Mała zagłada
- Kategoria:
- reportaż
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Literackie
- Data wydania:
- 2015-01-15
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-01-15
- Liczba stron:
- 264
- Czas czytania
- 4 godz. 24 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788308054208
- Tagi:
- literatura polska Sochy zamojszczyzna Roztocze Zwierzyniec Biłgoraj pacyfikacja
- Inne
Książka nominowana w Plebiscycie Książka Roku 2015 lubimyczytać.pl w kategorii Autobiografia, biografia, wspomnienia.
Sochy na Zamojszczyźnie, 1 czerwca 1943 roku. Wystarczyło parę godzin, by wieś przestała istnieć. Budynki zostały spalone. Mieszkańcy rozstrzelani. Pośród zgliszczy pozostał jeden dom, nieliczni dorośli i kilkoro dzieci.
Wśród nich — dziewięcioletnia Terenia Ferenc, matka Anny Janko. Dziewczynka widziała, jak Niemcy mordują jej rodzinę. Nieludzki obraz towarzyszył jej przez lata spędzone w domu dziecka, by nigdy nie dać o sobie zapomnieć…
„Miałam przez to wszystko jakby dwie matki. Pierwszą: dorosłą kobietę, za którą tęskniłam, gdy wychodziła do sklepu, której się bałam, gdy wpadała w gniew, z której byłam dumna, bo nikt nie miał ładniejszej pani za matkę na całym podwórku. I drugą mamę miałam: małą dziewczynkę, której na wojnie zginęli rodzice, wciąż przerażoną i samotną, która kiedyś cierpiała głód i musiała pracować u złej ciotki, takiej, co biła i kazała nosić wiadra z wodą pod górę. Dla niej pójście po wojnie do domu dziecka było, o paradoksie, największym szczęściem. To właśnie ta mama-dziewczynka nieraz kładła się na tapczanie w dzień i płakała nie wiadomo dlaczego”. (fragment książki)
Mała Zagłada Anny Janko nie jest jeszcze jedną tragiczną opowieścią rodzinną wyciągniętą z lamusa II wojny światowej. To mocna, jak najbardziej współczesna rozprawa z traumą drugiego pokolenia — naznaczonego strachem. Brutalna, naturalistycznie opisana historia pacyfikacji polskiej wsi staje się w niej punktem wyjścia do przedstawienia etycznej i egzystencjalnej bezradności.
Mała Zagłada. Przejmująca książka o tym, że wojna nie umiera nigdy…
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Nieocalone
Nie uwierzysz. Nie ogarniesz umysłem. Pokręcisz głową i usuniesz ze świadomości tę myśl. Twój system samoobrony podświadomie odepchnie tragedię. Ale wiem, będzie Ci oczywiście żal. Będzie Ci żal tych czeskich Lidic. Tego jednego, konkretnego, policzalnego przypadku. On Cię wzruszy. Choć już inaczej zadumasz się nad losem spacyfikowanych polskich wiosek, spalonych domów, zabitych ludzi, osieroconych dzieci… U nas były setki takich wsi, tysiące dzieci, więc się mówi ogólnie wszystko naraz. I to nie jest takie nośne. Bo gdy słyszysz: sto dziesięć wsi na Zamojszczyźnie, tysiące w całej Polsce, i że Polacy wycierpieli po Żydach najbardziej ze wszystkich narodów, to niczego nie widzisz. Powiesz, że przecież to wszystko wiesz i to też Tobą wzrusza. Ale nie przywołuje obrazów. Bo jakże to? Aż sto dziesięć wsi na Zamojszczyźnie? Tysiące w całej Polsce? Aż tyle? Naprawdę, chce się nie wierzyć.
Lecz Anna Janko ma konkret. Ma swoje Sochy. Prawdziwą wieś na Zamojszczyźnie, w której zostało spalonych wiele domów, zabito wielu mieszkańców i osierocono małe dzieci. Na końcu „Małej zagłady” przytacza dokładną listę domów i ofiar – dziewięć skrzętnie spisanych stron. Jest mała Renia. Jej los na tle wydarzeń w całej Polsce, na tle wydarzeń w Sochach nie jest niczym wyjątkowym. To jednak konkretny przykład, indywidualna historia, osobista, którą w przeciwieństwie do ogółu masakry można poczuć czy zobaczyć. Nic w tym wyjątkowego, że ojciec został zastrzelony w tył głowy u progu swojego domu. Że matkę powalił strzał w usta, gdy trzymała jeszcze na rękach najmłodszą córkę. Ocaleli dziewięcioletnia Renia, jej młodszy brat Jasiek i mała Kropka. W gruncie rzeczy można przyznać, że nie mieli najgorzej. Nawet, że mieli szczęście. Szybka śmierć rodziców, bez męki, cierpienia. A dzieci przeżyły. Choć w późniejszym czasie doroślejsza już Teresa Ferenc wyznaje w wierszu: Ja, której wciąż od nowa rodzi się ojciec, matka i esesman, której powstają wsie, żeby się wreszcie dopalić, ja prowadzona na rzeź przez trzydzieści trzy lata – która nie ocalałam…
W jej osobistej opowieści, przemyśleniach o wojnie, Niemcach, osieroconych dzieciach, zabitych, Janko z rozpaczą stara się zadośćuczynić i choć trochę zrozumieć tamten świat. Nie mówić „naziści”, bo to słowo zbyt abstrakcyjne. To esesman, konkretny człowiek zabił jej dziadka, zabił jej babcię. Jakiś inny Niemiec mógł ulitować się i ponieść w drodze małą Renię choć kawałek. Inny Niemiec mógł być dobry, ocalić dziecko, odsunąć broń, zachować się inaczej… Nie wszyscy musieli być źli. Jest teoria, że wcale nie byli – tylko diabeł nimi kierował. Jakże często używa się form bezosobowych czasownika: uduszono, zamordowano, zabito. Jakby to wszystko nie konkretni ludzie robili, ale jakieś ogólne zło. Próbuje się Niemców tłumaczyć, że mieli trudne dzieciństwa, szorstkie wychowanie. Próbuje się pozostawiać ich w spokoju, nie przypisywać odpowiedzialności konkretnym osobom konkretnych przypadków, bo oni też muszą, też musieli jakoś potem żyć. Muszą jakoś żyć ich dzieci, dziedziczące w genach odpowiedzialność za ofiary ojców.
Można twierdzić, że o wojnie pisze się tak dużo, że najwyższy czas już przestać. Trzeba się pogodzić. Był Baczyński, Borowski, „Medaliony”. Tysiące filmów, z których każdy młody człowiek może „dowiedzieć się”, czym była wojna. Ale ani te filmy i książki, ani wybaczenie i zapomnienie nie koją dziedziczonego bólu, nie dotykają prawdy, nie dają odpowiedzi i nie pozwalają zrozumieć. Ludzie ludziom zgotowali ten los. Smutna prawda, przy której wypada jedynie wzruszyć ramionami i nie trzeba dodawać nic więcej. Ale mało kto pamięta, mało kto rozumie te dzieci. Patrzą one ze zdjęć z okresu wojny, ze ścian Auschwitz, Treblinki, Majdanka, Płaszowa. Patrzą i pytają, czy rzeczywiście umarły. A Ty, który oglądasz te fotografie, stoisz i nie umiesz odpowiedzieć, bo nie rozumiesz dlaczego. Nie potrafisz wytłumaczyć. Wytłumaczenia nie ma. Czemu potrafiono spalić stodołę z małymi dziećmi w środku? Jak można kopnąć twardym esesmańskim butem niemowlę w głowę? I dlaczego można zrównać z ziemią rodzinny dom, zabić matkę, ojca, rodzeństwo, a zostawić maleńką istotę na nieocalenie? Anna Janko mówi o małej zagładzie, o niewinnych, małych dzieciach - zabitych, pozostawionych – wszystkich nieocalonych.
Czymże jest dziecko? Tak bezbronne, że wyrządzenie mu krzywdy to doprawdy żaden trud. Za krótko jest na świecie, by zrozumieć. Za mało, by pamiętać przeżyte masakry, choć tkwią one głęboko we wnętrzu i mimo braku wspomnień nie puszczają. Dziewięcioletnia Renia nie pamięta wszystkiego. Przemienia rzeczywistość, bo woli nie puszczać ręki siostry, woli wyprzeć to, co nie jest jak należy. Chce pamiętać, a jednocześnie woli nie wiedzieć, nie widzieć, nie czuć. Chciałabym zdążyć wszystko zrozumieć…, wyznaje Anna Janko. Dowiedzieć się, kim jesteś, dziewczynko, która straciłaś matkę, ojca, dom, całą wieś, słońce i księżyc, i wszystkie bajki.
„Mała zagłada” to książka o masakrze. Nie tym terminie nowoczesnym, potocznie używanym. Ale o prawdziwej tragedii. To płacz po utraconym dzieciństwie, po utraconym życiu. Książka trudna, szczera, bardzo osobista. Przesiąknięta bólem, strachem, fobiami. Potrzebna zapewne samej autorce jako autoterapia. Potrzebna innym jako krzyk z minionego świata. Zbyt straszna to opowieść, by mogło się w nią uwierzyć. A jednocześnie tak bardzo wciągająca i poruszająca, że chce się ją zrozumieć.
Monika Samitowska-Adamczyk
Oceny
Książka na półkach
- 1 858
- 1 392
- 293
- 53
- 41
- 24
- 23
- 19
- 18
- 17
OPINIE i DYSKUSJE
Dawno, po przeczytaniu książki nie znalazłam się w tak głębokim szoku. Ten reportaż to bolesna lekcja na temat człowieka, obłudy, religii, władzy. Coś czego lepiej, aby nie czytały osoby bardzo wrażliwe.
Dawno, po przeczytaniu książki nie znalazłam się w tak głębokim szoku. Ten reportaż to bolesna lekcja na temat człowieka, obłudy, religii, władzy. Coś czego lepiej, aby nie czytały osoby bardzo wrażliwe.
Pokaż mimo toOd ponad 30 lat siedzę w literaturze obozowej , a wciąż zdarzają się książki , które rozwalają mi konstrukcję. Książki, z których jeszcze czegoś nowego mogę się dowiedzieć. Książki, po których lekturze nie mogę zacząć kolejnej książki, bo jasna następna wydaje się zwyczajnie banalna....
Od ponad 30 lat siedzę w literaturze obozowej , a wciąż zdarzają się książki , które rozwalają mi konstrukcję. Książki, z których jeszcze czegoś nowego mogę się dowiedzieć. Książki, po których lekturze nie mogę zacząć kolejnej książki, bo jasna następna wydaje się zwyczajnie banalna....
Pokaż mimo toBardzo dobra książka poruszająca rzadki, zwłaszcza na arenie międzynarodowej, temat zagłady polskich rodzin i polskich dzieci. Ich tragedie stoją w cieniu głównego tematu jakim jest obecnie Holokaust. Tymczasem podczas II wojny światowej były również mordowane w bezwzględny sposób także polskie dzieci. O ich pamięć rzadko kto się upomina. Nie ma ofiar równych i równiejszych. Autorka jako córka ocalałej z lokalnej zagłady tzw. "małej zagłady" opisuje historię swojej matki, która przeżyła pacyfikację wsi Sochy na Zamojszczyźnie. Opisy działań wroga są drastyczne. Nie ma w nich litości dla nikogo. Dzieci polskie są tak samo zabijane jak żydowskie. Opisy są pełne okrucieństwa, choć co pewien czas autorka sprawiedliwie podaje przykłady tzw. dobrych Niemców, którzy starali się pomóc. Najczęściej są to również przykłady "Niemców zapomnianych", o których ciężko coś znaleźć w popularnych mediach (w odróżnieniu od słynnego Oscara Schindlera) mimo, że niekiedy ich działania ocaliły większą ilość ludności - oni odeszli w zapomnieniu. Autorka pokazuje jak trauma wojny działa na kolejne pokolenia. Książka momentami bywa chaotyczna, dlatego nie daję pełnych 10 gwiazdek, niemniej jednak jest cenna jako jeden z niewielu przypadków próby nagłośnienia także ludobójstwa Polaków i polskich dzieci. Z gorzką refleksją autorka zauważa, że nawet po wojnie ofiary pacyfikacji wsi Sochy nie zostały uznane jako ofiary Zamojszczyzny i nie otrzymały odszkodowania. Pokazuje jak strona pokrzywdzona jest pokrzywdzona nadal - już po wojnie. Jak Polska nie jest wcale stroną wygraną, zaś najeźdźcy mający szczęście znaleźć się po stronie RFN żyją nadal w dostatku podczas gdy ich ofiary w zapomnieniu i biedzie. Bardzo polecam książkę osobom interesującym się historią (nie tylko żydowską) tego okresu. Jest to lektura wstrząsająca i skłaniająca do refleksji.
Bardzo dobra książka poruszająca rzadki, zwłaszcza na arenie międzynarodowej, temat zagłady polskich rodzin i polskich dzieci. Ich tragedie stoją w cieniu głównego tematu jakim jest obecnie Holokaust. Tymczasem podczas II wojny światowej były również mordowane w bezwzględny sposób także polskie dzieci. O ich pamięć rzadko kto się upomina. Nie ma ofiar równych i...
więcej Pokaż mimo toPrzejmująca historia zagładzie i zmaganiu się z doświadczeniem zła. Polecam
Przejmująca historia zagładzie i zmaganiu się z doświadczeniem zła. Polecam
Pokaż mimo toDobrze napisana. Rzetelna. Dla każdego który ma wizję wojny jako "romantycznej, męskiej zabawy". Dla każdego kto ma jakiekolwiek wątpliwości, że dialog, kompromis , czy wypracowany konsensus, to za mało, a wojna to remedium na wszystkie bolączki tego świata. Warto
Dobrze napisana. Rzetelna. Dla każdego który ma wizję wojny jako "romantycznej, męskiej zabawy". Dla każdego kto ma jakiekolwiek wątpliwości, że dialog, kompromis , czy wypracowany konsensus, to za mało, a wojna to remedium na wszystkie bolączki tego świata. Warto
Pokaż mimo toKolejne rozliczenie z traumami wojennymi. Ponura, prawdziwa, dokumentalna historia wsi Sochy spalonej w 1943 r. przez Niemców, spisana przez córkę Tereni, która przeżyła pacyfikację wraz z dwojgiem rodzeństwa. Rodziców rozstrzelano na oczach dzieci. Przerażająca pamięć, która nie pozwala zapomnieć. Córka jakby za matkę pragnie ocalić od zapomnienia historię wielu dzieci, którym udało się przeżyć, jednak nigdy nie mogą normalnie żyć.
📖 Książka ma formę reportażu.
📖Bardzo drastyczna w przekazie.
📖Pacyfikacji dokonano nota bene w Dzień Dziecka.
📖Matka chciała, by słowo Niemcy pisać małą literą.
Kolejne rozliczenie z traumami wojennymi. Ponura, prawdziwa, dokumentalna historia wsi Sochy spalonej w 1943 r. przez Niemców, spisana przez córkę Tereni, która przeżyła pacyfikację wraz z dwojgiem rodzeństwa. Rodziców rozstrzelano na oczach dzieci. Przerażająca pamięć, która nie pozwala zapomnieć. Córka jakby za matkę pragnie ocalić od zapomnienia historię wielu dzieci,...
więcej Pokaż mimo toNiesamowicie przejmująca opowieść o traumie przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Opowieść o tym jak bardzo wojna potrafi z człowieka zrobić bestię. Napisana nieco inaczej, w sposób który sprawia iż potrafię się wczuć w skórę osób, o których autorka opowiada - zarówno w skórę ofiary jak i niestety oprawcy.
Niesamowicie przejmująca opowieść o traumie przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Opowieść o tym jak bardzo wojna potrafi z człowieka zrobić bestię. Napisana nieco inaczej, w sposób który sprawia iż potrafię się wczuć w skórę osób, o których autorka opowiada - zarówno w skórę ofiary jak i niestety oprawcy.
Pokaż mimo toJuż sam tytuł jest prowokujący. Bo albo mała, albo zagłada, prawda? A dalej jest coraz lepiej, literacko. I coraz gorzej, ludzko. Coraz bardziej nieludzko. Cudem ocalała mała dziewczynka z Soch. Nagle duża, bo bez rodziców, za to z dwojgiem młodszego rodzeństwa.
Przeskok do późniejszych czasów. Jej córka ma podobne sny, podobne lęki. Próbuje nauczyć się niemieckiego, ale nie może, choć tak bardzo się stara. W końcu, jako dorosła kobieta usiłuje przenicować to doświadczenie na drugą stronę. Dla matki, dla siebie. Dla swoich dzieci. O ile kiedykolwiek zechcą dowiedzieć się więcej.
Zresztą nie ma co się im dziwić. Ileż można słuchać o traumie. Żyć trzeba. Niech choć one żyć potrafią.
Tylko że "wojna nie umiera nigdy. Tylko zmienia mundury. Ma sesje wyjazdowe do innych krajów".
Już sam tytuł jest prowokujący. Bo albo mała, albo zagłada, prawda? A dalej jest coraz lepiej, literacko. I coraz gorzej, ludzko. Coraz bardziej nieludzko. Cudem ocalała mała dziewczynka z Soch. Nagle duża, bo bez rodziców, za to z dwojgiem młodszego rodzeństwa.
więcej Pokaż mimo toPrzeskok do późniejszych czasów. Jej córka ma podobne sny, podobne lęki. Próbuje nauczyć się niemieckiego, ale...
Reportaż Anny Janko pt. „Mała zagłada” przeczytałam krótko przed rosyjską inwazją na Ukrainę. Była połowa lutego 2022. Jeszcze nie zdążyłam przetrawić jej literackiego ciężaru, jeszcze nie byłam gotowa usiąść do zebrania własnych przemyśleń, gdy doszedł cień kolejnej wojny w Europie. Tak samo prawdziwej, rządzącej się tym samym okrucieństwem, tak samo siejącej strach i nienawiść jak poprzednia. Do tej pory myślałam, że określenia „przed wojną” lub „w czasie wojny” są zarezerwowane tylko dla moich dziadków. Niewyobrażalne, lecz teraz i ja dzielę świat na ten przed- i powojenny (choć przecież wojna jeszcze się nie skończyła).
Anna Janko w „Małej zagładzie” zebrała fakty i wspomnienia głównie swojej matki, Teresy Ferenc, z masakry, która miała miejsce we wsi Sochy na Zamojszczyźnie 1 czerwca 1943 r. Tego dnia rano do miejscowości wpadli Niemcy, strzelali do mieszkańców, podpalili domy. Zabili blisko 200 osób, w tym kobiety i dzieci. Jedną z dziewczynek, która przeżyła te tragiczne chwile, była matka autorki, wówczas 9-latka. Ani nie zapomniała, ani nie oswoiła się z tym, co widziała i słyszała. Traumatyczne emocje zostały z nią na zawsze i naznaczyły także rodzinę, zwłaszcza córkę, Annę Janko, autorkę „Małej zagłady”.
Długo nie mogłam zebrać się do napisania recenzji z tego reportażu. Takich książek nie zapominam, pozostają we mnie jak zakodowany szyfr. Tym razem siła oddziaływania została dodatkowo wzmocniona wydarzeniami w Ukrainie. Musiało upłynąć nieco czasu, zanim znowu byłam w stanie myśleć na tyle składnie, by móc na nowo pisać i dzielić się tym, co dla mnie ważne w tej lekturze.
To, co na pierwszy rzut oka, uderza w „Małej zagładzie” to język i punkt widzenia na fakty, oceną których Janko niemal prowokuje, jakby chciała wyrwać skostniałego odbiorcę z dotychczasowego sposobu patrzenia i otworzyć przed nim odmienną optykę. I tak na przykład raz bezdusznie wwierca się w umysł odbiorcy niebezpiecznym sformułowaniem „dzieci niewiadomego przeznaczenia”*). Innym razem rozmowa, z której dowiadujemy się, że przecież nie było wtedy najgorzej, bo „ (…) tylko zabijanie i podpalanie. Żadnego znęcania, pastwienia się, maltretowania, nikt nawet kobiet nie gwałcił. Szli i tylko zabijali (…)”**),pozostawia nas kipiących z oburzenia na taki rodzaj relacji, a jednocześnie niemal natychmiast po fali sprzeciwu przebija się zdziwienie, czy to w ogóle możliwe, aby być aż tak zimnym cynikiem? Próby zmiany perspektywy, próby podważenia osądu w zakresie tego, co wiadomo o eksterminacji mieszkańców Soch, powracają na karty „Małej zagłady” niejednokrotnie. Możemy stawiać pytania, w jakim celu autorka umniejsza, w jakim celu deprecjonuje to, co się wydarzyło? Po co w ogóle zamienia role katów i ofiar? Jaki to ma sens? Wydaje się, że odpowiedzi należy szukać w sposobie na rozprawienie się z przeżyciami, w metodzie na zweryfikowanie zakodowanych wspomnień. Bo czy jeśli odrze się fakty z emocji, to czy nadal będą miały tę samą siłę oddziaływania, czy wciąż będą miały to samo znaczenie? Współcześnie przecież nie trzeba nawet manipulować faktami, a wystarczy jedynie „pomajsterkować” przy emocjach, by uzyskać odmienny efekt ocenny. Wiadomo, że nic tak doskonale jak język nie nadaje się do takich „machinacji”. Porozstawiane pułapki pozostają jednak puste, gdyż wprawny czytelnik bezbłędnie rozumie sens zabiegu.
Drugim elementem, który równolegle ze stylistyką staje się wyznacznikiem atrybutów „Małej zagłady”, jest splecenie wspomnień matki – wówczas dziecka i biernej uczestniczki wydarzeń – z przeżyciami córki, która o wojnie „tylko” słyszała. W rezultacie niejako bezwiednie obie stają się powiernicami tych samych wojennych niedopowiedzeń, obie stają się obserwatorkami własnych niespokojnych reakcji, obie stają się wreszcie zakładniczkami powojennego strachu, z którym każdej na swój sposób przyjdzie się mierzyć. Swoją drogą to zadziwiające, jak pamięć jednego pokolenia potrafi kształtować przeżycia następnego. Czyżby istniała „pamięć genetyczna”? W „Małej zagładzie” obie, i matka, i córka, są do tego stopnia przesiąknięte wspomnieniem z Soch, że czasami nie wiadomo dokładnie, przeżycia której z nich w danej chwili przeważają. Co ciekawe, ich pamięć dotyczy nie tylko samych faktów, lecz rozlewa się również na emocje i wrażenia, które nawet wiele lat po wojnie dają o sobie znać, niekoniecznie w formie bezpośrednich reminiscencji z tragedii. Proste powiązania przyczynowo-skutkowe czasami są bowiem niewystarczające, by choćby wytłumaczyć nieoczekiwaną pustkę będąc wśród bliskich czy wyjaśnić nagłą niechęć do siebie samej. Bo obłęd rodzący się z poczucia strachu ma wiele odmian, trudno go wykorzenić, jest długowieczny i wydaje się też dziedziczny. Nie wiadomo, co przychodzi trudniej, co bardziej nieznośne i wyniszczające: pamięć czy zapomnienie?
Warto też podkreślić, że w „Małej zagładzie” masakra nie jest bezimienna. Zarówno ofiary, jak i sprawcy są wyraźnie nazwani. Mają imiona, twarze, indywidualne cechy, domy, plany na życie. Janko zadbała, by zwłaszcza ofiary, zostały zapamiętane jako konkretne osoby: matki, ojcowie, siostry, synowie. To nadaje zbrodni zupełnie inny wymiar. Pomordowani przestają być obcy i odlegli, oddzieleni stosami akt z archiwów, przez które pisarka latami się przedzierała, natomiast stają się prawdziwymi rodzinami, sąsiadami, którzy jeszcze przed chwilą prowadzili gospodarstwa, zajmowali się swoimi sprawami, zaczynali kolejny słoneczny dzień lata na wsi.
Anna Janko stworzyła „Małą zagładę”, by się rozprawić z przeszłością – pośrednio swoją, bezpośrednio swojej matki. Zestawiając kontrastowo poetyckie szczegóły z odartą z wszelkich uczuć bezwzględnie przeprowadzoną rzezią mieszkańców Soch, autorka głośno przestrzega, że wojna nie kończy się nigdy. Nigdy też nie gaśnie kanonada wspomnień. Co najwyżej walki przenoszą się na inne pola bitewne. Patrząc na bieżące wydarzenia, wojna zbiera teraz swój krwawy plon w Ukrainie.
*) Anna Janko „Mała zagłada”
**) Anna Janko „Mała zagłada”
Reportaż Anny Janko pt. „Mała zagłada” przeczytałam krótko przed rosyjską inwazją na Ukrainę. Była połowa lutego 2022. Jeszcze nie zdążyłam przetrawić jej literackiego ciężaru, jeszcze nie byłam gotowa usiąść do zebrania własnych przemyśleń, gdy doszedł cień kolejnej wojny w Europie. Tak samo prawdziwej, rządzącej się tym samym okrucieństwem, tak samo siejącej strach i...
więcej Pokaż mimo toKsiążka pomnik. Książka przestroga. Książka skarb. Książka pamiętnik.
Mała zagłada soszańskich dzieci, a jednak wielka, niewyobrażalna wręcz tragedia wielu rodzin.
Teraz, wiosną 2022 roku, czytałam ją z jeszcze mocniej bijącym sercem. I strachem. "Wojna nie umiera nigdy. Tylko zmienia mundury. Ma sesje wyjazdowe do innych krajów."
Książka pomnik. Książka przestroga. Książka skarb. Książka pamiętnik.
Pokaż mimo toMała zagłada soszańskich dzieci, a jednak wielka, niewyobrażalna wręcz tragedia wielu rodzin.
Teraz, wiosną 2022 roku, czytałam ją z jeszcze mocniej bijącym sercem. I strachem. "Wojna nie umiera nigdy. Tylko zmienia mundury. Ma sesje wyjazdowe do innych krajów."