-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
Nie jest to tragedia, ale i tak jestem srogo rozczarowany. Nigdy nie czytałem wielotomowej historii, w której drugi tom tak bardzo odbiegał jakością od tomu pierwszego. Pierwsze sto stron to lanie wody, wypełnione kilkoma różnymi pomysłami chyba tylko dlatego, że autor nie miał pomysłu, w jakim kierunku pchnąć opowieść i tak mija ponad 1/4 historii. Jedyną odskocznie wkrótce potem stanowi scena zmaltretowania czeladnika i egzekucja na kacie. Motyw Estery-dybuka kompletnie poroniony. Pytanie, dlaczego Marius, skoro miał słuszne podejrzenia, nie zdecydował się na normalną rozmowę, tylko na tortury. Co do kontaktów z łasicą, to mógł sobie Pilipiuk darować jej gadkę o spółkowaniu. To było niesmaczne.
Nie jest to tragedia, ale i tak jestem srogo rozczarowany. Nigdy nie czytałem wielotomowej historii, w której drugi tom tak bardzo odbiegał jakością od tomu pierwszego. Pierwsze sto stron to lanie wody, wypełnione kilkoma różnymi pomysłami chyba tylko dlatego, że autor nie miał pomysłu, w jakim kierunku pchnąć opowieść i tak mija ponad 1/4 historii. Jedyną odskocznie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTrzeci tom, z 12 przeczytanych, oceniam najgorzej. Ciekawostką jest powiązanie dwóch pierwszych opowiadań. Niestety, tytułowego "Rzeźnika drzew", przez zwrot "Wędrowycze za dychę" nie dałem rady potraktować choć odrobinę poważnie. "Czytając z ziemi" (z nawiązaniami nie tylko do Pana Samochodzika w wykonaniu Pilipiuka, ale i do Zbigniewa Nienackiego i Pawła Dańca), nieco się dłuży. "Bunt szewców" jest przydługie i nie pasuje do reszty (kosmici na wygnaniu, błagam, to jak pisać na poważnie o kosmitach w opowiadaniach o Wędrowyczu), "Teatralna opowieść" kończy się na jeden z dwóch przewidywalnych sposobów, niestety wcześniej należy przeczytać ciągnącą się mocno całość. Na szczęście ostatnie opowiadanie, "Ślad oliwy na piasku" jest z Pawłem Skórzewskim w roli głównej, a ten genialny lekarz zawsze ma coś ciekawego czytelnikowi do zaoferowania. W następnej kolejności przeczytam drugi tom cyklu "Oko Jelenia", pozostałe 3 tomy "Światów Pilipiuka" zostawiam sobie na później. 7/10.
Trzeci tom, z 12 przeczytanych, oceniam najgorzej. Ciekawostką jest powiązanie dwóch pierwszych opowiadań. Niestety, tytułowego "Rzeźnika drzew", przez zwrot "Wędrowycze za dychę" nie dałem rady potraktować choć odrobinę poważnie. "Czytając z ziemi" (z nawiązaniami nie tylko do Pana Samochodzika w wykonaniu Pilipiuka, ale i do Zbigniewa Nienackiego i Pawła Dańca), nieco się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWciągnęła mnie, ale to zdecydowanie jedna z bardziej ostrych książek Pilipiuka, którego poznaję coraz lepiej. Teraz pora na "Rzeźnika drzew", potem przeczytam drugi tom.
Wciągnęła mnie, ale to zdecydowanie jedna z bardziej ostrych książek Pilipiuka, którego poznaję coraz lepiej. Teraz pora na "Rzeźnika drzew", potem przeczytam drugi tom.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPierwszą książkę przeczytałem dość szybko (2-3 dni) jak na takie tomiszcze. Było ciekawie, ale połowicznie. Tutaj rozkręca się wszystko zbyt wolno. Nie wytrzymałem do połowy, więc oceny nie wystawiam. Dodam tylko, że Grzędowicz niepotrzebnie zrobił z Brusa takiego sadystę.
Pierwszą książkę przeczytałem dość szybko (2-3 dni) jak na takie tomiszcze. Było ciekawie, ale połowicznie. Tutaj rozkręca się wszystko zbyt wolno. Nie wytrzymałem do połowy, więc oceny nie wystawiam. Dodam tylko, że Grzędowicz niepotrzebnie zrobił z Brusa takiego sadystę.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zajas zapowiadał ten horror ponad cztery lata temu. Wyczekiwałem go i zawiodłem się całkowicie. Już od pierwszych stron czułem niesmak, powodowany natrętnym przypisywaniem bohaterowi (a przynajmniej przez odniesienie) własnej biografii. Nawet cytat z ostatniej książki "Nigdy nie jest koniec" się pojawił. Na 144 stronie pojawił się fragment, który muszę przytoczyć w całości.
"Tak, wiem, wyrok jest surowy, ale sprawiedliwy. Kompletnie mi odbiło. Od teraz cokolwiek powiem, zostanie użyte przeciwko mnie, choćbym się zaklinał na wszystkie świętości. Jak się okazuje, na własne oczy można zobaczyć wszystko, co możliwe i co niemożliwe. Powinienem zamilknąć, skulić się w sobie, objąć ramionami i pokornie powędrować do sypialni, położyć się i natychmiast zasnąć. Albo łkać w poduszkę. W każdym razie nie snuć tej opowieści dalej, bo zostały w niej naruszone wszelkie reguły i każdy następny akapit będzie mnie tylko bardziej pogrążał. I fabułę, co gorsza".
W tym momencie dochodzimy do miejsca, w którym widać, iż znacznie lepiej wypadłoby pisanie w trzeciej osobie, a nie tworzenie żałosnych wynurzeń w pierwszej i to nie do końca gramatycznie. Zresztą większość książki pisana jest "kwiecistym" pełnym beznadziejnych porównań i wydumanych zwrotów, takich jak choćby "Księżyc spuścił z tonu". Nie brak też fragmentów, gdzie kilka słów pod rząd pisanych jest całkowicie niepotrzebnie z samych dużych liter, do czego kompletnie bez smaku dokładane są nieraz wykrzykniku lub znaki zapytania (albo jedno i drugie jednocześnie). Mnóstwo jest powtórzeń, bywa, że dodawanych jest kilka słów, czy też całe zdania, albo i akapity kompletnie niepotrzebne i nic nie wnoszące, tworzone tylko po to, by przedłużyć mękę czytelnika. Gdyby usunąć wszystko, co niepotrzebne, z 444 stron pozostałoby 400, albo i mniej.
Wypada również wspomnieć o samym Zajasie. W pewnym momencie autor dowiaduje się, że w miejscowości, w której obecnie mieszka, jakiś czas wcześniej gościł Krzysztof Zajas i pisał książkę "Oszpicyn" (a żeby było śmieszniej, o tym samym pisze bohater omawianej tu powieści). Przy okazji przedstawia Zajasa jako postać niesympatyczną (a należy dodać, że głównego bohatera sam nie byłem w stanie do końca polubić).
Od momentu pierwszego wspomnienia o Zajasie na stronie 283, nie byłem już w stanie traktować tej historii poważnie. Gdy intryga została w końcu splątana z książką "Oszpicyn", wiele razy temat powraca i póki temat był ciągnięty, ledwo powstrzymywałem się od załamywania rąk.
Napisana fatalnym stylem, niepotrzebnie w pierwszej osobie, z niepotrzebnymi, długimi wtrętami, niezbyt subtelnymi bliżej początku książki. Mógłbym wymieniać tu jeszcze długo mnóstwo jej wad, ale szkoda na to moich nerwów i czasu. Odradzam z całego serca.
Zajas zapowiadał ten horror ponad cztery lata temu. Wyczekiwałem go i zawiodłem się całkowicie. Już od pierwszych stron czułem niesmak, powodowany natrętnym przypisywaniem bohaterowi (a przynajmniej przez odniesienie) własnej biografii. Nawet cytat z ostatniej książki "Nigdy nie jest koniec" się pojawił. Na 144 stronie pojawił się fragment, który muszę przytoczyć w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPięć opowiadań. Ciekawe, jednak dopiero od trzeciego robi się lepiej, a najlepsze "Koszmar na cmentarzu" jest na samym końcu. Tak to już jest, kiedy się pisze na zlecenie.
Pięć opowiadań. Ciekawe, jednak dopiero od trzeciego robi się lepiej, a najlepsze "Koszmar na cmentarzu" jest na samym końcu. Tak to już jest, kiedy się pisze na zlecenie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążka pisana nieco w stylu C.S. Lewisa. Podobnie jak autor "Opowieści z Narnii", Eoin Colfer prowadzi tu swoisty "dialog" z czytelnikiem, niestety wypada to nachalnie, co jest sporym minusem. Dodatkowy minus to główny bohater, którego autor każe nam lubić i nie lubić jednocześnie. A jednak przywiązałem się do Artemisa i jego ochroniarza Butlera. I zależało mi na losie jego i jego siostry. Intryga ciekawa i szybko się czyta. Tak sobie, nie polecam, niech każdy zdecyduje sam, czy chce przeczytać.
Książka pisana nieco w stylu C.S. Lewisa. Podobnie jak autor "Opowieści z Narnii", Eoin Colfer prowadzi tu swoisty "dialog" z czytelnikiem, niestety wypada to nachalnie, co jest sporym minusem. Dodatkowy minus to główny bohater, którego autor każe nam lubić i nie lubić jednocześnie. A jednak przywiązałem się do Artemisa i jego ochroniarza Butlera. I zależało mi na losie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW końcu sięgnąłem po tom pierwszy. W końcu, bo tak się złożyło, że w zupełnie innej kolejności czytałem do tej pory (zostały mi jeszcze 0, 3, 13 i 14). Podobnie jak tom 2 - bardzo hardkorowy, co różni go od późniejszch, nie ma tu jeszcze Storma (prawdopodobnie pojawił się dopiero w "Rzeźniku drzew". Tak czy inaczej cieszę się, bo "Światy Pilipiuka" to świetna seria, lepsza niż cykl o Wędrowyczu. Póki co moi ulubieni bohaterowie to Sławek Kazimierczuk i Antonio Knot, a jeśli mam wybierać między Skórzewskim a Stormem, to choć lubię obu, a Storm raz nawet spotkał się z Wędrowyczem, to wolę Skórzewskiego. Wszystkie tomy, z którymi się zapoznałem, trzymają równy poziom, ale i tak wole te późniejsze, zwłaszcza tom 10 i tytułowe opowiadanie "Zły las". Z tego tomu najlepiej wypadają aex equo tytułowe '2586 kroków" i "Wieczorne dzwony" (oba ze Skórzewskim), ciekawie "Szansa", bo do tego opowiadania nawiązał potem autor w książce "Operacja >>Dzień Wskrzeszenia<<" oraz opowiadaniu "Jesienny Sztorm" w zbiorze opowiadań "Czarna góra", "Szambo" może kojarzyć się do pewnego stopnia z książką "Metro 2033" Dmitrija Głuchowskiego, z pozostałych polecam opowiadania "Atomowa ruletka" - wizja alternatywnej Polski (podobny zabieg zastosował autor w jednym z opowiadań w drugim tomie), dość fantastyczne "Samolot z dalekiego kraju" i bardzo działające na emocje "Wiedźma Monika", porywające, z piorunującym finałem. Najsłabsze opowiadanie to "W moim bloku straszy".
W końcu sięgnąłem po tom pierwszy. W końcu, bo tak się złożyło, że w zupełnie innej kolejności czytałem do tej pory (zostały mi jeszcze 0, 3, 13 i 14). Podobnie jak tom 2 - bardzo hardkorowy, co różni go od późniejszch, nie ma tu jeszcze Storma (prawdopodobnie pojawił się dopiero w "Rzeźniku drzew". Tak czy inaczej cieszę się, bo "Światy Pilipiuka" to świetna seria, lepsza...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toLovecraft w świetnej formie i wydany w wersji polskiej przez C&T (ilekroć czytam coś od tego wydawnictwa, nie dopatruje się błędów w korekcie, na dodatek jest kilka świetnych ilustracji). Polecam.
Lovecraft w świetnej formie i wydany w wersji polskiej przez C&T (ilekroć czytam coś od tego wydawnictwa, nie dopatruje się błędów w korekcie, na dodatek jest kilka świetnych ilustracji). Polecam.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZapoznałem się w całość wcześniej z czterema książkami Zajdla. Były to "Limes Inferior", która w moim odczuciu nieco traci przez zakończenie, "Paradyzja" - mocna pozycja na 8/10, warta tej samej oceny, bardzo ciekawy "Cylinder Van Troffa" i "Cała prawda o Planecie X" - porządne science-fiction, też na 8/10. Wyjście z cienia to najsłabsza z pięciu dotąd przeczytanych przeze mnie książek tego autora. W formacie A5 historia opisana jest właściwie na 174 stronach. Szybko odkrywane są karty, w dość szybkim tempie następuje rozwiązanie. Z postacią, która ginie, trudno się zżyć, bo jest jej zbyt mało. Ciekawy, acz przynudzający jednocześnie jest fragment historii z punktu widzenia kosmitów - opiekunów. Wychodzi na to, że są jednak dobrzy, a ich przedstawiciele na Ziemi byli buntownikami, działającymi niezgodnie z planem. W sumie niezbyt wciągająca opowieść, na 5/10.
Zapoznałem się w całość wcześniej z czterema książkami Zajdla. Były to "Limes Inferior", która w moim odczuciu nieco traci przez zakończenie, "Paradyzja" - mocna pozycja na 8/10, warta tej samej oceny, bardzo ciekawy "Cylinder Van Troffa" i "Cała prawda o Planecie X" - porządne science-fiction, też na 8/10. Wyjście z cienia to najsłabsza z pięciu dotąd przeczytanych przeze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOdłożyłem po kilku pierwszych stronach. Nie chodzi o to, że pisarz zaczyna za mocno, z tzw. "grubej rury". Po prostu sam początek lektury uświadomił mi, że już wyrosłem z Kinga.
Odłożyłem po kilku pierwszych stronach. Nie chodzi o to, że pisarz zaczyna za mocno, z tzw. "grubej rury". Po prostu sam początek lektury uświadomił mi, że już wyrosłem z Kinga.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zbiór bardziej i mniej udanych opowiadań autorki książki "Nawiedzony dom na wzgórzu". Niektóre są świetne, inne całkiem niezłe bądź średnie, inne zaś nie pasujace do reszty. Co ciekawe, przez większość z nich przewija się postać tajemniczego Jamesa Harrisa, który ma mniejszą lub większą rolę w przedstawianych historiach. Pierwsze opowiadanie,
"Pod małym gazem" stanowi w większości rozmowę dwóch osób, dorosłego przyjaciela domu i dorastającej dziewczyny. Raczej do zapomnienia, bo choć złe nie jest, nic z niego nie wynika. W drugim opowiadaniu, zatytułowanym "Demoniczny kochanek" mamy opis wędrówki młodej kobiety, która poszukuje swojego narzeczonego, wspomnianego Jamesa Harrisa. To opis wędrówki, ciekawy, dość monotonny. W końcu mężczyznę widzimy z daleka, jak rozmawia z dwiema osobami. Średnia historia. Następna, "Domowy wypiek", jest jakby uzupełnieniem poprzedniej, albowiem centralny jej punkt stanowi wizyta Jamesa Harrisa u pewnego małżeństwa i łatwo można się domyślić, że tę scenę z dala obserwowała bohaterka poprzedniego opowiadania. "Próba sił" to opis niepokojącej relacji pewnej pani domu z jej pomocnicą-służącą. Dość ciekawa, choć wymagałaby rozwinięcia. "Mieszkanka Greenwich Village" to opowieść o kobiecie, która wchodzi do budynku by obejrzeć meble, które ewentualnie kupi, ale nie zastaje właścicieli, za to wchodzi potencjalny klient, który bierze ją za właścicielka. Odbywają dość osobliwą rozmowe. Ciekawa historia. Z dalszych najpierw omówię historie "Wejdź pierwszy, mój drogi Alfonsie" i "Charles". Pierwsza to rozmowa trzech osób, z której nic nie wynika, taka przekomarzanka/odpytywanka, "Charles" to historia chłopca, który chodzi do przedszkola i opowiada rodzicom o tytułowym Charlesie. Ostatatecznie okazuje się, że Charles nie istnieje, a główny bohater opowiadał o sobie. "Renegat" to historia suczki, która, jak twierdzą mieszkańcy wsi, wyżera kury i wszyscy sugerują, że zwierze trzeba zabić. Niepokojąco wypada to, że dzieci właścicielki psa nie pojmują powagi sytuacji. Trochę jednak za krótkie, niedokończone. "Ogród Pani MacLane" to historia relacji dwóch sąsiadek, pojawia się również tematyka nietolerancji rasowej. Jedno z ciekawszych opowiadań. "Ząb", historia, w której kobieta jedzie na wyrwanie zęba, ma końcówkę w dużym stopniu dość fantastyczną, przewija się też James Harris, choć tutaj autorka po prostu nazywa go Jimem. Ostatnie, tytułowe opowiadanie, choć z pozoru najstraszniejsze, pisane jest w taki sposób, że nie mogłem przejąć się losem postaci, która jak co roku w pewnym miasteczku, była wylosowana do ukamienowania. Inne mógłbym jeszcze omówić, ale za dużo by to zajęło miejsca i czasu. Po prostu są lepsze i gorsze. W części z nich występuje James Harris, a w innych nie. Ciekawostka: czy zaangażowanie do roli Eleanore w adaptacji "Nawiedzonego domu..." Julie Harris to przypadek.
Mimo wszystko polecam.
Zbiór bardziej i mniej udanych opowiadań autorki książki "Nawiedzony dom na wzgórzu". Niektóre są świetne, inne całkiem niezłe bądź średnie, inne zaś nie pasujace do reszty. Co ciekawe, przez większość z nich przewija się postać tajemniczego Jamesa Harrisa, który ma mniejszą lub większą rolę w przedstawianych historiach. Pierwsze opowiadanie,
"Pod małym gazem" stanowi w...
Równie dobry co tom pierwszy, chwilami nawet bardziej zabawny.
Równie dobry co tom pierwszy, chwilami nawet bardziej zabawny.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to