Popularny amerykański poeta i powieściopisarz. Zaliczany do nurtu deep image. Najbardziej znana jego powieść to "Deliverance" (Wybawienie) (sfilmowana w 1972, w rolach głównych wystąpili Burt Reynolds i Jon Voight). Utwór przyniósł mu popularność, jaką rzadko cieszą się poeci. Był on naturalistycznym, brutalnym opisem spływu kajakowego czterech przyjaciół, którzy postanowili uciec od cywilizacji do dzikiej, pierwotnej puszczy. Sam Dickey miał małą rolę w filmie jako szeryf. Oprócz wierszy i powieści Dickey pisał także teksty krytyczne, eseje i dzienniki. Dickey zmarł 19 stycznia 1997 roku, sześć dni po swojej ostatniej lekcji na Uniwersytecie Południowej Karoliny, gdzie od 1968 wykładał jako rezydent. Ostatnie lata spędził w szpitalach i poza nimi, dotknięty ciężkim alkoholizmem, żółtaczką i późniejszym zwłóknieniem płuc.
Ten zbiór opowiadań o samolotach i lataniu oraz przypadkach jakie mogą się podczas lotu wydarzyć przedmową opatrzył i polecił Stephen King. I jak tu się usiąść do lektury? Tylko, niestety, nie wszystkie opowiadania przedstawiały prawdziwy koszmar, który wydarzył się podczas lotu samolotem. Niektóre opowiadania były dziwne a nie straszne. Niemniej obudzenie się w pustym samolocie to trauma, przeżywanie upadku z wielu tysięcy metrów rejsowego samolotu przeraża, a odkrycie na skrzydle samolotu dywersanta, którego nikt oprócz nas nie widzi to halucynacja, choroba psychiczna albo prawda, niestety. Co może się wydarzyć w lecącym samolocie poza burzą podczas lotu i wymienionych wcześniej przypadków? Okazuje się, że możliwości jest wiele. A co jeśli samolot przewozi trumny? A co gdy odpadają my skrzydła i ogon? A co gdy ktoś porywa samolot albo gdy okazuje się ,że w kokpicie nie ma pilota? Może też okazać się, że powyżej 11 tysięcy metrów żyją potwory…. Samolot może też wylądować nie tam gdzie leciał. I w innym czasie. Nie bardzo podobały mi się te opowiadania niestety. Jakieś wydumane.Niektóre nudne. Można jednak spróbować,bo może ja mam gust jakiś nie taki🤔
Połknęłam tylko dla opowiadania Dana Simmonsa pt. "Dwie minuty czterdzieści pięć sekund". Jak to ZAWSZE w antologiach bywa, są perełki i są gnioty. Dla przykładu - opowiadanie "Nalot" Johna Varley zaczęło się tak chaotycznie i nieatrakcyjnie, że skutecznie mnie do siebie zniechęciło i o dziwo po 4 stronach po prostu je porzuciłam... na rzecz najlepszych: "Ptaki wojny" David J. Schow, "Groza Przestworzy" Arthur C. Doyle i "Nie zestarzeją się nigdy" Roald Dahl.