O mojej córce Kim Hye-jin 7,5
Literatura koreańska ostatnio, też dzięki wydawnictwu Kwiaty Orientu, częściej pojawia się w polskich księgarniach. I to jest bardzo dobra wiadomość, gdyż są to teksty niezwykle wartościowe i warte poznania. Nie wiem, czy twórczość literacka w Korei Południowej stoi na tak wysokim poziomie, czy też nasi tłumacze i wydawcy potrafią wyłuskać spośród niej same najpiękniejsze perły, dość że nie spotkałam się do tej pory z książką z tego regionu świata, która nie byłaby godna polecenia. Nie inaczej jest też z krótką, ale bardzo mocną i wyrazistą emocjonalnie powieścią „O mojej córce”. I znów, jak już niejednokrotnie wcześniej, widzimy że pewne problemy, bez względu na to pod jaką szerokością geograficzną występują, są dla każdego z nas podobne i podobnie trudne do udźwignięcia.
Tematyka książki Kim Hye-jin krąży wokół kwestii starości, przemijania, tolerancji oraz relacji matka-córka, tutaj dodatkowo jeszcze skomplikowanej przez wątek orientacji seksualnej. Wszystko to oczywiście utrzymane zostało w hermetycznej, oszczędnej formie, co akurat doskonale współbrzmi z tym, co wiemy o syndromie koreańskiego osamotnienia, wyalienowania jednostki. Niemniej jednak za tym surowym minimalizmem ukryto ogromną siłę emocji, których nie sposób nie poczuć, a także nie podzielić.
Główna bohaterka, którą zwać tu będę Matką, to rozczarowana życiem 60-letnia kobieta. Pracuje jako opiekunka ludzi starszych, nic więc dziwnego, że większość jej myśli krąży wokół tak smutnych i ostatecznych problemów, jak bezlitosny upływ czasu, bezradność i uzależnienie od pomocy innych, które czynią podeszłe lata nieznośnymi i żałosnymi. Człowiek staje się jeszcze jednym zbyt długo rozkładającym się odpadem.
Tymczasem jej życie osobiste nie jest ani trochę weselsze, a kontakty z Córką coraz bardziej problematyczne. Gdy Córka wprowadza się do domu Matki z partnerką, sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje. Trudno jej pogodzić się z wyborami Córki. Rodzicom na całym świecie ciężko zaakceptować w pewnym momencie fakt, że ich dzieci zdążyły dorosnąć, mają więc prawo do własne drogi i do popełniania błędów na własny rachunek. Słowa o wpędzaniu do grobu i „tyle dla ciebie zrobiłam” nie są niczym więcej niż zwykłym emocjonalnym szantażem.
Dotyczy to również Matki z naszej opowieści. To mądra kobieta, która wiele w życiu przeszła. Mówi więc „Jeśli będę córkę ciągnąć i szarpać, w końcu przerwie się ta cienka, delikatna nić, która nas łączy. W ten sposób ja stracę.” A jednak robi to, nie może się powstrzymać. Próbuje analizować swoje zachowanie, odkryć pobudki, jakie nim kierują niejako wbrew jej woli. Myli się jej prawdziwa osobowość z tą wyobrażoną, wyidealizowaną. Pyta więc: „czy ja w ogóle chcę być dobrym człowiekiem? Jak mogę być teraz dobrym człowiekiem dla mojej córki?”
Matka i córka, a tak różne, jak woda i ogień. Gdy córka interweniuje, protestuje, ratuje świat, matka stoi z boku, by nikt jej nie zauważył. Po co wtrącać się w cudze sprawy, cóż nas one obchodzą?
Matka nosi w sobie cały kłąb różnych uczuć, poplątanych, których nie daje rady rozsupłać. Poczucie wstydu wobec sąsiadów i znajomych łączy z poszukiwaniem winy w sobie, tropieniem popełnionych nieświadomie błędów wychowawczych, które mogły skutkować takimi preferencjami Córki. Lęk, że Córkę bez rodziny czeka tak upadlająca i pusta starość, jaką na co dzień widzi w domu opieki, gdzie pracuje. Wybuchy gniewu zmieszanego z żalem i rozgoryczeniem płyną od niej w stronę Córki niemal nieprzerwanie, choć niby stara się mitygować, wiedząc z góry, ze pozostaną bezskuteczne. Czy zawsze taka była? Czy jest to jej prawdziwa natura? Czy frazesy, które teraz padają z jej ust o powinnościach kobiety, o normalnym życiu, o „prawdziwej” rodzinie, w którym musi być mężczyzna, kobieta i dziecko, czy te „przykazania”, których spełnienie pozwala wtopić się w tłum, nie wyróżniać spośród ludzi, są naprawdę ważniejsze od szczęścia jej dziecka?
Droga do zrozumienia tak kompletnie odmiennego modelu życia jest długa i nie kończy się powodzeniem. A jeśli nawet, to nie oznacza to jeszcze pogodzenia się z faktami, ani tym bardziej akceptacji. Jak stanie się w przypadku Matki i Córki? Wszystkie warianty są prawdopodobne, wszystkie opcje leżą na stole.
Zwykle to matki są źródłem mocy dla swoich dzieci, to one uczą je, jak żyć. Czy role te mogą ulec odwróceniu? Czasem dostrzeżenie i docenienie u innych dojrzałej odwagi w głoszeniu swoich poglądów i dochowywania im wierności w życiu, uruchamia jakiś proces samooczyszczenia, wyzwala siłę i pozwala nie stawiać warunków.
„O mojej córce” to niewielka objętościowo, dobitna proza, która uczy tolerancji i empatii, otwiera na różnorodność i przyznaje prawo do wolności. Temat-rzeka, wywołujący burze w wielu zupełnie różnych społeczeństwach wybrzmiał tutaj głośno i jednoznacznie. W obecnych czasach, gdy powracają konserwatywne i nacjonalistyczne ideologie to lektura bardzo potrzebna.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/