-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2020-07-25
Leżące niedaleko Kielc Chęciny, pomimo ogromnego potencjału, nie są traktowane jak atrakcyjne turystycznie miasto. Ja sama przejeżdżając wielokrotnie w pobliżu, nigdy nie miałam ochoty żeby wstąpić tam choć na chwilę. Jak się okazuje niesłusznie, bowiem Chęciny mogą pochwalić się kilkoma wyjątkowymi zabytkami, z zamkiem królewskim na czele. Nie mówiąc już o legendach i podaniach dotyczących miasta, te bowiem w całym województwie świętokrzyskim występują w ilościach przyprawiających o zawrót głowy.
W Chęcinach rozgrywa się właśnie akcja kryminału, pierwszego z cyklu „Krąg Painera”, autorstwa Jacka Łukawskiego. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Czwarta Strona pozycja pt. „Odmęt”, zabiera nas jednak nie tylko do tego miasta, ale również na wyprawę szlakiem zbrodni i … dawnych legend właśnie. Przy okazji zaś poznamy kilka jednostek o skomplikowanym życiu osobistym, dających nam również wgląd do złożonej psychiki człowieka i wyborów, które nie zawsze są dla nas oczywiste. Po książkę sięgnąć mogą zatem nie tylko mieszkańcy Chęcin (choć dla nich lektura powinna być obowiązkową), ale wszyscy ceniący sobie nie najgorzej opowiedziane historie, może nieco przydługie i nie pozbawione wad, ale przez to tak autentyczne i ludzkie.
Autor przedstawia nam dziennikarza, Damiana Wolczuka, choć mężczyznę spotykamy w trudnym dla niego okresie życia. Właśnie przegrał proces o zniesławienie wytoczony przez jedną z celebrytek, a rodzima redakcja odcięła się od niego, wypowiadając umowę. Oparcia mógłby szukać w swojej wieloletniej partnerce, gdyby nie fakt, iż ta wolała igraszki w łóżku z nieco bardziej rokującym niż on mężczyzną. Nic zatem dziwnego, że sfrustrowany postanawia rzucić wszystko i zacząć nowy etap w życiu i to w Krakowie, gdzie w jednej z redakcji ma obiecaną pracę. Niestety temat-petarda, którym zamierzał rozpocząć swoją karierę już się nieco zdezaktualizował, Wolczuk stanął zatem przed koniecznością znalezienia czegoś, co zachwyci jego przyszłych przełożonych.
Te niewesołe myśli na temat dotychczasowego życia z pewnością obniżyły jego stopień koncentracji, ale tak naprawdę dojechałby bezpiecznie do celu, gdyby nie samochód, który w niego wjechał spychając do rowu, a następnie oddalając się od miejsca zdarzenia. Całe szczęście jemu się nic nie stało, a dobra dusza która za nim jechała, pielęgniarka o wdzięcznym imieniu Alicja, szybko zorganizowała mu nocleg w klasztorze franciszkanów, na terenie którego funkcjonuje również ośrodek terapii uzależnień. Problemy z samochodem, a na dodatek wydarzenia rozgrywające się w mieście Chęciny, w których się ostatecznie znalazł, skłaniają Damiana do zmiany decyzji o szybkim dotarciu do Krakowa. Mężczyzna postanawia trochę rozejrzeć się po mieście, jednak nie z uwagi na jego bogatą przeszłość, a czterech topielców z Warszawy, znalezionych przy brzegu pobliskiego zbiornika wodnego, zresztą obok otwartego samochodu. Fakt, iż cztery osoby utonęły w tym samym czasie jest zastanawiający, ale szybko okazuje się, że co najmniej trzy z tych osób padły ofiarą morderstwa. Co więcej, prawdopodobnie to ich samochód staranował auto Wolczuka, a oni sami szaleli też na pobliskim placu budowy. Czy to możliwe, że pozabijali się wzajemnie, a ostatni z nich popełnił samobójstwo?
Jak się okazuje, to nie jedyna śmierć, z jaką przyjdzie zmierzyć się lokalnej policji. Wkrótce bowiem na żydowskim cmentarzu ginie jedna z uczestniczek terapii, którą zresztą Damian miał okazję poznać. Jeśli do serii dziwnych zdarzeń można zaliczyć jeszcze pracownika koparki majaczącego o odkopanym diable i klątwie, dziwne paciorki koralików pojawiające się na miejscu zdarzeń i starą kość wetkniętą w gardło jednego z topielców, to można uznać, że w Chęcinach dużo się dzieje. I to na tyle, żeby Wolczuk mógł tu rozwinąć skrzydła, szukając tematu życia.
Frapującej fabule książki towarzyszy wartka akcja, choć stopień szczegółowości opisów nieco zaburza proporcje książki. O ile malowniczo zarysowane tło doskonale sprawdza się w przypadku opisu zamku czy lokalizacji niektórych obiektów, to detale związane z wyglądem danych osób, są w większości zbędne i nic nie wnoszą do książki. Jeśli jednak przymkniemy na to oko, mamy szansę zagłębić się w naprawdę wciągający kryminał i … z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego tomu.
Leżące niedaleko Kielc Chęciny, pomimo ogromnego potencjału, nie są traktowane jak atrakcyjne turystycznie miasto. Ja sama przejeżdżając wielokrotnie w pobliżu, nigdy nie miałam ochoty żeby wstąpić tam choć na chwilę. Jak się okazuje niesłusznie, bowiem Chęciny mogą pochwalić się kilkoma wyjątkowymi zabytkami, z zamkiem królewskim na czele. Nie mówiąc już o legendach i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-23
Pierwsze wrażenie często bywa mylne i mamy zapewne już tego świadomość. A jednak wciąż dajemy się nabrać na piękne słowa, na atrybuty władzy, zwodzą nas maski przywdziewane przez ludzi. W ten sposób możemy skrzywdzić jednak dobrego człowieka, z góry przekreślając go i szufladkując, nie dając mu nawet możliwości obrony.
Dane Thomas to wymarzony chłopak, jakich dziś się nie spotyka, Nic dziwnego, że trafiła na niego szczęściara Ami, ta z bliźniaczek, której się zawsze udaje, która wygrywa na każdej loterii, nawet tej, w której losy sprzedaje życie. W przeciwieństwie do drugiej siostry, Olive, której egzystencja od najmłodszych lat jest jedna wielką porażką, w której przypadku jeśli coś ma pójść źle, to z pewnością pójdzie. Teraz też – po stracie pracy, bez partnera, ale za to z dodatkowymi kilogramami w wyniku zajadania stresów i smutków, na dodatek w koszmarnej sukience, musi obserwować szczęście swojej siostry. I choć bardzo się z niego cieszy, to sama również chciałaby ułożyć sobie życie i spotkać kogoś przynajmniej tak dobrego jak Dane.
Przyszły mąż siostry ma właściwie tylko jedną wadę w oczach Olive – starszego brata. Znienawidziła tego przystojnego mężczyznę od pierwszej chwili i nic nie jest w stanie zmienić jej zdania. Szczególnie, że również Ethan zachowuje się, jakby widział w Olive ognisko zarazy, i zdecydowanie jej unika. Teraz są zmuszeni spotkać się na ślubie i wystarczy kilka chwil, by kobieta ziała ogniem i pragnęła zamordować wroga z użyciem choćby widelca.
Czy zatem w takiej sytuacji, ta dwójka byłaby w stanie wybrać się razem dokądkolwiek? Przekonamy się o tym z porywającej i zabawnej powieści pt. „Podróż nieślubna”. Autorka, Christina Lauren, w opublikowanej nakładem Wydawnictwa Poradnia K książce dostarcza nam wysokiej klasy rozrywkę, choć pod płaszczykiem humoru (niekiedy czarnego), kryją się również poważne treści. Mimo to lekturę można z pewnością polecić na wakacyjny wypoczynek, bowiem z pewnością będzie on wypełniony salwami śmiechu. Dobry humor w trakcie lektury jest gwarantowany, podobnie zresztą jak refleksja dotycząca naszych wyborów i … często pochopnych ocen. Powieść zatem warto polecić zarówno miłośnikom autorki, jak i tym, którzy szukają dobrze skonstruowanej historii, okraszonej humorem, ale dalekiej od banału.
Fatalne zatrucie rybami morskimi w trakcie przyjęcia ślubnego to chyba pierwszy raz, kiedy dobra passa odwróciła się od Ami. Zwykle planująca wszystko w najdrobniejszych szczegółach i perfekcyjna, nie przewidziała zbiorowych problemów z żołądkiem i tego, że właściwie większość gości spędzi następne tygodnie w swoich domach, a dokładnie toaletach. Tylko Olive i Ethan, którzy nie korzystali z bufetu, uniknęli koszmarnych torsji i tylko oni są w stanie zastąpić Amii Dane`a w… podróży poślubnej. Czy jednak będą w stanie spędzić ze sobą kilka dni w jednym apartamencie, skoro nie są w stanie wysiedzieć koło siebie nawet trakcie kolacji? Co więcej, czy będą w stanie udawać nowożeńców, zarówno przed organizatorami, jak i … byłą dziewczyną Ethana?
Już sam fakt wyjazdu w podróż (nie)ślubną zaprzysiężonych wrogów jest doskonałym pomysłem na komedię nie do końca romantyczną. Jeśli jednak dodamy sporo faktów, które wychodzą na jaw, problemy ze spojrzeniem prawdzie w oczy, otrzymujemy naprawdę dobry książkę, którą mogłoby napisać życie. Sympatyczna, mimo nieustannie toczonych wojen para, egzotyka wyjazdu, świadomość, że są skazani na siebie i wzmagające się przekonanie, jak bardzo pomylili się początkowo w swojej ocenie, to doskonały punkt wyjścia do romansu. Czy jednak pozwolą sobie na niego? A może to będzie coś więcej niż romans?
Pierwsze wrażenie często bywa mylne i mamy zapewne już tego świadomość. A jednak wciąż dajemy się nabrać na piękne słowa, na atrybuty władzy, zwodzą nas maski przywdziewane przez ludzi. W ten sposób możemy skrzywdzić jednak dobrego człowieka, z góry przekreślając go i szufladkując, nie dając mu nawet możliwości obrony.
Dane Thomas to wymarzony chłopak, jakich dziś się nie...
2020-07-22
O ile strach ma swoje źródło w przeszłości albo w bieżących wydarzeniach, to lęk pojawia się znikąd i trudno, stosując racjonalne metody, się go pozbyć. Niekiedy właśnie ten lęk, albo - co gorsza leki – wypełniają naszą codzienność, towarzysza na każdym etapie życie nie pozwalając normalnie funkcjonować. Niekiedy stają się wręcz częścią nas samych, zawłaszczając sobie wszystkie sfery naszego życia i sprawiając, że powoli gaśniemy. Nie pozwalają one bowiem normalnie myśleć, normalnie funkcjonować, podejmować racjonalnych decyzji. Niekiedy jednak lęk może być głosem naszej podświadomości, która upomina się o prawdę, o to, by jej wysłuchać …
A jak to wygląda w przypadku Bernarda Bielaka, znanego scenarzysty teatralnego? Mężczyzna tuż po swojej imprezie urodzinowej ulega wypadkowi, którego okoliczności są dość niejasne. Jego pamięć działa wybiórczo, właściwie nie potrafi otworzyć chwil przed wypadkiem, nie jest w stanie opowiedzieć, co tak naprawdę się stało. Wydaje mu się, że czuł wówczas zapach człowieka, że był w czyimś towarzystwie, ale niczego nie jest w stanie potwierdzić z pewnością. Po wyjściu ze szpitala sytuacja tak naprawdę nie ulega zmianie. Sen miesza się z jawą, zaś Bernard ma wrażenie, że jego stan wciąż się pogarsza.
Mężczyzną opiekuje się jego żona, Luna, dużo młodsza od niego i obdarzona skomplikowaną osobowością. Niejasna, nieco mroczna przeszłość i problemy psychiczne, na które kobieta cierpi, sprawiają, że tak naprawdę nigdy nie była łatwa we współżyciu. Czy zatem można jej powierzyć opiekę nad chorym? Czy fakt, że Bernard czuje się coraz gorzej po podawanych przez nią lekach to problem leżący po stronie medykamentów czy może … samej żony. Co tak naprawdę wydarzyło się tej nocy? Jakie sekrety kryje Luna? Czy zakrwawiona sukienka, którą trzymała, to wynik majaków Bernarda, czy też rzeczywista scena, którą mógł zaobserwować?
Na te wszystkie, i na wiele innych pytań pojawiających się w trakcie lektury, będziemy mogli odpowiedzieć w trakcie lektury najnowszej powieści autorstwa Marty Zaborowskiej, pt. „Lęki podskórne”. Opublikowany nakładem Wydawnictwa Czarna Owca thriller psychologiczny, to książka, która stawia przed nami pytania o to, czy tak naprawdę znamy drugiego człowieka, czy znamy samego siebie. To powieść przeznaczona zarówno dla miłośników gatunku, jak i dla wszystkich zainteresowanych człowiekiem i jego stanami emocjonalnymi. Znajdziemy tu również domieszkę kryminału, bowiem pojawia się wątek morderstwa, a właściwie śmierci młodej dziewczyny, w pewien sposób połączonej z Luną. Pozostaje tylko pytanie, czy żona Bernarda mogła mieć z tym coś wspólnego?
Autorka mistrzowsko kreuje klimat książki, niemal z każdej karki wyziera groza i pewien nieuświadomiony lęk. To napięcie towarzyszy nam niemal przez całą lekturę, choć mamy wrażenie, że potencjał tkwiący w historii nie został w pełni wykorzystany. Co prawda intryguje już pierwsza scena rozprawy sądowej dotyczącej morderstwa / samobójstwa (choć nic więcej nie wiemy), to do lektury zniechęcać mogą nieco zbyt długie opisy, w większości nic nie wnoszące ani do akcji. Sama konstrukcja książki pozwala jednak docenić kunszt pisarki, bowiem pozornie niezwiązane ze sobą sceny okazują się być częścią większej całości i prowadzą do zaskakujących wniosków. Mimo tego ciężko mi było towarzyszyć bohaterom, ciężko śledzić akcję, nieustannie byłam jakby poza tą historią. Zamiast czynnym uczestnikiem zdarzenia stałam się biernym obserwatorem, a taka funkcja niezbyt mnie satysfakcjonuje.
O ile strach ma swoje źródło w przeszłości albo w bieżących wydarzeniach, to lęk pojawia się znikąd i trudno, stosując racjonalne metody, się go pozbyć. Niekiedy właśnie ten lęk, albo - co gorsza leki – wypełniają naszą codzienność, towarzysza na każdym etapie życie nie pozwalając normalnie funkcjonować. Niekiedy stają się wręcz częścią nas samych, zawłaszczając sobie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-20
On, Ona i … Ta Trzecia. Motyw trójkąta często jest wykorzystywany w literaturze i pozwala na budowanie niezwykle emocjonujących historii miłości i zdradzie. Model związku i kobiety go rozbijającej rzeczywiście budzi w naszych sercach bunt i rozpala wyobraźnię, ale jeszcze ciekawiej robi się, kiedy mamy do czynienia z trójkątem w którym występuje dwóch mężczyzn i kobieta. Tak, która zdradza, w przeciwieństwie do mężczyzn napiętnowana jest przez większość społeczeństwa, również ona sama ma zwykle wyrzuty sumienia, nie pozwalające w pełni wykorzystać sytuacji i cieszyć się choćby chwilowym szczęściem.
Ten właśnie motyw wykorzystał Federico Moccia w swojej najnowszej książce, pt. „Tysiąc nocy bez ciebie”. Znany z poruszających serca i dusze powieści autor po raz kolejny sięgnął po wątek romantyczny, a właściwie w tym przypadku – romansowy, przedstawiając historię niezwyklej kobiety uwikłanej skomplikowany układ. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Muza książka zabiera nas nie tylko w niezwykłą podróż do Rosji czy Włoch, ale i otula dźwiękami muzyki. Tym samy to dokonała lektura zarówno dla miłośników powieści romantycznych, jak i samego autora, mimo iż tym razem nie udało mu się w pełni wykorzystać potencjału tkwiącego w pomyśle.
Poznajemy światowej sławy pianistkę, Sofię Valentini, w nie najlepszym dla niej okresie życia. Po tym, jak opuściła Rzym uciekając od męża i zaszyła się w rejonie pierwomajskim, koło Władywostoku, skazując się na występy na prowincji, jej kariera stanęła w miejscu. A choć jej nauczycielka Olga, która praktycznie wychowała ją od dziecka jest szczęśliwa i dumna, że ma ją koło siebie to zdaje sobie sprawę, że artysta by rozkwitać, musi koncertować. Sofię trzyma jednak w Rosji palący wstyd, świadomość zdrady – nie tylko swojej, ale tego, że ją również zdradzono i uczyniono pionkiem w grze.
Wypadek jej męża Andrei, któremu była współwinna, a później kosztowna operacja, pchnęły ją do skorzystania z intratnej propozycji wyjazdu z trasą koncertową. Tak naprawdę jednak koncerty to tylko przykrywka jej wyjazdu z kochankiem, Tancredim, który zaaranżował wszystko niezwykle skrupulatnie po to, by ją zdobyć. Okłamała męża, ale wkrótce odkryła, że mąż również ukrywał przed nią to, iż wiedział o całym planie, a mimo to przystał na farsę. Tym samym Sofia poczuła się nie tylko potraktowana niczym przedmiot przez Tancrediego, ale i wykorzystana przez swojego męża, a jej poczucie bezpieczeństwa i zaufanie do mężczyzn legło w gruzach. Nie są w stanie odbudować go też jej zalotnicy, którzy w Rosji oblegają ją tłumnie, bowiem- jak pokazuje przykład choćby Wiktora – wszyscy chcą od niej tylko jednego.
Jak w takiej sytuacji potoczą się wydarzenia, kiedy na jej drodze ponownie stanie Tancredi? Czy wciąż jest on mężczyzną, któremu zależy tylko na zdobywaniu, a nie na trwałym związku? Co z Andreą, który wciąż przecież jest jej mężem? Odpowiedzi na te pytania znajdziemy dzięki lekturze powieści „Tysiąc nowy bez ciebie”, która nie tylko rozbudzi w nas tęsknotę za prawdziwą miłością, ale również na romantycznymi uniesieniami. Mimo iż początek książki nie porywa, to warto przebrnąć pierwsze rozdziały, by dać się ponieść akcji, by rozpocząć niezwykłą miłosną grę w której stawką jest serce i przyszłe szczęście. To nierówne tempo książki rekompensuje po części osoba samej bohaterki – osoby temperamentnej, obdarzonej charyzmą, która nie zadowala się substytutami. Doskonała konstrukcja tej postaci dodaje blasku powieści, podobnie jak muzyka, którą – dzięki plastyczności opisów autora – możemy usłyszeć pomiędzy wersami. Czy będzie to muzyka zwiastująca szczęśliwy koniec tej opowieści?
On, Ona i … Ta Trzecia. Motyw trójkąta często jest wykorzystywany w literaturze i pozwala na budowanie niezwykle emocjonujących historii miłości i zdradzie. Model związku i kobiety go rozbijającej rzeczywiście budzi w naszych sercach bunt i rozpala wyobraźnię, ale jeszcze ciekawiej robi się, kiedy mamy do czynienia z trójkątem w którym występuje dwóch mężczyzn i kobieta....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-18
Jazda konna wciąż jest uważana za elitarną rozrywkę, choć jeśli chcemy w niej osiągnąć mistrzostwo, jest tak samo wymagająca, jak każdy inny sport. Regularne treningi, dbanie o konia, wyjazdy na zawody –to wszystko wymaga pełnego zaangażowania i trudno jest w takiej sytuacji mówić o jakimkolwiek życiu prywatnym. Szczególnie, jeśli priorytetem jest właśnie jazda i zdobywanie kolejnych osiągnięć. Życie prywatne dzieje się niejako „przy okazji”, a jeśli sportowiec nie umie postawić minimalnej choć granicy pomiędzy jedną a drugą sferą życia, to nie można się dziwić, że świat sportu pełen jest przykładów nieudanych małżeństw, czy modelu wychowania dziecka tylko przez jedną stronę. Sportowiec albo jest na treningach, albo o nich myśli. Jeśli jeszcze nie potrafi docenić zaangażowania drugiej strony w związek, jeśli nie potrafi szanować jego poświęcenia, to kończy samotnie.
Samotna została też Ada, doskonała amazonka, zdobywająca kolejne medale i puchary na zawodach. Jej małżeństwo było tylko dodatkiem do wspaniałej kariery, a przystojny mąż dodawał splendoru. Dziecko, które pojawiło się przypadkiem, nie było w jej planach, dlatego też poczuła się całkowicie zwolniona z opieki nad małą Natalią, cedując ten obowiązek na męża i matkę. Nic dziwnego, że ostatecznie związek rozpadł się, choć ona praktycznie nie zauważyła żadnej zmiany w swoim życiu, pochłonięta przygotowaniem do kolejnych zawodów.
Wszystko zmieniło się z chwilą wypadku. Start w olimpiadzie, rozwój dalszej kariery, przekreślił fatalny błąd konia i fałszywie postawiony krok, a także niedbałość pracowników stadniny, którzy pozostawili na wybiegu elementy, których być tam nie powinno. W rezultacie konieczne było założenie Adzie endoprotezy, a jej życie zamieniło się w koszmar wypełniony spazmami bólu. Zamieszkała wraz z matką, nie była bowiem w stanie poświęcić ani minuty swojej córce, zresztą skoncentrowana na swojej tragedii nawet nie zauważała Natalki u swojego boku. Zresztą dziewczyna już dawno przyzwyczaiła się do tego, że jej opiekunką jest tak naprawdę babka, a na mamę nigdy nie można liczyć.
Dni upływają Adzie na użalaniu się nad sobą, coraz większych ilościach wypijanego alkoholu i nabieraniu kolejnych kilogramów. Sfrustrowana, pałająca prawdziwą nienawiścią do koni, nawet nie próbuje ułożyć sobie życia, zadowalając się spacerami z psem i alkoholowo-lekowym zamroczeniem. Tak jest do czasu, kiedy przypadkowo odkrywa, że stara szkółka jeździecka, która funkcjonowała na obrzeżach miasta, ma nowego właściciela. Jest nim przystojny mężczyzna, Robert, który w tym miejscu właśnie chce rozpocząć nowy rozdział w życiu, wypełniając przy tym pewnego rodzaju misję.
W jaki sposób losy Ady i Roberta splotą się ze sobą? Co ich łączy, a co dzieli? I co najważniejsze – czy wzajemnie będą mogli uleczyć swoje dusze? Przekonamy się o tym dzięki lekturze wspaniałe powieści Agaty Suchockiej pt. „O jeden krok za daleko” Opublikowana nakładem Wydawnictwa Replika pozycja to nie tylko historia o miłości, ale przede wszystkim o życiu, cierpieniu i priorytetach. Sielska okładka może zwodzić, bowiem autorka porusza w książce trudne tematy, koncentrując się na powolnym rozpadzie życia Ady, a także jej matki i córki. Wypadek tylko udowodnił, jak mało Adę obchodzi świat poza nią, ale Suchocka przekonuje, że nigdy nie jest za późno na zmianę nastawienia do życia.
Frapująca fabuła i doskonale zarysowani bohaterowie, a przede wszystkim spojrzenie na życie przez pryzmat ich problemów i sposobów radzenia sobie z nimi, dostarcza nam tematów do przemyśleń, a także zachęca do wglądu w siebie i swój stosunek do rzeczywistości.
Jazda konna wciąż jest uważana za elitarną rozrywkę, choć jeśli chcemy w niej osiągnąć mistrzostwo, jest tak samo wymagająca, jak każdy inny sport. Regularne treningi, dbanie o konia, wyjazdy na zawody –to wszystko wymaga pełnego zaangażowania i trudno jest w takiej sytuacji mówić o jakimkolwiek życiu prywatnym. Szczególnie, jeśli priorytetem jest właśnie jazda i zdobywanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-17
Początki zwykle są piękne. Jego rozczula fakt, że Ona drobiazgowo planuje wakacyjny bagaż i zabiera pół domu, by niczego im nie zabrakło, a ona zawsze świetnie się prezentowała, nawet na dzikiej plaży. Ona wzrusza się, kiedy On przynosi jej zerwane po drodze polne kwiaty czy spontanicznie zabiera ją w cudowne miejsca, do których sama nigdy by nie trafiła. Dlaczego zatem kilka miesięcy później te same zachowania, które kiedyś były urocze zaczynają drażnić i mogą stać się zarzewiem potężnego konfliktu, prowadzącego nawet do rozstania? Tak naprawdę codzienne życie, obowiązki i stojące przed nami wyzwania weryfikują nasze oczekiwania i wyobrażenia dotyczące związku. Musimy wówczas odpowiedzieć sobie na pytanie na ile akceptujemy wady czy nawyki naszego partnera? Na ile wyobrażamy sobie dalsze z nim życie? Każdy z nas niesie w sobie bowiem listę zachowań czy postaw, które jest w stanie tolerować i tych, których absolutnie tolerować nie może. Zamiast jednak zamilknąć obrażona po tym, jak On po raz dziesiąty nie zamknie klapy od sedesu czy odejdzie od stołu pozostawiając brudny talerz, zamiast wyjść bez słowa po tym, jak pięć minut Jej przygotowań do wyjścia zamienia się trzydzieści, lepiej powiedzieć o tym, co nam przeszkadza i czego od drugiej osoby oraz związku oczekujemy.
W jaki sposób to zrobić i dlaczego jest to takie trudne? Jak komunikować się w relacjach z partnerem i odnaleźć w rożnych sytuacjach? Odpowiedź na te pytania przynosi lektura znakomitej książki pt. „Pięknie odmienni”, która zmienia diametralnie nasz sposób patrzenia na partnera/partnerkę, związek, a także … na nas samych. Monika Janiszewska, dziennikarka oraz Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka, terapeutka zaburzeń seksualnych, w opublikowanej nakładem Wydawnictwa Sensus książce pokazują, w jaki sposób wyniesione przez nas z domu czy nabyte w dorosłym życiu nawyki, przyzwyczajenia, schematy wpływają na nasz związek i jego postrzeganie, a także w jaki sposób rozmawiać, by dialog był konstruktywny i doprowadził do polepszenia jakości wspólnego bycia razem i czerpania radości ze związku. Po książkę sięgnąć mogą nie tylko osoby będące w problematycznych relacjach, ale również te, które żyją samotnie, a także te, które doświadczyły już rozpadu związku (czasami nawet niejednego).
Przedstawione w książce historie sześćdziesięciu par, które borykają się z problemami związanymi głównie z określonymi zachowaniami partnera oczywiście nie wyczerpują pełnego katalogu nawyków czy działań, które mogą przeszkadzać w naszej relacji / drugiej osobie, ale z pewnością mogą stanowić cenną lekcję funkcjonowania w różnych warunkach i sytuacjach. Autorki, w dwóch rozdziałach, zebrały historie związków, w których problemy mogą być związane z dziedzictwem rodzinnymi (wyniesionymi z domu schematami myślenia, nawykami, a także … z samą rodziną) oraz z różnicami pomiędzy partnerami (począwszy od pomysłów na weekend, poprzez stosunek do rzeczy, własnego zdrowia i otaczającego nas świata, aż po kwestie związane z higieną osobista). Rozdział trzeci traktuje o rozmowie, kompromisie, a także o rozstaniu – bowiem być może właśnie takie rozwiązanie będzie w naszej sytuacji najlepsze.
Z książki wyłania się obraz związku może nie idealnego (bo taki nie istnieje), ale takiego, w którym partnerzy dobrze się ze sobą czują, wzajemnie się wspierają, ale przede wszystkim ze sobą rozmawiają. Bo to rozmowa właśnie, jasne określenie tego, co jest dla nas akceptowalne, a co nie, z czym się zgadzamy, a z czym nie, jest kluczem do stworzenia dobrego związku. Lektura książki, a dokładnie określonych sytuacji, w jakich znalazły się opisywane pary, a przede wszystkim opis działań, które mogłyby w danej sytuacji podjąć, by dany problem rozwiązać, może realnie dopomóc i nam, może stanowić podpowiedź, jak uporać się z danym problemem, a przede wszystkim – jak zacząć o nim rozmowę. Wszak na początku było słowo i warto nauczyć się właściwie je wykorzystywać!
Początki zwykle są piękne. Jego rozczula fakt, że Ona drobiazgowo planuje wakacyjny bagaż i zabiera pół domu, by niczego im nie zabrakło, a ona zawsze świetnie się prezentowała, nawet na dzikiej plaży. Ona wzrusza się, kiedy On przynosi jej zerwane po drodze polne kwiaty czy spontanicznie zabiera ją w cudowne miejsca, do których sama nigdy by nie trafiła. Dlaczego zatem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-15
Drugi pod względem wielkości kontynent świata, otoczony wodami Morza Śródziemnego, Oceanu Atlantyckiego i Oceanu Indyjskiego. Wciąż uważany za egzotyczny, w niektórych rejonach wręcz dziewiczy. Cywilizacja nie wszędzie jeszcze dotarła, ciężko nawet mówić o podstawowych wygodach. Ta odmienność jednak przyciąga, podobnie jak wielobarwność, zjawiskowe krajobrazy, dzikość przyrody, przejawiająca się zarówno w faunie, jak i florze. O jakim kontynencie mowa? Oczywiście o Afryce, gdzie w przeciwieństwie do krajów europejskich, można zapomnieć o popularnych przyrożnych sieciach fast food czy stacjach benzynowych co kilka kilometrów, gdzie dbanie o higienę jest prawdziwym wyczynem, a elektryczność w niektórych rejonach nawet nie jest znana ze słyszenia.
Kto zatem w takich warunkach wybierałby się w podróż po Afryce samochodem? Co więcej, kto w takich warunkach wybierałby się w podróż samochodem elektrycznym? Znalazł się taki śmiałek, który z odwagą graniczącą z brawurą podjął się tego zadania, spełniając jednocześnie swoje marzenie. Mowa tu o znanym podróżniku, Arkadym Pawle Fiedlerze, który najwyraźniej odziedziczył skłonność do ryzyka i podróżniczą pasję po swoim sławnym dziadku. Zapisem tej karkołomnej wyprawy, w trakcie której priorytetem stało się znalezienie kolejnego źródła prądu, jest książka „Pod prąd. Elektrycznym autem przez Afrykę”, opublikowana nakładem Wydawnictwa Muza. Ten reportaż z podróży, pełen nie tylko opisów przyrody, ale też nowinek i szczegółów technicznych, to lektura dla każdego, kto marzy o zobaczeniu „Czarnego Lądu”, kto chciałby odbyć tę podróż niekoniecznie narażając się na związane z podróżą niewygody. To także książka dla miłośników samochodów, nie tylko elektrycznych, którzy z zapartym tchem śledzą wszelkie nowości pojawiające się na motoryzacyjnym rynku. To wreszcie książka dla tych, którzy cenią sobie reportaże oraz emocje, które budzą w czytelniku, odsłaniając przed nami nieznane wcześniej miejsca czy wydarzenia, które oddają zastaną rzeczywistość.
Pomysł wyjazdu do Afryki i to samochodem elektrycznym pojawił się jeszcze w 2016 rou, podczas wcześniejszej wyprawy maluchem – PoDrodzeAzja. I być może nigdy nie zostałby zrealizowany (bo w końcu czy można ruszyć w drogę autem na prąd tam, gzie prądu nie ma?), gdyby nie splot wielu okoliczności, które w zasadzie nie postawiły Fiedlerowi wyboru. Kiedy decyzja została podjęta, reszta stała się już tylko zadaniem, które należy wykonać. Poszukiwanie sponsorów, szczegółowe planowanie trasy podróży, z uwzględnieniem miejsc postoju do naładowania samochodu, a wreszcie wyjazd – to nie mogło się udać. A jednak, pomimo ogromnych dystansów do pokonania, pomimo fatalnego stanu dróg, Fiedler udowadnia, że wszystko jest kwestią odpowiedniego planowania (a także odrobiny szczęścia).
Tym samym pokonał ponad piętnaście tysięcy kilometrów, podróż rozpoczynając w Kapsztadzie, przemierzając m.in. Namibię, Angolę, Demokratyczną Republikę Konga, Kongo, Gabonu, Kamerun, Nigerię, czy Saharę, by ostatecznie dotrzeć do Maroko i stamtąd wrócić do Polski. Wraz z operatorem i fotografem, Albertem Wójtowiczem, przeżył niezapomniane przygody, nie zawsze bezpieczne. Niedogodności związane z brakiem prądu to tylko wierzchołek góry lodowej – lenistwo pracowników miejsc, w których się zatrzymywali, ciekawość, ale i niechęć spotykanych ludzi, obawa funkcjonariuszy policji, że w wyniku ich działania zbyt wiele informacji z danego kraju wydostanie się do świata zewnętrznego, wszystko to stało się ich codziennością. My przeżywamy te kłopoty wraz z Fiedlerem, niejako w nagrodę otrzymując wspaniałe opisy przyrody, wciąż jeszcze nieskażonej działalnością człowieka. Prawdziwą „wisienką na torcie” są zaś zdjęcia, stanowiące integralną część tej wyjątkowej książki, która odsłania przez nami Afrykę, jakiej dotąd nie pokazał nikt – widzianą przez pryzmat dostępu do elektryczności…
Drugi pod względem wielkości kontynent świata, otoczony wodami Morza Śródziemnego, Oceanu Atlantyckiego i Oceanu Indyjskiego. Wciąż uważany za egzotyczny, w niektórych rejonach wręcz dziewiczy. Cywilizacja nie wszędzie jeszcze dotarła, ciężko nawet mówić o podstawowych wygodach. Ta odmienność jednak przyciąga, podobnie jak wielobarwność, zjawiskowe krajobrazy, dzikość...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-13
Ogrodoterapia to jedna ze sprawdzonych metod terapeutycznych, ale tak naprawdę wcale nie trzeba uczestniczyć w określonych programach czy uczęszczać do specjalnych ośrodków prowadzących działania terapeutyczne, by poddać się kojącej mocy natury. O tym, jaki wpływ mają na nas rośliny, wiadomo od dawna – przez wieki czerpano zarówno z dobrodziejstwa natury na różne sposoby przerabiając jej wyroby, jak i z energii, której dostarcza nam chociażby przytulenie się do drzewa. Gdzieś jednak, w drodze rozwoju, zatraciliśmy tę wiekową mądrość, myląc zielarstwo z szamanizmem, a zupełny brak roślinności z minimalizmem. Ogrodnictwo zaczęliśmy kojarzyć z nudą i zajęciem właściwym dla babci, a nie dla młodego człowieka, podobnie jak pielęgnację domowych roślin. Tymczasem w opiece nad choćby najmniejszym balkonowym ogródkiem, choćby jedną rośliną doniczkową, odnaleźć możemy głębszy sens i… ratunek. Nie tylko dla naszych skołatanych nerwów, ale również dla naszego bezrefleksyjnego i skomplikowanego życia.
Oczywiście, by tę jakość funkcjonowania poprawić, by zacząć żyć w otoczeniu roślin, inaczej odpoczywać czy korzystać z dobrodziejstw natury, wcale nie trzeba wszystkiego rzucać czy wyjeżdżać na przysłowiowy koniec świata. A już na pewno nie jest konieczna rezygnacja z cywilizacji i zmuszanie rodziny do przyjęcia nowego modelu życia, choć tak naprawdę zmiany rzeczywiście się pojawią, kiedy tylko zaprosimy do swojego życia rośliny. Przekonuje nas o tym Alice Vincent, która swoją ogrodniczą przygodę rozpoczęła dość późno, która na swojej drodze wiele miała ogrodniczych porażek, a mimo to – podejmując świadomą decyzję o życiu bliżej roślin – nie podawała się, eksperymentując z wciąż nowymi okazami (systematycznie je wykańczając).
O tych zmaganiach z naturą, ale też i o samej naturze, powstała piękna książka pt. „Mowa roślin”. Opublikowaną nakładem Wydawnictwa Muza pozycję tak naprawdę trudno sklasyfikować, trudno zaszufladkować, przyporządkować do danego gatunku. Nie jest to bowiem powieść, choć tak właśnie się ją czyta. Nie jest to też autobiografia, choć autorka opisuje własne doświadczenia. Nie jest to wreszcie poradnik ogrodnictwa, choć z pewnością po lekturze zapragniemy mieć w swoim otoczeniu choć kilka roślin. Z tego powodu książka zachwycić może wszystkich tych, którzy szukają rozwiązań, którzy zagubili się w swoich wyborach, a także tych, którzy cenią piękno i dobre się czują w otoczeniu natury. To również idealna pozycja dla zagorzałych zwolenników ogrodowych upraw, a także dla tych, którzy nie posiadają swojego kawałka ziemi, ale za to dysponują balkonem, albo choćby …parapetem.
Alice Vincent i jej historia to najlepszy bowiem dowód, że przygodę z roślinami możemy rozpocząć każdym wieku i w każdych warunkach. Co więcej, czytając o zmaganiach autorki z hodowlą, o poszczególnych roślinach, a także o drodze, jaką przebyły, zanim trafiły do naszych domów i ogrodów, zaczynamy odczuwać zarówno ciekawość, jak i głód wiedzy na ten temat. Jestem zatem przekonana, że nasza przygoda z ogrodnictwem na lekturze się nie zakończy. Nie wiem jak wy, ale ja właśnie postanowiłam obsadzić balkon lawendą…
Ogrodoterapia to jedna ze sprawdzonych metod terapeutycznych, ale tak naprawdę wcale nie trzeba uczestniczyć w określonych programach czy uczęszczać do specjalnych ośrodków prowadzących działania terapeutyczne, by poddać się kojącej mocy natury. O tym, jaki wpływ mają na nas rośliny, wiadomo od dawna – przez wieki czerpano zarówno z dobrodziejstwa natury na różne sposoby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-12
Globalizacja będąca wynikiem naszych czasów ma wiele korzyści, ale też pozbawia nas czegoś niezmiernie istotnego – korzeni. Przenosząc się z miejsca na miejsce odcinamy się od przeszłości, wielokrotnie nie potrafimy nawet wskazać naszego rodzinnego domu, tyle razy bowiem się przeprowadzaliśmy, początkowo wraz z rodzicami, a następnie już jako osoby dorosłe. Skutkuje to tez ciągłymi zmianami szkoły, otoczenia, a co za tym idzie – brakiem możliwości nawiązania głębszych kontaktów. Pozbawieni przyjaciół, których większość poznaje się jednak w dzieciństwie, a także bezpiecznej przystani, do której możemy zacumować w prazie problemów, coraz bardziej się gubimy, coraz mniej mamy kontaktu z rzeczywistością. Dlatego też szukamy substytutów, albo zgadzając się na toksyczne relacje, albo szukając zapomnienia w używkach.
Elektra D'Aplièse, najmłodsza z dzieci adoptowanych przez Pa Salta, teoretycznie ma zarówno dom rodzinny, jak i pięć sióstr. A jednak zawsze stała jakby z boku, nigdy nie umiała się w Atlantis odnaleźć, zaklimatyzować. Wyrzucana z kolejnych szkół marnowała potencjał, który według ojca posiadała. Dopiero praca modelki pomogła jej nieco się uspokoić, choć spokój ten okazał się złudny.
Mimo majątku zgromadzonego na koncie, podziwu wszystkich, prężnie rozwijającej się kariery, Elektra wciąż czuje się gorsza, niedostatecznie dobra, piękna i mądra. Dodatkowo rozpad związku ze sławnym muzykiem pogorszył kondycję psychiczną dziewczyny, a także sprawił, że sięga ona coraz częściej po alkohol i narkotyki. Przytłacza ją fakt, że została ze swoim bólem sama, a z drugiej strony – że nie może pokazać go światu. Pogrąża się zatem coraz bardziej, mimo wszystko nie chcąc zwrócić się o pomoc chociażby do sióstr. Każda z nich ułożyła już sobie życie, a odnalezienie ich prawdziwych rodzin według wskazówek pozostawionych przez Pa Salta po śmierci, pozytywnie wpłynęło na każdą z nich. Elektra odmawia sobie nawet tego – nie przeczytała listu od ojca, pozbawiając się szansy odnalezienia przodków i poznania prawdy o swoim pochodzeniu.
Przeszłość upomina się jednak o swoje miejsce w jej życiu. Otrzymuje list od kobiety, która podaje się za jej babkę, a na dodatek, zaginiony jak sądziła list od adopcyjnego ojca, wraca do niej wraz z rzeczami odesłanymi przez byłego partnera. Przychodzi też moment, że nie może już dłużej udawać silnej. Paradoksalnie upadek, przyznanie się, że potrzebuje pomocy, może stać się nowym początkiem. A historia opowiedziana przez babkę może sprawić, że poczuje oparcie w przodkach.
Jednocześnie z historią Elektry, poznajemy też opowieść Cecily Huntley –Morgan, przenosząc się do USA sprzed wybuchu II wojny światowej, a następnie do Anglii i … Kenii. To bowiem w egzotycznym kraju Cecily szukać będzie pocieszenia po rozstaniu z ukochanym, tak też rozgrywać się będą wydarzenia determinujące zarówno jej przyszłość, jak i życie kolejnych pokoleń…
W jaki sposób te historie są ze sobą powiązane? Dowiemy się tego dzięki lekturze niezwykłej, baśniowej niemal powieści pt. „Siostra Słońca”. To kolejny już tom wyjątkowego cyklu „Siedem sióstr” autorstwa Lucindy Riley, o adoptowanych dziewczynkach i ich tajemniczej przeszłości, która staje się kluczem do szczęśliwego życia. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Albatros książka to nie tylko wspaniała podróż do doliny Wanjohi, ale również moc emocji, wzruszeń, a także bodziec do zastanowienia się nad swoim życiem i … swoimi korzeniami. To jedna z tych książek, których – podobnie jak pozostałych tomów cyklu – nie można zapomnieć. Sięgnąć po lekturę powinny osoby ceniące sobie powieści obyczajowe, a także ci czytelnicy, którzy przywiązują wagę do stworzonej przez autora atmosfery i kreacji postaci. Te bowiem (podobnie jak wszystkie aspekty powieści) są u Riley na najwyższym poziomie.
Globalizacja będąca wynikiem naszych czasów ma wiele korzyści, ale też pozbawia nas czegoś niezmiernie istotnego – korzeni. Przenosząc się z miejsca na miejsce odcinamy się od przeszłości, wielokrotnie nie potrafimy nawet wskazać naszego rodzinnego domu, tyle razy bowiem się przeprowadzaliśmy, początkowo wraz z rodzicami, a następnie już jako osoby dorosłe. Skutkuje to tez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-30
Czy matczyna miłość ma granice?
Miłość matki do dziecka jest bezwarunkowa i nic nie jest w stanie tego zmienić, niezależnie od tego, jakie to dziecko jest lub co zrobiło. Podobnie, każda matka zrobiłaby wszystko, by ochronić dziecko przed złem, przed bólem i smutkiem. Jak jednak daleko mogłaby w tym chronieniu dziecka się posunąć? Czy mogłaby zataić pewne fakty lub skłamać, gdyby wiedziała, że to pozwoli uniknąć mu poważnych konsekwencji?
Erica Wright kocha swojego syna mimo tego, iż od siedemnastu lat odbywa karę pozbawienia wolności za zabójstwo miejscowej nastolatki, Lucy. Miał dwadzieścia lat, kiedy popełnił rzekomo tę zbrodnię, a zamiast czerpać z życia, utknął w więzieniu. Nie posiadał jednak alibi na czas śmieci dziewczyny, natomiast wcześniej spotkał się z nią, uznano zatem właściwie bez skomplikowanego śledztwa, że to on ją udusił i zgwałcił, a zwłoki porzucił w lesie. Chłopak, z którym rzekomo wtedy był, rozpłynął się w powietrzu, nigdy go ani nie odnaleziono, ani nie potwierdzono jego tożsamości. I tylko Erica wciąż usiłuje go odnaleźć wierząc, albo chcąc wierzyć w słowa syna.
Minione lata były dla niej trudne. Skazana na społeczny ostracyzm, mniej lub bardziej jawną agresję, egzystowała wciąż w mieście, w którym mieszkają rodziny ofiar. Ofiar, bo niemal w tym samym czasie zginęła inna nastolatka i ją również znaleziono zamordowaną. Brakło dowodów, by powiązać jej śmieć z Craigiem Wright, choć policja szybko przestała szukać mordercy, jakby potwierdzając, że również za tę śmierć chłopak jest odpowiedzialny.
Jak w takiej sytuacji odnajdzie się po wyjściu z więzienia w społeczeństwie sam Craig, skoro jego matka tego nie potrafi? Przekonamy się o tym dzięki powieści pt. „Tylko matka”, autorstwa Elisabeth Carpenter. Opublikowany nakładem Wydawnictwa Albatros wstrząsający thriller, to zarazem opowieść o bezmiarze matczynej miłości i ludzkiej podłości. Po książkę sięgnąć mogą zatem zarówno te osoby, które cenią sobie mocną literaturę i kryminalne zagadki, jak i te, które skłaniają się ku powieściom obyczajowym czy psychologicznym.
Kiedy Craig wraca do domu, jest już innym człowiekiem, a funkcjonowanie z nim pod jednym dachem, nawet matce sprawia trudność. Szczególnie, że jest tak naprawdę dorosłym mężczyzną, którego prawie nie zna, a na dodatek zaczyna zachowywać się skrajnie nieodpowiedzialnie, znikając na długie godziny czy podrywając dziewczyny w barze. Kiedy jedna z nich, siedemnastoletnia Leanne znika, a na dodatek przed śmiercią była widziana w towarzystwie Craiga wydaje się, że historia się powtarza…
Czy Craig rzeczywiści jest odpowiedzialny za zabójstwo? A może za wszystkie trzy morderstwa? Czy matka wytrwa w wierze niego, mimo odkrycia, jakiego dokonała? Czy przyjaciel Craiga jest jedynym, który jest w stanie z nimi rozmawiać? Czy Luke Simmons z lokalnej gazety „Chronicle” pomoże odkryć prawdę i czy uratuje ona czy raczej pogrąży Craiga? Te wszystkie pytania pojawiają się w trakcie lektury książki, choć teoretycznie znamy na nie odpowiedź, na dość wczesnym etapie lektury identyfikując mordercę. Naprawdę będziemy musieli jednak poczekać, choć przy tym tempie akcji i stopniu naszego zaangażowania, nawet nie zauważamy upływu czasu.
Wciągająca fabuła, doskonała kompozycja tekstu, pozwalająca wypowiedzieć się bohaterom, a na dodatek niezwykle plastyczny obraz aktów przemocy psychicznej i fizycznej niemal agresji pod adresem matki skazanego, stanowią o wyjątkowości książki. Bez wątpienia jest to jedna z tych powieści, której długo się nie zapomina, zadając sobie pytania o rozmiar matczynej miłości i … poziom obłudy niektórych osób i zgniliznę ich duszy …
Czy matczyna miłość ma granice?
Miłość matki do dziecka jest bezwarunkowa i nic nie jest w stanie tego zmienić, niezależnie od tego, jakie to dziecko jest lub co zrobiło. Podobnie, każda matka zrobiłaby wszystko, by ochronić dziecko przed złem, przed bólem i smutkiem. Jak jednak daleko mogłaby w tym chronieniu dziecka się posunąć? Czy mogłaby zataić pewne fakty lub skłamać,...
2020-06-25
Niekiedy życie potrafi mocno nas zaskoczyć, splatając ludzkie losy ze sobą w dziwny, niekiedy nawet niepokojący sposób. Czasami mamy wrażenie, że wciąż słyszymy za plecami złośliwy chichot losu, że życie wyjątkowo nas doświadcza. Niekiedy też przeznaczenie stawia na naszej drodze osoby, które znacząco zmieniają bieg naszego życia, które determinują naszą przyszłość.
Takiej właśnie sytuacji doświadczyły dwie kobiety, które dzieli pokolenie, które wychowały się w zupełnie innych warunkach, choć łączyło je jedno pragnienie – pragnienie miłości. Anna Matkowska, zniechęcona wcześniejszymi doświadczeniami, uczucia szuka na portalu internetowym. Introwertyczna, pozostająca pod dużym wpływem swojej babci – bibliotekarki z Suwałk, znacznie różni się od przebojowych rówieśników. Po skończonej polonistyce zadowala się posadą dziennikarki w miesięczniku „Czas kobiet”, zajmując się tematami społecznymi i ciesząc się z zabawy słowami. Nie pragnie awansów czy większych zysków, uwielbia swoje malutkie mieszkanko, a do szczęścia brakuje jej wyłącznie miłości. Stąd decyzja o rejestracji na portalu i … randka z Marcinem, która przeradza się wkrótce w poważne plany na wspólne życie. Mimo iż mężczyzna jest zupełnie z „innego świata”, a praca i korporacja finansowa dla której pracuje w pełni go pochłania, kocha jednak wrażliwość Anny i nie przeszkadza mu, że nie jest ona tak ambitna i przebojowa, jak on.
Kilkadziesiąt lat wcześniej, w 1939 roku, kiedy świat wstrzymuje oddech w oczekiwaniu na wybuch wojny, miłości szuka również Sara Flinkierówna, Żydówka z bogatego domu. Jej ojciec ma już dla niej kandydata na męża, ale ona nawet nie wyobraża sobie tego związku. Tym bardziej, że jej serce skradł przystojny lekarz, którego widziała zaledwie dwa razy. Jan Górski, młody i biedny lekarz, zatrudniony w Zakładzie Leczniczym Zofiówka, również zwrócił uwagę na piękną kobietę, a kiedy ta zaczyna pracę w zakładzie, nie traci czasu i od razy proponuje odprowadzenie jej do domu…
Co jednak – poza miłością – łączy te dwie historie? Przekonamy się o tym dzięki pięknej i wzruszającej książce pt. „Miłość warta wszystkiego”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Filia książka, autorstwa Agnieszki Jeż, to słodko-gorzka opowieść o życiu, trudnych wyborach, a także o wojnie, która wyrządziła tak wiele złego. Dzięki szerokim ujęciu miłości, po książkę sięgnąć mogą nie tylko miłośnicy romansów czy powieści obyczajowych, ale wszyscy liczący na pełne wzruszeń chwile spędzone z książką.
Autorka postawiła na emocje, a właściwie na emocjonalne zaangażowanie czytelnika. Doskonale prowadzona akcja i przeplatające się ze sobą historie, są tylko pozornie ze sobą nie powiązane, a przecinające się losy bohaterów obnażają prawdę o życiu, a także o przeszłości. Przekonamy się o tym, że żadna decyzja nie pozostaje bez wpływu na otoczenie, że wybory jednych pociągają za sobą konsekwencje, dla drugich. W jaki sposób ta prawidłowość dotyczy tej powieści? Przekonajcie się sami …
Niekiedy życie potrafi mocno nas zaskoczyć, splatając ludzkie losy ze sobą w dziwny, niekiedy nawet niepokojący sposób. Czasami mamy wrażenie, że wciąż słyszymy za plecami złośliwy chichot losu, że życie wyjątkowo nas doświadcza. Niekiedy też przeznaczenie stawia na naszej drodze osoby, które znacząco zmieniają bieg naszego życia, które determinują naszą przyszłość.
Takiej...
2020-06-23
Powódź, która nawiedziła w 1997 roku południową i zachodnią Polskę, Czechy, wschodnie Niemcy, północno-zachodnią Słowację oraz wschodnią Austrię, nazwana została Powodzią Tysiąclecia. Woda pozbawiła życie ponad sto osób, a tysiące innych pozbawiło nie tylko dachu nad głową, ale całego majątku. Bez wątpienia zmieniła życie wielu rodzin, pokazała jednak też oblicze pełne empatii, poświęcenia i bohaterskich wyczynów. Setki osób rzuciło się na pomoc powodzianom, nie tylko zabezpieczając im wikt, ale przede wszystkim będąc na miejscu zdarzenia – budując lub umacniając wały przeciwpowodziowe, wypompowując wodę, poszukując wśród spienionych fal żywych.
Aż trudno uwierzyć, że taki dramat musiał czekać wiele lat na wykorzystanie go jako motywu, wokół którego osnuta została powieść. Obyczajowa czy kryminalna? Tu mam wątpliwości, bo choć autor skłania się w kierunku kryminału, to tak naprawdę wyszła mu całkiem niezła powieść o codzienności sprzed doby Internetu, kiedy dzieci spędzały jeszcze czas na powietrzu, kiedy czytywało się komiksy zamiast wpatrywać się w ekran komputera. O jakiej książce mowa?
„Topiel”, to najnowsza pozycja Wydawnictwa Marginesy, wokół której zrobiło się ostatnio bardzo głośno. Może nie do końca słusznie, choć bez wątpienia Jakub Ćwiek stworzył opowieść o przyjaźni, dojrzewaniu, o zdobywaniu doświadczenia i eksplorowaniu przestrzeni wokół siebie. Książka raczej rozczaruje tych, którzy szukają taniej sensacji, którzy pragną rozwiązywać skomplikowane zagadki kryminalne. Zachwycą się nią natomiast te osoby, które pamiętają jeszcze zarówno powódź, jak i czasy beztroskiego dzieciństwa. Które chcą poczuć niezwykły klimat Głuchołazów oraz emocje towarzyszące bohaterom.
Przenosimy się do 1997 roku, w okresie trwających wakacji szkolnych. Młodzi bohaterowie, czwórka przyjaciół: Józek, Darek, Kacper i Grzesiek spędzają beztrosko całe dnie na dworze, wymyślając rozmaite sposoby na zabicie wolnego czasu. Niekoniecznie legalne i bezpieczne –eksperymenty z papierosami, pierwsze zauroczenia, ale i takie pomysły, jak kradzież komisów przeznaczonych na przemiał. W obliczu dość monotonnych dni, powódź jawi się jako sensacyjne wydarzenie, które przełamuje nudę. Nie są jeszcze świadomi, że przed nimi wielkie wyzwania, a także decyzje, które odcisnęłyby swoje piętno nawet na osobie dorosłej. Przed nimi wydarzenia, które grubą kreską odkreślą ich dzieciństwo od dorosłości.
Mocną stroną powieści są sylwetki bohaterów, szczegółowo opisane ich codzienne życie, sytuacja rodzinna, myśli i pragnienia. Dzięki temu stają się oni nam niezwykle bliscy, wraz z nimi przeżywamy wszystkie wydarzenia. Mimo iż pierwsze strony powieści wciągają, przed nami kryzys związany ze zderzeniem oczekiwań z rzeczywistością. Warto go przetrwać, bowiem czeka na nas osobliwie fascynująca opowieść, która pozostaje w naszej pamięci jeszcze długo po zakończeniu lektury. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że mogło być lepiej
Powódź, która nawiedziła w 1997 roku południową i zachodnią Polskę, Czechy, wschodnie Niemcy, północno-zachodnią Słowację oraz wschodnią Austrię, nazwana została Powodzią Tysiąclecia. Woda pozbawiła życie ponad sto osób, a tysiące innych pozbawiło nie tylko dachu nad głową, ale całego majątku. Bez wątpienia zmieniła życie wielu rodzin, pokazała jednak też oblicze pełne...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-22
Klimat małych miasteczek jest dość osobliwy. Wszyscy się znają, wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Ma to swoje blaski i cienie – zdecydowanie łatwiej jest zidentyfikować niecodzienne zachowania, ale i dać się zwieść pozorom.
Właśnie w takim małym, sennym miasteczku dochodzi do porwania syna biznesmena, blisko osiemnastoletniego Kamila. Początkowo ojciec jest przekonany, że syn po prostu nie wrócił na noc, co w jego wieku nie byłoby specjalnie zaskakujące. Jednak kiedy otrzymuje telefon od porywaczy już wie, że Kamil nie oddalił się dobrowolnie. Porywacze żądają od Stefana Ziemnickiego okupu w wysokości … miliona. Ma też nie zawiadamiać pod żadnym pozorem policji. Ojciec Kamila jednak powierza rozwiązanie sprawy porwania lokalnym służbom, a te – przekazują ją wyżej. Mężczyzna próbuje także dzięki swoim biznesowym kontaktom samodzielnie odnaleźć syna.
Na interesujący trop, i to zupełnie przez przypadek, wpada młoda i ambitna policjantka, Aneta Nowak. Ta zapalona motocyklistka, córka właściciela warsztatu samochodowego, sama doskonale znająca się na mechanice wielbicielka niezdrowego jedzenia. Wizyta na stacji benzynowej i zakup przez jednego z klientów karty do telefonu, a także gadatliwość sprzedawcy dostarczając Anecie z pozoru nic nie znaczących informacji, które budzą jednak zaniepokojenie…
Kiedy w tym samym czasie ginie młoda matka, i to w ferworze przedświątecznych przygotowań, lokalna społeczność zaczyna być zaniepokojona. I może uwierzono by w pogłoski, jakoby sama uciekła, gdyby nie maleńkie dziecko, które pozostawiła. Czy to możliwe, żeby te dwie – pozornie różne sprawy – były ze sobą połączone? A jeśli tak to w jaki sposób? Czy zarówno nastolatek, jak i zaginiona kobieta powrócą do domów? Przekonamy się o tym dzięki powieści autorstwa Ryszarda Ćwirleja pt. „Jedyne wyjście”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa MUZA książka to gratka nie tylko dla miłośników twórczości samego autora, ale i dla wielbicieli kryminałów. Te, rozrywające się w Polskiej, a do tego w małym miasteczku, mają niepowtarzalny klimat i koloryt, którego nie spotkamy nigdzie indziej.
Aneta, przy współudziale policjantów: Alfreda Marcinkowskiego i Mariusza Blaszkowskiego, a do tego ich dawnych kolegów, zaczyna prowadzić śledztwo, które przyniesie zaskakujące rozwiązania. Zaskakujące dla policji, bo czytelnik dość szybko orientuje się, jakim torem podążają myśli autora i w jakim kierunku rozwinie się akcja. Nie zmienia to faktu, że po powieść sięgnąć warto, bowiem dostarcza nam nie tylko kilku godzin intelektualnej rozrywki, ale przenosi nas do małego i typowo Polskiego miasteczka, w którym autor tak plastycznie maluje jego mieszkańców czy panujące wśród nich zwyczaje, a także szczegóły pracy lokalnej policji, że czujemy się nie tylko mieszkańcami, ale i … uczestnikami śledztwa. I choć zdarzyły się w książce momenty czytelniczego zwątpienia, a momentami napięcie gdzieś znikało, to jednak warto w takim przypadku brnąć przed siebie. Nagrodą są dość dobrze wykreowani bohaterowie, autentyczni w swojej ograniczonej perspektywie patrzenia na świat, by nie powiedzieć – inteligencji …
Klimat małych miasteczek jest dość osobliwy. Wszyscy się znają, wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Ma to swoje blaski i cienie – zdecydowanie łatwiej jest zidentyfikować niecodzienne zachowania, ale i dać się zwieść pozorom.
Właśnie w takim małym, sennym miasteczku dochodzi do porwania syna biznesmena, blisko osiemnastoletniego Kamila. Początkowo ojciec jest przekonany, że...
2020-06-21
Nawet te osoby, które z historią są na bakier, musiały choć słyszeć o królowej Marysieńce, której postać rozpala wyobraźnię i to nie tylko męskiej części populacji. Jako jedna z niewielu władczyń pławiła się w małżeńskim szczęściu, nieobce były jej też uciechy w alkowie. Mimo to poddani jej nie znosili, uchodziła za pupilkę królowej, francuskiego agenta oraz osobę niejasnym pochodzeniu (część historyków uważa, że była ona w rzeczywistości nieślubną córką królowej).
W 1658 roku została wydana za jednego z najpotężniejszych ludzi w kraju – Jana Zamoyskiego, a z tego związku miała czwórkę dzieci, które nie dożyły jednak dorosłości. Kiedy po kilku latach nieudanego małżeństwa owdowiała, przydarzyło jej się coś, co praktycznie w tamtej epoce się nie zdarzało. Mowa tu mianowicie o małżeństwie z Janem Sobieskim i – co najważniejsze – małżeństwie z miłości. Uczucie, a także pociąg seksualny, jest wyczuwalny chociażby w słynnej korespondencji pary.
O tej niezwykłej kobiecie wielkiej urody przeczytać możemy w porywającej (i odważnie napisanej) książce, która odsłania przed nami wiele szczegółów życia (i współżycia) Marysieńki. Mowa tu o pozycji opublikowanej nakładem Wydawnictwa MG pt. „Marysieńka Sobieska. Autoportret”. Autorka, Janina Lesiak, z niezwykłym wyczuciem, ale też szczyptą wyuzdania przybliża nam postać kobiety o niezmierzonych ambicjach, ukochanej żony Jachniczka, czyli króla Jana III Sobieskiego, która była w stanie zrobić dla niego wiele, nawet zrezygnować z perfum, by mógł wąchać jej intymne zapachy. Osoby zainteresowane historią, nawet tą nieoczywistą, z pewnością zagłębią się książkę z niemałą przyjemnością. Pod warunkiem, że będą w stanie pozbyć się z wyobraźni widoku przyrodzenia Sobieskiego i pruderii..
Pieszczotliwie zwana Marysieńką nie miała w sobie nic z infantylności czy nieśmiałości. Wyrachowana, ale w niezwykle uroczy sposób, doskonale wiedziała w jaki sposób osiągnąć cel. Nie miała oporów, by posunąć się przy tym do kłamstw czy niedopowiedzeń. Przy tym wszystkim była kobietą wielkiej namiętności, rozbudzonej przez Sobieskiego, ale wielkiej inteligencji, pomimo niezbyt starannego wykształcenia. Niejednoznaczna, nieprzewidywalna, urocza, błyskotliwa –o jej zaletach można mówić bez końca, podobnie jak o wadach. Była wszak kobietą z krwi i kości, i w ten sposób właśnie na kartach powieści maluje ją Lesiak.
Plastyczne opisy i niezwykłe styl autorki, który sprawia, że niemal naturalnie przenosimy się w przeszłość do XVII wieku, czytając o zwyczajach panujących na dworach, zarówno tych związanych z obyczajowością, jak i higieną. Sobieskiego i miłość do niego można uznać za rekompensatę od losu za straty moralne, jakie odniosła w pierwszym związku. Dzięki Lesiak czujemy się nie tylko jak świadkowie tej wielkiej miłości i wzajemnej fascynacji, ale czynnie angażujemy się zarówno w lekturę, zazdroszcząc nieco takiego związku. Bez siebie nie byliby tacy sami, bez siebie nie istnieliby wzajemni. On przy niej zdejmował maskę twardego mężczyzny, ona była dla niego nie tylko ponętną kochanką, której włosy zabierał, by oplatały jego penisa, gdy wyjeżdżał. Była też przyjaciółką i powierniczką, kobietą, na którą zawsze mógł liczyć i tym samym się jej odpłacał – bezwarunkową akceptacją, szacunkiem i miłością.
Nawet te osoby, które z historią są na bakier, musiały choć słyszeć o królowej Marysieńce, której postać rozpala wyobraźnię i to nie tylko męskiej części populacji. Jako jedna z niewielu władczyń pławiła się w małżeńskim szczęściu, nieobce były jej też uciechy w alkowie. Mimo to poddani jej nie znosili, uchodziła za pupilkę królowej, francuskiego agenta oraz osobę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-21
Czy życie na urokliwej wyspie położonej w Południowej części Oceanu Spokojnego może być sielanką? Czy miejsce, do którego nie docierają turyści, transport na zewnątrz praktycznie nie istnieje, ale w zamian za to można cieszyć się dziewiczą niemal przyrodą, rzeczywiście jest prawdziwym rajem czy może złotą klatką. Czy mleko kokosowe i owoce morza, rarytas w Europie, może się znudzić, jeśli ma się możliwość spożywać go codziennie?
Bez wątpienia jest osoba, która oddałaby wszystko, by tylko opuścić ten raj na ziemi. To Kiona, młoda dziewczyna, która wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszka na wyspie. Jej mama jest pielęgniarka w miejscowej lecznicy, a do rodziny należy farma czarnych pereł, w której Kiona pracuje. To dość prężnie działające przedsiębiorstwo, a połów niezmiennie fascynuje dziewczynę, a właściwie nie tyle on, co cudowne perły wyciągane z muszli. Mimo tego zainteresowania, tak naprawdę Kiona marzy o tym, by opuścić wyspę i iść na studia, zajmując miejsce swojej siostry. Ojciec jednak nie wyraża na to zgody, wiążąc przyszłość córki z wyspą. Kionie pozostają zatem książki i marzenia o tym, że kiedyś wyruszy w podróż, że coś się wydarzy.
Przełomem w jej życiu staje się fakt pojawienia się na wyspie rozbitka. Erik Bergman, tajemniczy jasnowłosy Szwed, rozbił się u wybrzeży wyspy i tylko pomoc matki Kiony pozwoliła mu przeżyć. Małomówny, wycofany cudzoziemiec powoli wtapia się w społeczność wyspy szczególnie, że zaczyna zajmować się finansami farmy. Jego i Kionę zaczyna łączyć też brzemienne w skutkach uczucie… To tak naprawdę dopiero początek tej brawurowo napisanej powieści autorstwa Lizy Marklund. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Czarna Owca książka „Farma pereł”, to wielopłaszczyznowa opowieść o życiu, miłości, nie brak tu jednak wątków sensacyjnych czy opowieści o historii i wierze. Przyjemność płynącą z lektury znajdą przede wszystkim osoby ceniące sobie powieści obyczajowe - dla fanów sensacji akcja toczy się zdecydowanie zbyt wolno, a autorce nie udało się w pełni utrzymać jednolitego tempa akcji, a co za tym idzie – naszego zaangażowania. Nie zmienia to jednak faktu, że plastyczny język książki, opisy przyrody, codziennej pracy na farmie niezwykle wciągają osoby zainteresowane drugim człowiekiem i jego życiem.
Opowieść nabiera tempa tak naprawdę dopiero w chwili, kiedy o Erika upomina się przeszłość. Kiona wyrusza w podróż, o której zawsze marzyła, choć zapewne nie sądziła, że będzie ją odbywała w takich okolicznościach. Czy można żyć z człowiekiem i go nie znać? Kim tak naprawdę jest Erik i w jakich okolicznościach zjawił się na wyspie? Przed kim uciekał? Co kryje teczka, którą miał przy sobie? To tylko kilka z wielu pytań, które rodzą się w trakcie lektury powieści. Książka ma niezwykły klimat, nieco tajemniczy, a przy tym pachnie latem i przygodą. Tak naprawdę „Farma pereł” nie jest powieścią dającą się łatwo zaszufladkować, historia zupełnie nieoczywista i zaskakująca. Po jej zakończeni długo pozostaje w pamięci, stając się bodźcem do wielu przemyśleń., W tym tych dotyczących życia bliżej natury, wiary oraz tego, za co warto umierać …
Czy życie na urokliwej wyspie położonej w Południowej części Oceanu Spokojnego może być sielanką? Czy miejsce, do którego nie docierają turyści, transport na zewnątrz praktycznie nie istnieje, ale w zamian za to można cieszyć się dziewiczą niemal przyrodą, rzeczywiście jest prawdziwym rajem czy może złotą klatką. Czy mleko kokosowe i owoce morza, rarytas w Europie, może się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-19
Małe miasteczka, choć wydają się być urokliwe, a życie w nich sielankowe, często tak naprawdę są klaustrofobiczną pułapką. Wszyscy wszystko o sobie wiedzą, wszyscy pamiętają, wszyscy też są w stanie utrzymać pewne rzeczy w tajemnicy, szczególnie przed obcymi. Ten, kto żyje w takim miasteczku albo się przyzwyczaił do braku prywatności, a także do swego rodzaju zmowy pomiędzy mieszkańcami, albo rozpaczliwie stara się stąd wyrwać.
W takim właśnie miejscu, w wyśmiewanych w żartach Kartuzach, przyszło pełnić służbę prokuratorowi Leopoldowi Bilskiemu, który po sprawie Skalpela popada w niełaskę i zostaje zesłany z Sopotu. Nie jest z tego zadowolony, podobnie zresztą jak miejscowi, którzy nie mają oporów, by pokazywać mu jego miejsce i zlecać sprawy, które tak naprawdę mógłby prowadzić początkujący funkcjonariusz. Dlatego też, kiedy o pomoc zwraca się do niego robiąca karierę w Sopocie Ania Górska, jego była partnerka, Leopold znów łapie wiatr w żagle. W przeszłości ocalił kobietę od śmierci, niestety zamiast wzmocnić to ich związek, rozdzieliło kochanków. Ania zachowuje się tak, jakby zapomniała o tym, co ją spotkało, natomiast Leopold nie potrafi dojść do siebie i coraz bardziej poddaje się depresyjnym nastrojom, nie stroni też od alkoholu.
Czy los właśnie daje im drugą szansę? Górska właśnie otrzymała swoją pierwszą dużą sprawę –zaginięcie trzynastolatki, które początkowo niestety zostało zlekceważone. Dziewczynka, która już wcześniej sprawiała problemy wychowawcze, została potraktowana jako młoda uciekinierka i wszyscy liczyli, że po kilku dniach powróci do domu. Tymczasem nie dość, że nie wróciła, to jeszcze wokół sprawy zaczynają piętrzyć się tajemnice. O tym, co ukrywa rodzina i jaka jest prawdopodobna wersja zdarzeń będzie chciał się też dowiedzieć Leopold, bowiem babcia dziewczynki mieszka właśnie w Kartuzach…
Sprawa trzynastolatki nie została jeszcze rozwiązana, a już pojawia się kolejna. Tym razem ginie chłopiec, Piotruś, syn znanej pisarki. Po śmierci męża wróciła ona do kraju i właśnie osiadła w Kartuzach, nie sądziła jednak, że to miejsce będzie budziło tyle emocji, a także wspomnień o siostrze. Julia Sarman, która przez ostatnie lata mieszkała w Stanach Zjednoczonych nie tylko w Polsce planuje znów pisać, ale i chce założyć fundacje dla osób borykających się ze stratą. Nie sądzi jednak, że wkrótce sama tej straty ponownie doświadczy – podczas dożynek chłopiec nagle znika, a Julia jest przekonana, że porwał go mężczyzna z jej przeszłości.
Czy te sprawy są ze sobą w jakikolwiek sposób powiązane? Dlaczego tropy prowadzą do miejscowego kościoła? Czy i w jaki sposób bieżące wydarzenia są związane z lokalną społecznością i dawnymi czasami? Na te pytania odpowiedzi szukać będziemy w porywającym thrillerze pt. „Czerń”. To już drugi tom serii o Leopoldzie i Annie, „Kolory zła”, którą pokochają wszyscy miłośnicy dobrze skonstruowanych historii oraz kryminalnych zagadek. Autorka, Małgorzata Oliwia Sobczak, w opublikowanej nakładem Wydawnictwa W.A.B. książce zawarła wszystko, co należy do klasyki gatunku. Przy tym „Czerń” jest jeszcze lepsza niż „Czerwień”, widać nie tylko nabyte doświadczenie, ale i lepsze zrozumienie swoich bohaterów.
Plastyczne opisy nie tylko przenoszą nas na Kaszuby – dla wielu osób region praktycznie nieznany, ale wręcz asymilujemy się ze społecznością, chłonąc zarówno klimat okolicy, jak i wczuwając się w skrajne emocje bohaterów. Zakończenie książki to prawdziwy majstersztyk tym bardziej, że tak naprawdę autorka wciąż przemyca nam historii wskazówki dotyczące prawdziwej wersji wydarzeń, my jednak odczytujemy prawdziwe ich znaczenie dopiero po zakończonej lekturze. Faktem jest też, że zaraz po skończeniu książki pragniemy sięgnąć po kolejny kolor zła …
Małe miasteczka, choć wydają się być urokliwe, a życie w nich sielankowe, często tak naprawdę są klaustrofobiczną pułapką. Wszyscy wszystko o sobie wiedzą, wszyscy pamiętają, wszyscy też są w stanie utrzymać pewne rzeczy w tajemnicy, szczególnie przed obcymi. Ten, kto żyje w takim miasteczku albo się przyzwyczaił do braku prywatności, a także do swego rodzaju zmowy pomiędzy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-17
Czy może istnieć lepszy sposób na spędzanie wolnego czasu niż eksplorowanie miasta w poszukiwaniu tajemnic i sekretów, miejsc jeszcze nieodkrytych? Naprawdę trudno sobie wyobrazić lepszą zabawę, chyba że miałaby to być zabawa w projektowanie swojego domu marzeń i to takiego, w którym będzie ściana wspinaczkowa i inne wspaniałe rzeczy – tak szalone, jak tylko nam się podoba.
W ten sposób właśnie czas spędza Reuben, chłopiec wychowywany tylko przez mamę, która z trudem jest w stanie utrzymać rodzinę. Po tragicznej śmierci męża w fabryce została sama, a właściwie z tak uroczym chłopcem, jakim jest Reuben. Konsekwencją samotnego życia jest jednak praca na dwa etaty i – z uwagi na brak wykształcenia – niezbyt wysokie zarobki. Dlatego też ich wspólne mieszkanko jest maleńkie, a dzielnica nie należy do najlepszych, ale za to miłości nie można im odmówić. Reuben jest niezwykle pomocnym chłopcem, choć nieco wyalienowanym. Zaś w czasie, kiedy mama przebywa w pracy, on spędza długie godziny przemierzając ulice miasta i poszukując różnego rodzaju kryjówek. Właśnie podczas jednej z takich wypraw Reuben znajduje przedmiot, który zmieni jego życie i determinować będzie przyszłe wybory…
Tajemnicza szkatułka z nazwiskiem właściciela, a w niej przedmiot, który przypomina zegarek, choć w istocie jest niezwykłym wynalazkiem wykonanym z rzadkiego materiału – któż nie byłby szczęśliwy dokonując takiego odkrycia? Reuben postanawia zorientować się, ile to znalezisko byłoby warte odwiedza zatem okoliczne sklepy jubilerskie i antykwariaty. Kwota oferowana za przedmiot rośnie z każdym odwiedzanym miejscem, podobnie jak pogłębia się zdumienie w oczach sprzedawców. W ich zachowanie wkrada się dziwna nerwowość, którą tłumaczy chłopcu dopiero pani Genevieve, zegarmistrzyni, właścicielka niewielkiego sklepiku z zegarami. Okazuje się, że zegarka tego poszukuje sam Smuga, postać, której boją się wszyscy, choć nikt jej nie widział. Posługując się swymi podwładnymi, Kierunkowymi – mężczyznami chodzącymi czwórkami, z których każdy patrzy w inną stronę, sprawuje on całkowitą kontrolę nad miastem. Smuga nie jest jednak jedynym, który chce odzyskać zegarek, bowiem w gazetach od lat ukazują się codziennie komunikaty o poszukiwaniu owego przedmiotu.
Kto stoi za tajemniczym ogłoszeniodawcą? Po co Smudze taki zegarek i czy rzeczywiście jest to zegarek, skoro nie odmierza czasu? Co więcej skoro nie pełni od funkcji zegarka, to jakie ma właściwości? Na te pytania odpowiedzi szukać będziemy w brawurowo napisanej powieści dla młodego czytelnika, autorstwa Trentona Lee Stewarta. Książka pt. „Na straży sekretu”, opublikowana nakładem Wydawnictwa Dwukropek, to porywająca lektura zarówno dla dziesięcio-, jak i dla … stulatka. Tajemnice, łamigłówki, mityczny Smuga, oryginalni i budzący strach Kierunkowi, a wreszcie przedmiot, w którego konstrukcji znać rękę geniusza, a który ma niezwykłe właściwości …Jeśli do tego wszystkiego dodamy walkę dobra ze złem, i małego chłopca, który przy wsparciu spotkanych na swej życiowej drodze ludzi podejmuje wyzwanie, możemy mieć gwarancję, że od książki nie będziemy mogli się oderwać. Przyciąga do niej nie tylko okładka, ale już pierwsze strony przenoszą nas do mrocznego miasta kontrolowanego przez Smugę, a dzięki plastycznym opisom widzimy przemykającego ulicami Reuben. Powieść bez wątpienia rozpala naszą wyobraźnię, ale i tęsknotę za przygodą, więc bez reszty zatapiamy się w lekturze, znikając dla świata!
Czy może istnieć lepszy sposób na spędzanie wolnego czasu niż eksplorowanie miasta w poszukiwaniu tajemnic i sekretów, miejsc jeszcze nieodkrytych? Naprawdę trudno sobie wyobrazić lepszą zabawę, chyba że miałaby to być zabawa w projektowanie swojego domu marzeń i to takiego, w którym będzie ściana wspinaczkowa i inne wspaniałe rzeczy – tak szalone, jak tylko nam się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-14
Uwierz w ducha
Wierzysz w duchy? A może w koniec świata? Niezależnie od twojej odpowiedzi na te pytania, jestem przekonana, że pod wpływem różnych okoliczności, uwierzyć można i w jego i drugie. Szczególnie wówczas, kiedy ducha faktycznie się zobaczy, a koniec świata nadejdzie (nawet jeśli będzie on tylko końcem pewnego porządku). Masz wątpliwości, co do tego? A może jesteś przekonany, że nigdy nie zmienisz swoich przekonań? Koniecznie musisz sięgnąć po powieść autorstwa Iwony Banach, która zmieni twój pogląd na wiele spraw, w tym tych związanych ze zjawiskami paranormalnymi, czy też z … określeniem tego, czym jest norma i kto z nas jest normalny.
Komedia kryminalna pt. „Głodnemu trup na myśli”, opublikowana nakładem Wydawnictwa Dragon, to książka, której lektura jest bardzo ryzykowna. Grozi bowiem niekontrolowanymi wybuchami śmiechu i trudną do opanowania skłonnością do ulepszeń i wynalazków (za co odpowiedzialna jest zapewne Emilia Gałązka, miłośniczka małych i dużych „końców świata”). Dlatego ta powieść adresowana jest do tych odpornych psychicznie, ale i do tych osób z otwartym umysłem, które przyjmować będą wszystkie dziwactwa bohaterów ze stoickim spokojem.
Autorka przedstawia nam trupa, czego można się można spodziewać biorąc od uwagę tytuł, ale robi to w sobie znanym stylu. Trup ten jest wyjątkowo masywnym ciałem i na dodatek staje (a właściwie kładzie się) na drodze Magdy, co staje się impulsem do tego, by wreszcie rozpocząć swoje pierwsze śledztwo. Dziewczyna planuje rozpoczęcie działalności gospodarczej – świadczenie usług detektywistycznych, do czego wymagana jest licencja. Magda nie ma ani wymaganych dokumentów, ani doświadczenia, a trup na klatce schodowej jest doskonałą okazją, by wdrożyć się w nowe obowiązki.
Nie trzeba nawet dodawać, że plany Magdy wcale nie podobają się jej nowemu chłopakowi, Mikołajowi, funkcjonariuszowi policji. Nie mówiąc już o tym, że matka dziewczyny rwie włosy z głowy patrząc na jej postępowanie. A przecież miało być tak pięknie – Magda miała zostać żoną Pawła i matką jego dzieci. Tymczasem nie tylko przeprowadziła się do zwariowanej ciotki, weszła w nowy związek, to jeszcze jej plany zawodowe są (łagodnie mówiąc) kontrowersyjne.
Sprawa trupa wcale nie schodzi na dalszy plan, mimo iż bohaterowie (na czele z moją ulubioną Emilią) są tak barwni, że angażują w pełni naszą uwagę. Zmarłą jest jedna z Amerykanek, a właściwie „amerykańskich Polek”, które przyleciały do Polski w celach zdrowotnych. A dokładnie w celach utraty wagi, bowiem w pobliskich Wykrotowicach powstał pensjonat, w którym zajmowano się szeroko pojętymi zaburzeniami odżywiania…
Jak potoczy się dalej ta opowieść? Czy Magda odnotuje swój pierwszy sukces? Czy duchy istnieją? To tylko kilka pytań, na które odpowiedzi szukać będziemy w powieści Iwony Banach. Mimo iż już pierwsze strony lektury sprawiają wrażenie chaosu, jest to chaos w pełni kontrolowany. W powieści pojawia się wiele postaci, mniej lub bardziej przyjaznych sprawie Magdy czy Emilii, ale każda ma swoje miejsce i swoje zadanie. Mimo iż nie jest to książka, po która sięga się wielokrotnie, czy która skłania do refleksji, to przecież od komedii kryminalnej się tego nie oczekuje. Oczekuje się natomiast dobrej zabawy – a ta jest gwarantowana!
Uwierz w ducha
Wierzysz w duchy? A może w koniec świata? Niezależnie od twojej odpowiedzi na te pytania, jestem przekonana, że pod wpływem różnych okoliczności, uwierzyć można i w jego i drugie. Szczególnie wówczas, kiedy ducha faktycznie się zobaczy, a koniec świata nadejdzie (nawet jeśli będzie on tylko końcem pewnego porządku). Masz wątpliwości, co do tego? A może jesteś...
2020-06-13
Pojęcie kultury fizycznej nieco się zdewaluowało na przestrzeni lat, a wychowanie fizyczne stało się niestety jednym z najmniej lubianych przedmiotów. Tymczasem kultura fizyczna, ruch, jest podstawą zarówno zdrowia, jak i poznawania świata. Tę świadomość, a także zainteresowanie ruchem, warto wyrabiać już w okresie przedszkolnym, kiedy dziecko koncentruje się na zabawie, w tym zabawie z rówieśnikami.
O tym, jak tę kulturę krzewić, a także badania w tym zakresie i ich wyniki prezentuje Agnieszka Zalewska-Meler, doktor habilitowany nauk o kulturze fizycznej i profesor nadzwyczajny Akademii Pomorskiej Słupsku. Książka pt. „Kultura ruchu dziecka przedszkolnego”, opublikowana nakładem Oficyny Wydawniczej IMPULS, to nowatorskie podejście zarówno do sposobu patrzenia na doświadczanie przez dziecko świata poprzez ruch, jak i do samych badań poprzez zastosowanie metodologii kognitywnej. Tym bardziej, że autorka wielokrotnie zwraca uwagę na ryzyko wypaczenia interpretacji pewnych kwestii, co skłania czytelników do refleksji, a może nawet do weryfikacji swojego podejścia do danego tematu czy interpretacji danego pojęcia. Po książkę sięgnąć mogą nie tylko nauczyciele wychowania fizycznego, czy studenci, ale też nauczyciele wychowania przedszkolnego i wczesnoszkolnego, którzy – poprzez ruch – mogą pokazywać dzieciom świat.
Książka składa się z pięciu rozdziałów, zarówno teoretycznych, jak i badawczych. W rozdziale pierwszym autorka przybliża nam dziecko, jako podmiot wychowania – pisze o dzieciństwie jako kategorii pedagogicznej, podkreślając fakt nieco wypaczonej interpretacji tego terminu podczas przeciwstawiania go funkcjonowaniu osób dorosłych. Zadaje też pytanie o to, co oznacza bycie dzieckiem, prezentuje również różne koncepcje rozwoju oraz zasady wychowania, w tym wychowania w duchu kultury fizycznej. Pisze ponadto o funkcjonowaniu dziecka sześcioletniego w szkole, wyjaśniając przy tym wątpliwości dotyczące terminu „wiek przedszkolny”.
W rozdziale drugim autorka przybliża czytelnikom rozwój aktywności motorycznej dziecka przedszkolnego, zwracając uwagę na to, jak dynamiczna jest w okresie przedszkolnym droga rozwojowa dziecka w zakresie jego rozwoju fizycznego, a szczególnie motorycznego. Pisze także o przestrzeni dla aktywności dziecka, a szczególnie o placach zabaw, przytaczając między innymi koncepcję programową i edukacyjną parku Henryka Jordana. Rozdział trzeci poświęcony jest różnorodnym działaniom dotyczącym promocji zdrowia, takim jak działalność Szkoły Promującej Zdrowie, której nieodłącznym elementem jest edukacja zdrowotna. Czytamy również o jakości edukacji fizycznej w przedszkolu i przejawach niedostatecznej wiedzy nauczycieli, którzy kulturę fizyczną sprowadzają do okazjonalnych spacerów.
Rozdział czwarty, badawczy, stanowi przedstawienie założeń badawczych – określenie założeń, wybór wstępnych kategorii badawczych, a także o wykorzystaniu metodologii kognitywnej i zasad pozyskiwania danych oraz uczestników do badań. Ostatni rozdział to prezentacja wyników badań, a właściwie dokładny ich opis. Znajdziemy tu wiele ciekawych wniosków, jak ten, że rozwój zdolności narracyjnych to proces, uzależniony nie tylko od czasu, ale od sytuacji, zdarzeń czy działania. Integralną częścią książki są wywiady przeprowadzone z dziećmi, które również warto prześledzić, bowiem dają one możliwość spojrzenia na zdrowie, ruch i zabawę nie okiem badacza, ale samego dziecka.
Lektura książki „Kultura ruchy dziecka przedszkolnego” wyposaża nas nie tylko w wiedzę dotycząca funkcjonowania dziecka w wieku przedszkolnym i sposobów poznawania przez niego świata, ale stanowi również impuls do podejmowania różnorodnych inicjatyw związanych ze zdrowiem i z ruchem, czy to w formie eksperymentów pedagogicznych, czy – nawet korzystniej – do wdrożenia idei wychowania fizycznego w przedszkolną czy nawet szkolną codzienność.
Pojęcie kultury fizycznej nieco się zdewaluowało na przestrzeni lat, a wychowanie fizyczne stało się niestety jednym z najmniej lubianych przedmiotów. Tymczasem kultura fizyczna, ruch, jest podstawą zarówno zdrowia, jak i poznawania świata. Tę świadomość, a także zainteresowanie ruchem, warto wyrabiać już w okresie przedszkolnym, kiedy dziecko koncentruje się na zabawie, w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Mówi się, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu, choć najczęściej antagonizmy pojawiają się w stosunku do osób wchodzących do rodziny. Szczególnie to teściowe są przedmiotem licznych żartów, a niechęć obejmuje obie strony – odczuwa ją zarówno sama teściowa, jak i małżonek czy małżonka jej dziecka. Zdarza się jednak tak, że niechęcią do szwagra czy szwagierki pała również rodzeństwo pana czy panny młodej. To problematyczna sytuacja, która stawia pod znakiem zapytania kontakty rodzinne, a nierzadko również staje się powodem rozstania pary. Trudno jest bowiem nieustannie być pomiędzy młotem a kowadłem, stając w pozycji podbramkowej, kiedy każda decyzja i każdy wybór może stać się powodem do rodzinnej kłótni.
Tak niestety wyglądają kontakty rodzinne u Toma Packham, którego żona i siostra wprost się nienawidzą. Stąd niemal nie utrzymują ze sobą kontaktów, a spotkania z Mary są sporadyczne i odbywają się z dala od domu, często bez wiedzy Lucy. Mary zarzuca szwagierce pazerność, jest przekonana że kobieta omotała jej brata i interesowały ją tylko jego pieniądze. Tom bowiem już jako młody chłopak prowadził świetnie prosperującą agencję nieruchomości, zaś Lucy zjawiła się znikąd i – jako osoba starsza o niemal osiemnaście lat i bardziej doświadczona – uwiodła go. Wątpliwości Mary budzi nie tylko niejasna przeszłość Lucy, ale i jej podejście do brata. Sama matkowała mu przez wiele lat, podejmując za niego wiele decyzji i teraz nie potrafi pogodzić się z tym, że inna kobieta ma na niego wpływ. Niechęć kobiet jest wzajemna. Lucy zarzuca Mary wtrącanie się do życia brata, a także pazerność i wolny tryb życia. Rzeczywiście Mary nie ma stałej pracy, wydała wszystkie pieniądze ze sprzedaży swojego domu i teraz mieszka z ojcem, licząc na spadek po nim.
Nic zatem dziwnego, że kiedy Tom znika, obie kobiety nie mają już żadnych hamulców, sypią się wzajemne oskarżenia i wymówki. Tym bardziej, że okoliczności zaginięcia mężczyzny są mocno podejrzane. Nie wrócił ze spaceru po lesie, na który wybrał się wraz z żoną podczas pobytu w ich letniskowym domku, zlokalizowanym w niewielkiej wiosce Cullerton w hrabstwie Lancashire. Weekend w Kaskadzie, jak nazywano domek, od początku był pechowy. Kłótnia w pubie zapoczątkowała fatalny ciąg wydarzeń, zakończonych zniknięciem Toma. Najgorsze, że Lucy zupełnie się tym zniknięciem nie przejęła, co więcej, próbowała go ukryć kłamiąc. To od początku postawiło ją na przegranej pozycji, stała się bowiem podejrzaną. Szczególnie, że Mary odkryła zakrwawioną łazienkę, a wyjaśnienia Lucy, jakoby Tom skaleczył się o kran, brzmiały mocno nieprawdopodobnie. Wobec opieszałości policji, siostra sama postanawia prowadzić śledztwo, choć w istocie przypomina to kampanię przeciwko bratowej. Co więcej, również sama Mary wydaje się mijać z prawdą…
Co naprawdę zdarzyło się w kaskadzie? Czy to rzeczywiście Lucy stoi za zniknięciem męża? Czy była w stanie go zabić? Pewne fakty by na to wskazywały, ale – jak przekonamy się w trakcie lektury książki pt. „Nie wierzcie jej”, autorstwa Jane Heafield – pozory mogą mylić. Opublikowana nakładem Wydawnictwa MUZA SA książka to dość wciągający kryminał, choć mocno zarysowany wątek antagonizmu pomiędzy Lucu i Mary czyni tę pozycję również powieścią obyczajową. Sięgnąć po nią mogą zatem miłośnicy obu tych gatunków, choć tak naprawdę nie każdy z nich da się ponieść fali wydarzeń.
Mimo doskonałego pomysłu na fabułę, sama powieść nieco nuży. Być może powodem jest oddanie narracji napadającym na siebie kobietom, bowiem w pewnym momencie mamy dość ich obu. Samo zawężenie miejsca akcji oraz postaci również nie sprzyja tworzeniu atmosfery, w istocie bardzo trudno jest poczuć się uczestnikiem wydarzeń, zaś jako bierni obserwatorzy zaczynamy się po prostu nudzić. To sprawia, że książka – mimo iż poprawna – nie jest lekturą zapadająca w pamięć. Zakończenie i samo rozwiązanie zagadki zniknięcia, nieco ratuje sytuację, ale nie na tyle, by po tę pozycję sięgnąć ponownie. A szkoda, bo potencjał był spory...
Mówi się, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu, choć najczęściej antagonizmy pojawiają się w stosunku do osób wchodzących do rodziny. Szczególnie to teściowe są przedmiotem licznych żartów, a niechęć obejmuje obie strony – odczuwa ją zarówno sama teściowa, jak i małżonek czy małżonka jej dziecka. Zdarza się jednak tak, że niechęcią do szwagra czy szwagierki...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to