Japonia oczami cesarza
W Polsce proza japońska jest obecna od lat, a taki Haruki Murakami to prawdziwy fenomen. Ale i inni tamtejsi twórcy (przede wszystkim nobliści) mogli liczyć na przekład na nasz język. Z kryminałem jest jednak trochę inaczej. Do tej pory tłumaczono chyba wyłącznie Natsuo Kirino (kwestią otwartą pozostaje, na ile mieści się w granicach gatunku). Zmieniło się to w zeszłym roku, kiedy Znak z przytupem wydał Przeczucie Tetsuya Hondy
Tetsuya Hondę przedstawiano w Polsce jako „cesarza japońskiego kryminału”. To mnie już na początku trochę do niego zniechęciło, ponieważ jestem głęboko sceptyczny co do tych wszystkich monarchistycznych tytułów: królów, królowych i księżniczek. Szczerze mówiąc, gdybym kiedyś zobaczył na półce książkę kogoś, kto się reklamuje jako „majster kryminału” lub „uznany rzemieślnik sensacji” natychmiast bym ją kupił, podczas gdy tych wszystkich koronowanych głów nie zaszczyciłbym nawet spojrzeniem. No, ale rozumiem, że to mój osobisty bzik i jestem raczej wyjątkiem, bo magia monarchii działa także na fanów literatury.
Bohaterką powieści Hondy jest młoda komisarz tokijskiej policji Reiko Himekawa, która wraz ze swoim zespołem musi się zmierzyć z zagadką znalezionych pod żywopłotem zwłok, zawiniętych w błękitny brezent. Potem jest już mocno klasycznie. Jedne zwłoki prowadzą do kolejnych, zaliczamy kilka zwrotów akcji, dochodzi do dramatycznego zakończenie, gdzie poznajemy całą intrygę. Która jest chyba całkiem przyzwoita. Piszę chyba, bo mnie osobiście ona nie pasuje. Ale nie tyle dlatego, że miałbym jej coś do zarzucenia, ale dlatego, że bardziej pasuje mi do thrillera w stylu Lee Childa niż do policyjnego procedurala, którego stara się stworzyć Honda. Ma ona hmm… spory rozmach. I trochę trudno mi uwierzyć, że tak długo udałoby się wszystko utrzymać w tajemnicy. Ale znowu, to może być kwestia osobistej estetyki. Obiektywnie rzecz ujmując, wszystko się ładnie składa i ma sens.
Ale najciekawszy w tej książce był dla mnie obraz japońskiej policji. Która jest mówiąc krótko – skromna i trochę przerażająca. Zacznę od skromności. Nie ma w tej książce chyba ani jednej sceny, kiedy funkcjonariusze jechaliby gdzieś własnym samochodem. Poruszają się komunikacją miejską oraz taksówkami. Broni również nie noszą. W pewnym momencie pada rozkaz, żeby każdy policjant miał przy sobie pistolet. Powoduje to gigantyczny problem, bo nikt nawet nie wie, czy mają tyle sztuk na stanie! Jest też trochę przerażająca, bo sposób jej organizacji wydaje się być taki, żeby w maksymalny sposób utrudnić jej działanie i wykrycie sprawców przestępstw. Dużo tutaj głupiego współzawodnictwa, nachodzących na siebie struktur, niejasnych kompetencji. Aż dziwne, że cała instytucja jest w stanie w tych warunkach jako tako działać.
Jest natomiast jeden aspekt tej książki, który naprawdę zmroził mi krew w żyłach. I nie są to wcale brutalne morderstwa, których ofiarą może paść każdy, ale sposób, w jaki jest traktowana główna bohaterka. Trzeba to powiedzieć sobie szczerze Reiko Himekawa jest ofiarą i mobbingu, i molestowania tak przez przełożonych, jak i podwładnych! I co najdziwniejsze nikt, łącznie z nią, nie ma z tym problemu. Po prostu, to normalna sytuacja, że kolega z pracy wyzywa cię od idiotek, pluje na ciebie, podwładny w namolny sposób wyznaje miłość, wpatruje się nieustannie w twój biust, a od czasu do czasu próbuje obmacywać! Jasne, Reiko raz na jakiś czas powie coś ostrzejszym tonem, a nawet trzaśnie podwładnego w twarz, ale jest to reakcja na konkretne, epizodyczne zachowania. Nie ma w niej takiej świadomości, że przecież ta cała sytuacja jest niewłaściwa. Nie próbuje jej w jakikolwiek zmienić. Sprzeciwić się jej. Jakby była zupełnie pogodzona ze swoimi losem. Albo inaczej, jeszcze gorzej, tak naprawdę go akceptuje. Bez entuzjazmu, ale też bez specjalnej złości. Po prostu, tak było, jest i będzie. Literacko jest to o tyle dziwne, że sytuacja kobiet w Japonii, wykorzystywanie seksualne, jest też ważnym wątkiem tej książki. Ale mam wrażenie, że Hondzie podczas tworzenie Reiko zabrakło niestety zwykłej wrażliwości. Nie potrafił spojrzeć na to, co opisuje, oczami swojej bohaterki. W efekcie wyszły sceny, które są równocześnie straszne i groteskowe. Współgra to wszystko z książki „Ludzie, którzy jedzą ciemność” Richarda Lloyda Parry’ego. Reportaż opowiada o zaginięciu Brytyjki Lucie, która pracowała w Tokio jako hostessa w Ropping, miejscowej dzielnicy czerwonych lampionów. Warto chyba przeczytać te dwie książki jedna po drugiej. Albo przynajmniej, w krótkich odstępach czasu.
Po skończeniu „Przeczucia” pomyślałem, że dostałem to, czego chciałem. Kryminał, nawet jeśli nie zupełnie inny, to znacznie różniący się od tego, co tworzą Europejczycy i Amerykanie. Widać to także w warstwie językowej. Styl Hondy jest bardzo lapidarny, zdania krótkie, niemal pozbawione wszelkich ozdobników. Ale dzięki temu książka jest bardzo przyjazna w czytaniu. Nieustannie towarzyszyło mi jednak poczucie pewnej obcości. Japonia opisana przez Hondę wydała mi się krajem nieprzyjemnym, niebezpiecznym i wrogim. I to wcale nie z powodu opisanych w powieści seryjnych morderców.
Wojciech Chmielarz
komentarze [9]
Ja się tylko przyczepię o literówkę - nie ma takiej dzielnicy jak "Ropping", za to jest Roppongi.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCzekam na to, aż wreszcie nasi wydawcy zabiorą się za tłumaczenie książek Ryu Murakamiego. Naprawdę "W zupie miso" (ang. In the Miso Soup), mogłoby spokojnie zawojować nasz ryneczek grozy :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postUżytkownik wypowiedzi usunął konto
Autor chyba troszkę przerysował japońską rzeczywistość. Mam znajomą, która spędziła w Japonii połowę życia i twierdzi, że tam nie boi się nocami chodzić po ulicach a w Polsce owszem. Japończycy z resztą słyną z surowego wychowywania swojego potomstwa...
Tak czy inaczej sięgnę po tę książkę. Dzięki za recenzję :)
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Japonia jest w ogóle jednym z najbezpieczniejszych krajów świata. Stąd czasami japońska policja nie potrafi sobie poradzić z poważniejszymi przestępstwami, co ładnie jest opisane w "Ludziach, którzy jedzą ciemność".
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
"Mam znajomą, która spędziła w Japonii połowę życia" - tylko trzeba pamiętać, że jest to niestety wiedza anegdotyczna, która rzadko przedstawia pełny obraz. Moje doświadczenia z Japonii często odbiegają od doświadczeń moich znajomych i możemy się kłócić kto ma rację, kiedy tak naprawdę mamy ją wszyscy.
Owszem, Japonia wydaje się na pierwszy rzut oka całkiem bezpieczna, ale...
No ja Japonii nie znam, nigdy nie byłem. Natomiast obraz z książek wyłania się niepokojący. Dużo takich zachowań, które albo są dziwne, albo dla mnie zupełnie nieakceptowalne.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post