Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

„Opowieści Baśniopisarza. Księga koszmarów: Transylwania” to już moja trzecia gra paragrafowa od Wydawnictwa Black Monk. Tym razem za sprawą gry przenosimy się do świata, który uwielbiam, czyli do świata wampirów, wilkołaków, Frankensteina i duchów. Mistycyzm, moce tajemne i inne gotyckie czary i gusła to coś, co lubię.

Wykonanie książki również i tym razem mnie oczarowało. Co jak, co ale gry z serii o Baśniopisarzu są zachwycające. Co mnie tak zachwyca? Już wymieniam: świetna jakość papieru, bogato zdobione strony i fenomenalne ilustracje nawiązujące do fabuły gry. Każdy paragraf ma własną ilustrację rysowaną grubą, mocną kreską. Na końcu książki znajdziemy oczywiście mapy, dzienniki oraz tabele rzutów potrzebne do rozgrywki. Wielkim plusem jest to, że gdy braknie nam tych materiałów, to wystarczy wejść na stronę wydawnictwa, by wydrukować sobie nowe. Nie mogę zapomnieć też o ścieżce dźwiękowej, która również dostępna jest na stronie internetowej. Każdy paragraf ma kod kreskowy. Po jego zeskanowaniu możemy posłuchać opowieści czytanej przez lektora oraz muzyki, która wprowadzi nas w mroczne klimaty Transylwanii.

Jeśli chodzi o samą rozgrywkę to do wyboru mamy opowieść o wampirze, wilkołaku, Frankensteinie i duchach. Nasza postać będzie musiała zmierzyć się z siłami zła, a czy to się jej powiedzie, zależy od naszych wyborów, losu i szczęścia. Gracz, dysponując mapą, precyzyjnie mówiąc, nawet dwiema, odkrywa tajemnicze miejsca Transylwanii.

Mając już kilka gier za sobą, mogę stwierdzić, że osobiście wolę gry paragrafowe bez mapek. Lubię, gdy po podjęciu decyzji jasno z paragrafu wynika kolejny krok. Typu: jeśli wybrałeś to i to idź do paragrafu tego i tego. W grach z mapką jest większa swoboda i mniej zaskoczenia, jeśli gramy w grę już któryś raz z kolei. Takie gry są też zdecydowanie trudniejsze, szczególnie dla początkujących, więc na początku trochę trzeba się nagłowić.Chciałabym zagrać w tę grę, ale właśnie bez mapki. Grałam w „Dziady część V. Dziady, które nie spieprzają” i przyznam, że tam przez to, że jest ona czysto paragrafowa, rozgrywka wciągnęła mnie o wiele bardziej. Wsiąkłam w tamtą historię.

Jeśli lubicie rozrywkę gry paragrafowe i mroczne klimaty fantastycznych potworów z książek grozy, to będzie to dla Was świetna zabawa. Polecam, w szczególności za wysoką jakość wykonania.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl .

„Opowieści Baśniopisarza. Księga koszmarów: Transylwania” to już moja trzecia gra paragrafowa od Wydawnictwa Black Monk. Tym razem za sprawą gry przenosimy się do świata, który uwielbiam, czyli do świata wampirów, wilkołaków, Frankensteina i duchów. Mistycyzm, moce tajemne i inne gotyckie czary i gusła to coś, co lubię.

Wykonanie książki również i tym razem mnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zamknięte ośrodki, szpitale czy domy starości to świetne tło do kryminałów i thrillerów. W książce „Pożeracze ptaków” mamy właśnie taki ośrodek wychowawczy dla młodych dziewcząt. 

Młode zdeprawowane dziewczyny pod okiem kadry pedagogów mają wyjść na przysłowiowych ludzi, ale jeśli poznacie kadrę nauczycielską, przekonacie się, że może być z tym ciężko. W ośrodku złe zachowanie próbuje wyplenić się nieludzkim traktowaniem. Musztra, kary cielesne oraz krzyk są tu na porządku dziennym. Gdy pewnego dnia do bram ośrodka zapuka dwóch mundurowych, brudy pracowników ujrzą światło dzienne i zrobi się o tym głośno.

Podobała mi się koncepcja książki. Autor pokazał, jak zło rodzi zło. Wszyscy bohaterowie na czele z Olimpią doświadczyli zła i sami byli jego sprawcami. Spirala okrucieństw nie miała końca. Losy bohaterów przeplatane są w czasie. Stopniowo dowiadujemy się, kto ich skrzywdził i jakie piętno to na nich odcisnęło. Wątek kryminalny przeplata się z psychologicznym aspektem ludzkiej natury. Przyznam się, że oba są bardzo nurtujące. Nie chcę zdradzać fabuły, dlatego nie piszę nic więcej o bohaterach książki, a jest ich sporo. Ich wzajemne stosunki i relacje tworzą całość tej mrocznej, przesiąkniętej okrucieństwem historii.

Do końca nie jestem pewna, jak potoczyły się losy niektórych bohaterów, szczególnie dyrektora. Niby na końcu wszystko jest napisane, ale pod skórą czuję, że może nie jest tak do końca. Może to taki specjalny zabieg autora, żeby czytelnik po lekturze myślał o całości. Jeśli tak, to się udało. Olimpia to zaradna kobieta, więc snuję domysły, że była zdolna do wszystkiego, aby odzyskać wolność.

Choć z początku myślałam, że książka nie przypadnie mi do gustu, to na końcu mogę ją polecić wszystkim miłośnikom thrillerów. Spodobało mi się, jak autor umiejętnie żonglował czasem, bohaterami i przestrzenią, tworząc wciągającą opowieść z kilku kłębków spaskudniałych relacji międzyludzkich. Polecam.

Zamknięte ośrodki, szpitale czy domy starości to świetne tło do kryminałów i thrillerów. W książce „Pożeracze ptaków” mamy właśnie taki ośrodek wychowawczy dla młodych dziewcząt. 

Młode zdeprawowane dziewczyny pod okiem kadry pedagogów mają wyjść na przysłowiowych ludzi, ale jeśli poznacie kadrę nauczycielską, przekonacie się, że może być z tym ciężko. W ośrodku złe...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Elryk z Melniboné” Michaela Moorcocka od wydawnictwa Zysk i S-ka to odświeżony klasyk fantastyki z 1976 roku. Tegoroczna premiera przygód cesarza Melniboné składa się z czterech ksiąg, których czytanie niestety szło mi dość opornie.

„Elryk z Melniboné” to opowieść o młodym cesarzu, który według jego poddanych nie zasługuje na miano władcy. Elryk musi innym, a przede wszystkim sobie udowadniać, że nie jest taki słaby, na jakiego wygląda. Młody władca zmuszony będzie walczyć tron z kuzynem, który zrobi wszystko, by szkarłatnooki albinos zszedł z Rubinowego Tronu i poniósł klęskę.

Książka o przygodach Elryka jakoś mnie nie porwała. Dawno nie męczyłam się tak podczas czytania fantastyki. Bohater, jak i cała historia wydała mi się może nie infantylna, ale dziecinna. Chodzi mi zarówno o fabułę, jak i o sposób pisania. Wszystkie księgi o Elryku są bardzo schematyczne. Już podczas czytania pierwszej z nich wiedziałam, że Elryk to idealista, który nie ma racji bytu w swoim świecie i wszystko, co by nie zrobił i tak obróci się przeciw niemu, bo sam w siebie nie wierzy. To taka typowa tragiczna postać. Każdy wybór głównego bohatera obarczony jest konsekwencjami, zazwyczaj negatywnymi dla niego samego.

Początek historii jest w miarę klarowny, później robi się niestety trochę chaotycznie. Brakowało mi wprowadzenia do świata opisanego przez autora. Nie wiadomo dlaczego Eryk jest taki słaby, dlaczego jego lud jest związany z demonami, magią i dlaczego on sam nie chce być tacy jak mieszkańcy Melniboné.

Częste, długie opisy, przemyślenia oraz dialogi bohaterów również nie były dla mnie zachętą. Czytałam, czytałam i nie mogłam się doczekać, aż dobrnę do końca. W każdej części Elryk miał do wykonania jakąś przypadkową misję i w każdej z nich można było przewidzieć, jak będzie wyglądał jej finał. Mimo że dużo się działo, to wszystko było rozciągnięte w czasie przez zbytnią drobiazgowość autora. To nie jest prosta książka. Ode mnie wymagała ogromnego skupienia i zaangażowania, bo co chwilę miałam ochotę odłożyć ją na półkę.

Niestety ten klasyk nie zagościł w moim sercu, a czytając opis i patrząc na okładkę, taką miałam nadzieję. Jeżeli ktoś dziś zapytałby mnie, czy zamierzam przeczytać dalsze losy Elryka z Melniboné, to odpowiedziałbym, że zdecydowanie nie, dlatego też nie mogę polecić tej książki.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

„Elryk z Melniboné” Michaela Moorcocka od wydawnictwa Zysk i S-ka to odświeżony klasyk fantastyki z 1976 roku. Tegoroczna premiera przygód cesarza Melniboné składa się z czterech ksiąg, których czytanie niestety szło mi dość opornie.

„Elryk z Melniboné” to opowieść o młodym cesarzu, który według jego poddanych nie zasługuje na miano władcy. Elryk musi innym, a przede...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Bramy Sodomy” to najnowsza książka Roberta Forysia. Twórczość autora znam przede wszystkim z serii o Vincencie Sztejerze, która jest połączeniem fantastyki i postapo. I tę serię sobie mocno chwalę. „Bramy Sodomy” to zupełnie coś innego. W tej historii przenosimy się w przyszłość, gdzie rozwinięta Europa odgrodziła się od krajów Wschodu. Za Murem rządzi bieda, handel ludźmi, nierząd i korupcja, a mieszkający tam ludzie starają się przetrwać w naznaczonych brutalnością i obłudą czasach, gdzie liczy się tylko władza i pieniądze. 

Autor umiejętnie zobrazował nieprzyjemną wizję świata. Podczas lektury wspólnie z głównym bohaterem przemierzamy niebezpieczne miejsca nowej Sodomy oraz poznajemy ludzi rządzących tym półświatkiem. Czujemy się tak jakbyśmy tam naprawdę byli. To jedna z największych zalet twórczości Roberta Forysia. Każda jego książka przenosi nas w wykreowane przez niego miejsca, a bohaterowie są wyraziści i bezpośredni.

I choć sama historia nie przypadła mi zbytnio do gustu, bo to nie moje klimaty, to książkę czytało się płynnie. Do końca byłam ciekawa, czy porucznikowi uda się odnaleźć chłopca. To był mój motor napędowy do czytania, który był mi potrzebny przy tak dużym natłoku wojskowości. Niestety nie lubię takich ciężkich, polityczno-militarnych tematów.

Myślę, że książka będzie świetna dla czytelników gustujących w tematyce związanej z wojną, militariami, czy bronią. Tytuł dostarcza mnóstwo akcji, pojedynków i ucieczek. Jeśli lubicie takie sensacyjne tematy, to z pewnością będzie to dla was niezła gratka. 

Jeśli chodzi o mnie i o twórczości Roberta Forysia, to dalej Sztejer jest u mnie numer jeden.

Dziękuję za otrzymany egzemplarz Wydawnictwu @warbook.pl

„Bramy Sodomy” to najnowsza książka Roberta Forysia. Twórczość autora znam przede wszystkim z serii o Vincencie Sztejerze, która jest połączeniem fantastyki i postapo. I tę serię sobie mocno chwalę. „Bramy Sodomy” to zupełnie coś innego. W tej historii przenosimy się w przyszłość, gdzie rozwinięta Europa odgrodziła się od krajów Wschodu. Za Murem rządzi bieda, handel...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki HISTORIA KOSMOSU. Moja pierwsza książka o wszechświecie Catherine Barr, Steve Williams
Ocena 8,5
HISTORIA KOSMO... Catherine Barr, Ste...

Na półkach:

„Historia kosmosu. Moja pierwsza książka o wszechświecie” to kolejna książka dla dzieci od
Wydawnictwa Agora dla dzieci.

Z tej kolorowej książeczki dowiedzieliśmy się, jak wyglądał Wielki Wybuch, jak powstawał wszechświat, gwiazdy i planety. Na każdej ze stron mądry tekst opatrzony jest kolorowymi ilustracjami przyjaznymi dla oka. Tekst i obrazki przyciągną dużych i małych czytelników. Mnie przyciągnęła również jakość wykonania. W szczególności chodzi o papier. Jego zapach i dotyk. Nie jest to błyszczący papier, na którym pod światło nie widać liter. Jest to prawdziwy, solidny papier. Takie książki kochamy, ja i moje dziecko.

Nie przypuszczałam, że ta książeczka zainteresuje Igora równie mocno, jak „Historia życia”, gdzie były dinozaury. Synek z ciekawością słuchał, oglądał i zadawał pytania na temat słońca, księżyca i Ziemi, czyli tego, co widzi na co dzień i już zna. Spodobało mu się również patrzenie w niebo. I mówi, że chciałby tak jak dziewczynka i chłopczyk z obrazka oglądać gwizdy przez teleskop. Na razie musi nam wystarczyć oko, ale kto wie, może kiedyś zdecydujemy się na zakup takiego sprzętu. 

Czy polecam? Oczywiście! Ta książka uczy w najlepszy możliwy sposób, czyli poprzez zabawę i wspólnie spędzony czas. To jest najlepsze, co może być. Pokochaliśmy serię „Moja pierwsza książka o…” i czekamy na więcej. Jeżeli jeszcze nie znacie tej serii, to zachęcamy. Rekomendujemy: mama i czterolatek.

„Historia kosmosu. Moja pierwsza książka o wszechświecie” to kolejna książka dla dzieci od
Wydawnictwa Agora dla dzieci.

Z tej kolorowej książeczki dowiedzieliśmy się, jak wyglądał Wielki Wybuch, jak powstawał wszechświat, gwiazdy i planety. Na każdej ze stron mądry tekst opatrzony jest kolorowymi ilustracjami przyjaznymi dla oka. Tekst i obrazki przyciągną dużych i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki HISTORIA ŻYCIA. Moja pierwsza książka o ewolucji. Catherine Barr, Steve Williams
Ocena 8,6
HISTORIA ŻYCIA... Catherine Barr, Ste...

Na półkach: ,

Książka przyszła chwilę przed świętami i była najlepszym prezentem od zajączka. Synek jest nią oczarowany, my zresztą też.

“Historia życia. Moja pierwsza książka o ewolucji.” to kolorowa i prosta opowieść, o tym, jak na Ziemi pojawiło się życie. W prostych, krótkich zdaniach wasze dziecko dowie się, jak wyglądała nasza planeta na samym początku, jakie katastrofy ją dotknęły i to, co spodobało się mojemu 3,5 latkowi najbardziej, to historia o dinozaurach. W święta całej rodzinie opowiadał właśnie o nich, wielkiej katastrofie oraz o pojawieniu się pierwszych ludzi. I tak ma wyglądać nauka! Zapamiętał to, co go zainteresowało i wiedzę tę przekazał dalej.

Ta książka naprawdę go zaciekawiła, nie ma takiego wieczoru, abyśmy jej nie przeczytali. To, z jakim zainteresowaniem słucha i później zadaje pytania, raduje moje serduszko. Podoba mi się ta prostota. Choć tekstu jest mało, to jest on bardzo wartościowy i co najważniejsze łatwo go zapamiętać.

Podobają mi się również ilustracje, są adekwatne do treści oraz przyjemne dla oka. Dzięki nim najmłodsi pokochają historię ewolucji. Jako rodzic ważne jest dla mnie, aby obrazki w książkach dla dzieci nie były przerysowane, karykaturalne oraz przesycone jaskrawymi kolorami. Tutaj oczywiście tego nie ma, więc dla mnie to ogromny plus.

Całą rodziną polecamy książkę. Dla nas 10/10 Nic tylko czytać i dowiadywać się nowych, mądrych rzeczy.

Książka przyszła chwilę przed świętami i była najlepszym prezentem od zajączka. Synek jest nią oczarowany, my zresztą też.

“Historia życia. Moja pierwsza książka o ewolucji.” to kolorowa i prosta opowieść, o tym, jak na Ziemi pojawiło się życie. W prostych, krótkich zdaniach wasze dziecko dowie się, jak wyglądała nasza planeta na samym początku, jakie katastrofy ją...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Z „Wieżą Jaskółki” miałam tak, że zaczęła mi się podobać, mniej więcej dopiero w połowie. Z początku czegoś mi tu brakowało i tak do końca nie wiem czego. Może ten rozjazd linii czasu mi nie przypasował, a może to, że Geralt został zepchnięty na dalszy plan, a za dużo było o Szczurach lub to, że w książce pojawiają się nowe postacie, opowiadające historię ze swojego punktu widzenia, które tak szczerze nic ciekawego nie wnoszą. I tu mi do głowy przychodzi tekst znanej piosenki: „Co wyliczę, to wyliczę, ale zawsze wtedy powiem, że..” najbardziej mi było brak tej zgranej wiedźmińskiej ekipy z chrztu ognia. Ta szczurza jakoś mi nie podeszła.

Poprzednia część naprawdę mi się mega podobała, ale wracając do „Wieży Jaskółki”, pocieszający jest fakt, że po pojawieniu się ponownie Yennefer i opuszczeniu przez Ciri azylu robi się na powrót ciekawie. Dopiero od tego momentu nie mogłam się oderwać od książki. Najlepszy był zaś finał. Końcowe wydarzenia były naszpikowane akcją. W końcu wróciła dawna werwa, energia i magia. Od razu lepiej się czytało. 

Mam nadzieję, że kolejna część będzie lepsza niż ta. Jestem ciekawa, co będzie działo się w Toussaint i w ogóle jak skończy się historia Geralta, Yennefer i Ciri. W końcu będzie to już ostatnia z części, nie licząc „Sezonu burz”.

Z „Wieżą Jaskółki” miałam tak, że zaczęła mi się podobać, mniej więcej dopiero w połowie. Z początku czegoś mi tu brakowało i tak do końca nie wiem czego. Może ten rozjazd linii czasu mi nie przypasował, a może to, że Geralt został zepchnięty na dalszy plan, a za dużo było o Szczurach lub to, że w książce pojawiają się nowe postacie, opowiadające historię ze swojego punktu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W zeszłym tygodniu miałam smoczy tydzień. Najpierw skończyłam “Tajemnice smoczego azylu” Brandona Mulla, a później obejrzałam “Damę” z Netflixa, gdzie Millie Bobby Brown walczy ze smoczycą.

Jestem na końcówce przygód z bohaterami “Baśnioboru” i tak jak się domyślałam, każda kolejna część jest mroczniejsza. Już na samym początku mamy szokującą akcję z Kendrą, której Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej sfingowało śmierć. Teraz to już nie zabawy i zgrywanie superbohaterów, a prawdziwa walka dobra ze złem, gdzie stawką jest życie. Niebezpieczna sytuacja z Kendrą nie jest jedyną w tej części. Nie tylko ona i jej najbliżsi będą w niebezpieczeństwie. Wracając do fabuły, tym razem akcja rozgrywa się w tytułowym smoczym azylu. Ekipa najlepszych z najlepszych wyrusza, by odnaleźć kolejny artefakt. Podczas ich podróży poznajemy nowe magiczne postacie, a przede wszystkim majestatyczne smoki. 

To jedna z lepszych części. Mieliśmy dużo akcji i dużo Setha, który staje się chyba moją ulubioną postacią. Odważny, często brawurowy, ale najważniejsze, że zawsze chce pomóc. Za to lubię tego chłopca. Wątki z jego udziałem zawsze są ciekawe i dynamiczne. 

Co mnie zaskoczyło w tej części? Z pewnością zakończenie. Tego się nie spodziewałam. Dobra zmyłka!

Oczywiście polecam i w czasie odwlekam spotkanie z ostatnią częścią “Baśnioboru”.

W zeszłym tygodniu miałam smoczy tydzień. Najpierw skończyłam “Tajemnice smoczego azylu” Brandona Mulla, a później obejrzałam “Damę” z Netflixa, gdzie Millie Bobby Brown walczy ze smoczycą.

Jestem na końcówce przygód z bohaterami “Baśnioboru” i tak jak się domyślałam, każda kolejna część jest mroczniejsza. Już na samym początku mamy szokującą akcję z Kendrą, której...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka Małgorzaty Kurek “To miał być tylko sen” wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Z początku byłam ciekawa, o czym będzie, w trakcie lektury stwierdziłam, że fabuła nie porywa, a na końcu ciężko było zebrać myśli w kupę.

O czym jest ta krótka, bo zaledwie stu stronicowa książka? Otóż o młodej dziewczynie z dobrego domu, która lunatykuje. Ernestyna, bo tak jej na imię, próbuje sobie pomóc, kupując eliksiry na sen. Te chyba mają skutek odwrotny i pewnego dnia dziewczyna przekonana, że śni, popełnia morderstwo. Nie mogąc poradzić sobie z tym wszystkim, matka Ernestyny wysyła ją do szpitala psychiatrycznego, gdzie lunatyczka przeżywa prawdziwe piekło.

Tytuł książki trafiony w punkt. To, że to wszystko miało być tylko snem, może odnosić się do samej zbrodni popełnionej przez młodą dziewczynę, ale może też mieć odzwierciedlenie do zdarzeń, które działy się w szpitalu psychiatrycznym. Każdy z nas na miejscu Ernestyny chciałby, żeby jedno i drugie było tylko koszmarem, gdyż nie są to dobre zdarzenia, więc plus za pomysł na tytuł.

Jak się przekonałam, książka Małgorzaty Kurek bazuje na emocjach. W momencie, gdy Ernestyna dokonuje morderstwa, pęka bańka młodzieńczej niewinności. Z jednej strony współczujemy dziewczynie, a z drugiej chcemy, aby się przyznała i poniosła karę. Później jest jeszcze gorzej, bo czytając o tym, co spotyka młodą lunatyczkę, pragniemy jej pomóc, ale jesteśmy bezsilni. Zresztą tak jak i główna bohaterka. Wiemy, że Ernestyna jest zdana tylko na siebie i tylko cud może wyrwać ją z koszmaru, który rozgrywa się, mimo że ta wcale nie śni. Czy uda jej się wybudzić ze snu na jawie?

O tym już musicie przekonać się sami! Z pewnością nie zajmie wam to dużo czasu, bo książkę czyta się szybko i tak jak wspominałam, nie jest obszerna. To taka pozycja na jeden wieczór, szczególnie taki, w który nie możecie zasnąć. Choć fabuła jest przewidywalna to i tak książkę czyta się przyjemnie. Głównie z tego powodu, bo przypomina stare á la gotyckie filmy o młodych niewinnych damach, które spotykają się z brutalnym, mrocznym światem naznaczonym czymś nienaturalnym, w tym przypadku lunatykowaniem.

„To miał być tylko sen” to z początku lekka historia z mocnym zakończeniem. Jeśli jesteście ciekawi, do czego może prowadzić niekontrolowany, a wręcz wzmocniony miksturami somnambulizm, to bierzcie książkę Małgorzaty Kurek w dłoń.

Książka Małgorzaty Kurek “To miał być tylko sen” wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Z początku byłam ciekawa, o czym będzie, w trakcie lektury stwierdziłam, że fabuła nie porywa, a na końcu ciężko było zebrać myśli w kupę.

O czym jest ta krótka, bo zaledwie stu stronicowa książka? Otóż o młodej dziewczynie z dobrego domu, która lunatykuje. Ernestyna, bo tak jej na imię,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za mną kolejne przygody Kendry i Setha. Tym razem Baśniobór atakuje dziwna zaraza. Magiczne istoty i nie tylko stają się mrocznymi cieniami. Rodzeństwo znowu musi uratować magiczny rezerwat. Tym razem dziewczynka i chłopiec otrzymują niespodziewaną pomoc. Osoba, która udzieli im wsparcia, jest mega charyzmatyczna, dlatego szybko ją polubiłam i żałuję, że nie było jej we wcześniejszych częściach. Nie zdradzam imienia celowo, bo nie chcę psuć Wam niespodzianki, a uwierzcie mi, niespodzianka będzie i to duża.

Liczyłam na troszkę inne zakończenie. Przy tym trochę zrobiło mi się smutno. Będzie mi brakować jednej z postaci, którą niestety musieliśmy pożegnać w “Pladze Cieni”. W ogóle ta część jest mroczniejsza. W poprzedniej nie było, że tak powiem, aż takiego rozlewu krwi. Ciekawe czy z każdą częścią będzie więcej niebezpieczeństw. Może saga dorasta wraz z czytelnikiem. Jestem ciekawa tego, co będzie dalej. 

Szkoda, że prawie nikt nie docenia czynów Setha. Nikt się nim nie zachwyca tak jak Kendrą, a chłopak naprawdę robi dużo dla Baśnioboru oraz swoich najbliższych. W poprzedniej części, jak i w tej odwalił kawał dobrej roboty, a obyło się to bez większego echa. Mam nadzieję, że w kolej części usłyszy słowa podziękowania. Aby to sprawdzić, już zabieram się za “Tajemnice smoczego azylu”.

Za mną kolejne przygody Kendry i Setha. Tym razem Baśniobór atakuje dziwna zaraza. Magiczne istoty i nie tylko stają się mrocznymi cieniami. Rodzeństwo znowu musi uratować magiczny rezerwat. Tym razem dziewczynka i chłopiec otrzymują niespodziewaną pomoc. Osoba, która udzieli im wsparcia, jest mega charyzmatyczna, dlatego szybko ją polubiłam i żałuję, że nie było jej we...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszy raz czytając książkę, musiałam sprawdzać, czy na pewno czytam książkę tego autora. “Sześć powodów, by umrzeć” Marty Zaborowskiej zaskoczyło mnie i to mega pozytywnie. Miałam wrażenie, że czytam historię, która rozgrywa się gdzieś za granicą, a nie w naszej Polsce. Świetna zmyłka Pani Marto! Zresztą już na wstępie powiem, że to wyśmienity kryminał!

Historia dotyczy zniknięcia młodej kobiety o imieniu Miriam. Owa kobieta ma wszystko: kochającego i dobrze zarabiającego męża, piękny dom z ogródkiem, psa buszującego po pokojach oraz czas dla siebie. Jednak w czwartą rocznicę ślubu Miriam niespodziewanie znika. Mniej więcej pół roku później policja znajduje spalone zwłoki kobiety, które podobno należą do Miriam. Podobno, bo Konrad twierdzi, że to jego żona, a siostra Miriam temu kategorycznie zaprzecza. Czyje to zwłoki? Czy żona doktora Macharowa żyje? Czy ktoś ją zabił, czy może sama zniknęła?

Pytań jest dużo. W każdym nowym rozdziale dowiadujemy się nowych informacji o rodzinie i przyjaciołach Miriam. Każdego można podejrzewać o jej zniknięcie, bo jak się okazuje, każdy ma coś za uszami. To mi się podobało. Ta niepewność i brak zaufania do kogokolwiek. Perfekcyjnie zbudowane napięcie i uczucie niepewności. W ogóle podobało mi się to, że cała perspektywa jest pokazana z punktu widzenia różnych osób. To oni opowiadają o Miriam, o tym, co czują i o tym, co się teraz dzieje. W końcu dostałam kryminał, który wciąga. Miałam już przesyt kryminałów, które były pisane z perspektywy policji i śledztwa. Już mnie wymęczyły. Przy “Sześciu powodach...” w końcu poczułam przyjemność w dochodzeniu do rozwiązania spawy.

Powtarzam, książka mnie zachwyciła, więc oczywiście polecam. Ten świetny kryminał wciągnie was w brudne grzeszki najbliższych Miriam i nie wypuści, aż nie dowiecie się, co się z nią stało.

Pierwszy raz czytając książkę, musiałam sprawdzać, czy na pewno czytam książkę tego autora. “Sześć powodów, by umrzeć” Marty Zaborowskiej zaskoczyło mnie i to mega pozytywnie. Miałam wrażenie, że czytam historię, która rozgrywa się gdzieś za granicą, a nie w naszej Polsce. Świetna zmyłka Pani Marto! Zresztą już na wstępie powiem, że to wyśmienity kryminał!

Historia dotyczy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Skolioza” to debiut Konrada Laskowskiego. Ciekawa byłam tej książki, ponieważ akcja książki rozgrywa się w mojej Łodzi.

O czym jest ten kryminał? Otóż o pracy łódzkich policjantów z wydziału zabójstw. Poznajemy tu dwóch wybitnych, lecz pałających do siebie niechęcią detektywów, którzy mają do rozwiązania sprawę zabójstwa młodego chłopaka. Krew zabitego według teorii jednego z lekarzy może uleczyć tych, którzy chorują na raka trzustki. Więc od razu nasuwa się myśl, kto może stać za morderstwem. Czy aby na pewno?

Akcja “Skoliozy” skupia się przede wszystkim na Adamie Stępińskim i Łukaszu Leszczyński, bo to oni są głównymi bohaterami książki. Poznajemy ich w momencie znalezienia zwłok. Wraz z rozwojem akcji autor umiejętnie wplata przeszłość Leszcza i Asa, dzięki czemu dowiadujemy się, dlaczego panowie się nie lubią i jak to się stało, że oboje znali Orzechowskiego.

Już od samego początku lektury w głowie rodzi się pytanie, kto zabił? Choć dokładniej, pytanie brzmi, który z detektywów? To właśnie oni w głowie czytelnika stają się głównymi podejrzanymi. Przyznam, że to bardzo ciekawy motyw. Do samego końca trzymani jesteśmy w niepewności, a na koniec dostajemy zaskakujące zakończenie. Niby wszystko mamy już poukładane i wiemy, kto pozbawił chłopaka życia, a tu nagle trach! Teoria się posypała.

Ogólnie książkę czytało się dobrze. Gdyby nie liczne błędy stylistyczne i literówki, byłoby zdecydowanie lepiej. Momentami zastanawiałam się, jak to możliwe, że tekst w tej wersji został dopuszczony do druku. To jest największy minus “Skoliozy”. Wracając jednak do samej treści, to dla mnie najlepszy był jej początek, ponieważ wprowadzał do historii. Gdzieś pośrodku trochę mi się dłużyło, śledztwo stało w miejscu i fabularnie czuć było zastój. Pod koniec akcja wreszcie zaczęła nabierać tempa.

Dużą robotę robiły teksty Majora. Były dosadne i rozbrajające, dlatego zawsze byłam ciekawa, co powie swoim nielotom. Wykreowanym przez autora postaciom nie można niczego zarzucić. Są różni, każdy ma w sobie to coś, po czym łatwo go sobie wyobrazić i przywołać w pamięci, więc jak dla mnie to pod tym względem jest bardzo dobrze.

Podsumowując, są momenty, gdzie “Skolioza” wciąga, bo pomysł na fabułę według mnie naprawdę ciekawy, ale przez przeciąganie akcji w połowie chce się ją również odłożyć na półkę. Zdecydowanie przydałoby się drugie wydanie, by pozbyć się błędów, które obniżają odbiór i ocenę książki. Pan Konrad Laskowski ma zadatki na dobrego autora, więc mam nadzieję, że w głowie ma już jakieś nowe pomysły. Następnym razem wystarczy przypilnować korektę i na pewno będzie lepiej.

Dziękuję autorowi za otrzymany egzemplarz.

“Skolioza” to debiut Konrada Laskowskiego. Ciekawa byłam tej książki, ponieważ akcja książki rozgrywa się w mojej Łodzi.

O czym jest ten kryminał? Otóż o pracy łódzkich policjantów z wydziału zabójstw. Poznajemy tu dwóch wybitnych, lecz pałających do siebie niechęcią detektywów, którzy mają do rozwiązania sprawę zabójstwa młodego chłopaka. Krew zabitego według teorii...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Chrzest ognia” to naprawdę sztos. Podobała mi się podróż Geralta. Pełna przygód i ciekawych osobistości wędrówka po prostu mnie kupiła. Na razie to chyba mój faworyt, ponieważ poznajemy tu świetne postacie takie jak Milva, Zoltan czy Regis. Przyznam, że nawet jakoś nie specjalnie brakowało mi Yennefer i Ciri. Wesoła i niecodzienna kampania Wiedźmina zrobiła dobrą robotę. 

Za sprawą Jaskra nie brakowało zabawnych sytuacji, postać łuczniczki Milvy nadała podróży pazura, krasnolud Zoltan jako herszt swojej bandy aż zachęca do przyłączenia się do wędrówki i zagrania przy ognisku w gwinta, a Regis dopełnił całe to towarzystwo nutką tajemniczości i mądrych sentencji. Nie pozostaje nic innego, jak pakować tobołek i ruszać z Geraltem po Ciri. 

W tej części jest zdecydowanie więcej akcji niż polityki. Spodobała mi się również koncepcja Loży. Jej spotkanie było interesujące. Ciekawa jestem, co będzie dziać się dalej. 

Oczywiście polecam ;)

“Chrzest ognia” to naprawdę sztos. Podobała mi się podróż Geralta. Pełna przygód i ciekawych osobistości wędrówka po prostu mnie kupiła. Na razie to chyba mój faworyt, ponieważ poznajemy tu świetne postacie takie jak Milva, Zoltan czy Regis. Przyznam, że nawet jakoś nie specjalnie brakowało mi Yennefer i Ciri. Wesoła i niecodzienna kampania Wiedźmina zrobiła dobrą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejna część “Wiedźmina” za mną. “Czas pogardy” podobał mi się i to bardzo. Było dużo akcji, dużo intryg i dużo ciekawych postaci.

Świat stworzony przez Andrzeja Sapkowskiego jest fenomenalny. Każda postać ma w sobie to coś. Gdy na wozie jadą chłopi i ze sobą rozmawiają łatwo ich sobie wyobrazić. Ich mowa, opis i wszystko, co z nimi związane sprawia, że w tej książce się po prostu jest. I to dotyczy dosłownie wszystkiego i wszystkich. Widać, że autor skupił się na całym świecie, a nie tylko na głównym wątku i głównych bohaterach. Za to właśnie lubią tę serię.

Uwielbiam też ten moment, gdy w tekście odnajduje wpleciony tytuł. Świetnie to wygląda i brzmi. Za każdym razem, gdy ktoś mówił o czasie pogardy, mówiłam do siebie “mam to”.

Jeśli chodzi o fabułę, to nie będę spoilerować. Powiem tylko, że dostajemy spotkanie Geralta, Yennefer i Ciri, ale nie na długo, bo losy tej trójki na nowo się rozdzielają. W międzyczasie mamy zjazd czarodziejów, na którym dzieje się dużo, przede wszystkim pod względem polityki. Zakończenie natomiast podsyca ochotę sięgnięcia po kolejny tom. Jestem ciekawa, co to tam się będzie działo. Mąż mówił, że kolejna część to sztos. Więc już dziś zabieram się za “Chrzest ognia”.

Kolejna część “Wiedźmina” za mną. “Czas pogardy” podobał mi się i to bardzo. Było dużo akcji, dużo intryg i dużo ciekawych postaci.

Świat stworzony przez Andrzeja Sapkowskiego jest fenomenalny. Każda postać ma w sobie to coś. Gdy na wozie jadą chłopi i ze sobą rozmawiają łatwo ich sobie wyobrazić. Ich mowa, opis i wszystko, co z nimi związane sprawia, że w tej książce się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wojciech Kulawski jak zwykle nie zawodzi. W najnowszej książce przenosi nas na egzotyczne Baleary, gdzie trafiamy w sam środek mafijnych porachunków. 

W “Humbug” mamy dwie piękne kobiety, które wspólnie wybrały się na wakacje marzeń. Marzena jest policjantką, a Jadwiga sekretarką. Dziewczyny chcą się rozerwać i zaszaleć, dlatego nie stronią od alkoholu i facetów. Żadna z nich nawet nie przypuszcza, że podczas szalonej imprezy ich życie wywróci się o 180°. Jadwiga znika, a Marzena kogoś śmiertelnie postrzeliła. Obie wpadają w gangsterski świat, gdzie liczą się układy, narkotyki i oczywiście pieniądze.

Akcja książki z każdym rozdziale nabiera tempa. Co rusz dzieje się coś nowego, coś niespodziewanego i ciekawego. Kobiety przeżywają naprawdę wakacje życia. Choć nie lubię romansów, tutaj ten wątek mi pasował, bo nie mam “ochów” i “achów”, a mocne sceny akcji. Jak na sensację przystało mamy też morderstwa, ucieczki, poszukiwania, porwania i mocny finał. Całość czyta się super. 

Z początku miałam problem z imionami, ponieważ jest ich dużo, szczególnie tych męskich i są do siebie podobne, ale pod koniec wszystko już opanowałam. Szkoda, że nigdzie nie było powiedziane, że Jadwiga jest dobrą poliglotką, bo w pewnym momencie kobieta włada perfekcyjnie angielskim i hiszpańskim i to bez niczyjej pomocy. Mimo że inne sytuacje były bardziej abstrakcyjne, to ten szczegół jakoś przy każdej scenie rozmów kobiety rzucał mi się w oczy. Jednak nie ma się co czepiać, bo w końcu to pastisz romansów mafijnych, w których zwykła dziewczyna, nie wiadomo skąd, zostaje ukochaną tego złego i seksownego. Zazwyczaj szara myszka staje się wampem i boginią seksu.

Podsumowując “Humbug” to świetna książka akcji, którą warto przeczytać. Każdy znajdzie w niej coś ciekawego. Polecam.

Wojciech Kulawski jak zwykle nie zawodzi. W najnowszej książce przenosi nas na egzotyczne Baleary, gdzie trafiamy w sam środek mafijnych porachunków. 

W “Humbug” mamy dwie piękne kobiety, które wspólnie wybrały się na wakacje marzeń. Marzena jest policjantką, a Jadwiga sekretarką. Dziewczyny chcą się rozerwać i zaszaleć, dlatego nie stronią od alkoholu i facetów. Żadna z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

“DetokSS” Dariusza Grochali to obyczajówka z elementami fantasy. Akcja książki skupia się na Olgierdzie, który postanawia skończyć z alkoholem, udając się na terapię do prywatnego ośrodka walki z uzależnieniami. Oprócz chęci napicia się procentów, byłego komandosa zaczynają prześladować koszmary z wilkołakami w roli głównej. Olgierd nie wie co gorsze, koszmar czy alkoholizm, więc decyduje się na eksperymentalną terapię.

Ogólnie historia nie jest zła. Podobały mi się sny głównego bohatera i miałam nadzieję, że właśnie w tę stronę pójdzie całość wraz z zakończeniem. Do pewnego momentu wszystko tak szło, ale później autor obrał inny kierunek. I ten tak średnio mi pasował. 

W ogóle w pewnym momencie miałam wrażenie, że się pogubiłam. Końcówka książki to totalny miszmasz, przez co całość w moich oczach dość dużo straciła. Jak z początku było dobrze, bo mieliśmy dziwne sny, dziwną panią terapeutkę, dziwną terapię taki a’la thriller to po kolejnej ucieczce Olgierda wszystko się poplątało. Próba przedstawienia historii niemieckich mieszkańców też jakoś, jak to się mówi nie pykła. Przynajmniej ja nie do końca ją zrozumiałam i kupiłam. 

“DetokSS” miał potencjał, ale nie został on do końca wykorzystany, według mnie, mogło być lepiej. Pochwalić jednak muszę za okładkę, bo przyciąga oko, nawiązuje do treści i zachęca do lektury.

“DetokSS” Dariusza Grochali to obyczajówka z elementami fantasy. Akcja książki skupia się na Olgierdzie, który postanawia skończyć z alkoholem, udając się na terapię do prywatnego ośrodka walki z uzależnieniami. Oprócz chęci napicia się procentów, byłego komandosa zaczynają prześladować koszmary z wilkołakami w roli głównej. Olgierd nie wie co gorsze, koszmar czy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Gdyby dzisiaj było wczoraj” to książka, która zakończyła mój czytelniczy rok 2023. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Nie myślałam, że to będzie erotyk. Okładka i opis pasowały mi bardziej na obyczajówkę.

Ta krótka książka to historia Hani, która uświadamia sobie, że już nie kocha męża, a małżeństwo z nim było błędem. Kobieta pewnego dnia poznaje mężczyznę, przy którym czuje się kobieca, kochana i spełniona w łóżku. Jednym słowem — Hanka ma romans! Czy to źle? W tym przypadku zdecydowanie tak.

Rozumiem, że Hania chciała zmienić coś w swoim życiu, bo była nieszczęśliwa. Z początku myślałam, że fajnie, bo poznała mężczyznę, przy którym to szczęście osiągnęła i jej życie zmieni się. Z każdym rozdziałem jednak postać głównej bohaterki zaczęła mnie irytować. Kobieta stała się egoistką. Nie myślała o dzieciach, mężu, czy kochanku. Zamiast dążyć do bycia z tym jednym i zacząć działać, Hania nie zrobiła kompletnie nic. Niby go kocha, ale nie odejdzie od męża, bo nie będzie miała gdzie mieszkać, zostanie bez kasy no i oczywiście są jeszcze dzieci. Taka wygodnicka znudzona żona! I nie dziwię się, że skończyło się to tak, a nie inaczej. 

Choć zachowanie bohaterki nie przypadło mi do gustu, to książka jest dobra. Co jak co, ale Julia Maj swoim piórem potrafi grać na emocjach. Podczas lektury miałam ich pełen wachlarz. Poprzez współczucie, zrozumienie, nadzieję, ekscytację, złość i rozczarowanie. I to właśnie dzięki Hani. Autorka w bardzo prosty sposób obrazuje wydarzenia, dzięki temu przez książkę brnie się szybko i to z pełnym zaangażowaniem. Szczerze to ciężko się oderwać. Hanka tak wkręciła mnie w swój romans, że musiałam wiedzieć, jak się skończy. A co jest najlepsze? To, że będzie kontynuacja! Będę na nią czekać.

Czy polecam? Tak, szczególnie fankom romansów. Książka wciągnie was do ostatniej strony i tak szybko nie da o sobie zapomnieć, ponieważ po głowie cały czas będzie przewijać się zachowanie głównej bohaterki. 

“Gdyby dzisiaj było wczoraj” to książka, która zakończyła mój czytelniczy rok 2023. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Nie myślałam, że to będzie erotyk. Okładka i opis pasowały mi bardziej na obyczajówkę.

Ta krótka książka to historia Hani, która uświadamia sobie, że już nie kocha męża, a małżeństwo z nim było błędem. Kobieta pewnego dnia poznaje mężczyznę, przy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W Nowym Roku mam jeszcze do wrzucenia dwie recenzję książek przeczytanych w 2023. Dziś będzie to recenzja książki Macieja Szmajdzińskiego “Wygnani z raju”. Dawno nie czytałam żadnej postapo, więc byłam ciekawa tej propozycji, tym bardziej że akcja osadzona jest na terenie Polski.

Jak się z pewnością domyślacie, ludzkość zastał Koniec, który zniszczył to, co znamy. Nie ma już wielkich miast, technologii i dobrobytu. Ludzie, którzy przeżyli, skupieni są w miejscach, gdzie mogą się obronić przed innymi grupami ludzi, zwierzętami czy pogodą. Nasz główny bohater jest mieszkańcem właśnie takiego miejsca. Cyprian należy w nim do “szperaczy”, czyli opuszcza “dom”, by w ruinach zniszczonego świata znaleźć to, co może się przydać lub coś, co można przehandlować. Jednak jego rola zmienia się, gdy zostaje wysłany jako dowódca na misję obronną Strefy.

I powiem Wam, że dopiero od tego momentu książka mnie wciągnęła, a dokładniej od akcji z lwami. To było coś! Kolejny wydarzenia nie były wcale gorsze. Spotkanie z Zuzą, “przebudzenie” Tosi, działania Wierszoklety czy wiele innych wciągających postaci i ich przeżyć było tym, co musi mieć dobra książka. Do samego końca dzieje się dużo. Autor bardzo zgrabnie połączył wątki sensacyjne ze zbrojnymi walkami i to, co mnie cieszy, tych pierwszych było zdecydowanie więcej. Dzięki nim mogliśmy poznać bliżej bohaterów. Mamy tu wiele relacji godnych uwagi, które mają także wpływ na całą historię.

Choć z początku czytanie nie szło mi najlepiej, później nie mogłam się już zatrzymać. Ciekawa byłam zakończenia tego, jak potoczą się losy ludzi, których poznałam w tym strasznym świecie. W świecie, w którym górą jest ten, kto ma broń, celne oko i siłę często idącą wraz z brakiem człowieczeństwa.

Jeśli lubicie klimaty postapo, to zachęcam, ponieważ “Wygnani z raju” w pewnym momencie wciągnie was w życie ludzi w świecie, w którym liczy się tylko przetrwanie.

W Nowym Roku mam jeszcze do wrzucenia dwie recenzję książek przeczytanych w 2023. Dziś będzie to recenzja książki Macieja Szmajdzińskiego “Wygnani z raju”. Dawno nie czytałam żadnej postapo, więc byłam ciekawa tej propozycji, tym bardziej że akcja osadzona jest na terenie Polski.

Jak się z pewnością domyślacie, ludzkość zastał Koniec, który zniszczył to, co znamy. Nie ma...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Cios za cios” to najnowszy kryminał Agnieszki Peszek, w którym do czynienia mamy z seryjnym morderca młodych kobiet. Główną bohaterką książki jest Dagmara. Dziewczyna wraz z kolegą rozkręca własny biznes. Mianowicie zostaje panią detektyw od spraw przestępstw gospodarczych. Jednak, gdy dostaje akta zamordowanej lata temu dziewczyny, ciekawość wiedzie prym i Dagmara stara się rozwiązać tę sprawę. Dziwnym trafem to, co działo się lata temu, ma powiązanie z aktualnymi morderstwami kobiet.

To główny wątek kryminału. Oprócz tego mamy przestępstwa gospodarcze, nieetycznych pracodawców, zagadkowy wypadek i tajemnicze matrioszki. Dzieje się dużo, momentami może nawet za dużo, ale w całości książka jest ciekawa i spina się w całość. Mnie najbardziej interesowała motywacja sprawcy. Nie kto, ale właśnie dlaczego. Na końcu mamy wszystko wyjaśnione i to mnie satysfakcjonuje. 

W tego typu książkach podoba mi się pokazanie pewnych zdarzeń z punktu widzenia mordercy. Tutaj też to mamy. Rozdziały zatytułowane ON wnoszą niepokój, a zarazem ciekawość. Są ciekawym uzupełnieniem wydarzeń, które poznajemy dzięki Dagmarze i komisarzowi Wiśniewskiemu. 

Co mnie irytowało. To często używane przez Dagmarę “ no rejczel”. Kojarzy mi się to z rozszalałą gimbazą, bo tego zwrotu w gimnazjum używały za moich czasów niegrzeszące inteligencją osóbki. Nie pasowało mi to do młodej, mądrej i twardej kobiety. 

Z tego, co się dowiedziałam “Cios za cios” to pierwszy tom z cyklu “Dagmara Zatorska”. To dobra wiadomość, bo jestem ciekawa wątku oraz rozwoju sytuacji dwóch osób powiązanych z matrioszkami. Najbardziej chce się dowiedzieć, co zaplanowała dla jednej z nich Gaga. 

Podsumowując, z pewnością sięgnę po kolejny tom przygód młodej pani detektyw. Historia jej spraw oraz jej rodziny robi się naprawdę interesująca. Książkę oczywiście polecam przede wszystkim przez wciągający klimat i nieustające pragnienie poznania motywacji. Dlaczego ON to zrobił?

Dziękuję autorce za otrzymany egzemplarz.

“Cios za cios” to najnowszy kryminał Agnieszki Peszek, w którym do czynienia mamy z seryjnym morderca młodych kobiet. Główną bohaterką książki jest Dagmara. Dziewczyna wraz z kolegą rozkręca własny biznes. Mianowicie zostaje panią detektyw od spraw przestępstw gospodarczych. Jednak, gdy dostaje akta zamordowanej lata temu dziewczyny, ciekawość wiedzie prym i Dagmara stara...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Liczy się jakość, a nie ilość. To powiedzenie idealnie pasuje do “Rubinowej kolii” Eveliny Scury. Ta książka to mała objętościowo fantastyka ze świetną historią, którą przeczytacie w jeden wieczór.

Od samego początku dzieje się tu dużo, ponieważ Aliyę poznajemy w walce. Zleceniodawca, który zlecił jej kradzież kolii, chce się jej pozbyć. Dziewczyna bez problemu daje sobie radę z bandytami, lecz to dopiero początek jej przygód, gdyż cesarzowa Lynn nie odpuści złodziejce kradzieży. Aliya zmuszona jest uciekać lub walczyć z wojskami Krainy Lynn dowodzonymi przez młodego, lecz zdolnego generała. Wszyscy chcą odzyskać kolię lecz jeszcze bardziej chcą się dowiedzieć, dlaczego złodziejka nie spaliła po dotknięciu klejnotów obłożonych klątwą magów.

Akcja nie zwalnia tu nawet na moment. Przygody młodej złodziejki i jej spotkania z generałem są dynamiczne i ekscytujące. Podobało mi się to napięcie między Aliyą a Leonardem. Niby nic się tam takiego między nimi nie dzieje, bo to nie romans a z ciekawością czekałam na ich wspólne sceny. Dlatego czekam też na kolejną część, ponieważ między tą dwójką iskrzy i to mocno.

Czytanie książki poszło mi, jak to się mówi piorunem. Autorka mimo tylko niecałych 200 stron zapewniła wciągającą historię. Mamy to, co musi być w dobrej książce zapewniającej rozrywkę: szybką akcję, brak zbędnych opisów, bohaterów, którzy coś do siebie czują oraz magię. Na razie magii było tu tylko odrobinę, ale wydaje mi się, że w kolejnej części za sprawą starego maga może być jej zdecydowanie więcej.

“Rubinowa kolia” spodobała mi się. To szybka, niewymagająca pozycja, która jest idealna, gdy głowa potrzebuje w miły i przyjemny sposób odpocząć po ciężkim tygodniu. Polecam.

Liczy się jakość, a nie ilość. To powiedzenie idealnie pasuje do “Rubinowej kolii” Eveliny Scury. Ta książka to mała objętościowo fantastyka ze świetną historią, którą przeczytacie w jeden wieczór.

Od samego początku dzieje się tu dużo, ponieważ Aliyę poznajemy w walce. Zleceniodawca, który zlecił jej kradzież kolii, chce się jej pozbyć. Dziewczyna bez problemu daje sobie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to