rozwiń zwiń

Przeczytaj fragment książki „Będzie dobrze” Aleksandry Kern

LubimyCzytać LubimyCzytać
19.04.2024

Jak odnaleźć nadzieję, gdy wszystko wydaje się tracić sens? Gdy szanse na wyzdrowienie każdego dnia maleją? Sprawdźcie już dziś, czytając fragment „Będzie dobrze”, debiutanckiej powieści Aleksandry Kern. Zapraszamy do lektury!

Przeczytaj fragment książki „Będzie dobrze” Aleksandry Kern

[Opis – Wydawnictwo Prozami] W życiu Eli, studentki wkraczającej w dorosłość, wszystko wydaje się tracić sens. Dziewczyna zmaga się z dziwną i nieuleczalną chorobą, której żaden lekarz nie potrafi zdiagnozować. Dni mijają, badania się mnożą, a szansa na wyleczenie tydzień po tygodniu staje się mniejsza.

W tym trudnym momencie pojawia się tajemniczy chłopak, podający się za asystenta Śmierci. Oferuje dziewczynie coś, czego nikt inny nie potrafił jej dać – nadzieję. Jego obecność powoduje jednak, że granice między życiem a śmiercią zlewają się w niejasny obraz.

Czy Ela zdoła uwierzyć w niewiarygodne zdolności przystojnego kolegi? Czy razem rozwiążą tajemnicę jej choroby i odnajdą drogę do uzdrowienia?

O autorce

Aleksandra Kern – introwertyczka, przeważnie schowana pod warstwą koców z jakąś dobrą książką. Jeśli akurat czegoś nie pisze, czyta, pochłaniając pozycje o psychopatach, medycynie ale też światach pełnych magii. Bez reszty zakochana w mrocznych charakterach. W wolnym czasie, oprócz uganiania się za fikcyjnymi bohaterami, przegląda TikToka, prezentując czytelnikom kulisy pisania. Jej pierwsza powieść „Będzie Dobrze” opowiadająca o losach Elżbiety Walczak, została zainspirowana jej własnymi przeżyciami z licznych pobytów w szpitalach i zmaganiami z przewlekłymi chorobami. 

Przeczytaj fragment powieści „Będzie dobrze”:

Gdybym odpuściła w takim momencie, zachowałabym się jak najzwyklejsza frajerka. Prawdopodobnie popełniam największy błąd w swoim życiu, ale mimo to uchylam drzwi od stołówki.

W przeciwieństwie do oświetlonego jarzeniówkami korytarza, tutaj panuje gęsty mrok. Chociaż jest oczywiste, że w nocy wszystkie światła są pogaszone, nie przewidziałam tego w swoim genialnym planie.

Przez chwilę macam najbliższą ścianę w poszukiwaniu włącznika, ale to jak szukanie igły w stogu siana. Zamiast liczyć na łut szczęścia, wracam do drzwi i otwieram je tak szeroko, jak tylko jestem w stanie.

(…)

Pomimo tego że lustruję wzrokiem każdy centymetr pomieszczenia, nie natrafiam na nic wartego uwagi.

(…)

Czy naprawdę sądziłam, że nagle zza jednego z krzeseł wyskoczy mój wymarzony książę i padnie przede mną na kolana, zapewniając, że od teraz wszystko już będzie dobrze i nie będę się musiała przejmować mordercami, chorobami i...

-Strasznie kiczowate.

Podskakuję w przerażeniu, a telefon wysuwa mi się z dłoni i uderza o posadzkę. To, czy ponownie zbiłam w nim ekran i będę musiała wydać horrendalną kwotę na jego naprawę, jest teraz kwestią drugorzędną.

Albo moja choroba stała się tak zaawansowana, że zaczęłam słyszeć głosy albo, stołówka nie jest tak opustoszała, jak mi się wydawało.

(…)

Obracam się w zwolnionym tempie.

Tuż przede mną stoi...

Stereotypowy emo.

Natapirowane czarne włosy, z długą, opadającą na czoło grzywką, przypominają mi koszmarek, który kiedyś nosiłam, przyprawiając mamę o palpitacje serca. Fryzura wręcz błaga o grzebień a jeszcze lepiej o szybką metamorfozę.

Im dalej, tym ciekawiej. Spod niesfornej grzywki spoglądają na mnie oczy w lazurowym odcieniu, mocno pociągnięte czarną kredką w typowym makijażu na pandę. Wyglądają komicznie na tle zbyt jasnego podkładu, który na dodatek odcina się na szyi.

Jego strój również nie należy do banalnych. Czarna, trochę - jak na mój gust - za bardzo opięta koszulka, jest pokryta nadrukiem małych, białych czaszek, które w miejscu oczodołów mają srebrne diamenciki. Powoduje to, że przy każdy ruchu chłopak błyszczy się jak choinka.

Jakby elementów emo było za mało, mamy tu jeszcze jeansy z ogromnymi dziurami a także trampki w wymowną czarno- białą szachownicę.

Czy to droga na ComicCon? A może casting do nowej edycji Zmierzchu?

-Ktoś jeszcze w ogóle ogląda Zmierzch?

Gdyby właśnie nie wyjął tych słów z mojej głowy, przyjrzałabym się uważniej kolczykowi w jego języku, który mignął mi w momencie, gdy otworzył usta. O ile dobrze widziałam, był koloru limonkowego.

-Zaraz czy ty właśnie...

-Przeczytałem to w twoich myślach? Jasne - mówi, odrzucając na bok imponującą grzywkę.

-Przecież to...

-...niemożliwe? A jednak. Mówiłem ci, że mamy wiele rzeczy do omówienia i niestety nie za wiele czasu, dlatego proponuję żebyśmy usiedli - sięga po jedno z krzeseł i przysuwa je do stolika.

Jak dla mnie akcja dzieje się stanowczo zbyt szybko. Gdyby to było możliwe, chwyciłabym teraz do rąk pilota i cofnęła ostatnie minuty, by móc przyjrzeć się im w zwolnionym tempie.

W jednej chwili jestem gotowa na zaciętą walkę o swoje życie, a w kolejnej natykam się na chłopaka w moim wieku, który, chociaż wygląda dość ekstrawagancko, nie ma w sobie nic z brutalnego mordercy. Pomijając fakt, że on naprawdę czyta mi w myślach.

-A teraz ten chłopak prosi cię, żebyś siadła i z nim porozmawiała.

Jego słowa przynoszą odmienny efekt. Zamiast postąpić zgodnie z jego poleceniem, odskakuję.

-To się nie dzieje. Nie ma takiej opcji. Przecież...to niemożliwe. To jakaś marna sztuczka.

Wiele razy oglądałam w telewizji podobne programy. Specjalizowały się w demaskowaniu cyrkowych magików, prezentując ich sztuczki od zaplecza tak, by większość z nich można było wykonać samemu. Magia, którą odbierali widzowie, była niczym więcej jak zestawem zręcznych iluzji. Co prawda w programie nie było odcinka o tym, jak czytać komuś w myślach, ale to pewnie dlatego, że zamierzali go umieścić w drugim sezonie.

Spójrzmy prawdzie w oczy. Takie rzeczy dzieją się wyłącznie w filmach, i to raczej tych z dość marnym budżetem albo fan fiction. To właśnie w nich zagubiona dziewczyna, będąca obiektem kpin, dowiaduje się, że musi zbawić świat i posiada jakieś super moce, które jej w tym pomogą.

Czy ja w takim razie też mam jakieś supermoce? A może jestem mutantką? Albo czarodziejką? Albo...

-Wow, zwolnij trochę, bo zaraz zakręci mi się w głowie - wtrąca nieznajomy - i serio, najlepiej sobie usiądź, dobra?

-Nie siądę, dopóki nie powiesz mi wszystkiego.

-Taki mam właśnie zamiar ale to trochę zajmie i...nie wiem czy wszystko ci się spodoba dlatego... - poklepuje krzesło i przesuwa je w moim kierunku.

Postępuję zgodnie z jego poleceniem, uznawszy, że gdy poczuję się zagrożona, ucieknę.

-Super - unosi kciuk - więc...w porządku? Możesz oddychać?

(…)

-Chcę wiedzieć wszystko - ignoruję jego pytanie - kim jesteś, skąd wiesz o mnie tak wiele, po co do mnie napisałeś i jakim cudem robisz to wszystko.

-To, co teraz powiem będzie brzmiało naprawdę dziwnie - miętosi w dłoniach kartonik z sokiem, który delikatnie chlupocze - dlatego nie chciałem tego napisać a przynajmniej nie od razu, bo wtedy nigdy byś nie przyszła. Jestem...

-Wampirem? - pytam, mając na uwadze jego ekscentryczną stylówkę.

-Co? Nie, oczywiście, że nie - przewraca oczyma - wyglądam na kogoś kto wysysa z innych krew i nosi długaśną pelerynę?

-Więc kim?

-Jestem Śmiercią.

I nagle wszystkie moje pomysły, o mordercach czy szalonych kierowcach Ubera, wydają się zaledwie dziecinną igraszką. Ze wszystkich możliwych opcji: człowieka pająka, ohydnej muchy czy też pradawnego maga zdecydował się wyskoczyć z czymś takim?

Nie mieści mi się to w głowie.

Dyskretnie zezuję na boki, poszukując dyndającego mikrofonu albo kamery. Ekipa telewizyjna musi się przecież gdzieś tu chować, prawdopodobnie między stolikami, w jednym z ciemnych kątów albo za zamkniętym barkiem. Założę się, że wykonują właśnie super wielkie zbliżenie na moją twarz, która przybrała kolor dojrzałego pomidora. Widzowie to pokochają.

-Słucham?

-Jestem Śmiercią - powtarza, tym razem nieco wolniej.

-Żartujesz, prawda?

-Dlaczego tak sądzisz?

-Dlaczego to sądzę? Naprawdę mnie o to pytasz? Przecież...

Mam naprawdę uwierzyć, że jest Śmiercią? TĄ Śmiercią, która odbiera ludziom życie? Odzianą w długą, czarną szatę, ciągnącą się za nią jak welon za panną młodą, tą samą, która jest okrutna, bezlitosna i...

Nie ma takiej opcji.

Przecież to zaledwie zwykły chłopak, trochę za bardzo zafascynowany „mroczną” tematyką i przebrany w emo ciuchy, które były modne jakieś sto lat temu.

Każdy może powiedzieć coś takiego.

-Udowodnij - żądam.

-Co? Że jestem Śmiercią?

-Chcę dowodów. Chyba nie myślisz, że tak po prostu ci uwierzę?

-Czytanie w myślach nie wystarczy?

Ma trochę racji ale nie daję się zbić z pantałyku.

-To może być zaledwie marna sztuczka.

Pragnę dowodów - niezbitych i namacalnych.

-Okej ale ostrzegam, że to nie będzie zbyt przyjemne - pociąga spory łyk z kartonika - skoro nalegasz...powinienem się domyślić, że tak będzie. W każdym razie...

-Po prostu to zrób - przerywam.

-W porządku, ale pamiętaj, że sama mnie o to prosiłaś.

Dopiero, gdy wymawia na głos te słowa, w pełni pojmuję ich znaczenie.

Czy zamierza mnie właśnie...zabić? To dość szybko potwierdziłoby, że jest tym, za kogo się podaje, ale wtedy nie mogłabym już tego sprawdzić, ponieważ bym nie żyła. Chyba, że to działa jakoś inaczej, ale skąd niby mam wiedzieć? Jeszcze nigdy wcześniej nie umierałam.

To chyba nie był najmądrzejszy pomysł, który...

Mój brzuch wydaje z siebie przeciągły skowyt. Nie przypomina on ani trochę gniewu, który okazywał mi po kolonoskopii. Jest o wiele gorszy. Ból, zamiast skupiać się na jednym punkcie, promieniuje, rozlewając się po całej jamie brzusznej.

Dotykam koszulki od piżamy i wyczuwam pod materiałem znajomy balon.

Próbuję oddychać powoli i głęboko, ale spazmatyczne ściski wytrącają mnie z równowagi. Gdy tylko wciągam powietrze, kręci mi się w głowie, a na dodatek zaczyna mnie mdlić.

Za chwilę zwymiotuję.

Nie są to delikatne nudności, jakie miałam do tej pory. To bardziej apokalipsa z gatunku: „Czy ktoś ma pod ręką jakieś wiadro?”.

Rozpaczliwie rozglądam się w poszukiwaniu dogodnego miejsca na zwrócenie zawartości żołądka. Odsuwam się od stolika i stojącego na nim serwisu.

Muszę celować w posadzkę.

Nachylam się, w dalszym ciągu trzymając się za brzuch. Objawów jest tyle, że nie wiem, na którym powinnam się skupić. To jak walka z wiatrakami. Szczególnie, gdy moim ciałem zaczynają wstrząsać znajome dreszcze, oznajmiające, że gorączka postanowiła dołączyć do zabawy.

-Wystarczy?

I nagle wszystko przechodzi, jak ręką odjął.

Nic mnie już nie boli. Mój brzuch wraca do normalnej wielkości, ponownie mogę zaczerpnąć powietrze a siedzący naprawdę jest Śmiercią.

Chcesz kupić „Będzie dobrze” w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw alert LC dla tej książki!

Książka jest już dostępna w sprzedaży online

---

Artykuł sponsorowany, który powstał we współpracy z wydawnictwem.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 19.04.2024 14:30
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post