Początek jest jak w dobrze zaczynającym się kryminale: tajemnica, dzieje się coś nietypowego, może groźnego, jeden z bohaterów jest na ostatniej prostej do schwytania przestępcy.
Potem robi się z tego reportaż opisujący głównego bohatera i wydarzenia, a następnie przechodzi w drobiazgową analizę pojęcia "samotności".
Ale samotności nie narzuconej przez życie ale wybranej i wykreowanej samodzielnie i z akceptacją wszystkich korzyści i wyrzeczeń.
Są i wzmianki historyczne o pustelnikach, geny i psychologia, o chorobach wywołanych przez samotność jak i skłaniających do samotności.
Po tych wszystkich mądrych próbach zrozumienia tego fenomenu w ostatnim rozdziale czytelnik i tak ma wrażenie, że nie da się do końca zrozumieć pustelnika do którego przykłada się wzornik ocen społeczeństwa. Kogoś kto po prostu, ot tak sobie nie chce mieć z tym społeczeństwem żadnych kontaktów, nie da się ująć w jego ramy.
Wraz z kolejnymi rozdziałami zmieniała się moja opinia bo czasem trudno było się oderwać by potem trudno nie przysypiać. Po zakończeniu miałem taką myśl, że autor 'z jednej cytryny wycisnął litr soku'.
Poznał bardzo dokładnie inteligentnego zbrodniarza, który zaczął od drobnego szwindla i zaczął się w tym zagłębiać jak nałogowiec, dochodząc do najgorszego dna. Historia bez zwrotów akcji, niespodziewanego zakończenia ale zdolny pisarz włożył w to dzieło cały talent by zrobić książkę, która powinna wciągać.
Przy okazji M.Finkel chciał wybielić swoją wpadkę zawodową. Historia Longo miała być kontrastem pokazującym jak wpadka autora jest malutka i niegroźna, godna zapomnienia i rehabilitacji a on jest wciąż znakomitym obserwatorem świata.
Czas z książką nie był zmarnowany ale pozycja raczej ku zapomnieniu.