Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Świat grozy, horroru, koszmaru i wielkich wyzwań... - do takiej oto rzeczywistości zabiera nas najnowsza odsłona serii drużynowych gier paragrafowych „Opowieść Baśniomistrza” - gra o wiele mówiącym tytule „Księga grozy. Transylwania”. To właśnie za sprawą tej pozycji udamy się do krainy krwiożerczych wampirów, bym tam stawić czoła wielu wyzwaniom, przygodom i rzecz jasna misjom, jakie stawi przed nami scenariusz tej gry. Tytuł ten ukazał się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Black Monk Games.

Mamy zatem paragrafową grę RPG, która oferuje nam aż cztery porywające, klimatyczne, fabularne scenariusz gry. I wszystko, co jest niezbędnym do rozgrywki, znajdziemy w tej książce, czyli:

* 50 Obszarów z ilustracjami

* 4 gotowe postacie

* dzienniki wypraw i misji

* wspominane już 4 opowieści – „Groza wampira”, „Piętno wilkołaka”, „Klątwa Frankensteina” i „Duchy umarłych”.

* kody QR, prowadzące do dźwiękowych nagrań.

FABUŁA:

Każda z historii i zarazem naszych gier jest intrygującą, gdy w pierwszej z nich trafiamy do miasteczka Bran, by rozwikłać zagadkowe zaginięcia małych dzieci, o które podejrzewany jest właściciel wielkiego zamku, w którym wielu widzi wampira...

Druga z nich rysuje scenerię małego miasteczka, w którym to mąż naszej kuzynki został ugryziony przez wilka, co prawdopodobnie doprowadziło do jego przemiany w wilkołaka...

Trzecia z historia opowiada o przerażających tworach doktora Frankensteina, których to odnalezienie i następnie powstrzymanie przed czynieniem zła spada oczywiście na nasze barki.

I wreszcie czwarta opowieść - o duchach i upiorach nawiedzających pewną krainę, których to mamy się pozbyć wraz z naszymi towarzyszami z drużyny łowców duchów...

To barwne, niezwykle klimatyczne i naprawdę fajnie opowiedziane historie, w których występują równie intrygujący bohaterowie i gdzie akcja została osadzona w rozmaitych częściach dawnej Europy - na czele z tytułową Transylwanią. Doskonałego efektu dopełnia graficzna postać książki, gdzie mamy naprawdę mroczne, czarno białe i zarazem piękne ilustracje... No i efekty dźwiękowe...

I zanim wyruszymy ku przygodzie, musimy oczywiście wybrać jedną z dostępnych czterech postaci - Badacza lub Badaczkę, bądź też stworzyć własną. To istotny krok w rozgrywce, gdyż każda z nich dysponuje nieco innymi umiejętnościami i wartościami, co może mieć bardzo duże znaczenie w przypadku samej rozgrywki.

Co przygotowań do gry, to musimy przede wszystkim przygotować dwie dostępne mapy - Transylwanii oraz mapy Wnętrza Zamku. Potrzebne będą nam jeszcze drobne przedmioty, które będą nas reprezentować na mapie - np. guzik, albo koralik. I jeszcze musimy wybrać osobę Baśniomistrza, który będzie czytał fragmenty niniejszej księgi. I tu ważne jest, by czynił on to naprawdę klimatycznie...

ZACZYNAMY!

Na początku musimy wybrać jedną z czterech opowieści... a potem to się dzieje, oj dzieje...


ROZGRYWKA:

Ogólne reguły są proste - wszyscy zaczynamy w Punkcie Oberży na mapie (niezależnie od wybranej opowieści), a następnie przemieszczamy się po niej dokonując możliwych wyborów, przed którymi stawiają nas fragmenty Księgi odczytywane przez Baśniomistrza - możemy się przemieszczać do jednego punktu, rozpatrywać opcje, jakie są mu przypisane, stawać do pojedynku z potworami, zdobywać cenną wiedzę, czy też chociażby dokonywać wyborów przedmiotów, które mogą okazać się kluczowe.

W każdej turze mamy bowiem do wyboru:

* przemieszczenie się do innego obszaru

* pozostanie na miejscu

* powrót do poprzedniego obszaru

Każdy obszar na mapie na którym się znajdujemy, wiąże się z konkretnym fragmentem tekstu, który poznajmy za sprawą Baśniomistrza. Naturalnie, każdy gracz wybiera własną opcję, gdy przypada tura jego ruchu.

CO WAŻNE - czasami decydujemy my sami, ale bardzo często zdarza się i tak, że musimy zdać się na los, czyli na rzut kością.

I po rozpatrzeniu danego punktu, przechodzimy do kolejnego miejsca na mapie - możemy to zrobić wszyscy, ale też i możemy się rozdzielić.

I tu kolejna ważna rzecz - jeśli wybierzemy tryb gry rywalizacji, to pojawienie się kilku postaci na jednym polu na mapie oznacza pojedynek, czyli rzucamy kośćmi.

I to właśnie te decyzje - nasze i losowe, prowadzą nas krok po kroku do rozwikłania zagadki danej misji oraz pokonania potwora. I powiedzmy sobie szczerze, że nie zawsze nam się do uda, ale nawet w wyniki porażki też jest fajnie.

Po drodze możemy zdobywać cenne nagrody, ulepszać swoją postać za sprawą tzw. zdobywanej waluty, jak i wreszcie odkrywać zupełnie nowe obszary na mapie, gdzie to np. może czekać na nas bardzo tajemnicza, nowa postać...

Z praktycznego względu powiem tak - skorzystajmy z możliwości skserowania lub wydrukowania sobie tych map, notatników i innych materiałów, gdyż z doświadczenia wiem, że bardzo przydatne są dokonywane na nich oznaczenia i notatki, a na oryginałach szkoda byłoby to robić.

I tak też docieramy do finału - szczęśliwie, bądź ponosząc porażkę, ale wtedy nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy zagrali jeszcze raz - w tę samą opowieść, bądź też w inną. To pierwsze jest o tyle kuszące, iż zapewniam was o tym, że za każdym razem - choćby za sprawą losowości rzutów kości, ale też i naszych decyzji, przebieg gry jest zawsze innym.

To dobra zabawa, wielkie emocje, doskonała rozrywka i ogromna frajda, gdy wraz z kolegami i przyjaciółmi podejmujemy się tej rozgrywki. Owszem, można grać w pojedynkę, ale powiedzmy sobie szczerze, że to już jednak nie to...
I myślę, a zasadzie jestem pewna, że każdy miłośnik paragrafowych gier i do tego sympatyk klimatów grozy będzie zafascynowany tą pozycją. Ja sama jestem urzeczona grą „Księga grozy. Transylwania” – uwagi na fabułę, na inteligencję scenariusza rozgrywki, na jej nieprzewidywalność i klimat. Polecam!


Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Świat grozy, horroru, koszmaru i wielkich wyzwań... - do takiej oto rzeczywistości zabiera nas najnowsza odsłona serii drużynowych gier paragrafowych „Opowieść Baśniomistrza” - gra o wiele mówiącym tytule „Księga grozy. Transylwania”. To właśnie za sprawą tej pozycji udamy się do krainy krwiożerczych wampirów, bym tam stawić czoła wielu wyzwaniom, przygodom i rzecz jasna...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Adam Przechrzta przychodzi do nas z zupełnie nową historią, oczywiście spod znaku literackiego fantasy. Oto bowiem nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów ukazała się właśnie powieść „Antykwariat pod Salamandrą”, która rozpoczyna jednocześnie cykl „Mons Viridis Magicus” i która przedstawia niezwykłe losy pewnego miłośnika starych książek.... Zapraszam was do poznania recenzji tej pozycji.

Zielona Góra, dziś. Janusz Magnuszewski prowadzi stary antykwariat, który odziedziczył po swoim zmarłym niedawno ojcu - magu. Sam również ma do czynienia z magią, ale w niezwykle ograniczonym stopniu - ot, dla ułatwienia sobie życia. Wszystko zmieni się jednak pewnego dnia, gdy do jego lokalu zawita wysoko postawiony przedstawiciel tej części magicznego świata, z ofertą nie do odrzucenia. Otóż Janusz ma objąć rządy nad magiczną Zieloną Górą, co może przynieść mu splendor i władzę, ale też i wielkie niebezpieczeństwo...

Można powiedzieć, że Adam Przechrzta nie porzuca doskonale mu znanych literackich obszarów, kreując kolejną intrygującą opowieść o magii, o alternatywnym, magicznym świecie oraz losach człowieka, który musi się odnaleźć w nowej, niezwykle wymagającej roli. I dobrze, gdyż na tym polu autor ten czuje się po prostu najlepiej, a jego historie są intrygujące, zaskakujące i najzwyczajniej dobre pod kątem pisarskiego rzemiosła. I tym samym możemy się tylko cieszyć, że mamy przed sobą zupełne nową, zapewne już rozplanowaną na wiele tomów, porywającą opowieść fantasy.

Ciekawie przedstawia się sama konstrukcja tej książki, gdzie tak naprawdę nie ma jednego, głównego wątku - oczywiście poza losami samego Janusza Magnuszewskiego, ale są właśnie kolejne z wyzwań jego „nowego”, politycznego i magicznego życia, na czele z sojuszami, rzucanymi mu wyzwaniami, walką o swoje miasto, czy też odkrywaniem drugiego, alternatywnego świata magii. Naturalnie wszystko to prowadzi do mocnego finału, ale też mniej więcej do 3/4 tej lektury nie możemy być absolutnie pewnym tego, czym i jakim on mógłby być. I to jest coś innego, ciekawego, przyjemnie zaskakującego. I oczywiście mamy tu wartką akcję, barwną przygodę, dramatyczną walkę oraz liczne akcenty natury komediowej, jak i nawet coś na kształt pięknego romansu.

Janusz Magnuszewski to bohater, którego poznaje się z wielką ciekawością i nie mniejszą przyjemnością, gdy to właśnie on dzieli się tu z nami relacją o swoim życiu już nie tylko zwykłego antykwariusza, ale sędziego magicznego miasta, który musi dbać o obdarzonych magią obywateli, rozsądzać spory, jak i wymierzać sprawiedliwość. Cechuje go odwaga, duża inteligencja, poczciwość i dobroć serca, ale jednocześnie i umiejętność bycia twardym, gdy wymaga tego sytuacja. I znakomite jest to, że obserwujemy tu tyleż jego sukcesy, co i błędy oraz wynikające z nich naturalne porażki, co niewątpliwie bardzo zbliża nas czytelników do tej postaci.

Świat tej książki jest niezwykle interesujący - z jednej strony nasza codzienność, w której żyją zwykli śmiertelnicy i obywatele magicznej republiki..., z drugiej zaś alternatywny świat magii, do którego trafia się przez portal i w którym wszystko jest inne, dziwne, niebezpiecznie, ale też i fascynujące. To same czary, walka za ich pomocą, obecność potworów i demonów, ale też i chociażby prawa rodem ze starożytnego Rzymu, co też ma swój niewątpliwy urok. Naturalnie to pierwsze spotkanie z tą powieściową rzeczywistością, która tym samym wciąż kryje wiele swoich tajemnic.

Adam Przechrzta, mówiąc kolokwialnie, prochu tu nie wymyślił, ale za to przeobraził go w naprawdę ciekawą, wielokrotnie zaskakującą i dobrze wykonaną, własną całość. Bo znajdziemy tu wiele elementów, które znamy z innych książek fantasy - choćby z twórczości Mike'a Careya, ale jednak nadanie im naszej polskiej postaci, wplecenie do nich kilka ciekawych pomysłów i podanie w pisarskim stylu Adama Przechrzty, robi wrażenie, bardzo pozytywne wrażenie. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że osobiście nie mogę doczekać się już drugiej części cyklu, która to już od pierwszych stron zapowiada się niezwykle intrygująco.

Dlaczego zatem warto sięgnąć po ten tytuł…? Otóż z uwagi na jego porywającą fabułę, świetną kreację postaci, ukazany tu obraz realnego i zarazem magicznego świata oraz emocje, które czasami nas poruszą, niekiedy rozbawią, ale kilka razy także przyprawią o poczucie autentycznego strachu. Do tego muszę wspomnieć o pięknych ilustracjach Dominika Bronieka oraz pisarskiej jakości Adama Przechrzty, który za sprawą swojego doświadczenia wie dokładnie to, jak zaciekawić czytelnika.

Słowem podsumowania – powieść „Antykwariat pod Salamandrą”, to rzecz znakomita, potrafiąca zaskoczyć i gwarantująca długie godziny wyśmienitej, czytelniczej rozrywki w klimatach fantasy. I dlatego też z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł.

Adam Przechrzta przychodzi do nas z zupełnie nową historią, oczywiście spod znaku literackiego fantasy. Oto bowiem nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów ukazała się właśnie powieść „Antykwariat pod Salamandrą”, która rozpoczyna jednocześnie cykl „Mons Viridis Magicus” i która przedstawia niezwykłe losy pewnego miłośnika starych książek.... Zapraszam was do poznania recenzji tej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Interesujące, oparte na ciekawym pomyśle i stojące na bardzo wysokim poziomie, powieściowe fantasy - tak właśnie ma się rzecz z najnowszą książką Łukasza Kucharskiego pt. „Kwestia wiary”, która jednocześnie stanowi sobą drugą odsłonę „Cyklu Halworyjskiego”. To literatura przygody, akcji i wielkich emocji, która jednocześnie czerpie z bogactwa naszej słowiańskiej mitologii, co zawsze warto docenić. Tytuł ten ukazał się nakładem Wydawnictwa Warbook.

Wraz z niniejszym zbiorem opowiadań, które oczywiście składają się na spójną, fabularną całość, powracają dwaj znani nam już dobrze bohaterowie - Dalebor i Rogost. To właśnie ci dwaj przyjaciele i towarzysze podróży walczą na swej drodze ze złem, ratując niewinnych i dając za dość sprawiedliwości tam, gdzie to możliwe. Kieruje ich również trop demona, który doprowadził do śmierci ukochanej jednego z nich i którego to odnalezienie staje się dla nich całym sensem bycia. Jednakże wkrótce okaże się, że niezwykle ważną rolę w ich relacji odegra pewna skrywana od dawna tajemnica, która może zmienić wszystko...

Łukasz Kucharski zaoferował nam naturalną kontynuację pierwszego tomu cyklu, kreśląc dalsze losy i przygody wspominanej wyżej pary bohaterów. Te przyjmują postać czterech rozbudowanych opowiadań, przedzielanych niezwykle ważnymi retrospekcjami, które znaczą losy jednego z nich. I w każdym przypadku - opowiadań i tych krótkich przebłysków przeszłości, jest ciekawie, niezwykle klimatycznie, czasami naprawdę mrocznie, ale czasami też i pięknie humorystycznie. Jednakże w całościowym ujęciu nie można nie zauważyć, że jest to zdecydowanie bardziej dramatyczna opowieść, aniżeli pierwsza część tej serii.

Niezwykłe spotkanie z Leszym vel Lasowym, które przychodzi odbyć naszym wędrowcom w imieniu mieszkańców pewnej podleśnej osady, w której dochodzi do ogromnej tragedii, znaczonej śmiercią, ale też i chorą miłością...; Wizyta w pięknym mieście, gdzie dochodzi do makabrycznego zabójstwa, gdzie pojawia się niezwykła kobieta i gdzie wielka polityka łączy się z demonami losu...; Odwiedziny miasta i jego mieszkańców, którzy mają na swych sumieniach najgorsze z ludzkich czynów i grzechów, dyktowanych chęcią zemsty, strachem przed nieznanym, chorym pożądaniem....; Wreszcie piekło śmiertelnej epidemii w środku miasta, z którego nie ma ucieczki i w którym oprócz zarazy zamieszkało najprawdziwsze złe... - to zarysy każdej z mini opowieści, które nas tu intrygują, wielokrotnie zaskakują i trzymają w niezwykłym napięciu, udzielając również odpowiedzi na kluczowe pytanie, jakie zostało zawarte w prologu...

I podobnie, jak miało to miejsce w przypadku pierwszej odsłony cyklu, tak i tym razem zachwyca nas kreacja tego literackiego świata, gdzie mamy walczące ze sobą krainy, gdzie zachwyca nas obraz quasi średniowiecznej codzienności życia, jak i gdzie jest wreszcie słowiańska magia z bogami i demonami w tle, które czasami sieją śmierć i zniszczenie, ale niekiedy też i wymierzają należną sprawiedliwość. To również religia - na czele z tą nową, podbijającą w coraz większym stopniu ten świat, która ma za nic wiarę w dawne bóstwa, co nie koniecznie może przynieść coś dobrego. To piękny, malowniczy, dopracowany w każdym względzie, fascynujący obraz świata fantasy.

Dwaj bohaterowie - opanowany, skrywający sekrety, posiadający niezwykły dar widzenia i rozumienia więcej Dalebor..., jak i również nieco bardziej porywczy, znakomicie władający mieczem, poczciwy Rogost. To właśnie tych dwoje bohaterów odkrywa przed nami ten świat, ukazuje swoje równie niezwykłe losy, jak i w naturalny sposób przekonuje do tego, by nie tylko obdarzyć ich sympatią i zrozumieniem, ale też w nich uwierzyć. To ludzie z krwi i kości, z pewnością nie idealni, ale za to starający się być dobrymi.

Opowieść tę wypełnia magia, walka z mieczem w ręku, ludzie dramaty i namiętności oraz niezwykle prawdziwe spojrzenia na los człowieka. Owszem, jest to literatura fantasy, ale tak naprawdę znajdziemy w niej uniwersalne odniesienia do życia każdego z nas, gdzie każdy chciałby kochać, gdzie wszyscy popełniamy mniejsze lub większe błędy, jak i gdzie przychodzi nam zawsze za nie płacić. To również symboliczne odniesienia do tego, czym jest polityka i władza, czym jest populizm i naiwność tłumu, czy też jak bardzo przewidywalne są ludzkie zachowania w chwili najdramatyczniejszych prób.

Spotkanie z tą powieścią, to autentyczna przyjemność kontaktu ze znakomitą literaturą fantasy, która jest tak bardzo nasza, słowiańska. To nie tylko atrakcyjność fabuły, moc barwnych przygód i naprawdę wielkie emocje, ale również i niezwykła dbałość o to, by w historiach tych znalazło się coś jeszcze, co w piękny sposób odnosi się do ludzkich losów, życia, prawideł natury. I myślę, że to właśnie ten aspekt czyni tę książkę i ten cały cykl tak dobrym i zarazem innym od wielu podobnych pozycji. To z kolei przekłada się na to, że czerpiemy z tej lektury tyleż zabawę, co i nawet swoistą lekcję mądrego, dobrego życia.

Słowem podsumowania – jeśli tylko cenicie sobie dobre, intrygujące i świetnie napisane literackie fantasy w naszym rodzimym wydaniu, to powieść Łukasza Kucharskiego pt. „Kwestia wiary” będzie dla was idealnym wyborem. To jakość fabuły, znakomite kreacje bohaterów, fascynujący świat magii i średniowiecza oraz emocje, które dogłębnie poruszają. I dlatego też z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł.

Interesujące, oparte na ciekawym pomyśle i stojące na bardzo wysokim poziomie, powieściowe fantasy - tak właśnie ma się rzecz z najnowszą książką Łukasza Kucharskiego pt. „Kwestia wiary”, która jednocześnie stanowi sobą drugą odsłonę „Cyklu Halworyjskiego”. To literatura przygody, akcji i wielkich emocji, która jednocześnie czerpie z bogactwa naszej słowiańskiej mitologii,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zanim sięgniecie po powieść Michaela Grothausa pt. „Piękni lśniący ludzie” musicie wiedzieć to, że lektura ta nie pozwoli wam zapomnieć o sobie przez bardzo długi czas, powracając w myślach dniami i nocami. Taka jest już bowiem ta książka - piękna, mocna, zaskakująca, rodząca setki pytań i każąca dociekać odpowiedzi na każde z nich. Pozycja ta ukazała się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa StoryLight.

Oto świat za kilkadziesiąt lat, który poznajemy na przykładzie nigdy nie śpiącego miasta Tokio. Siedemnastoletni John jest informatycznym geniuszem, który poza pracą ma tylko swoją samotność, lęk przed ludźmi, własne myśli. Podczas pewnej nocnej przechadzki trafia on do małego, urokliwego baru, gdziem spotyka niezwykłą kobietę o imieniu Neotnia, która ma równie niezwykłego psa o okrągłej głowie. To przypadkowe (a być może wcale nie) spotkanie sprawia, że John zacznie dostrzegać wokół siebie to, czego wcześniej nie widział. I ten fakt zmieni jego życie już na zawsze...

Powieść ta jest niezwykłą z wielu względów - począwszy od tego, że łączy w znakomity sposób literackie science fiction spod znaku cyberpunka z piękną opowieścią o miłości, gdzie znalazło się również miejsce na dramaty, wzruszenia, jak i niezwykle inteligentny humor...., poprzez uczynienie język tej książki niezwykle poetyckim i zarazem jak najbardziej przystępnym dla odbiorcy..., zaś kończąc na tym, że opowieść ta ma wiele zaskakujących twarzy, ukazując nam obraz wypaczonego świata przyszłości, zadając pytania o granice technologicznego postępu, jak i wreszcie ukazując gorzką rolę ludzi w tworze, który sami wykreowali ku lepszego życiu...

Fabułę powieści można określić mianem szkatułkowej, gdzie pozornie niewinne wydarzenie, jak wizyta w nocnym barze z usługą czyszczenia uszów, rozpoczyna całą serię niezwykłych wydarzeń z udziałem głównego bohatera, z których to każde kolejne otwiera zupełnie nowe, fabularne ścieżki. Bo jest tu fascynującą podróż po Tokio i Japonii, są sensacyjne wątki, które napędzającą tę całą relację, jak i nie brak historii o miłości, która nigdy nie powinna zaistnieć, a jednak rodzi się do życia. Wszystko to prowadzi zaś do dramatycznego finału, po którym naprawdę niełatwo jest dojść do siebie - tak bohaterem, jak i nam, czytelnikom.

Świat i ludzie - to coś, co znaczy jakość tej powieści, gdy oto z jednej strony mamy rzeczywistość pozornie przypominającą nasze czasy, ale po bliższym przyjrzeniu się jej widzimy ogrom technologicznego postępu, gdzie sztuczna inteligencja i jej fizyczne twory stały się czymś tak oczywistym, że aż niezauważalnym. To smutny, mroczny, w mej ocenie obdarty z uczuć świat, na który to na szczęście nie wszyscy się zgadzają - na czele z Johnem, Neotnią i jakże poczciwym Goeido, którzy niejako nadają temu światu piękna, wrażliwości, ludzkości - na tyle, na ile to możliwe. I fascynuje nas zarówno to miejsce, jak i jego mieszkańcy, gdzie tym samym wierzymy w nie i w nich.

To literatura wybitna - owszem, uciekająca klasycznym gatunkowym podziałom i nacechowana potężną porcją fantastyki, co w oczach wielu osób dyskwalifikuje ją do pretendowania ku mianu wybitności..., ale w mej ocenie taką ona jest. Jest z uwagi na głębię zawartych tu emocji, mądrość dostrzeżenia tego, w jakim kierunku zmierza świat i ludzkość oraz iście magiczną lekkość opowiedzenia o rzeczach trudnych i smutnych w taki sposób, że mimo wszystko uśmiechamy się sami do siebie. I to jest wspaniałe, gdyż po dobrnięciu do ostatniej strony wciąż chcemy się uśmiechać, wspominając konkretne sceny, dialogi, rysujące się oczyma naszej wyobraźni obrazy.

Jak wspominałam na wstępie, spotkanie z powieścią „Piękni lśniący ludzie” zmienia nas i nasze spojrzenie na to, co w życiu jest najważniejszym. Można powiedzieć o tej książce bowiem to, że stanowi ona sobą coś na kształt pięknej lekcji o tym, czym jest nasze człowieczeństwo, jakie ma ono prawa i jak niezwykłym jest darem w tym już nawet i naszym świecie coraz większej sztuczności. I dlatego też z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do tego, byście odbyli za sprawą tej powieści niezwykłą podróż do Japonii świata przyszłości, która kto wie, być może odmieni także i wasze życie…

Zanim sięgniecie po powieść Michaela Grothausa pt. „Piękni lśniący ludzie” musicie wiedzieć to, że lektura ta nie pozwoli wam zapomnieć o sobie przez bardzo długi czas, powracając w myślach dniami i nocami. Taka jest już bowiem ta książka - piękna, mocna, zaskakująca, rodząca setki pytań i każąca dociekać odpowiedzi na każde z nich. Pozycja ta ukazała się w naszym kraju...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo cenię Wydawnictwo Kultura Gniewu za to, że myśli ono w równym stopniu o swoich dorosłych, jak i dziecięcych czytelnikach. Otóż obok znakomitych, dramatycznych opowieści wydaje ono także wspaniałe, mądre, wartościowe komiksy dla najmłodszych - dokładnie takie, jak premierowa pozycja pt. „Kacper i spółki. Zagajnik przejścia”, o której to mam przyjemność opowiedzieć wam więcej w poniższej recenzji.

I tak oto doskonale nam znany Kacper wraz z dwojgiem przyjaciół prowadzą niekończącą się rywalizację z bandą Lipy - m.in. o to, kto przejmie fajną miejscówkę w postaci wraka samochodowej Syreny. Jednak pewna niefortunna chwila sprawia, że Kacper, Zośka i Bosman przeniosą się do przedziwnego świata, świata potworów. Tam przyjdzie walczyć im o przetrwanie oraz odnalezienie powrotnej drogi do domu... I gdy będzie już naprawdę, ale to naprawdę źle..., wówczas z pomocą przybędzie im ktoś, kogo w tej przedziwnej krainie potworów mogliby spodziewać się najmniej...

Twórca tego komiksu - Adam Święcki, zaprosił nas do kolejnego spotkania z bohaterami tej serii (mogliśmy ich poznać za sprawą pierwszego tomu pt. „Uroczysko Szyszymory”), którzy kolejny też raz zetkną się z przygodami rodem z fantastycznej baśni. To z jednej strony znakomity, ciepły i mądry humor, zaś z drugiej właśnie wartka akcja, barwna przygoda i niczym nie ograniczona wyobraźnia autora, która tworzy naprawdę niezwykłe światy i ich mieszkańców. Do tego jest i coś jeszcze - piękne spojrzenie na to, jak wspaniałą jest dziecięca przyjaźń, na dobre i na złe...

Opowieść tę możemy podzielić na dwie główne części - pierwszą, ukazującą zwyczajne, dziecięce perypetie dwóch rywalizujących grup, które walczą o swoje sielskie terytorium, jak i drugą, w której mamy już wyprawę do świata potworów i moc przygód, jakie stają się udziałem bohaterów. I na obu tych polach jest dobrze, ciekawie, niezwykle klimatycznie i zabawnie, choć nie da się ukryć, że ta druga część przyjmuje nieco mroczniejszą scenerię. Na szczęście - bo jakże by inaczej, jest i piękny happy end.

Dziecięcy bohaterowie - to oni nadają tej opowieści wyjątkowego uroku, gdy mamy poczciwego Kacpra, zawsze gotową do walki Zośkę, stojącego nieco na uboczu Bosmana, czy też wreszcie mającego się za lepszego od innych, Lipę. To dzieciaki, którymi kiedyś sami byliśmy lub też których dobrze znaliśmy z własnego podwórka, dzięki czemu też i młodzi czytelnicy znajdą z nimi bardzo szybko wspólny język.

Nie sposób nie powiedzieć dobrych słów także o świecie tego komiksu - znów z jednej strony o obrazie naszego polskiego, sielskiego, kojarzącego się z wakacjami u dziadków i wypełnionego beztroską dzieciństwa..., zaś z drugiej wizji dziwnych krain, potwornych mieszkańców, niezwykłych zasad i magii, która koniec końców odgrywa tu bardzo ważną rolę. Przyjemnie odwiedza i odkrywa się tę komiksową rzeczywistość, która ma w sobie coś niezwykle urokliwego.

Jeśli chodzi zaś o ilustracje, to mamy tu urocze, proste w swej postaci, bardzo fajnie skadrowane i przede wszystkim okraszone dużą dozą humoru, ładne dla oka rysunki. Nie ma tu być może wielkich fajerwerków, ale jest dokładnie wszystko to, co dziecięcy czytelnik powinien zobaczyć, czyli akcja, dynamika, emocje, piękno natury itd. Całości efektu dopełnia bardzo bogata paleta kolorów, które w pierwszej części kojarzą się z czasem letnich wakacji, zaś w drugiej z baśnią.

To wielka frajda, gdy oto zaczytujemy się w tę opowieść, gdy zaśmiewamy z dialogów bohaterów i gdy u ich boku udajemy się w podróż do przedziwnego świata fantazji. I naturalnie jest to komiks dla dzieci i młodzieży, ale i dorosły czytelnik też może się przy nim świetnie bawić. Bardzo wielkim plusem jest także to, że nie ma tu niepotrzebnej, głupiej i tak bardzo dziś obecnej wszędzie przemocy - owszem, są psoty i żarty, ale wszystko to przyjmuje tu lekką, familijną, naprawdę śmieszną postać. I warto to docenić.

Słowem podsumowania – komiks „Kacper i spółki. Zagajnik przejścia”, to kolejna udana odsłona tej serii i zarazem kolejna udana propozycja dla młodego czytelnika, jaką to oferuje nam Kultur Gniewu. To przygoda, humor, piękne emocje i wspaniałe ilustracje – czegóż chcieć więcej?

Bardzo cenię Wydawnictwo Kultura Gniewu za to, że myśli ono w równym stopniu o swoich dorosłych, jak i dziecięcych czytelnikach. Otóż obok znakomitych, dramatycznych opowieści wydaje ono także wspaniałe, mądre, wartościowe komiksy dla najmłodszych - dokładnie takie, jak premierowa pozycja pt. „Kacper i spółki. Zagajnik przejścia”, o której to mam przyjemność opowiedzieć wam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Bibliomulica z Kordoby Leonard Chemineau, Wilfrid Lupano
Ocena 7,9
Bibliomulica z... Leonard Chemineau, ...

Na półkach:

Przepiękna opowieść o miłości do książek, człowieczeństwie i poświęceniu dla przyszłych pokoleń... - tak przedstawia się oto znakomita, zaskakująca swoją postacią i przede wszystkim napawającą wiarą i nadzieją z ludzką mądrość, komiksowa opowieść pt. „Bibliomulica z Kordoby”, którą to możemy poznać dziś w naszym kraju za sprawą Wydawnictwa Kultura Gniewu. I uwierzcie mi, że po tej lekturze spojrzycie zupełnie inaczej na waszą domową, biblioteczną półkę...

Oto średniowieczna Kordoba, roku 976. Z rozkazu panującego władcy mają spłonąć wszelkie niereligijne dzieła zgromadzone w ogromnej bibliotece, w której znajdują się księgi i dokumenty z całego świata. W obronie zbiorów staje bibliotekarz Tardi, który wraz z niezwykle upartą mulicą pragnie wywieźć i tym samym ocalić jak najwięcej książek. Z pomocą przyjdzie mu pewna zakochana w książkach młoda dziewczyna, jak i również młody złodziejaszek, którego los połączy się z wyżej wymienioną parą. Wspólnie podejmą oni niebezpieczną podróż, która na zawsze już zmieni ich życie...

Mamy przed sobą coś naprawdę interesującego - z jednej strony komediową historię pełną niezwykłych przygód, ucieczek, zadziwiających spotkań i cudownych ocaleń z sytuacji wydawałoby się bez wyjścia..., zaś z drugiej fascynującą lekcję historii o średniowiecznej Hiszpanii, w której władają islamscy władcy przeciwni wszelkiemu, naukowemu postępowi. I efektem jest komiksowa opowieść, która zachwyci absolutnie każdego z nas - począwszy od nastoletnich miłośników barwnej rozrywki, jak i kończąc na dorosłych sympatykach mądrych historii o tym, co w życiu człowieka jest i co powinno być najważniejszym.

Scenarzysta tego komiksu - Wilfrid Lupano, bardzo lekko wprowadza nas w tę komiksową rzeczywistość, ukazując okoliczności podjęcia próby ratowania zbiorów biblioteki, zapoznając nas z trójką głównych bohaterów, jak i wreszcie kreśląc ich podróżnicze losy, które wypełnia akcja, walka, spryt oraz nierzadko dramatyczne chwile. To wszystko prowadzi nas do bardzo zaskakującego i dającego wiele do myślenia finału, o którym to uwierzcie mi, bardzo trudno będzie wam zapomnieć. Całość relacji przyjmuje zaś lekką, inteligentną i niezwykle emocjonującą postać, gdzie czasami rozbawimy się do łez, innym razem wielce poruszymy, jak i jeszcze niekiedy zamyślimy nad tym, czym jest chora wiara i religia.

Bohaterowie są wspaniali - począwszy od poczciwego bibliotekarza Tardiego, poprzez gotową do największych poświęceń dla literatury kopistkę Lubnę, jak i kończąc na myślącym głównie o sobie - przynajmniej do czasu, Marwanie. Jednak tak naprawdę całe show kradnie tu tytułowa mulica, której humory, upartość i zawziętość w byciu nieposłuszną naszej ludzkiej trójce wędrowców, są godne największego podziwu. I powiem wam, że poznać taką grupę bohaterów, to jest najczystsza przyjemność.

Nie sposób nie zachwycić się kreacją świata tej opowieści, gdzie mamy dzisiejszą Hiszpanię pod władzą muzułmanów, coraz większy wpływ religii na życie mieszkańców Kordoby, trudną politykę oraz zwykłe dni zwykłych ludzi, które zostały tu tak ładnie przedstawione. Oczywiście jest i piękno krajobrazów tego zakątka globu, z pustynną i skalistą scenerią, przełamywaną od czasu do czasu zielenią niewielkich oaz, które odkrywamy wraz z podróżującymi bohaterami. To piękny obraz, w który po prostu się wierzy.

Jednocześnie jest tu także cenna, jakże ważna lekcja życia, że oto kulturowe dziedzictwo poprzednich pokoleń jest czymś o wiele wartościowszym, niż panujące w danej chwili prawa, zasady, polityczne tezy, czy też nawet religia. I to, by ów dorobek ratować przed zawsze obecnym w życiu człowieka barbarzyństwem, jest jednym z największych możliwych poświęceń. I wspaniałym jest także to, że lekcja ta została przedstawiona tu w postaci komiksowej, przygodowej bajki, co w naturalny sposób daje nadzieję, że trafi ona do serc młodych czytelników w naszym kraju, którzy podobnie jak bohaterowie tej opowieści, zawsze staną w obronie książek, kultury i sztuki.

Komiks ten cieszy oko także pod kątem swej ilustracyjnej postaci, która jest dziełem Leonarda Chemineau. To niezwykle urokliwe, malownicze, pociągnięte lekką i płynną kreską oraz opatrzone zabawną porcją karykatury, niezwykle bajkowe rysunki. Ich kształt, sposób kadrowania oraz przyjemna kolorystyka sprawiają, że od pierwszych chwil lektury czujemy się z nimi bardzo dobrze, bezpiecznie, trochę jak w odkrywanej w naszym dzieciństwie baśni.

Opowieść ta bawi, rozśmiesza, zapewnia wielkie emocje i jednocześnie uczy miłości do książek. I chyba nie można wymarzyć sobie lepszej rekomendacji ku sięgnięciu po rozrywkowy komiks, aniżeli właśnie te powyższe słowa. Bo też i tytuł ten łączy w sobie to, co ważne i wartościowe z tym, co najzwyczajniej jest ciekawym i porywającym od pierwszych chwil czytelniczego spotkania. I podkreślę to raz jeszcze, że opowieść ta jest naprawdę dla każdego, bez wyjątku.

„Bibliomulica z Kordoby”, to komiks piękny, ważny, zaskakujący swoim przesłaniem i wyróżniający się na tle wielu innych tytułów. I dlatego w mej ocenie po prostu trzeba go poznać. Polecam.

Przepiękna opowieść o miłości do książek, człowieczeństwie i poświęceniu dla przyszłych pokoleń... - tak przedstawia się oto znakomita, zaskakująca swoją postacią i przede wszystkim napawającą wiarą i nadzieją z ludzką mądrość, komiksowa opowieść pt. „Bibliomulica z Kordoby”, którą to możemy poznać dziś w naszym kraju za sprawą Wydawnictwa Kultura Gniewu. I uwierzcie mi, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Każda podróż musi dobiec kiedyś końca, gdy oto strudzeni wędrowcy dotrą tam, dokąd zaprowadzi ich los... I nie inaczej ma się rzecz z klimatyczną, komiksową podróżą spod znaku znakomitej serii Joanna Sfara pt. „Klezmerzy”, której to najnowsza i zarazem finalna odsłona w postaci albumu „Kiszyniów szaleńców”, ukazała się właśnie w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Kultura Gniewu.

Yaakov, Baron, Vincenzo, Hava i Tchokola.. - wszyscy oni znajdą się, z różnych przyczyn i za sprawą różnych zbiegów okoliczności, w składzie pociągu jadącego do Kiszyniowa. Tam doszło bowiem do przerażających, żydowskich pogromów, zaś pasażerowie składu jadą tam by walczyć, by udokumentować zbrodnię niewinnych mieszkańców żydowskich dzielnic, by wyrazić sprzeciw poezją słowa... I to właśnie ten czas w wagonach okaże się tym, by wszystko zrozumieć, by wybaczyć, by kochać jak nigdy przedtem i jak zapewne już nigdy potem....

To inna odsłona tej komiksowej serii - bardziej poetycka, w mej oceni wręcz metafizyczna, ukazująca przeznaczenie doskonale nam znanych bohaterów, które być może nie jest tu oczywistym, ale jednak chyba nie rysującym się w najjaśniejszych barwach. To jedna rzecz, gdyż drugą stanowi załączony na końcu niezwykle poruszający, wiele wyjaśniający i skłaniający do ważnych przemyśleń, żydowski poemat. I by było jeszcze ciekawiej, mamy tu także swego rodzaju odpowiedzi autora na pytania, które sami chcielibyśmy mu zadać względem jego twórczości, tej serii i znaczeń, jakie ona sobą nabiera. I uwierzcie mi, że w każdym z tych trzech przypadków czeka nas fascynująca lektura.

Namiętności, trudne dysputy, odkrywanie i poznawanie siebie na nowo - wszystko to pojawia się na kolejnych stronach tej opowieści, by w ten sposób kreowała się ta podróżnicza, kolejowa relacja. Jednocześnie nie brak tu także i wartkiej akcji, barwnej przygody i walki, gdy oto jeden z podróżników oddali się nieopacznie podczas postoju od składu pociągu, wikłając tym samym w naprawdę wielkie kłopoty... I oczywiście miesza się tu tradycyjnie jawa ze snem, czego efektem jest poetycka, oniryczna, pięknie zagadkowa historia o ludziach, świecie którego już nie ma i miłości...

Wszystko to zaś przyjmuje klasyczną, jakże charakterystyczną dla tej serii, ilustracyjną postać, gdzie mamy zamierzenie niechlujną, nieidealną technicznie, czasami wręcz trudną w ujęciu wzrokiem, ale przy tym i piękną kreskę..., jak i też swobodnie nachodzące na siebie kadry i obrazki, co wywołuje poczucie pewnego chaosu, ale takiego przyjemnego, artystycznego, znakomitego chaosu. I te kolory - pastelowe, czasami bardziej intensywne w swych barwach, zaś niekiedy otulające tylko lekko biel i kontur kreski. To poetycka opowieść i równie poetyckie ilustracje.

Oczywiście, jak wspomina sam autor, nie można mieć pewności, że to już naprawdę koniec tej opowieści, choć wiele na to wskazuje. W mej ocenie byłby to dobry finał, gdyż tak naprawdę niczego nie przesądzający, jedynie sugerujący, a to zawsze daje nadzieję. Jednocześnie jest to także gorzkie poczucie tego, że tak naprawdę droga naszych znakomitych bohaterów nie mogła być zwieńczona happy endem - znamy wszakże historię Europy tamtego okresu. I dlatego też moim zdaniem autor i tak postąpił z tymi pięknymi ludźmi, porządnie, jakkolwiek to słowo nie oddaje chyba owej sprawiedliwości, by nic nie zamykać, a jedynie czynić być może tylko i aż, trudniejszym.

Te komiksy nigdy nie były najprostszymi w odbiorze i ten tom też takim jest - być może nawet najtrudniejszym. Bo też zawarte tu słowa i obrazy mówią wiele, ale nie wszystko, gdyż emocje, znaczenia i refleksje kryją się tu gdzieś obok, i to do nas należy, byśmy je odnaleźli. I w mej ocenie jest to bardzo fair, ponieważ w takich opowieściach nic nie może być podanym wprost, gdyż to bardzo by je zubożyło. I jest to rozrywka - trudna, ambitna, wymagającą i wreszcie piękna rozrywką, którą mogliśmy cieszyć się przez tyle lat.

Komiksowa opowieść pt. „Kiszyniów szaleńców”, to rzecz ciekawa, niezwykła w swej fabularnej i emocjonalnej wymowie, jak i ważna w tym pięknym przesłaniu, że religie i polityki będą zawsze różne, ale ludzie nigdy się nie zmienią. Sięgnijcie po ten tytuł i całą niniejszą serię – polecam.

Każda podróż musi dobiec kiedyś końca, gdy oto strudzeni wędrowcy dotrą tam, dokąd zaprowadzi ich los... I nie inaczej ma się rzecz z klimatyczną, komiksową podróżą spod znaku znakomitej serii Joanna Sfara pt. „Klezmerzy”, której to najnowsza i zarazem finalna odsłona w postaci albumu „Kiszyniów szaleńców”, ukazała się właśnie w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Kultura...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie ma przypadku w tym, że oto dziś możemy cieszyć się kolejnym, trzecim już wydaniem znakomitego komiksu Guya Delisle pt. „Kroniki jerozolimskie”. Komiksu, przedstawiającego wspomnienia autora z jego ponad rocznego pobytu w tym tytułowym mieście, łączącym w sobie izraelską i arabska kulturę, wiarę, prawa. Dziś wiemy wszyscy, co dzieje się w tamtym zakątku świata, który to raz jeszcze pogrążył się w wojennym piekle i chaosie, z którego chyba nikt nie potrafi wybrnąć zwycięsko. I dobrze jest poznać, bądź też przypomnieć sobie tę graficzną opowieść, która mówi więcej o tamtej rzeczywistości, aniżeli dziesiątki naukowych opracowań. Pozycja ta ukazała się nakładem Wydawnictwa Kultura Gniewu.

Jako słowo się rzekło, mamy tu wspomnienia autora z jego pobytu w Jerozolimie w latach 2008 - 2009, gdy wraz z żoną i dziećmi starał się on żyć tam na tyle normalnie, na ile było to możliwe. Praca, wychowanie, szkolna edukacja, zwyczajne zakupy i rozmowy z ludźmi... - to jedno z obliczy tej relacji, gdyż na drugie składa się trudna polityka, policyjna kontrola każdego kroku oraz wojna, która była wówczas jedynie uśpioną, ale z pewnością wciąż żywą, czego namacalnym dowodem była seria terrorystycznych ataków Hamasu na Izrael, a chwilę potem jego odpowiedź w postaci dramatycznego operacji wojskowej „Operacja Płynny Ołów”... O tym jest ta opowieść.

Guy Delisle dał nam kolejny raz to, z czego słynie jego literacka twórczość - opowieść o pięknym i zarazem strasznym zakątku świata, podaną w sposób szczery, bezpośredni, mocny..., ale też i z poczuciem inteligentnego humoru, który niejako łagodzi ów ciężar wymowy. I jest to chyba jeszcze bardziej fascynująca, czytelnicza podróż w czasie i przestrzeni - właśnie teraz, gdy Jerozolima i cały ten styk żydowskiego i arabskiego świata znajduje się znów w ogniu, którego próba zrozumienia stanie się być może nieco łatwiejszą, właśnie dzięki tej graficznej opowieści.

Najbardziej uderzyło mnie w tej wspomnieniowej relacji to, jak łatwo łączy się tu humor z najprawdziwszym dramatem. Z jednej strony są to zabawne ograniczenia dla Żydów ze strony Arabów i na odwrót, słowne potyczki i próby uprzykrzenia życia, czy też jakże widoczny kontrast pomiędzy mimo wszystko zachodnimi, żydowskimi dzielnicami i arabską częścią miasta..., ale z drugiej jest i najprawdziwsza śmierć, terror i wojna, która wybrzmienia na stronach tego komiksu już wcale nie w komediowy sposób. I co najważniejsze, wszystko to jest prawdą o Jerozolimie, gdzie śmiech i krew idą często ze sobą w nierozłącznej parze...

Jednocześnie jest tu także i polityka, której to bynajmniej Delisle - czy to dobrze, czy też źle, to już pozostaje kwestią naszego odbioru, nie unika. Jednakże gdzieś tam z tyłu głowy pojawia się myśl, że być może w nieco bardziej obiektywnym i nieangażującym ujęciu, opowieść ta byłaby jeszcze lepszą. Oczywiście nie wiem, czy byłoby to w ogóle możliwym po półtorarocznym pobycie z Jerozolimie, które to miasta z pewnością wiele zmienia w życiu człowieka i postrzeganiu przez niego prawideł otaczającego go świata.

Co zaś do ilustracyjnej postaci tego komiksu, to mamy tu znane nam już doskonale z twórczości tego autora niezwykle proste, lekko kanciaste, pociągnięte surową kreską i zarazem nacechowane dużą dawką ironii i pastiszu, rysunki. Co interesujące, najładniej dla oka przedstawiają się tu widoki miasta i jego słynnych obiektów, zaś nieco gorzej mam się rzecz z ludźmi i ich życiem, co też wydaje się być zamierzonym przez autora, który w ten sposób mówi nam o tym, że miasto jest takim samym dla każdego, zaś jedynie ludzie czynią go innym dla każdej z dwóch stron konfliktu. Warto docenić tu także dobre kadrowanie oraz niezwykle subtelną, oscylującą głównie wokół szarości, ale od czasu przełamywaną bardziej optymistycznymi barwami, kolorystykę tych ilustracji.

To ciekawa, wielokrotnie zaskakująca i niezwykle klimatyczna historia, która za sprawą komedii, dramatu i zarazem prawdy o tamtym świecie, niesie nam tyleż rozrywkę i przyjemność, co i skłania do ważnej refleksji nad tym, czy kiedykolwiek Jerozolima stanie się miastem pokoju, normalności, należnym jej miejscem religijnego kultu. Wnioski nie napawają optymizmem, ale oczywiście jak zawsze, to czas pokaże. Niemniej z pewnością po lekturze tego komiksu wiemy więcej o tym, czym jest konflikt żydowsko-arabski, a to już bardzo wiele.

„Kroniki jerozolimskie” Guya Delisle, to rzecz znakomita, ważna, godna zdobytych przez nią komiksowych nagród i wyróżnień. I dlatego cieszmy się, że Kultura Gniewu przypomniała nam tę opowieść właśnie teraz. Polecam.

Nie ma przypadku w tym, że oto dziś możemy cieszyć się kolejnym, trzecim już wydaniem znakomitego komiksu Guya Delisle pt. „Kroniki jerozolimskie”. Komiksu, przedstawiającego wspomnienia autora z jego ponad rocznego pobytu w tym tytułowym mieście, łączącym w sobie izraelską i arabska kulturę, wiarę, prawa. Dziś wiemy wszyscy, co dzieje się w tamtym zakątku świata, który to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Kalinka. Koniec wszystkiego (i całej reszty) Karensac, Thom Pico
Ocena 7,5
Kalinka. Konie... Karensac, Thom Pico...

Na półkach:

Kalinka, ach ta Kalinka.. - nie dość, że już kilkukrotnie uratowała swoją piękną dolinę przed psotami różnej maści potworów, to jeszcze udało jej się utrzymać wszystko w wielkiej tajemnicy przed mamą - zuch dziewczyna! Jednakże przychodzi taki dzień... - ale o tym opowiada już najnowsza część komiksowego cyklu „Kalinka” - album o tajemniczym tytule „Koniec wszystkiego (i całej reszty)”, który ukazał się właśnie nakładem Kultury Gniewu. Zapraszam was do poznania recenzji tej pozycji.

Już miało wszystko być dobrze i pięknie - Król Zimy miał przekazać Koronę Szczytów Królowej Wiośnie..., aż pojawiła się mama Kalinki i doszło do niemałej katastrofy. Oto Korona Szczytów uległa zniszczeniu, a to grozi powrotem doskonale znanych nam złych potworów - z Dżinem Parszywcem, na czele. By tak się nie stało, Kalina udaje się do magicznej Kuźni, gdzie może powstać nowa Korona..., ale po drodze nie wszystko pójdzie tak, jak powinno. Wystarczy wspomnieć o Labiryncie Złudzeń, do którego przyjdzie jej trafić...

Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że opowieść ta stanowi sobą koniec tego znakomitego, bajkowego cyklu. Choć z drugiej strony, wieńczy ją takie zdarzenie, że kto wie... Jakby jednak nie było, mamy oto przyjemność cieszyć się naprawdę świetną historią, w której natężenie akcji, przygód i magicznych scen jest tak wielkie, jak chyba w żadnej z poprzednich części. Tu po prostu dzieje się cały czas i to dzieje naprawdę spektakularnie, co z pewnością zachwyci każdego dziecięcego czytelnika.

Po zabawnym, pełnym chaosu i rodzinnych komplikacji wstępie, mamy niezwykłą podróż Kalinki, w którą to tym razem musi udać się ona sama. W ten sposób trafia do niezwykłego Labiryntu, poznaje pewną tajemniczą dziewczynkę oraz wdaje się w swego rodzaju konflikt z bandą małych ludzików..., a to dopiero początek przygód z jej udziałem. Co więcej, pojawiają się tu znani nam z poprzednich tomów bohaterowie z drugiego planu - ci dobrzy i ci nieco mniej pozytywni, którzy także wnoszą tu wiele interesujących wątków i scen. Na koniec mamy piękny, ale też i zaskakujący finał.

Twórca tej bajkowej serii - Thom Pico, dał nam kolejny raz moc barwnych przygód, pięknych emocji, nawiązania do baśniowych wierzeń i legend oraz mądrą lekcję tego, jak ważną jest w życiu przyjaźń i rodzina. I oczywiście tym razem jest tu wszystkiego jeszcze więcej, gdyż skoro już ma to być finalna odsłona losów rezolutniej Kalinki, to i musi być podana ona z przytupem - i jest. Bo mamy więcej bohaterów - nowych i starych, mamy nawet kilka innych, niezwykłych światów, jak i wreszcie nie brak jeszcze większej ilości magii, która łączy się oczywiście z siłami natury.

Ilustracje - autorstwa Karensac, są niezmiennie urokliwe, malownicze, nacechowane ciepłymi emocjami i humorem. Tu nawet złe potwory wyglądają ładnie, nie mówiąc już o pięknie tego całego świata natury i magii. I warto kolejny raz docenić ten bajkowy charakter, lekkość kreski, prostotę kadrowania i piękne kolory, które zostały idealnie dobrane do danej sekwencji scen.

I szkoda, gdyby to miałby być już naprawdę koniec - choć ja uparcie wierzę, że jednak tak się nie stanie. Szkoda, bo to naprawdę dobra, łącząca zabawę z mądrą lekcją życia, niezwykle zabawna opowieść o przygodzie i sekretach świata, które przybierają iście magiczną postać. I szczerze zazdroszczę dzieciom, że mają dziś dostęp do takich komiksów, które po prostu czynią ich dzieciństwo jeszcze piękniejszym. Oczywiście jako dorosła osoba w pełni to sobie rekompensuję, sięgając po tę serię z wielką przyjemnością.

„Kalinka. Koniec wszystkiego (i całej reszty)”, to znakomity, bajkowy, fantastyczny komiks dla dzieci, który w mej ocenie stanowi sobą z pewnością najbardziej dynamiczną odsłonę tej serii, co nas czytelników może tylko i wyłącznie cieszyć. I dlatego też gorąco polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł, jak i również po wszystkie poprzednie części opowieści o Kalince i jej przygodach – naprawdę warto.

Kalinka, ach ta Kalinka.. - nie dość, że już kilkukrotnie uratowała swoją piękną dolinę przed psotami różnej maści potworów, to jeszcze udało jej się utrzymać wszystko w wielkiej tajemnicy przed mamą - zuch dziewczyna! Jednakże przychodzi taki dzień... - ale o tym opowiada już najnowsza część komiksowego cyklu „Kalinka” - album o tajemniczym tytule „Koniec wszystkiego (i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Zamek Zwierzęcy 3. Noc Sprawiedliwych Felix Delep, Xavier Dorison
Ocena 8,0
Zamek Zwierzęc... Felix Delep, Xavier...

Na półkach:

„NOC SPRAWIEDLIWYCH” - pod tym niezwykle wymownym tytułem kryje się najnowsza, trzecia już część komiksowego cyklu „Zamek zwierzęcy”. Cyklu, będącego znakomitą refleksją nad słynną powieścią George'a Orwella, która jednocześnie wydaje się być bardziej nam współczesną, poruszającą, ważniejszą. Album ten ukazał się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Taurus Media.

Stało się - zmęczone zwierzęta doprowadziły do śmierci Numeru Jeden - najważniejszego psa z zamkowej milicji pana i władcy tego miejsca, byka Silvio. Jednakże zdarzenie to nie zmieniło losu zwierząt, które nadal muszą pracować na rzecz zamku pod groźbą utraty wolności, zdrowia i życia. Oto jednak biała kotka Miss B. podejmuje kolejną próbę walki z dyktatorem - tym razem nie za pomocą siły, ale słów, dobroci i kwiatów, będących symbolem oporu. Stawką jest szansa na wolne wybory nowego prezydenta, co z wiadomych względów nie jest w smak bykowi Silvio...

I tak też Xavier Dorison kontynuuje tę piękną, bajkową, ale też i wielce dramatyczną opowieść o świecie zwierząt bez ludzi, w którym to jednak pozostały bardzo ludzkie demony władzy, ucisku i terroru. I czyni on w naprawdę znakomity sposób, łącząc w tej historii dramaty z komediowymi scenami oraz wspaniałą lekcją o tym, czym jest solidarność w walce o słuszną sprawę. Tym samym też kolejny raz możemy powiedzieć o tej komiksowej serii to, że stanowi ona sobą idealną propozycję dla dziecięcego i dorosłego odbiorcy, co w mej ocenie mówi bardzo wiele o jakości i wadze tego tytułu.

Fabułę wypełnia kolejny rozdział walki niewolonych zwierząt z podstępnym bykiem Silivio i jego psią gwardią. Walki, którą ze strony zwierząt znaczy wiara, nadzieja i determinacja trwania w swej niezłomności, zaś ze strony byczego prezydenta terror, przekupstwo, manipulacja. I podobnie, jak to miało miejsce w dwóch poprzednich częściach, tak i tym razem centralną postacią w tej relacji jest kotka Miss B., która na własnej skórze poczuje nie tylko pazur psiej milicji, ale też i ciężar odpowiedzialności za innych. Jednocześnie pojawia się i druga ważna postać - królika playboya, Cesara, który odegra tu również ważną rolę. Całość wieńczy zaś piękny finał, zapowiadający jednocześnie interesującą kontynuację.

Kolejny też raz zachwyca nas mądrość przełożenia ludzkiej codzienności życia - ale też i historii nas wszystkich, na pole zwierzęcej rzeczywistości, gdzie są władcy i ciemiężeni, gdzie trzeba walczyć o wolność i gdzie cena za jej wywalczenie jest ogromną. To odbicie nas ludzi w zwierzętach, które z jednej strony napawa dumą, że oto w nasz los wpisaną była i zapewne zawsze już będzie determinacja w dążeniu do bycia wolnym, ale z drugiej strony pojawia się też i ta bardziej gorzka prawda, że trzeba to robić przez ludzi i ich chore pragnienia. To słodko-gorzki portret, z którego warto wynieść kilka mądrych refleksji...

Ilustracje są piękne - malownicze, niezwykle klimatyczne, bardzo bajkowe i zarazem mające w sobie wiele realizmu, gdy oto widzimy dramaty i krzywdę cierpiących zwierząt. To wprawna kreska, dbałość o detale i szczegóły oraz dość zróżnicowane, dobre kadrowanie. Jednakże nie byłoby tu zapewne tego efektu „wow”, gdyby nie piękne, idealnie dobrane, niezwykle intensywne i zarazem łagodne w swoich odcieniach, kolory.

Komiksy uczą życia - nawet te bajkowe, ze zwierzętami w rolach głównych, podszyte mądrym humorem. W tym przypadku lekcja ta przybiera postać podkreślenia tej jakże ważnej prawdy, że choć wolność jest należną każdemu, to czasami musimy o nią walczyć. I nie sposób nie docenić tego morału właśnie u nas, w naszej ojczyźnie, której dzieje znaczyła niemalże nieustanna walka o to, by być wolnym. Oczywiście dzieci być może nie wszystko zrozumieją z tej czytelniczej lekcji, ale już przy mądrym słowie rodzica, dziadka, czy też starszego rodzeństwa, myślę że tak.

Wielką przyjemność niesie nam zatem spotkanie z komiksem „Zamek zwierzęcy. Noc sprawiedliwych”. Przyjemność płynącą z ciekawej relacji o losach zwierząt w wielkim zamku, z idealnie zachowanych proporcji pomiędzy bajką i gorzkim smakiem dramatu oraz ilustracyjnego piękna, któremu nie można się tu oprzeć. Poza tym najzwyczajniej szkoda jest odmawiać sobie możliwości uczestnictwa w tym zwierzęcym pojedynku dobra ze złem, z którego wiele cennego możemy nauczyć się i my, ludzie.

Sięgnijcie po ten tytuł – dla siebie, dla waszych dzieci, dla piękna komiksowej bajki. Polecam.

„NOC SPRAWIEDLIWYCH” - pod tym niezwykle wymownym tytułem kryje się najnowsza, trzecia już część komiksowego cyklu „Zamek zwierzęcy”. Cyklu, będącego znakomitą refleksją nad słynną powieścią George'a Orwella, która jednocześnie wydaje się być bardziej nam współczesną, poruszającą, ważniejszą. Album ten ukazał się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Taurus Media.

Stało się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzydzieści lat oczekiwania na ujrzenie dziennego świata i spotkanie z czytelnikiem... - tak oto wyglądały losy znakomitych, komiksowych opowieści Esteban Maroto, opartych na kultowej twórczości H.P. Lovecrafta. I już ten sam fakt sprawia, że patrzymy inaczej na komiksowy album pt. „Mity Cthulhu według Lovecrafta”, w którym zawarto wyczekiwane tyle lat historie i który to ukazał się dziś w pięknym wydaniu w naszym kraju za sprawą Wydawnictwa Elemental. Zapraszam was do poznania recenzji tego tytułu.

„Bezimienne miasto”, „Ceremonia” i „Mithy Thulu” - to właśnie te trzy wielkie opowieści wypełniły sobą strony niniejszego albumu, ukazując mroczne losy ich bohaterów, rysując wizję równie niepokojącego świata ludzi, potworów i zła, jak i wreszcie zachwycając nas tym pięknym, komiksowym spojrzeniem na tą nieśmiertelną literaturę. I nie ma tu absolutnego znaczenia to, czy znamy te historie, czy też odkrywamy je dziś po raz pierwszy, gdyż zawsze będzie to dla nas coś niezwykłego, fascynującego, odmiennego. W tym tkwił geniusz Lovecrafta, który to w mej ocenie udało się tu przenieść Estebanowi Maroto z wielką gracją, mądrością i jakością.

„BEZIMIENNE MIASTO” - to opowieść o pewnym archeologu, który gdzieś na środku pustyni odkrywa pozostałości dawnego miasta. Miasta, które najprawdopodobniej było zamieszkiwane przez przedstawicieli obcej cywilizacji, o czym świadczy to, co kryje się w jego podziemiach. A kryje się tam życie - przerażające, obce, zmuszające do walki o przetrwanie i przebudzone po wiekach, życie...

To bardzo klimatyczna, spowita aurą arabskiej kultury, perfekcyjnie poprowadzona historia, która z każdą kolejną stroną i każdym kolejnym kadrem przybiera coraz bardziej niepokojącą, spowitą aurą grozy i duszności, jak i również nie uciekająca od ważnych, filozoficznych pytań o sens istnienia, postać. Opowieść ta nie tylko idealnie wprowadza nas w całość tego albumu, ale też i poraża od pierwszych chwil enigmatycznością i zarazem geniuszem literackiej twórczości Lovecrafta.

„CEREMONIA” - w drugiej z historii towarzyszymy pewnemu mężczyźnie w jego podróży do nadmorskiego miasteczka o nazwie Kingsport. To właśnie tam przyjdzie trafić mu do tajemniczego, starego, wielkiego, spowitego mrokiem domu. Tam też zostanie on zaproszony do wzięcia udziału z tytułowej ceremonii ku dawnym bogom. Ceremonii, która wkrótce zamieni się w najprawdziwszy koszmar...

I mamy tu kwintesencję twórczości Lovecrafta, czyli stare i budzące niepokój miejsce, jego przedziwnych mieszkańców oraz ich tajemnice, które wymykają się granicom zdrowego rozsądku. I gdy to wszystko już wiemy, znamy i widzimy..., to wówczas rozpoczyna się makabryczna walka o przeżycie, o której zadecyduje nie tyleż siła i spryt wędrowca, ale prawda o tym, kim on jest... To kolejna klimatyczna, wielowymiarowa i wspaniale oddana historia.

„MITY CTHULHU” - to najobszerniejsza, złożona z trzech wątków i chyba zarazem najlepsza opowieść w tym albumie. Przedstawia ona losy pewnego badacza i naukowca, który otrzymuje w spadku po zmarłym dziadku - również badaczu dawnych kultur, skrzynkę z pewną płaskorzeźbą, trudnymi do rozszyfrowania zapiskami i fragmentami gazet. Na ich podstawia odtwarza on ostatnie miesiące życia dziadka, które wiążą się z szaleństwem pewnego rzeźbiarza, rejsem rodem z horroru i tajemnicami znalezionej w skrzynce płaskorzeźby...

I mamy tu absolutnie wszystko to, za co kochamy twórczość Lovecrafta - począwszy od tajemniczej zagadki, poprzez podróż w przeszłość, jak i kończąc na odkrywaniu niecnego, mrocznego, przerażającego sekretu. Ciekawym w tej historii jest również to, że stanowi ona sobą coś na wzór „opowieści w opowieści”, gdzie z tej szkatułkowej postaci wyłania się zaskakujący, mocny finał.

Każdą z tych historii znaczy fabularna jakość, która jednocześnie trzyma się bardzo mocno oryginalnej twórczości Lovecrafta - dla jednych to dobrze, dla innych być może nie, ale w mej ocenie ideału nie powinno się poprawiać, przynajmniej nie zbyt mocno. I jest to groza, ale groza wiążąca się nie tylko z potworami, magią i cudami nie z tego świata, a również z ludzkim szaleństwem, które tak naprawdę dotyka każdego z bohaterów tych historii - w mniejszym lub większym stopniu, ale zawsze.

I do tego wszystkie mamy tu znakomite ilustracje - również autorstwa samego Estebana Maroto. To klimatyczne, sugestywne, pociągnięte ostrą, surową i zarazem pieczołowicie szczegółową kreską, rysunki. Przemawia przez nie groza, ciemność i tajemnica tego literackiego świata, która udziela się także i nam, czytelnikom. I wreszcie jest to czerń i biel, które potęgują tę niezwykłą atmosferę grozy...

Jeśli zanurzysz się już w świat Lovecrafta, to będziesz chciał do niego wracać raz za razem. I ten komiksowy album stanowi potwierdzenie tych słów, gdy z jednej strony oferuje on sobą naprawdę ciekawe wprowadzenie w twórczość tego wybitnego autora, ale z drugiej też i okazję na powrót do niej, do kreowanego na jej stronach świata mroku i szaleństwa, do magii tych fabuł. I jest to niewątpliwa, czytelnicza przyjemność - owszem, specyficzna i dla osób o mocnych nerwach, ale z pewnością warta doświadczenia. Co więcej, podana w nieco innej, gdyż stricte graficznej postaci.

Rzecz całą reasumując – komiksowy album „Mity Cthulhu według Lovecrafta”, to piękna propozycja dla miłośników twórczości H.P. Lovecrafta, ale też i doskonała okazja ku temu, by ją odkryć, poznać, docenić. I to właśnie ta jej graficzna postać wydaje się być idealnym środkiem ku temu, by tak się stało. Dlatego też gorąco polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł – naprawdę warto.

Trzydzieści lat oczekiwania na ujrzenie dziennego świata i spotkanie z czytelnikiem... - tak oto wyglądały losy znakomitych, komiksowych opowieści Esteban Maroto, opartych na kultowej twórczości H.P. Lovecrafta. I już ten sam fakt sprawia, że patrzymy inaczej na komiksowy album pt. „Mity Cthulhu według Lovecrafta”, w którym zawarto wyczekiwane tyle lat historie i który to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Brigantus 1. Wygnaniec Hermann Huppen, Yves Huppen
Ocena 6,0
Brigantus 1. W... Hermann Huppen, Yve...

Na półkach:

Klimatyczna, intrygująca, wypełniona barwną przygodą i osadzona w świecie wczesnego średniowiecza komiksowa opowieść - tak, dokładnie tego było mi trzeba! Od zawsze bowiem uwielbiam tego typu historie, które z jednej strony oferują sobą moc wrażeń i emocji, zaś z drugiej funduję niezwykłą podróż w czasie. I dlatego z tym większą radością powitałam w swych rękach komiksowy album pt. „Brigantus. Wygnaniec”, który ukazał się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Elemental.

Rok 84 n.e., dzisiejsza Szkocja. Niewielki oddział rzymskich legionistów udaje się do małej osady celem pobrania należnej opłaty. Los sprawi, że wkrótce staną się oni celem ataku miejscowych wojowników, którzy podczas krwawej bitwy wybijają większość oddziału. Ocalało jedynie czterech z nich - dwóch doświadczonych legionistów, jeden żółtodziób i tajemniczy, będący zawsze na uboczu, potężnie zbudowany żołnierz, określany pogardliwym mianem Pikta. Ich wspólnym celem jest dotarcie do obozu legionistów, ale po drodze wydarzy się coś, co odmieni ich los już na zawsze...

Znany nam już dobrze w naszym kraju twórca tego komiksu - Yves Huppen, dał nam tutaj charakterną, bardzo dobrze skrojoną i trzymającą w napięciu do ostatnich stron, przygodową opowieść. To z jednej strony spojrzenie na ostatnie lata rzymskiego panowania na brytyjskich wyspach, z drugiej zaś fascynujący porter ludzkich zachowań w obliczu zagrożenia i postawienia człowieka w roli ofiarnego kozła, któremu pozostaje tylko jedno - zemsta. I mamy tu wspaniałych bohaterów, przekonujący obraz dawnego świata oraz klimat, któremu nie sposób się nie poddać.

Można powiedzieć o tej historii, że jest prostą, niezbyt skomplikowaną, niezwykle klarowną w swej fabularnej postaci. Jednakże wszystko to nie czyni jej mniej interesującą - a wręcz przeciwnie. Oto mamy grupę ocalałych legionistów, rodzące się między nimi relacje - czasami dobre, ale znacznie częściej iście wrogie, jak i wreszcie pojawia się pewna intryga kłamstw i oskarżeń, która niektórych z nich czyni oprawcami, zaś innych ofiarami. I jest to inteligentnie poprowadzona, potrafiąca zaskoczyć i przede wszystkim poruszająca swoimi emocjami, relacja.

To również opowieść o inności i nietolerancji, która wszakże była znakiem tamtych czasów i która takowym pozostała - niestety, do dziś. Mamy tu bowiem samotnika, różniącego się od pozostałych legionistów żołnierza, człowieka będącego ofiarą swojego pochodzenia, który tak naprawdę nie wie do końca, kim jest. Nie trudno się domyślić, że mowa tu o tytułowym Brigantusie, którego poznajemy tak naprawdę za sprawą spotkania z młodym legionistą, który jako pierwszy okazuje mu coś innego, aniżeli tylko pogardę.

Oczywiście w tego typu opowieści nie mogło zabraknąć walki, którą obrazują mocne w swej postaci, niezwykle surowe w przekazie, ale też i ze wszech miar realistyczne sceny potyczek z mieczem w ręku, gdy oto główni bohaterowie walczą o przetrwanie, gdy zabijają miejscową ludność, czy też ukracają cierpienie kompanom broni, którym nie można już pomóc. To obraz tamtej epoki, który znajduje poparcie w historycznych źródłach i który czyni tę komiksową opowieść jeszcze bardziej dramatyczną, czyli dokładnie taką, jaką być tu musiała.

Ilustracyjnie jest pięknie - malowniczo, klimatyczne, odpowiednio surowo na polu kreski i zarazem doskonale technicznie, co znamionuje wielki talent i zarazem wielkie doświadczenie twórcy tych rysunków, Hermanna Huppena. Bo można również docenić tu szczegółowość tych obrazów, znakomite kadrowanie oraz perfekcyjnie dobraną kolorystykę, gdzie przemawiają do nas stonowane, nieco rozmyte, lekko pastelowe barwy.

To nasze pierwsze spotkanie z tym cyklem i z osobą tytułowego bohatera. I spotkanie to nas ciekawi, intryguje, obiecuje wiele na przyszłość oraz przekonuje do tego, by sięgnąć po kontynuację tej historii. Za argumenty ma zaś barwną fabułę, piękne i klimatyczne ilustracje oraz wielkie emocje, które towarzyszą nam podczas lektury. Najważniejsze wydaje się jednak to, że jest to opowieść o człowieku i tym, kim czyni go wojenny, jakże niesprawiedliwy los...

Pozostaje mi już tym samym tylko gorąco polecić i zachęcić was do sięgnięcia po komiks „Brigantus. Wygnaniec”, który w mej opinii usatysfakcjonuje nie tylko miłośników historycznych opowieść o walce i przygodzie, ale też i sympatyków mądrych, życiowych relacji o niesprawiedliwości i zarazem wielkiej przewrotności losu. To naprawdę dobra literatura – polecam.

Klimatyczna, intrygująca, wypełniona barwną przygodą i osadzona w świecie wczesnego średniowiecza komiksowa opowieść - tak, dokładnie tego było mi trzeba! Od zawsze bowiem uwielbiam tego typu historie, które z jednej strony oferują sobą moc wrażeń i emocji, zaś z drugiej funduję niezwykłą podróż w czasie. I dlatego z tym większą radością powitałam w swych rękach komiksowy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wizja zbrojnego konfliktu z Rosją pojawiała się już wielokrotnie na kartach współczesnej nam, rozrywkowej literatury - ogrom zasług w tym względzie ma Wydawnictwo Warbook. I dziś mamy przyjemność poznać kolejną opowieść o tym traktującą - książkę Antoniego Langera pt. „Kremlowski odwet”. Różnica jednak polega na tym, że dziś patrzymy na jej fabularną postać zupełnie inaczej, aniżeli jeszcze lat temu dziesięć, czy też pięć. Zapraszam was do poznania recenzji tej pozycji.

Wojnie na Ukrainie trwa od kilka lat, osiągając dziś postać pozycyjnego konfliktu, bez szansy na szybkie rozstrzygnięcie. By to zmienić, Rosja wprowadza w życie ryzykowny plan - rozpoczęcie zaczepnej akcji z NATO, mającej na celu ośmieszenie jego pozycji, wywołanie poczucia zagrożenia w Europie, jak i tym samym skłonienie do ustępstw względem Ukrainy. Z naturalnych względów wybór pada na Polskę, która będzie musiała zmierzyć się dezinformacją, dywersyjnymi i hybrydowymi działaniami jednostek specjalnych, jak i wreszcie pełnoskalową wojną...

Antoni Langer kolejny już raz przekonuje nas o tym, że wie doskonale czym może być współczesny, wojenny konflikt. Wie i dzieli tą wiedzą na kartach swojej najnowszej powieści, ukazując realistyczną sytuację rodzącego się i eskalującego konfliktu NATO z Rosją, w którego to centrum znalazła się Polska. I jest to z pewnością porywająca swoją akcją, zachwycają rozmachem i wielokrotnie zaskakująca relacja, która jednocześnie - jak chyba dotąd żadna inna książka o tej tematyce, budzi w nas również autentyczny lęk. To literacka wizja tego, co może się wydarzyć nie za lat kilka, ale już dziś...

Fabułę książki znaczy wielowątkowa narracja, obejmująca wydarzenia z udziałem Polskich żołnierzy i polityków, ale też i przedstawiająca działania po rosyjskiej stronie, jak i również kroki podejmowane przez NATO i Stany Zjednoczone. To m.in. losy pilota polskiego F-16, dramatyczne sceny z udziałem młodej oficer Wojsk Obrony Terytorialnej, czy też wątki związane z działalnością rosyjskiej agentki wywiadu oraz rosyjskiego pułkownika, odpowiedzialnego za tę całą, agresywną operację. Oni wszyscy mają tu do odegrania ważną rolę, która z taktycznych i zakulisowych działań stanie się wkrótce polem walki. I do połowy opowieści mamy do czynienia z bardziej sensacyjną jej postacią, ale potem przychodzi już pełnokrwista, wojenna literatura z najwyższej półki.

Nie mogę nie wspomnieć właśnie o tej stricte militarnej stronie tej książki, gdzie autor rysuje przed nami nie tylko realistyczny przebieg zbrojnych działań - począwszy od terrorystycznej dywersji na infrastrukturze, poprze pierwsze starcia na lądzie, w powietrzu i na wodzie, jak i kończąc na reakcji sojuszników z NATO..., ale również i przedstawia nam wojskowe możliwości każdej ze stron, wskazując na dostępne wojskowe systemy i sprzęt. To również sama walka - realistyczna, oparta na faktach, chwilami wręcz wbijająca w fotel, która zachwyci z pewnością wszystkich miłośników wojennej akcji.

Autor serwuje nam tu pewne gotowe scenariusze - ku przestrodze, ku wiedzy decydentów, ale też i ku nadziei, że w razie najgorszego, podołamy. Oczywiście można traktować tę książkę jako tylko i wyłącznie dobrą rozrywkę spod znaku wojennej literatury i sensacji, ale w mej ocenie - w kontekście tego gdzie dziś się znajdujemy i w jaką stronę zmierza rozwój wypadków, wydaje się być to zbyt łatwym i prostym podejściem. Przed zagrożeniem nie można uciekać, ale trzeba się na nie gotować - i o tym opowiada ta książka.

Powieść Antoniego Langera pt. „Kremlowski odwet”, to rzecz mocna, odważna, jak i w mej ocenie ważna. Jej lektura przypomina nam bowiem o tym, że tocząca się za naszą granicą wojną, to nie coś odległego, abstrakcyjnego, obecnego jedynie w telewizyjnych przekazach. To dramat ludzi i Ukrainy, który nie może nam spowszednieć, bo wtedy stanie się on również naszym, bezpośrednim udziałem. Jednocześnie jest to również solidna porcja wojennej literatury, której nie powstydziliby się najlepsi mistrzowie pióra w tym względzie.

Sięgnijcie po ten tytuł, poznajecie go i doceńcie, bo z pewnością na to zasługuje. Polecam.

Wizja zbrojnego konfliktu z Rosją pojawiała się już wielokrotnie na kartach współczesnej nam, rozrywkowej literatury - ogrom zasług w tym względzie ma Wydawnictwo Warbook. I dziś mamy przyjemność poznać kolejną opowieść o tym traktującą - książkę Antoniego Langera pt. „Kremlowski odwet”. Różnica jednak polega na tym, że dziś patrzymy na jej fabularną postać zupełnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapewne znacie to uczucie, gdy sięgając po nową powieść fantasy spodziewamy się czego dobrego, ale też już doskonale nam znanego, powtarzalnego, obecnego w mniejszej lub większej postaci na kartach setek książek tego nurtu... I zapewne znacie również to jeszcze lepsze z uczuć, gdy oto po rozpoczęciu lektury okazuje się, że jest zupełnie inaczej... Tak właśnie miała się ze mną rzecz w przypadku spotkania z powieścią Kel Kade pt. „Los pokonanych” - rzeczą znakomitą, bez dwóch zdań!

Asslo jest leśnikiem, który kocha drzewa, naturę, ciszę lasu..., zaś nie koniecznie przepada za ludźmi. Tu wyjątkiem jest jego najbliższy przyjaciel - Mathias, który jest mu drogim, niczym brat. Los sprawi, że wkrótce tych oboje wyruszy w podróż celem ratowania świata przed nadciągającym złem, ale już na samym początku ich drogi wszystko pójdzie nie tak, jak powinno. Pojawi się śmierć, zaś Asslo okaże się jedyną osobą, która będzie mogła ponieść ciężar tej beznadziejnej misji, w której powodzenie zdaje się nikt już nie wierzyć, poza nim. I tak rozpocznie się czas w życiu leśnika, który odmieni go na zawsze...

Kel Kade - autorka znana nam doskonale za sprawą serii fantasy „Kroniki mroku” (z którą to zresztą niniejsza opowieść łączy się w pewnym stopniu), zaoferowała nam na samym początku fabularne trzęsienie, zmieniając całkowicie układ na tej literackiej scenie, czyniąc najważniejszymi nie tych, którzy winni nimi być, jak i wreszcie ukazując na tę historię z kilku bardzo zaskakujących perspektyw. To na początek, gdyż potem są swego rodzaju wstrząsy wtórne, które wielokrotnie nas szokują, ale znacznie częściej zachwycają swoją inteligencją relacji, emocjonalną głębią, pisarską jakością.

Losy Asslo - to właśnie one kreślą fabułę powieści, ukazując jego podróż do wielu niezwykłych miejsc, spotkania z dobrymi i złymi ludźmi, jak i też walkę o przetrwanie, która znów będzie dotyczyć ludzi, ale też i potwornych demonów. Jednocześnie jest i drugie spojrzenie na losy leśnika - oczymy zmarłej dawno temu dziewczyny, która będąc teraz z woli bogów Żniwiarką, przeprowadza dusze zmarłych do swoistego morza śmierci. I te dwie perspektywy pięknie się tu ze sobą przeplatają, wzajemnie uzupełniają, łączą w poruszającą, czasami zabawną, ale niekiedy też i bardzo mroczną, literacką całość.

Asslo, jego przyjaciel Mathias, pewna niedoszła adeptka magii, czy też urocza para dziecięcych złodziejaszków - to tylko niektórzy z intrygujących, przekonujących w swych kreacjach, ważnych postaci tej baśniowej opowieści. Oczywiście najwięcej miejsca i uwagi poświęcono tu osobie poczciwego, rozumiejącego świat w prostu sposób, odważnego leśnika, który z miejsca staje się nam bliską osobą. Nie jest to typowy bohater książki fantasy - przynajmniej nie od razu, co też sprawia, że darzymy go jeszcze większą ciekawością, ale też i zrozumieniem w tej jego nie łatwej, nowej, życiowej roli.

Równie wiele emocji budzi nas obraz świata tej książki - quasi średniowiecznego, wypełnionego magią, ale też i zwykła codziennością życia świata ludzi zwanego Aldreą.., ale też i świata bogów, którzy kierują ludzkimi losami, kreują życie, rządzą prawami wojny i śmierci, który poznajemy tu także w dość istotnym stopniu za sprawą wspominanej już, Żniwiarki dusz. I w obu przypadkach jest pięknie, niezwykle epicko, pomysłowo i bardzo klimatycznie. To literacka rzeczywistość, w którą nie można nie uwierzyć i wobec której nie można przejść obojętnym.

I są tu oczywiście wielkie emocje - czasami związane z przygodą, walką z potworami, ciężarem utraty tych, na których zależy bohaterom najbardziej..., ale czasami też i z magią pierwszej miłości, wiarą w dobro ludzi, czy też docenianiem piękna natury. Nie brak tu rzeczy mrocznych - to fakt, ale jest też i naprawdę dobry humor, który idealnie łagodzi te bardziej smutne i gorzkie wątki, czyniąc całość opowieści nieco pogodniejszą, niosącą w sobie pierwiastek optymizmu na to, co będzie czekać nas na kartach kolejnych części cyklu. Bo o tym, że te będą ekscytujące, jestem absolutnie przekonaną.

Musimy docenić tu także znakomity przekład Dominiki Schimscheiner, która pięknie przełożyła ten baśniowy tekst na nasz język, jak i również klimatycznie, subtelne, idealnie oddająca naturę tej książki, ilustracje Szymona Wójciaka. To, w połączeniu z fabularną wielkością tej powieści składa się na jedną z najciekawszych książek klasycznego nurtu fantasy, jakie mogłam poznać nie tylko na przestrzeni ostatnich miesięcy, ale myślę że i nawet lat.

„Los pokonanych” to powieść mądra, ekscytująca, zaskakująca od pierwszych stron. Sięgnijcie po nią, dajcie się jej oczarować i doceńcie ją tak, jak ona na to zasługuje. Polecam.

Zapewne znacie to uczucie, gdy sięgając po nową powieść fantasy spodziewamy się czego dobrego, ale też już doskonale nam znanego, powtarzalnego, obecnego w mniejszej lub większej postaci na kartach setek książek tego nurtu... I zapewne znacie również to jeszcze lepsze z uczuć, gdy oto po rozpoczęciu lektury okazuje się, że jest zupełnie inaczej... Tak właśnie miała się ze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bezsprzecznie najmroczniejszą powieścią w dotychczasowej, tegorocznej ofercie Wydawnictwa Fabryka Słów jest książka Andrzeja Pupina pt. „Szepty ciemności”. Najmroczniejszą, pod wieloma względami najodważniejszą i zarazem niezwykle intrygującą w swej fabularnej postaci, która zaskakuje, zachwyca, porywa od pierwszych chwil lektury. Brakowało mi takiej książki i dlatego też bardzo cieszę się, że oto dziś mamy ją w naszych rękach. Zapraszam was do poznania recenzji tej pozycji.

Warszawa, lata 20, alternatywny bieg wydarzeń. Oto wraz z Wielką Wojną nastała kolejna, przerażająca Wojna Ciemności, powodująca szaleństwo, przemoc i śmierć wszystkich tych, którzy znajdą się bez świata w objęciach mroku. Kilka lat po jej wybuchu życie wygląda inaczej, gdyż to właśnie sztuczne światło oznacza szansę na przetrwanie nocy. W tych okolicznościach żyje i pracuje w roli prywatnego detektywa kapitan Jerzy Kowalski - emerytowany oficer wywiadowczej „Dwójki”. Przyjmuje on właśnie zlecenie rozwikłania tajemniczej sprawy zaginięcia młodej dziewczyny z dobrego domu, będącej najbliższą przyjaciółką wysoko postawionej mocodawczyni. Bardzo szybko okaże się, że sprawa ta zmieni życie Jerzego już na zawsze...

Andrzej Pupin - dla którego powieść ta jest pisarskim debiutem, zaoferował nam za jej sprawą znakomite połączenie klasycznego kryminału z mroczną fantastyką spod znaku horroru, którego to mariażu dopełniają także elementy sensacji, dramatu oraz klimatycznego romansu. I z tej gatunkowej mieszanki powstała barwna historia o walce ze złem, które przyjmuje tyleż nadprzyrodzoną, co i również możliwie najbardziej ludzką postać. To książka, która nas fascynuje, niejednokrotnie przeraża, jak i często dogłębnie porusza, co w naturalny przekłada się na to, że pasjonujemy się tą relację od pierwszej, do ostatniej strony.

Konstrukcja powieści nie jest skomplikowaną, co też w przypadku debiutu wydaje się jak najbardziej właściwym krokiem autora. Mamy oto relację o kolejnych losach i przygodach głównego bohatera, który podejmuje się nowej sprawy, który wikła się w kilka pobocznych wątków związanych również z niepokojącymi wydarzeniami o charakterze być może stricte kryminalnym, a być może nadprzyrodzonym, jak i który wreszcie odkrywa przerażające zło, któremu przeciwstawienie się jest wielce ryzykownym, ale też i najzwyczajniej w świecie, ludzkim.

To podróże, ucieczki i pościgi oraz walka, zaś z drugiej strony intelektualna gra pozorów, mozolne łączenie faktów i odkrywanie tajemnic ciemności, która niczym zaraza sieje śmierć i szaleństwo. I dobrym jest to, że mamy tu idealnie zachowane proporcje pomiędzy iście filmową akcją, jak i tą bardziej poruszającą wymową tej historii, która w tym przypadku okazuje się niezwykle ważną.

To znakomity, interesujący i zarazem oparty na prostym pomyśle świat, który zachwyca w każdym względzie. Oto autor wykorzystał tu odwieczny strach człowieka przed ciemnością, tworząc w ten sposób mroczną scenerię rzeczywistości, w której to właśnie ciemność i mrok nocy stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo dla wszystkich tych, którzy zostali nią i nim dotknięci. To jedno, gdyż z drugiej strony mamy wszakże pięknie ukazaną codzienność życia w przedwojennej Polsce - owszem, nieco inną od tej znanej nam z podręczników historii z uwagi na wspominany powyżej aspekt, ale jednocześnie ujmująco naszą, warszawską, z życzliwością ludzi z jednej strony, ale też i biedą z drugiej. Wierzymy w ten obraz.

Równie wiele dobrego możemy powiedzieć o bohaterach tej książki - na czele z poczciwym, charakternym, oddanym swojej pracy Jerzym, który wciąż zmaga się z wojennymi traumami..., ale też i postaciami z drugiego planu, by wspomnieć chociażby o pewnym bezwzględnym, ale na swój sposób i honorowym królu warszawskiej przestępczości, czy też o pewnej prostej właścicielce małego lokalu, która w iście ujmujący sposób łączy sobą życzliwość z umiejętnością dbania o własne interesy oraz dobro sąsiadów - włącznie z gotowością do przysłowiowego „skrócenia kogoś o głowę”. To ludzie z tamtych dawnych czasów, którzy są realni, prawdziwi, pełni wad, idealni dla tej opowieści.

I jest w tej literaturze coś z dawnych lat, co jednocześnie łączy się dobrą rozrywką dla miłośnika fantastycznej grozy, ale też i kryminału. Bo mamy tu odpowiedni klimat, jest trochę czarnego, z lekka rubasznego humoru, jak i przede wszystkim jest ta piękna lekkość przechodzenia z pola grozy na grunt stricte ludzkich spraw, która w tym przypadku przybiera niezwykle naturalną formę. Oczywiście to dopiero początek dłuższego spotkania z Jerzym i tym barwnym światem, które na kolejne tomy zapowiada się niezwykle ciekawie - choćby z tego względu, że nawet w tej na swój sposób alternatywnej rzeczywistości czas nie uznaje próżni, zbliżając nas i bohaterów do lat 30-tych, do roku 1939, do kolejnej z wielkich tragedii. I jeśli chodzi o mnie, to nie mogę się już doczekać kolejnej odsłony tego cyklu.

Debiutancka powieść Andrzeja Pupina pt. „Szepty ciemności”, to rzecz ze wszech miar udana, intrygująca, w jakiejś mierze zaskakująca swoją naprawdę mroczną wymową. Jednakże – jak wszyscy wiemy, zaskoczenia w literaturze są ważne, potrzebne, niezwykle oczekiwane. I dlatego też z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł, by za sprawą tej lektury przenieść się do nieco innej, przedwojennej Warszawy światła i ciemności… Zróbcie to, a z pewnością nie będziecie żałować.

Bezsprzecznie najmroczniejszą powieścią w dotychczasowej, tegorocznej ofercie Wydawnictwa Fabryka Słów jest książka Andrzeja Pupina pt. „Szepty ciemności”. Najmroczniejszą, pod wieloma względami najodważniejszą i zarazem niezwykle intrygującą w swej fabularnej postaci, która zaskakuje, zachwyca, porywa od pierwszych chwil lektury. Brakowało mi takiej książki i dlatego też...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W idealnym świecie powinno wyglądać to tak - objęcie cesarskiej władzy, sprawowanie mądrych rządów, cieszenie się szczęściem i przychylnością poddanych... Jednakże w prawdziwym życiu bywa zgoła inaczej, o czym to przychodzi przekonać się głównej bohaterce powieści Andrei Stewart „Cesarzowa kości”, która stanowi sobą drugą odsłonę znakomitego cyklu fantasy pt. „Tonące cesarstwa”. Zapraszam was do poznania recenzji tej książki, która ukazała się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów.

Stało się - Lin pokonała własnego ojca i jego magiczne konstrukty, objęła cesarski tron i rozpoczęła sprawowanie władzy. Jej największym wsparciem stał się dawny przemytnik i obecny kapitan gwardii - Jovis, jak i niezwykłe, odnalezione w piwnicach pałacu, mówiące zwierzę o imieniu Thrana. Bardzo szybko okaże się jednak, że dotychczasowe poświęcenie i ofiara Lin to nic względem tego, co będzie ją teraz czekać. Począwszy od ponownego zjednoczenia wysp, poprzez zapobiegnięcie ich katastrofalnemu zatonięciu, jak i kończąc na powstrzymaniu marszu zbuntowanej armii konstruktów pod przewodnictwem tajemniczej Nisong - każda z tych kwestii okazuje się palącą, jak i śmiertelnie niebezpieczną...

Andrea Stewart oddała w nasze ręce znakomitą, intrygującą i niezwykle efektowną kontynuacją swojej opowieści o świecie magii płynącej wprost z ludzkich kości, który staje w przededniu nadciągającej, być może największej w historii, katastrofy. I trzeba przyznać, że dokonała ona tego w naprawdę świetny sposób, kreśląc nie tylko kolejne losy Lin, Jovisa, Nisong i pozostałych bohaterów, ale też i odkrywając więcej z sekretów tej morskiej, wyspiarskiej, jakże dla nas egzotycznej rzeczywistości, które dotyczą wydarzeń sprzed wiele lat i określenia przyczyn konfliktu ludzi z budzącą lęk nacją Alanga.

Przede wszystkim dzieje się tu jeszcze więcej, aniżeli w pierwszej części cyklu. Bo mamy tu liczne podróże do kolejnych z wysp, mamy walkę ludzi z konstruktami, jak i mamy wreszcie niezwykle ciekawie zarysowaną relację pomiędzy Lin i Jovisem, których łączy tajemnica posiadanych mocy oraz rodzące się między nimi uczucie, zaś dzielą skrywane przez każdego z nich, wstydliwe sekrety. Ponadto autorka oddała tu znacznie więcej miejsca i czasu pozostałym ważnym bohaterem tej historii - m.in. kochającym się kobietom w osobach Phalue i Ranami, które odegrają niezwykłą rolę w całej serii dramatycznych wydarzeń, jakie staną się udziałem całego Cesarstwa. Jest klimatycznie, z rozmachem, ale też i wielce poruszająco, gdy oto pojawia się czas płacenia najwyższej ceny za błędy przeszłości.

Kolejny raz zachwyca nas wizja tej całej, powieściowej rzeczywistości, czyli spojrzenie na azjatycką kulturę sprzed wieków, dopełnione absolutnie wyjątkową wizją magii płynącej z kości, która może zamieniać zwierzęta i ludzi w posłusznych, przerażających niewolników. Tym razem mamy tu jeszcze więcej odniesień do przeszłości tego świata, ale też i sposobność odwiedzenia kolejnych z jego wysp, gdzie to w każdym przypadku codzienność życia wygląda nieco inaczej. Oczywiście nie brak tu nawiązań do trudnej polityki, do skomplikowanych wierzeń oraz wojny, który jawi się na horyzoncie z coraz większą mocą.

Równie wiele dobrego możemy powiedzieć o bohaterach tej książki - pragnącej bycia dobrą władczynią, zagubionej w nowej roli i potrzebującej oparcia Lin...; poczciwym, ale też i niezdecydowanym w swoich wyborach Jovisie, czy też tajemniczej, budzącej grozę i przerażającej swoją bezwzględnością Nisong, która z czasem staje się tu coraz ważniejszą postacią. Oczywiście nie możemy zapomnieć o urokliwym Mephim i nieco zlęknionej Thranie - magicznych, mówiących, rozumnych zwierzętach i zarazem najbliższych przyjaciołach Jovisa i Lin, którzy chwilami się przezabawni - zwłaszcza Mephi, który wkraczając niejako w nastoletni wiek, da się Jovisowi naprawdę we znaki...

Wojna, magia, przygoda i polityka - każdy z tych elementów wydaje się być tu niezwykle ważnym, intrygującym, niezbędnym w tym, by oddać pełnię tej opowieści. Jednocześnie pojawia się także i miłość, która oczywiście gościła również na stronach pierwszej części cyklu, ale tym razem przybiera ona inną, bardziej dramatyczną i skomplikowaną postać, gdy oto dotyka Lin i Jovisa. I warto docenić to, że mimo swojej wielkiej wagi przyjmuje tu ona istotną, ale i zarazem bardzo subtelną rolę, która dodaje tej historii pikanterii, ale jednocześnie nie zamienia ją w klimatyczny romans fantasy.

Książka ta zamyka wiele z wątków, ale jednocześnie i otwiera nowe, które znamionują niezwykle interesującą kontynuację serii. Kontynuację o tyleż intrygującą, że w kolejnej części role, znaczenia i cele z pewnością się zmienią - pytanie tylko dla kogo na lepsze, zaś dla kogo na gorsze...? To jest jednak melodią nieodległej przyszłości, gdyż teraz warto docenić tę trzecią odsłonę niniejszego cyklu, która w mej opinii jest jeszcze lepszą, bardziej porywającą i z pewnością dramatyczną, aniżeli poprzedni tom. Doceniam również - zresztą jak zawsze, znakomity przekład Piotra Kucharskiego, który dał nam możliwość poznania tej historii z jak najlepszej strony. Wreszcie mamy tu piękne ilustracje Dominika Bronieka, bez których to z pewnością opowieść ta nie byłaby tak efektowną. I wreszcie na koniec brawa dla Fabryki Słów za piękne wydanie, które swoją okładką oczarowuje nas od pierwszego spojrzenia.

Słowem podsumowania – powieść Andrei Stewart pt. „Cesarzowa kości”, to piękna, poruszająca, ekscytująca baśń fantasy, w której obok przygody, humoru i magii uświadczymy jednak także i wielkich, ludzkich dramatów. I w mej ocenie to właśnie połączenie tego, co dobre i piękne z tym, co smutne i mroczne, czyni tę historię tak niezwykłą, wyjątkową, znakomitą w każdym calu. Sięgnijcie po tę książkę i przekonajcie się o tym sami – gorąco polecam.

W idealnym świecie powinno wyglądać to tak - objęcie cesarskiej władzy, sprawowanie mądrych rządów, cieszenie się szczęściem i przychylnością poddanych... Jednakże w prawdziwym życiu bywa zgoła inaczej, o czym to przychodzi przekonać się głównej bohaterce powieści Andrei Stewart „Cesarzowa kości”, która stanowi sobą drugą odsłonę znakomitego cyklu fantasy pt. „Tonące...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„MODLITWA ZA NIEŚMIAŁE KORONY DRZEW” - pod tym jakże pięknym, poetyckim i niezwykle intrygującym tytułem kryje się oto druga część znakomitego, powieściowego cyklu science fiction „Mnich i robot”, którego to autorką jest Becky Chambers. I podobnie, jak miało to miejsce w pierwszym tomie, tak i w tym przypadku opowiada ona o niezwykłej przyjaźni mnicha i robota, którzy to wspólnie, w fantastycznym świecie przyszłości poszukują odpowiedzi na najważniejsze, ludzkie pytania. Książka ta ukazała się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Insginis.

I tak nasi główni bohaterowie - mnich Dex i robot Mszaczek, przemierzają kolejne obszary świata Pangi i porzucają leśnie peryferyjne odstępy na rzecz większych miast, gdzie to spotykają zamieszkujących je ludzi. Tam, spotykając na swej drodze kolejnych mieszańców, zadają im pytanie o to - Czego oni pragną? Pytanie proste, ale w świecie, gdzie ludzkość ma wszystko, gdzie zrozumiała rolę natury i gdzie osiągnęła powszechne szczęście..., okazuje się być ono naprawdę skomplikowanym, o czym bardzo szybko przychodzi przekonać się naszej parze bohaterów...

Autorka raczy nas kolejnymi losami i przygodami mnicha i robota, którzy przemierzając krainy tego niezwykłego świata czerpią wiedzę tak o nim i jego mieszkańcach, co i o sobie. Jak się bowiem okazuje, człowiek i robot uczą się tu wiele o swoim życiu, własnych pragnieniach i tym, co powinno być najważniejsze - przyjaźń, miłość, natura i bycie dobrym dla innych. I naturalną koleją rzeczy lekcja ta udziela się także i nam, czytelnikom - tak tym młodszym, jak i tym starszym, którzy od czasu do czasu również potrzebują sobie o niej przypomnieć.

Podróż, nowe znajomości, obserwowanie mieszkańców miast, pytania o ich zachowania... - to stały motyw tej relacji, który przekłada się na kolejne niezwykłe przygody naszych wędrowców i zdobywaną przez nich wiedzę względem codzienności życia, religii, dbania o naturę, ale też i chociażby ciekawie zarysowanych relacji społecznych, które w tym „idealnym” świecie różnią się od tych znanych nam, w naszym realnym życiu. I jest tu wiele humoru, nie brak pięknych wzruszeń oraz licznych zaskoczeń, które stają się udziałem siostrata Dexa i Mszaczka. Efektem jest wspaniała relacja, wobec której nie można przejść obojętnym.

I kolejny raz autorka łączy tu w wyśmienity sposób lekkość fantastycznej, w jakiejś mierze wręcz baśniowej historii o losach niezwykłych bohaterów z czymś na wzór filozoficznej rozprawy, podanej nam jednak w tak lekki, przystępny i mądry sposób, że zrozumie ją nawet dziecięcy i nastoletni czytelnik. Rozprawy o tym, czym jest życie i co winno być w nim najważniejszym, a tym samym determinującym nas ludzi do działania w najlepszym, możliwym kierunku. I co ciekawe, padają tu odpowiedzi na te kwestie, których to poznanie pozostawiam jednak już wam.

Jak już wspominałam przy recenzji pierwszej części tego cyklu, mamy tu do czynienia z niezwykle urokliwym spojrzeniem na literackie science fiction, któremu nie można odmówić ciekawej wizji fantastycznego świata, technologicznego postępu oraz zmieniania się ludzkich zachowań, myśli i pragnień. Jednocześnie jest to baśniowe science fiction, które bazuje na ciepłych i pięknych emocjach, na poetyckości słowa i lekkości relacji, gdzie nie ma chociażby przemocy, cierpienia, czy też bardzo trudnych, naukowych pojęć. I to też czyni w mej ocenie tę książkę naprawdę wyjątkową.

Powieść ta liczy sobie zaledwie 175 stron - pięknych, mądrych, ubranych w niezwykłe emocje stron, które mówią o naszym życiu więcej, aniżeli cała tomy naukowych i poradnikowych prac. I to jest czymś wspaniałym, że oto ta niepozornych rozmiarów historia potrafi nas poruszyć, zaskoczyć, skłonić do ważnych refleksji, ale jednocześnie i rozbawić do łez, gwarantującym tym samym doskonałą, czytelniczą rozrywkę. I oczywiście wskazaną jest znajomość pierwszej części, gdyż tylko wtedy będziemy mogli czerpać pełnię literackiego dobra z tej powieści.

Rzecz całą reasumując – powieść Becky Chambers pt. „Modlitwa za nieśmiałe korony drzew”, to coś więcej, aniżeli tylko dobra rozrywka w baśniowych klimatach literackiej fantastyki. To mądrość, refleksja i zarazem pocieszenie, że z nami ludźmi nie jest jeszcze wcale tak źle, skoro takie książki powstają i cieszą się one tak wielką popularnością wśród czytelników. Bo w mej opinii po tytuł ten i zarazem całym niniejszy cykl powinien sięgnąć każdy z nas – naprawdę warto to zrobić. Polecam.

„MODLITWA ZA NIEŚMIAŁE KORONY DRZEW” - pod tym jakże pięknym, poetyckim i niezwykle intrygującym tytułem kryje się oto druga część znakomitego, powieściowego cyklu science fiction „Mnich i robot”, którego to autorką jest Becky Chambers. I podobnie, jak miało to miejsce w pierwszym tomie, tak i w tym przypadku opowiada ona o niezwykłej przyjaźni mnicha i robota, którzy to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Filozofia, piękne przesłanie o życiu człowieka, proekologiczna wymowa i do tego moc przygody, akcji oraz humoru... - to wszystko i znacznie więcej kryje się na stronach znakomitej powieści dla dzieci i dorosłych pt. „Psalm dla zbudowanych w dziczy”, która po zdobyciu najważniejszych literackich nagród i oczarowaniu tysięcy czytelników na całym świecie, ukazała się teraz również i w naszym kraju - nakładem Wydawnictwa Insignis. Zapraszam was do poznania recenzji tej pięknej książki.

Oto świat Pangi, w którym ludzkość osiągnęła spełnienie, wyleczyła się z chorób, pogodziła z naturą i żyje tak, jak żyć powinna. Jednakże w tej iście baśniowej rzeczywistości z czasem zaczyna czegoś brakować - sensu, pomysłu, motywacji względem tego, co dalej... Ku jej poszukiwaniu wyrusza grupa tzw. Mnichów Herbacianych, którzy oferując spotkanym po drodze - a jakże, herbatę, poszukują sensu istnienia. I gdy jeden z nich dociera do puszczy..., spotyka na swej ścieżce przedstawiciela robotów, które niegdyś opuściły ludzi i odeszły ku lasom. Robot ten - o imieniu Mszaczek, ma do mnicha pewne pytanie...

Becky Chambers - autorka tej powieści, zaoferowała nam coś niezwykle innego, świeżego, wymykającego się łatwym, gatunkowym podziałom. Z jednej strony mamy fantastykę - świat przyszłości, roboty, technologiczny postęp.... Z drugiej zaś coś na kształt bajki i baśni, gdzie nasi uroczy bohaterowie przemierzają wspólnie świat Pangi poznając nawzajem siebie, rzeczywistość, różne rozumienie tego, czym jest życie... I wreszcie jest to piękna, łagodna w zrozumieniu filozofia, która każe zadawać ważne pytania i zarazem pozwala uzyskać na nie równie ważne odpowiedzi. I w tym względzie jest to książka dla absolutnie każdego z nas - dziecka, młodzieży, dorosłej osoby, która ceni sobie literackie piękno i magię przygody.

Autorka pięknie wprowadza nas w tę w jakiejś mierze oniryczną, powieściową rzeczywistość, ukazując najpierw dylematy i codzienność Dex - czyli mnichów, następnie ich wyprawę do lasu, jak i wreszcie spotkanie z ciekawym świata robotem. A potem..., a potem zaczyna się ich wspólna już codzienność, którą znaczą poszukiwania odpowiedzi na jedno, najważniejsze, zadane przez Mszaczka pytanie. To przygoda, humor, piękno najprawdziwszej przyjaźni oraz poznawanie tego książkowego świata, co samo w sobie jest wielką, fascynującą przygodą.

Opowieść ta pięknem stoi... Mamy w niej bowiem piękną parę głównych bohaterów w osobach Mnicha i robota, którzy najpierw nieufnie, ale za chwilę już zupełnie otwarcie stają się sobie prawdziwymi przyjaciółmi i kompanami ich wspólnej drogi. Mamy tu piękny, niezwykły, odkrywany krok po kroku świat, który ma w sobie coś iście magicznego i wyjątkowego. Wreszcie piękne są emocje, jakie wypełniają strony tej książki, które odnoszą się do wspominanej już przyjaźni, ale też i niezwykłej życzliwości względem świata, ludzi, natury. Tak, to piękno w najczystszej postaci.

Jednocześnie autorka dba tu o to, by nie było „nazbyt poważnie i egzystencjalnie”, serwując nam przezabawne dialogi pomiędzy Mnichem i robotem, opisując niezwykłości świata rodem z naprawdę pomysłowego science fiction oraz kierując bohaterów ku miejscom i postaciom, przy których po prostu dzieje się pięknie, przygodowo. Bo choć tempo tej relacji nie jest być może zawrotnym, to nie można powiedzieć, że jest tu nudno, gdyż co chwilę nas coś zaskakuje, raz po raz pojawia się zadziwiająca ze scen oraz czeka na nas finał, który zmienia wiele, a być może i wszystko względem postrzegania tej literackiej rzeczywistości.

To książka idealna na zły dzień, gdyż jej lektura nie tylko porwie nas bez reszty i wielokrotnie zaskoczy..., ale także nastroi optymistycznie na jutro. Pojawiają się tu bowiem tak proste i zarazem mądre treści, że oto nagle zaczynamy dostrzegać dookoła nas wszystko to, co jest wspaniałym, pięknym, wartościowym, a co warto doceniać każdego dnia. Myślę, że można powiedzieć o tej powieści nawet to, że jest idealnym pocieszycielem na gorszy czas, który to wraz z tą lekturą staje się po prostu lepszym, przyjemniejszym, naszym.

Słowem podsumowania – opowieść „Psalm dla zbudowanych w dziczy”, to jedna z tych odsłon współczesnej literatury, która wymyka się gatunkowym ramom, która nas sobą zaskakuje i która zachwyca w każdym calu – pod kątem fabuły, kreacji postaci i miejsca akcji, wymowy emocji. Dlatego też z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do skorzystania z tej pięknej, literackiej oferty. Naprawdę warto.

Filozofia, piękne przesłanie o życiu człowieka, proekologiczna wymowa i do tego moc przygody, akcji oraz humoru... - to wszystko i znacznie więcej kryje się na stronach znakomitej powieści dla dzieci i dorosłych pt. „Psalm dla zbudowanych w dziczy”, która po zdobyciu najważniejszych literackich nagród i oczarowaniu tysięcy czytelników na całym świecie, ukazała się teraz...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wsiąść do pociągu byle jakiego...” - śpiewa nam pięknie Maryla Rodowicz, rysując przed nami tę oto życiową prawdę, że czasami trzeba zostawić za sobą przeszłość, by móc dalej żyć... I słowa tej piosenki odnoszą się również znakomicie do losów głównej bohaterki powieści Kasi Jurczyk pt. „Gniazdowanie”, która również zostawia za sobą trudne „wczoraj”, by móc powitać lepsze "jutro". Książka ta ukazała się nakładem Wydawnictwa Na Szczęście.

Alicja żyje od lat u boku męża tyrana i despoty, znosząc z jego strony upokorzenie, nienawiść, przemoc fizyczną i psychiczną. Oto jednak pewnego dnia postanawia powiedzieć „dość”, udając się wraz synkiem na kolejową stację i za chwilę... wsiadając do nie tego pociągu, co trzeba. Los jednak sprawi, że to właśnie docelowa stacja tej podróży i spotkani na niej ludzie dadzą Alicji szansę na szczęśliwe, dobre, spokojne życie. Jednakże na tym pomysłowość losu bynajmniej się nie koczy, gdyż ten szykuje dla niej i jej dziecka jeszcze jedną, wielce przewrotną niespodziankę...

Powieść ta stanowi sobą pisarski debiut Kasi Jurczyk - debiut ze wszech miar udany, niezwykle życiowy i intrygujący w tej swojej pięknej relacji o codzienności wielu z nas, którzy żyją nie szczęśliwie, nie mają odwagi tego zmienić i zdają się na los. W tym przypadku, ów okazał się dobrym doradcą i planistą dla głównej bohaterki tej poruszającej historii, ale niestety nie zawsze tak bywa, co też wybrzmiewa na stronach tej książki, stając się niejako głosem otrzeźwienia i zachęty do tego, by jednak zdecydować się samemu na ten najtrudniejszy i najważniejszy krok, zanim będzie za późno.

Opowieść tę można podzielić na dwie główne części - tę pierwszą, ukazującą przemocową codzienność Alicji i jej synka Jasia w domu alkoholika..., jak i tę drugą, która przedstawia jej ucieczkę na wieś z dzieckiem do lepszego świata, gdzie życzliwi ludzie pomogą się jej pozbierać i uwierzyć w lepszą przyszłość. Oczywiście i tam przyjdzie doświadczyć jej cierpienia - również ze strony męża, ale też i rozczarowania ludźmi, ale wtedy Alicja będzie już inną, silniejszą, pewniejszą siebie kobietą, która może pokonać wszystko. To historia o życiu, związkach, wynikających z nich dramatach i próbach ratowania siebie i swojego dziecka, wobec której nie sposób przejść nie wzruszonym, co też niech najlepiej świadczy i jej wielkości.

Zapewne każdy z was znajdzie w tej książce dla siebie coś szczególnie ważnego, intrygującego, pochłaniającego bez reszty. Dla mnie tym czymś jest realizm tej opowieści, która tak naprawdę mogłaby się wydarzyć gdzieś tuż obok nas. To realizm czasu i miejsca, gdzie tak udanie udało się oddać autorce naszą miejską i prowincjonalną codzienność, która ma wiele blasków, ale też cieniów. To realizm postaci i ich zachowań, gdzie to Alicja, Marek, Marcelina, czy też Sebastian są ludźmi „z krwi i kości”, czyli nieidealni, nie wolni od błędów, nie zawsze odważni i prawi, ale przez to tacy sami, jak my. I wreszcie jest to realizm życia, gdzie zawsze dobre i złe chwile znaczą je niczym pola szachownicy - raz deszczowym, raz słonecznym dniem...

Być może naiwnie, ale wierzę w moc literatury. I dlatego też w przypadku tej powieści wierzę w to, że jej lektura być może pomoże nie jednej z polskich kobiet w tym, by uwierzyć w siebie, we własną wartość i w prawo do tego, by nie musieć cierpieć z ręki męża, konkubenta, partnera. Z łatwością mogę sobie bowiem wyobrazić, że nie jedna z takich osób odnajdzie swoje losy w losach głównej bohaterki tej książki, której udało się wyrwać z piekła przemocy. I wtedy pojawi się pytanie - Skoro jej tak, to dlaczego mnie by się miało nie udać...? Mam nadzieję, że tak właśnie będzie w wielu przypadkach spotkania z tą ważną i potrzebną powieścią.

Lektura tej książki sprawia, że nie tylko pasjonujemy się losami bohaterów, ale też i się wielce w nie angażujemy, trzymając kciuki za Alicję i małego Jasia, dopingując oboje w walce o lepsze życie, mając nadzieję na to, że jej byłego męża spotka to, na co zasłużył. Bo jest z tą historią po prostu tak, że zagłębiając się w nią nie możemy powiedzieć sobie - ot, to tylko kolejna książka obyczajowa, jak jedna z wielu. Nie możemy, gdyż jest ona ważną, wyjątkową, piękną w tym, co sobą niesie. A niesie nadzieję i wiarę w kobiecą siłę...

Powieść Kasi Jurczyk pt. „Gniazdowanie”, to coś więcej, aniżeli obyczajowa literatura z wysokiej półki. To historia o życiu zwykłych ludzi, w której wielu z nas odnajdzie swoje losy i losy swoich bliskich, co nie zawsze będzie pięknym i miłym, ale z pewnością dogłębnie poruszającym. Sięgnijcie po ten tytuł i doceńcie pracę autorki, która ma wielki, pisarski talent. Polecam.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

„Wsiąść do pociągu byle jakiego...” - śpiewa nam pięknie Maryla Rodowicz, rysując przed nami tę oto życiową prawdę, że czasami trzeba zostawić za sobą przeszłość, by móc dalej żyć... I słowa tej piosenki odnoszą się również znakomicie do losów głównej bohaterki powieści Kasi Jurczyk pt. „Gniazdowanie”, która również zostawia za sobą trudne „wczoraj”, by móc powitać lepsze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

CZAS jest przewodnim motywem najnowszego zbioru opowiadań Andrzeja Pilipiuka, którym możemy cieszyć się od dni kilku za sprawą Wydawnictwa Fabryka Słów. Czas utracony, czas zmanipulowany, czas zmarnowany, jak i wreszcie czas zachowujący swoje odbicie w materialnym pomniku historii oraz losach tych, których dawno już nie ma. Książka ta nosi tytuł „Czasy, które nadejdą” - a oto moja jej recenzja.

Andrzej Pilipiuk podarował nam tym razem pięć klimatycznych historii z udziałem dwóch doskonale znanych bohaterów - doktora Pawła Skórzewskiego oraz poszukiwacza skarbów historii - Roberta Storma, ale też i kilku innych, czasami budzących skojarzenia z odrębną twórczością tego autora, czasami zaś zupełnie nieznanych, postaci. Umiejscowił je zaś w różnych historycznych epokach - począwszy od drugiej połowy XIX wieku, poprzez okres Wielkiej Wojny, jak i kończąc na czasach PRL-u oraz współczesnej nam rzeczywistości. Wreszcie tchnął w nie elementy kryminału, fantastyki, komedii oraz grozy, czyniąc każdą z nich intrygującą, piękną, na swój sposób wyjątkową.

„REMEDIUM” - pierwsza z opowieści przedstawia lekarskie losy Pawła Skórzewskiego, który trafia na praktykę do jednego z rosyjskich, zakaźnych szpitali, by zmierzyć się tam z chorobami pacjentów, ale też i trudną przyjaźnią z jednym z nich, który poszukuje ostatniej deski ratunku...

To bardzo klimatyczna, niespieszna w swoim tempie i zarazem poruszająca historia, w której znajdziemy wiele symbolicznych odniesień do tego, czym jest ludzki los, bezsilność wobec choroby oraz nadzieja, która zawsze umiera ostatnia. Myślę, że to bardzo dobre wprowadzenie w ten zbiór opowiadań, które od razu oznajmia nam to, że jest to ambitna literatura spod znaku dramatu, przygody i fantastyki.

„KLEMENTYNKA” - druga z historii zabiera nas do Polski epoki PRL-u, gdzie poznajemy rezolutną dziewczynkę o imieniu Klementynka oraz jej niezwykłą rodzinę. To czas stanu wojennego, który dodatkowo mąci pojawienie się na jednym z warszawskich osiedli śladów dzikiego zwierza, być może wilka. Wkrótce okaże się, że to właśnie Klementynka będzie tą osoba, która rozwikła zagadkę ów śladów...

To doskonała komedia osadzona idealnie w naszej polskiej mentalności, która od razu budzi skojarzenia z filmami Barei, ale w której nie brak też elementów kryminału, sensacji, jak i nawet grozy. Najważniejszy jest jednak humor - cięty, rubaszny, z lekka czarny i idealny dla każdego z nas, aczkolwiek chyba w największym stopniu skorzystają z jego dobrodziejstwa ci, którzy wciąż pamiętają tamte dziwne czasy.

„SIÓDMA ARMATA” - to z kolei pierwsza w tym zbiorze opowieść z udziałem Roberta Storma i jego młodszego przyjaciela - Arka, którzy to wspólnie wyruszają na poszukiwania zaginionej z czasów szwedzkiego potopu, tytułowej armaty. Trop ten zawiedzie ich najpierw na Podlasie, zaś za chwilę i do odległej Szwecji, gdzie dojdzie do pewnego szlachetnego, ale i zarazem nieco niecnego uczynku...

I tu Andrzej Pilipiuk raczy nas znakomitym połączeniem awanturniczej przygody z komedią, choć pojawia się i coś z kryminału, ale takiego w bardziej lekkiej, żartobliwej formie. I również jak zawsze w przypadku opowiadań z udziałem Roberta Storma, mamy tu podaną także pięknie lekcję historii, która intryguje, bawi, ale też i uczy...

„PROFESOR ŚMIERĆ” - wraz z tym tekstem wkraczamy na nieco mroczniejsze, literackie obszary - wprost na front I wojny światowej, gdzie to doktor Skórzewski służy w miejscowym lazarecie. To właśnie tam przyjdzie zetknąć się mu z koszmarem wojny, bezsensownością śmierci oraz mocą przerażającej, chemicznej broni. Przyjdzie mu poznać także zagadki czasu...

To mocna, wypełniona wojennym okrucieństwem i niezwykle zagadkowa do samego końca opowieść, w której pojawiają się jednak i komediowe, niejako łagodzące wymowę całości, akcenty - m.in. z udziałem pewnego krnąbrnego urwisa z pobliskiej wsi. I jest tu klimatycznie, ciekawie i zarazem bardzo dramatycznie, gdy oto przychodzi walczyć naszemu bohaterowi o życie...

„CZASY, KTÓRE NADEJDĄ” - i tak docieramy do tytułowej i zarazem najbardziej wstrząsającej - przynajmniej w pierwszej swej części, opowieści tego zbioru. Oto pewnego wieczoru zgłasza się do Roberta Storma młoda dziewczyna, która resztkami sił prosi go o pomoc w pewnej zagadkowej kwestii. Ten nie odmawia, wikłając się tym samym w dramatyczną, pełną cierpienia, ale też i moralnie słuszną sprawę...

To bez wątpienia najmocniejsza z historii, która epatuje przemocą i cierpieniem - w nieco zaskakującej i tym samym odmiennej formie, ale jednak...., jak i która stanowi dla nas coś na kształt głosu opamiętania wobec tego, dokąd zmierza nasz świat wraz z postępem i upadkiem obyczajów. I zapewniam was, że długo nie zapomnicie o tym opowiadaniu...

Z pewnością każdy z nas sięga po niniejsze zbiory opowiadań Andrzeja Pilipiuka z innych powodów - dla rozrywki, dla emocji, dla podróży w odmęty przeszłości, czy też wreszcie dla korzystania z chyba najlepszego we współczesnej polskiej literaturze połączenia historycznej zagadki z fantastyką. Jeśli chodzi jednak o mnie, to sięgam po nie z racji możliwości cieszenia się pięknem słowa, doznań i niespieszności relacji, gdzie nie liczy się iście filmowa spektakularność, ale właśnie wyciszenie, cieszenie każdą ze scen, czy też nawet niedopowiedzeniem każdej z tych opowieści, które zawsze mogą mieć więcej rozwiązań i zakończeń, aniżeli jedno.

Fabularnej jakości tych tekstów dopełniają znakomite ilustracje Pawła Zaręby, które w iście magiczny sposób oddają względem każdego z nich to, co w nim najważniejsze. I jest to tym samym piękna rozrywka, która relaksuje, ekscytuje, zapewnia przyjemnie spędzony czas oraz skłania do wielu refleksji - choćby nad niesprawiedliwością losu, nad tragizmem naszej przeszłości, ale też i tym, jak bardzo łatwo jest dziś zapomnieć o tym, co w życiu człowieka powinno być najważniejsze. Poza tym powiedzmy sobie szczerze, że po opowiadania te sięga się również ze względu na pisarski kunszt Pilipiuka.

„Czasy, które nadejdą”, to kolejna udana odsłona tej „pozajakubowej serii”, która intryguje, porusza i pozwala zapomnieć o troskach naszej codzienności. I cieszmy się tymi książkami, które w jakiejś mierzą są już niewspółczesne i być może nawet nie modne, ale wciąż pozostają pięknymi, wartościowymi, jedynymi w swoim rodzaju. Polecam.

CZAS jest przewodnim motywem najnowszego zbioru opowiadań Andrzeja Pilipiuka, którym możemy cieszyć się od dni kilku za sprawą Wydawnictwa Fabryka Słów. Czas utracony, czas zmanipulowany, czas zmarnowany, jak i wreszcie czas zachowujący swoje odbicie w materialnym pomniku historii oraz losach tych, których dawno już nie ma. Książka ta nosi tytuł „Czasy, które nadejdą” - a...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to