Pisarz i malarz pochodzący z Islandii. Jest autorem trzech powieści, zbioru poezji oraz dwóch sztuk teatralnych. Miał liczne wystawy w Reykjaviku, Nowym Jorku oraz Paryżu, gdzie mieszkał pięć lat. Występował także jako komik i redagował kolumnę satyryczną w jednej z islandzkich gazet.
Spodobał mi się pomysł na fabułę: Islandia widziana oczami przypadkowo trafiającego tam prosto z USA członka chorwackiej mafii. Dla autora świetny pretekst, by o swoim kraju opowiedzieć z pewnego dystansu i z humorem, też na granicy dobrego smaku. Tak jest mniej więcej do połowy, potem bohater zaczyna się zmieniać, asymilować i (niestety) "wydobrzać". Jego ironiczne spojrzenie zostaje przyćmione emocjami, wspomnieniami i pewną taką niepasującą do kilera miękkością. No ale może po prostu taki jest dobroczynny wpływ samej Islandii :)
Po tę powieść sięgnęłam zaciekawiona pozytywnymi recenzjami. Ponieważ głównym bohaterem jest chorwacki hitman, spodziewałam się odniesień do jego ojczyzny. Tymczasem, okazało się, iż jest to również powieść o Islandii. I to na tyle ważna dla tego kraju, że jej wydanie sponsoruje Islandzka Fundacja Literatury. Jaka zatem jest ta niepozorna wyspa? Pełna zadziwień. Zwłaszcza, gdy widzi się ją oczami Chorwata. Różnie kulturowe, językowe, a nawet temperatur sprawiają, że główny bohater nie potrafi ani na moment porzucić sarkazmu. Zaskoczyła mnie ta książka. Przyjemnie się ją czytało, a jednocześnie zmuszała, tak mimochodem, do zastanowienia, ot choćby takimi zdaniami: „Każdy człowiek przynależy do narodu, czegoś większego i ważniejszego niż on sam. Naród jest sumą zarówno naszej siły, jak i głupoty. Na wojnie ta druga dowodzi tą pierwszą”.