Murphy Samuel Beckett 7,1
„Murphy” podobał mi się. Jednocześnie muszę zaznaczyć że koniec i niektóre partie książki nie są dla mnie do końca zrozumiałe, więc mogę się mylić w tym co piszę. Nie udało mi się też znaleźć jednej całościowej interpretacji, poza tą która ma około 85 stron i dotyczy prozy Becketta w ogóle (jeszcze jej nie przeczytałem ^^”). Więc, przedstawię może to jak ja tę książkę odbieram.
Beckett napisał książkę, która jest satyrą, jest zabawna, jest pełna literackich i filozoficznych odniesień (wyjaśnionych w przypisach) i wydaje się być jednocześnie eksploracją filozoficznych idei (które są sparodiowane). Przeczytałem że „Murphy” jest satyrą na kartezjanizm i faktycznie, Kartezjusz w interpretacji tekstów Becketta pojawia się bardzo często. (więcej: https://www.worldcat.org/title/992145306) Beckett w zabawny sposób eksploruje zależność między filozofią a prozaicznym życiem, to jak człowiek oddany filozofii jest zmuszony do odnalezienia się w nim. Naprawdę podobała mi się ta filozoficzna część, to jak Murphy próbował się doprowadzić do stanu (jeśli wierzyć angielskiej wikipedii) katatonicznego, to jak próbował oceniać wydarzenia go dotykające z racjonalistycznej perspektywy – a także cała część dotycząca filozoficznych dyskusji. Spodobała mi się ta idea całkowitego odcięcia się od zwykłego życia, istnienia wyłącznie jako umysł (albo może raczej – wyłącznie wegetacji w ogóle). Z drugiej strony Murphy momentami zdaje się, może właśnie za sprawą swojego racjonalizmu, nieporadny w zwykłych sprawach życiowych. – choć też ma do siebie dystans (a może to Beckett, ze swoją narracją, ma do niego dystans?),zdaje się być spokojny, zdystansowany, czilowy, można nawet powiedzieć – minimalistyczny i zwyczajny. Trudno mi było niekiedy jednoznacznie go określić, czułem się niekiedy trochę tak, jakbym miał do czynienia z dwiema różnymi postaciami – Murphym - intelektualistą i Murphym – spokojnym pragmatykiem. W każdym razie Murphy wzbudzał moją sympatię.
Naprawdę fajnym rozwiązaniem było podjęcie przez niego pracy w szpitalu psychiatrycznym (który, wg autora posłowia był wzorowany na słynnym „Bedlam”) jako pielęgniarz. To naturalne współbrzmienie Murphyego z chorymi psychicznie, to jak dobrze się z nimi dogadywał, jak „widział swoją przyszłość w nich, a o oni w nim swoją przeszłość” daje czytelnikowi uczucie harmonii, przedstawia szpital psychiatryczny jako azyl ochronny przed zwykłym, pragmatycznym światem (trochę jak w „Tworkach” Bieńczyka). Jednocześnie, myślę, przedstawia to w interesujący sposób płynność granicy między zdrowiem a chorobą psychiczną – czy może też płynność granicy między filozofią i racjonalizmem, a szaleństwem. Żałuję że nie było jeszcze więcej części poświeconych pracy Murphyego w szpitalu psychiatrycznym. Swoją drogą jest cały rozdział poświęcony temu jak działa umysł Murphyego, aczkolwiek cechuje się na tyle filozoficznym stylem że niezbyt wiele z niego zrozumiałem. ^^” Mimo to, „Murphy” jest w większości jasny, prosty, a filozoficzne aluzje są wprowadzane w komicznym i prostym kontekście. Mamy też do czynienia z pewną innowacją formalną, zabawą literacką (choć nie chciałbym za wiele z niej tutaj ujawniać).
Ale tak, „Murphy” jest utworem krzyżującym satyrę, codzienne życie i filozoficzne motywy. Sam główny bohater ma też być oparty w części na samym Beckecie – aby przygotować się do pisania książki, autor poddawał się psychoterapii (chyba właśnie w „Bedlam”). Znane jest też to, jak sam Beckett zmagał się z (jeśli dobrze pamiętam) lękiem czy depresją. Ciekawe jest też to, że Irlandczyk czytał Kartezjusza by przygotować się do pisania – Beckett w ogóle znany jest jako erudyta. Ciekawe jest też to jak Muprhy, zupełnie jak Beckett, głównie milczał, a odzywał się tylko gdy inni do niego mówili – „a i to nie zawsze”. Taki pielęgniarz w szpitalu psychiatrycznym musiał być ciekawy. W ogóle bardzo ciekawe i ekscytujące jest dla mnie zakończenie książki, szkoda że nie mogę więcej o nim napisać.
„Muprhy” w ogóle pełen jest postaci mających swoje osobliwości, ukazanych w komicznym świetle. To ciekawa okazja by obserwować międzyludzką komunikację, społeczne rytuały. Choć szczerze mówiąc część osób z kręgu Murphyego nie jest dla mnie tak interesująca – gdy w kolejnych częściach książki sam Murphy na jakiś czas znika ze sceny, a widzimy wspomniane postacie, zaczynałem tracić zainteresowanie. Niektóre z nich są ciekawe, ale chyba głównie w interakcji z Murphym, nie same w sobie. (może z wyjątkiem Ticklepennyego, „knajpianego poety” po którym protagonista przejmuje posadę w szpitalu psychiatrycznym) Mimo to same zagadnienia poruszane w książce, jej tematyka sprawiała że chciałem do niej wracać. W ogóle jak na razie proza Becketta trafia do mnie bardziej niż jego dramaty, może dlatego że w pewnym sensie jest trochę bardziej wprost, nie polega tak bardzo na niedopowiedzeniach, więc łatwiej ją zrozumieć. Lubię jej filozoficzne motywy, jej niekiedy nihilistyczne konkluzje (jak w świetnym „Molloyu”),jej puenty i satyrę. Jednocześnie „Murphy” wydaje mi się lżejszy niż „Molloy”, nie tak nihilistyczny i cyniczny. W ogóle w „Mallone umiera”, sequelu „Molloya” powraca motyw szpitala psychiatrycznego.
A, i w posłowiu opowiadane są całkiem interesujące losy powstawania, recepcji i trwania (a może raczej zmian?) „Murphyego”. To miły dodatek. Trochę szkoda że więcej miejsca nie zostało poświęcone analizie i interpretacji tekstu książki.