowało jej tego, co większość ludzi uważa za codzienność. Co się wydarzy, gdy po raz...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Znalazłam sobie książkę, po której nie oczekiwałam absolutnie niczego. Byłam ciekawa, jak pisze córka Bergmana i Liv Ullman, miałam ochotę na literaturę skandynawską i do tego jakiś osobliwy duszny klimat. I śmieszne, bo recenzje ludzi na lubimyczytać zrobiły mi wodę z mózgu i nastawiły na zbiór opowiadań. Za dużo się naczytałam tych rozczarowanych opinii i wszystko mi się pomieszało (albo serio ktoś napisał bzdury). Ale ucieszyłam się, że to opowiadania nie są, bo jednak z powieściami mi bardziej po drodze.

Opisać o czym jest "Zanim zaśniesz" będzie ciężko. Bo to historia chaotyczna. Trochę wydarzeń z okresu przed ślubem Julie (siostry głównej bohaterki), trochę ze ślubu, trochę sprzed ciąży Julie, trochę jak już jej syn jest na świecie i ma osiem lat... Trochę historii ich dziadka, słynnego Rikarda Bloma, trochę o ich matce, Anni, której "mężczyźni nie mogą się oprzeć". Głos zazwyczaj należy do głównej bohaterki – Karin – ale zdarza się, że oddaje go także swojej siostrze (te rozdziały są według mnie najpiękniej napisane i dotyczą głębokich emocjonalnie rzeczy i rozkmin). I to wszystko tak trochę nie po kolei, bez początku i końca... wydarzenia przedstawione od środka...

Ale wiecie co? Ja w tym chaosie przepadłam. Może te historyczne rozdziały mnie trochę nużyły, ale oprócz tego... no coś niesamowitego to było. Najprawdziwsza literacka przygoda ze swoim sosem własnym (czyt. ze specyficznym klimatem).

Formalnie – dialogi jak u Rooney, czyli bez myślników. I w zasadzie ciężko się tu zorientować, co naprawdę było wypowiedziane, co było tylko metaforą czy działo się w głowie bohaterki, a co było zaledwie pomyślane/wypowiedziane spojrzeniem. Trochę tu oniryzmu, jakiejś magiczności czy iluzji. Czytanie tej książki to ciągłe domysły – zaraz, czy to na pewno rzeczywistość? Wszyscy bohaterowie są tu anty, nie da się ich lubić (no może z wyjątkiem małego Sandera), ale mimo to chce się o nich czytać. Językowo smacznie bardzo. Jestem zauroczona, ale w jakiś taki dziwaczny sposób 🙃

Gdybyście mieli wątpliwości – to była recenzja pozytywna. Co ta książka ze mną zrobiła, to tylko ja wiem. Ale Wam – BARDZO POLECAM.

Znalazłam sobie książkę, po której nie oczekiwałam absolutnie niczego. Byłam ciekawa, jak pisze córka Bergmana i Liv Ullman, miałam ochotę na literaturę skandynawską i do tego jakiś osobliwy duszny klimat. I śmieszne, bo recenzje ludzi na lubimyczytać zrobiły mi wodę z mózgu i nastawiły na zbiór opowiadań. Za dużo się naczytałam tych rozczarowanych opinii i wszystko mi się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiecie, co sobie wyobrażałam przed lekturą tej książki? Samotną dziewczynę, która słucha po nocach pewnej audycji radiowej, dzięki której czuje się mniej samotna, a być może nawet czuje się zrozumiana. I poniekąd tak było. Z tą małą różnicą, że owe Radio to tylko nazwa postaci występującej w tajemniczym podcaście.

Było to bardzo wciągające, proszę państwa. Era tumblra, zagorzałego fanostwa i ciuchów z fajnymi nadrukami – znam to, znam ten rok 2014, więc mogę powiedzieć, że to taki trochę głos mojego pokolenia. Na pierwszy plan nie wybija się relacja romantyczna, a coś znacznie bardziej skomplikowanego, co jest bardzo na plus (dzięki temu jest ciekawiej). Autorka stawia pytania o definicję przyjaźni, rodzajów miłości i przywiązania, ale także, co wybrzmiewa niemal najbardziej ze wszystkich wątków – co tak naprawdę dają wysokie wyniki w nauce? Takie na siłę wysokie? Wyniki, o które się walczy niemal do ostatniej krwi, żeby potem i tak na studiach na jednej z prestiżowych uczelni czuć się nie na miejscu.

Formalnie – jest wiele wstawek "digitalowych" (fragmenty podcastu, rozmowy na messengerze, posty na tumblrze, tweety). Styl niewymyślny, raczej prosty i luźny, choć da się znaleźć wyróżniające się fragmenty. Krótkie rozdziały zachęcają do dalszego czytania. W ogóle to powieść z rodzaju tych, które do siebie bardzo przyklejają i kończyć czytanie będziesz o drugiej w nocy, bo nie zdołasz jej odłożyć. Jest to przykład naprawdę dobrej współczesnej literatury młodzieżowej, którą warto czytać i dać gatunkowi szansę.

Wiecie, co sobie wyobrażałam przed lekturą tej książki? Samotną dziewczynę, która słucha po nocach pewnej audycji radiowej, dzięki której czuje się mniej samotna, a być może nawet czuje się zrozumiana. I poniekąd tak było. Z tą małą różnicą, że owe Radio to tylko nazwa postaci występującej w tajemniczym podcaście.

Było to bardzo wciągające, proszę państwa. Era tumblra,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Znalazłam sobie nowego ulubionego rysownika, ot tak, buszując sobie po regałach z komiksami w gdańskiej mediatece. Wzięłam od razu kilka jego tytułów, a jako pierwsze zaczęłam w domu pochłaniać 𝘕𝘰𝘬𝘵𝘶𝘳𝘯𝘰.

Nie dość, że Sandoval tworzy piękne ilustracje, to niesamowicie czaruje klimatem. W opowieści jest dużo mroku i brutalności, ale pojawia się również muzyka, przyjaźń i relacje romantyczne.

Niektórzy w opiniach w internecie twierdzą, że dialogi kuleją, a każdy kolejny komiks jest właściwie o tym samym. Co do drugiego zarzutu – okaże się z czasem. A dialogi? Nie raziły mnie zbytnio, ale może to dlatego, że jeśli akcja idzie naprzód, a obrazki zachwycają, nie przywiązuję do nich w komiksach tak wielkiej wagi (za to wybitnie pięknie sentencje zauważam, np. rozkminy dr Manhattana w 𝘚𝘵𝘳𝘢𝘻̇𝘯𝘪𝘬𝘢𝘤𝘩).

Okazało się, że to cieniutka pierwsza część, która urywa się oczywiście cliffhangerem, a druga jest dostępna tylko w ramach pełnego, grubego, wydania komiksu, niemal nigdzie nie do wypożyczenia.

Z pomocą przyszedł mi mężuś swoim prezentem świątecznym dla mnie 💖🧑‍🎤. Będę czytać w nadchodzącym roku!

W domu mam jeszcze trzy inne komiksy Sandovala z biblioteki (jeden z nich, 𝘞ą𝘻̇ 𝘸𝘰𝘥𝘯𝘺, w trakcie czytania). Cieszę się bardzo z tego znaleziska, bo marzyło mi się w tym roku znaleźć jakąś nową świetną powieść graficzną, którą będę mogła zaliczyć do zbioru ulubieńców. Udało się. I cudownie!

Znalazłam sobie nowego ulubionego rysownika, ot tak, buszując sobie po regałach z komiksami w gdańskiej mediatece. Wzięłam od razu kilka jego tytułów, a jako pierwsze zaczęłam w domu pochłaniać 𝘕𝘰𝘬𝘵𝘶𝘳𝘯𝘰.

Nie dość, że Sandoval tworzy piękne ilustracje, to niesamowicie czaruje klimatem. W opowieści jest dużo mroku i brutalności, ale pojawia się również muzyka, przyjaźń i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Krótka notatka. "Olu, wyjechałem do Anglii".

Tak po kilkunastu latach małżeństwa żegna się z żoną.
Tak swojej córce, swojej kochanej "olimpijce", niespełna trzynastoletniej Kasi nie zostawia niczego.
I naprawdę wyjeżdża. Bez słowa wyjaśnienia.

Po dwóch latach matka Kasi postanawia wyruszyć na poszukiwania męża, gdy dostają czek ze stemplem z Coventry w Anglii. Dziewczynka zostaje postawiona przed faktem dokonanym i bez znieczulenia wrzucona w nową rzeczywistość. Obskurne mieszkanie, niepasująca do pogody garderoba i nowa szkoła pełna chętnych do dokuczania dzieciaków. Na szczęście będzie mogła spełniać się w swoim ulubionym sporcie – pływaniu. Czy odnajdzie się w tym nowym życiu?

W tej książce jest wiele rzeczy, które uwielbiam – strzępkowa narracja, kolejne rozdziały zapisane jak strofy wiersza, bezpośrednie dzielenie się emocjami i przemyśleniami z czytelnikiem. A oprócz tego w tle dorastanie i pierwsza romantyczna relacja. Ciekawą rzeczą jest też pomorski akcent – Kasieńka i jej mama są z Gdańska (a ja, jak wiecie mieszkam od urodzenia w Trójmieście). Od razu jakoś tak łatwiej wczuć się w historię 🖤

To trzecia książka Crossan, którą udało mi się przeczytać i chyba jest póki co moją ulubioną. Muszę nadrobić resztę. Juz ostrzę sobie zęby na 𝘛𝘪𝘱𝘱𝘪.

Krótka notatka. "Olu, wyjechałem do Anglii".

Tak po kilkunastu latach małżeństwa żegna się z żoną.
Tak swojej córce, swojej kochanej "olimpijce", niespełna trzynastoletniej Kasi nie zostawia niczego.
I naprawdę wyjeżdża. Bez słowa wyjaśnienia.

Po dwóch latach matka Kasi postanawia wyruszyć na poszukiwania męża, gdy dostają czek ze stemplem z Coventry w Anglii. Dziewczynka...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mili Państwo. Niniejsza książka w końcu doczekała się, żebym po nią sięgnęła. I niemal od pierwszych stron czułam, jak zapadam się głębiej i głębiej. W historię, w styl i język autorki, w rozkminy i emocje głównej bohaterki (czyli dwie rzeczy, które kocham w literaturze)... No dosłownie, słuchajcie, NIE MOGŁAM SIĘ ODKLEIĆ.

Czytałam przy robieniu obiadów, między kolejnymi zabawami z Młodym, przed spaniem, po nocach, po przebudzeniu – W KAŻDEJ WOLNEJ CHWILI. Tak mnie wessało. Często myślałam o tej historii, chyba nawet raz mi się przyśniła.

A fabuła niby nie odstaje wielką oryginalnością. Krótko: 35-letnia bardzo wrażliwa na wszystko wokół psychoterapeutka, która po kilkunastu latach nadal macza się w oparach pewnej toksycznej miłości... Jedynej takiej, jedynej prawdziwej, jak wciąż uważa. W końcu dostaje szansę, by skonfrontować się ze swoim "oprawcą" i zadać te wszystkie pytania, które kłębiły jej się w głowie przez wiele lat...

Fascynuje mnie czytanie o toksycznych relacjach, chociaż zauważam, że z biegiem historii często przestaję rozumieć postępowanie bohaterów. I tutaj, tak jak w pierwszej połowie czułam wszystko jak na własnej skórze – te nielogiczne emocje i siłowanie się z własnymi myślami i niewypowiedzianym słowami były mi bardzo bliskie. Ale im lepiej poznawałam wybranka bohaterki, tak zwanego "Jego" z wielkiej litery (czyli typ z imieniem zakazanym), obserwowałam, jak ją traktował, jak się zachowywał, co sobą przedstawiał, rozmijałam się z nią i z jej... (trzeba to tak nazwać) obsesją. Było mi przykro, że tyle przeprasza, że czuje się winna, chociaż totalnie nie powinna. Dziewczyno, jesteś ponad to! You can do better, serio!

Kocham też flashbacki. A to, jak wplecione zostały w fabułę tej powieści zasługuje na wielkie uznanie. Świetny pomysł, niesamowicie filmowy i plastyczny. Zobaczycie sami 🤭

Bianca pisze pięknie, bardzo emocjonalnie, obrazowo. Widziałam wszystko jak na dłoni, jak w filmie. Jednak przyznam, że przeszkadzały mi czasem zbyt rozbudowane porównania, a ostatnia część książki niestety trochę mnie wymęczyła.

Pomimo tych kilku minusów, lekturę przyjemnie wspominam i czekam na kolejną książkę autorki. Mocno kibicuję! 🙌

Mili Państwo. Niniejsza książka w końcu doczekała się, żebym po nią sięgnęła. I niemal od pierwszych stron czułam, jak zapadam się głębiej i głębiej. W historię, w styl i język autorki, w rozkminy i emocje głównej bohaterki (czyli dwie rzeczy, które kocham w literaturze)... No dosłownie, słuchajcie, NIE MOGŁAM SIĘ ODKLEIĆ.

Czytałam przy robieniu obiadów, między kolejnymi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pragnęłam tylko, żeby ta książka była przyjemna. To było moje jedyne oczekiwanie. Upatrzyłam ją sobie już koło premiery, ale dopiero teraz wpadła fizycznie w moje ręce. Potraktowałam ją jako taki niezobowiązujący przerywnik między lekturami. I kurczę no. Jakie to było super!

Jest sobie gdzieś na obrzeżach taki dziki dom, z dala od hałasów miasta. Z historią rodzinną w tle, z którego aż bije miłość i prawdziwość. Żyje tam 96-letnia Teodora, seniorka rodu, do której tego lata przyjeżdżają dwie wnuczki – Lila i Mija. W niedługim czasie dołącza do nich także kuzynka w zaawansowanej ciąży bliźniaczej – Marta. Historia płynie dalej, a do domku zjeżdża się coraz więcej ludzi i staje się tłem wydarzeń każdego z indywidualnych żyć. To tutaj rozgrywają się niesamowicie ważne w konsekwencjach sceny.

Każda z bohaterek traktuje to miejsce jako chwilowy azyl i ucieczkę od problemów czy ważnych decyzji. Dom babci to swego rodzaju tranzyt, w którym czeka się na oświecenie, skierowanie na właściwą drogę.

Fabuła książki mieści się w jednym lecie. Z początku dni płyną powoli, nieco leniwie, jednak z biegiem zdarzeń, przyspiesza także czas akcji. Narracja trzecioosobowa nie przeszkadzała mi tu ani na moment. Powieść napisana jest lekko, miejscami nawet trochę lirycznie, co sprawia, że nie da się od niej odkleić. Chciałam tylko, żeby była przyjemna. A BYŁA BARDZO PRZYJEMNA. Uwielbiam czasem zrobić sobie przerwę dla takiej książki. Mam odruch wymiotny na określenie "książka otula jak kocyk" etc., ale ta książka naprawdę Was przytuli, ulula do snu, pogłaszcze po ramieniu, da buziaka w czoło i powie – daj sobie czas, spokojnie. I popchnie w stronę, w którą bije wasze serce. Że to jednak za tym głosem trzeba iść.

I nie musicie czekać na lato z lekturą. Myślę, że sprawdzi się każdą porą. Jesienią zagrało niesamowicie dobrze 🖤
Pierwsze zetknięcie z literaturą ukraińską uważam za udane.

Pragnęłam tylko, żeby ta książka była przyjemna. To było moje jedyne oczekiwanie. Upatrzyłam ją sobie już koło premiery, ale dopiero teraz wpadła fizycznie w moje ręce. Potraktowałam ją jako taki niezobowiązujący przerywnik między lekturami. I kurczę no. Jakie to było super!

Jest sobie gdzieś na obrzeżach taki dziki dom, z dala od hałasów miasta. Z historią rodzinną w tle,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka Gilliamsa składa się z dwóch części – tytułowej oraz z 𝘡𝘪𝘮𝘺 𝘸 𝘈𝘯𝘵𝘸𝘦𝘳𝘱𝘪𝘪. I tak jak w tym pierwszym segmencie non stop zatrzymywałam się, żeby coś zaznaczać, żeby się pozachwycać nad głębią i poetyckością kolejnych linijek, tak ten drugi zmęczył mnie do granic możliwości.

𝘌𝘭𝘪𝘢𝘴𝘻... to nieposkładana historia życia pewnego Eliaszka właśnie. Pierwsza część przedstawia epizody mające miejsce w miarę na bieżąco, z dialogami i oddechami pomiędzy akapitami. Bohater to dwunastoletni chłopiec, który wszystko dookoła rozkminia, ciągle filozofuje, poszukuje sensu istnienia w naturze i w ludzkich mechanizmach. A oprócz tego jest też małym chłopakiem, który biegnie przez świat za przygodami, tajemnicami dorosłych i dobrą zabawą.

𝘡𝘪𝘮𝘢 𝘸 𝘈𝘯𝘵𝘸𝘦𝘳𝘱𝘪𝘪 zawiera lawinowe ściany tekstu (pisane z perspektywy starszego już bohatera), w których trudno się połapać, kiedy miały miejsce opisywane wydarzenia (ciągłe skoki czasowe bardzo to utrudniały), a niemożliwością było wyodrębnić jakąś "teraźniejszość". I tak jak, NAPRAWDĘ, cudowności języka, składania ze sobą słów, niesamowitej postaci cioci Henrietty, klimatu i przedziwnie wspaniałych opisów przeżyć nie można autorowi odmówić, tak... nie do końca mi to ze sobą zagrało. Too much. Za potężne to dla mnie było. A druga część tak mnie rozczarowała, że muszę sobie ciągle powtarzać, jak świetna była ta pierwsza.

Ale co, nie powiem "nie czytajcie drugiej", bo ta pierwsza wcale nie urywa się jakimś logicznym zakończeniem. Ale czy ta druga jakieś logiczne ma, to też wam nie powiem. To chyba jest taka historia środka, wycinka, bez początków, bez końców.

Ilość znaczników mogłaby sugerować miłość, ale niestety aż tak mną ta lektura nie zawładnęła. Na pewno będę o niej myśleć, bo jest co rozkminiać, koleś stworzył kawał dzieła. Także musicie się przekonać na własnej skórze🖤

Książka Gilliamsa składa się z dwóch części – tytułowej oraz z 𝘡𝘪𝘮𝘺 𝘸 𝘈𝘯𝘵𝘸𝘦𝘳𝘱𝘪𝘪. I tak jak w tym pierwszym segmencie non stop zatrzymywałam się, żeby coś zaznaczać, żeby się pozachwycać nad głębią i poetyckością kolejnych linijek, tak ten drugi zmęczył mnie do granic możliwości.

𝘌𝘭𝘪𝘢𝘴𝘻... to nieposkładana historia życia pewnego Eliaszka właśnie. Pierwsza część przedstawia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to