Od niemal dwóch dekad Scott Jurek jest najważniejszą postacią i gwiazdą biegów ultramaratońskich. To niezwykle trudna, ale wciąż zyskująca na znaczeniu dyscyplina sportu. W 1999 roku będąc właściwie nikomu nieznanym biegaczem, Scott Jurek niespodziewanie wysunął się na prowadzenie w Western States Endurance Run – słynnym stumilowym (a więc ponad stusześćdziesięciokilometrowym!) wyścigu szlakiem z czasów gorączki złota przez kalifornijskie góry Sierra Nevada. Jurek wygrał go siedem razy z rzędu, ustanawiając również nowy rekord tej trasy. Dwukrotnie zwyciężył w Badwater Ultramarathon, a więc w biegu na ponad dwieście siedemnaście kilometrów przez Dolinę Śmierci. Ustanowił rekord Stanów Zjednoczonych w dwudziestoczterogodzinnym wyścigu, przebiegając w tym czasie dwieście sześćdziesiąt sześć i sześć dziesiątych kilometra, czyli sześć i pół maratonu! Znalazł się w grupie najlepszych biegaczy, którzy w Meksyku wzięli udział w wyścigu z udziałem Indian Tarahumara, znanym z bestsellerowej książki Urodzeni biegacze. Te osiągnięcia należą do absolutnie wyjątkowych, a niezwykłości dodaje im fakt, że Jurek dokonał ich, jedząc wyłącznie produkty pochodzenia roślinnego.
Sympatyczna autobiografia napisana w formie poradnika motywacyjnego. Trochę patetyczna.
Autor usprawiedliwia, chyba przede wszystkim przed sobą, swoje wybory. Stara się wykazać, tez chyba przede wszystkim sobie, że dobrze wybrał, że warto było i teraz wreszcie jest szczęśliwy i spełniony. Czy to prawda? nie wiem. Skoro ktoś jest szczęśliwy i spełniony po co usprawiedliwiałby wielokrotnie swoje wybory w długiej książce?
Bardzo dobrze się słucha audiobooka. Pomimo powtórek i powtarzania wielokrotnie, innymi słowami, tego samego. Pomimo, ze autor wciąż powtarza jaki jest super. Mnie nie przeszkadzały liczne przepisy wegetariańskie; być może niektóre wypróbuję.
Jest coś przerażającego w koncepcji biegania jaką przedstawia autor. Bieganie jak nałóg, jak uzależnienie, poza granice swoich możliwości i swojej wydolności. Nie dla zdrowia zdecydowania, ale bardziej żeby zobaczyć oblicze śmierci, doznać swoistego objawienia. Bieganie niczym praktyki szamańskie.
Ciekawe, warto przeczytać.
Być może to nieuzasadnione oczekiwania, ale sięgając po tę pozycję miałam nadzieję dowiedzieć się więcej o bieganiu i o technice żywienia związanego z tym sportem. Książka jest bardziej historią części życia autora, jego drogi do mistrzostwa - począwszy od wczesnego dzieciństwa. To ukazanie na jakich podwalinach zbudowana została jego determinacja i zacięcie sportowe, a potem jak wyglądała ta sportowa droga. Wszystko to jest przeplatane przepisami na przekąski wegańskie.
Historia ciekawa, zawierająca dozę motywacji, jednak w mojej głowie nie pozostawi większego śladu. Wstęp o rodzinie dla mnie trochę przydługi i ciągnący się, przepisy niekoniecznie do wykorzystania, a dawka motywacji? No cóż - bywały lepsze.
Polecam lekturę przede wszystkim tym, którzy interesują się biegiem długodystansowym (ultramaratony, biegi 24 godzinne, itd. ) lub sami go trenują - dla „niedzielnego” biegacza amatora jak ja, pozycja z kategorii tych „nice to have” zamiast „must have”.