Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie mam pojęcia czy ta książka została napisana dla kobiet potrzebujących wrażliwego i delikatnego mężczyzny, czy dla wrażliwych i delikatnych mężczyzn którzy chcą się dowartościować. Jedno jest pewne, z pewnością nie została napisana dla mnie.
Główny bohater był najbardziej irytującym mężczyzną o jakim kiedykolwiek miałam nieprzyjemność czytać. Jego "loveinterest" natomiast, została sprowadzona do poziomu "nagrody" dla naszego bohatera, bowiem żadna kobieta o zdrowych zmysłach nie związałaby się z kimś do tego stopnia niedojrzałym i nieogarniętym.
Dopiero gdy zobaczyłam zdjęcie Pana Camerona zrozumiałam skąd taki wydźwięk. On sam bowiem wygląda jak życiowa sierota która winę za swoje niepowodzenia zrzuca na okrutne kobiety które go skrzywdziły.
Magii świąt również można tu szukać jak igły w stogu siana.

Nie mam pojęcia czy ta książka została napisana dla kobiet potrzebujących wrażliwego i delikatnego mężczyzny, czy dla wrażliwych i delikatnych mężczyzn którzy chcą się dowartościować. Jedno jest pewne, z pewnością nie została napisana dla mnie.
Główny bohater był najbardziej irytującym mężczyzną o jakim kiedykolwiek miałam nieprzyjemność czytać. Jego "loveinterest"...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z bardziej niezwykłych i ciężkich do ogarnięcia książek jakie ostatnio czytałam. Fascynująca fabuła i niezwykły świat stworzony przez Bakera zdecydowanie na długo zostaną w mojej pamięci.
Jaffe nigdy nie był człowiekiem szczególnie szczęśliwym. Nie można go też nazwać człowiekiem sukcesu. Pewnego dnia dostaje prace na poczcie w Ohio, gdzie sortuje nie doręczone listy. Każdy list musi osobno otworzyć i przejrzeć, a dzięki temu poznaje Największą Tajemnicę Ameryki. Postanawia zrobić wszystko by dowiedzieć się o niej więcej. Tak poznaje byłego chemika, Fletchera, i razem z nim, przy pomocy magii i nauki tworzą nuncjo... Nie powiem Wam więcej bo zepsułabym całą zabawę z
odkrywania sensu tej niezwykłej powieści. Jedyne co mogę jeszcze powiedzieć to fakt że fabuła ma tak niezwykłe zwroty akcji, i jest do tego stopnia nieprzewidywalna, że każde kolejne słowo które czytałam było dla mnie ogromną niespodzianką. "Wielkie Sekretne Widowisko" jest zarazem zabawne, straszne, ale tez daje do myślenia w kwestiach moralnych i duchowych. Jeśli szukacie ambitnej rozrywki to zdecydowanie jest to pozycja dla Was.

Jedna z bardziej niezwykłych i ciężkich do ogarnięcia książek jakie ostatnio czytałam. Fascynująca fabuła i niezwykły świat stworzony przez Bakera zdecydowanie na długo zostaną w mojej pamięci.
Jaffe nigdy nie był człowiekiem szczególnie szczęśliwym. Nie można go też nazwać człowiekiem sukcesu. Pewnego dnia dostaje prace na poczcie w Ohio, gdzie sortuje nie doręczone listy....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Chciałabym zacząć od tego, że jest to książka historyczna. Nie ma ona na celu skrytykowania religii chrześcijańskiej, a jedynie przedstawienie mrocznych aspektów historii dochodzenia tej religii do władzy. Autorka zaznacza że to ortodoksyjne odłamy były powodorem masowych mordów, prześladowań i rozwojowej stagnacji w okresie średniowiecznym. Zaznacza że nie wszyscy księża byli skąpi i okrutni, że nie wszyscy papieże dążyli do zdobycia władzy nad światem i zastraszenia wszystkich swych poddanych. Uważam że jest to pozycja którą powinien przeczytać każdy chcący się wypowiadać na temat chrześcijaństwa, nie ważne czy w sensie pozytywnym czy nie. Na ambonie kościoła nie mówi się o tym że ewangelie Nowego Testamentu, zostały wyselekcjonowane z kilkudziesięciu, jako te najbardziej korzystne dla wizerunku kościoła. Nie mówi się też o tym że w późniejszym okresie zostały one dodatkowo poprawione i wręcz sfałszowane by ułatwić kościołowi egzekwowanie jego nakazów. Wszyscy wiemy o inkwizycji i heretykach, nie wiemy jednak że kościół jako organizacja, wymordował więcej ludzi niż hitlerowcy. Podejrzewam że większość z Was nie wie też że w okresie rozkwitu religijnego, mianowicie w okolicach XV wieku, papież zabraniał ludziom uczyć się gramatyki, i nakazywał im nienawiść do swoich ciał. Medycyna i nauka były pogardzane, a gdy niewinna kobieta umierała podczas tortur mających wymusić na niej wyznanie że jest wiedźmą, mówiło się że to diabeł skręcił jej kark.
Chciałabym dodać tu swój komentarz, ale wolę się nie narażać. Wiem że przedstawiciele różnych odłamów mojej wiary składali w ofierze Bogom ludzi, więc mam świadomość tego że każda religia ma coś za uszami. Tylko czemu w przypadku jednych jest to oczywiste, a w przypadku innych zamiata się to pod dywan, i uczy dzieci że fakt umycia się w średniowieczu był śmiertelnym grzechem, nie jest w cale winą religii która jest tak wszechobecna w naszej kulturze.

Chciałabym zacząć od tego, że jest to książka historyczna. Nie ma ona na celu skrytykowania religii chrześcijańskiej, a jedynie przedstawienie mrocznych aspektów historii dochodzenia tej religii do władzy. Autorka zaznacza że to ortodoksyjne odłamy były powodorem masowych mordów, prześladowań i rozwojowej stagnacji w okresie średniowiecznym. Zaznacza że nie wszyscy księża...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jest to najgorsza książka, jaką czytałam, ale bez dwóch zdań jest to mój największy literacki zawód. Ciekawa i niebanalna fabuła, ładny i fascynujący język, genialne opisy, od których momentami ewidentnie robiło mi się mdło. I wszystko psuje fakt, że jest to najbardziej amerykańska książka, jaka kiedykolwiek wpadła w moje ręce. Jest tak obrzydliwie zamerykanizowana, że momentami zastanawiałam się czy Masterton specjalnie pisał ją dla patriotycznych niedorozwojów z u-es-ej i czy miał świadomość tego, jaka okropna miernota wychodzi spod jego dłoni.
Pozwólcie, że wytłumaczę. Zaczyna się standardowo: ojciec i nastoletni syn jedzą w restauracji. Ojciec rozwiódł się z matką i nie ma dobrego kontaktu z synem. W pewnym momencie na ogrodzie pojawia się blada, skarlała postać kojarząca się z duchem, a kelnerka namawia ich do odwiedzenia tajemniczej restauracji „Le Reposoir”. Parę stron później okazuje się, że restauracja ogarnięta jest złą sławą, a rozszerzenie jej nazwy można przetłumaczyć na „Stowarzyszenie Nietypowych Smakoszy”. Ja już wiedziałam, z czym będziemy mieli do czynienia, zwłaszcza, że w pewnym momencie syn głównego bohatera ginie w tajemniczych okolicznościach. Zapowiada się ciekawie, nieprawdaż? No i teoretycznie jest ciekawie, ale Masterton wsadza tu tak makabrycznie przewidywalne sytuacje, że aż mi się niedobrze robiło… Główny bohater poznaje dziennikarkę. Nie ma ani słowa o tym czy jest gruba, chuda, blond, ruda, ładna czy brzydka. Ale oczywiście, co dzieje się dwa rozdziały później? Lądują w łóżku. Strasznie, strasznie bym chciała opowiedzieć wam o tym, co wywołało we mnie największe „WTF”, ale byłby to spojler zdradzający całe zakończenie… Ujmę to tak. Ortodoksyjnym chrześcijanom może by przypadło do gustu. Ale ja nie dość, że jestem poganką, to jeszcze do tego nie trawię katolików. Przepraszam, ale większość z nich nie trawi mnie, więc czuję się usprawiedliwiona.
Jakby to podsumować? Jeśli nie macie wykształconego zmysłu przewidywania, co stanie się następne, interesujecie się religijnymi świrami i sektami, a do tego macie ochotę poczuć dreszczyk emocji, to pewnie wam się spodoba. Ale w mojej opinii, jeśli macie, choć minimum poczucia dobrego gustu, wyśmiejecie tą książkę i nigdy nikomu nie polecicie tego chłamu.

Nie jest to najgorsza książka, jaką czytałam, ale bez dwóch zdań jest to mój największy literacki zawód. Ciekawa i niebanalna fabuła, ładny i fascynujący język, genialne opisy, od których momentami ewidentnie robiło mi się mdło. I wszystko psuje fakt, że jest to najbardziej amerykańska książka, jaka kiedykolwiek wpadła w moje ręce. Jest tak obrzydliwie zamerykanizowana, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyjątkowa, filozoficzna książeczka. Malutka a jednocześnie bardzo intensywna. Rozdziały są krótkie, bardzo dynamiczne i w ciekawy i subtelny sposób przemycające ważne wartości. Dla prostej osoby jest to tylko opowiadanie SF, jednak każdy obeznany tyle o ile z filozofią i humanizmem zobaczy, że „Kocia Kołyska” to coś wiele więcej.
Fabuła jest prosta i jednocześnie bardzo ciekawa, przynajmniej dla mnie. Początkujący pisarz, dziennikarz, Jonasz, postanawia napisać książkę o tym, co wielkie umysły odpowiedzialne za konstrukcję bomby atomowej, robiły w dniu, gdy spuszczano ją na Hiroszimę. Jego poszukiwania prowadzą do doktora Hoenikkera, jednego z ojców bomby, i na pewno tego najbardziej zdziwaczałego. Sam doktor popełnił samobójstwo, ale Jonasz dociera do jego syna i córki, Newta i Angeli. Jednakże poszukiwania trzeciego dziecka doktora, prowadzą go na utopijną wyspę San Lorenzo, zarządzaną przez dyktatorskiego „Papę” Monzano. Tam też poznaje religię zwaną bokononizmem, której głównym założeniem jest to, że wszystkie jej aspekty to łgarstwa. Później do historii wkracza tajemnicza substancja o nazwie lód-9, która narobi bohaterom książki bardzo dużej ilości kłopotów.
O fabule wiele więcej powiedzieć się nie da. Jak już mówiłam jest prosta i nieskomplikowana. Jednakże sens tej opowieści jest tak głęboki, że mógłby to być materiał na osobną książkę. Generalnie rzecz biorąc, widzimy tu bardzo wyraźnie antywojenne motywy. Poza tym możemy się tu dopatrzeć satyry na amerykańskie społeczeństwo, sztukę i religię. Każdy jednak rozumie tą książkę na własny sposób. Jedyne co mi pozostaje, to gorąco ją wszystkim polecić.

Wyjątkowa, filozoficzna książeczka. Malutka a jednocześnie bardzo intensywna. Rozdziały są krótkie, bardzo dynamiczne i w ciekawy i subtelny sposób przemycające ważne wartości. Dla prostej osoby jest to tylko opowiadanie SF, jednak każdy obeznany tyle o ile z filozofią i humanizmem zobaczy, że „Kocia Kołyska” to coś wiele więcej.
Fabuła jest prosta i jednocześnie bardzo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczerze powiem że dawno już nie czytałam książki która wciągnęłaby mnie aż do tego stopnia. Nie czytam kryminałów, nie jestem ich wielką fanką i nie spotykam się z nimi zbyt często. Jednakże pierwsza część sagi „Millenium” wywołała we mnie zachwyt, ekscytacje, śmiech i strach. Czy nie to właśnie powinny wywoływać w człowieku dobre książki?
Ostatnimi czasy zaobserwowałam zalew skandynawskich, najczęściej szwedzkich kryminałów. Mam wrażenie że jedyne czym ostatnimi czasy zajmują się mieszkańcy Sztokholmu to pisanie zło-mrocznych opowieści o zbrodni. Jednakże muszę przyznać że w tym konkretnym przypadku, pochodzenie autora sporo mi dało. Nawet nie wiecie jakie to miłe uczucie gdy czyta się książkę i pamięta jak wyglądają ulice które są w niej wymieniane. Tak więc, akcja toczy się w Szwecji. Główny bohater, Mikael Blomkvist, jest obiecującym dziennikarzem, który jednak wpakował się w niezłe tarapaty. Postanawia wyjechać za miasto by odpocząć, i przy okazji zająć się rozwikłaniem zagadki pewnej istotnej dla szwedzkiej gospodarki rodziny. W tym samym czasie, młoda resercherka, Lisbeth Salander dostaje zadanie dowiedzenia się czegoś o Blomkviscie i aferze w którą został wplątany. Ot, tak pokrótce można opisać fabułę. Nic szczególnego mówicie? Zapewniam Was że grubo się mylicie. Intryga którą stworzył Larsson jest szokująca, wręcz nieludzka i ciężko wyobrażalna. Mamy tu do czynienia między innymi z religijnymi fanatykami, sadystami i oczywiście mordercami. A to wszystko napisane niezwykle lekkim i przyjemnym językiem, bez zbędnej ilości opisów. Bardzo szybko poczułam ogromną sympatię zarówno do Lisbeth jak i do Mikaela. Podejrzewam że w najbliższym czasie sięgnę po kolejne części sagi.
Książka wypłynęła na pierwsze miejsca sprzedaży dzięki dwóm filmom nakręconym na jej podstawie. Szczerze powiedziawszy, książka zdecydowanie lepsza. Polecam!

Szczerze powiem że dawno już nie czytałam książki która wciągnęłaby mnie aż do tego stopnia. Nie czytam kryminałów, nie jestem ich wielką fanką i nie spotykam się z nimi zbyt często. Jednakże pierwsza część sagi „Millenium” wywołała we mnie zachwyt, ekscytacje, śmiech i strach. Czy nie to właśnie powinny wywoływać w człowieku dobre książki?
Ostatnimi czasy zaobserwowałam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Po tej książce można wnioskować że po pierwsze, Turion został oficjalnie uznany za najbardziej popularną postać sagi „Pieśń Lodu i Ognia”, a po drugie że Martinowi bardzo nie chce się kończyć wyczekiwanych przez wszystkich „Wichrów Zimy”, i że robi wszystko inne co tylko możliwe, by pieniążki nadal płynęły do jego przepastnych kieszeni.
Nie ukrywam że Tyrion, już od pierwszego pojawienia się w „Grze O Tron” (chciałabym zaznaczyć że przeczytałam ją zanim stało się to modne i nie poprzestałam na jednej części) stał się jedną z moich ulubionych postaci. Co prawda żadnej części sławetnej sagi jeszcze tu nie opisywałam, ale jeśli taka będzie wasza wola i na to przyjdzie czas. Ze względu jednak na ogrom mądrości jakie Martin wtłoczył w postać bystrego karła, na jego niezwykłą kreację, chciałabym właśnie tę książkę wam przedstawić.
Książka jest malutka, ozdobiona pięknymi ilustracjami o karykaturalnym zabarwieniu, i co dla mnie istotne, bazowanymi na postaci opisanej w książce, a nie tej którą widzimy na ekranach telewizorów. Podzielona jest na kilkanaście rozdziałów skupiających się na różnych zagadnieniach. Na przykład mamy rozdział z aforyzmami „O Byciu Karłem”, „O Mocy Słów”, „O Muzyce”, „O Jedzeniu i Piciu” i „O Sztuce Ratowania Własnej Skóry”. Genialna rzecz dla fanów sagi, zarówno tej filmowej jak i książkowej. Powinna zachęcić każdego do przeczytania wszystkich tomów. No i nie zapominajmy że jak mówił Tyrion, „Moją bronią jest mój umysł. Brat ma swój miecz, król Robert ma młot, a ja mam umysł… umysł zaś potrzebuje książek, podobnie jak miecz potrzebuje kamienia do ostrzenia, jeśli, oczywiście, ma zachować ostrość”.

Po tej książce można wnioskować że po pierwsze, Turion został oficjalnie uznany za najbardziej popularną postać sagi „Pieśń Lodu i Ognia”, a po drugie że Martinowi bardzo nie chce się kończyć wyczekiwanych przez wszystkich „Wichrów Zimy”, i że robi wszystko inne co tylko możliwe, by pieniążki nadal płynęły do jego przepastnych kieszeni.
Nie ukrywam że Tyrion, już od...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to jedna z bardziej interesujących książek, jaka ostatnio wpadła w moje ręce. Wyjątkowo fascynujące studium ludzkiej natury i tego jak bardzo zależni jesteśmy od naszych zmysłów. Wystarczy, że stracimy jeden z nich a już cały świat pogrąża się w niekontrolowanym chaosie. Zacznijmy od tego, że uwielbiam wszystkie historie, których opis można rozpocząć od zdania „wirus opanował świat”. W tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z tajemniczą „białą chorobą”
Efekt zachorowania jest łatwy do przewidzenia: ślepota. Ale nie zwykła ślepota a biała ślepota, która rozprzestrzenia się lotem błyskawicy. Objawy choroby z jednej strony nie wydają się być niebezpieczne. W końcu ile ślepych osób chodzi codziennie po naszych ulicach. Oczy zainfekowanego spowija nieprzeniknione białe mleko. Zaczyna się od jednej osoby i powoli rozchodzi coraz głębiej powodując coraz większą panikę.
Książka jest napisana wyjątkowo spokojnym, obojętnym a jednocześnie dynamicznym językiem co sprawia że czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. Historia tu pokazana jest bardzo dramatyczna, napięcie rośnie ze strony na stronę. Już na początku książki zaczynamy czuć sympatię do bohaterów, i przede wszystkim zaczynamy się zastanawiać, co byśmy zrobili będąc w ich sytuacji.
Książka jest dziennikiem przebiegu zarazy. Jednak ciężko jest nie odnieść wrażenia że jest to metafora dotycząca naszego codziennego zaślepienia. Mijamy się choć nie widzimy nawzajem. Jesteśmy ślepi na ludzkie uczucia i przede wszystkim na piękno. Ślepo podążamy za irracjonalnymi trendami. Nie widzimy tego co w życiu naprawdę istotne czyli szczęścia. Po przeczytaniu „Miasta Ślepców” pozostaje w człowieku taki specyficzny rodzaj niepokoju albo lepiej, zadumy. Po przeczytaniu ostatnich słów, patrzymy w okno, widzimy spadające powoli płatki śniegu i dziękujemy losowi za to że mamy oczy, z tą różnicą że od tej pory będziemy bardziej doceniać to co nimi zobaczymy.

Jest to jedna z bardziej interesujących książek, jaka ostatnio wpadła w moje ręce. Wyjątkowo fascynujące studium ludzkiej natury i tego jak bardzo zależni jesteśmy od naszych zmysłów. Wystarczy, że stracimy jeden z nich a już cały świat pogrąża się w niekontrolowanym chaosie. Zacznijmy od tego, że uwielbiam wszystkie historie, których opis można rozpocząć od zdania „wirus...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam bardzo sprzeczne wrażenia dotyczące tej książki. Teoretycznie nie mam się, do czego przyczepić. Mimo że cała historia wydaje się być absurdalnie nierealna, mam świadomość tego, że została stworzona na kanwie prawdziwych wydarzeń. Język prosty a jednak przyjemny, poziom czynników, które klasyfikują tą książkę, jako horror jest dla mnie stosunkowo niski, ale wiecie, że mnie jest ciężko przestraszyć.
Generalnie rzecz biorąc mamy tu przedstawiony opis rozprzestrzeniania się szaleństwa. Okolica, w której toczy się akcja książki, jest idyllicznym amerykańskim osiedlem niższej klasy średniej. Małe, przytulne domki, wszyscy wszystkich znają, a zaraz obok gesty las i rzeka. Pewnego dnia do miasta przyjeżdżają dwie siostry... Niestety później okazuje się, że ich ciotka jest, co najmniej lekko porąbana.
Pierwszy raz usłyszałam o tej książce na początku września. Że przerażająca, brutalna, okropna i genialna zarazem. No… Nie wiem. Na pewno jest to miła do przeczytania książka, godna polecenia, w ciekawy sposób ukazująca eskalację napadów szału i jego skutki. Poza tym poruszany jest tu ciekawy temat, mianowicie reakcji dzieci na to, na co zezwalają im ich rodzice. Dla mnie już normalne jest to, że na ulicy widzę dziewczynki w leginsach w krzyże, z makijażem i pomalowanymi paznokciami. Mówię tu o dzieciach chodzących do podstawówki. Może jestem staroświecka, ale taka stylizacja nie powinna zyskiwać aprobaty rodziców. Tak samo jak tortury niewinnej nastolatki…

Mam bardzo sprzeczne wrażenia dotyczące tej książki. Teoretycznie nie mam się, do czego przyczepić. Mimo że cała historia wydaje się być absurdalnie nierealna, mam świadomość tego, że została stworzona na kanwie prawdziwych wydarzeń. Język prosty a jednak przyjemny, poziom czynników, które klasyfikują tą książkę, jako horror jest dla mnie stosunkowo niski, ale wiecie, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Błędem było, że przed przeczytaniem książki obejrzałam film. Co prawda seans, jako taki był niezwykle miły, film też był genialny, ale przez to patrzyłam na książkę przez pryzmat ekranu, miałam ciut inne oczekiwania… Podejrzewam, że większość z was, którzy sięgną lub sięgnęli po cudowną książkę Palachniuka, znajduje się w sytuacji podobnej, co ja.
Chuck porusza tu niezwykle subtelny temat, o którym ciężko się pisze. Generalnie rzecz biorąc ciężko jest pisać o czymś, co dzieje się w chorej głowie wariata, w tym przypadku schizofrenika. Zastanawia mnie czy autor miał kogoś takiego w rodzinie, czy może po prostu interesuje się psychologią do tego stopnia, że umiał ukazać rozdwojenie jaźni w tak realistyczny i dramatyczny sposób.
Jednakże aspekt psychologiczny Fight Clubu nie jest najważniejszym w całej książce. Anarchiczna idea Tylera, jego postawa kategorycznie negująca konsumpcjonizm, nadaje całej książce niezwykle głęboki sens, dzięki któremu zaczynamy się zastanawiać nad tym, czy aby te wszystkie przedmioty, którymi się otaczamy, miliony butów i kosmetyków, sukienki, kurtki, spódniczki, IPhony, IPady, czapki żula, kurtki żula, obrzydliwe buty z klamrami i przezroczyste koszule z krzyżykami, są nam do czegokolwiek potrzebne. Ja zawsze byłam minimalistką, zawsze mówię, że do szczęścia potrzebna jest mi filiżanka pysznej kawy i ciasteczko, względnie ładny wschód słońca, więc to filozoficzne przesłanie Fight Clubu bardzo mocno do mnie przemówiło. Warto jest sięgnąć po książkę właśnie z tego względu. Film nie przekazuje tej jakże ważnej wiadomości w aż tak dobitnym stopniu. Poza tym, Palachniuk ma naprawdę wyjątkowe pióro. Jedna z lepszych książek jakie ostatnio czytałam.

Błędem było, że przed przeczytaniem książki obejrzałam film. Co prawda seans, jako taki był niezwykle miły, film też był genialny, ale przez to patrzyłam na książkę przez pryzmat ekranu, miałam ciut inne oczekiwania… Podejrzewam, że większość z was, którzy sięgną lub sięgnęli po cudowną książkę Palachniuka, znajduje się w sytuacji podobnej, co ja.
Chuck porusza tu niezwykle...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Doktorzy…” są szczegółowym sprawozdaniem z Procesów Norymberskich dotyczących eksperymentów medycznych na więźniach obozów koncentracyjnych. Vivien przedstawia to, jako widz wszystkich tych wydarzeń, dzięki czemu powstaje szalenie poruszające dzieło. Do tego, przedstawia nam również wygląd powojennych Niemiec. Na czas trwania procesów mieszkała tam i widziała ogrom zniszczeń, jaki spowodowała wojna. Opis tych miesięcy jest bardzo przejmujący.
Każdy z nas domyśla się, co szaleni doktorzy robili z więźniami. Przeszczepy kości i mięśni, próba hodowania gąbek morskich w drogach oddechowych więźniów, eksperymenty na dużych wysokościach i w niskich temperaturach. Podczas czytania tej książki zastanawiałam się jak to możliwe, że władza doprowadza człowieka do stanu, w którym inną istotę ludzką traktuje gorzej niż zwierzę. Jak to możliwe, że z ludzkiego umysłu może wyparować absolutnie poczucie winy, współczucie, empatia… Ludzie to potwory, nie wątpię, ale nie sądziłam, że potrafią być aż takimi bestiami.

„Doktorzy…” są szczegółowym sprawozdaniem z Procesów Norymberskich dotyczących eksperymentów medycznych na więźniach obozów koncentracyjnych. Vivien przedstawia to, jako widz wszystkich tych wydarzeń, dzięki czemu powstaje szalenie poruszające dzieło. Do tego, przedstawia nam również wygląd powojennych Niemiec. Na czas trwania procesów mieszkała tam i widziała ogrom...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznijmy od tego, że jestem wielką fanką Whartona. Według mnie, jest to autor często niesprawiedliwie oceniany na tle pseudo religijnego bełkotu Coelho. Wiliam przebija go o lata świetlne, taka jest moja opinia. Obydwoje autorzy stali się popularni w mniej więcej tym samym czasie. I niestety Wiliam zszedł na drugi plan… A szkoda, bo jest twórcą wielu magicznych książek o życiu, które z chęcią wam przedstawię. A z racji tego, że za oknem rudo, a wczoraj siedzieliśmy w klimatach baśni, proponuję Frankiego Furbo.
Główny bohater, imiennik i uosobienie autora, mieszka w małej wiosce we Włoszech. Ma kochającą żonę i gromadkę cudownych dzieci. Żyją skromnie, ale szczęśliwie. W zgodzie z naturą i ludźmi, którzy żyją wokół nich. Wiliam jest autorem bajek dla dzieci opowiadających o magicznym lisie o imieniu Franky Furbo. Jego dzieci zostały wychowane w wierze, że Franky istnieje naprawdę, a Wiliam nie ma ku temu wątpliwości. Jednak pewnego dnia żona Wiliama zaczyna się niepokoić o jego stan ducha. Mężczyzna w sile wieku nie powinien opowiadać niestworzonych historii o magicznym, gadającym lisie i do tego wierzyć w nie jak w najprawdziwszą prawdę. Wtedy do Wiliam postanawia odnaleźć starego przyjaciela, który niegdyś uratował mu życie, gdy ranny leżał w okopie i umierał razem z niemieckim żołnierzem.
Można by powiedzieć, że to kolejny płaczliwy obyczaj, ale wierzcie mi, że tak nie jest. To, co uwielbiam w Whartonie to jego opisy wojny i ludzkich emocji. Wharton był krótko w wojsku, ale został poważnie ranny i do końca życia nie był do końca sprawny. Miało to na niego ogromny wpływ, co widać w większości jego książek. Jego opowieści uskrzydlają dusze i umysły. Zaczyna się wierzyć że może świat nie jest tak szary i nieprzyjemny, że może jednak w miłości, przyjaźni i szczęściu kryje się niesamowita magia, której nie mógłby przywołać nawet sam Franky Furbo.

Zacznijmy od tego, że jestem wielką fanką Whartona. Według mnie, jest to autor często niesprawiedliwie oceniany na tle pseudo religijnego bełkotu Coelho. Wiliam przebija go o lata świetlne, taka jest moja opinia. Obydwoje autorzy stali się popularni w mniej więcej tym samym czasie. I niestety Wiliam zszedł na drugi plan… A szkoda, bo jest twórcą wielu magicznych książek o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznijmy od tego, że jestem wielką fanką Whartona. Według mnie, jest to autor często niesprawiedliwie oceniany na tle pseudo religijnego bełkotu Coelho. Wiliam przebija go o lata świetlne, taka jest moja opinia. Obydwoje autorzy stali się popularni w mniej więcej tym samym czasie. I niestety Wiliam zszedł na drugi plan… A szkoda, bo jest twórcą wielu magicznych książek o życiu, które z chęcią wam przedstawię. A z racji tego, że za oknem rudo, a wczoraj siedzieliśmy w klimatach baśni, proponuję Frankiego Furbo.
Główny bohater, imiennik i uosobienie autora, mieszka w małej wiosce we Włoszech. Ma kochającą żonę i gromadkę cudownych dzieci. Żyją skromnie, ale szczęśliwie. W zgodzie z naturą i ludźmi, którzy żyją wokół nich. Wiliam jest autorem bajek dla dzieci opowiadających o magicznym lisie o imieniu Franky Furbo. Jego dzieci zostały wychowane w wierze, że Franky istnieje naprawdę, a Wiliam nie ma ku temu wątpliwości. Jednak pewnego dnia żona Wiliama zaczyna się niepokoić o jego stan ducha. Mężczyzna w sile wieku nie powinien opowiadać niestworzonych historii o magicznym, gadającym lisie i do tego wierzyć w nie jak w najprawdziwszą prawdę. Wtedy do Wiliam postanawia odnaleźć starego przyjaciela, który niegdyś uratował mu życie, gdy ranny leżał w okopie i umierał razem z niemieckim żołnierzem.
Można by powiedzieć, że to kolejny płaczliwy obyczaj, ale wierzcie mi, że tak nie jest. To, co uwielbiam w Whartonie to jego opisy wojny i ludzkich emocji. Wharton był krótko w wojsku, ale został poważnie ranny i do końca życia nie był do końca sprawny. Miało to na niego ogromny wpływ, co widać w większości jego książek. Jego opowieści uskrzydlają dusze i umysły. Zaczyna się wierzyć że może świat nie jest tak szary i nieprzyjemny, że może jednak w miłości, przyjaźni i szczęściu kryje się niesamowita magia, której nie mógłby przywołać nawet sam Franky Furbo.

Zacznijmy od tego, że jestem wielką fanką Whartona. Według mnie, jest to autor często niesprawiedliwie oceniany na tle pseudo religijnego bełkotu Coelho. Wiliam przebija go o lata świetlne, taka jest moja opinia. Obydwoje autorzy stali się popularni w mniej więcej tym samym czasie. I niestety Wiliam zszedł na drugi plan… A szkoda, bo jest twórcą wielu magicznych książek o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka mojego dzieciństwa. Jako mała dziewczynka miałam wielkiego, pluszowego psa, który nazywał się Falkor „Latałam” na nim po domu całymi dniami. A gdy nie mogłam polecieć nim do przedszkola płakałam i nie chciałam w ogóle iść. A gdy przychodziło do wyprawy w góry, zmieniałam się w Atreju i dzielnie pokonywałam wszystkie skały i wzniesienia. Mogę śmiało powiedzieć, że zarówno książka jak i film mocno wpłynęły na mój rozwój i to, jaka jestem dziś. Dlatego też książka ta tutaj ląduje.
Główny bohater, Baltazar, jest jedenastoletnim chłopcem, będącym prześladowanym przez rówieśników. Tak naprawdę w niczym sobie nie radzi. Jest korpulentny i mało ruchliwy, źle się uczy i powtarza klasę. Nie ma przyjaciół, wszyscy się z niego śmieją. Jego życie wypełniają książki i komiksy. Pewnego dnia kradnie z antykwariatu tajemniczo wyglądającą księgę z okładką w kolorze miedzi. Skrywa się z nią na strychu i zagłębia w świat Fantazjany…
Więcej nie powiem! Macie sami przeczytać! Magiczna książka. Ende to mój osobisty mistrz słowa. Świat, który stworzył w mojej opinii przebija i Śródziemie i Westeros. Jego książki niosą ze sobą miłość i szacunek do literatury. Wychwalają magię wyobraźni i siłę przyjaźni. Nie wyobrażam sobie jak można nie znać tej książki. Została napisana w 1979 roku i wszyscy, którzy w okolicach tego roku się urodzili muszą znać tą książkę. Naprawdę, jeśli rodzice nie czytali Ci tej książki na dobranoc, to muszę Cię zmartwić, ale masz zniszczone dzieciństwo

Książka mojego dzieciństwa. Jako mała dziewczynka miałam wielkiego, pluszowego psa, który nazywał się Falkor „Latałam” na nim po domu całymi dniami. A gdy nie mogłam polecieć nim do przedszkola płakałam i nie chciałam w ogóle iść. A gdy przychodziło do wyprawy w góry, zmieniałam się w Atreju i dzielnie pokonywałam wszystkie skały i wzniesienia. Mogę śmiało powiedzieć, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Akcja powieści toczy się w futurystycznym mieście Argoland. O pozycji społecznej, pracy i zarobkach decyduje poziom inteligencji, który widnieje na „kluczu”, będącym połączeniem karty kredytowej, dowodu osobistego, zegarka, kalkulatora, i tak naprawdę wszystkiego, czego ludzie mogą potrzebować w wielkim mieście. Główny bohater, Sneer, wzorowany na postaci dobrego przyjaciela Zajdla, jest tak zwanym lifterem. Zajmuje się podnoszeniem klasy inteligencji ludzi posiadających wystarczająco dużo punktów (Argolandzka waluta) by za to zapłacić. Pewnego dnia jego klucz ginie...
Taki ogólny zarys fabuły To zdecydowanie moja ulubiona książka sf. Opowiada stosunkowo prostą i miłą dla oka historię, która skrywa w sobie socjologiczną satyrę naszego społeczeństwa. Czego chcieć więcej? To cudowne uczucie, kiedy wspominam gdy czytałam ją jako trzynastolatka nieogarniająca jej głębi i traktująca ją, jako bajeczkę na dobranoc, i teraz gdy wróciłam do niej jako osoba pełnoletnia, zdałam sobie sprawę ze świdrującego świadomość zakończenia. Kto nie przeczytał ten musi nadrobić

Akcja powieści toczy się w futurystycznym mieście Argoland. O pozycji społecznej, pracy i zarobkach decyduje poziom inteligencji, który widnieje na „kluczu”, będącym połączeniem karty kredytowej, dowodu osobistego, zegarka, kalkulatora, i tak naprawdę wszystkiego, czego ludzie mogą potrzebować w wielkim mieście. Główny bohater, Sneer, wzorowany na postaci dobrego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mamy tu przedstawione społeczeństwo idealne. Każdy rodzi się z góry przypisaną misją, nie istnieje pojęcie rodziców, miłości, macierzyństwa. Gorzej nawet, pojęcia te budzą obrzydzenie i oburzenie. Dzieci hodowane są w probówkach i już na etapie płodu nadaje im się życiowe role. W zależności od ważności zaplanowanej funkcji, ułatwia lub utrudnia im się rozwój, tak, że najniższa kasta ledwo rozumie, co się do niej mówi i umie wykonywać jedynie najprostsze polecenia. Jednak istnieją rezerwaty „dzikich” traktowane przez ludzi z miast trochę jak nasze zoo. Ludzie żyją tam w sposób zbliżony do tego jak my żyjemy dziś. Wszystko jest pięknie i sielankowo do czasu aż jeden z dzikich przybywa do nowego wspaniałego świata…
Więcej nie mogę powiedzieć, ale zachęcam wszystkich, którzy nie mają zaliczonej tej klasycznej pozycji do przeczytania. Skoro mi została w głowie przez pięć lat, to na was również powinna zrobić wrażenie.

Mamy tu przedstawione społeczeństwo idealne. Każdy rodzi się z góry przypisaną misją, nie istnieje pojęcie rodziców, miłości, macierzyństwa. Gorzej nawet, pojęcia te budzą obrzydzenie i oburzenie. Dzieci hodowane są w probówkach i już na etapie płodu nadaje im się życiowe role. W zależności od ważności zaplanowanej funkcji, ułatwia lub utrudnia im się rozwój, tak, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Carrie była pierwszą powieścią wydaną przez Stephena, i jest zdecydowanie moją ulubioną. Znając życie przeceniam ją, bo nie czytałam wiele więcej z twórczości tego pana, ale cóż… Carrie jest wyjątkową historią o dorastaniu, akceptacji, i trudnych relacjach z rodzicami. Dla mnie jest też kolejnym dowodem na to, że chrześcijaństwo pierze ludziom mózgi w wielu przypadkach. Główna bohaterka jest wychowywana przez ekscentryczną matkę, nie jest lubiana przez rówieśniczki i powszechnie uważa się ją za dziwoląga. Po części słusznie, bowiem Carrie posiada dużo bardziej niebezpieczne umiejętności niż szycie.
Jestem rozkochana w tej książce przede wszystkim przez zawiłe problemy społeczne, jakie przedstawia. Potwierdza też to, co wiem od jakiegoś czasu, że rówieśnicy potrafią być szalenie okrutni i doprowadzić nas na skraj życia i śmierci. Owszem, fascynujący jest motyw nadprzyrodzonych mocy Carrie, ale to nie jest to, co sprawiło, że przekonałam się do Kinga. Chodzi właśnie o tą socjologiczną warstwę relacji międzyludzkich.

Carrie była pierwszą powieścią wydaną przez Stephena, i jest zdecydowanie moją ulubioną. Znając życie przeceniam ją, bo nie czytałam wiele więcej z twórczości tego pana, ale cóż… Carrie jest wyjątkową historią o dorastaniu, akceptacji, i trudnych relacjach z rodzicami. Dla mnie jest też kolejnym dowodem na to, że chrześcijaństwo pierze ludziom mózgi w wielu przypadkach....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna książka z kategorii „pornografia na papierze”. A właściwie nie książka, lecz ledwo opowiadanie wydane przez francuskiego filozofa w 1928 roku. Mamy tu do czynienia z tak zwaną „literaturą transgresji”, czyli literatury przekraczającej granice. Granice społeczne, psychologiczne, biologiczne. A to konkretne opowiadanko przekracza wszelkie możliwe granice. Przedstawia historię dwojga szesnastoletnich kochanków. Niby nic takiego gdyby nie wulgarny i bezpośredni język narratora oraz opisy niewyobrażalnych, seksualnych orgii. Spotykamy się tu ze wszelkimi możliwymi fetyszami. Od pissingu, przez scat do wydłubywania tytułowego „oka”. Zdecydowanie nie polecam osobom o słabych nerwach, jednak nie wydaje mi się aby takowe tu były Opowiadanie było sprzedawane w tajemnicy i dopiero wiele lat po jego wydaniu odnaleziono w nim poza pornografią, poważne filozoficzne przemyślenia. Ja musze przeczytać je jeszcze co najmniej raz by wyjść z szoku i w licznych metaforach odnaleźć ten specyficzny, ponoć wyjątkowy sens. Niemniej jednak, jest to zdecydowanie milutkie odgięcie od codziennych lektur, i absolutnie nie nakazuje wam szukać w nim głębi Jeśli macie ochotę na porządną dawkę perwersji, polecam.

Kolejna książka z kategorii „pornografia na papierze”. A właściwie nie książka, lecz ledwo opowiadanie wydane przez francuskiego filozofa w 1928 roku. Mamy tu do czynienia z tak zwaną „literaturą transgresji”, czyli literatury przekraczającej granice. Granice społeczne, psychologiczne, biologiczne. A to konkretne opowiadanko przekracza wszelkie możliwe granice. Przedstawia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia którą opisuje Jon wydarzyła się naprawdę. Młody chłopak, Chris, dopiero co skończył studia. W planach wybierał się na prawo na Harwardzie. Inteligentny, przystojny, pełen chęci życia i ideałów wyczytanych z filozoficznych książek. Wyjeżdża na wakacje. Dość drastyczne, ponieważ przed tym pali wszystkie swoje dokumenty, oszczędności oddaje organizacji walczącej z głodem na świecie i nie daje o niczym znać swoim rodzicom którzy dowiadują się o całym fakcie kilka miesięcy później, nie mając pojęcia gdzie może być ich syn. Trzy lata tuła się po świecie, poznając nowych ludzi, nie mając dachu nad głową, często głodując ale będąc szczęśliwym i wolnym. Dociera na Alaskę, gdzie... umiera. Po ponad stu dniach, umiera z głodu i wyczerpania. Smutny finał przepięknej opowieści o poszukiwaniu szczęścia i sensu życia. Na podstawie książki nakręcono magiczny film. Muszę z bolącym sercem przyznać, że w wielu aspektach lepszy od książki, która utrzymana jest w dokumentalnym klimacie. Zatem, oto zarys fabuły. Czemu zmieniająca życie? No chociażby dlatego że po jej przeczytaniu zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy: po pierwsze, żyję zamknięta w sterylnej klatce i oglądam świat zza szyby. Postanowiłam w przyszłe wakacje jechać stopem na trip po Skandynawii. Nocować w namiocie, lub jeśli mi się uda, na kanapach ludzi podobnych do Chrisa (Couchsurfing). Po drugie: "Szczęście jest prawdziwe tylko wtedy, gdy możemy się nim z kimś dzielić."

Historia którą opisuje Jon wydarzyła się naprawdę. Młody chłopak, Chris, dopiero co skończył studia. W planach wybierał się na prawo na Harwardzie. Inteligentny, przystojny, pełen chęci życia i ideałów wyczytanych z filozoficznych książek. Wyjeżdża na wakacje. Dość drastyczne, ponieważ przed tym pali wszystkie swoje dokumenty, oszczędności oddaje organizacji walczącej z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Można odkupić stoły i krzesła ale nie można odzyskać idei!”

120 dni… jest dziełem znanym na całym świecie i szalenie kontrowersyjnym. Wersja, którą znamy dziś została ukończona 27 listopada 1785 roku, kiedy Markiz odbywał karę za demoralizację i obrazę Napoleona w Bastylii. Podczas rewolucji francuskiej dzieło zostało uratowane z ognia przez jednego ze złodziei i i przekazane dalej. Markiz był pewien, że książka której poświęcił całe swoje życie spłonęła, i do śmierci usiłował ją odtworzyć, pisząc znane, plugawe powieści o grzechu o których zapewne będzie mowa później.
O czym opowiada 120 dni sodomy? Krótko mówiąc o libertynizmie. Lub o sodomii, jak kto woli. Żałosne 5o twarzy Greya przy tym to bajeczka, którą czyta się przedszkolakom przed snem. Mamy tu przedstawioną historię wysoko postawionych libertynów, którzy zebrali grono najpiękniejszych dziewic i prawiczków całej Francji, by zamknąć ich w odizolowanym zamku i cieszyć się wszystkim tym co mogą dać im ich ciała. Towarzyszą im cztery emerytowane burdelmamy, które codziennie opowiadają najbardziej plugawe historie swego życia. Wyrywanie nerwów żyjącym dziewczynom, wprowadzanie rozżarzonego do czerwoności pręta w męski „interes” to jedne z łagodniejszych praktyk opisanych w tej książce. Czasami cieszę się, że nigdy nie została ukończona, ale gdyby nie książki pióra Markiza, podejrzewam, że nikt nie odważyłby się nigdy napisać żadnego erotyku.

„Można odkupić stoły i krzesła ale nie można odzyskać idei!”

120 dni… jest dziełem znanym na całym świecie i szalenie kontrowersyjnym. Wersja, którą znamy dziś została ukończona 27 listopada 1785 roku, kiedy Markiz odbywał karę za demoralizację i obrazę Napoleona w Bastylii. Podczas rewolucji francuskiej dzieło zostało uratowane z ognia przez jednego ze złodziei i i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to