-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant5
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz2
-
ArtykułySEXEDPL poleca: najlepsze audiobooki (nie tylko) o seksie w StorytelLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-06-03
2024-05-31
To już któraś z kolei książka tej autorki, którą miałam przyjemność przeczytać. Jak zawsze - opowieść ciekawa, emocjonalna z tłem historycznym w tle. Pani Nina Zawadzka przyzwyczaiła nas do tego, że nie schodzi poniżej pewnego poziomu oraz do tego, że jej powieści są przejmujące i trudno się od nich oderwać. Podobnie było i tym razem.
Historia miłosna Izabeli Sadowskiej i Janka Smażewskiego podczas wojennej zawieruchy i powojennego chaosu oraz komunistycznego terroru opowiedziana jest współcześnie, ale najobszerniejsze fragmenty stanowi retrospekcja. Ta dwója zakochanych w sobie ludzi mieszkała w małej wsi Dylągowa i jeszcze gdy byli dziećmi, ich rodziny postanowiły, że kiedyś ich ze sobą wyswatają. Wybuch wojny zmienia wszystko w życiu mieszkańców wsi, w tym również dwójki głównych bohaterów. Po wojnie Iza razem z córką Marysią trafia do zrujnowanego Wrocławia i zostaje dokwaterowana do domu niemieckiej lekarki - Hanny Walter. Pomimo początkowej wzajemnej niechęci między tymi kobietami, z czasem nawiąże się między nimi bardzo sina więź. Niebagatelną rolę w życiu Izabeli odegra komunistyczny polityk, Rosjanin - Michaił Antonov. A jak potoczyły się losy Janka, który został lotnikiem?
I tu przenosimy się do współczesności, gdy Janek ma 86 lat, mieszka w Londynie i uczestniczy w spotkaniach z młodzieżą szkolną, na których opowiada o wojnie. Na jednym z takich spotkań podchodzi do niego pewna młodziutka dziewczynka, która wywoła ogromne tsunami w jego obecnym życiu.
Akcja powieści dzieje się w wielu miejscach: Dylągowie, Rzeszowie, Londynie, ale przede wszystkim w powojennym, podnoszącym się z gruzów Wrocławiu. Autorka dobrze oddała ducha tamtych czasów, a w szczególności bliskiemu mojemu sercu Wrocławiowi.
Z pewnością książkę czyta się dobrze i szybko, jednak jej pewnym mankamentem jest spora przewidywalność pewnych faktów oraz przedstawienie niektórych wątków w taki sposób, iż chciałoby się powiedzieć: "ale to już było", bo pewne schematy zostały powielone z tego, co w literaturze dosyć często się już pojawiało. Uważam również, że dramaturgia właśnie przez tę przewidywalność zdarzeń nieco "siadła", ale i tak doznałam sporo przyjemnych odczuć podczas czytania, dlatego polecam tę lekturę osobom, które lubią dramatyczne historie miłosne z wojną w tle.
To już któraś z kolei książka tej autorki, którą miałam przyjemność przeczytać. Jak zawsze - opowieść ciekawa, emocjonalna z tłem historycznym w tle. Pani Nina Zawadzka przyzwyczaiła nas do tego, że nie schodzi poniżej pewnego poziomu oraz do tego, że jej powieści są przejmujące i trudno się od nich oderwać. Podobnie było i tym razem.
Historia miłosna Izabeli Sadowskiej i...
2024-05-28
Przeczytałam już sporo książek tego autora i ta wydaje mi się z nich wszystkich najsłabsza. Brakuje tego żaru, natchnienia, tej malowniczości krajobrazu, aczkolwiek ludzkie charaktery i przywary zaprezentowane zostały niezwykle wnikliwie. To ostatnia książka autora i rzeczywiście można odnieść wrażenie jakby był zmęczony życiem i jego droga pisarska chyliła się ku końcowi. Jednak charakterystyczny styl i wnikliwość obserwacji otoczenia nadal pozostały takie same. Trudniej mi się czytało tę książkę, gdyż dużo tutaj rozważań typu: mieć czy być. Może pozostać w zgodzie z samym sobą i cieszyć się tym, co się ma czy ulec presji otoczenia i podjąć wyścig za pieniądzem, chociaż gdzieś w głębi serca pozostaje odczucie, że wżyciu nie do końca o to właśnie chodzi.
Autor świetnie nakreślił kilka kluczowych postaci, wymienię przede wszystkim:
Ethana Hawleya, który pewnie żyłby szczęśliwie w małym, nadmorskim miasteczku New Baytown jako subiekt w kolonialnym sklepiku, jednak ludzie zdają się wiedzieć lepiej od niego, co mu jest potrzebne do szczęścia, a ich zdaniem są to pieniądze, które kiedyś posiadał, a teraz żyje sobie skromnie. Żona również zdaje się go utwierdzać w przekonaniu, że powinien powalczyć o lepszy byt.
Ciekawą postacią jest również właściciel sklepu, w którym pracuje Ethan, a jest nim włoski emigrant - Alfio Marullo.
Na uwagę zasługuje wróżąca z tarota Margie, bankier Beker, jak również Danny Taylor - kiedyś świetnie się zapowiadający młody człowiek, a obecnie nałogowy alkoholik. Dla Ethana od dzieciństwa był jak brat, dlatego Ethan od czasu do czasu daje mu dolara na picie, co ani mu nie zaszkodzi, ani nie pomoże. Nie próbuje zmieniać przyjaciela czy na siłę nawracać.
Z pewnością dobrze odzwierciedlony klimat małej miejscowości, w której wszyscy się znają, jej pewna surowość i presja otoczenia w niektórych sprawach. Jednak była to chyba jedyna książka Steibecka, przy której czytaniu mocno się umęczyłam. Za dużo tu ględzenia, różnych rozważań, dylematów życiowych, a za mało akcji. Można zacytować film "Rejs": "A w filmie polskim, to proszę pana to jest tak: nuda... Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Dialogi niedobre są. Bardzo niedobre dialogi są. W ogóle brak akcji jest". I podobnie jest w tej książce.
Przeczytałam już sporo książek tego autora i ta wydaje mi się z nich wszystkich najsłabsza. Brakuje tego żaru, natchnienia, tej malowniczości krajobrazu, aczkolwiek ludzkie charaktery i przywary zaprezentowane zostały niezwykle wnikliwie. To ostatnia książka autora i rzeczywiście można odnieść wrażenie jakby był zmęczony życiem i jego droga pisarska chyliła się ku końcowi....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-25
O matko, jak ja się umęczyłam przy czytaniu tej książki... Aż wierzyć się nie chce, że jeden z moich ulubionych autorów wypuścił taki koszmarek, w którym na dziewięć opowiadań podobały mi się cztery. Opowiadania od 1 do 5 to po prostu jakaś masakra. Z ogromnym mozołem przez nie przebrnęłam. Dopiero od opowiadania nr 6 do 9 było ciekawie, a to zdecydowanie za mało aby ten zbiór uznać za interesujący. Już nie wspomnę o tym, że z grozą i horrorem ma to wszystko niewiele wspólnego. Cóż, traktuję to jako "wypadek przy pracy" autora i tyle. Nadal będę czytać jego powieści, na szczęście już nie w formie takich krótkich form.
A jak w moim odczuciu wypadły poszczególne opowieści:
1. OSTATNI TELEFON
Andrzej jest dziennikarzem radiowym. Pewnego dnia prowadzi audycję dotycząca depresji. Otrzymuje na antenie telefon od Anny, która twierdzi, że była wierną fanką jego audycji, jednak temat o depresji potraktował w tak lekceważący sposób, iż rozczarował ją do tego stopnia, że kobieta postanawia odebrać sobie życie. Czy rzeczywiście się tego dopuści?
-opowiadanie słabe, infantylne i mocno przewidywalne 3/10
2. DWIE DYCHY NA GWIAZDKĘ
Bezdomny śpiący na dworcu w Wigilijną noc, zostaje poproszony przez nieznajomą kobietę o przysługę, za którą ma otrzymać 20zł.
-nic specjalnego 3/10
3. RETROWIZJE
Trójka osób: Sławek, Ewa i Mirek przyjaźnili się od dziecka. Kobieta zabiła jakiegoś przypadkowo spotkanego faceta, gdyż w swojej retrowizji zobaczyła, że to morderca i gwałciciel kobiet. Jak wpłynie to na relacje między przyjaciółmi?
-nieco lepsze od poprzednich, ale też nie powala 5/10
4. SPÓJRZ NA TO Z DRUGIEJ STRONY
Magda i Marzena to bliźniaczki jednojajowe, które łączy szczególna więź. Kiedy u Magdy ma wydarzyć się coś złego, obie mają ten sam sen, który jest zapowiedzią jakiegoś nieszczęścia. Co stanie się tym razem?
-słabiutkie i mocno naciągane 3/10
5. KRYZYS WIEKU ŚREDNIEGO
Facet, który w wieku 40 lat od strony finansowej osiągnął już wszystko, stwierdza, że nie widzi dalszego sensu w tym życiowym "wyścigu szczurów" jakim stała się jego egzystencja i postanawia ze sobą skończyć. Czy rzeczywiście tak zrobi?
- nierealne, irytujące, bezsensowne i nudne 2/10
6. OPOWIEM CI MROCZĄ HISTORIĘ
Dziennikarz pisma "Twoje medium" otrzymuje intrygujący telefon od pensjonariusza Domu Starców, który chce mu opowiedzieć swoją mroczną historię. Do tego duszna atmosfera Domu Statców, którzy jedną nogą są już na tamtym świecie, sprawia przytłaczające wrażenie.
- opowiadanie mroczne, straszne, budujące stopniowo narastający niepokój i ciekawe 7/10
7. ROWERZYSTA
Pewien licealista ulega poważnemu wypadkowi na rowerze. Świadkiem tego zdarzenia jest sędzia, który wprawdzie wzywa na miejsce wypadku służby ratunkowe, ale sam nie udziela mu pierwszej pomocy. Po czasie zaczynają nim targać różne rozterki i wyrzuty sumienia.
-trzyma w napięciu i sprawia, że nerwy napinają się jak postronki 8/10
8. NIKA
Nastolatka o imieniu Monika (na którą wszyscy wołali Nika) ginie potrącona przez ciężarówkę. Pojawiają się tu wątki związane z wampiryzmem.
- nawet ciekawe, ale jak na tę tematykę, to w ogóle nie straszne
9. PIERWSZA Z KOLEI
Rzecz dotyczy podróży koleją i tego, że nie zawsze w przedziale trafimy na współpasażera, którego towarzystwo jest nam miłe.
-makabreska bardzo ciekawa, niebanalna, budująca napięcie i wywołująca niepokój, pokazana z osobnej perspektywy dwójki współpasażerów. A już na łopatki rozłożył mnie zwrot: "pseudotowarzystwo pseudoznajomych z pseudostudiów" 8/10
Gdyby poziom wszystkich opowieści był taki jak czterech ostatnich, to książka byłaby świetna, a tak przez większość czasu, niestety wiało nudą. Gdzie ten horror i groza? Przeminął z wiatrem... No szkoda, ale ważne, że przynajmniej końcówka okazała się godna króla polskiego horroru i dzięki temu nie było totalnej klęski. Geneza tych opowiadań przedstawiona przez autora była pomocna w zrozumieniu dlaczego zajął się akurat takimi tematami, szkoda tylko, że nie do końca przełożyło się to na ich jakość. No ale trudno: przeczytane - zapomniane i trzeba iść dalej, bo czekają powieści Pana Dardy, które z pewnością wychodzą mu lepiej niż opowiadania.
O matko, jak ja się umęczyłam przy czytaniu tej książki... Aż wierzyć się nie chce, że jeden z moich ulubionych autorów wypuścił taki koszmarek, w którym na dziewięć opowiadań podobały mi się cztery. Opowiadania od 1 do 5 to po prostu jakaś masakra. Z ogromnym mozołem przez nie przebrnęłam. Dopiero od opowiadania nr 6 do 9 było ciekawie, a to zdecydowanie za mało aby ten...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-23
Zanim sięgnęłam po tę książkę (niezwykle trudną do zdobycia) przeczytałam trzy inne książki o Pablu Escobarze Gavirii. Opowiadały one przede wszystkim o życiu prywatnym Escobara, jego rodzinie, romansach i kartelu z Medellin. Natomiast książka autorstwa Davida Fishera, który wysłuchał opowieści brata Pabla - Robeta skupia się przede wszystkim na strukturze i finansach kartelu z Medellin, przez co jest nieco trudniejsza w odbiorze.
Powszechnie wiadomo, że Pablo Escobar Gaviria był przestępcą, celebrytą, założycielem i przywódcą kartelu z Medellin. Jego nazwisko stało się synonimem kolumbijskiej kokainy. Trafnie opisuje go następujący cytat: "Pablo Escobar zyskał złą sławę jako najzdolniejszy, najbardziej bezwzględny i z pewnością najbardziej głośny hurtownik narkotyków w całej historii. Wielbili go kolumbijscy nędzarze i wykluczeni, nienawidzili przywódcy państwowi. Stał się najbogatszym, najmajętniejszym kryminalistą w dziejach. Budował osiedla mieszkaniowe dla potrzebujących, a jednocześnie siał śmierć. Został multimiliarderem i przez lata potrafił wymykać się obławom, a polowały na niego całe armie".
Brat Barona narkotykowego, który przez jakiś czas prowadził normalne życie, w pewnym momencie wszedł w struktury kartelu, zarządzając jego finansami. Był w samym epicentrum zdarzeń. Opisuje w jaki sposób przemycali narkotyki do USA (niektóre kanały i sposoby przerzutu były niezwykle pomysłowe), gdzie lokowali pieniądze pochodzące z przemytu narkotyków oraz wymyślne skrytki, w których chowali ogromne ilości banknotów. Irytujące jest to, że ten człowiek będący na samym szczycie hierarchii kartelu uważa, że do więzienia trafił tylko z powodu nazwiska Escobar. W ocenie brata i jego przestępczej działalności jest kompletnie nieobiektywny. To już syn w swojej książce o wiele ostrożniej i racjonalniej oceniał pewne kwestie dotyczące narkobiznesu ojca. Pan Roberto podkreśla jak wiele Pablo zrobił dla biednych. Owszem, ale głównie w okresie gdy zajął się polityką i zabiegał o głosy wyborców. Bezwzględnie wykorzystywał też młodych chłopców, których rekrutował do sicarios (płatni zabójcy), bo co z tego, że płacił im krocie, skoro przeważnie ginęli młodo i nawet nie mieli okazji skorzystać z tej fortuny. Dlaczego pan Roberto tak lakonicznie odnosi się do wysadzenia samolotu z ponad setką pasażerów, do wymordowania kilkuset policjantów, kandydatów na prezydenta, dziennikarzy, przypadkowych, niewinnych ludzi, którzy zginęli w wyniku wybuchu bomb - pułapek? A wszystko to zlecał braciszek Pablo, aby wymusić na kolumbijskim rządzie zakaz ekstradycji do Ameryki przemytników narkotyków. Pan Roberto zdecydowanie umniejsza ogrom i brutalność terroru jaki siał w Kolumbii jego braciszek.
O ile sama książka jest względnie interesująca, o tyle postawa tego człowieka kompletnie naganna. Fajnie było się pławić w luksusie u boku brata bandyty, a potem robić z niego, z siebie i całego kartelu ofiary rządu czy policji. Nawet jeżeli ta policja była taka jak opisał (czyli skorumpowana i brutalna), to jednak nie brakowało w niej ludzi, którzy poświęcili życie aby dopaść przestępców z kartelu. Jestem zniesmaczona postawą pana Roberto i uważam, że opisał tutaj tylko to, co było dla niego wygodne, próbując wybielać i usprawiedliwiać ogrom zbrodni popełnionych przez kartel z Medellin i jego bezwzględnego przywódcę - Pablo Escobara, który za pieniądze próbował kupić wszystko i wszystkich, ale dzięki Bogu nie udało mu się to.
Zanim sięgnęłam po tę książkę (niezwykle trudną do zdobycia) przeczytałam trzy inne książki o Pablu Escobarze Gavirii. Opowiadały one przede wszystkim o życiu prywatnym Escobara, jego rodzinie, romansach i kartelu z Medellin. Natomiast książka autorstwa Davida Fishera, który wysłuchał opowieści brata Pabla - Robeta skupia się przede wszystkim na strukturze i finansach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-19
Jacek Piekiełko to autor, który nie pisze zbyt często, ale jak już "popełni" nową książkę to zawsze jest to petarda zarówno pod względem podjętego tematu jak i sposobu zaprezentowania danej historii. Tym razem zabiera nas do krainy mroku - Crazylandu, a odczuwane poczucie grozy potęguje fakt, że wszystko zostało oparte na autentycznych wydarzeniach Dzieci z Kurim w pobliskich Czechach.
Książka rozpoczyna się mocnym akcentem. Otóż Eduard Trdy przypadkowo, za pomocą elektronicznej niani, dbiera sygnał z innego domu i na kamerze odkrywa wstrząsający widok. Sprawę zgłasza na policję. Potworność, okrucieństwo i tajemnice narastające wokół tych wydarzeń sprawiły, że całe Czechy śledziły ją jak wciągający serial. A została mocno nagłośniona medialnie, czemu zresztą trudno się dziwić, bo wstrząsnęła opinią publiczną, a media jeszcze skutecznie podkręcały sprawę.
O co konkretnie chodzi? Po pierwsze dramatyczne losy Anicki sprzedanej przez rodziców narkomanów handlarzom ludzi w Norwegii. Straumatyzowana 13-letnia dziewczynka trafia pod opiekę najpierw pracownicy ośrodka dla dzieci "Promyczek" - Krystyny, a potem adoptuje ją jej siostra - Veronika Mrozowa, która samotnie wychowuje dwóch synków. Przyjęcie do rodziny tej dziewczynki wywoła w tej rodzinie burzę z piorunami i nie pomoże nawet przeprowadzka z małego mieszkanka w Brnie do dużego domu w małym i malowniczym Kurim. Mało tego, sytuacja jeszcze się zaostrzy, a chłopcy będą coraz bardziej zazdrośni o przybraną siostrę i dadzą temu wyraz na wiele sposobów.
Druga sprawa dotyczy właśnie tych dwóch braci: Andreja i Julka, których matka przekabacona przez siostrę należącą do Ruchu Graala i jej znajomych z tego ruchu, postanowi poddać chłopców reedukacji w mrocznej chacie Veverske Bitysce, a to, co się wydarzy w tym miejscu, a potem w domu w Kurim wstrząśnie całym krajem.
I trzecia sprawa to znalezienie odpowiedzi na pytanie jaką rolę w tym wszystkim odegrał Ruch Graala oraz tajemniczy Can.
Powiedzieć, że powieść jest wstrząsająca to za mało. Tym bardziej, że dotyczy krzywdzenia małych dzieci. I to przez kogo. I w jaki sposób... Nie wiem co powiedzieć. Autor nie epatował jakoś przesadnie przemocą, ale kilka drastycznych scen się pojawiło i momentami zastanawiałam się czy dam radę dalej czytać. Zadałam sobie pytanie czy zdajemy sobie sprawę, że czasem gdzieś za rogiem, może za ścianą u miło wyglądającego sąsiada mogą dziać się rzeczy, o jakich nam się nie śniło. Nie wiem czy mogę kogokolwiek zachęcać do przeczytania tak ciężkiej psychicznie do udźwignięcia lektury. Oczywiście fani Jacka Piekiełko z pewnością sięgną po książkę, ale ostrzegam, że zatopicie się w czeluście takiego mroku, z którego ciężko potem będzie przejść do normalności. Czytacie na własną odpowiedzialność.
Jacek Piekiełko to autor, który nie pisze zbyt często, ale jak już "popełni" nową książkę to zawsze jest to petarda zarówno pod względem podjętego tematu jak i sposobu zaprezentowania danej historii. Tym razem zabiera nas do krainy mroku - Crazylandu, a odczuwane poczucie grozy potęguje fakt, że wszystko zostało oparte na autentycznych wydarzeniach Dzieci z Kurim w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-17
To już trzecia książka tej autorki, którą miałam przyjemność przeczytać i również tym razem wrażenia po lekturze pozostały jak najbardziej pozytywne i muszę przyznać, że odpowiada mi styl autorki i sposób opowiadania przez nią różnych historii. Ma dobre wyczucie tematu i użytych do tego środków pisarskich, dużą kulturę słowa i łatwość przelewania swoich myśli na papier. Dlatego pochłaniam te powieści błyskawicznie.
Tym razem poznaliśmy losy trzech kobiet, których drogi skrzyżowały się po to by walczyć o prawa kobiet, dać nauczkę przebiegłemu sutenerowi Alojzemu Liebhaberowi oraz wspierać się wzajemnie, bo każdą z nich los w jakiś sposób doświadczył, chociaż wywodziły się z różnych środowisk i miały odmienną sytuację życiową i materialną. A jednak znalazły wspólny język i połączyły siły w dążeniu do równouprawnienia kobiet.
Jedna z nich to mieszkająca w Warszawie sławna aktorka Sara Margo, która wyszła za inwestora, fabrykanta - Feliksa, który jednak okazał się damskim bokserem i łowcą posagów. Chociaż na szczęście postać ta nie została nakreślona w sposób czarno-biały, ale jak się potem okazało, ujawniła więcej odcieni. Na szczęście Sara miała wsparcie w młodszym bracie Dorianie, który podejrzewał szwagra o to, że przyczynił się do śmierci swoich teściów, ale czy rzeczywiście tak było?
Na innym biegunie warszawskiego światka żyje uboga Helena Wiśniewska, która pracuje na trzech etatach a i tak nie może związać końca z końcem. Uciekła z przemocowego, wiejskiego domu, w którym ojciec się nad nią znęcał i zmuszał ją do pracy ponad siły, do stolicy w poszukiwaniu lepszego życia. Marzy jej się bogaty mąż i piękne stroje, a mieszka kątem u swojej pracodawczyni. Przypadek sprawia, że poznaje wcześniej wspomnianą Sarę i to spotkanie odmieni jej los.
Natomiast w Poznaniu mieszka Justyna Oleander, która po śmierci męża sprzedaje ich wspólny dom i kupuje małe mieszkanko w stolicy Wielkopolski. Nie może znaleźć pracy w swoim zawodzie nauczycielki. Czuje się tak rozgoryczona życiem, że postanawia popełnić samobójstwo. Jednak na jej drodze pojawia się brat Sary - Dorian, który zakłada własne czasopismo i zatrudnia w nim Justynę, która pisze odważne artykuły o równouprawnieniu, wzywające kobiety do walki o swoje prawa.
Historia każdej z kobiet opowiedziana najpierw osobno, jednak na pewnym etapie łączy się w jedną historię. Wszystko dzieje się w międzywojennej Polsce. Może nie ma tu jakiejś spektakularnej akcji pisarskich "fajerwerków", a jednak od książki nie sposób się oderwać. Mnie bardzo ujął za serce cytat, w którym jedna z bohaterek książki w taki sposób wypowiedziała się na temat bogactwa: "Prawdziwe bogactwo to nie pieniądze ani drogie przedmioty, lecz miękkie ramiona, które dają ukojenie i wsparcie. Bogactwo jest w ludziach, którzy cię lubią i szanują i na których zawsze możesz liczyć. Nie musisz chodzić w atłasach ani muślinach by być szczęśliwą. Na twoim nadgarstku nie muszą brzęczeć drogie bransolety. Jesteś bogata, jeśli w pobliżu znajduje się ktoś, kto wyciągnie do ciebie przyjacielską dłoń. Oto prawdziwy dar i luksus życia." Piękne, prawda? To książka, która każe zastanowić się nad życiem, nad tym, co w nim ważne oraz podkreśla, że kobiety powinny być bardziej doceniane i mieć na różnych płaszczyznach życia takie same prawa jak mężczyźni. Jednak ten wątek autorka poprowadziła mądrze, subtelnie, broń Boże nie w stylu nawiedzonych aktywistek z marszów, w którym głównym hasłem było "Wy.....ć". Polecam i z pewnością przeczytam kolejne książki autorki.
To już trzecia książka tej autorki, którą miałam przyjemność przeczytać i również tym razem wrażenia po lekturze pozostały jak najbardziej pozytywne i muszę przyznać, że odpowiada mi styl autorki i sposób opowiadania przez nią różnych historii. Ma dobre wyczucie tematu i użytych do tego środków pisarskich, dużą kulturę słowa i łatwość przelewania swoich myśli na papier....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-16
Jako rodowita Legniczanka, z przyjemnością czytam książki, które opisują historię mojego miasta, a ta lektura jest wyjątkowa i unikatowa, bo sięga aż do czasów średniowiecznych i początków powstania najpierw grodu, a potem miasta Legnica. Składa się z felietonów, które publikowano kiedyś na łamach regionalnego tygodnika "Konkrety", a które jako nastolatka omijałam szerokim łukiem, gdyż wówczas nie bardzo mnie te felietony interesowały. Teraz, zebrane w jednym miejscu, w formie książki okazały się niezwykle przydatne i ciekawe. Przy okazji wychodzi na jak wraz z upływem lat człowiekowi zmieniają się zainteresowania i priorytety, gdyż to, co kiedyś wydawało się nudne i nieistotne, aktualnie okazuje się niezwykle interesujące i wartościowe.
Dzięki autorowi, Januszowi Chutnikowi, możemy dowiedzieć się między innymi tego, że Legnica powstała w połowie IX i X wieku jako warowny gród, za jakiś czas przekształcony w miasto. Nazwę wzięła od swojego położenia czyli rozległych, równinnych pól. Najpierw był to gród zarządzany przez Trzebowian, a potem podbity przez Piastów i to właśnie z nimi przede wszystkim kojarzone jest nasze miasto. Linia Piastów legnickich wygasła na Henryku X i jego bracie Fryderyku IV, którzy nie pozostawili po sobie męskich potomków. Pochowano ich w kościele Św. Jana w mauzoleum Piastów, które miałam okazję kilka razy zwiedzić, a nawet zajrzeć do trumien, gdy były odkryte. Trwające siedem wieków panowanie Piastów na ziemi legnickiej zakończyła śmierć Jerzego Wilhelma.
Z pewnością wiele osób słyszało również o bitwie pod Legnicą, stoczoną z Tatarami w 1241 roku, w której zginął Henryk Pobożny, a którego głowę Tatarzy nabili na pal, paradując z nią triumfalnie. Pomnik Henryka stoi zresztą przez Zamkiem Piastowskim.
Jak wyglądało życie w średniowiecznej Legnicy, trafnie oddaje cytat: "Legnica tamtych lat to nie tylko rezydujący w zamku książęta, ich drużyny i dworzanie, ale również wielu pracowitych mieszczan - kupców i rzemieślników, którzy tutaj przez wiele wieków żyli i pracowali, stopniowo i uparcie tworząc bogactwo miasta i wywalczając jego niezależność". W tamtych czasach ludność dziesiątkowały głównie epidemie zarazy i pożary. W 1708 roku powstała elitarna Akademia Rycerska - szkoła średnia dla młodzieży szlacheckiej obu wyznań: katolickiego i protestanckiego, której budynek i reprezentacyjne pomieszczenia istnieją do dzisiaj i pełnią rolę placówki kulturalnej.
W dalszej części książki poznajemy losy Legnicy na przestrzeni dziejów aż do 1933 roku, kiedy to do władzy doszła partia nazistowska.
Muszę przyznać, że nie jest to łatwa lektura, gdyż zawiera mnóstwo faktów historycznych, w tym nazwisk, dat, których nie sposób zapamiętać. Większą część poświęcono władcom miasta, natomiast nieco mniej jej mieszkańcom, zabudowie, architekturze i życiu codziennemu. Powodem takiej sytuacji może być brak odpowiednich źródeł historycznych. Jednak jakiś pogląd po przeczytaniu tej broszurki, liczącej zaledwie 170 stron można już sobie wyrobić. Pojawia się też trochę rysunków zarówno samej Legnicy jak i niektórych jej mieszkańców czy władców. Na koniec zmieszczono dosyć bogatą bibliografię. Polecam głównie mieszkańcom Legnicy.
Jako rodowita Legniczanka, z przyjemnością czytam książki, które opisują historię mojego miasta, a ta lektura jest wyjątkowa i unikatowa, bo sięga aż do czasów średniowiecznych i początków powstania najpierw grodu, a potem miasta Legnica. Składa się z felietonów, które publikowano kiedyś na łamach regionalnego tygodnika "Konkrety", a które jako nastolatka omijałam szerokim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-13
Ten autor przyzwyczaił nas już do tego, że w jego książkach często mamy prawdziwy festiwal absurdu i niedorzeczności. W niektórych częściach z komisarzem Forstem niestety, również tak bywało. Ale w tej jakoś wszystko jest (przynajmniej na początku) utrzymane w jako takich ryzach i nie ma aż tak dużego nagromadzenia mało prawdopodobnych zdarzeń, aczkolwiek od pewnego momentu zaczynają się znowu pojawiać coraz mniej sensowne sytuacje, bohaterowie powracają zza światów, a sam komisarz Wiktor Forst należy do tych z gatunku "zabili go i uciekł".
Pierwszą część czytało mi się bardzo dobrze. Była wartka, ciekawa, a dialogi pomiędzy komisarzem Wiktorem Forstem a podinspektorem Edwardem Osicą zabawne i błyskotliwe. Niestety, w drugiej części coś "siadło" i autor zaserwował nam zabieg "kopiuj-wklej" posługując się dokładnie schematem znanym ( a przez to do bólu przewidywalnym) z poprzednich tomów tego cyklu.
Miejsce akcji to odludne i trochę dzikie Bieszczady, gdzie na "wygnaniu" przebywa Forst. Dołącza do niego Osica. Pracują nieformalnie nad sprawą dotyczącą zabójstw, w których ktoś wypala ofiarom między oczami symbol, od wieków przypisany do tego regionu Bieszczad. Okazuje się, że mieszkali tu kiedyś Werhoryńce, Łemkowie, a obecnie Bojkowie, potomkowie wymordowanych bestialsko przez UPA całych rodzin i unicestwionych wsi. Myślałam,że sprawa pójdzie właśnie w tym kierunku i miałoby to sens. Tymczasem pojawiają nam się w śledztwie duchy przeszłości w osobach "Bestii z Giewontu" czy Olga Szrebska. Tego było dla mnie trochę za wiele. Czy autor zamierza te postacie wplatać do każdej następnej części?...
Istotną rolę odegra tu również miejscowy watażka - Wojciech Malem, który jest lokalnym bossem świata przestępczego i będzie miał powód aby próbować dopaść narkotyzującego się Wiktora Forsta. Miejscowa policja okazuje się w tym wszystkim jakaś nieudolna i rozmemłana, a całą śledczą robotę odwali Forst z Osicą.
Strasznie naciągane to wszystko. Odniosłam wrażenie, że książka składa się ze zlepków wcześniejszych tomów tej serii. A przecież pierwotny zamysł związany z tymi pomordowanymi społecznościami i ich potomkami był całkiem ciekawy i szkoda, że autor zamiast pójść w tym kierunku i pociągnąć temat do końca, wolał ożywić demony przeszłości, przez co przestało to mieć jakikolwiek sens, a zakończenie zwyczajnie rozczarowało. Klimat i atmosfera surowych Bieszczad dobrze oddana, co podkreśliło charakter książki. W miarę wysoką ocenę daję za tę pierwszą część, bo druga wyglądała tak, jakby autorowi zabrakło pomysłu na to jak rozwinąć wątek i podpierał się utartymi schematami, które stałym czytelnikom serii są doskonale znane. Poważnie rozważę czy sięgać po kolejne serie jeżeli nadal mam czytać o "Bestii z Giewontu" i Oldze Szrebskiej...
Ten autor przyzwyczaił nas już do tego, że w jego książkach często mamy prawdziwy festiwal absurdu i niedorzeczności. W niektórych częściach z komisarzem Forstem niestety, również tak bywało. Ale w tej jakoś wszystko jest (przynajmniej na początku) utrzymane w jako takich ryzach i nie ma aż tak dużego nagromadzenia mało prawdopodobnych zdarzeń, aczkolwiek od pewnego momentu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-11
Czytając niektóre recenzje, zauważyłam, że czytelnicy wystawiają ocenę chyba nie tyle książce, co jej autorce, bo sama książka jest dosyć ciekawa, za to o jej autorce, dziennikarce Virginii Vallejo nie można powiedzieć nic dobrego, niestety... Aż się nie chce wierzyć, że kobieta wykształcona i rzekomo z wysokim ilorazem inteligencji może być tak infantylna, lekkomyślna i nazwijmy rzeczy po imieniu - bezdennie głupia.
W moim odczuciu pewne fragmenty były niezwykle ciekawe, inne nużące, a jeszcze inne totalnie irytujące ze względu na zachowanie autorki książki. Popularna kolumbijska dziennikarka miała wieloletni romans z Pablem Escobarem i wiele spraw związanych z nim i z kartelem z Medellin poznała "od podszewki", zza kulis. Sporo widziała i słyszała, a skupia się w książce na takich pierdołach jak jej boski wygląd (co jest dla mnie dyskusyjne, bo w Kolumbii są tysiące dziewczyn atrakcyjniejszych od niej), wysoka inteligencja, kupowane kreacje, wpływowi znajomi i bajecznie bogaci kochankowie. Kobieta jest do bólu narcystyczna, ma przerośnięte ego i uważa siebie za ósmy cud świata. Z książki wyłania się obraz osoby zadufanej w sobie, łasej na pieniądze, komplementy i spragnionej sławy oraz życia upływającego na zakupach i podróżach oraz noclegach w luksusowych hotelach. A wszystko na koszt facetów, z którymi sypia.
Mocno uderzył mnie fakt, że Virginia nie pisze prawie nic o wyrzutach sumienia związanych z zabitymi przez Escobara ludźmi, nie wyraża żadnego współczucia dla jego ofiar i ich rodzin. Chyba tylko jeden raz pisze, że żal jej zmasakrowanych kobiet, których zdjęcia ktoś jej anonimowo wysłał. Nie ma żadnych skrupułów odnośnie tego, że sypia z żonatym i dzieciatym facetem, do tego gangsterem poszukiwanym na całym świecie. Obchodzą ją tylko jej własne przyjemności i korzyści, jakie czerpie z tego romansu. Odniosłam wrażenie, że w pewnym momencie Escobar przejrzał jej charakter, co jej zresztą wytknął, mówiąc, że jego żona jest o wiele bardziej uczciwa od niej. Zdradzali się wzajemnie, potem spotykali. Straciłam do tej kobiety jakikolwiek szacunek.
Jest to lektura, która mocno mnie zniesmaczyła, ale tak jak napisałam wcześniej, momentami bywa interesująca, ale perspektywa z jakiej autorka opowiada to wszystko jest dla mnie bulwersująca jako człowieka, kobiety, a w końcu żony i matki. Dla mnie to zwykła dziwka, która sprzedaje się za pieniądze z bogatymi i wysoko postawionymi facetami. Bez jakichkolwiek skrupułów, nastawiona wyłącznie na osobiste korzyści, czy to materialne czy też sexualne. Warto przeczytać tę książkę aby zobaczyć z jakiego rodzaju osobą mamy do czynienia i co było dla niej ważne w całej tej znajomości z królem narkotykowego biznesu. Kobieta bez żadnych zasad moralnych, bez skrupułów i zahamowań, która uważa, że wszystko jej się od życia należy i może sięgać po żonatych facetów, nie oglądając się przy tym na to, że przy okazji kogoś rani. Odrażający typ człowieka. Pasowała tą swoją pazernością do światka w którym obracał się Escobar i można powiedzieć, że "trafiła kosa na kamień", ale przeglądając w internecie różne informacje o jej dalszych losach, mogę stwierdzić, że z tej lekcji życia jaką był związek z najokrutniejszym baronem narkotykowym wszech czasów, nie wyniosła żadnej nauki.
Czytając niektóre recenzje, zauważyłam, że czytelnicy wystawiają ocenę chyba nie tyle książce, co jej autorce, bo sama książka jest dosyć ciekawa, za to o jej autorce, dziennikarce Virginii Vallejo nie można powiedzieć nic dobrego, niestety... Aż się nie chce wierzyć, że kobieta wykształcona i rzekomo z wysokim ilorazem inteligencji może być tak infantylna, lekkomyślna i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-07
Tę autorkę odkryłam niedawno, ale zdążyłam się zorientować, że tworzy całkiem przyjemne w odbiorze książki z wojną w tle. To dopiero druga powieść Niny Zawadzkiej, którą miałam przyjemność czytać, ale z pewnością nie ostatnia, bo odpowiada mi sposób, w jaki przedstawia różne ludzkie losy na tle wojennej zawieruchy.
Tym razem główną bohaterką jest Nina, która wychowała się w dobrze sytuowanej i poważanej rodzinie, ale po śmierci ojca (bankiera) zostaje z użalającą się nad sobą i zatwardziałą fanką nazizmu matką Laurą oraz młodszą siostrzyczką Ritą. Okazuje się, że ojciec w spadku zostawił im jedynie długi, przez co tracą swoją wysoką pozycję towarzyską. Matka nalega aby Nina poślubiła jakiegoś nazistę, jednak ona spotyka na swojej drodze pół Polaka - pół Niemca, Aleksandra, który pracuje w Breslau (Wrocławiu) jako polski szpieg. Wspiera ją przyjaciółka Marie, również fanka Hitlera, która bierze ślub z zagorzałym nazistą, Larsem Wolfem, który chełpi się brutalnym traktowaniem Żydów.
Dowiadujemy się również jak wyglądało życie więźniów w obozie Gross-Rossen, w którym wykorzystywano ich jako tanią siłę roboczą do pracy w kamieniołomach. Akurat tak się składa, że odwiedzałam ten obóz wielokrotnie (mieszkam na Dolnym Śląsku) i trzeba przyznać, że robi przygnębiające wrażenie, a istniejące do dnia dzisiejszego kamieniołomy działają na wyobraźnię, dając wyobrażenie o tym, jak musiała wyglądać tam praca więźniów.
Tłem akcji jest Wrocław z czasów II wojny światowej (ciężko przychodzi mi pisanie o nim Breslau), w którym spędziłam pięć lat studiów, więc miasto mi bliskie. Jednak mało tutaj opisów wojennego Wrocławia, a szkoda, bo podejrzewam, że w tamtych czasach również był pięknym miastem. Mimo wszystko, autorka dobrze oddała aurę tamtych lat i czuje się gdzieś podskórnie taki klimacik retro.
Sama opowieść dosyć banalna i miejscami bardzo infantylna, a jednak czytało się to nadzwyczaj dobrze. Zapewne jest to zasługa sprawnego pióra autorki i jej talentu pisarskiego oraz dużej kultury słowa, takiej subtelności pisarskiej, która sprawia, że nawet taki pospolity i oklepany wątek jak nieszczęśliwy romans wojenny czyta się z zapartym tchem, dlatego pomimo różnych wad w samej treści, czytelnik jest zainteresowany od początku do końcu. I to też jest nie lada sztuką aby o banalnych i mocno już oklepanych w literaturze tematach napisać w niebanalny i przyciągający uwagę sposób. Powiem krótko - podobało mi się.
Tę autorkę odkryłam niedawno, ale zdążyłam się zorientować, że tworzy całkiem przyjemne w odbiorze książki z wojną w tle. To dopiero druga powieść Niny Zawadzkiej, którą miałam przyjemność czytać, ale z pewnością nie ostatnia, bo odpowiada mi sposób, w jaki przedstawia różne ludzkie losy na tle wojennej zawieruchy.
Tym razem główną bohaterką jest Nina, która wychowała się...
2024-05-05
Tytuł sugeruje, czego możemy się spodziewać po książce i rzeczywiście jest w niej opisane bardzo drobiazgowo polowanie na barona narkotykowego - Pablo Escobara. Nie znajdziecie tutaj zbyt wiele faktów z jego życia prywatnego, bo wszystko kręci się wokół prób schwytania przestępcy, więc wymieniane są drobiazgowo różne jednostki próbujące go namierzyć i nieudolne oraz bezsilne próby rządu kolumbijskiego w poskromieniu bestii, która stała na czele kartelu z Medelin.
Postać, o której napisano wiele książek, nakręcono filmy i seriale (które zresztą oglądam) z jednej strony przeraża i napawa niechęcią, a z drugiej z w jakiś sposób fascynuje, bo facet w bezpośrednich kontaktach z ludźmi był uprzejmy, elegancko się wysławiał, miał gest jeśli chodzi o działalność charytatywną oraz w zadziwiający i przerażający wręcz sposób podporządkował sobie nie tylko rodzinne Medelin, ale również cały kraj, bo albo wręczał olbrzymie łapówki w celu osiągnięcia określonych korzyści albo zabijał ludzi, którzy stali mu na drodze. Innych opcji nie było. Sterroryzował wymiar sprawiedliwości (zginęli prawie wszyscy sędziowie, którzy prowadzili sprawy przeciwko niemu) oraz cały rząd, mordując kandydata na prezydenta czy ministra sprawiedliwości, którzy wypowiedzieli mu jawną wojnę, jak również dziennikarzy demaskujących jego działalność przestępczą. Wrogów atakował za pomocą bomb, samochodów - pułapek, wysadzał rejsowe samoloty pasażerskie, w których siedziała jedna osoba, będąca celem Escobara, a przy okazji ginęło mnóstwo niewinnych osób. Albo atak na księgarnię, w której rodzice z dziećmi kupowali podręczniki i przybory szkolne w związku z rozpoczynającym się rokiem szkolnym, gdzie większość ofiar stanowiły dzieci. Do tego porwania, tortury, zamachy, zabójstwa. I taka ilość pieniędzy i różnych dóbr, że zwykłemu człowiekowi w głowie się to nie mieści.
Człowiek ten prowadził walkę nie tylko z kartelem Cali, który zagroził bezpieczeństwu tras przerzutowych i rynku zbytu kartelu z Medelin, przez co stał się mocną konkurencją dla Escobara. Ale przede wszystkim prowadził wojnę z państwem, a kością niezgody była umowa ekstradycyjna między Kolumbią a stanami Zjednoczonymi. Chodziło o to aby handlarzy narkotyków sądzić w Kolumbii i nie dopuścić do ich ekstradycji do Stanów, gdzie zasądzono by im z pewnością sprawiedliwe i niezwykle surowe wyroki. W pewnym momencie stał się najbardziej poszukiwanym uciekinierem w Kolumbii, a z czasem na całym świecie. Skalę jego przemocy odzwierciedlają wypowiedziane przez niego słowa: "Wypowiadamy totalną, całkowitą wojnę rządowi, indywidualnej i politycznej oligarchii, dziennikarzom, którzy sprzedali się rządowi, administracji ekstradycyjnej... wszystkim tym, którzy nas prześladowali i atakowali. Nie przepuścimy tym rodzinom, które nie poszanowały naszych rodzin. Spalimy i zniszczymy zakłady przemysłowe, posiadłości i domy oligarchów". Natomiast to, kto ścigał najlepiej opisuje ów cytat: "Władze Kolumbii, zagraniczne tajne służby, agenci DEA, kartel z Cali, byli współpracownicy, dezerterzy kartelu, niebezpośrednie i bezpośrednie ofiary ataków terrorystycznych". Niestety, grupy formalne, działające zgodnie z prawem, miały mocno związane ręce, dlatego tą najskuteczniejszą okazała się ta nieformalna czyli Los Pepes.
Pobyt Escobara w więzieniu La Catedral (przez niego wybudowanym i wyposażonym) był taką farsą i w moim odczuciu kompromitacją całego aparatu sądowniczego, że trzeba to po prostu samemu przeczytać, bo jest z gatunku spraw nie do uwierzenia. Powiem tylko, że sama chętnie trafiłabym do takiego "więzienia", tylko może w innym towarzystwie.
Zanim Escobar stracił życie, zginął kluczowy wspólnik Pabla - Jose Rozrigues Gacha, postać chyba jeszcze bardziej przerażająca niż sam Pablo, bo nie dosyć, że wybitnie okrutny i bezwzględny, to w dodatku pozbawiony tej ogłady i przyjemnej powierzchowności, jaką wyróżniał się Escobar. Krok po kroku upolowano też sicario Escobara (płatnych zabójców) a także członków rodziny oraz jego świty. W końcu dopadli go członkowie straży obywatelskiej, prowadzącej wojnę z kartelem z Medelin zwani Los Pepes, o których już wcześniej wspomniałam.
Przyznam, że nie jest to łatwa lektura, gdyż momentami bardzo nużąca ze względu na obszerne fragmenty opisujące poszczególne formacje, które próbowały ująć szefa kartelu oraz drobiazgowo opisane metody jakimi to czynili i różne niuanse związane z próbami ujęcia przestępcy, który podporządkował sobie łapówkami i terrorem cały kraj. Były to momenty ciekawe, porywające, jednak w znacznej przewadze są mozolnie opisywane działania operacyjne, mające na celu złapanie i zabicie Pablo Escobara, który obrósł legendą i przez tyle lat po jego śmierci nadal przyciąga uwagę. Książkę polecam osobom, które interesują się tą postacią i chcą zgłębić temat, ale lektura wymaga skupienia i koncentracji, gdyż łatwo się w tym wszystkich faktach pogubić.
Tytuł sugeruje, czego możemy się spodziewać po książce i rzeczywiście jest w niej opisane bardzo drobiazgowo polowanie na barona narkotykowego - Pablo Escobara. Nie znajdziecie tutaj zbyt wiele faktów z jego życia prywatnego, bo wszystko kręci się wokół prób schwytania przestępcy, więc wymieniane są drobiazgowo różne jednostki próbujące go namierzyć i nieudolne oraz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-30
W ostatnim czasie obejrzałam filmy dokumentalne oraz oglądam dwa seriale fabularne o Pablu Escobarze, dlatego postanowiłam zgłębić swoją wiedzę o tym człowieku, sięgając po literaturę. A kto może go znać lepiej niż własny syn? Mieszkając z ojcem pod jednym dachem, widział i słyszał zapewne zdecydowanie więcej niż biografowie niespokrewnieni z Pablem. Zresztą nie jest to biografia tylko opowieść syna o życiu z ojcem, będącym baronem narkotykowym kartelu w Medelin i okazała się to opowieść niezwykle ciekawa.
Pierwsza połowa książki dotycząca życia prywatnego rodziny Escobarów jak i kulisy powstawania imperium narkotykowego były wręcz się porywające. Wprost nie mogłam się oderwać od książki. Natomiast druga połowa, opisująca w większości walkę Escobara z innymi kartelami i z rządem (głównie o zmianę przepisów dotyczących ekstradycji do USA handlarzy narkotyków) jak również nieustanna ucieczka przed polującymi na niego, jego rodzinę oraz pracowników członkami Pepes, była już znacznie mniej ciekawa, a nawet chwilami nużąca. Ścigali go Los Pepes czyli straż obywatelska składająca się z wrogów Pabla, którzy prowadzili wojnę z kartelem z Medelin. Okazali się bardzo skuteczni, gdyż wymordowali wiele osób z otoczenia Pabla, a w końcu dopadli i jego. Natomiast moją uwagę przyciągnął fragment opisujący pobyt Pabla w więzieniu La Catedral, skąd nadal kierował przestępczą działalnością, a to miejsce raczej trudno w ogóle nazwać więzieniem, bo było to raczej luksusowe miejsce odosobnienia.
Sama końcówka książki skupia się na tym, jak ułożyły się losy pozostałych przy życiu członków rodziny Pabla, w tym głównie żony oraz dwójki dzieci. A nie było im łatwo, gdyż żyli pod ciągłą presją związaną z obawą utraty życia, w dodatku żaden kraj nie chciał ich do siebie przyjąć. Zaimponowała mi się mądra i rozsądna postawa żony Pabla oraz jego syna, dzięki czemu w końcu jakoś wyszli na prostą, a przede wszystkim uszli z życiem.
Podobała mi się ta relacja syna, tym bardziej, że nie próbował ojca tłumaczyć, wybielać, usprawiedliwiać jego postępowania. W moim odczuciu raczej bezstronnie i rzetelnie relacjonował życie ich rodziny oraz wszystko, co związane z przestępczą działalnością ojca. A z pewnością nie było mu łatwo pisać o pewnych sprawach, bo to przecież jego ojciec i cokolwiek zrobił, to jednak syn kochał ojca i trudno mu się dziwić, że z bólem serca musiał przyznać, że ojciec chociaż dbał o rodzinę, to w innych kwestiach był bezwzględnym draniem i bandytą. Polecam tę lekturę osobom, które chcą poznać kulisy życia i funkcjonowania tej rodziny od strony najbliższego członka czyli syna. Na koniec przytoczę jeszcze słowa Pabla, który dosyć trafnie stwierdził, że: "Odważni to nie ci, którzy piją z przyjaciółmi. To ci, którzy potrafią odmówić".
W ostatnim czasie obejrzałam filmy dokumentalne oraz oglądam dwa seriale fabularne o Pablu Escobarze, dlatego postanowiłam zgłębić swoją wiedzę o tym człowieku, sięgając po literaturę. A kto może go znać lepiej niż własny syn? Mieszkając z ojcem pod jednym dachem, widział i słyszał zapewne zdecydowanie więcej niż biografowie niespokrewnieni z Pablem. Zresztą nie jest to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-27
Ta druga część "Sekretów Lwowa" okazała się słabsza od pierwszej, w dodatku część opisywanych w niej spraw i wydarzeń czy życiorysów różnych ludzi była mi już znana z innych książek o Lwowie, więc jestem trochę rozczarowana. Było to dla mnie bardziej przypomnienie niż poznanie ciekawostek o Lwowie.
Z takich bardziej interesujących dla mnie historii, wymieniłabym:
*Kontrowersyjnego doktora Apolinarego Tarnawskiego i jego niekonwencjonalne przyrodolecznictwo.
*Zostając przy tematach przyrodolecznictwa, na które nastała moda w całej Europie, trzeba wspomnieć, że w okolicach Lwowa istniało kilka znanych miejscowości uzdrowiskowych, takich jak: Truskawiec, Morszyn czy Brzuchowice. Przyjeżdżało tam mnóstwo kuracjuszy, w tym gwiazdy filmu, estrady, malarze, pisarze itd.
*Powstanie Wystawy Krajowej z licznymi atrakcjami, jak na przykład kolejka linowa.
*Wynalezienie lampy naftowej przez Ignacego Łukasiewicza, co jest dla mnie tym bardziej istotne, iż sama noszę panieńskie nazwisko Łukasiewicz.
*Historia powstania hotelu George, położonego w samym centrum miasta, bardzo reprezentacyjnego, chętnie odwiedzanego przez przyjeżdżających turystycznie do Lwowa Polaków. Zdaniem lwowskiego literata, Stanisława Wasylewskiego, ten hotel to "główny mebel w salonie miasta".
Rozdziały są krótkie, bogato ilustrowane. Szkoda tylko, że wszystkie zdjęcia czarno - białe, no ale pewnie dlatego, że przed wojną nie robili jeszcze kolorowych zdjęć. Książka dopracowana od strony graficznej w najdrobniejszych szczegółach. Polecam ją miłośnikom Lwowa, szczególnie tego polskiego - przedwojennego, bo z pewnością jest to podróż sentymentalna do polskiego Lwowa, który już fizycznie nie istnieje, ale funkcjonuje w świadomości, sercach i pamięci Polaków.
Ta druga część "Sekretów Lwowa" okazała się słabsza od pierwszej, w dodatku część opisywanych w niej spraw i wydarzeń czy życiorysów różnych ludzi była mi już znana z innych książek o Lwowie, więc jestem trochę rozczarowana. Było to dla mnie bardziej przypomnienie niż poznanie ciekawostek o Lwowie.
Z takich bardziej interesujących dla mnie historii,...
2024-04-26
Przeczytałam już sporo książek Olgi Tokarczuk, ale ta wydaje się być zupełnie inna od pozostałych. Nie ma tu zabawy słowem, neologizmów, ozdobników i tego wszystkiego, co z językiem polskim po mistrzowsku robi nasza noblistka. Jest za to prosty język, prosty przekaz o prostych ludziach. I walka o niezwykle istotną sprawę - prawo zwierząt do życia, którego nikt im nie powinien odbierać. A myśliwi są wyjątkowo bezduszną i bestialską grupą ludzi, gdyż zabijają dla zabawy, dla sportu, dlatego ukazany tu problem to wołanie o prawa zwierząt, ale obawiam się, że jeszcze długo będzie to wołaniem głuchego na pustyni...
W urokliwej, malutkiej miejscowości Płaskowyż, położonej w malowniczej Kotlinie Kłodzkiej mieszka niewiele osób. Dosłownie kilka domów na krzyż. Wśród nich myśliwi, na których krzywym okiem patrzy samotnie mieszkająca , była nauczycielka języka angielskiego, Janina Duszejko. Ma w swoim otoczeniu kilka bratnich (i chyba równie samotnych zagubionych jak ona) dusz, w tym sąsiada, na którego mówi Matoga, byłego ucznia Dyzia, który ją często odwiedza oraz ekspedientkę w sklepie z używaną odzieżą, o nadanym jej przez Janinę pseudonimie Dobra Nowina. Na jakiś czas dołącza do nich również pewien naukowiec, badający owady, który nawet przez pewien okres czasu pomieszkiwał w domu Janiny. Ci ludzie spędzają wspólnie czas, wspierają się wzajemnie, tworzą taki mały mikrokosmos osób nieco wyalienowanych ze społeczeństwa, ale dobrze czujących się w tej małej wspólnocie towarzysko-sąsiedzkiej. Ciekawy jest też wątek dotyczący zainteresowań astrologicznych Janiny, która całkiem sprawnie posługuje się tą dziedziną interpretując różne zjawiska zachodzące wokół niej. Wypowiedziała też ważną prawdę życiową, która brzmi: "Czasem myślę, że tylko chory jest naprawdę zdrowy."
W wiosce zaczynają ginąć dziwną śmiercią mieszkańcy, którzy zajmują się polowaniem na zwierzęta, w tym kłusownictwem. Za każdym razem w miejscu znalezienia zwłok pojawiają się ślady zwierząt. Czy to możliwe że zwierzęta mszczą się na myśliwych za ich okrucieństwo? Autorka doskonale oddała klimat tej małej miejscowości i jej specyficznej społeczności. Okrasiła to jeszcze nastrojowymi zdjęciami. Czułam ten mrok związany z odosobnieniem tej miejscowości, z jakimś zagrożeniem i dopingowałam tym zwierzętom (czy komukolwiek, kto zabijał bezdusznych drani) aby sprawiedliwości stało się zadość.
Akcja książki jest powolna, nawet jakby nieco senna, przez co na początku średnio mi się podobała. Jednak w miarę upływu czasu, zaczęłam doceniać kunszt autorki i wkręcałam się w lekturę. Zakończenie dosyć zaskakujące i nieszablonowe. Dzisiaj zamierzam obejrzeć film, nakręcony na podstawie książki i tylko szkoda, że znam już zakończenie. Nie jest to powieść lekka, łatwa i przyjemna, nie mniej jednak warto przeczytać, a szczególnie docenią ją miłośnicy zwierząt i przeciwnicy polowań. Dobrze, że autorka oszczędziła czytelnikom jakichś drastycznych opisów znęcania się nad zwierzętami. Dzięki temu można uniknąć niepotrzebnych nerwów i stresu. No i ta satysfakcja na koniec...
Ps. Film "Pokot" obejrzałam i uważam, że reżyserka Agnieszka Holland zrobiła świetną adaptację ksiązki.
Przeczytałam już sporo książek Olgi Tokarczuk, ale ta wydaje się być zupełnie inna od pozostałych. Nie ma tu zabawy słowem, neologizmów, ozdobników i tego wszystkiego, co z językiem polskim po mistrzowsku robi nasza noblistka. Jest za to prosty język, prosty przekaz o prostych ludziach. I walka o niezwykle istotną sprawę - prawo zwierząt do życia, którego nikt im nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-23
Ostatnio mam totalną fazę na czytanie wszystkiego, co dotyczy Lwowa, Kresów. Chłonę tego typu literaturę i udaje mi się wybrać z gąszczu publikacji, jakie są dostępne na rynku czytelniczym, te naprawdę dobre, wartościowe, ciekawe. Do takich należy również książka "Sekrety Lwowa cz. I", chociaż jest to zdecydowanie lżejsza gatunkowo pozycja od dotychczas prze ze mnie przeczytanych, gdyż dotyczy głównie ciekawostek, sensacji, skandali, afer, które dotyczą ludzi, wydarzeń, obiektów czy po prostu sekretów jakie skrywał polski Lwów.
Jedne z przytoczonych tu historii są bardziej, inne mniej ciekawe, były też takie, przy których trochę ziewałam. Jedne znane (jak sprawa Rity Gorgonowej), inne zupełnie nieznane i chyba one przeważały. Z takich najbardziej dramatycznych zapamiętałam egzekucję matematyków lwowskich, całą "zadymę" związaną z Cmentarzem Orląt Lwowskich, ale w pamięci utkwiła mi również budowa Teatru Wielkiego, budowa Panoramy Plastycznej dawnego Lwowa, powstawanie Panoramy Racławickiej, życiorys bardzo popularnego aktora przedwojennego Eugeniusza Bodo oraz również ze sfery artystycznej niezapomniany duet batiarów czyli Szczepko i Tońcio, których miałam kiedyś przyjemność oglądać w filmie zaprezentowanym w cyklu "W starym kinie". Rzeczywiście byli niesamowici i bardzo "lwowscy".
Rozdziały są krótkie, bogato ilustrowane. Szkoda tylko, że wszystkie zdjęcia czarno - białe, no ale przecież przed wojną nie robili jeszcze kolorowych zdjęć. Książka dopracowana od strony graficznej w najdrobniejszych szczegółach. Polecam ją miłośnikom Lwowa, szczególnie tego polskiego - przedwojennego. Niebawem sięgnę również po drugi tom "Sekretów Lwowa". Z pewnością jest to podróż do świata, który już nie istnieje, a da się go odtworzyć tylko z ludzkich wspomnień, które właśnie przelano na karty książek.
Ostatnio mam totalną fazę na czytanie wszystkiego, co dotyczy Lwowa, Kresów. Chłonę tego typu literaturę i udaje mi się wybrać z gąszczu publikacji, jakie są dostępne na rynku czytelniczym, te naprawdę dobre, wartościowe, ciekawe. Do takich należy również książka "Sekrety Lwowa cz. I", chociaż jest to zdecydowanie lżejsza gatunkowo pozycja od dotychczas prze ze mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-22
Uwielbiam tego autora za to, że wali prosto z mostu o sprawach, które nie wiem dlaczego uważa się w naszym kraju za tabu. Broń Boże powiedzieć głośno, że Ukraińcy coś nam zabrali, zawłaszczyli, że dopuścili się ludobójstwa na Polakach w Wołyniu, a teraz w odebranych nam, najbardziej reprezentacyjnych miastach dawnej Polski jak Lwów czy Wino stawiają pomniki banderowcom z UPA. W dodatku ciągle zakłamują historię tych miejsc i tragicznych zdarzeń, których oni byli sprawcami a Polacy ofiarami. Autor nie bawi się w poprawność polityczną, tylko nazywa pewne rzeczy po imieniu, tak jak każdy prawdziwy Polak robić powinien. Dlatego jego książki wzbudzają we mnie mnóstwo emocji i niestety, kosztują mnie sporo zdrowia i nerwów, bo strasznie mocno przejmuję się tym wszystkim o czym autor pisze, a co głęboko rani moje serce jako Polki.
O co chodzi w "Oddajcie nam Lwów"? Nie jest to broń Boże jakieś nawoływanie do siłowego odebrania Ukrainie tego miasta, tylko pokazanie z perspektywy Polaka patrioty jak wygląda sytuacja związana z ziemiami utraconymi przez Polskę na rzecz najpierw Związku Radzieckiego, a teraz Ukrainy.
Przede wszystkim Pan Hałaś przypomina, że polski Lwów to była esencja polskości, miasto tym różniące się od innych sztandarowych miast Polski, takich jak Warszawa czy Kraków, że wielokulturowe, scalające to, co najlepsze i najpiękniejsze. Lwów, pomimo zagarnięcia go przez rzekomych "wyzwolicieli" był, jest i będzie polski. A kto twierdzi inaczej, nie jest godzien miana prawdziwego Polaka. Przy okazji warto powtórzyć za Mickiewiczem: "Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie zapomnij o mnie". Zgadzam się z Panem Hałasiem, że Polacy powinni dopominać się swojego prawa do Lwowa w sensie kulturowym, historycznym i tożsamościowym. Zadziwiająco często słyszy się opinie wygłaszane przez różne osoby, że nie można mówić równocześnie o polskim Lwowie i polskim Wrocławiu, mając w domyśle, że skoro Lwów uważamy za polski, to Wrocław powinniśmy uważać za niemiecki. Nic bardziej mylnego, gdyż w przypadku obu tych miast polskość jest inaczej definiowana, bo Wrocław zyskaliśmy na mocy bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, natomiast Lwów odebrano nam na mocy tajnych protokołów Ribbentrop - Mołotow, którego nikt w Europie nie uznaje poza (o zgrozo!) Polską.
Autor podkreśla, że należy bronić prawdy historycznej o Lwowie, nie zakłamywać historii w imię dobrych stosunków sąsiedzkich z Ukrainą. Nasuwa się też pytanie: dlaczego państwo polskie i jego obywatele wspierają Ukrainę, która stawia pomniki oprawcom Polaków, takim jak Bandera, Szuchewych, Sawura? Czy gdyby Niemcy stawiali w swoich miastach pomniki na przykład Himmlera, to Polacy również przymknęliby na to oko nie chcąc psuć wzajemnych relacji? Powiem tylko, że tym porównaniem autor trafił dokładnie w punkt. Coś tu jest z tym wszystkim bardzo "nie halo".
Istotne jest to, że polski Lwów wciąż istnieje w świadomości dzięki literaturze (nie tylko książki, albumy, ale również piękne wiersze, piosenki), która zresztą nigdy nie pogodziła się z utratą Lwowa. Zabrać Polakom Lwów to jak wyrwać im serce. A proszę jeszcze zauważyć jakie bzdury wygadują przewodnicy wycieczek po Lwowie, którzy stroją fochy, gdy Polacy korygują ich kłamliwe wypowiedzi. W jaki sposób traktują Cmentarz Orląt Lwowskich, Polaków mieszkających we Lwowie i jaki mają stosunek do wielokrotnych próśb o ekshumację i godny pochówek ofiar rzezi na Wołyniu. Zresztą sam Wołyń i to, co zrobiono tam Polakom też jest na Ukrainie tematem tabu. Przytoczę tu fragment wiersza Zbigniewa Herberta, który był lwowianinem z krwi, kości i duszy:
Ze się nie będę bratał
Z żadną rodzimą szują
Z tych co się Lwowa wyparły
I jeszcze zbójom dziękują
Za to, że nam go zabrali
Inny sławny pisarz (lwowianin) Stanisław Lem uważał, że Lwów prędzej czy później wróci do Polski, na razie nie można tylko określić kiedy i w jakich okolicznościach to się stanie, ale w myśl powiedzenia: " W historii nie ma nic na zawsze" pozostaje mieć nadzieję, że jeśli nie my, to kolejne pokolenia tego doczekają.
Co ważne, autor nie pała nienawiścią czy chęcią odwetu. On tylko uświadamia pewne fakty, których niektórzy zdają się nie zauważać, nie pamiętać czy bagatelizować, Podkreśla, że ta Ukraina z okręgu Kijowa jest przychylna Polakom, bo nie ma żadnych naleciałości historycznych ani nie żywi roszczeń terytorialnych. Jest otwarta na współpracę i dialog oraz serdeczna w stosunku do naszego narodu. Natomiast Ukraina wschodnia wciąż żyje przeszłością, gloryfikując organizację UPA, mając zapędy nacjonalistyczne oraz chęć zawłaszczenia niektórych terytoriów, które rzekomo im się należą. Tak to po prostu wygląda i należy być tego świadomym.
Całą sobą podpisuję się pod słowami autora książki, który uważa, iż: "Tych wszystkich, którzy twierdzą, że Lwów jest dziś miastem ukraińskim, mamy prawo uważać za zdrajców narodowej pamięci". Z pewnością Lwów nie jest miastem ukraińskim, tylko polskim, ale leżącym na terytorium Ukrainy. Miasto, które zostało zbudowane polskimi rękami i za które przelano polską krew, dlatego ostatni rozdział został poświęcony Cmentarzowi Orląt Lwowskich.
Tego typu lektury powodują, że czuję się przeczołgana emocjonalnie, ale również napełniają nadzieją, że nie jestem odosobniona w swoich marzeniach o przywróceniu nam bezprawnie zagarniętych ziem. Może nie dziś, nie jutro, ale w bliżej nieokreślonej przyszłości. Ta cienka książeczka jest przebogata w treść jakże ważną dla osób, które kochają Lwów i Kresy i które nie godzą się na zakłamywanie historii, na przeinaczanie faktów czy przemilczanie niewygodnych dla naszego ukraińskiego sąsiada wydarzeń. Dziękuję autorowi za tę garść bardzo ciekawych i przydatnych informacji o Lwowie, za odwagę w głoszeniu niewygodnych dla niektórych osób prawd, za serce włożone w walkę o pamięć polskiego Lwowa, które polskim pozostanie pomimo zmiany granic. Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to jakoś strasznie patetycznie, ale piszę po prostu tak jak czuję - z głębi serca. Książka, do której będę wracać wielokrotnie.
Uwielbiam tego autora za to, że wali prosto z mostu o sprawach, które nie wiem dlaczego uważa się w naszym kraju za tabu. Broń Boże powiedzieć głośno, że Ukraińcy coś nam zabrali, zawłaszczyli, że dopuścili się ludobójstwa na Polakach w Wołyniu, a teraz w odebranych nam, najbardziej reprezentacyjnych miastach dawnej Polski jak Lwów czy Wino stawiają pomniki banderowcom z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przeczytałam już chyba wszystkie napisane przez tę autorkę książki i ta jej najnowsza trochę podniosła mi ciśnienie. Dlaczego? No bo ile razy można wałkować temat kolaboracji podczas II wojny światowej czy porywania i zniemczania polskich dzieci. Przecież zarówno literatura faktu jak i powieści obyczajowe już opisały te tematy na wszystkie możliwe sposoby. Pytam więc - po co tworzyć kolejną książkę o tym samym, jeżeli nie ma się w tym temacie nic nowego czy odkrywczego do dodania. Ja wiem, że to to są chwytliwe kwestie, które mocno działają na wyobraźnię i uczucia czytelników. Ale na prawdę nie ma świeżych tematów, które można by ciekawie opisać?
Pierwsza połowa książki nudna i monotonna. Rozumiem, że autorka zapoznaje nas z rodziną głównej bohaterki - Magdy Antoszewskiej : jej mamą Renatą, młodszą siostrą Adelą, bratem Mietkiem czy ciotką Luizą, u której mieszka w Kielcach aby nie dojeżdżać z rodzinnej wsi Ocisęki do pracy w miejskim ratuszu. Ale przez 150 stron???
Wybuch wojny powoduje zmiany zarówno na wsi, jak i w Kielcach, gdzie tworzy się ruch konspiracyjny, do którego wstępuje Magda. Wiedząc, że mąż jest w niemieckiej niewoli, snuje fantazje erotyczne o Marcelu - chłopaku poznanym w siatce konspiracyjnej... Dziwna ta główna bohaterka, jakby sama nie wiedziała czego chce w życiu. Jej matka zaś irytowała mnie na każdym kroku wygłaszaniem tych swoich staroświeckich "mądrości". Brat żyje na kocią łapę z matką dwójki swoich dzieci, co jak na tamte czasy i małą wieś, wydaje się mało prawdopodobne.
Romans dwójki bohaterów mało przekonujący, a szczególnie jego postawa względem swojej partnerki działała mi na nerwy. Straszny gbur i egoista z tego faceta. W moim odczuciu, to pomiatał nią i w ogóle jej nie szanował, w dodatku zlecał jej zadania konspiracyjne, które były bardzo ryzykowne. Jakoś nie czułam w tym związku miłości, troski i szacunku należnego kobiecie.
Najbardziej interesującym wątkiem okazały się porwania i wywózki polskich dzieci do Niemiec w celu ich germanizacji. Dzieci siłą oderwane od rodziców, rodzeństwa są w ośrodkach przejściowych fatalnie traktowane. Często padają ofiarą maltretowania czy zabójstw. Autorka opisała to w sposób przejmujący, ale ja już o tym tyle czytałam, że bardziej mnie te sceny (mające brać czytelnika na litość) irytowały zamiast mną wstrząsnąć, bo najbardziej wstrząsające były książki dokumentalne pisujące tego typu zdarzenia jak chociażby "Teraz jesteście Niemcami. Wstrząsające losy zrabowanych polskich dzieci". Natomiast wydarzenia przedstawione w powieści to po prostu wytwór wyobraźni autorki. Po raz kolejny pytam: po co, skoro tyle o tym już napisano? Trzeba przyznać, że udało się autorce wiernie odtworzyć klimat i dramaturgię zniemczania polskich dzieci, jednak za dużo już w literaturze polskiej wałkowania pewnych kwestii celem podniesienia atrakcyjności książki.
Pani Nina Zawadzka z pewnością ma dobry styl, potrafi doskonale opowiadać historie wojenne, o czym świadczy fakt, że przeczytałam wszystkie jej książki i każda mi się podobała, ale uważam, że poruszenie takich tematów jak obszerny wątek konspiracyjny i germanizacja polskich dzieci to już przegięcie z racji tego, że jest to powielanie chwytliwych tematów, których już nic nowego nie da się przekazać, chyba, że ktoś znajdzie naocznego świadka tamtych zdarzeń, który wniesie od siebie coś, co faktycznie widział i przeżył. Na końcu książki autorka pisze, że ułożyła powieść na podstawie właśnie zeznań świadków. A nie lepiej było po prostu rzetelnie spisać ich wspomnienia, zamiast na ich podstawie układać ckliwe historie? Wyszło zwykłe bajanie o tematach, które zawsze dobrze się sprzedadzą. Nie lubię gdy autorzy stosują takie sztuczki w celu podniesienia czytelnictwa. Niestety, momentami się nudziłam i w miarę wysoką ocenę daję za drugą połowę książka, bo w pierwszej straszne nudy.
Przeczytałam już chyba wszystkie napisane przez tę autorkę książki i ta jej najnowsza trochę podniosła mi ciśnienie. Dlaczego? No bo ile razy można wałkować temat kolaboracji podczas II wojny światowej czy porywania i zniemczania polskich dzieci. Przecież zarówno literatura faktu jak i powieści obyczajowe już opisały te tematy na wszystkie możliwe sposoby. Pytam więc - po...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to