Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Po pierwszych 200 stronach byłam już umęczona tą powieścią. Nie dzieje się dosłownie nic, co miałoby jakikolwiek wpływ na posuwanie fabuły do przodu. Bohaterowie wciąż idą i idą, i idą, chyba tylko po to, żeby iść. Jest to tak nudne 200 stron, w ciągu których autorka owszem, popisuje się zgrabnym stylem pisania, ale jak dla mnie same słowa nie wystarczą. Nie tym razem – tutaj za mało mięsa w mięsie.
Ocena tej książki jest naprawdę trudna. Już w poprzedniej części doceniałam zdolności pisarskie autorki. Uważam, że potrafi ona pisać, bo w jakiś sposób przyciąga uwagę czytelnika. Jednak na bardzo krótko, bo nie daje nam żadnych smaczków. Można powiedzieć wręcz, że potrafi pisać, budować ładne, zgrabne zdania, ale nie potrafi pisać tak, żeby opowieść stanowiła jedną, spójną i ciekawą całość.
Mam duży problem z tym, że nie jest to fantastyka, a właśnie tak kwalifikowana jest ta książka. Tak naprawdę poza jakimiś legendami, przypowieściami wplecionymi w fabułę nie doszukałam się żadnych motywów fantastycznych. Te opowieści mają chyba zbudować nam świat i przestrzeń, a ja wciąż tego nie kupuję. Jak dla mnie to wciąż normalna rzeczywistość, przecież w prawdziwym świecie również mamy legendy, które raczej niewiele mają wspólnego z możliwymi wydarzeniami.
Zawiodłam się przy pierwszym tomie, bo oczekiwałam od niego czegoś wow. Od tego tomu nie wymagałam kompletnie niczego i również się zawiodłam. Cóż, najwidoczniej nie są to książki dla mnie. Czy dla kogoś? Nie wiem, komu mogłabym je polecić, poza mrocznym klimatem (którego również jakoś bardzo nie czułam), nie widzę tu żadnych innych pozytywów
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2024/04/grzechy-ojcow-agnieszka-miela-dzieci.html

Po pierwszych 200 stronach byłam już umęczona tą powieścią. Nie dzieje się dosłownie nic, co miałoby jakikolwiek wpływ na posuwanie fabuły do przodu. Bohaterowie wciąż idą i idą, i idą, chyba tylko po to, żeby iść. Jest to tak nudne 200 stron, w ciągu których autorka owszem, popisuje się zgrabnym stylem pisania, ale jak dla mnie same słowa nie wystarczą. Nie tym razem –...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wilga i Bertram są potomkami Starych Rodów, które mają na swoim koncie liczne osiągnięcia, ale są ze sobą zwaśnione. Jednak los łączy ścieżki dwójki bohaterów, choć oni nie zdają sobie sprawy z tego, jak silna jest to więź. Wydarzenia jednej nocy sprawiają, że stają się dla siebie siostrą i bratem, ale to Ziarna Relenvel są tym, co tak naprawdę ich do siebie przyciąga.

Z początku polubiłam bohaterów. Bertram wydawał się być sprytnym chłopcem nieco pokrzywdzonym przez zbyt wymagającego ojca, Wilga z kolei była rezolutną dziewczynką, której brakuje uwagi ze strony ojca. Na późniejszych stronach jednak Wilga staje się dla mnie nieznośna, a Bertram nijaki.

Już na pierwszych stronach zostajemy zasypani gradem imion, nazwisk, nazw własnych i strzępkami informacji, które nam niewiele mówią. W późniejszym czasie zapewne ma się to wszystko rozjaśniać, lecz na samym początku nie jesteśmy w stanie wiedzieć, jak wiele z tych wiadomości musimy sobie przyswoić, żeby zrozumieć świat. Autorka stworzyła brutalną rzeczywistość, w której nowa wiara wypiera starą. Czy mi się to podoba? Szczerze mówiąc – nie wiem. Jakoś nie kupiłam tego świata w 100%.

Najbardziej wytrącało mnie z rytmu to, że gdy znaleźliśmy się w naprawdę ciekawym momencie, rozdział został urwany, a następny opowiada historię dziejącą się nawet kilka lat później. Dodatkowo nie znaliśmy aktualnych motywacji, które popędzały bohaterów do działania, a już w połowie książki nie miałam pojęcia co oni robią i w jakim celu.

Biorąc „Śmiech Diabła” do rąk miałam nadzieję na kawał dobrej fantastyki, a okazało się, że ani to dobre, ani fantastyka. Już wiem, że te długie rozdziały i mnóstwo tekstu na stronie wcale nie są zapowiedzią monumentalnej książki fantasy, jednak mimo wszystko chcę się dać jeszcze jedną szansę autorce.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2024/04/smiech-diaba-agnieszka-miela-dzieci.html

Wilga i Bertram są potomkami Starych Rodów, które mają na swoim koncie liczne osiągnięcia, ale są ze sobą zwaśnione. Jednak los łączy ścieżki dwójki bohaterów, choć oni nie zdają sobie sprawy z tego, jak silna jest to więź. Wydarzenia jednej nocy sprawiają, że stają się dla siebie siostrą i bratem, ale to Ziarna Relenvel są tym, co tak naprawdę ich do siebie przyciąga.

Z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Jaclyn Hyde Annabeth Bondor-Stone, Connor White
Ocena 7,0
Jaclyn Hyde Annabeth Bondor-Sto...

Na półkach: ,

Główna bohaterka, Jaclyn, to inteligentna i nieco ekscentryczna dziewczyna, która staje się głównym uczestnikiem szkolnych eksperymentów naukowych. Jednak kiedy pewnego dnia odkrywa tajemnicze serum, jej życie zmienia się nie do poznania. Dzięki temu serum, Jaclyn odkrywa niezwykłą zdolność do bycia perfekcyjną, co prowadzi ją do niezliczonych przygód, ale także zagrożeń.

"Jaclyn Hyde" to powieść pełna tajemnic, przygód i niezwykłych zwrotów akcji, która zabiera czytelnika w pasjonującą podróż przez świat szkolnych intryg i magicznych eksperymentów. Autorzy, Annabeth Bondor-Stone i Connor White, stworzyli niezwykłą historię, która nie tylko wciąga od pierwszych stron, ale także zaskakuje i bawi.

Okładka książki jest równie intrygująca co jej treść. Z dominującym obrazem zniekształconej twarzy dziewczyny, która nawiązuje do historii pierwowzoru i odwołuje się do symboliki alchemicznej, już na pierwszy rzut oka wzbudza ciekawość i wywołuje pytania. Kolorystyka oraz detale sugerują, że czytelnik może się spodziewać niezwykłych wydarzeń i surrealistycznych przeżyć.

Bondor-Stone i White doskonale balansują elementy komedii, tajemnicy i przygody, tworząc opowieść, która będzie równie atrakcyjna dla młodszych czytelników, jak i dla tych starszych. Ich styl narracji jest żywy i pełen energii, co sprawia, że trudno oderwać się od lektury.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2024/03/jaclyn-hyde-annabeth-bondor-stone.html

Główna bohaterka, Jaclyn, to inteligentna i nieco ekscentryczna dziewczyna, która staje się głównym uczestnikiem szkolnych eksperymentów naukowych. Jednak kiedy pewnego dnia odkrywa tajemnicze serum, jej życie zmienia się nie do poznania. Dzięki temu serum, Jaclyn odkrywa niezwykłą zdolność do bycia perfekcyjną, co prowadzi ją do niezliczonych przygód, ale także...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lana przeżywa najnudniejsze wakacje w swoim życiu. Jej starszy brat Harrison stał się dojrzałym chłopcem i nie chce się już bawić z młodszą siostrą. Wszystko odmienia się, gdy dziewczynka wraz z mamą udają się do pobliskiego, nowopowstałego sklepu, w którym jest całe mnóstwo wspaniałych promocji. Lana szybko przekonuje się, że nie jest to zwyczajny market, a w alejce z cukierkami na wagę znaleźć można tunele prowadzące prosto do baśni. Teraz to w rękach naszej głównej bohaterki jest uratowanie baśniowego świata od złej wiedźmy.

Uwielbiam wszelkiego rodzaju retellingi i tutaj również można uznać, że jest to jeden z nich. W treści mamy przypomnienie historii Roszpunki, Jasia i Małgosi, a przede wszystkim Śpiącej Królewny (choć w odrobinę zmienionych wersjach). Ale oprócz znanych nam historii dostajemy także bardzo interesującą opowieść, w której młodzi bohaterowie muszą poradzić sobie ze złem. Dodatkowo karty powieści skrywają nową, świeżo wymyśloną na potrzeby fabuły baśń „O małym chłopcu, małej dziewczynce i małym staruszku” – jest to świeży powiew w znanym już nam od małego świecie baśni.

Tym, co zachwyciło mnie od samego początku jest wydanie tej książki. Jest ona pięknie ilustrowana – gdzieniegdzie mamy ilustracje przedstawiające daną scenę z powieści, a w innych miejscach, w których przytaczane są baśnie zmieniony zostaje font, a dookoła treści pnie się misterny różany bluszcz. Pod ilustracjami umieszczone zostało zdanie opisujące to, który fragment tekstu przedstawia dany obrazek, co uważam za super dodatek. Skoro mnie, dorosłą osobę, urzekło to wydanie pod względem wizualnym, to jak bardzo przypadnie ono do gustu małemu odbiorcy?

„O dziewczynce, która wpadła w baśń” to przede wszystkim opowieść o wyobraźni i sile, jaką ze sobą ona niesie. Mnie książka wciągnęła tak mocno, że pochłonęłam ją w ekspresowym czasie, ale treść podzielona jest na zgrabne rozdziały, które pozwalają zatrzymać się w dowolnym momencie. Książeczka sprawdzi się najlepiej dla dzieci w wieku 8+, górnej granicy wieku nie przewiduję.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2024/03/o-dziewczynce-ktora-wpada-w-basn-ben.html

Lana przeżywa najnudniejsze wakacje w swoim życiu. Jej starszy brat Harrison stał się dojrzałym chłopcem i nie chce się już bawić z młodszą siostrą. Wszystko odmienia się, gdy dziewczynka wraz z mamą udają się do pobliskiego, nowopowstałego sklepu, w którym jest całe mnóstwo wspaniałych promocji. Lana szybko przekonuje się, że nie jest to zwyczajny market, a w alejce z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Główna akcja książki toczy się wokół losów Sofji Kluk, która dorasta wśród książek, biologii i entomologii. Mieszka z tatą na terenie uniwersytetu, na którym on wykłada. Jednak pewnego dnia jej ojciec tajemniczo i nagle znika. Dziewczyna trafia pod pieczę Czarodziejki Mai, gdzie zdobywa cenne umiejętności. Jednak los nie jest dla dziewczyny łaskawy i na swojej drodze spotyka coraz to nowe kłopoty.

Książka jest jednocześnie pozycją młodzieżową i nią nie jest. Mamy nastoletnią główną bohaterkę i jej typowe dla tego wieku zmartwienia, a równocześnie pojawiają się bardzo obrazowe sceny erotyczne oraz sporo wulgaryzmów. I chociaż obecnie młody czytelnik ma zapewne tego typu treści pod dostatkiem, ja osobiście wstrzymałabym się z poleceniem tej powieści osobie poniżej 18 roku życia.

“Agla. Alef” jest historią bardzo zawiłą. Klimatem przypomina carską Rosję, chociaż znajdujemy się niewątpliwie w Krakowie, moim zdaniem XIX wiecznym Krakowie. Świat przedstawiony jest tak realny, że jesteśmy w stanie uwierzyć, że tak wyglądało życie kilkaset lat temu. A jednocześnie w Hucie produkowane są golemy, po mieście biega bezpieka, są czary, jest mrocznie, magicznie i nieprzewidywalnie. Z każdą chwilą akcja plącze się coraz bardziej, a czytelnik zostaje w nią wessany w całości.

Radek Rak pisze w taki sposób, że nie da się tego opisać słowami. Zrozumie to tylko ten, kto już poznał jego pióro. Baśniowe, ale pełne wulgaryzmów. Przywodzące na myśl bajki dla dzieci, ale zdecydowanie dla dorosłych. Pełne realizmu, a równocześnie magiczne i nie z tej ziemi. W tym pięknym świecie można spotkać też szkaradę, możemy się śmiać, bać i płakać niemalże w jednej chwili. Kunszt pisarski jest tutaj na najwyższym poziomie, co czuje się całym sobą, choć książka nie męczy czytelnika w najmniejszym stopniu. W tym wypadku literatura fantastyczna przeplata się z literaturą piękną na wielu nieuchwytnych płaszczyznach.

Wejście w tę powieść może być z początku odrobinę trudne, bo Radek Rak od pierwszych stron wprowadza nas mocno w świat przedstawiony. Nie cacka się z czytelnikiem, liczy na jego zaangażowanie i inteligencję. Ja osobiście lubię takie książki, w których autor nie traktuje czytelnika jak mało rozumne dziecko. Jeśli się tylko nie zniechęcisz i dotrwasz do dalszej części opowieści, otworzy się przed Tobą nowy, niezwykły i mroczny świat. Według mnie zdecydowanie warto!
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2024/03/agla-alef-agla-tom-i-radek-rak.html

Główna akcja książki toczy się wokół losów Sofji Kluk, która dorasta wśród książek, biologii i entomologii. Mieszka z tatą na terenie uniwersytetu, na którym on wykłada. Jednak pewnego dnia jej ojciec tajemniczo i nagle znika. Dziewczyna trafia pod pieczę Czarodziejki Mai, gdzie zdobywa cenne umiejętności. Jednak los nie jest dla dziewczyny łaskawy i na swojej drodze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dora i jej nowe moce żyją w miarę spokojnie w porównaniu do przeżyć, jakie toczyły się w “Złodzieju Dusz”. Bohaterka razem ze swoimi przyjaciółmi - diabłem Mironem i aniołem Joshuą prowadzi biuro detektywistyczne w nadprzyrodzonym świecie. Kiedy jednak upiorna bogini nawiedza ją w śnie, przedstawiając koszmarną wizję przyszłości, Dora wie, że jej życie znów będzie pędziło jak zabójczy rollercoaster.

Obawiałam się sięgnąć po tę książkę, ponieważ z licznych opinii na jej temat wiedziałam, że jest to najgorsza część serii. Jednak byłam na tyle uparta, że stwierdziłam, że choćby się waliło, ja muszę przeczytać całą heksalogię. Są to książki tak znane, że głupio byłoby mi ich nie poznać. Zatem zaczęłam i od razu na plus zadziałały rozdziały krótsze niż w poprzednim tomie, co wtedy bardzo mi przeszkadzało.

Tym, co od pierwszych stron rzuca się w oczy jest masa zdrobnień. Po kilku kartkach miałam dość słodko pierdzących kochań, kocurków, ptaszyn, diabełków i wielu, wielu innych określeń, jakimi do siebie zwracają się główni bohaterowie. Na szczęście po kilkunastu stronach odrobinę się to uspokaja, chociaż nie do końca. Takiej ilości słodyczy nie jestem w stanie znieść, więc mam nadzieję, że w następnych częściach będzie tego mniej.

Kiedy już skończył się powyższy etap, przyszła pora na faktyczną fabułę, co do której mam jedno zastrzeżenie. Miałam wrażenie, jakby autorka nie do końca przemyślała przebieg wydarzeń i musiała się w jakiś sposób ratować, dlatego postanowiła wyjaśniać pewne kwestie w najprostszy sposób - po prostu wspominając, że tak już jest i koniec. Rozumiem, że to jej świat i może w nim tworzyć co zechce, ale w tym przypadku jakoś mocniej mnie to raziło.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/05/bogowie-musza-byc-szaleni-dora-wilk-tom.html

Dora i jej nowe moce żyją w miarę spokojnie w porównaniu do przeżyć, jakie toczyły się w “Złodzieju Dusz”. Bohaterka razem ze swoimi przyjaciółmi - diabłem Mironem i aniołem Joshuą prowadzi biuro detektywistyczne w nadprzyrodzonym świecie. Kiedy jednak upiorna bogini nawiedza ją w śnie, przedstawiając koszmarną wizję przyszłości, Dora wie, że jej życie znów będzie pędziło...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Tunele Roderick Gordon, Brian Williams
Ocena 6,8
Tunele Roderick Gordon, Br...

Na półkach: ,

W książce poznajemy głównego bohatera, Willa, który ze swoim ojcem po godzinach szkolnych/pracy zajmują się kopaniem tuneli. Robią to z zamiłowania, aby być może znaleźć ciekawe eksponaty, jednak nie w celu wzbogacenia się na sprzedaży, a ewentualnie powiększenie własnej kolekcji skarbów. W pewnym momencie ojciec tajemniczo znika, a Will ze swoim przyjacielem Chesterem postanawiają go odnaleźć. Schodzą więc do wydrążonych tuneli, gdzie znajdują ukryty przed ludźmi świat. Jakie niespodzianki przyniesie im podróż w głąb ziemi, czy uda im się odnaleźć zaginionego ojca i czy wrócą bezpiecznie na powierzchnię?

Nie mogę powiedzieć, że nie oczekiwałam po tej książce zbyt wiele, bo tak nie było. Byłam nastawiona na porywającą powieść przygodową dla młodzieży – w końcu słyszałam o niej tak wiele pozytywnych opinii. Czy dostałam to, czego chciałam? Tak. Dostałam to i… znacznie, znacznie więcej.
Co było dla mnie największym zaskoczeniem, to to że książka nie jest do końca jednowymiarowa. Oprócz typowej historii pełnej przygód, na którą jesteśmy przygotowani dostajemy również poboczne wątki. Znajdą się tutaj na przykład problemy dysfunkcyjnej rodziny, kłopoty szkolno/podwórkowe, nietolerancja względem inności. Jednocześnie wątki te nie wysuwają się na przód, tylko zajmują swoje miejsce w szeregu jedynie wzbogacając przewodnią opowieść. Ogromnie spodobała mi się postać pojawiającej się od czasu do czasu matki. Jest to kobieta chora psychicznie i za każdym razem zmieniała swoją osobowość, więc nie byłam nigdy gotowa na to, co miało się wydarzyć. To chyba generalnie, poza główną osią fabuły, mój ulubiony wątek w tej książce.

Nie zabrakło tutaj zaskoczeń. Większość zwrotów akcji była dla mnie niespodziewana, więc za to daje ogromny plus. Nie jest to zatem schematyczna powieść. Przy „Tunelach” nie sposób się nudzić. Mamy tutaj odrobinę fantastyki, ale raczej wciąż określiłabym ją bardziej jako literaturę młodzieżową niż fantastyczną (co w żadnym stopniu nie jest minusem). Jako 25-letnia kobieta bawiłam się przy tej książce naprawdę dobrze i zdecydowanie czekam na kolejne tomy, po które sięgnę z niezwykłą przyjemnością.

________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/05/tunele-roderick-gordon-brian-williams.html

W książce poznajemy głównego bohatera, Willa, który ze swoim ojcem po godzinach szkolnych/pracy zajmują się kopaniem tuneli. Robią to z zamiłowania, aby być może znaleźć ciekawe eksponaty, jednak nie w celu wzbogacenia się na sprzedaży, a ewentualnie powiększenie własnej kolekcji skarbów. W pewnym momencie ojciec tajemniczo znika, a Will ze swoim przyjacielem Chesterem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Literatura popularnonaukowa dopiero od niedawna zapełnia moje półki na regale. Wśród nich najczęściej znajdują się pozycje z dziedziny chemii i biologii. Choć bardzo bym chciała, żeby znalazło się wśród nich więcej woluminów z zakresu fizyki, to nie czuję się na siłach, żeby je czytać. Jednak kiedy zobaczyłam opis tej książki, wiedziałam że to może być początek nowej przygody.
„Droga Mleczna. Autobiografia naszej Galaktyki” liczy sobie zaledwie około 250 stron, ale są to strony po brzegi wypchane wiedzą. Zraziłam Cię już? Samą siebie zapewne bym odstraszyła. Ale jest to wiedza przekazana w tak ciekawy sposób, że nie sposób oderwać się od lektury. Droga Mleczna opowiada nam o sobie sama. Zaczyna od samego początku, a nawet od tego, co było przed „początkiem” i ciągnie swoje opowiadanie aż do aktualnego położenia. Na zdecydowany plus zasługują też liczne przypisy, choć trochę bolało mnie to, że zostały zebrane na końcu książki. Ciągłe kartkowanie trochę mnie irytowało, wolałabym żeby znalazły swoje miejsce na tej samej stronie, co odnośnik.
Tym, co nie spodobało mi się w tym tytule był sposób, w jaki została napisana. Sam pomysł napisania autobiografii jest bardzo fajny, jednak już ocenianie przeróżnych rzeczy nie do końca przypadła mi do gustu. „Galaktyka” mówi źle o nas, jako ludziach, o innych galaktykach i różnych sytuacjach. Jeszcze można byłoby to znieść, gdyby te uwagi nie były napisane w sposób chamski. Uważam, że można było uniknąć tego typu wstawek, Droga Mleczna mogła po prostu opowiadać swoje dzieje bez oceniania czegokolwiek i kogokolwiek. Mogła to być bezstronna, urocza i zabawna opowieść o miejscu, w którym przyszło nam istnieć, a nie do końca to jednak wyszło.
Ilość wiedzy, jaką zdobyłam jako całkowity laik jest spora, martwi mnie tylko to, na jak długo ona ze mną zostanie. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o tym, że według „Galaktyki” nie jesteśmy zbyt inteligentni, co daje nam do zrozumienia na każdym kroku – i takie podejście odrobinę zniechęca mnie do przyjmowania wiedzy, którą książka przekazuje (skoro i tak, według Ciebie zawsze będę na to za głupia, to po co się starać ;) ).
Pomijając jednak całość merytorycznej, typowo naukowej wiedzy, która w tej książce się znalazła, jest też w niej coś, czego się nie spodziewałam, a ogromnie mnie zaintrygowało. A mianowicie mitologia. Autorka umieściła tutaj chociażby różne mity o stworzeniu wszechświata – i dla mnie to była najciekawsza część tej książki. Była ona na tyle ciekawa, że na pewno będę szukała więcej informacji i książek w tym temacie.
Nie wiem, czy dla kogoś, kto ma większą wiedzę w temacie astrofizyki niż ja (czyli jakąkolwiek) będzie to książka ciekawa i czy czegoś nowego się z niej dowie. Ja pomimo tych kilku aspektów, które mi nieco przeszkadzały, połknęłam tytuł w dwa wieczory. Ale o tym, czy chcecie przeczytać tę pozycję musicie zadecydować już sami.
________
https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2024/05/droga-mleczna-autobiografia-naszej.html

Literatura popularnonaukowa dopiero od niedawna zapełnia moje półki na regale. Wśród nich najczęściej znajdują się pozycje z dziedziny chemii i biologii. Choć bardzo bym chciała, żeby znalazło się wśród nich więcej woluminów z zakresu fizyki, to nie czuję się na siłach, żeby je czytać. Jednak kiedy zobaczyłam opis tej książki, wiedziałam że to może być początek nowej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ludzkość zdobyła całą wiedzę tego świata. Żyjemy w cywilizacji wolnej od chorób, wojen i biedy. Nie znamy śmierci - nawet jeśli postanowisz popełnić samobójstwo specjalne karetki zabiorą Cię do centrum uzdrawiania, gdzie przywrócą Twoim płucom tlen, Twoim żyłom krew. Jedynym realnym zagrożeniem jest w takim wypadku przeludnienie. Za kontrolę liczby ludności odpowiedzialni są tytułowi Kosiarze, którzy zbierają ludzi jak kłosy zbóż. Dwoje nastolatków Citra i Rowan rozpoczynają praktykę do tego właśnie zawodu, gdzie poznają od podszewki pogardzaną pracę. Zostaną uwikłani w liczne intrygi płacąc przy tym wysoką cenę.

Biorąc do rąk “Kosiarzy” miałam pewne obawy. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu byłam pewna, że mi się spodoba. Wierzyłam, że zachwyty, które czytałam w internecie są jak najbardziej prawdziwe. Ze względu właśnie na stare wydanie miałam jednak wrażenie, że będzie to mocarna książka - taka z wysokim progiem wejścia, z rozbudowanym mocno światem, taka z którą spędzę wiele dni i być może będę nią mocno przeciążona. Och, jak bardzo się myliłam.

“Kosiarze” pomimo faktycznie mocno rozbudowanego świata są lekturą bardzo lekką. Jest to bardzo młodzieżowa młodzieżówka, jeśli mogę to tak określić. Przez tekst się wręcz płynie, nic nas nie przytłacza. Mnogość wątków jedynie zapewnia większą rozrywkę. Fabuła jest wciągająca i nie nuży - z zapartym tchem chciałam dowiedzieć się, co wydarzy się na następnych stronach.

Książka posiada elementy, które są właściwe do jej gatunku i nie sposób jej za to winić. Mamy tutaj młodych bohaterów, którzy wierzą w możliwość uczynienia świata innym. Wyróżnia ich hart ducha, jakim właśnie cechują się młodzi ludzie. Są zaangażowani i odważni, a przede wszystkim dają się lubić. Moją sympatię zdobyły zarówno główne postacie, jak i bohaterowie drugoplanowi.

W “Kosiarzach” znajdziecie całe mnóstwo intryg. Chociaż są one dopasowane ciężarem stosownie do literatury młodzieżowej, to sama momentami byłam mocno zaskoczona zwrotami akcji. Pod żadnym względem nie mogę powiedzieć, że jestem zawiedziona tą książką. Co więcej - z niecierpliwością czekam, aż nareszcie zabiorę się za tom drugi Żniw Śmierci.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/04/kosiarze-neal-shusterman-zniwa-smierci.html

Ludzkość zdobyła całą wiedzę tego świata. Żyjemy w cywilizacji wolnej od chorób, wojen i biedy. Nie znamy śmierci - nawet jeśli postanowisz popełnić samobójstwo specjalne karetki zabiorą Cię do centrum uzdrawiania, gdzie przywrócą Twoim płucom tlen, Twoim żyłom krew. Jedynym realnym zagrożeniem jest w takim wypadku przeludnienie. Za kontrolę liczby ludności odpowiedzialni...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Cudowne Lata” opowiadają nam historię trójki przyjaciół, którzy od pierwszego spotkania są nierozłączni. „Étienne był liderem, Nina sercem, a Adrien podążał za nimi bez narzekania.” Historia prowadzona jest z dwóch perspektyw. W jednej widzimy chronologiczne wydarzenia od pierwszego dnia szkoły, kiedy to nasza Trójka się poznaje. W drugiej narratorem jest tajemnicza postać, która zna wszystkie wydarzenia i opowiada historię w czasie teraźniejszym.

Z Étiennem, Niną i Adrienem podążamy przez problemy szkolne, dorastanie, pierwsze zakochania, kłopoty rodzinne i wszystkim innym, co wiąże się z życiem. A ono nie oszczędza naszej Trójki. Wszyscy wierzą, że ich paczka będzie trwała wiecznie – „We troje albo wcale”, jednak los ma dla nich inne plany i miażdżące dusze wydarzenia.

Tajemniczy narrator zdradza nam pewne szczątki historii, insynuując w ten sposób, że zna losy naszych bohaterów. Z jego słów możemy wyczytać, że w przeszłości wydarzyło się coś naprawdę strasznego, co odbiło się na życiu trojga przyjaciół i ich najbliższych. Napięcie budowane jest bardzo powoli. Można powiedzieć, że zbyt powoli – przynajmniej dla mnie. W momencie, kiedy myślałam, że nareszcie nastąpi jakiś przełom, historia ponownie zwolniła. Niestety było to już za połową książki, przez co mój zapał do czytania bardzo ostygł.

Najbardziej przeszkadzało mi tutaj to, że nie wiemy w jakim celu prowadzona jest ta opowieść. Odkrycie tego, co wydarzyło się w przeszłości nie było dla mnie wystarczająco motywujące, skoro nie wiedziałam do czego tamte wydarzenia doprowadziły. Ponieważ odkrywamy tutaj zarówno przeszłość, jak i teraźniejszość, tak naprawdę nie wiemy na czym aktualnie stoimy. I myślę, że z tym miałam największy problem. Opowiadanie czegoś, byleby cokolwiek opowiadać – to zdecydowanie nie dla mnie.

Bardzo nudziłam się podczas czytania tej książki. Walczyłam sama ze sobą, aby jej nie odłożyć tuż przed zakończeniem. Liczyłam na to, że ostatnie strony zmienią mój stosunek do całości, że powiem „WOW! Ale to było dobre!”. Cóż… Tak się nie stało. Wciąż nie wiem, po co poznałam całe życie trojga ludzi, z którymi nie poczułam żadnej więzi.

W pewnym momencie w książkę wpleciony jest motyw, o którym nie mogę opowiedzieć, ponieważ byłby to bardzo duży spojler. Ale to on właściwie jest odpowiedzialny za tak niską ocenę. Uważam, że był tam wepchnięty bez sensu, żeby nie powiedzieć „pod publikę”. Wyglądało to odrobinę tak, jakby autorka w samym środku powieści wpadła na ten pomysł, dla mnie trochę od czapy.

Osobiście nie polecam „Cudownych Lat”, chyba że macie problemy z zasypianiem. Ja wynudziłam się okrutnie, ale wiem, że wielu z Was doceni niespieszność tej opowieści.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat tej książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/04/cudowne-lata-valerie-perrin.html

„Cudowne Lata” opowiadają nam historię trójki przyjaciół, którzy od pierwszego spotkania są nierozłączni. „Étienne był liderem, Nina sercem, a Adrien podążał za nimi bez narzekania.” Historia prowadzona jest z dwóch perspektyw. W jednej widzimy chronologiczne wydarzenia od pierwszego dnia szkoły, kiedy to nasza Trójka się poznaje. W drugiej narratorem jest tajemnicza...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Beatrycze zasiada na amerykańskim tronie jako pierwsza w historii królowa. Pełna obaw, niepewna swojej roli obiera pieczę nad państwem. Tymczasem Samanta młodsza księżniczka jest świadoma tego, że nigdy nie będzie dzierżyć takiej władzy, a jednocześnie przez swoją pozycję wciąż jest w świetle reflektorów. Daphne wciąż ubiega się o księcia Jeffersona, a Nina jako przyjaciółka książąt non stop wplątywana jest w ich perypetie.

W tej części dostajemy więcej tego, co otrzymaliśmy już w pierwszym tomie. Czy to źle? Przyznam że nie wiem. Przy „Amerykańskich Księżniczkach” byłam trochę rozczarowana, bo czego innego oczekiwałam od tej książki. Chciałam intryg, walki o tron i tego typu rzeczy, a dostałam wtedy książkę obyczajową, która kręci się głównie wokół wątków miłosnych (aż czterech!). W przypadku tomu „Jej Królewska Mość” otrzymałam dokładnie to samo, ale wiedziałam czego się spodziewać, byłam na to przygotowana i o dziwo sama tego chciałam. Można powiedzieć, że to takie moje guilty pleasure. Ta seria jest trochę jak brazylijskie seriale, czytelnik wie, że niczego z niej nie wyniesie, schematy są nieco oklepane, czasem nierzeczywiste, ale czyta się dalej z zapartym tchem i chęcią poznania wydarzeń z następnych stron.

Mam wrażenie, że działo się tutaj znacznie więcej. Akcja była bardzo wartka, a zdarzyły się też zaskakujące zwroty akcji. Nie mogę zatem narzekać również pod tym względem. Jeśli chodzi o bohaterów – są oni dojrzalsi. W pierwszej części widać było, że wszyscy są nabuzowanymi hormonami nastolatkami, teraz podejmują być może trudne, ale dobrze przemyślane decyzję. Za to, że nie stoją w miejscu, jak to się zwykle zdarza, tylko dorośleją z biegiem czasu (tak, jak to powinno wyglądać) ogromny plus.

Mimo całego progresu jaki nastąpił i tego, że tym razem wiedziałam z jaką kategorią książkową dane mi będzie się zmierzyć, nie mogę być bezkrytyczna w stosunku do mnogości wątków miłosnych, stąd nieco obniżona nota. Jeśli jesteście zainteresowani książką, to polecam, szczególnie wielbicielom romansów i śledzenia perypetii rodzin królewskich. Pamiętajcie jednak, żeby czytać serię za koleją, bo łatwo pogubić się w licznych powiązaniach miłosno-rodzinnych.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/04/amerykanskie-ksiezniczki-jej-krolewska.html

Beatrycze zasiada na amerykańskim tronie jako pierwsza w historii królowa. Pełna obaw, niepewna swojej roli obiera pieczę nad państwem. Tymczasem Samanta młodsza księżniczka jest świadoma tego, że nigdy nie będzie dzierżyć takiej władzy, a jednocześnie przez swoją pozycję wciąż jest w świetle reflektorów. Daphne wciąż ubiega się o księcia Jeffersona, a Nina jako...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książeczka jest nieduża, liczy sobie około 200 stron, z jednej strony uważam to za atut, z drugiej jako przywarę. Osobiście męczyła mnie pierwsza połowa tej pozycji, nie jestem zwolenniczką poradników i zapewne, gdyby książka była dłuższa, to nigdy bym jej nie skończyła. Z drugiej strony jednak uważam, że powinna być ona dłuższa, bo na tak niewielu stronach nie da się przekazać całej wiedzy co do wychowania dzieci. Mam wrażenie, że jest to zrobione pobieżnie i można było wyciągnąć z tematów znacznie więcej.

W książce przeczytamy między innymi o rodzicielstwie, codziennych problemach związanych z byciem rodzicem, o radzeniu sobie z emocjami, czy o wielkich zmianach, jakie czasem muszą nastąpić w rodzinnym życiu. Wszystkie te tematy są bardzo ważne, ale tak jak wspomniałam wyżej, odczuwałam pewien niedosyt, ponieważ żaden z nich nie został wystarczająco rozbudowany.

Z poradnikami mam taki problem, że nie lubię, gdy proste sprawy opisywane są w bardzo zawiły sposób sprawiający, że zwykłe zjedzenie kromki z masłem wydaje się być sprawą ważącą na losach galaktyki. Robienie z igły wideł jest dla mnie nieznośne do tego stopnia, że łatwo się irytuję nawet czytając książkę. Po co zatem sięgałam w ogóle po poradnik? Żeby poszerzać horyzonty, otwierać się na nowe doznania i wyjść ze swojej strefy czytelniczego komfortu. Teraz jednak wiem, że prędko tego nie powtórzę, bo odbiłam się od tej małej pozycji, nie sądzę zatem, żeby z innymi poradnikami było inaczej.

Co tu dłużej mówić – mnie książka nie porwała. Myślę, że większość porad jest dosyć oczywista, nie trzeba być wykwalifikowanym psychologiem dziecięcym, żeby wiedzieć że niektórych rzeczy nie należy robić, a inne wręcz przeciwnie, powinno się. Moim zdaniem jest to pozycja dla osób, które nie miały do czynienia z małymi dziećmi i nie wiedzą kompletnie nic o ich wychowaniu, dlatego to właśnie takim osobom ją polecam. Bo książka nie jest złą pozycją, ja wyniosłam z niej trochę przydatnej wiedzy i wiem, że inni mogą wynieść z niej jeszcze więcej.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/04/jak-wychowac-dziecko-na-fajnego.html

Książeczka jest nieduża, liczy sobie około 200 stron, z jednej strony uważam to za atut, z drugiej jako przywarę. Osobiście męczyła mnie pierwsza połowa tej pozycji, nie jestem zwolenniczką poradników i zapewne, gdyby książka była dłuższa, to nigdy bym jej nie skończyła. Z drugiej strony jednak uważam, że powinna być ona dłuższa, bo na tak niewielu stronach nie da się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę rozpoczyna niezwykle ciepły, pełen prawdziwej przyjacielskiej miłości wstęp Lisy Kudrow, aktorki z którą Matthew spędził na planie 10 sezonów „Przyjaciół”. I chociaż cała paczka żyje ze sobą w przyjaźni, nawet Lisa pisze otwarcie „To dzięki tej książce dowiedziałam się, czym naprawdę było jego życie z uzależnieniem i przetrwanie go. Matthew trochę mi o tym opowiadał, ale nie tak szczegółowo. Tu bardzo otwarcie i szczerze wpuszcza nas do swojej głowy i serca. […] Był bliski śmierci tyle razy, że jego przetrwanie wydaje się niemal cudem. Cieszę się, że tu jesteś Matty. Jak to dobrze. Kocham cię.”. Skoro nawet jedna z najbliższych mu osób nie zdawała sobie sprawy z tego, jak poważnie wyglądała sytuacja, w jaki sposób mogliby się o tym dowiedzieć jego fani? Cieszę się, że mimo tak ciężkich przeżyć Perry postanowił się podzielić z nami częścią swojej historii. Historii, która wciąż trwa.

Kiedy spoglądam na okładkę, ciężko mi uwierzyć, że ten przystojny mężczyzna, o taki pięknym, przeszywającym człowieka spojrzeniu, z dodającymi uroku kurzymi łapkami wokół oczu i innymi zmarszczkami mimicznymi powstałymi od uśmiechu, ten człowiek, który uważany jest za jednego z najlepszych komediowych aktorów, przeżył w życiu tyle cierpienia. Aktor w swojej biografii niczym nas nie mami, nie oszukuje. Opowiada swoje życie od samego początku, nie wybielając swoich przewinień. Pokazuje, że droga do uzależnienia jest krótka i prosta, ale przez uzależnienie prowadzi wiele wyboistych dróg, a większość z nich prowadzi na sam dół, skąd niejednokrotnie nie ma powrotu. Jest to naprawdę szczera, pozbawiona barier opowieść o życiu prywatnym, służbowym i duchowym Perry’ego.

Autobiografia momentami wydawała mi się nieco chaotyczna, ponieważ aktor niekiedy skacze pomiędzy wydarzeniami. Rozumiem że było to celowe, aby spisać wszystko w miarę tematycznie, wolę jednak, gdy jest zachowana chronologia wydarzeń. Z jednej strony mamy tutaj naprawdę mocną, dosyć przygnębiającą lekturę, pełną cierpienia, a z drugiej strony czuć doskonale „chandlerowskie” poczucie humoru, które pozwala niekiedy unieść kącik ust do uśmiechu. Najbardziej jednak czuć płynącą ze słów Matthew, przenikającą czytelnika na wskroś samotność.

Dla mnie, jako fanki serialu, ale też aktora, była to lektura obowiązkowa i bardzo ją wszystkim polecam. Głęboka, szczera i zapadająca w pamięć.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/03/prazyjaciele-kochankowie-i-ta-wielka.html

Książkę rozpoczyna niezwykle ciepły, pełen prawdziwej przyjacielskiej miłości wstęp Lisy Kudrow, aktorki z którą Matthew spędził na planie 10 sezonów „Przyjaciół”. I chociaż cała paczka żyje ze sobą w przyjaźni, nawet Lisa pisze otwarcie „To dzięki tej książce dowiedziałam się, czym naprawdę było jego życie z uzależnieniem i przetrwanie go. Matthew trochę mi o tym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Agnieszka Jankowiak-Maik znana jest w sieci jako Babka od histy. Na prowadzonych przez nią stronach można znaleźć wiele ciekawostek opowiadanych w prosty i przystępny sposób. Ja sama usłyszałam o tej postaci dopiero w związku z premierą książki, zajrzałam jednak na jej profil przed kupnem własnego egzemplarza, żeby przekonać się, czy jej styl pisania mi odpowiada. Jak możecie się domyślić, postanowiłam zaryzykować.

Opis książki mówi o tym, że wiedza, jaką znajdziemy w podręcznikach do historii często jest upraszczana i zawiera manipulacje, przemilczane fakty, a nawet kłamstwa. Na pewnym etapie miałam przeświadczenie, że autorka chce zestawić nam za sobą tę “niepoprawną” historię nauczaną w szkole z tym, co było “tak naprawdę”. Myślałam, że fajnie będzie zacząć przyswajać sobie tę dziedzinę nauki właśnie w ten sposób, przypominając sobie co nieco ze szkolnej ławki i od razu konfrontując tę wiedzę z “rzeczywistością”. Niestety, w większości przypadków wcale tak nie było. Podkreślam - ja nie do końca pamiętam, czego uczyli nas w szkole, autorka również tego nie przytacza, jednocześnie opowiada tą ponoć prawdziwą wersję. Mówię tutaj “ponoć”, bo nie jestem w stanie w żaden sposób potwierdzić, czy jest to fakt, czy mit nie będąc historykiem, a niestety nie jestem również zainteresowana na tyle, by przeglądać choćby internet w poszukiwaniu informacji, nie mówiąc o wyjściu do biblioteki.

Zatem pierwszym minusem jest dla mnie niemożność konfrontacji mojej “starej” wiedzy z nową (bo jej nie posiadam, co jest naturalnie moją winą). Drugim minusem jest brak możliwości potwierdzenia tego, o czym pisze autorka, trzecim brak wzbudzenia mojego zainteresowania żadnym z poruszanych tematów. Czwarty mankament to coś zgoła innego - nieopuszczające mnie wrażenie, że całość robiona jest pod publiczkę, aby tylko przyciągnąć czytelnika. Pierwszy rozdział traktuje o chrzcie Mieszka I, gdzie dumny tytuł ogłasza, że nie był to przecież chrzest Polski, a właśnie wspomnianego władcy. Tyle że… Przecież każdy to wie, prawda? Moim zdaniem określenie “chrzest Polski” jest tak jakby przyjętym do potocznej mowy zwrotem, bo tak jest prościej. Nie pamiętam, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek próbował wmówić mi, że był to chrzest Polski w dosłownym znaczeniu. Tak samo sprawa się ma z Kazimierzem Wielkim, który umarł bezpotomnie. Myślę, że tutaj nie ma miejsca na określanie historii podręcznikowej zniekształconą. Skupiłabym się bardziej na podkreśleniu niektórych oczywistych rzeczy, jak choćby to, że w tamtych czasach liczyli się tylko męscy potomkowie pochodzący z prawego łoża. Tutaj również uważam, że jest to na tyle jasna sprawa, że szkoda robić z igły wideł, tak jak robi to autorka.

Książkę czytałam już kilka miesięcy temu i im dłużej się nad nią zastanawiam, tym bardziej jestem przekonana, że na dobrą sprawę zainteresował mnie tylko jeden rozdział - o tym, jak rzekomo Żydzi porywali dzieci, żeby z ich krwi robić macę. Głównie ze względu na to, że wcześniej myślałam, że to jakiś żart mojego męża, a książka pokazała mi, że ludzie kiedyś brali to na poważnie. W tym rozdziale znalazłam też akapit traktujący o miejscowości, w której aktualnie mieszkam, co też było zaskoczeniem.

Niestety, im więcej dni upływa od przeczytania przeze mnie tej pozycji, tym mniej z niej pamiętam. Mogłabym tutaj wymienić więcej punktów na minus, jeśli bym chciała. Na przykład wylewający się z niej feminizm, który dla mnie w tym wypadku jest wadą, ale to tylko moje odczucie. W zasadzie jednym z nielicznych aspektów, który wyróżniał się dla mnie na plus była wstawka na koniec każdego rozdziału. Było tam 5 najważniejszych faktów, jakie należy zapamiętać z danego zakresu. Tyle, że jak dla mnie te wybrane 5 faktów już by wystarczyło, reszta rozdziału wydaje się być zbędnym marnotrawstwem papieru…
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/02/historia-ktorej-nie-byo-agnieszka.html

Agnieszka Jankowiak-Maik znana jest w sieci jako Babka od histy. Na prowadzonych przez nią stronach można znaleźć wiele ciekawostek opowiadanych w prosty i przystępny sposób. Ja sama usłyszałam o tej postaci dopiero w związku z premierą książki, zajrzałam jednak na jej profil przed kupnem własnego egzemplarza, żeby przekonać się, czy jej styl pisania mi odpowiada. Jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Meluzyna Noctis – tytułowa główna bohaterka opowieści jest wyrzuconą przez morze w czasach niemowlęcych, jedenastoletnią dziewczynką. Zaopiekował się nią Andrewe Noctis, Strażnik Burzomorza i nadał jej swoje nazwisko. Nieoczekiwanie jednak mężczyzna umiera i chwilowo Meluzyna przejmuje jego obowiązki, jako Strażnika. Odkrywa wiele niepokojących szczegółów na morzu, które mogą zwiastować urzeczywistnienie się ludowego podania. W Burzomorzu bowiem z ust do ust przekazywana jest legenda, jakoby na morzu, tuż przy horyzoncie istniały magiczne Ukryte Wyspy, na których czai się ogromne niebezpieczeństwo. Czy uda jej się ocalić swoją przybraną rodzinę, Burzomorze, wszystkich zamieszkałych tam ludzi i inne stworzenia? Jakie tajemnice skrywa morska głębia?

Niestety, pierwsze o czym muszę napisać to to, że do połowy okropnie nudziła mnie ta historia. Meluzyna chodziła to tu, to tam, czasem zdobywała jakieś szczątkowe informacje, częściej niekoniecznie, a fabuła zupełnie nie poruszała się do przodu. Ogromny problem stanowiła dla mnie tajemnica, którą mieliśmy rozwiązać. Zupełnie nie czułam chęci jej rozwikłania. W moim odczuciu autorowi nie do końca udało się nakreślić grozę sytuacji, nie wiedzieliśmy tak naprawdę, jakie zło czai się w legendzie oprócz kilku wzmianek na temat okropnego potwora.

Od pewnego momentu wiedziałam czemu to właśnie Meluzynie przydarzają się wszystkie opisane w książce sytuacje i to już całkowicie odebrało mi radość z czytania. Nie pomagały też wątki poboczne, które nie miały wpływu na fabułę. Kompletnie rozczarowało mnie zakończenie tej książki, które rozgrywało się w zasadzie na kilku ostatnich stronach. Przez większość powieści czułam znużenie, kompletnie nic się nie działo, aż nagle zaczyna się dziać i... koniec. Finiszowa akcja również mnie nie zadowoliła.

Czy młodego czytelnika ta pozycja może zainteresować bardziej niż mnie? Pewnie tak. Wiem jednak, że rynek wydawniczy obfituje w znacznie lepsze powieści dla młodych czytelników i nie jestem pewna, czy warto zawracać sobie głowę tymi gorszymi. Ten tytuł porównać można odrobinę do „Lalani z Dalekich Mórz” (link do recenzji), która moim zdaniem była genialną pozycją. „Meluzyna Noctis i Mroczna Głębia” wydawała mi się często jej słabą podróbką. Aczkolwiek na pewno nie odradzam historii Meluzyny nikomu, chociaż mnie rozczarowała. Piękna okładka to jednak nie wszystko, ale być może ktoś zakocha się także we wnętrzu.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/meluzyna-noctis-i-mroczna-gebia-philip.html

Meluzyna Noctis – tytułowa główna bohaterka opowieści jest wyrzuconą przez morze w czasach niemowlęcych, jedenastoletnią dziewczynką. Zaopiekował się nią Andrewe Noctis, Strażnik Burzomorza i nadał jej swoje nazwisko. Nieoczekiwanie jednak mężczyzna umiera i chwilowo Meluzyna przejmuje jego obowiązki, jako Strażnika. Odkrywa wiele niepokojących szczegółów na morzu, które...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Najczęściej jeśli słyszę o tym, że autor pisze kolejną część serii, która została “zakończona” już lata wcześniej mam pewne obawy. Historia zna wiele takich przypadków, gdy nie wychodzi to zbyt dobrze. Tym razem byłam jednak mocno podekscytowana, że będę mogła wrócić do diabelsko-anielskiego świata i znów spotkać się z Wiktorią Biankowską po tak wielu latach. Nie miałam obaw, że skończy się to tragicznie.

Mija 10 lat odkąd Wiktoria opuściła Tartar. Wiele się w tym czasie zmieniło - Lucyfer popadł w depresję, Azazel kończy odsiadywać swój wyrok w anielskim więzieniu, związek Wiki i Beletha się rozpadł, a przystojny diabeł błąka się po świecie w poszukiwaniu mitycznego ifrita. Ni stąd ni zowąd zostaje uruchomiona Apokalipsa i tylko nasi przyjaciele będą w stanie ją powstrzymać. Czy jednak im się uda? Jaką rolę w tym całym zamieszaniu odegra Wiki, Kleo, Lucyfer czy cherubin Uzjel? Czy kot Behemot się odnajdzie i czy miłość znów przezwycięży wszystko?

Najbardziej obawiałam się upływu czasu - zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i rozwój pisarski autorki. Minęło 10 lat i Wiktoria miała dosyć czasu by dojrzeć, co mogło przynieść przeróżne skutki. I trochę tak było. Ta część nie jest już tak “dziecinna”, jest bardziej rozważna, być może momentami nieco mroczniejsza niż poprzednie trzy tomy. A jednocześnie jest to ten sam znajomy świat, ci sami bohaterowie z zupełnie nowymi przygodami, na które tak długo czekaliśmy.

Po “Ja, ocalona” sięgnęłam po dłuższym przestoju czytelniczym i było to tak, jakby ktoś dotknął mnie czarodziejską różdżką. Pochłonęłam książkę dosłownie w jeden dzień, zupełnie nie mogłam jej odłożyć. Ogromnie cieszyłam się na spotkanie ze starymi przyjaciółmi, poznanie nowych postaci i podążanie z nimi do zakończenia tego finałowego tomu.

Przygoda tym razem była wielowątkowa, fabuła nie pozwalała nudzić się ani przez chwilę, a wyćwiczony już wieloletnią pracą pisarską kunszt jedynie podnosił poziom zaangażowania w tę historię. Bawiłam się świetnie przy lekturze tej książki, jestem zadowolona z tej kontynuacji i wierzę, że jeszcze kiedyś spotkam się z Wiktorią i jej nieziemskimi kamratami, nie tylko przy okazji rereadów.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/ja-ocalona-wiktoria-biankowska-tom-iv-k.html

Najczęściej jeśli słyszę o tym, że autor pisze kolejną część serii, która została “zakończona” już lata wcześniej mam pewne obawy. Historia zna wiele takich przypadków, gdy nie wychodzi to zbyt dobrze. Tym razem byłam jednak mocno podekscytowana, że będę mogła wrócić do diabelsko-anielskiego świata i znów spotkać się z Wiktorią Biankowską po tak wielu latach. Nie miałam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po raz kolejny wracam do świata wykreowanego przez Katarzynę Berenikę Miszczuk. Jest to moje już prawdopodobnie czwarte spotkanie z serią anielsko-diabelską o Wiktorii Biankowskiej. Za każdym razem reread budzi we mnie niepokój, że tym razem książki nie będą w stanie wywrzeć na mnie takiego wrażenia, jak poprzednio. Na szczęście jeszcze nigdy się nie zawiodłam.

Wiktoria po swoich przygodach w Piekle i w Niebiosach może spokojnie wrócić na Ziemię i wieść tam swoje spokojne nieżycie. Brzmi zbyt sielankowo, by mogło się to udać naszej głównej bohaterce. Diablico-anielica po raz kolejny pada ofiarą knowań diabłów, jednak tym razem skutki są przerażające. Wiktoria trafia do Tartaru – mitycznego miejsca, do którego trafiają tylko potępione dusze i z którego nie ma ucieczki. Na swojej drodze spotyka tak „znamienite” osobistości jak Hitler, Kuba Rozpruwacz, czy Elżbieta Batory. Czy zakochany w niej Beleth zdoła odrzucić swoją diabelskość, aby uratować ukochaną?

Muszę przyznać, że choć uwielbiam tę serię całym sercem, to chyba „Ja, potępiona” wypada w rankingu najsłabiej. Uważam, że pomysł na książkę był rewelacyjny. Stworzenie otoczenia jak zwykle wyszło pisarce niesamowicie – Tartar przypomina mi odrobinę świat przedstawiony w „Roku 1984” Orwella. Wydaje mi się, że pomimo rozwiązań, jakie podsunęła nam Miszczuk, wszystko poszło zbyt lekko – szczególnie do połowy powieści. Wiem, że Wiktoria jest jednocześnie postacią, która ma takiego pecha, jak nikt inny, a jednocześnie wychodzi z opałów z nadzwyczajną łatwością.

Autorka niezmiennie zachwyca mnie rozwiązaniami w danych sytuacjach. Jak już wspomniałam w recenzji „Ja, anielica”, potrzeba dogłębnej wiedzy z danego zakresu, aby stworzyć tak dopracowany świat przedstawiony i tak realnie nakreślić wszelkie intrygi. Uwielbiam lekki styl pisania, jakim posługuje się Katarzyna Berenika Miszczuk i nie mogę doczekać się, żeby zobaczyć jak będzie wyglądała kontynuacja serii wydana po tak wielu latach oczekiwania.

Jak zawsze polecam Wam serię, a przynajmniej pierwsze trzy tomy. Za czwartą część zabieram się od razu, choć z lekkimi obawami. Mam nadzieję, że spodoba mi się równie mocno, jak jej poprzedniczki.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/ja-potepiona-wiktoria-biankowska-tom.html

Po raz kolejny wracam do świata wykreowanego przez Katarzynę Berenikę Miszczuk. Jest to moje już prawdopodobnie czwarte spotkanie z serią anielsko-diabelską o Wiktorii Biankowskiej. Za każdym razem reread budzi we mnie niepokój, że tym razem książki nie będą w stanie wywrzeć na mnie takiego wrażenia, jak poprzednio. Na szczęście jeszcze nigdy się nie zawiodłam.

Wiktoria...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W zestawieniu moich ulubionych autorów zawsze wymieniam Katarzynę Berenikę Miszczuk, natomiast wśród moich ukochanych książek fantasy, od wielu lat znajduje się seria diabelsko-anielska o Wiktorii Biankowskiej napisana przez tę właśnie autorkę. Po raz kolejny robię reread serii, ale po raz pierwszy postaram się ubrać w słowa to, co o niej myślę.

Wiktoria po nieudanej próbie bycia diablicą i przypadkowym zniszczeniu naturalnego satelity Ziemi wraca do świata żywych. Jednak jej diabelscy kompani nie pogodzą się z utratą tak potężnego sojusznika i ponownie wplątują ją w swoje machlojki. Tym razem Wiki trafia do Wyższej Arkadii, gdzie dowiaduje się, że jednak nie każdy anioł ma czyste serce. Czy diablico-anielicy uda się uratować świat? I czy nareszcie zdecyduje, czy chce zestarzeć się ze swoim ziemskim chłopakiem Piotrkiem, czy przeżyć wieczność z nieziemsko przystojnym diabłem Belethem?

Co muszę sama przyznać, trójkąt miłosny jest dla mnie zazwyczaj nie do zniesienia. Nie lubię żadnych love story, jednak tutaj autorka oprócz rozterek głównej bohaterki (które przynajmniej nie zajmują pół książki!), wplotła w to wiele humoru. Czytanie o tym, jak dwaj mężczyźni przekomarzają się ze sobą sprawia wiele frajdy. Ciągła bitwa o serce Wiktorii między dwojgiem w niej zakochanych mężczyzn jest rewelacyjnym elementem komizmu słownego i sytuacyjnego.

Właśnie pod względem humorystycznym jest to, według mnie najlepsza część serii. Chociaż w „Ja, diablica” (recenzja) również było całe mnóstwo momentów, w którym śmiałam się nie tylko pod nosem, ale również na głos i to niemal od pierwszych stron książki, tak tutaj za każdym razem, gdy czytam ten tom wręcz płaczę ze śmiechu. Nastrój narasta wraz z liczbą przeczytanych stron, środek powieści zwala z nóg, jeśli chodzi o komedię, aby później, wciąż w radosnym nastroju, wkroczyć do właściwej akcji przezwyciężania sił zła. Lubię wracać do tych książek autorki, ponieważ dają mi wszystko, czego potrzebuję – wartką akcję, nieirytującą główną bohaterkę i mnóstwo śmiechu. Powieści są idealnym materiałem na odstresowanie się.

Uwielbiam również zakończenia książek z cyklu. Autorka nie pozostawia żadnych niedopowiedzeń, wszystko zostaje wyjaśnione, a jednocześnie słowa zapraszają do sięgnięcia po kolejną część przygód Wiktorii. Jeśli więc wciąż nie znacie niesamowitych, pozaziemskich perypetii Wiki, bardzo mocno polecam Wam spotkanie z nią, w Piekle, w Niebie, a może w Tartarze…
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/ja-anielica-wiktoria-biankowska-tom-ii.html

W zestawieniu moich ulubionych autorów zawsze wymieniam Katarzynę Berenikę Miszczuk, natomiast wśród moich ukochanych książek fantasy, od wielu lat znajduje się seria diabelsko-anielska o Wiktorii Biankowskiej napisana przez tę właśnie autorkę. Po raz kolejny robię reread serii, ale po raz pierwszy postaram się ubrać w słowa to, co o niej myślę.

Wiktoria po nieudanej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po raz pierwszy serię anielsko-diabelską Pani Katarzyny Bereniki Miszczuk miałam okazję przeczytać jakieś 10 lat temu – podejrzewam, że było to niedługo po premierze trzeciego tomu. Od tamtej pory z Wiktorią Biankowską – główną bohaterką książek, spotkałam się już trzy razy. Teraz, z okazji wydania czwartej części cyklu, postanowiłam zrobić sobie kolejny reread i powrócić do piekielnych wrót.

Wiktoria umiera i trafia do Piekła. Braki w diabelskim personelu oraz jej niesamowita uroda sprawiają, że zostaje zatrudniona jako pełnoetatowa diablica. Jej zadaniem jest targowanie się o dusze zmarłych, aby zdobyć jak największe zastępy potępionych. Jednak diablica Wiktoria nie może pogodzić się ze swoim losem. Jej własna śmierć wydaje się być zaskakująca, dlatego dziewczyna docieka, co tak naprawdę się stało. Wiktoria pragnie wrócić na ziemię, gdzie zostawiła swojego brata Marcina, przyjaciółkę Zuzę, a także ukochanego Piotrusia. Jednak nieziemsko przystojny diabeł Beleth nie ułatwia jej zadania walcząc o jej serce.

„Ja, diablica” jest napisana lekkim piórem. Pełna jest humoru, chociaż zauważyłam, że lekko się „zestarzała”. Młodsi ode mnie czytelnicy mogą już nie zrozumieć niektórych żartów, bo nie pamiętają kultowych reklam, czy problemów związanych z telekomunikacją. Według mnie nie jest to jednak żaden mankament. Powieść dzięki temu zachowuje swój urok i niepowtarzalny klimat. A jeśli już jesteśmy przy klimacie… Chociaż czytałam mnóstwo książek, w których występują diabły, anioły i inne nadnaturalne postacie, to nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z takim żartobliwym ich ukazaniem. Autorka stworzyła świetny świat, który rządzi się własnymi prawami, wszystko jest genialnie przedstawione. Bohaterowie ujęli moje serce od pierwszego spotkania z nimi (no dobra Azazel może od piątego spotkania… :D) – najlepszym dowodem na to może być to, że Beleth jest moim książkowym mężem numer jeden od wielu, wielu lat i nikt przez te lata nie zdołał go zastąpić w tym rankingu.

Cieszę się z kolejnego powrotu do Piekła, książka mimo, że znam ją bardzo dobrze, wciąż mnie bawiła. Myślę, że dla fanów fantastyki jest to pozycja obowiązkowa. Szczególnie jeśli oczekują lekkiej pozycji. Serdecznie polecam „Ja, diablica”.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/ja-diablica-wiktoria-biankowska-tom-i-k.html

Po raz pierwszy serię anielsko-diabelską Pani Katarzyny Bereniki Miszczuk miałam okazję przeczytać jakieś 10 lat temu – podejrzewam, że było to niedługo po premierze trzeciego tomu. Od tamtej pory z Wiktorią Biankowską – główną bohaterką książek, spotkałam się już trzy razy. Teraz, z okazji wydania czwartej części cyklu, postanowiłam zrobić sobie kolejny reread i powrócić...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„The office. Opowieść o kultowym serialu” została napisana przez Andy’ego Greene’a, a w zasadzie nie tyle napisana, co zredagowana. Zebrał on liczne wywiady z aktorami, twórcami programu, krytykami telewizyjnymi i wieloma, wieloma innymi osobami i umieścił w jednym ogromnym wywiadzie. Dzięki tej książce zostajemy zabrani za kulisy serialu, poczynając od brytyjskiego oryginału, przez początki wersji amerykańskiej, jej wszystkie sezony, aż do odcinka końcowego, a nawet czegoś więcej.

Podobało mi się przede wszystkim to, że w książce przypomniane są wszystkie najważniejsze wątki serialu. Co więcej, każdemu kluczowemu odcinkowi został poświęcony oddzielny rozdział, dzięki czemu mogliśmy się o nim sporo dowiedzieć. Tym bardziej, że na dany temat wypowiada się kilka osób, więc mamy tutaj różne (choć zazwyczaj zbliżone) punkty widzenia. W środek książki zostały też wklejone fotografie z planu serialu. Jedynym minusem pod tym względem dla mnie było to, że jest ich zbyt mało. Wolałabym też żeby były rozrzucone po książce i dopasowane tematycznie do treści, ale to już moje osobiste widzimisię.

Niestety ogromnym minusem dla mnie był sposób, w jaki osoby wypowiadały się o serialu. Owszem, bardzo lubię tę produkcję. Oglądałam całość dwa razy i po lekturze tej książki wróciłam do niej ponownie, również uważam że jest to ponadprzeciętny serial, ale nie jest AŻ TAK wybitny. Aktorzy, reżyserowie, scenarzyści, producenci… wszyscy! Dosłownie wszyscy wyrażają się o „The Office” jakby było to coś nadzwyczajnego, genialne dzieło, niedościgniony utwór. Ale nie… To tylko serial. Być może jeden z lepszych jakie znam, ale jednak to tylko serial. W pewnym momencie zaczęło mi po prostu przeszkadzać to całe zadufanie. Jakby tego było mało, odniosłam wrażenie, że według osób wypowiadających się, wszystko co tylko nie jest wspaniałym „Biurem” jest do kitu (nawet produkcje stworzone przez tych samych ludzi). Być może to moja nadinterpretacja, ale kuło mnie to w oczy.

Mimo wszystko uważam, że jest to pozycja, którą każdy fan serialu powinien znać. Zawiera mnóstwo ciekawostek i sprawia, że ponownie chce się zagłębić od nowa w świat firmy papierniczej ze Scranton. Poza drobnymi, choć dosyć licznymi literówkami książkę czytało się znakomicie, dlatego mimo wszystko polecam zainteresowanym sięgnięcie po nią.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/the-office-opowiesc-o-kultowym-serialu.html

„The office. Opowieść o kultowym serialu” została napisana przez Andy’ego Greene’a, a w zasadzie nie tyle napisana, co zredagowana. Zebrał on liczne wywiady z aktorami, twórcami programu, krytykami telewizyjnymi i wieloma, wieloma innymi osobami i umieścił w jednym ogromnym wywiadzie. Dzięki tej książce zostajemy zabrani za kulisy serialu, poczynając od brytyjskiego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to