Kirgiski pisarz, scenarzysta filmowy i dyplomata. Absolwent Кыргыз айыл-чарба институтун we Frunze. Tworzył po kirgisku i w języku rosyjskim. Wielokrotnie odznaczany przez władze radzieckie (między innymi w 1978r. otrzymał tytuł "Bohater Pracy Socjalistycznej"). Napisał 12 scenariuszy filmowych. Był ogromnym entuzjastą otworzenia sie Kirgistanu na Zachód. Pod koniec życia został ambasadorem Kirgizji w Belgii, Francji, Luksemburgu i i Holandii. Wybrane książki: "Лицом к лицу" (1957, polskie wydanie: "Twarzą w twarz", TPPR),"Джамиля" (1958, polskie wydanie: "Dżamila", PIW, 1960),"Прощай, Гульсары!" (1966, polskie wydanie: "Żegnaj, Gulsary!", PIW, 1969),"Плаха" (1986, polskie wydanie: "Golgota", PIW, 1991) Syn: Askar (Аскар) (ur. 05.01.1959).http://
Dramat, zasadniczo niesłusznie kwalifikowany jako realizm magiczny. 11-latek z ludu Niwchów rusza na inicjacyjne polowanie na nerpy (coś w rodzaju fok) łódką w towarzystwie ojca, dziadka oraz stryja. Po odstrzeleniu jednego zwierzęcia i zabraniu jego tuszy na łódź rozpętuje się sztorm, więc większość dobytku wyrzucają w morze, żeby ocalić przynajmniej życie. Po sztormie zaś nadchodzi mgła i trwa kolejne dni, podczas gdy pozbawionym żywności bohaterom kończy się woda.
Fabuła - jak widać - nie jest skomplikowana, i raczej koncentruje się na doznaniach chłopca, w związku z czym nie ma co szukać tu przesadnych głębi. Dla urozmaicenia autor dorzucił kilka mądrości ludu Niwchów, z jedną czy dwie legendy, oraz dziadkowe wspominki o Rybie-Kobiecie z jego snów i marzeń.
Czyta się to w miarę szybko, ale nie ma co liczyć na głębsze refleksje czy niezapomniane sceny.
Książka wspomniana w „Dobrym” Łysiaka, musiałem spróbować. Mimo, że to chyba najbardziej znana powieść Ajtmatowa, nie znalazłem jej w centralnej bibliotece, tylko w jednej z filii. Nie mówię, że trudno ją zdobyć, ale biblioteka mogłaby zacząć kupować coś poza książkami Remigiusza Mroza, bo obecnie ma ich już 982.
Początek trzeba przemęczyć i się nie zniechęcać. Wątek fantastycznonaukowy umie całkiem zaciekawić, potem okazuje się, że jest schematyczny, przewidywalny, trochę leniwy. Kontakt z pozaziemską cywilizacją nawiązany dzięki nietypowemu sygnałowi radiowemu, obcy przypominający wyglądem ludzi, ale bardziej zaawansowani technicznie i żyjący w pokoju. Zaskakujące. Ważne, że spełnia swoją funkcję, czyli przytrzymanie czytelnika przez pierwsze sto stron.
Dialogi na ogół nie zachwycają. Mają niemożliwy do zatarcia rys socrealistycznej niezdarności z charakterystycznym niedostosowaniem języka do sytuacji. Kolejarze najwyraźniej wiedzą już, że są bohaterami książki i bardzo starannie dobierają słowa.
Na wrażenia z odbioru ujemnie wpływa też częste wykorzystywanie utartych, dziennikarsko-czytankowych zwrotów. „Jak grom z jasnego nieba”, „na złamanie karku” „w bród”, „czego dusza zapragnie” odbierają tekstowi indywidualność i fałszywie sugerują, że mamy do czynienia z pisarzem niższej klasy.
Wypadałoby teraz napisać, dlaczego w ogóle „Dzień dłuższy niż stulecie” tak mi się podoba.
Chodzi o krótkie przebłyski najczystszej poezji, czasem jedno zdanie, czasem pół, rzadko akapit. Nie umiem opisać tego uczucia. Powraca do mnie w lesie, na łące, na stepie. I u Mickiewicza, Leopardiego, Asnyka. I u Ajtmatowa. Nie ma sensu pisać więcej.
Książka jest też zaskakująco niepoprawna politycznie, a przecież wydano ją przed pieriestrojką. Nie mam tu na myśli wątków dotyczących represji stalinowskich. Komuniści od 1956 roku zdążyli wprawić się w przedstawianiu zbrodni komunistycznych jako stalinowskich wypaczeń i robią to do dziś. Naprawdę zwraca uwagę to, że wulgarne, materialistyczne podejście Sabitżana do życia jest regularnie ośmieszane. Rację zawsze mają mieszkańcy stepu — wierzący nie wiadomo w co, ale chcący w coś wierzyć, żyjący w świecie, w którym teraźniejszość zachowuje ciągłość z przekazywanymi ustnie opowieściami. Tutaj legendy przedstawiają sobą stuprocentową rzeczywistość. Pokazują rzeczy, które zdarzyły się, dzieją się i jeszcze się wydarzą. Postaci sprzed tysiąca lat znów przychodzą, choć w nowych wcieleniach. Człowiek ostatecznie nie zmienia się zbyt mocno. Step też nie, choćby postawić na nim kosmodrom i pociągnąć linię kolejową.
Najbardziej mi szkoda, że Tarkowski nigdy nie zekranizował „Dnia dłuższego niż stulecie”. Skoro nawet na kanwie średniego „Pikniku na skraju drogi” udało mu się nakręcić genialnego „Stalkera”, to pozostaje oddać wyobraźni, co zrobiłby z wyraźnie lepszej książki Ajtmatowa.