Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Czytałam tę książkę powolutku, delektując się każdym słowem i ładując duchowe baterie.

Czytałam ją z zachwytem, wsłuchując się w wersy proste jak podanie ręki i chłonąc treści głębokie jak studnia... bez dna.

Czytałam ją po wielokroć, wracając do ujmującej uważności na codzienność i wrażliwości na piękno małych rzeczy jej autora, Jerzego Jabłońskiego...

Szczerze mówiąc, po lekturze dwóch Jego poprzednich książek ( "Miłość...Nie ogarniam" i "Życie... nie ogarniam" ) wiedziałam już trochę, czego się spodziewać. Pamiętałam, że Jerzy Jabłoński pisze prosto o trudnych sprawach, nie ukrywając swojej życiowej "nieporadności", mimo że jest teologiem, pedagogiem i poetą.

Tym razem autor chwycił mnie za serce przede wszystkim ascetyczną formą i skondensowaną treścią. A skupił się na siedmiu najważniejszych wartościach, które w mistrzowski wręcz sposób odkrywa i pielęgnuje w codzienności: wdzięczności, pokorze, uważności, minimalizmie, nadziei, wierze i miłości. Każdej z nich poświęcił osobny rozdział. Każdą obdarzył czułą uwagą.

Znajdziemy więc w książce króciutkie historie z życia wzięte, skłaniające do refleksji rozważania i wiersze. Prozę i poezję. Jak w życiu. Bez upiększeń i ozdobników. Bez fajerwerków.

"Próżno wypatrywać wielkich znaków
próżno szukać poezji w górze
nic tak nie mówi o niebie
jak te proste radości przyziemne

Niech będą pochwalone

Zwykłe drobny codzienności
banalność chwili ulotnej
prozaiczny łyk kawy o poranku
smak herbaty z miodem i cytryną".

Jestem wdzięczna za tę "poezję pospolitą", otwierającą oczy na "zwyczajne cuda". Jestem wdzięczna, że wciąż są ludzie, którzy "smakują pokorą". Jak Jerzy Jabłoński właśnie!

Zachęcam Was do odwiedzin Jego bloga @mojenieogarnianie Namawiam też do zakupu tej małej, a tak skutecznie zasilającej ducha, książeczki, którą wydał... własnym sumptem!
Naprawdę warto!

Czytałam tę książkę powolutku, delektując się każdym słowem i ładując duchowe baterie.

Czytałam ją z zachwytem, wsłuchując się w wersy proste jak podanie ręki i chłonąc treści głębokie jak studnia... bez dna.

Czytałam ją po wielokroć, wracając do ujmującej uważności na codzienność i wrażliwości na piękno małych rzeczy jej autora, Jerzego Jabłońskiego...

Szczerze mówiąc,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przewodnik po Triduum Paschalnym zawiera teksty poświęcone podstawowym treściom celebrowanym od Niedzieli Palmowej do oktawy Świąt Wielkanocnych. Są więc fragmenty Pisma Świętego, komentarze i homilie ojców Kościoła. Są też nastrajające serce medytacje na temat wybranych dzieł sztuki i utworów poetyckich. No i jest wreszcie tzw. "dobra praktyka", która podpowiada, jak mądrze się zorganizować i jakie tradycje wprowadzić i kultywować w tym czasie w domu i w rodzinie.

A wszystko to po to, by piękniej i bardziej świadomie celebrować te najważniejsze tajemnice naszej wiary! Żeby się głębiej Bożą Miłością zachwycić!

Przewodnik po Triduum Paschalnym zawiera teksty poświęcone podstawowym treściom celebrowanym od Niedzieli Palmowej do oktawy Świąt Wielkanocnych. Są więc fragmenty Pisma Świętego, komentarze i homilie ojców Kościoła. Są też nastrajające serce medytacje na temat wybranych dzieł sztuki i utworów poetyckich. No i jest wreszcie tzw. "dobra praktyka", która podpowiada, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nic dziwnego
że nie jest oblubienicą
prawdziwych mężczyzn

generałów
atletów władzy
despotów

przez wieki idzie za nimi
ta płaczliwa stara panna
w okropnym kapeluszu Armii Zbawienia
napomina

wyciąga z lamusa
portret Sokratesa
krzyżyk ulepiony z chleba
stare słowa

- a wokół huczy wspaniałe życie
rumiane jak rzeźnia o poranku"

- tak, nieco ironicznie, rozpoczyna Pan Cogito swój monolog o cnocie w wierszu Herberta. I rzeczywiście trudno nie przyznać mu racji, zważając na to, w jakich czasach żyjemy i jak małą wagę przywiązujemy do świadomego kształtowania swojego serca.

Tymczasem, jak zauważa Edward Sri, "nasze życie wisi na cnotach jak na zawiasach i jest zależne od tego, jak te cnoty w sobie rozwiniemy". I nie chodzi tu wcale o stawianie sobie kolejnych, niczemu niesłużących, wyzwań czy zdobywanie duchowych odznak, ale o to, żeby być w stałej dyspozycji do czynienia dobra oraz kochania siebie i bliskich. Bo wzrastanie w cnotach pozwala nam dawać z siebie to co najlepsze. "Daje nam wolność do kochania!"

Brzmi wzniośle i pięknie, prawda?

Tak naprawdę jednak sprowadza się to tego, jak i czym żyjemy na co dzień. I tak też pokazuje to autor "Sztuki życia".

Owszem, w swoich rozważaniach odwołuje się głównie do św. Tomasza z Akwinu, Pisma Świętego i katolickiego nauczania, ale tłumaczy nam naturę i wartość czterech cnót kardynalnych, pokazując ich praktyczny wymiar. Weźmy choćby cnotę umiarkowania i zapytajmy o to, ile, co, jak i kiedy jemy? Czy umiemy pościć (również od mediów)? Czy dzięki temu dajemy w nas większą przestrzeń Bogu?

Prawda jest taka, że wiele naszych wad i słabości podkupuje cnoty. Tak jest choćby z obżarstwem i pijaństwem, próżnością i plotkowaniem... Im też poświęca kilka rozdziałów swojej książki Edward Sri, podpowiadając, jak sobie z nimi radzić i stawiając pytania służące autorefleksji. Wymagają one zatrzymania i stanięcia w prawdzie przed sobą, ale też uświadamiają, do czego powinniśmy dążyć, żeby nasze życie było prawdziwą "sztuką"!

Polecam Wam z serca ten przewodnik po cnotach, który uświadamia, że "to, w jaki sposób przeżywamy swoje życie, zawsze dotyka innych".

Nie chowajmy cnoty"w srebrnej szkatułce niewinnych pamiątek"!

"Nic dziwnego
że nie jest oblubienicą
prawdziwych mężczyzn

generałów
atletów władzy
despotów

przez wieki idzie za nimi
ta płaczliwa stara panna
w okropnym kapeluszu Armii Zbawienia
napomina

wyciąga z lamusa
portret Sokratesa
krzyżyk ulepiony z chleba
stare słowa

- a wokół huczy wspaniałe życie
rumiane jak rzeźnia o poranku"

- tak, nieco ironicznie, rozpoczyna Pan...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejny raz, czytając powieść ks. Arkadiusza Paśnika, zachwyciłam się tym, jak subtelnie ożywia znane z kart Biblii postaci i jak z szacunkiem "dotyka" sacrum, pomagając nam z nim obcować.

Jaki jest więc wykreowany przez autora święty Józef?

Oprócz tego, że odznacza się szlachetnością i pracowitością, to przede wszystkim w każdej sytuacji i zdarzeniu nieustannie szuka woli Bożej. Ma świadomość, że "WOLA NAJWYŻSZEGO JEST ZAWSZE MIŁOŚCIĄ" i zgadza się z nią nawet wtedy, kiedy nie spełnia jego oczekiwań.

Zakochany w Miriam, tuż po pierwszych zaślubinach słyszy w głębi serca głos: "Miriam jest twoją żoną, ale należy do Mnie". I mimo że go nie rozumie i nie pojmuje głębi Bożych planów, widząc brzemienną Maryję, z pokorą i ufnością, choć po stoczeniu wewnętrznej walki, je przyjmuje.

Kiedy jest mu po ludzku trudno, bo nie znajduje schronienia dla rodzącej Miriam, musi uciekać z rodziną do Egiptu albo "gubi" Jezusa z drodze z Jerozolimy do Nazaretu... zawsze wsłuchuje się w swoje serce. Wie, że to w nim przemawia do niego Bóg!

Ale też wzrusza się, kiedy Jezus mówi do niego po raz pierwszy "tatusiu". Wyraża swoją miłość w prostych gestach. Ze wszystkich sił stara się chronić życie, którego wielkości pojąć nie umie. Jest zwyczajnym człowiekiem, którym "Bóg pisze historię zbawienia".

"Oto wszystko, co mam. Oto moje szczęście. Moja droga. Moje powołanie. Jestem ojcem inaczej niż inni ojcowie. Jestem mężem inaczej niż inni mężowie. O innym życiu myślałem. Inne planowałem. A Ty, Najwyższy, dałeś mi Miriam i Jezusa. Dałeś mi życie, jakiego nie planowałem. Wciąż jesteśmy w drodze..."

Z całego serca polecam Wam tę powieść, dzięki której święty Józef może stać się Waszym przyjacielem albo duchowym ojcem!
Jestem pewna, że i Was ksiądz Paśnik zachwyci pięknem słowa, wymownymi symbolami i delikatną kreską, którą ożywia postaci biblijne!

Kolejny raz, czytając powieść ks. Arkadiusza Paśnika, zachwyciłam się tym, jak subtelnie ożywia znane z kart Biblii postaci i jak z szacunkiem "dotyka" sacrum, pomagając nam z nim obcować.

Jaki jest więc wykreowany przez autora święty Józef?

Oprócz tego, że odznacza się szlachetnością i pracowitością, to przede wszystkim w każdej sytuacji i zdarzeniu nieustannie szuka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

PRAWDZIWA RADOŚĆ. Nie wesołkowatość albo chwilowa satysfakcja wynikająca z zaspokojenia potrzeb, ale RADOŚĆ PRAWDZIWA, czyli taka, która źródło ma w Dobrej Nowinie czy świadomości tego, że jesteśmy przez Boga wymarzeni i ukochani... jest tematem przewodnim rozważań ks. Grzegorza Strzelczyka.

Do takiej właśnie radości jesteśmy stworzeni i powołani! Taką radość chcielibyśmy przeżywać. Ale i z taką radością mamy albo miewamy problem w szarej codzienności...

Czy więc da się ją wypracować albo tak nastroić serce, żeby z większą lekkością i łatwością ją odczuwać?

Na to pytanie już na samym początku książki jej autor odpowiada uczciwie, pisząc, że sprawdzonej i pewnej recepty na to nie ma, ale zawsze warto spróbować!

Po pierwsze, trzeba sobie uświadomić, że radość nie powinna być celem samym w sobie, ale "efektem ubocznym" nie tylko naszych codziennych obowiązków i realizacji naszego powołania, ale przede wszystkim tego, że Bóg w nas działa!

"To ważne: nie musimy iść do Boga radośni! Mamy szansę wychodzić radośni, ale iść do Niego możemy z czymkolwiek, z grzechem włącznie. A zwłaszcza z takimi doświadczeniami emocjonalnymi jak strach, smutek, lęk i to wszystko, ci bywa dla nas trudne. Możemy iść z pełnym zaufaniem, że to, co przeżywamy, zostanie właściwie zrozumiane".

Po drugie, warto jak najczęściej mieć na uwadze chrześcijańskie motywy radości: Zmartwychwstanie, dary Ducha Świętego Pocieszyciela czy nadzieję życia w wieczności. Warto też czerpać radość choćby ze wspólnoty i relacji z innymi, szukać jej w twórczości i kontemplacji piękna...

No i wreszcie warto pamiętać, że prawdziwa radość sprzęgnięta jest z wdzięcznością i modlitwą, czyli pielęgnowaniem relacji z Bogiem. Już święty Paweł pisał: "Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie, w każdym położeniu dziękujcie!"

Pamiętacie o tym na co dzień?

Ja przyznaję, że niekoniecznie, dlatego jestem wdzięczna za takie książki, które o tych prawdziwych źródłach radości mi przypominają.

I dlatego z czystym sumieniem polecam Wam te duchowe "Ćwiczenia z radości"!

PRAWDZIWA RADOŚĆ. Nie wesołkowatość albo chwilowa satysfakcja wynikająca z zaspokojenia potrzeb, ale RADOŚĆ PRAWDZIWA, czyli taka, która źródło ma w Dobrej Nowinie czy świadomości tego, że jesteśmy przez Boga wymarzeni i ukochani... jest tematem przewodnim rozważań ks. Grzegorza Strzelczyka.

Do takiej właśnie radości jesteśmy stworzeni i powołani! Taką radość chcielibyśmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pramatki: Sara, Rebeka, Rachela i Lea.
Kobiety w życiu Dawida: Mikal, Abigail, Batszeba.
Poganki w rodowodzie Jezusa: Tamar, Rachab, Rut i Noemi.

To tym niezwykłym kobietom poświęciła Irena Neumueler swoją książkę, wnikliwie analizując procesy zachodzące w każdej z nich, ich relacje z mężczyznami, z otoczeniem, ze sobą i nade wszystko z Bogiem. Udowodniła, że obecność każdej z nich w dziejach zbawienia była nieprzypadkowa, bo każda - niezależnie od swoich słabości, ograniczeń i błędów - odegrała w nich ważną rolę.

Ujęło mnie w tej analizie wszystko!

Rzeczowa, wyczerpująca i oparta na Biblii charakterystyka tych kobiet. Interesujące, często odkrywcze i oryginalne interpretacje ich słów i zachowań. Ale przede wszystkim zachwyciło mnie to, jak autorka pod natchnieniem Ducha Świętego obrazuje ciągłą aktualność Słowa, udowadniając, że każda z tych biblijnych bohaterek może dać nam jakąś cenną życiową lekcję. Bo każda jest jak Boże lustro kobiecości, w którym my - współcześnie żyjące kobiety - możemy się dziś przeglądać.

Mało tego! Irena Neumueler podkreśla, że każda z tych biblijnych kobiet wzywa nas do dojrzałego przyjęcia swojej kobiecości i swojego powołania. Inspiruje do aktywnego współdziałania z Bożą łaską i odpowiadania na Boże natchnienia. Dowodzi, że każda z nas ma swoje niepowtarzalne miejsce w świecie i absolutnie wyjątkową rolę do odegrania.

"Jesteś cudem, dlatego miej odwagę i siłę walczyć i wygrywać, jak uczą tego biblijne kobiety. Sięgaj wciąż wyżej i po więcej, tym bardziej gdy okoliczności nie są sprzyjające, a to, czego pragniesz, wydaje się niemożliwe. Trzymaj się Jezusa, by przetrwać trudny czas".

Z całego serca zachęcam Was do sięgnięcia po tę inspirującą, motywującą do mądrego czerpania ze swej kobiecości lekturę!

Pramatki: Sara, Rebeka, Rachela i Lea.
Kobiety w życiu Dawida: Mikal, Abigail, Batszeba.
Poganki w rodowodzie Jezusa: Tamar, Rachab, Rut i Noemi.

To tym niezwykłym kobietom poświęciła Irena Neumueler swoją książkę, wnikliwie analizując procesy zachodzące w każdej z nich, ich relacje z mężczyznami, z otoczeniem, ze sobą i nade wszystko z Bogiem. Udowodniła, że obecność...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

" - Jesteś Kinga i masz jakiś swój szlak.
Każdy ma.
- W takim razie mój jest bardzo wyboisty i pokręcony.
- Tak podejrzewałem.
- Dlaczego!
- Jeśli nie masz światła, łatwo się potknąć".

Tytułowa bohaterka powieści Katarzyny Targosz od kilkudziesięciu lat błądzi w mroku. Mimo że ma pracę w prestiżowym piśmie kobiecym, wygodne mieszkanie i darmowe wejścia na imprezy, czuje się rozpaczliwie samotna, a jej życie z dnia na dzień zieje coraz większą pustką. Na domiar złego desperacja i niezdrowa ciekawość popychają ją do spotkania z wróżką, która zaszczepia w niej uzależniające zainteresowanie tarotem. Od tego momentu ciemność ją otaczająca staje się jeszcze głębsza, a Kinga traci poczucie sensu istnienia.

I wtedy właśnie upomina się o nią Bóg, który prowadzi ją do Krościenka nad Dunajcem, gdzie dobrzy ludzie wskazują jej Światło i "drogę życia". Przy okazji na jaw wychodzi pewna tajemnica z przeszłości, która zatruwała serce Kingi nienawiścią wobec samej siebie...

Więcej z fabuły nie zdradzę, ale obiecuję Wam, że będzie ona wciągająca i ani przez chwilę Was nie znuży! Jestem też pewna, że tak jak ja zżyjecie się z wykreowanymi przez autorkę pełnokrwistymi bohaterami, polubicie ich i będziecie im szczerze kibicować.

Przy okazji też nie umknie Waszej uwadze mądre przesłanie powieści, która pokazuje, że w duszy każdego z nas toczy się nieustanna walka, ścierają się dobro złem i tylko od nas zależy (mamy wszak wolną wolę!), co wybierzemy. "Życie czy śmierć? Błogosławieństwo czy przekleństwo?"
Od tego zależy, jaki będzie nasz "szlak"!

" - Jesteś Kinga i masz jakiś swój szlak.
Każdy ma.
- W takim razie mój jest bardzo wyboisty i pokręcony.
- Tak podejrzewałem.
- Dlaczego!
- Jeśli nie masz światła, łatwo się potknąć".

Tytułowa bohaterka powieści Katarzyny Targosz od kilkudziesięciu lat błądzi w mroku. Mimo że ma pracę w prestiżowym piśmie kobiecym, wygodne mieszkanie i darmowe wejścia na imprezy, czuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Gdybym nie chciała sprzedać mieszkania.
Gdyby mój dziadek nie popełnił samobójstwa w momencie, kiedy potrzebowaliśmy pieniędzy.
Gdybym nie przesunęła wizyty u wydawcy w Paryżu.
Gdyby..."

Dwadzieścia lat po tragicznym wypadku męża Brigitte nie przestaje "gdybać". Bez końca analizuje poszczególne sytuacje w łańcuchu zdarzeń, zastanawiając się, kto jest odpowiedzialny za śmierć jej ukochanego. Ciągle walczy z poczuciem winy, bo przecież mogła zadzwonić, mogła nie użyczyć bratu garażu na przechowanie motocykla, mogła zostać, zamiast wyjeżdżać...

Jej pośpieszna i nerwowa narracja z jednej strony pokazuje to, jak bardzo nie radzi sobie ze stratą, a z drugiej ujawnia rozpaczliwą potrzebę zrozumienia logiki zdarzeń i zaakceptowania wypadku, do którego doszło w czasie, kiedy ich wspólne życie zaczęło się układać - kupili przecież dom! Kiedy wydawało się, że oboje są nieśmiertelni.

Opowiada więc szczerze, chce być spójna i rzeczowa, nie obnażać się wewnętrznie, ale mimo to jej słowa niemal eksplodują źle skrywanymi emocjami. Pozwala im więc płynąć gdzieś między zdaniami i to właśnie tam wyczuwamy wciąż żywą miłość i tęsknotę za zmarłym mężem.

Chce jednak pójść do przodu, "opuścić dom, żeby na jego miejscu mogła powstać droga". Desperacko wręcz pragnie uwolnić się od niszczącej ją obsesji, przestać żyć "w trybie przypuszczającym czasu przeszłego".

I mam nadzieję, że dzięki napisaniu tej książki stało się to dla Brigitte Giraud możliwe. Że przeniesienie tego "gdyby, gdyby, gdyby...", które bez ustanku obracał jej mózg, na karty książki, miało dla niej wymiar terapeutyczny i uwalniający.

Mam nadzieję, bo naprawdę ją rozumiem. Znam to "gdyby" z autopsji. Wiem, jak trudno "puścić kontrolę". Jak wielkiej pokory trzeba, żeby sobie uświadomić, że wiele sytuacji od nas nie zależy. Choroby, wypadki i inne tragiczne zdarzenia przychodzą "spoza nas"...

Mnie lektura tej niełatwej książki poruszyła i zatrzymała. I może właśnie o to chodzi, żeby każdego z nas skłonić do zamiany tytułowego "żyć szybko" na: "żyć uważnie" (mądrze, dobrze...) ze świadomością, że to życie w każdej chwili może się skończyć?

"Gdybym nie chciała sprzedać mieszkania.
Gdyby mój dziadek nie popełnił samobójstwa w momencie, kiedy potrzebowaliśmy pieniędzy.
Gdybym nie przesunęła wizyty u wydawcy w Paryżu.
Gdyby..."

Dwadzieścia lat po tragicznym wypadku męża Brigitte nie przestaje "gdybać". Bez końca analizuje poszczególne sytuacje w łańcuchu zdarzeń, zastanawiając się, kto jest odpowiedzialny za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sługa Boży ksiądz Aleksander Woźny przyszedł do mnie zupełnie niespodziewanie. A że "podobno to nie my, ale święci wybierają nas", nie mogłam przejść obok tego zaproszenia obojętnie i z radością przeczytałam "We wszystkim chodzi o miłość".

Ksiądz Aleksander Woźny najpierw poruszył mnie swoim życiem wypełnionym niezasłużonym cierpieniem za drutami obozów koncentracyjnych i w komunistycznym więzieniu. Później zaimponował mi swoją niezłomną wiarą i zaufaniem Bożej Opatrzności. I w końcu zachwycił mnie swoim białym męczeństwem, tysiącami godzin spędzanymi w konfesjonale, codziennie odprawianą drogą krzyżową i wiernością powołaniu. W absolutnej pokorze i z oddaniem Bogu. Ze słowami: "zresztą jestem przecież tylko woźnym, to Duch Święty działa".

Powieść biograficzną Anny Łagodzińskiej przeczytałam właściwie na jednym oddechu... głównie dzięki zgrabnie pomyślanej fabule, wyrazistym kreacjom bohaterów i żywemu językowi. Zaraz jednak wróciłam niej, żeby ją już na spokojnie przekartkować i raz jeszcze przeanalizować dotykające serca cytaty. Ciągle jednak czuję niedosyt...

Myślę bowiem, że powieść ta to niezwykle atrakcyjna, ale tylko inspiracja do bardziej zażyłej relacji z ks. Woźnym. Zdecydowanie zachęca do zaprzyjaźnienia się z tym niezwykłym kapłanem. Motywuje, żeby sięgnąć do jego spuścizny w postaci choćby homilii, które pozostawił.

"Czy chciałby, żebyśmy go naśladowali?
Może odpowiedziałby słowami swoich rekolekcji: We wszystkim można dosłownie naśladować Pana Jezusa. Wtedy nie obawiaj się żadnego dziwactwa. Możesz korzystać ze wszystkich darów życia, ale wszystko czyń z miłością i nie przywiązuj się do niczego. WSZYSTKO MA WARTOŚĆ O TYLE, O ILE JEST CZYNIONE Z MIŁOŚCI".

Może i do Waszych serc ksiądz Aleksander Woźny właśnie zapukał? Może i Wam chce coś ważnego przekazać?

Sługa Boży ksiądz Aleksander Woźny przyszedł do mnie zupełnie niespodziewanie. A że "podobno to nie my, ale święci wybierają nas", nie mogłam przejść obok tego zaproszenia obojętnie i z radością przeczytałam "We wszystkim chodzi o miłość".

Ksiądz Aleksander Woźny najpierw poruszył mnie swoim życiem wypełnionym niezasłużonym cierpieniem za drutami obozów koncentracyjnych i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubicie herbaciane róże?
Nie czerwone czy różowe, ale właśnie herbaciane?

W ich ciepłej i nieoczywistej barwie gustują dwie główne bohaterki nowej powieści Beaty Agopsowicz: Katarzyna i Pola, matka i córka.

Pierwsza z nich jest od trzydziestu lat nieco już wypaloną polonistką i żoną Krzysztofa, z którym tworzą zgodne, ale niezbyt szczęśliwe małżeństwo. Druga natomiast studiuje pedagogikę i szuka swojego miejsca w świecie.
Ich życie wydaje się dość monotonne i przewidywalne, pozbawione sensu i celu aż do dnia, kiedy zdarza się coś, co wywraca je do góry nogami i każe im zejść z wydeptanych ścieżek. To "coś" jest trudne i bolesne, pociąga za sobą poważne konsekwencje i każe się zmierzyć z dawno skrywaną prawdą.

W takiej kryzysowej sytuacji najłatwiej jest się rozstać, rozpamiętywać doświadczoną krzywdę i zamknąć się w swoim bólu, kreując się na ofiarę. Najłatwiej szukać winy w innych i zrzucać na nich odpowiedzialność.

Beata Agopsowicz pokazuje jednak, że można też ten kryzys potraktować jako szansę. Szansę na przebudzenie z marazmu, oczyszczanie ran zaklejonych "przypadkowym plastrem" czy uzdrowienie wzajemnych relacji.

Wystarczy tylko (albo "aż"!) z pokorą przyznać, że jesteśmy nieidealni, każdy z nas zadaje innym rany i został kiedyś zraniony. Te zranienia całkowicie wyleczyć może jedynie Bóg, ale i my możemy przyczynić się do ich oczyszczania. Najskuteczniejszym lekarstwem z naszej strony może być wdzięczność i przebaczenie.

"Bóg naprawdę jest dobry. Nie czyha na nasze chwile słabości. Paradoksalnie dopiero w chwilach najtrudniejszych, kiedy my sami już nie wiemy, co robić, On może działać. Wtedy odpuszczamy i dajemy Jemu pole do działania. Nie ograniczamy Go naszymi pomysłami, naszą aktywnością".

Z całego serca polecam Wam tę krzepiącą serce historię, która uświadamia, że w każdym kryzysie, jeśli zaufamy i oddamy go Bogu, jest szansa. On na pewno wyprowadzi z niego dobro, bo "jest mistrzem happy endów"!

Lubicie herbaciane róże?
Nie czerwone czy różowe, ale właśnie herbaciane?

W ich ciepłej i nieoczywistej barwie gustują dwie główne bohaterki nowej powieści Beaty Agopsowicz: Katarzyna i Pola, matka i córka.

Pierwsza z nich jest od trzydziestu lat nieco już wypaloną polonistką i żoną Krzysztofa, z którym tworzą zgodne, ale niezbyt szczęśliwe małżeństwo. Druga natomiast...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od wielu lat gromadzi wokół siebie kobiety, inspirując je do rozwoju i pomagając odnaleźć własną tożsamość. Tryska dobrą energią i zaraża entuzjazmem. Jej projekt @urzekająca.pl zatacza coraz szersze kręgi, ucząc żyć pięknie i świadomie. Jak Córki Króla!

Ewelina Chełstowska, bo o Niej tu mowa, tym razem przychodzi do nas z książką "Masterclass kobiecości", którą można potraktować jako zaproszenie do pracy nad sobą, ale i rodzaj fundamentu, na którym można budować swój rozwój.

Na początku autorka szczerze dzieli się z nami historią swojego życia, analizuje swoją przemianę i wszystkie wartości, które pomogły jej uporządkować codzienność. Pięknie pisze o misji i celebrowaniu kobiecości, o swoim Nazarecie i luksusie bycia sobą.

"Dla mnie kobiecość jest lustem, w którym odbija się piękno Boga".

Przypomina o godności kobiety, odwołując się do nauczenia bł. Stefana Wyszyńskiego. Radzi, jak "być kobietą dobrego wpływu " i dbać o relacje z innymi kobietami. Odwołując się do własnych doświadczeń, analizuje destrukcyjną siłę narzekania i budującą moc wdzięczności. Podpowiada też, jak za pomocą codziennych nawyków zmienić swoje życie...

Ewelina pisze w sposób prosty i bezpośredni, dlatego Jej słowa trafiają prosto w serce. Motywuje, inspiruje i zachęca do tego, żeby wziąć życie w swoje ręce!

Nieocenionym atutem publikacji są również świadectwa innych kobiet, które dzielą się swoimi przeżyciami i refleksjami związanymi z kobiecością. Każda z nich wnosi coś, z czym się można utożsamić albo dyskutować. Dzięki temu każdy rozdział pulsuje życiem!

Od wielu lat gromadzi wokół siebie kobiety, inspirując je do rozwoju i pomagając odnaleźć własną tożsamość. Tryska dobrą energią i zaraża entuzjazmem. Jej projekt @urzekająca.pl zatacza coraz szersze kręgi, ucząc żyć pięknie i świadomie. Jak Córki Króla!

Ewelina Chełstowska, bo o Niej tu mowa, tym razem przychodzi do nas z książką "Masterclass kobiecości", którą można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najpierw spłakałam się, czytając książkę, a później tyle samo, albo i więcej, łez wylałam, oglądając film...

Dlatego muszę Wam zarekomendować "Mężczyznę imieniem Ove", choć nie miałam tego w planach!

Tytułowy bohater to antypatyczny samotny wdowiec, który swoimi sztywnymi zasadami terroryzuje osiedle, na którym mieszka. Na początku budzi niechęć, która z czasem zmienia się w zrozumienie i współczucie.

Ove nie umie sobie bowiem poradzić ze stratą. Nie umie żyć bez ukochanej żony. Dlatego planuje samobójstwo.

"Ludzie twierdzili, że Ove zawsze widział świat na czarno - biało. A ona była kolorem. Wszystkimi jego kolorami".

Życie jednak cały czas się o niego upomina. A to potrzebami hałaśliwych nowych sąsiadów, którzy mu nieustannie zawracają głowę. A to byłym uczniem żony, który ją z uczuciem wspomina i porusza lawinę wspomnień. A to paskudnym kotem, który przybłąkał się nie wiadomo skąd i trzeba się nim zająć...

Fredrik Backman w przejmujący (tragiczno - komiczny) sposób pokazuje, że nikt z nas "nie jest samotną wyspą". Jesteśmy naczyniami połączonymi, nawet jeśli zdarzają się takie momenty, kiedy wydaje nam się, że nikt nas nie rozumie i nie mamy, po co i dla kogo żyć.

Dla mnie ta historia, mimo (a może właśnie dlatego) że jej głównym wątkiem jest samobójstwo, jest wzruszającą afirmacją życia. Przywraca wiarę w ludzi i bezinteresowne dobro.

"Śmierć to przedziwna sprawa. Ludzie przez całe życie zachowują się tak, jakby nie istniała, a jednak przeważnie jest jednym z ważniejszych powodów, dla których żyją. Niektórzy wcześniej zdobywają tę świadomość i żyją mocniej, bardziej konsekwentnie, wściekle.

Niektórzy potrzebują jej ciągłej obecności, żeby pamiętać o tym, co jest jej przeciwieństwem. Inni zaś są nią tak zaabsorbowani, że siadają w poczekalni, na długo zanim śmierć zapowiedziała swoje przybycie.

Lękamy się jej, choć większość z nas najbardziej boi się, że śmierć dotknie kogoś innego, a nie nas. Bo największy lęk związany ze śmiercią to ten, że może nas pominąć. I zostawić całkiem samych".

A film, choć może troszkę słabszy niż książka, to jednak świetnie ją dopełnia, głównie za sprawą doskonałego Toma Hanksa!

Z serca polecam!

Najpierw spłakałam się, czytając książkę, a później tyle samo, albo i więcej, łez wylałam, oglądając film...

Dlatego muszę Wam zarekomendować "Mężczyznę imieniem Ove", choć nie miałam tego w planach!

Tytułowy bohater to antypatyczny samotny wdowiec, który swoimi sztywnymi zasadami terroryzuje osiedle, na którym mieszka. Na początku budzi niechęć, która z czasem zmienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Wrócimy. Nie przestawaj myśleć o ojcu i domu. To musi żyć w naszych sercach".

Rok 1941. Litwa. Przychodzą po nich niespodziwanie. Dają chwilę na spakowanie. Brutalnie popychając i pokrzykując, wyrywają ich z bezpiecznego świata do bydlęcych wagonów. A później tygodniami wiozą do "białych krematoriów" Syberii, gdzie każdy dzień będzie walką o przetrwanie i ocalenie człowieczeństwa...

Historię tego zesłania poznajemy z perspektywy piętnastoletniej Liny, która razem z mamą i młodszym bratem zostaje rozdzielona z ojcem rodziny. To ona, wrażliwa i utalentowana plastycznie dziewczynka, staje się świadkiem tego piekła, które "ludzie ludziom zgotowali". To w tym piekle przyjdzie jej dojrzewać, przeżyć pierwszą miłość i zobaczyć wszystkie oblicza zła.

Nie ono jednak gra tu główną rolę! Na pierwszy plan wysuwa się pełna godności i ofiarności postawa matki, która robi wszystko, żeby jej dzieci pozostały ludźmi. Sama Lina radzi sobie z wszechobecnym okrucieństwem i cierpieniem tak, jak umie najlepiej, czyli rysując. Nie ma oczywiście potrzebnych przyborów, dlatego często musi wystarczyć jej zwyczajny patyczek i kawałek kory. Każdy rysunek ma jednak wymiar terapeutyczny. Każdy przyczynia się do ocalenia jej wrażliwego serca.

"Nie bój się. Nie dawaj im nic. Nawet swojego strachu".

I to dlatego ta powieść, choć niełatwa w lekturze, nie przygnębia, ale podnosi na duchu. Ruta Sepetys udowadnia w niej, że ludzie potrafią być "silniejsi niż warunki czasu i życia", a "miłość to najpotężniejszą armia".

Przejmujący jest też jej epilog, którego oczywiście nie zdradzę, a w którym uderzają słowa skierowane do nas wszystkich:

"Zło będzie zwyciężać dopóty, dopóki dobrzy ludzie nie zaczną działać... Mam nadzieję, że ta relacja skłoni cię do działania, do dzielenia się prawdą. Tylko wtedy możemy mieć nadzieję, że takie zło nigdy się już nie powtórzy".

Dodam jeszcze, że "Szare śniegi Syberii" to debiut pisarski Ruty Sepetys, a pisząc go, uczciła pamięć o swoim ojcu, synu litewskiego oficera...

Szczerze polecam Wam jego lekturę!
Żeby pamiętać i dzielić się prawdą!

"Wrócimy. Nie przestawaj myśleć o ojcu i domu. To musi żyć w naszych sercach".

Rok 1941. Litwa. Przychodzą po nich niespodziwanie. Dają chwilę na spakowanie. Brutalnie popychając i pokrzykując, wyrywają ich z bezpiecznego świata do bydlęcych wagonów. A później tygodniami wiozą do "białych krematoriów" Syberii, gdzie każdy dzień będzie walką o przetrwanie i ocalenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka chwyta za serce od pierwszych zdań i nie puszcza aż do zakończenia! Już dawno żadna powieść obyczajowa mnie tak emocjonalnie nie zaangażowała jak "Najdalszy zakątek miłości". Trudno było mi ją odłożyć i przeczytałam ją "sama nie wiem kiedy" (co już samo w sobie jest najlepszą rekomendacją, nieprawdaż?) 😀

Zastanawiam się teraz, czym mnie tak ujęła i dochodzę do wniosku, że oprócz zaskakującej i nieprzewidywalnej fabuły najbardziej podobała mi się w niej kreacja głównej bohaterki, z którą się nawet trochę utożsamiałam.

Wrażliwą i delikatną Cecylię poznajemy w czasie, kiedy przeżywa niewyobrażalną stratę. Od ponad roku zmaga się z żałobą po śmierci ukochanego męża i wymarzonych córeczek. Ucieka od ludzi i życia, zamykając się w maleńkim domu w górach, który kiedyś był świadkiem szczęśliwych rodzinnych chwil, a teraz towarzyszy jej w bezsennych nocach i poczuciu bezsensu istnienia. Nie ma już przecież dla kogo i po co żyć. Nawet ukochana muzyka nie przynosi jej ukojenia. I właśnie wtedy do jej domu puka zziębnięty mężczyzna...

I choć początek brzmi banalnie, to nabierająca z czasem tempa fabuła przynosi wiele dramatycznych zwrotów akcji i do końca trzyma w napięciu, a dopracowane kreacje bohaterów i ich skomplikowane relacje budzą niemało emocji!

I nie jest to tylko opowieść o miłości, ale przede wszystkim o wybaczeniu - sobie i innym. O tym, jak bardzo jest wyzwalające, budujące i pomaga zacząć wszystko od początku. I o tym, że wiara w Boga, uczciwość i zdrowy kręgosłup moralny nie są przeżytkiem, a podstawą dobrego życia.

"Boże, wiele razy pokazałeś mi, że to nie ja w życiu decyduję. Wiem, że nie mam wpływu na to, co się za chwilę wydarzy. Jeśli tak chcesz, jeśli taka jest Twoja wola, to ja ją przyjmuję".

Polecam Wam tę powieść na wciąż jeszcze długie zimowe wieczory! Na pewno wniesie w nie dużo ciepła i światła!

Ta książka chwyta za serce od pierwszych zdań i nie puszcza aż do zakończenia! Już dawno żadna powieść obyczajowa mnie tak emocjonalnie nie zaangażowała jak "Najdalszy zakątek miłości". Trudno było mi ją odłożyć i przeczytałam ją "sama nie wiem kiedy" (co już samo w sobie jest najlepszą rekomendacją, nieprawdaż?) 😀

Zastanawiam się teraz, czym mnie tak ujęła i dochodzę do...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Synek księdza Kaczkowskiego Patryk Galewski, Piotr Żyłka
Ocena 8,9
Synek księdza ... Patryk Galewski, Pi...

Na półkach:

Miałyście okazję oglądać film "Jonny"?
Kojarzycie nieżyjącego już księdza Jana Kaczkowskiego?

Jeśli tak, to na pewno nieobca Wam będzie również postać Patryka Galewskiego, "synka" księdza Jana, z którym Piotr Żyłka przeprowadził wywiad - rzekę.

Możecie zapytać, co przeciętego człowieka może zainteresować w życiu przestępcy, który przeżył przemianę? Czy jest szansa, żeby wydobył z niej coś dla siebie?

Przyznaję, miałam podobne obawy, ale, jak się okazało, całkiem niepotrzebnie. I to nie dlatego, że historia Patryka okazała się być fascynująca i jednocześnie wstrząsająca, choć naprawdę mocno ją przeżyłam. Ale dlatego, że można ją potraktować jako swego rodzaju przypowieść o ludzkich upadkach, grzechach i słabościach, ale też i o powstawaniu z nich, walce o godność i człowieczeństwo.

Podziwiam Patryka za jego szczerość i uczciwość. Za to, że zdecydował się podzielić ze światem tym co bolesne, trudne, wstydliwe. Bo jednocześnie dał nam nadzieję, że z każdej, nawet najgorszej ludzkiej nędzy da się podnieść, każde uzależnienie da się pokonać, z każdego grzechu można się oczyścić...

Żeby to jednak nastąpiło, potrzebny jest drugi człowiek. Taki, który się zainteresuje, zauważy, poda rękę, powie dobre słowo. Drugi człowiek, który swoim przykładem zbliży do Boga. Czasem tak mało wystarczy, żeby wnieść w czyjeś życie trochę światła, a nawet je zmienić.

Ale żeby to zrobić, trzeba mieć wrażliwość, empatię i otwarte serce. Ksiądz Jan był w tym mistrzem! I to właśnie z niego i jego podejścia do drugiego człowieka powinniśmy brać przykład. Nikogo nie skreślać i nie potępiać. W każdym widzieć człowieka i tę ludzką godność szanować, oddzielając od czynów...

To czasem trudne, ale ta miłość ma moc przemienić ludzkie serca! Patryk Galewski jest tego żywym przykładem!

Przeczytajcie! Naprawdę warto!

Miałyście okazję oglądać film "Jonny"?
Kojarzycie nieżyjącego już księdza Jana Kaczkowskiego?

Jeśli tak, to na pewno nieobca Wam będzie również postać Patryka Galewskiego, "synka" księdza Jana, z którym Piotr Żyłka przeprowadził wywiad - rzekę.

Możecie zapytać, co przeciętego człowieka może zainteresować w życiu przestępcy, który przeżył przemianę? Czy jest szansa, żeby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciepła i krzepiąca serce. Tak mogłabym krótko ocenić najnowszą powieść Małgorzaty Lis, której pióro od wielu już lat wzmacnia wiarę czytelników.

W "Ulecz moje serce" poznajemy rodzinę Kozłowskich, której członkowie zmagają się z różnymi życiowymi i wielu z nas znanymi problemami.

Zosia z opóźnieniem przystępuje do matury. Grzegorz jest niewidomy i od ponad dwudziestu lat opłakuje zmarłą po porodzie żonę. Kinga nie może zajść w ciążę, a Emilia - seniorka rodu - czuje się samotna w swojej starości... Ach, i jest jeszcze Alina, która zderza się z niewdzięcznością swojej córki, i Ignacy, który pracuje tak dużo, że nie ma czasu na życie osobiste.

Tak to wygląda "z wierzchu". Jeśli jednak zajrzymy głębiej, okazuje się, że wszystkie te problemy mają bardziej złożone przyczyny i często całkiem proste rozwiązania.

Jedną z nich jest rozpamiętywanie krzywd i zalewanie serca goryczą. Małgorzata Lis wyraźnie pokazuje, że brak przebaczenia najbardziej zatruwa nie tych, wobec których czujemy złość czy nienawiść, ale przede wszystkim nas samych. Pielęgnowanie urazów powoduje też, że skupiamy się na sobie i nie jesteśmy w stanie otworzyć się na Łaskę. A przecież Bóg pragnie "uleczyć nasze serca"!

Podobnie głęboko przedstawiła też Małgorzata Lis problem niepłodności i jej wpływu na małżeństwo, włączając do powieści dyskusję wokół jej leczenia i moralnych aspektów in vitro. W wątku tym również pokazała, jak wiele taktu i delikatności potrzeba, żeby nie ranić osób zmagających się z tym problemem pytaniami ingerującymi w ich intymność...

Ujęły mnie też w powieści kreacje wierzących lekarzy, którzy pracują tak, "jakby życie i zdrowie pacjenta zależało wyłącznie od nich, a jednocześnie z pokorą uznają, że wszystko ostatecznie zależy od Boga".

Myślę zresztą, że każdy znajdzie w tej powieści coś dla siebie. Coś, co poruszy jego serce albo skłoni do refleksji...

Szczerze polecam!

Ciepła i krzepiąca serce. Tak mogłabym krótko ocenić najnowszą powieść Małgorzaty Lis, której pióro od wielu już lat wzmacnia wiarę czytelników.

W "Ulecz moje serce" poznajemy rodzinę Kozłowskich, której członkowie zmagają się z różnymi życiowymi i wielu z nas znanymi problemami.

Zosia z opóźnieniem przystępuje do matury. Grzegorz jest niewidomy i od ponad dwudziestu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

DOM.
Słowo tak proste, a mieszczące w sobie tyle znaczeń, uczuć i bliskich osób...

Dla mnie jego synonimem jest MIŁOŚĆ.

A dla Ciebie? Czym dla Ciebie jest DOM?

Ksiądz Arkadiusz Paśnik w swojej książce o tym właśnie tytule wydobywa złożony i głęboki sens DOMU. W warstwie fabularnej skupia naszą uwagę na historii życia i twórczości niderlandzkiego malarza Hieronima Boscha. Z właściwą sobie wrażliwością i delikatnością opisuje narodziny i rozwój jego powołania do miłości i ojcostwa. Pulsującym od emocji słowem kreśli wypełniony miłością i bliskością DOM rodziny Boschów, który jest orężem w walce ze złem i ludzką słabością.

Wizje tego zła nawiedzają Hieronima w snach i codzienności. Czuję się wezwany przez Boga do obnażenia natury grzechu i prawdy o nim, ale z perspektywy Bożego miłosierdzia i rzeczy ostatecznych. I tak na naszych oczach rodzi się (namalowane na rodzinnym stole) jedno z najważniejszych dzieł malarza - "Stół Mądrości" zwany "Siedem grzechów głównych". Obraz, który jest "kazaniem o miłości Boga do grzesznika", a jednocześnie "mapą życia, zawiera bowiem drogowskazy dla podróżujących w mroku".

Ks. Paśnik w sposób sugestywny i poruszający sumienie interpretuje każdy element bogatej w znaczenia wizji malarza. Przedstawia ją jako zwierciadło, w którym przejrzeć się może każdy z nas. Nikt bowiem nie jest wolny od grzechu. W każdym z nas światłość nieustannie walczy z ciemnością.

Dlatego też i każdy z nas decyduje o tym, co ustawi na stole w swoim domu. Czy będzie to pycha i zazdrość czy pokora i służba? To bardzo ważne, bo od tych codziennych wyborów zależy nie tylko funkcjonowanie naszego domu na ziemi, ale przede wszystkim nasza wieczność!

"Do domu Ojca idzie się przez dom na ziemi".

Przyznaję, że ja sama dałam sobie czas na uważną i wnikliwą lekturę tej książki. Studiowałam reprodukcje obrazu Boscha, wpatrując się w nie jak w lustro. Z ołówkiem w ręku kontemplowałam słowa ks. Paśnika, jego mądre i dojrzałe spojrzenie na DOM w każdym jego znaczeniu. Dzięki temu uświadomiłam sobie niszczycielską siłę grzechu i niepokonaną moc miłości. Przeżyłam prawdziwe rekolekcje!

Dlatego polecam z całego serca!
To doskonała lektura na Adwent!

DOM.
Słowo tak proste, a mieszczące w sobie tyle znaczeń, uczuć i bliskich osób...

Dla mnie jego synonimem jest MIŁOŚĆ.

A dla Ciebie? Czym dla Ciebie jest DOM?

Ksiądz Arkadiusz Paśnik w swojej książce o tym właśnie tytule wydobywa złożony i głęboki sens DOMU. W warstwie fabularnej skupia naszą uwagę na historii życia i twórczości niderlandzkiego malarza Hieronima...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam szczególną słabość do filozofii. Tak dużą, że na studiach podyplomowych to właśnie ją wybrałam jako dodatkowy przedmiot, z którego musiałam zdać egzamin.

Jestem pewna, że filozofia uczy myślenia i spoglądania pod powierzchnię spraw i rzeczy.
Ks. Józef Tischner twierdził, że "jest mądrością, bez której trudno żyć, a jeszcze trudniej być człowiekiem wolnym".

Dlatego od czasu do czasu warto się zatrzymać i samego siebie zapytać: kim jestem? po co żyję? dokąd zmierzam? A że wbrew pozorom odpowiedzi nie są oczywiste, warto też sięgać do mądrych tekstów, które otwierają oczy, inspirują i pokazują głębszy wymiar istnienia.

Podpowiedzi takie i jednocześnie materiał do refleksji znajduję zawsze w wypowiedziach ks. Tischnera, które niezmiennie zachwycają mnie swoją logiką i głębią. Bo nawet jeśli nie wszystko w nich rozumiem i mam poczucie, że do nich nie dorastam, to doceniam ich wszechstronność i wnikliwość.

Bez namysłu sięgnęłam więc po publikację "U źródeł myślenia", na którą składają się teksty traktujące o takich uniwersalnych tematach jak: prawda, fałsz, wolność czy ludzka godność, ale i analizujące problemy społeczne takie jak: solidarność czy relacja między wiarą i nauką.

Najbardziej zainteresowała mnie w niej filozofia dramatu i dialogu, czyli spotkania z drugim człowiekiem jako "otwarcie horyzontu".

Ks. Tischner analizuje w niej pojęcia twarzy, maski i zasłony, za którymi tak często się ukrywamy i które uniemożliwiają prawdziwe spotkanie. Z kolei "w twarzy człowieka ujawnia się to, kim człowiek jest, jaka jest prawda o nim".

Poruszył mnie też tekst "Rozum i krzyż", w którym ks. Tischner próbuje wyjaśnić decyzję Edyty Stein, czyli św. Teresy Benedykty od Krzyża, która najpierw wbrew woli rodziny zmieniła wiarę, a później oddała za nią życie w komorze gazowej. Dlaczego dla Niej, mistrzyni filozoficznego myślenia, "krzyż stał się podstawowym dobrem religii"?

Myślę zresztą, że każdy znajdzie w tej publikacji treści ważne i potrzebne. Wystarczy tylko po nie sięgnąć i dać sobie czas na... myślenie 😊

Mam szczególną słabość do filozofii. Tak dużą, że na studiach podyplomowych to właśnie ją wybrałam jako dodatkowy przedmiot, z którego musiałam zdać egzamin.

Jestem pewna, że filozofia uczy myślenia i spoglądania pod powierzchnię spraw i rzeczy.
Ks. Józef Tischner twierdził, że "jest mądrością, bez której trudno żyć, a jeszcze trudniej być człowiekiem wolnym".

Dlatego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki (nie) doskonali do pary. Instrukcja obsługi małżeństwa Marta Jędrzejewska, Stanisław Jedrzejewski
Ocena 8,3
(nie) doskonal... Marta Jędrzejewska,...

Na półkach:

""(Nie) doskonali do pary"

- tak określają swoją relację Marta i Stanisław Jędrzejewscy, małżonkowie z dwunastoletnim stażem, którzy w sieci znani są bardziej jako "Ludzie Pełni Życia".

Nie miałam, niestety, okazji uczestniczyć w organizowanych przez nich spotkaniach, ale od jakiegoś czasu śledzę pisaną przez Martę i publikowaną w odcinkach na FB historię ich miłości. Historię, która fascynuje i zachwyca otwartością na wszystko, co przynosi życie. Dlatego nie trzeba mnie było namawiać, żebym i książkę Marty i Stanisława przeczytała!

Przyznaję, zmroził mnie trochę podtytuł "instrukcja obsługi małżeństwa", ale już po pierwszych rozdziałach przekonałam się, że żadne z nich nie ma ambicji być mentorem i pouczać odbiorców. I całe szczęście! Zdecydowanie bardziej przemawia bowiem do wszystkich świadectwo życia niż dobre rady, które nie w każdym małżeństwie muszą się sprawdzić.

O czym więc opowiadają Marta i Stanisław?

Przede wszystkim dzielą się tym, jak zapraszają Boga do wszystkich sfer życia, twierdząc, że "jeśli Pan Bóg jest w KAŻDYM miejscu naszego życia, to wtedy wszystko działa tak, jak powinno". Mówią o wartości modlitwy i sakramentów oraz o szeroko pojętym rozwoju duchowym.

Jako rodzice trojga dzieci przedstawiają swoje doświadczenia związane z ich rozwojem i wychowaniem w duchu wiary. Szczerze opowiadają o relacjach z teściami i rodzicami oraz innymi rodzinami. Tematem tabu, który odważnie poruszają, jest niepełnosprawność rodzeństwa Marty. Wzruszyła mnie miłość i troską, z jaką opowiadała ona o swoich braciach, mówiąc o promowanej przez małżonków postawie pro life.

Czy w związku z tym mam poczucie, że Marta i Stanisław są małżeństwem wzorcowym? Czy na takich się kreują?

Absolutnie nie!

Przede wszystkim są PRAWDZIWI! Nie ukrywają swoich dylematów i wątpliwości. Dzielą się doświadczeniami kryzysów i strat. Są naprawdę "niedoskonali", ale i mają w sobie pragnienie poprawy i wzrostu. Pragnienie doświadczania "pełni". A tym, co mnie najbardziej w ich świadectwie ujęło, jest ich dojrzałe spojrzenie na wartość życia we wszystkich jego przejawach.

Dlatego też myślę, że niezależnie od stażu małżeńskiego warto Marty i Stanisława posłuchać. Warto się ich historią zainspirować!

""(Nie) doskonali do pary"

- tak określają swoją relację Marta i Stanisław Jędrzejewscy, małżonkowie z dwunastoletnim stażem, którzy w sieci znani są bardziej jako "Ludzie Pełni Życia".

Nie miałam, niestety, okazji uczestniczyć w organizowanych przez nich spotkaniach, ale od jakiegoś czasu śledzę pisaną przez Martę i publikowaną w odcinkach na FB historię ich miłości....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Tam, gdzie ludzie mówią:
Koniec! To bez sensu. Nie ma wyjścia,
TAM BÓG DAJE SWOJĄ SWIATŁOŚCIĄ NADZIEJĘ".

Potrzebne mi były teraz te słowa ks. Piotra Pawlukiewicza. Potrzebna mi była ta iskra nadziei, która nie tyle nawet umiera ostatnia, co - "nigdy nie umiera".

W Liście do Hebrajczyków czytamy: "Trzymajcie się jej jako bezpieczniej i silnej kotwicy duszy".
Bo Nadzieja to kotwica, która jest symbolem stałości, stabilności i siły...

W zebranych w tym tomie kazaniach znany wszystkim kaznodzieja wskazuje na główne źródła Nadziei, która jest przecież jedną z cnót boskich. Przede wszystkim przypomina, że nie tylko możemy, a nawet powinniśmy czerpać ją z faktu Zmartwychwstania Chrystusa, który przezwyciężył śmierć i dał nam nadzieję na życie wieczne.

Kolejnym źródłem nadziei dla człowieka wierzącego jest sakrament pokuty, dzięki któremu jako syn marnotrawny wraca w ramiona Ojca i ma szansę zacząć nowe życie.

Ale trzeba też pamiętać o Duchu Świętym Pocieszycielu, który został nam dany jako Dawca Nadziei! Zresztą nadziei nie ma też bez Bożego światła, bez pustyni, bez działania i trudności...

"W każdym kryzysie jest nadzieja".

Ks. Piotr konsekwentnie podkreśla, że perspektywa Boga jest inna niż ludzka. W wielu beznadziejnych i kryzysowych sytuacjach ukryte są Boże szanse. Ale żeby je dostrzec, trzeba się otworzyć. Trzeba zrezygnować z ciągłej kontroli i oddać to, co od nas nie zależy, Bogu.

Polecam Wam z całego serca te homilie, które czyta się jednym tchem, ale przeżywa w sercu długie godziny. Bo ks. Pawlukiewicz oprócz poczucia humoru i talentu krasomówczego, miał jeszcze bożą odwagę nazywania rzeczy po imieniu. To dzięki niej porusza najczulsze struny sumienia i nie pozwala przebrzmieć swoim słowom bez echa. A poza tym, a może przede wszystkim wyzwala nadzieję, umacnia wiarę i otwiera na miłość.

To doskonała lektura na zbliżający się Adwent, ale warto też dać jej szansę w często trudnej i przytłaczającej codzienności!

I nic na to nie poradzę, ale słyszę teraz słowa Asnyka: "Miejcie nadzieję, nie tę lichą, marną..."🎶

"Tam, gdzie ludzie mówią:
Koniec! To bez sensu. Nie ma wyjścia,
TAM BÓG DAJE SWOJĄ SWIATŁOŚCIĄ NADZIEJĘ".

Potrzebne mi były teraz te słowa ks. Piotra Pawlukiewicza. Potrzebna mi była ta iskra nadziei, która nie tyle nawet umiera ostatnia, co - "nigdy nie umiera".

W Liście do Hebrajczyków czytamy: "Trzymajcie się jej jako bezpieczniej i silnej kotwicy duszy".
Bo Nadzieja...

więcej Pokaż mimo to