rozwiń zwiń
Książna-w-Książkach

Profil użytkownika: Książna-w-Książkach

Zoetermeer Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 29 tygodni temu
85
Przeczytanych
książek
85
Książek
w biblioteczce
85
Opinii
4 644
Polubień
opinii
Zoetermeer Kobieta
Miłośniczka czytania oraz pisania książek. Dzielę się swoimi recenzjami na temat przeczytanych powieśći. :) Debiutantów zazwyczaj traktuję bardziej delikatnie (+1 punkt na zachętę do dalszego rozwijania swoich pasji). Cenię książki, które poruszają tematykę LGBTQ (+1 punkt). Poza tym zawsze staram się być szczera - jest to trudna rzecz zwłaszcza przy polskich pisarzach (choć w sumie sama nie wiem z jakiego powodu). :)

Opinie


Na półkach:

Cześć✈️

Lubicie podróżować? Często wyjeżdżacie poza granice Polski? Ja od kilku już lat mieszkam/studiuję w Holandii i chyba zrosłam się z tym krajem – na pewno z mentalnością (choć nie z typowym holenderskim dusigroszem) i sposobem życia. Lubię Holandię za szeroko rozumianą wolność i stabilność finansową, którą można tutaj osiągnąć. Największym minusem, o którym również mowa w książce, którą chcę dzisiaj zrecenzować, jest kuchnia. W reportażu „Polacy na emigracji. Dlaczego i po co wyjeżdżamy” pojawiło się trafne zdanie: „Mieszkanie tutaj [w Holandii] jest bolesne dla kogoś, kto lubi jeść”. Nigdy z nikim nie chciałam się bardziej zgodzić! Kuchnia holenderska ma do zaoferowania okrągłe zero. Podczas czytania książki autorstwa Agnieszki Kołodziejskiej nie raz i nie dwa śmiałam się pod nosem, przytakiwałam, albo zaznaczałem fragmenty, które na pewno w przyszłości przydadzą mi się, by zobrazować komuś życie w Holandii. W reportażu znajdziemy informacje zarówno o tym, jak i o wielu innych krajach – poznamy przeróżne historie ludzi, którym można pozazdrościć, ale też współczuć.

Przede wszystkim chcę zaznaczyć, że zachwyciła mnie autentyczność reportażu – na swoim przykładzie wiem, że autorka nie wyolbrzymia i nie spisuje jakichś na wpół wymyślonych historii, które miały miejsce raz albo dwa. Niektóre sytuacje, realia, mentalność danego narodu, normy, kultura może wydawać się „zdjęta z choinki” – na tym polega fenomen tej książki. Reportaż jest dokładnie tym – zderzeniem z zupełnie inną rzeczywistością w ciepłym kącie swojego domu. Książka wciąga od samego początku – temat jest bardzo ciekawy, a gdy dodamy do tego lekki styl, niesamowite pokłady wiedzy, ciężką pracę i sumienne opisanie sytuacji polskich emigrantów, to wychodzi publikacja, od której czytania nie można się oderwać.

Moim zdaniem ciekawość to jedna z tych cech człowieka, która pcha ludzkość nieustannie do przodu – nie ważne w jakim kierunku. To motor napędowy i koniec końców 98% egzystencji sprowadza się do zaspokajania tej ciekawości – świadomie lub nie (telewizja stała się dobrym narzędziem do zaspokajania tej potrzeby). „Polacy na emigracji” to taki „zaspokajacz”, który pomaga szeroko otworzyć oczy i zrozumieć świat poza „naszą”, polską kulturą. Możemy zobaczyć, jak wygląda zderzenie różnych kultur, jak ciężko czasami się zasymilować, a niekiedy jak łatwo przestawić się do mieszkania za granicą.

„Polacy na emigracji. Dlaczego i po co wyjeżdżamy” to intrygująca lektura, która wzbudza mnóstwo emocji – śmieszy, smuci, denerwuje, rozczula, rozżala, podbudowuje na duchu, wprawia w stan kompletnego osłupienia, pobudza zazdrość, ale też sprawia, że zaczyna się doceniać to, co się ma. Ponadto można wyciągnąć z reportażu wiele interesujących informacji, które w innym wydaniu ciężko by było przyswoić, znaleźć, lub zapamiętać. Przy czytaniu książki Agnieszki Kołodziejskiej dużo ciekawostek zostaje w głowie – mnie zainteresowało (i mocno mną wstrząsnęło) zjawisko kobietobójstwa w Meksyku. Odszukałam inne źródła, by zgłębić temat.

Bardzo przypadło mi do gustu w „Polakach na emigracji” to, że nie ślęczymy przy jednej historii przez kilka stron, nie poznajemy życia danej pary/osoby od A do Z i nie dostajemy wszystkich informacji na raz. Co rozdział, to wskakujemy w inny temat związany z mieszkaniem poza granicami Polski. Autorka niemal na każdej stronie przywołuje inną postać i jej historię – czasami wracamy do tych samych osób w kolejnych rozdziałach, a czasami pojawia się ktoś zupełnie nowy. Powiem szczerze, że to naprawdę godne podziwu – po pierwsze to, żeby zebrać te wszystkie historie i informacje, a po drugie to, żeby opracować je w sposób, w jaki zostało to zrobione w tej książce. Lekkość z jaką Agnieszka Kołodziejska przechodzi przez różne historie, jak gładko przemieszcza się po mapie ludzi, a wraz z nimi krajów, jest niesamowita – ta łatwość w snuciu opowieści wskazuje, że autorka ma naprawdę obszerną wiedzę.

Książka podzielona jest na rozdziały tematyczne – na początku dowiadujemy się gdzie i dlaczego Polacy wyjeżdżają na obczyznę. W późniejszych rozdziałach mowa jest o pracy, jej warunkach i wyboistej drodze, porażkach oraz sielance co poniektórych emigrantów. Autorka porusza temat związków emigrantów zarówno z obcokrajowcami, jak i z rodakami; aborcji, dzieci ludzi mieszkających zagranicą, życia codziennego (czyli całej masy różnych aspektów) oraz tego, jak bezpiecznie można czuć się w danym kraju (zwłaszcza będąc kobietą).

Myślę, że książka przypadła mi do gustu tak bardzo, ponieważ od razu „polubiłam się” z autorką. Agnieszka Kołodziejska jest świetna w tym, co robi w tej książce – czyli w pisaniu i opowiadaniu niesamowitych, niekiedy smutnych, a czasami budujących historii. Autorka dzieli się swoimi przeżyciami (jak i tymi swojej rodziny), nie kryje swojego zdania w pewnych kwestiach (jak na przykład w temacie posiadania dzieci) i pozwala się poznać. Przyjemnie czyta się tę książkę właśnie przez sposób narracji – poznajemy trochę Agnieszkę Kołodziejską, ale głównie koncentrujemy się na przeżyciach innych, a konkretnie tych, którzy mieszkają za granicą. Autorka nie zrobiła z siebie celebrytki, wkoło której kręci się cały reportaż (a takowe książki też kiedyś mi się nawijały i naprawdę ciężko mi się je czytało) – jest trochę prywaty, ale nie kłuje w oczy, a raczej jest wręcz na miejscu.

Autorka z niespotykaną lekkością przesuwa się między kolejnymi historiami, nakreślając okoliczności sytuacji osób mieszkających za granicą krótko i treściwie, ale w zupełności wystarczająco, by móc zrozumieć dany przypadek.

W książce poruszane są dość istotne kwestie, takie jak równouprawnienie, akceptacja osób ze środowiska LGBTQ+ i prawo kobiet do aborcji – jasno wyczuwalne jest liberalne nastawienie Agnieszki Kołodziejskiej. Ja akurat „dogadałam się” z autorką w tym zakresie znakomicie, ale warto mieć to na względzie, jeśli chce się kupić tę książkę komuś na prezent.

„Polacy na emigracji” to świetnie zredagowana, dobrze napisana, ładnie wydana książka, którą czyta się z przyjemnością. Historie zawarte na kartach tego tytułu fascynują – niektóre mogą być dobrą inspiracją do wzięcia się w garść. Moja ocena 10/10.🛸

Cześć✈️

Lubicie podróżować? Często wyjeżdżacie poza granice Polski? Ja od kilku już lat mieszkam/studiuję w Holandii i chyba zrosłam się z tym krajem – na pewno z mentalnością (choć nie z typowym holenderskim dusigroszem) i sposobem życia. Lubię Holandię za szeroko rozumianą wolność i stabilność finansową, którą można tutaj osiągnąć. Największym minusem, o którym również...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki The Dare C. Hallman, J.L. Beck
Ocena 6,5
The Dare C. Hallman, J.L. Be...

Na półkach:

Cześć!💋

Lubicie motyw hate-love?

U mnie bywa różnie – raz nie mogę się oderwać od czytania książki, a innym razem nie myślę o niczym innym, niż o odłożeniu w kąt danej lektury. Przy „The Dare” miałam mieszane uczucia. Choć z początku byłam zafascynowana, to na koniec powieści wkradł się zawód. Z jednej strony autorka jest konsekwentna i gdy nadaje bohaterom jakieś cechy, to później trzyma się ram dyktowanego nimi zachowania. Jednak z drugiej strony konstrukcja historii – sposób, w jaki została poprowadzona – pozostawia trochę do życzenia. Powiem otwarcie: w pewnym momencie zaczęłam nienawidzić Vance’a – chłopak praktycznie zgwałcił główną bohaterkę, wyżył się na niej, rozładował złość, a Ava mu wszystko wybaczyła… Niestety była to zbyt duża pigułka i nie dałam rady jej przełknąć. Nie nienawidzę tej historii, ale też nie jestem zakochana – powieść „The Dare” rozgościła się w kategorii „w porządku”, „okay” i „bez większych wzdechów”.

Ava to dobra dziewczyna – ma czyste intencje, miękkie serce, zdrowe nastawienie do życia i gdy sytuacja tego wymaga, pokazuje pazurki. Gdy potrzeba, potrafi być twarda, choć kotłują się w niej różne uczucia – stara się być konsekwentna i nie słucha się serca, tylko pozwala dojść do głosu rozumowi. Bardzo podobało mi się to, że bohaterka potrafi sobie odmówić, nie jest „łatwa” i nie poddaje się chwili.

Myślałam, że wątek gry między bohaterami i tego całego „I dare you…”, czyli „wyzywam cię, abyś…”, będzie mocniej zarysowany, a wręcz zdominuje powieść. Ku mojemu zdziwieniu na palcach jednej ręki mogę policzyć, gdy bohaterowie użyli dokładnie tego sformułowania. Dodatkowo gra toczyła się raczej w rozdziałach nawiązujących do przeszłości – retrospekcjach – a nie w teraźniejszości. Myślałam, że historia będzie opierać się na tym, że Vance wyzywa Avę do robienia różnych niebezpiecznych, przerażających, gorszących wręcz rzeczy, a Ava wyzywa Vance’a i w końcu para zdaje sobie sprawę, że są dla siebie przeznaczeni. Zupełnie nic takiego nie miało miejsca – Ava rozpamiętuje grę i to, co zdarzyło się kilka lat wcześniej, gdy Vance nakazał jej zabranie przedmiotu z sypialni jej rodziców. Przez to dziewczynka dowiedziała się czegoś, przez co rozsypały się dwie rodziny.

Ava obwinia Vance’a, a Vance Avę – ani jedno ani drugie nie ma pojęcia, co myśli i czuje ta druga osoba. W tej książce mamy do czynienia z bardzo znanym z tureckich seriali problemem – bohaterowie nie rozmawiają ze sobą, tylko wszystko chowają w sobie, przez co narasta między nimi jeszcze większa niechęć, złość i frustracja. Zamiast porozmawiać jak ludzie, to toczą swego rodzaju wojnę, robią podchody, aż ma miejsce coś niedobrego.

Jednocześnie to prawda, że w przypadku Vance’a słowa i bycie szczerym nie ma żadnego efektu i nic nie daje. Jeśli Vance coś sobie ubzdura, to tak jest i kropka. Mężczyzna ma swego rodzaju zbroję – betonowe klapki na oczach i umyśle. Nie przetwarza informacji przekazywanych mu przez inne osoby – ufa tylko swojemu ojcu i chyba nikomu więcej. Jakaż to niefortunna sytuacja, że akurat jego ojciec nie jest najszczerszym z mężczyzn… i przez to cierpi Ava.

Tyle bezsensownego cierpienia znajduje się w tej książce, że ciężko to opisać – gdyby nie zamknięcie Vance’a, gdyby chłopak był chociaż troszkę bardziej otwarty, to książka z 250 stron wychudła by na 100, co z kolei świadczy o tym, czym jest ta historia. „The Dare” to długa opowieść o tym, jak skrzywdzona dziewczyna próbuje przebić się do głowy jeszcze bardziej pokrzywdzonego chłopaka. W tej historii nie dzieje się zbyt wiele – głównie koncentrujemy się na emocjach bohaterów i rozpamiętywaniu przeszłości, która mocno wpłynęła na obecny stan rzeczy.

W naprawieniu relacji między głównymi bohaterami ważną rolę odgrywają postacie drugoplanowe, chociaż one same jakoś mocno nie zapadają w pamięć. To są raczej takie masy bez wyrazu, kształtu i formy, które zapewniają w książce płynność – sprawiają, że historia leci dalej. Nie wyróżniają się niczym szczególnym, a ich imiona zapomina się na chwilę po skończeniu lektury.

W sumie ta powieść jest przyjemna – nawet dobra w kategorii romansów. Problem pojawia się gdzieś w ostatniej 1/4 historii, gdy Vance… gwałci Avę. Nie wiem, jak inaczej nazwać to, co miało miejsce. Chłopak „użył” dziewczynę, by zaspokoić swoje potrzeby seksualne i zrobił w to bardzo bestialski i agresywny sposób. Autorki niejako opisują gwałt, choć nie nazywają rzeczy po imieniu, a koniec końców historia ma szczęśliwe zakończenie – Ava przebacza Vance’owi i tyle…

Trzeba przyznać, że Vance pociąga, przyciąga, czaruje tą swoją niedostępnością, urodą i surowością. Nie zaprzeczę, że przez większość książki wzdychałam do niego, jak większość dziewczyn z okolicy, w której mieszkał Vance. Jest w tym mężczyźnie coś, co działa jak lepik ja muchy. Szkoda, że autorki tak potwornie zepsuły tę postać. Ta ostatnia 1/4 książki naprawdę spaprała sprawę, ponieważ do tamtego momentu Vance, mimo swojej upartości i klapek na oczach, interesował. Chłopak był zdeterminowany, odważny, mądry i kierował się i sercem i rozumem. Doskonale można było zrozumieć powody jego szorstkiego zachowania i wejść w jego buty.

„The Dare” to dobry romans – trzyma za serce, a bohaterowie są ciekawą mieszanką miękkości i ostrości jednocześnie. Autorki na początku historii nadają im pewne cechy i jest konsekwentna w utrzymywaniu ich zachowania – postacie zachowują się logicznie względem tego, jak zostali zbudowani. Historia została napisana lekko i przystępnie – czyta się ją bardzo szybko. Szkoda, że autorki zepsuły wszystko agresywnym i niemal zwierzęcym zachowaniem Vance’a – gdyby nie to, to „The Dare” byłoby znacznie wyżej w rankingu przeczytanych przeze mnie romansów.

Moja ocena: 6/10.

Cześć!💋

Lubicie motyw hate-love?

U mnie bywa różnie – raz nie mogę się oderwać od czytania książki, a innym razem nie myślę o niczym innym, niż o odłożeniu w kąt danej lektury. Przy „The Dare” miałam mieszane uczucia. Choć z początku byłam zafascynowana, to na koniec powieści wkradł się zawód. Z jednej strony autorka jest konsekwentna i gdy nadaje bohaterom jakieś cechy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cześć!🪸

Jak oceniacie stosunkowo nowy trend na rynku wydawniczym na angielskie tytuły polskich książek? Dla mnie jest to… dziwaczne. Rozumiem nie tłumaczenie angielskich tytułów książek zagranicznych autorów na język polski - powodów takiego zaniechania może być milion, między innymi bardzo ciężko byłoby oddać znaczenie tytułu w języku polskim. Z tym nie mam problemu, ale już z polskimi autor/k/ami na umór wciskającymi angielskie słowa już tak. Nie widzę sensu w takim zabiegu - po co? Dlaczego?😅 Z takimi pytaniami podeszłam do ostatniej lektury. O Lenie M. Bielskiej słyszałam już od jakiegoś czasu i postanowiłam w końcu zapoznać się z jej twórczością - padło na „We’re just friends”. Jest to historia o dwójce znajomych, którzy odkrywają, że ich przyjaźń ma bardzo romantyczne zabarwienie. Choć historia zapowiadała się dobrze (pomijając tytuł), to stan Violet, który można opisać tylko jako „absurdalne i nigdy niekończące się zdenerwowanie” wszystko zepsuł. Jeszcze nigdy nie żałowałam tak jakiegoś bohatera - bardzo chciałam polubić dziewczynę i zrozumieć powody jej zachowania, dogadać się z nią, jednakże nie miałam do tego okazji. Między matkowaniem Ace’owi i dopiekaniem mu, Violet jest „na ciągłym ciśnieniu” - nie było nam po drodze w wielu kwestiach.

Relacja między Violet i Ace’m jest dość urocza - obydwoje są zupełnie nieświadomi, że zachowują się jak stare małżeństwo. Oczywistym jest, że są świetnie dobraną parą - niemal każda ich interakcja krzyczy czytelnikowi prosto w twarz, że chłopak i dziewczyna darzą się głębokim uczuciem. Widać, że to miłość, już od pierwszej strony.

Podobało mi się to, jak podczas czytania można było obserwować lekkie zmiany w zachowaniu postaci, gdy docierało do nich, że są w sobie zakochani - że przyjacielskie uczucia to nie wszystko, co w nich siedzi.

Całkiem sporo czasu poświęcamy na odkrywaniu wszystkich odcieni relacji między bohaterami - towarzyszymy im w codziennym życiu, widząc sytuacje sprawiające, że serce rośnie. Niestety te przyjemne i słodkie momenty należy odciąć od tego, jak Violet reagowała na Ace’a. Swoim zachowaniem dziewczyna psuła większość z tych chwil. Zachowywała się tak, jak gdyby nieustannie była na dzień przed okresem, lub przez trzy dni nic nie jadła, a ktoś trzymał jej przed nosem burgera, co krok odsuwając go, by nie mogła go dosięgnąć ustami. Moim zdaniem bohaterka doświadczała PMS w pełnym rozkwicie - dziewczyna była niemal agresywna w stosunku do Ace’a.

Rozumiem, że autorka chciała pokazać „przyjaźń” dwójki postaci - nieustanne przekomarzanie się i dopiekanie sobie, ale… to niestety zupełnie nie moje klimaty. To ciągłe odpychanie i przyciąganie się bohaterów było męczące - najpierw jedna postać „dowala” drugiej, po to, aby chwilę później spytać się, czy przypadkiem nie musi ułożyć tej drugiej do łóżka i dać smoczka do buzi. Zbyt wiele bezsensownej złości przemawia przez bohaterów, którzy są też pasywno agresywni. Nie można odebrać Violet i Ace’owi, że wspierają się nawzajem i stoją za sobą murem - jest między nimi niepowtarzalna więź. Problem w tym, że prócz tego chłopak i dziewczyna niemal odzierają się momentami ze skóry, co jest zupełnie niepotrzebne.

Nie zrozumiem, co słodkiego jest w mężczyźnie nazywającym swoją znajomą „paskudą” lub „dyńką”. A już zwłaszcza, o zgrozo, gdy chłopak wie, że dziewczyna ma problemy z odżywianiem, głodzi się i przez swoją matkę popada w stany depresyjne. Jak w takiej konstelacji Ace nie miał problemu z przezywaniem Violet dynią, to naprawdę wychodzi poza moje rozumienie. Ace warczał na matkę Violet i próbował ustawić ją do pionu, a sam nie był święty - wręcz przeciwnie! Jego „pieszczotliwe” zdrobnienia również wyrządzały krzywdę Violet. Szkoda, że chłopak tego nie widział.

W pewnym momencie nie wiedziałam już, czy w końcu Ace uprawiał z kimś seks czy nie. Bohaterowie dawali bardzo mieszane sygnały - w pewnej chwili Ace mówi, że tak naprawdę nigdy z nikim nie wylądował w łóżku, a w następnej Violet jest niemal urażona, że Ace już był z tak wieloma osobami w łóżku i robił z nimi różne rzeczy. Dodatkowo nie gra mi w tym wszystkim to, iż chłopak ma plakietkę bad-boy’a, który sypia z kim popadnie. Ciężko rozeznać się w tych wszystkich warstwach przykrywających prawdę odnośnie doświadczeń mężczyzny. W pewnym momencie byłam przekonana, że postacie same sobie zaprzeczają.

W tle rozkwitających uczuć pojawia się wątek matki Ace’a oraz ojca Violet - sprawy sprzed lat, która może rzucić się cieniem na znajomość bohaterów. I to w zupełnie innym wymiarze, niż zapewne większość czytelników podejrzewa. Moim zdaniem to jedyna rzecz, która sprawia, że książce znajdziemy jakąś akcję - przez większość czasu zupełnie nic się nie dzieje. Ace i Violet przekomarzają się nieustannie i powoli dochodzą do wniosku, że jednak są a sobie zakochani - w tym punkcie grawituje cała powieść. Reszta to tylko dodatek - nie poświecono innym wątkom czasu, przez co wydają się pospieszone i niedopracowane. Powieść nie jest nudna, ale też nie ocieka akcją.

Niestety autorka nie była jakoś bardzo oryginalna z rozłożeniem historii. Jak zawsze, ale to za każdym jednym razem w romansie, w ostatniej 1/4 książki nagle dzieje się coś, co po prostu rozrywa świat na strzępy, by po kilku stronach całość wróciła do normy i by czytelnik mógł dostać szczęśliwe zakończenie. Takie rozgrywanie powieści zaczyna robić się naprawdę męczące, przewidywalne i nudne. Nie jest to przytyk konkretnie do „We’re just friends” - książka po prostu powieliła schemat. Chodzi o szerszy problem - o przewidywalność historii i mielenie tej samej regułki przez wszystkich. Doszłam do wniosku, że wiem już dlaczego „Lev” od Belle Aurory tak bardzo przypadł mi do gustu - nie powielił schematu. W ostatniej 1/3, 1/4 książki nie ma nagłej i „nieprzewidzianej” dramy, czy bezsensownej zmiany zdania bohaterów.

Ace nie jest typem bohatera, do którego wzdycha się po nocach, ale nie można mu odmówić bycia świetnym kolegą. Dba o Violet, interesuje się nią i pilnuje, by nie stoczyła się na złą drogę. Do tego ma silny charakter, ale jest mięciutki wszędzie tam gdzie trzeba. Mnie jakoś bardzo nie pociągał.

Przykro mi było z powodu Violet - bohaterka miała spory potencjał, ale niestety został zmarnowany. Złość dominuje jej charakter - Violet jest rozhisteryzowana, a jej reakcje przejaskrawiono.

Ciekawym zabiegiem było niejako odwrócenie ról - to kobieta jest tą bogatą, a mężczyzna tym biednym. W tym zakresie autorka wyszła poza schemat i przyjemnie zaskoczyła niecodzienną relacją. Dodatkowo bohaterowie potrafią ze sobą rozmawiać - odsuwają docinki na bok i rozwiązują problemy poprzez komunikację, a nie bezsensowne rzucanie przedmiotami, trzaskanie drzwiami i zamykanie się w sobie.

Książkę połyka się szybciutko - jest lekka i przyjemna. Uważam, że autorka złapała dobrą równowagę między dialogami i opisami - nie za dużo jednego i nie za mało drugiego. Styl Leny M. Bielskiej jest dobry - czyta się gładko.

Ta książka nie jest czymś nadzwyczajnym - nie unosi ponad ziemię i nie odkrywa nowych, nieznanych terenów. Jest to historia miłosna - jedna z wielu, nieco inna, ale wciąż mniej więcej na tym samym poziomie co reszta. Czytając „We’re just friends” nie oderwałam się od rzeczywistości i nie zapomniałam o otaczającym mnie świecie.

Zakończenie pozostawia trochę do życzenia. Ma się wrażenie, jakby zostało urwane w połowie, jak gdyby autorka mogła dopisać spokojnie następne 20-30 stron, by dobrze zamknąć niektóre kwestie. Tak jak już wspomniałam, część rzeczy nie dopracowano i pospieszono.

Nadal nie rozumiem, dlaczego autorka zdecydowała się na angielski tytuł. Czy to tylko… tak po prostu? Jeśli tak, to ten zabieg do mnie nie przemówił. Cały ten trend nie trafia - brzmi to zabawnie, gdy książki po polsku, napisane przez polskich autorów w Polsce mają tytuły po angielsku. To dziwne i zabawne jednocześnie.

„We’re just friends” to książka, która jest po prostu w porządku - ani nie ekscytuje, ani nie zanudza. Jest gdzieś w tej soczystej kategorii „pomiędzy” - do bycia dobrą brakuje jej wiele, ale tak samo dużo brakuje, by nazwać ją złą. Moja ocena: 5/10.

Cześć!🪸

Jak oceniacie stosunkowo nowy trend na rynku wydawniczym na angielskie tytuły polskich książek? Dla mnie jest to… dziwaczne. Rozumiem nie tłumaczenie angielskich tytułów książek zagranicznych autorów na język polski - powodów takiego zaniechania może być milion, między innymi bardzo ciężko byłoby oddać znaczenie tytułu w języku polskim. Z tym nie mam problemu, ale...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Książna-w-Książkach

z ostatnich 3 m-cy
Książna-w-Książkach
2024-04-28 17:40:51
Książna-w-Książkach i Silaqui są teraz znajomymi
2024-04-28 17:40:51
Książna-w-Książkach i Silaqui są teraz znajomymi

ulubieni autorzy [1]

Emilia Ziółkowska
Ocena książek:
7,4 / 10
3 książki
1 cykl
Pisze książki z:
4 fanów

Ulubione

Emilia Ziółkowska Dziedzictwo Smoków. Łowczyni Zobacz więcej
Roland Janotta Egzorcysta Zobacz więcej
Emilia Ziółkowska Dziedzictwo Smoków. Łowczyni Zobacz więcej
Emilia Ziółkowska Dziedzictwo Smoków. Łowczyni Zobacz więcej
Emilia Ziółkowska Dziedzictwo Smoków. Łowczyni Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Emilia Ziółkowska Dziedzictwo Smoków. Łowczyni Zobacz więcej
Roland Janotta Egzorcysta Zobacz więcej
Emilia Ziółkowska Dziedzictwo Smoków. Łowczyni Zobacz więcej
Emilia Ziółkowska Dziedzictwo Smoków. Łowczyni Zobacz więcej
Emilia Ziółkowska Dziedzictwo Smoków. Łowczyni Zobacz więcej
Agnieszka Zamojska Wyspa Kociej Mgły Zobacz więcej
Agnieszka Zamojska Wyspa Kociej Mgły Zobacz więcej
Agnieszka Zamojska Wyspa Kociej Mgły Zobacz więcej
Agnieszka Zamojska Wyspa Kociej Mgły Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
85
książek
Średnio w roku
przeczytane
17
książek
Opinie były
pomocne
4 644
razy
W sumie
wystawione
84
oceny ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
439
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
20
minut
W sumie
dodane
9
cytatów
W sumie
dodane
13
książek [+ Dodaj]