Książkę zaliczam do tych, od których nie potrafiłam się oderwać jak już na dobre w nią wsiąknęłam. Niezwykle poruszająca, opowiada często i dramatyczne historie kilku kobiet spotykające się co tydzień w celu opisania bolesnych dla nich wspomnień, z którymi nie zawsze potrafią się zmierzyć. Powieść napisana zgrabnie, plastycznie, zwięźle i przejrzyście. Zauważamy, że z biegiem czasu kobiety zaczyna łączyć głębsza więź i nawzajem są dla siebie wsparciem. Szczególnie dotkliwa wydała mi się obok utraty dzieci i męża przez Caryn, historia Rusty, której odebrano siłą po porodzie córkę. Naprawdę książka zapadająca w pamięć i dająca dużo do myślenia.
"(...) jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą..." jak mawiał Zbigniew Herbert.
Cytat ten, który przyszedł mi na myśl niemal zaraz po zakończeniu lektury, doskonale oddaje istotę utworu Laury Kalpakian.
Jak dzbanek, który mimo sklejenia go po rozbiciu się na małe kawałki nie stanowi całości, tak uciekanie od przykrych wydarzeń i spychanie ich na margines naszej świadomości nie sprawi, że uda nam się od nich uciec. "Klub wspomnień" to doskonały rodzaj terapii, sposób na poradzenie sobie z przeszłością, by móc stworzyć przyszłość. To spowiedź przed czystą kartką papieru, która nie rości pretensji, nie ocenia, nie karci - słucha cierpliwie przynosząc ukojenie. To poszukiwanie siebie podczas podróży przez skrawki własnych i cudzych wspomnień, które pozwalają oswoić przeszłość, zmierzyć się z nią i z nowo nabytą siłą, dumnie ruszyć przed siebie.