TomRe

Profil użytkownika: TomRe

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 5 dni temu
12
Przeczytanych
książek
14
Książek
w biblioteczce
12
Opinii
36
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 16 książek
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

Czy istnieją poziome ściany, czyli kilka słów na temat „Tożsamości Rodneya Cullacka”

Mój głód cyberpunku bez przerwy daje znać o sobie, drążąc synapsy, każąc rozglądać się wokół w poszukiwaniu nowej dawki tego niezwykłego tworu i z roku na rok stając się coraz silniejszym. Taki stan spowodowany jest prostym faktem: mianowicie na rynku literatury i kinematografii cyberpunkowej zbyt niewiele jest dzieł godnych uznania, takich, które swą wymową dadzą fanom sto procent satysfakcji. Tak sądzę. Dlatego nadal szukam czegoś, co wypełni braki, olśni mnie i sprawi, że mój umysł poczuje się zaspokojony.

Miałem pewną nadzieję, że powieść Tożsamość Rodneya Cullacka zdoła podołać temu trudnemu zadaniu. Nie zważałem na to, iż ta książka jest debiutem pana Angermana na rynku fantastycznym. W ogóle nie znoszę oceniania powieści przez pryzmat debiutu właśnie, i staram się nie brać tego faktu pod uwagę. Dlatego pełen entuzjazmu zabrałem się za czytanie książki, kiedy tylko wpadła mi w ręce.

Ale po kolei. Tożsamość… przenosi nas do świata roku 2368, w którym biomodyfikacje i upgrade’y ludzkiego organizmu są już na porządku dziennym. Poznajemy dwudziestopięcioletniego Richarda Zongę, wysoko wyspecjalizowanego agenta poziomu ósmego, wykonującego zlecenia dla Matki i Imperatora. Poznajemy go w momencie, gdy rozwala jednemu facetowi w barze czaszkę i trafia na leczenie do Rodneya Cullacka. Co dziwne, spotyka go tutaj niespodzianka: od Rodneya dowiaduje się, że wcale nie ma dwudziestu pięciu lat, lecz pięćdziesiąt osiem. A także tego, że rzeczywistość, w której żyje, jest kłamstwem.

Rozmowa wychodzi na jaw i Richard zostaje uznany za zdrajcę. Musi uciekać przed innymi agentami Matki, a jednocześnie stara się odkryć prawdę o otaczającym go świecie.

Tożsamość… jest powieścią nacechowaną żywą akcją. Czyta się ją szybko, nie trzeba zbytnio wysilać zwojów mózgowych, bo wszystko zostało tutaj podane w dość banalny sposób. Mamy typowego samca, mamy kobiety, mamy strzelaniny, mamy także refleksje na temat jednostki i życia oraz dość konturowo przedstawioną wizję świata przyszłości. Mamy także – w stopniu niemal ocierającym się o plagiat, jak mi się wydaje – wyjątkowo dużo nawiązań do kultowego filmu braci Wachowskich, Matrixa. Nie da się o tym nie napisać, więc biorę się do roboty.

Dam sobie głowę uciąć, że pan Angerman jest wielkim fanem wymienionego wyżej filmu. Ja również jestem, dlatego nie umknęły mi zbieżności. Powiem więcej: sądzę, że cały pomysł na swoją książkę pan Angerman oparł na fabule Matrixa właśnie, choć to – oczywiście – jest tylko mój domysł. Niemniej poniżej podam kilka przykładów, które za tą koncepcją przemawiają. Nie wszystkie, żeby nie spojlerować. Kilka.

Przede wszystkim – Richard Zonga jest w powieści nazywany „Zbawicielem”. W filmie był Neo, którego Morfeusz nazywał „Wybrańcem”. Obaj bohaterowie mają jeden cel: wyzwolić uciemiężoną ludność. Neo musiał zakończyć wojnę z maszynami, a Richard ma ukazać umysłom ludzi Prawdę.

Właśnie, Prawda. W książce ciągle przewijają się słowa „Prawda was wyzwoli”. Richard słyszy to i powtarza niejeden raz. Słowa te musiały znajdować się akurat na tabliczce zawieszonej nad drzwiami, a w filmie na takiej samej tabliczce, w mieszkaniu Wyroczni, widniało: „Poznaj siebie”. Dodatkowo, w filmie jest mowa o „więzieniu umysłu, którego nie można dotknąć ani poczuć”. Myślicie, że w Tożsamości… nie znajdziecie odpowiednika tych słów? Ha! No i, jakby nie było, w Matrixie Morfeusz, ukazując Neo rzeczywisty świat, także objawia mu całą Prawdę, czyż nie?

Dobrze, dość o zbyt wyraźnych „nawiązaniach” do Matrixa. Jeśli podałbym jeszcze kilka, zepsułbym Wam ewentualną lekturę książki, ubiegając jej rozwiązania fabularne. Na szczęście w trakcie lektury Richard nie posiadł umiejętności latania ani kreowania rzeczywistości za pomocą umysłu, więc przynajmniej tyle dobrze. Kalką Neo na pewno nie jest i nie zostanie, gdyż zbyt wiele mu do tej postaci brakuje.

Teraz jeszcze parę spraw. Mianowicie, koszmarne dialogi i niezbyt widoczna inteligencja w wypowiedziach głównego bohatera. Momentami ma się wrażenie, że nie jest potężnym, niezwykle sprawnym i mega upgrade’owanym agentem ósmej – niemal najwyższej – kategorii, lecz zagubionym dzieciakiem. Robiłby także lepsze wrażenie, gdyby nie rzucał się z wywieszonym jęzorem i rozsadzającą jądra erekcją na każdą napotkaną babkę, no ale widać taki miał być. Na szczęście czasem uruchamia mózg i udaje mu się wyciągnąć kilka ciekawych wniosków (z pomocą bohaterów drugo- i trzecioplanowych, ale jednak), no i nie można odmówić mu zapędów filozoficznych. Przemyślenia bohatera na poszczególne tematy są niezwykle ważne dla fabuły i wydaje mi się, że powinny zostać przedstawione w znacznie poważniejszym świetle, z większym patosem, ale trzeba przyznać, że źle w tej kwestii nie jest. To najbardziej warta uwagi składowa część książki.

Osobną rzeczą jest słaba korekta i redakcja tekstu. Żeby ktoś mi nie zarzucił gołosłowności czy czepiania się, podam ze dwa przykłady.

Pierwszy kwiatek:

„Vienn się uchylił, ale Croasta już wbiegł po pionowej ścianie na górę i zaczęli walczyć wręcz.” – nie istnieją poziome ściany, panie Angerman, więc przymiotnik przed rzeczownikiem nie był potrzebny; od razu wiadomo, o co chodzi. Poza tym określenie „wbiegł” jednoznacznie wskazuje na to, że postać porusza się w górę. Na dół mogłaby tylko „zbiec”, a więc część zdania „…Croasta już wbiegł po pionowej ścianie na górę…” jest mocno, jakby to powiedzieć, niedopieszczona. Gdyby wbiegł, na przykład, na piętro, ok. Ale „na górę”?

Drugi kwiatek:

„Vienn tymczasem podszedł do zakrwawionej nie swoją krwią Rudyi i kazał jej się zamknąć”. – ten kwiatuszek jest już subtelniejszy, ale korektor i tak powinien wyłapać powtórzenie w tym samym zdaniu (nie jest to odosobnione w książce zjawisko) i usunąć to zupełnie niepotrzebne „nie swoją krwią”.

Poza kwiatkami stylistycznymi i gramatycznymi, do tekstu wkradły się także błędy logiczne. I znowu nie chcę zbytnio uprzedzać fabuły, ale powiedzcie mi, proszę, cóż to za sytuacja jest, kiedy strzały alarmują strażników, a alarm I stopnia włącza się dopiero po trzech minutach? Zupełnie nie rozumiem, skąd miałyby się brać te trzy minuty zwłoki do włączenia się alarmu od momentu „zaalarmowania” strzałami strażników.

W innym miejscu natykamy się na coś takiego:

„Chciałem być słaby i delikatny. Nie znałem tego w dawnym życiu.” Przepraszam, ale o jakie „dawne życie” chodzi? A kilka linijek dalej autor pisze coś, co zupełnie zaprzecza jakiejkolwiek wiedzy bohaterów o jakimkolwiek „dawnym życiu”.

Ok, dość wymieniania. Na koniec pozostawiam największą wadę fabuły, czyli brak jakiejkolwiek wiarygodności. Bazowe rozwiązania istnienia takiego, a nie innego świata, w Tożsamości… pozbawione są czegoś bardzo ważnego, a mianowicie – powodu, przyczyny. W Matrixie ludzie byli hodowani przez maszyny, a działo się tak dlatego, że ich ciała służyły za akumulatory wytwarzające energię. Jest powód, jest sens, jest logika.

Dzieło pana Przemka, moi drodzy, pomimo wyraźnych ambicji autora, w efekcie końcowym wygląda bardziej jak niezbyt ciężki do strawienia komiks niż pełnoprawna powieść fantastyczno-naukowa. Gdyby tylko autor przedstawił całość bardziej wiarygodnie i dopracował pewne elementy swojego stylu, na pewno osiągnąłby lepszy efekt. Nie jest zupełnie źle, ale dobrze też nie jest. Czuję się rozczarowany chyba dlatego, że nastawiłem się na lekturę frapującą i zdecydowanie ambitną, poruszającą i odkrywającą przed moimi oczyma wizję nową i oryginalną. Zapychającą braki cyberpunkowe na rynku literackim. Otrzymałem jednak zbyt dużą ilość wydumanej akcji i zbyt mało innowacyjności.

Sorry, panie Angerman. Chciałbym polecić Tożsamość…, ale – prawdę powiedziawszy – nie bardzo jest co. Jak sam Pan napisał: „Prawda jest tylko jedna”, ale, na szczęście, punkty widzenia mogą być bardzo różne.

Czy istnieją poziome ściany, czyli kilka słów na temat „Tożsamości Rodneya Cullacka”

Mój głód cyberpunku bez przerwy daje znać o sobie, drążąc synapsy, każąc rozglądać się wokół w poszukiwaniu nowej dawki tego niezwykłego tworu i z roku na rok stając się coraz silniejszym. Taki stan spowodowany jest prostym faktem: mianowicie na rynku literatury i kinematografii...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z wydawnictwem Drageus po raz pierwszy spotkałem się całkiem niedawno, zaledwie kilka miesięcy temu. Szczęśliwie złożyło się, że stało się to przy lekturze Nexusa, która to powieść zwróciła moją uwagę na Drageusa. Minął jakiś czas i z wielką ochotą zagłębiłem się w Crux, drugą część serii „Nexus 5”, a ostatnio otrzymałem od wydawnictwa egzemplarz recenzencki pierwszego tomu debiutanckiej trylogii Pierce’a Browna, Red rising. Złota krew. Po lekturze bardzo interesujących powieści Rameza Naama nie można się dziwić, że kolejny autor w ofercie Drageusa od razu mnie zaciekawił.

W pierwszym tomie trylogii Red rising autor odsłania przed nami świat pełen niesprawiedliwości, bogactwa kontrastującego ze skrajną biedą, bio- i nanomodyfikacji ludzkiego ciała, manipulacji i walki o władzę. Wszystko to jest podane czytelnikowi w niezwykle dynamicznej formie, która nie pozwala na nudę w trakcie lektury.

Głównym bohaterem Złotej krwi jest Darrow, szesnastolatek pracujący już od trzech lat w kopalniach na Marsie jako helldiver. Jest operatorem wiertła, drąży w ciemności kopalniane szyby. Na warunki jego pracy składa się nieznośne gorąco, samotność, zagrożenie ze strony jadowitych żmij i niezmienna ciemność. Nie widzi ludzi pracujących razem z nim, może słyszeć co najwyżej ich głosy.

Darrow jest najmłodszym helldiverem w historii klanu Czerwonych – górników klanu pieśni, tańca i ziemi. Czerwoni są pionierami eksploracji Marsa, wydobywają minerał Helium-3, który jest siłą napędową procesu terraformowania.

Społeczeństwa planet zasiedlonych przez ludzi są uporządkowane według hierarchii kolorów, określających zajmowane przez nich pozycje, ich zawody itp. Mamy przykładowo klany Czerwonych, Różowych, Brązowych, a także Złotych, przy czym ci ostatni są najpotężniejszą, władającą wszystkimi innymi kastą. Sprzeciwianie się im prowadzi do ciężkich kar, a także śmierci. Jak łatwo się domyślić, wszystkie inne kasty istnieją tylko po to, by Złoci mogli wieść wygodne, opływające w luksusy życie.

I tutaj właśnie tkwi sedno powieści. Czerwoni – ciężko pracujący, przymierający głodem górnicy – są tanią siłą roboczą, ludźmi bez litości karanymi za przewinienia i rzadko nagradzanymi za efektywną pracę. Choć wiedzą, że nie mogą zrobić niczego, co zmieni ich ciężki los, pali się w nich ogień buntu, niezależności, pogardy i nienawiści. Z chwilą, kiedy Darrow odczuwa na własnej skórze okrucieństwo Złotych, wszystko się dla niego zmienia. Otrzymuje szansę poprawy losu swych towarzyszy w niedoli, możliwość zemsty i wymierzenia sprawiedliwości. Wymaga to bardzo wielu poświęceń i długoletniej pracy, ale trawiący chłopaka od wewnątrz ogień daje mu siłę i upór konieczny do tego, by stanąć do walki z niesprawiedliwością.

Tak wygląda, z grubsza rzecz biorąc, fabuła Złotej krwi. Powieść obfituje w opisy bitew, taktycznych podchodów i pojedynków prowadzonych przez uczniów Instytutu, do którego trafia Darrow. Wszystko opiera się tam na walce – uczniowie rywalizują ze sobą w dzikim i nieprzyjaznym terenie, zabijają się i okaleczają nawzajem, cierpią głód i zimno, a cenzorzy obserwują po prostu ich poczynania. Młodzi ludzie muszą przeżyć osobliwą grę Złotych, mającą na celu wyłonienie najlepszego dowódcy z dziesiątek kandydatów.

Pierce Brown napisał żywą powieść, której istotę najłatwiej chyba porównać do znanych „Igrzysk śmierci”. To właśnie skojarzenie nasuwa się samo podczas czytania książki, z każdą kolejną stroną stając się wyraźniejsze. Co ważne, odbiera także Złotej krwi oryginalność, bo jasno i wyraźnie widać, że niemalże wszystkie elementy fabuły (może poza kolorami określającymi hierarchię poszczególnych kast i nazewnictwem w stylu helldiver) gdzieś już spotkaliśmy. Powtarza się wzorzec, symbolika i zależności pomiędzy tą i innymi pozycjami z nurtu fantastyki naukowej, w efekcie prowadząc do tego, iż powieść staje się w dużym stopniu przewidywalna. Owszem, miejscami zwroty akcji zaskoczą czytelnika, jednak nie ma co się spodziewać jakichś wielkich rewelacji czy chociażby opadającej szczęki.

Komu więc polecić Złotą krew? Myślę, że tym, którzy lubią niezbyt trudne w odbiorze, pełne akcji powieści, którzy chcą zabić czas wciągającą, acz niewymagającą lekturą. A w szczególności tym czytelnikom, którzy przepadają za „Igrzyskami śmierci”, bo – jakby na to nie spojrzeć – dostaną w dużym stopniu to samo, tyle że podane w innej postaci.

Po lekturze pierwszego tomu trylogii Red rising jestem bardzo ciekawy, jak dalej potoczy się historia Darrowa. Intryguje mnie to z tego względu, iż autor w tomie pierwszym, ogólnie mało oryginalnym, wykorzystał siłą rzeczy wątek gry w Instytucie. Oznacza to, że kolejne dwa tomy będą obfitować w większym stopniu w indywidualny potencjał Pierce’a Browna, a co za tym idzie, oryginalność trylogii widzianej jako całość znacznie wzrośnie. Chętnie więc przeczytam kolejny jej tom, kiedy tylko się ukaże.

Z wydawnictwem Drageus po raz pierwszy spotkałem się całkiem niedawno, zaledwie kilka miesięcy temu. Szczęśliwie złożyło się, że stało się to przy lekturze Nexusa, która to powieść zwróciła moją uwagę na Drageusa. Minął jakiś czas i z wielką ochotą zagłębiłem się w Crux, drugą część serii „Nexus 5”, a ostatnio otrzymałem od wydawnictwa egzemplarz recenzencki pierwszego tomu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kilka miesięcy po przeczytaniu przeze mnie Nexusa, na polski rynek trafiła druga część serii Nexus Rameza Naama, Crux. Świat pełen nanobotów, bio-ulepszeń i modyfikacji ludzkiego ciała wciągnął mnie już podczas lektury Nexusa, a wartka akcja nie pozwalała oderwać się od książki. Pochłaniając Nexusa miałem wrażenie, że trochę tej akcji jest tam za dużo, że autor za bardzo stawia na dynamikę i bieganinę bohaterów, zamiast zająć się kwestiami połączeń umysłów, wpływem nanonarkotyku na ludzkie zachowania i kwestie moralne. W Cruxie na szczęście udało mu się zrównoważyć te braki, bo choć akcji również nie brakuje, to czytamy także o rozterkach bohaterów i ich refleksjach, o tym, do czego niewłaściwie wykorzystany Nexus może doprowadzić.

Powieść jest oczywiście kontynuacją wydarzeń, które rozgrywały się w Nexusie. Na rynku pojawia się nowa wersja nanonarkotyku, Nexus 5, pozwalająca kontrolować umysły i ciała innych ludzi. Po nieudanym zamachu Frontu Postludzi na życie prezydenta USA, przeprowadzonym za pomocą zdalnie kontrolowanego agenta spełniającego rolę żywej bomby, ERD wysyła za Kadenem Lanem list gończy. Choć Kade nie jest winien zamachu, to ERD chce go schwytać, by dowiedzieć się, jak ta terrorystyczna akcja była przeprowadzona, a także jakie możliwości daje nowa wersja Nexusa. Są bardzo zainteresowani tak zwanym „oprogramowaniem submisji”, pozwalającym na przejęcie całkowitej kontroli nad umysłem i ciałem innego użytkownika Nexusa 5. Jest to systemowe ulepszenie, nakładka. Niektórzy programiści używają submisji do kradzieży, gwałtów i morderstw. Kade także jej używa, lecz po to, by powstrzymywać przestępców przed dokonywaniem zbrodni. Wraz z Fengiem muszą się ukrywać przed agentami i łowcami głów, ciągle są w drodze i omijają duże miasta. Starając się nie wpaść w ich ręce, docierają do Wietnamu.

Sam osiadła w wiosce, w której żyją dzieci posiadające niezwykle błyskotliwe umysły i Nexusa od urodzenia. Opiekując się nimi i prowadząc spokojny tryb życia, z dala od ERD i taktycznych akcji, nie wykorzystując ulepszeń swojego ciała, nawiązuje związek z jednym z opiekunów dzieci. Zagrożenie jednak dociera i do niej, ponownie zmuszając do walki i znowu przecinając jej losy z losami Kade’a.

Illya i Rangan Shangari zostali schwytani przez ERD. Są uwięzieni i torturowani, poddawani kolejnym cierpieniom tylko po to, by zdradzili „tylne wejście” do najnowszej wersji Nexusa, pozwalające na aktywację oprogramowania submisji w umyśle każdego użytkownika nanonarkotyku na świecie.

Prowadzone są badania na dzieciach autystycznych, którym podano Nexusa, a także na dzieciach, którym podano nanonarkotyk jeszcze w czasie życia płodowego. Badania te wykazują, że połączone umysły dzieci uczą się znacznie szybciej niż ich rówieśnicy pozbawieni Nexusa. Jednakże eksperymenty wzbudzają kontrowersje. Prezydent USA uważa dzieci z Nexusem za zagrożenie. Kontroluje przebieg testów i zaleca przyspieszenie prac nad „szczepionką na Nexusa”, uważając nanonarkotyk za niemalże wirus. Jeśli poprawa nie nastąpi, planuje odizolować dzieci, zamknąć je z dala od społeczności ludzkich. Szacuje się, że nanonarkotyku używa już ponad milion ludzi i że za rok liczba ta wzrośnie kilkakrotnie, a wtedy może być już za późno na przeciwdziałania.

Ling jest córką Su-Yong Shu, którą Su stworzyła i zaprogramowała. Jest kopią jej własnych genów i pierwszym prawdziwym postczłowiekiem na świecie. Ta kilkuletnia dziewczynka posiada znacznie ulepszone DNA, a także bardzo pojemny mózg wspomagany nanobotami od chwili narodzin. Nie zdaje sobie jednak sprawy, do jakich celów została stworzona. Tęskni do matki, której umysł jest więziony przez jej ojca Chena i torturowany w celu uzyskania kolejnych rewelacji technologicznych.

Tak z grubsza przedstawiają się rysy fabularne drugiej części serii. Jak wspomniałem we wstępie, dla autora tym razem ważne było pokazanie moralnych i etycznych konsekwencji wypuszczenia na rynek ulepszonej wersji Nexusa, a zwłaszcza oprogramowania submisji. Kade nie jest przedstawiany tylko jako uciekinier: staje się także samozwańczym sędzią i katem, wymierzającym karę ludzkim potworom wykorzystującym jego wynalazek przeciwko innym użytkownikom. Jest także najbardziej poszukiwanym człowiekiem na planecie, gdyż posiada kody do tylnej furtki w systemie Nexus 5, i jak nietrudno się domyślić, pożąda ich niejedna wysoko postawiona osoba.

W Cruxie czytamy także o czymś zupełnie nowym: możliwościach uploadowania umysłu. To zjawisko ma miejsce w przypadku Su-Yong Shu, której umysł został zamknięty w specjalnie przygotowanej pułapce. Upload umysłu polega na całkowitym przekierowaniu swojego systemu Nexus 5 do ciała innej osoby, wyparcia jej jaźni i przejęciem nad nim całkowitej kontroli. Ta technologia jednak jeszcze nie jest dostępna. Nie dla wszystkich.

Tym, co spodobało mi się w Cruxie, było przedstawienie rozterek moralnych, refleksji bohaterów zastanawiających się nad swoimi czynami i ich konsekwencjami, nad tym, do czego posiadanie władzy absolutnej może doprowadzić. Nie ulega wątpliwości, że gdyby świat wyglądałby tak, jak w Cruxie, byłby bardzo groźnym miejscem, w którym przeżyliby tylko ci najlepiej przystosowani czy też te osoby, które posiadają odpowiednie kody do systemu Nexusa 5.

Pytanie, które Kade’owi nie daje spokoju przez całą powieść, a które brzmi: „Jesteś mądrzejszy niż cała ludzkość?”, ma nie tylko elementarny wydźwięk, ale także niesie ze sobą kwestię jednostki. Kade może udostępnić kody, tylną furtkę do umysłu każdego użytkownika znaną tylko jemu, w imię większego dobra, ale czy może sam decydować za miliony istnień? Czy ma prawo podjąć decyzję za ludzi, których nawet nie widział? I ostatecznie: czy Kade jest lepszy niż ktoś, kto chce siłą odebrać mu kody w imię słusznej sprawy? Przecież Nexus został stworzony po to, by łączyć umysły i ludzi, nie w celu pozbawiania ich kontroli nad sobą samymi. W efekcie więc które zło Kade ma wybrać? Oddać kody komuś, kto uważa, że musi ulepszyć świat, narzucić swoją wolę, by osiągnąć pożądany skutek, czy też zachować je dla siebie, nie dzielić się z nikim, strzec ich przed światem i używać tylko wtedy, gdy to konieczne? Czy jest mądrzejszy niż cała ludzkość? I jakie skutki będą miały jego decyzje i czyny w kwestii pojawiającego się kolejnego ogniwa ewolucyjnego, jakim jest postczłowiek?

Wojna między człowiekiem a postczłowiekiem dopiero się rozpoczyna. Bez wątpienia sięgnę po kolejną część przygód Kadena Lane’a, nie zważając na nieco drętwy język Rameza Naama. Jego styl nie musi wcale być kwiecisty, by zobrazować czytelnikowi to, co chce przekazać, a mianowicie zasadnicze pytanie: czy człowiek jest na tyle silny, by nie bać się zmian ewolucyjnych? Czy też, jak prezydent USA Stockton, będzie robił wszystko, aby zatrzymać ten proces sądząc, że jeśli pojawi się postczłowiek, człowiek wyginie?

Posługując się przykładem z Cruxa można zapytać na koniec: czy homo sapiens istniałby dzisiaj, gdyby neandertalczyk nie pozwolił przebiegać procesom ewolucyjnym, nie uczył się i nie rozwijał? Z pewnością nie.


http://rebookblog.blogspot.com/2014/01/seria-nexus-crux-ramez-naam.html

Kilka miesięcy po przeczytaniu przeze mnie Nexusa, na polski rynek trafiła druga część serii Nexus Rameza Naama, Crux. Świat pełen nanobotów, bio-ulepszeń i modyfikacji ludzkiego ciała wciągnął mnie już podczas lektury Nexusa, a wartka akcja nie pozwalała oderwać się od książki. Pochłaniając Nexusa miałem wrażenie, że trochę tej akcji jest tam za dużo, że autor za bardzo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika TomRe

z ostatnich 3 m-cy
TomRe
2024-05-28 21:04:26
TomRe dodał do serwisu książkę Na krawędzi mroku
2024-05-28 21:04:26
TomRe dodał do serwisu książkę Na krawędzi mroku

statystyki

W sumie
przeczytano
12
książek
Średnio w roku
przeczytane
1
książka
Opinie były
pomocne
36
razy
W sumie
wystawione
12
ocen ze średnią 7,5

Spędzone
na czytaniu
89
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
minuta
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
16
książek [+ Dodaj]