Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Ed Yong
3
7,1/10
Pisze książki: flora i fauna, nauki przyrodnicze (fizyka, chemia, biologia, itd.)
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,1/10średnia ocena książek autora
149 przeczytało książki autora
955 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Mikrobiom. Najmniejsze organizmy, które rządzą światem
Ed Yong
7,8 z 115 ocen
994 czytelników 25 opinii
2018
Najnowsze opinie o książkach autora
Niezwykłe zmysły. Jak zwierzęta odbierają świat Ed Yong
6,4
Wielogłos natury
Sensoryczne zanieczyszczenie spowodowane przez człowieka, to nie tylko brak możliwości obserwacji nieba nocą czy stres zwierząt domowych w wyniku huku sylwestrowego. To wieloczynnikowe zaburzenie świata subtelności zwierzęcych, do którego zrozumienia dorastamy od niedawna. Przy okazji zdajemy sobie sprawę coraz pełniej z wyścigu zbrojeń organizmów o zasoby w wyniku rozwijania możliwości interakcji różnymi technikami. Zmysły, które funkcjonują w ziemskich ekosystemach, są czymś daleko pełniejszym niż możliwości naszych fizjologicznych konstrukcji. Bogactwo tego świata zmysłów jest tematem bardzo dobrej książki Eda Yonga. Czytając „Niezwykle zmysły. Jak zwierzęta odbierają świat” zanurzyłem się w fantastyczną opowieść o subtelnościach widzenia, słyszenia, czucia, próbkowania, drgania, doświadczania dyspersji czy gradientów. Efekt pracy popularyzatora nauki trudno zaklasyfikować. Jednak jedno da się o nim powiedzieć na pewno. Przypomina mi o fascynacjach i pasjonującej narracji Davida Attenborough. A o lepszą rekomendację trudno.
Recepcja elektryczna, magnetyczna, echolokacja, setki oczu w różnych miejscach, linia boczna, receptory mieszane, zmysły rozproszone … to w książce temat przewodni. Autor wstępnie formalnie pogrupował zjawisko doświadczania świata przez organizmy na klasy zagadnień budując rozdziały. Szybko jednak się okazuje, że trudno jednoznacznie rozdzielić przestrzeń bodźców na szkolne kategorie. To nigdy nie jest jednoznaczne. Szczególnie, że człowiek ‘zamknięty we własnej bańce odczuć’ nie ma pewności (a czasem zupełnie błądzi),jak rozumieć zmysły tysięcy innych gatunków. Problem widzenia barw jest zaledwie preludium do komplikacji z których relacje zdaje w tekście. Wąchanie językiem przez węże, sumy smakujące otoczenie całym ciałem, oczy bez mózgu, jaskiniowe ryby z zębami rozsianymi w różnych miejscach ciała, asymetryczne uszy sowy budujące kierunkowość sygnałów, żaby wydające dźwięki których same nie słyszą, magnetyczna pamięć żółwi wracających w to samo miejsce po tysiącach kilometrów. Każdy zmysłowy przypadek jest unikatowy, poszerzający poczucie złożoności tego, co nas otacza.
Centralna perspektywa napędzająca narracje książki kręci się wokół niemieckiego pojęcia UMWELT, które od stulecia w zoologii oznacza spersonalizowaną strukturę interakcji między konkretnym osobnikiem (gatunkiem) i otoczeniem. To wspomniana bańka, tym razem określająca biologicznie każde stworzenie, powstała darwinowsko jako zestaw narzędzi pozwalających w sposób unikatowy zbierać informacje o świecie w ramach ograniczonego systemu ‘nadawczo-odbiorczego’. Reprezentatywnie istotę tego mechanizmu pokazuje choćby żabojadek brazylijski, czyli nietoperz ‘eskalujący zbrojenie zmysłowe’ w relacji do płaza-ofiary (str. 265):
„Umwelt żaby ukształtował odgłosy żaby, które następnie ukształtowały Umwelt nietoperza. Zmysły dyktują zwierzętom, co jest piękne, a czyniąc to, wpływają na formę, jaką piękno przybiera w świecie przyrody. ”
W książce znalazło się miejsce na cierpliwie odkrywane mechanizmy budowy Umweltu różnych gatunków, na błędne hipotezy, na opisy technik pozwalających dokonywać przełomów w zrozumieniu na czym opiera się konkretna zmysłowość. Wielokrotnie musimy skonfrontować się z komplikacjami, które piętrzą się w procesie dochodzenia do prawdy, o czym autor przypomina wielokrotnie, a podsumowuje tak (str. 366):
„W całej książce widzieliśmy, że trudno zrozumieć zwierzęce Umwelt, ponieważ są one z natury subiektywne i ponieważ własne zmysły powstrzymują nas przed wymaganym do tego wielkim wysiłkiem wyobraźni. Istnieje jednak prostsza bariera, która przeszkadza nam we właściwym pojmowaniu innych Umwelten: łatwo jest badać zmysły zwierząt za pomocą sposobów, które wprowadzają w błąd.”
To, że książka nie jest jeszcze wybitna w mojej ocenie, jest konsekwencją unikania przez autora bardziej sformalizowanej narracji, która uniwersalizuje problemy z powyższego cytatu, a która w popularyzacji wydaje się czasem ‘nudnym i niepotrzebnym dodatkiem’ (stąd chyba jest oszczędnie dawkowana). Chodzi z jednej strony o formalizm biochemii i fizyki, oraz ‘meta-analizę świadomościową’ kognitywnych poziomów z drugiej (*).
Od strony struktury, treści i stopnia detaliczności, książka jest bardzo ciekawie zrównoważona. Dominuje narracja doświadczalników etologów, rozbudowująca się czasem w kierunku neurofizjologii. Sporo ‘badań terenowych’ wprowadzając w temat, pomaga Yongowi zaprezentować konkretnych badaczy. Musi się w tym posiłkować opiniami swoich licznych rozmówców, bo nie tylko nie jest ekspertem w zoologii, ale po prostu wiedza o konkretnych strategiach na przetrwanie w świecie bodźców wymaga wąskiej i wieloletniej praktyki badawczej. Znalazło się w książce miejsce na opisy eksperymentów, na podstawy mikrobiologicznego działania konkretnego rozwiązania, a nawet na fizyczne wyjaśnienie zjawisk. Tu pojawiło się u mnie jedyne zastrzeżenie (**). Ale to detal, bo z reguły wszystko się skrzy faktami i opisami aktywującymi wyobraźnię. Bardzo często ‘zanurzałem się bez reszty’ w tekst. Choćby powieść o wydrach morskich (str. 195-197),to genialny przykład konkretu, obyczajowości, wyjątkowych ciekawostek, a przez to urocza kapsułka gatunkowej zmyślności. Skorupiak rawka błazenek to nie tylko zdumiewający młotek uderzający błyskawicznie ofiarę, ale oczy – tak złożone, że nie powstydziłby się ich kosmita (str. 122-132).
„Niezwykle zmysły” to bardzo wartościowa lektura. Dziesiątki przykładów rozwijania Umwelt – od głębi oceanów przez podziemne kanały po powietrzne skanowanie otoczenia; od ćmy, muchy, ośmiornicy, dziobaka, po płetwale, orły i golce; od ultradźwięków przez zmiany zasolenia po fluktuacje napięcia elektrycznego i zmiany faktury powierzchni na poziomie nanometrów. Wszystko łączy się w jeden złożony system, w którym każdy organizm zmaga się z formalnymi ograniczeniami czasu, specyfiki własnego otoczenia i budowy anatomicznej odziedziczonej po przodkach. Jest miejsce na ciekawostki i na bardzo pomocne przypisy. Dwie kolorowe wkładki ilustrują większość gatunków przywołanych w opowieści. Bardzo pomocny skorowidz rzeczowo-osobowy umożliwia szybkie powracanie do konkretnych fragmentów. Bardzo dobrze wypadło w książce równouprawnienie, zapewne niezamierzone, a przez to sugerujące obiektywność zjawiska w społeczności etologów. Chodzi o dziesiątki naukowców, z których połowa tych ‘ludzkich bohaterów’ książki to kobiety. Skoro podano przykłady płciowych różnic w ramach budowanej zmysłowości (samce modliszek wypracowały techniki pozwalające przedłużać gatunek mimo ‘bycia zjadanym’),to zupełnie oczywiste jest, że bez perspektywy kobiecej, ślepota ludzka na możliwości sensoryczne milionów innych gatunków byłaby o kilka poziomów większa.
Na takie książki popularyzujące naukę warto czekać!
BARDZO DOBRE z małym plusem – 8.5/10
========
* Obie rozszerzające perspektywę etologii narracje pojawiają się, w ograniczonym jednak zakresie. W kilku miejscach wspomina Yong o budowie neuroreceptorów, pokazuje struktury częstotliwościowe echolokacji nietoperzy. Pojawia się klasyczny problem Nagela, jako element kognitywnego namysłu (Thomas Nagel napisał kilka dekad temu esej „Jak to jest być nietoperzem?” – dostępny na free po polsku – którym otworzył płodną dyskusję o subiektywności poznawczej).
** Na stronach 300-303 pojawią się opisy bardzo ciekawego mechanizmu dostrajania echolokacji przez nietoperze. Okazuje się, że niektóre gatunki potrafią uwzględnić efekt Dopplera w generowanych częstotliwościach fal dźwiękowych, by samemu móc dokonać pomiaru wracających zaburzeń. Yong nie podał niestety istoty zjawiska, bo w zaprezentowanej wersji nie wiadomo czemu należałoby uwzględniać przesuniecie Dopplera. Znalazłem artykuł, o którym wspomina dziennikarz, a który sygnalizował jako pierwszy to zjawisko (Schnitzler H.- U. “Kompensation von Dopplereffekten bei Hufeisen-Fledermäusen”, Naturwissenschaften, 1967, 54: 523-524). Schnitzler poprawnie wyjaśnia, że sedno modulacji dźwięku wydawanego przez nietoperze wynika z faktu, że w miarę zbliżania się do obiektu ataku on przyspiesza (a dopiero ten fakt wymusza ‘dostrajanie dopplerowskie’, a nie ruch nietoperza jako taki).
Mikrobiom. Najmniejsze organizmy, które rządzą światem Ed Yong
7,8
Duże zaskoczenie. To rzadkość, żebym dostał do ręki książkę, po której spodziewałem się nieco innych treści a mimo to mnie zachwyciła.
Co przeciętny człowiek, nawet taki zainteresowany biologią, dowiaduje się z tzw. mediów o bakteriach czy wynosi ze szkoły? Prawie nic! Bakterie są wszędzie. To wiadomo. Z debilnych reklam środków czystości dowie się, że to jakieś podłe zarazki rozpełzające się po domu, które trzeba niszczyć. A coś pozytywnego? Kto nie przysypiał na lekcjach biologii zapamięta może coś o bakteriach żyjących w brodawkach korzeniowych roślin, co umożliwia pozyskiwanie przez roślinę azotu. I praktycznie to wszystko. Świat bakterii generalnie jest wrogi albo oderwany od królestwa roślin i zwierząt. No, może poza etapem śmierci, kiedy martwe organizmy ulegają rozkładowi.
A co przeciętny Kowalski powie, kiedy zapytać go o słowo symbioza? Jeśli w ogóle coś powie, wymieni oczywiście porosty. Bardziej inteligentny Kowalski dorzuci wspomniane wyżej bakterie brodawkowe. Świadomość, że żyjemy dosłownie zanurzeni w morzu drobnoustrojów jest większości ludziom obca.
Od jakiegoś czasu pojęcie mikrobiomu zrobiło się popularne, Ukazało się nawet kilka książek popularnonaukowych. Skupiają się one jednak na drobniutkim wycinku tematu. Mikrobiom kojarzy się z populacją mikroorganizmów zasiedlających jelita, zwłaszcza nasze jelita. Mało kto skojarzy tę relację ze słowem symbioza. Biorąc do rąk książkę Eda Yonga spodziewałem się właśnie takiego wykładu. Rozważań na temat wpływu naszych jelitowych pasażerów na nasze życie. Tymczasem od pierwszych stron spore zaskoczenie. Autor dopiero w podziękowaniach (któż czyta podziękowania :D :D :D ) na końcu książki wypowiada znamienne słowa, które powinny paść już na początku:
„Od samego początku oboje [mowa o wydawcach/redaktorach] pojęli książkę, która próbowałem napisać – opowieść o mikrobiomie, która obejmuje całe królestwo zwierząt, bez skupiania się ściśle na ludziach, zdrowiu i diecie.”
I właśnie o tym ta książka jest. Poprzez naprawdę niesamowite, zaskakujące i zadziwiające przykłady autor prowadzi czytelnika pokazując mu, że świat mikrobów nie jest jakimś oderwanym od reszty organizmów królestwem mikroskopijnych żyjątek, które niewiele nam pomagają, a często szkodzą. To świat symbiontów, bez których wiele gatunków zwierząt w ogóle by nie mogło istnieć. Co ciekawe, okazuje się, że relacja bywa też odwrotna. Niektóre bakterie są tak uzależnione od swoich gospodarzy, że zginą bezpowrotnie, jeśli wymrze gatunek gospodarzy. Symbioza to nie tylko pomoc w trawieniu niestrawnych części roślin, jak u przeżuwaczy, ale również detoksykacja tego, co dla większości zwierząt jest trujące. I takie pozostaje ciągle. Są gatunki, które „udomowiły” pewne mikroorganizmy, które chronią przed trucizną. Inne zaś stały się nie tylko symbiontami, ale wręcz endosymbiontami i żyją wewnątrz komórek gospodarza. I nie są wcale pasożytami. Inne wpływają na zachowania godowe, wpływają na reprodukcję czy behawior. Takich przykładów autor opisuje dziesiątki. Nie chodzi tu jednak o zarzucenie czytelnika ilością szczegółów a raczej o uzmysłowienie, że żyjący świat ma w sobie wielokrotnie więcej powiązań, niż zazwyczaj to się nam wydaje. Mikroorganizmy wpływają dosłownie na wszystko, co tylko nam przyjdzie do głowy.
Myślę, że niejeden czytelnik, nawet taki, który ma niezłe przygotowanie biologiczne, będzie zaskoczony. Polecam gorąco.
Jedyną, dużą wadą książki są przypisy. Są dwie metody. Albo umieszcza się je na końcu książki, albo na każdej stronie. Jeśli przypisy dotyczą jedynie odwołań do literatury czy krótkich wyjaśnień pewnych terminów, koniec książki jest najlepszym do tego miejscem. Niestety tutaj znalazło się sporo bardzo ciekawych przypisów, które śmiało można by wpleść w narrację głównego tekstu. Skakanie pomiędzy dwoma miejscami w książce nie sprzyja czytaniu. Oczywiście znalazło się też nieco dziwacznych literówek czy błędów gramatycznych, ale do tego niechlujstwa korektorskiego zaczynam się już – niestety – przyzwyczajać. Na szczęście nie było ich w tym tomie dużo.