Miłość na kredyt Katarzyna Zięcina 7,0
ocenił(a) na 14 lata temu Tak, będą SPOILERY
Bądźmy krytyczni... to kolejna powieść w której niesamowitym księciem z bajki jest totalny cham, którego nagle odmienia i wybiela główna bohaterka. Facet tym razem ma jednak wytłumaczenie w postaci już prawie ex-żony... No wszystko i pięknie i fajnie, bo niby nie można tu do końca zarzucić romansu z żonatym facetem, nikt nikomu życia nie niszczy, tak jak jedna tam nic nieznacząca bohaterka, której pojawienie się było wprowadzone w tak nagły sposób, że człowiek jedynie tępo gapi się w literki zastanawiając się: "Na Boga, dlaczego?"
Ale pal licho problem głównej bohaterki z jej specyficzną siostrą, która w ostatecznym rozrachunku została pochowana wraz z kłopotem - bo stawienie czoła problemom w powieściach najlepiej załatwiać w ten sposób; a przyjrzyjmy się głównej bohaterce, która... o bogowie! Jest kolejną nieszczęśnicą, która potyka się na długopisie i od razu łamie nogę! Nogę! Przez chwilę na myśl przyszły mi te najbardziej druzgoczące momenty z koreańskich dram, które oglądam - kiedy to główny bohater został popchnięty, upadł - lekko niczym opadający liść (bo to jeszcze w zwolnionym tempie),a potem okazało się, że miał wstrząśnienie mózgu i tysiące innych takich powikłań...
Ej!! To była Polka, nie wiem z jakiej gliny musiała być ulepiona ta słowianka, że się zaraz tak pogruchotała. Niemożliwością jest tworzenie takich ofiar losu... Ja rozumiem, że główna bohaterka miała trudną przeszłość, że jej losy nie były ciekawe, że podjęła ucieczkę od przeszłości, aby móc żyć w nowych realiach, ale żeby zaraz ją tak gwoździem w to bolące ugodzić?
To tacy już jesteśmy, ze lezącego wiecznie musimy kopać? A gdzie kodeks Jedi?! Albo po prostu, taka zwyczajna - ludzka moralność?
Trzeba było zrobić ją bardziej zadziorną i wojowniczą, taką która walczyłaby - nie od razu z całym światem - ale chociaż z problemami, zamiast później płakać nad kolejnym grobem.. Bo tak właśnie było, tak się czułam czytając zakończenie. To nie był jeden trup, to były dwa trupy. Obie siostry w pewien sposób tam spoczęły.
Eh... no ale cóż tu wiele wymagać, jak już kiedyś rozpaczałam. Przed naszymi rodakami kalającymi się pisarstwem, jeszcze długa droga, aby powalić, ściorać i wytarmosić czytelnika na wszystkie strony.
Tu jedynie zdołałam się zmęczyć.
Gwiazdka za to, że jednak dało się to doczytać do końca.
EDIT: Zapomniałam wspomnieć, cały czas zastanawiałam się nad sensem tytułu. Niestety go nie odnalazłam. Uznaję go więc za nieadekwatny do treści książki.