cytaty z książek autora "Tomasz Sablik"
Jeśli ludzie potrafią się w sobie zakochać od pierwszego wejrzenia, dlaczego nie mogliby się od takiego samego wejrzenia nienawidzić?
Ludzie szybko zapominają, że o drugą osobę trzeba cały czas walczyć. Że miłość to płomień, który zgaśnie bez dopływu powietrza. A powietrze zapewniamy sobie wzajemnie.
Czasami, aby sięgnąć po prawdę, trzeba wykazać się odwagą, a tej mu już zaczynało brakować.
Wiedziała, że ludzie są z natury źli. Wszyscy. Bez wyjątku. Pytanie zatem brzmiało nie czy, tylko jak bardzo są zepsuci.
Ile mrocznych tajemnic skrywają ludzie, przywdziewając na co dzień maski...
Ludzie szybko zapominają, że o drugą osobę trzeba cały czas walczyć. Że miłość to płomień, który zagaśnie bez dopływu powietrza. A powietrze zapewniamy sobie wzajemnie.
Cukier? Wolałabym już kokainę, przynajmniej odlot trwałby dłużej, a szkody byłyby nieporównywalnie mniejsze.
Idę więc zamknąć oczy. Wy też to zróbcie, jeśli czytacie to nocą. Jeśli trapi was coś, nad czymś myślicie, połóżcie się i za mknijcie powieki. Ostudźcie myśli, bo one lubią się z wami droczyć. I zaśnijcie. Sen pomaga.
Tylko nie zapomnijcie się obudzić.
Colt, Tum Tum i Rocky, ale tego ostatniego jakoś lubiłem najmniej. A gdy kogoś nie lubię, to nie muszę pamiętać jego imienia, prawda?
Wiesz, czasem trzeba zaryzykować, pomimo obaw. Zapamiętaj to, co ci teraz powiem, na całe życie. Nie daj sobie odebrać prawa do wolności. Jeśli czegoś nie chcesz, nie musisz tego robić. Jeśli zaś chcesz, zrób to. Nie oglądaj się na nic. Masz być szczęśliwy i robić wszystko, by tak było. Miej odwagę się przeciwstawiać. Rób nie to, czego chcą inni, a to, czego chcesz ty. I nie bój się.
Zobaczysz to co najważniejsze. To co masz zobaczyć. Zawsze, wszędzie, gdziekolwiek będziesz, cokolwiek byś myślał, czegokolwiek byś się bał, będziesz to widzieć.
Gdy wiatr wzniecał pożar, a twarze spowijała trwoga,
Każdy śmiał przypuszczać, że nie było tam Boga.
- Niepotrzebna nam nadzieja? A wiara owszem? Czym więc różni się twoim zdaniem wiara od nadziei?
Dzisiaj wyjątkowo piszę ten pamiętnik przed wzięciem prysznica, a nie po nim, jak to mam w zwyczaju. Pot, brud i ziemia z piaskiem oblepiają mi czoło i policzki, ale specjalnie mi to nie przeszkadza. Zresztą woda jest lodowata, odkąd padł centralny piec, i zamiast otulać do snu, pompuje w moje serce adrenalinę, której mam dość i bez tego. Ogrzewam się tylko w salonie przy kominku w przerwach od pracy i wtedy, gdy idę spać. Na zewnątrz musi panować ziąb, chyba zbliża się zima i chłód wraz z wiatrem przenika przez te stare mury. Czuję podskórnie, jak szron z wolna pokrywa szyby, tak jakby osiadał też na mojej duszy. Choć dokładam do kotła węgiel, który tu został, kaloryfery dają tylko odrobinę ciepła. Powinienem je odpowietrzyć, ale ciągle jakoś zapominam.
Wewnątrz było ciemno i duszno, a gdy żona miewała koszmary, Jakubowi zdawało się, że ta niepokojąca atmosfera jeszcze się zagęszcza. Jakby przez jej łapczywe chwytanie ustami powietrza zaczynało brakować go dla niego.