Najnowsze artykuły
- ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant12
- ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać413
- Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
- ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Leszek Kania
7
7,9/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,9/10średnia ocena książek autora
38 przeczytało książki autora
51 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Budziszyn 1945. Ostatnia kontrofensywa Wehrmachtu. Fakty i mity
Leszek Kania
9,0 z 3 ocen
5 czytelników 1 opinia
2023
Służba sprawiedliwości w Wojsku Polskim 1795-1945
Leszek Kania
9,0 z 1 ocen
3 czytelników 1 opinia
2015
100 lat ZPAP. Monografia Okręgu Zielonogórskiego
Leszek Kania, Igor Myszkiewicz
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
2013
Najnowsze opinie o książkach autora
Wilno 1944 Leszek Kania
6,9
jedna z lepszych książek z serii HB.
Dobre proporcje między syntezą a analizą, między formułą naukową a popularyzatorską, między historią wojskowości a polityczną.
Czytając konfrontowałem nieustannie z Korab-Żebrykiem. Ten ostatni jest oczywiście o wiele bardziej szczegółowy, ale też wybiórczy (nawet w wydaniach po upadku PRL). Widać inne rozłożenie akcentów, np. Żebryk bardzo eksponuje bitwę na zachód od miasta toczoną przez przebijający się niemiecki kocioł, a tu ten epizod jest potraktowany ubocznie. Trudno mi uznać, kto zrobił to lepiej.
Całkowicie zgadzam się z opinia autora, że operacja była jednym wielkim knotem. Po pierwsze, fatalnie ją zaplanowano logistycznie, i połowa jednostek okręgów Wiano i Nów nie dotarła. Po drugie, czy atak od zewnątrz był lepszy od opcji powstańczej, skoro AK nie miała czołgów, lotnictwa, artylerii? Po trzecie, jak można było planować atak na miasto od najlepiej przygotowanej do obrony stron, od Nowej Wilejki, Lipówki, Markuci, Popław, a nie na przykład od pd-zach, od Wilczej Łapy, Nowego Miasta, Burbiszek, Ponarskiego. Po czwarte, czy Krzyżanowski faktycznie chciał zdobywać miasto, czy tylko wykonać demonstrację?
Marne mapy. U Żebryka były lepsze.
Góra św. Anny - Kędzierzyn 1921 Leszek Kania
6,7
Zamiast książki historycznej otrzymujemy propagandowy bełkot rodem z IPN. Jeżeli ktoś w swej książce wypisuje że 90% ludności powiatu oleskiego była polska, to znaczy że nie ma pojęcia o czym pisze. Największa partia regionu Związek Górnośląski liczyła więcej członków niż wszystkie polskie, niemieckie i czeskie partie razem wzięte, a ona akurat za przyłączeniem do polski nie była. Jeśli polski element na Górnym Śląsku był dominujący to skąd u antypolskiego Związku Górnośląskiego tak potężne poparcie? Autor nad tym się nie zastanawia. Podobnie jak nie zastanawia się nad faktem dlaczego nie było śląskich oficerów walczących po polskiej stronie. Nie wspomina również o Gliwicach, gdzie ci 'polscy powstańcy" mordowali miejscową ludność tylko za to że nie chciała wstąpić w ich szeregi. Najbardziej jest znana akcja zamordowania ojca na oczach ciężarnej żony i 3 dzieci. Podobne akcje były w Tarnowskich Górach, czy w Zawadzkiem. Autora nie zastanawia fakt dlaczego Francja na wojnę domową jaka rozegrała się wtedy na Śląsku wyłożyła tak duże sumy pieniędzy? Alianci nie uznali polskich roszczeń wojennych jak możemy przeczytać w książce, bo na 3 mocarstwa 2 były przeciw. Francja za by móc przejąc pruski przemysł w tej części Niemiec, co jej się faktycznie udało. Autor bezrefleksyjnie przechodzi nad tematem pierwszego języka, uznając że jeśli ktoś mówił po polsku to na pewno był polakiem. Na tej samej zasadzie można udowodnić że w Szwajcarii nie ma Szwajcarów, a w Belgii Belgów po nikt tam przecież po Belgijsku czy Szwajcarsku nie mówi. Warto przytoczyć wspomnienia Charkowskiego Słowianisty który podróżował w latach 70 XIX w. przez Śląsk i o miejscowej ludności zapisał: "choć uważają ich za polaków, polakami oni nie są" Zamiast napisać historyczną książkę wolną od polskich czy niemieckich naleciałości propagandowych co autor miał okazję uczynić, otrzymujemy biuletyn na równie niskim poziomie agitacyjnym jakie drukowano w Warszawie w 1920 roku.