Chemia śmierci. Zbrodnie w najtajniejszym obozie III Rzeszy Tomasz Bonek 7,4
ocenił(a) na 97 tyg. temu Książka genialna, bardzo informatywna, ciekawa, ale też ciężka i niestety prawdziwa. Niektóre aspekty “zła” niestety dalej trwają w obecnym społeczeństwie i psują nasz świat.
Mowa tu o chciwości, która była prekursorem i napędzaczem całej manufaktury w “fabrykach śmierci”. Naziści to po prostu banda chytrych na kase, podstępliwych i zwyrodniałych kutasów. Kradli jeden od drugiego patenty, mieli w dupie warunki pracy - niby były jakieśtam zabezpieczenia i przeciwśrodki żeby zabezpieczyć pracowników przed szkodliwością produkowanych substancji, ale były śmiechu warte, bo co z tego że zrobili kilka takich stacji? Potrzeba było więcej sarinu czy tabunu, to pracownicy - tu więźniowie, pracowali bez żadnej ochrony albo z bardzo marną. Wiele osób zostało poszkodowanych, ale chujtam, przeszło im to z powrotem do roboty.
Szczerze, ciężko znaleźć słowa, żeby to wszystko opisać. W szkole ucząc się o obozach koncentracyjnych słyszymy tylko o Auschwitz, obozów natomiast było dużo więcej. I według tego co mówiły osoby, które doświadczyły tego piekła na ziemi, to Auschwitz nie było najgorsze.
Okrucieństwo na porządku dziennym, głód doprowadzający do szaleństwa, w niektórych przypadkach nawet do kanibalizmu, śmierć na każdym kroku, taki był niemal każdy dzień, a im bliżej końca wojny tym gorzej.
Autor opisuje zdarzenia z perspektywy więźniów, więc mamy zdarzenia z pierwszej ręki. Przy czytaniu nieraz musiałam na chwilę przerywać, żeby wziąć oddech, bądź przechodziły mnie nieprzyjemne ciarki. Próbując wyobrażać sobie strach, jaki musieli czuć więżniowie, zamierałam. Nie wiedzieli, czy zobaczą kiedyś swoje rodziny, czy w ogóle jeszcze ich rodzina żyje? Czy oni przeżyją do końca wojny, ba do końca dnia chociaż?
Sama wizja pracy czy eksperymentalnych środkach chemicznych wynalezionych w tamtym czasie w nazistowskiej III Rzeszy napawa obawą. I sarin i tabun były gazami, lotnymi (łatwo rozprzestrzeniajacymi się w powietrzu) i silnie toksycznymi. Mamy porównanie z gazem musztardowym, który był podczas wojny używany: ta sama ilość gazu musztardowego, która zabija w kilka godzin - przy sarinie to kilka minut. A więźniowie nieraz nie mieli nawet rękawiczek, czy masek gazowych. Cała produkcja była ukryta pod maską chemii gospodarczej. Dla niewtajemniczonych IG Farben i Anorgana produkowały środki do prania, mydła czy farby. W rzeczywistości tworzone były ogromne zapasy trucizny, która mogła zmieść tysiące istnień z powierzchni ziemi. Co ciekawe Hitler miał tak ogromną obsesje na punkcie gazów bojowych, że do samego końca ich nie użył w wojnie. Myślał że będą jego “kartą pułapką” i że jeszcze “nie czas” na nie, do samego końca, a potem było już za późno. W fabrykach IG Farben był też produkowany Zyklon B, gaz, którego używano do mordowania więźniów w komorach gazowych.
SS-mani, nie każdy był totalnym zwierzęciem, ale o takich się nie pamięta. Pamięta się oprawców, jak Gallasch. Karl Gallasch, to jeden z bardziej kojarzonych zbrodniarzy wojennych i po prostu pojebany zwyrol. Czerpał chorą przyjemność z karania więźniów, strzelania do nich, zabijania. Wybijał i sprzedawał złote zęby osadzonych, żeby się wzbogacić, nieważne czy byli martwi czy jeszcze żywi. Szczuł psami, urządzał “gry” w barakach, a za przegraną kazał biciem czy chłostą. Na sam koniec, kiedy został złapany przez polską milicje, podczas procesu kiedy dosłownie pod noc podsuwane były mu zeznania i dowody, wypierał się wszystkiego xD. Został skazany na karę śmierci, która nie doszła do skutku, bo się powiesił. Albo ktoś mu pomógł.
Na koniec chciałam wspomnieć o marszu śmierci. Mowa o transporcie więźniów wgłąb III Rzeszy, gdzie mieli dalej stanowić tanią siłę roboczą, nawet kiedy wojna była już defacto przegrana przez nazistów. Szli pieszo w zimie przez dziesiątki, niektórzy setki, kilometrów. Nogi pełne w pęcherzach, zdarte do krwi, ale szli dalej. Masa ich zmarła z wycieńczenia. Część została wybita przez SS-manów przy próbach ucieczki, bo byli za wolni, albo “bo tak”. Lojalność wobec swoich i braterstwo więźniów naprawdę łapało za serce, gdy próbowali ratować się nawzajem, podczas gdy naziści przy każdej możliwości strzelali do nich z karabinów.
Transport odbywał się też koleją, ale tacy wcale nie mieli dużo lepiej. Ustawiani na stojąco w wagonach na bydło, jak sardynki ściśnięci. Bez jedzenia, bez wody, bez niczego. Stali tak, wycieńczeni, cali w krwi, moczu i odchodach. Nie muszę chyba mówić, jak musiały wyglądać wagony gdzie ktoś złapał np. czerwonkę? Przy przerwach, zwłoki zmarłych w trakcie jazdy po prostu były wyrzucane do rowów, jak śmieci.
Odpowiedzialność i kary za zbrodnie? Jeśli chodzi o SS i bandę malarza, to kogo się dało wyłapać to został ukarany. A naukowcy? Ci, którzy na życzenie Hitlera wynaleźli trucizny, bo gwarantowało im to bogactwo i wysoką pozycje społeczną? Niby jakieśtam kary były, ale w moim mniemaniu co najmniej żałosne. Ci ludzie kurwa przyłożyli rękę do całego piekła w obozach śmierci i nikt mnie nie przekona że to nieprawda. To nie był przypadek, że po wynalezieniu tabunu od razu stwierdzili że to zajebisty gaz bojowy i może nazistom sie spodoba i ich zasypią kasą XD Biznes z nazistami był dla nich relacją "bardzo owocną" i korzystali z tego jak mogli. Wszyscy spokojnie dożyli sobie starości na wolności : ^)
Trzeba o tym pamiętać. Nie po to, żeby napędzać bezsensowną wendetę na Niemcy, którą niektórzy dalej prowadzą. Po to, żeby społeczeństwo wiedziało co się stało. Żebyśmy byli świadomi, że tak drastyczne poglądy należy tępić u źródła. Od razu. Nie olewać tylko dlatego, że jest ich niewiele. Nazistów na początku też nie było dużo. A potem milion ludzi zostało zamordowanych. To powinno dawać do myślenia.
Widać, że autor włożył naprawdę ogrom pracy w książkę. Wypełniona po brzegi faktami jest tym, czego zawsze oczekuję od książek literatury faktu. Naprawdę polecam, a sama z pewnością sięgnę po inne pozycje autora.