cytaty z książki "Wieloryby i ćmy. Dzienniki 2007-2015"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy właśnie tacy, jakimi wydajemy się sobie wtedy, kiedy się za siebie wstydzimy. To we wstydzie za siebie widzimy się naprawdę.
- (...) dziadek powiedział, że wtedy życie było ciężkie, ale proste. A nasze jest lekkie, ale skomplikowane.
- Albo nam się po prostu w dupach poprzewracało - wątpię trochę.
- Może. Ale dziadek tak czy inaczej powiedział, że nam bardzo współczuje. Że by się nie zamienił.
- Dziwne.
- No.
Młody człowiek, umierając, podobno traci więcej niż umierający starzec. To prawda, jednak owo "więcej" oznaczać może różne proporcje szczęścia do cierpienia.
Myślę o moich mniej więcej rówieśnikach. Każdy niesie swoje. Coś. Samotność. Obojętność. Wewnętrzną śmierć. Poczucie niezrealizowania. Pieniądze, to znaczy ich brak. Obowiązki. Dzieci. Brak dzieci. Spieprzone małżeństwa albo ciągły brak stabilizacji. I zawsze tęsknota, za czymś. Za czym? Zawsze za czymś innym. Życie jest gdzie indziej. Zawsze.
Najgorzej jest słyszeć własne myśli. Nie myśleć je - lecz słyszeć, jak się myślą.
I trzeba dużo, często myśleć o śmierci, w zasadzie być może o śmierci należy myśleć bez przerwy, i to nie jakoś tam abstrakcyjnie; sądzę, że pożytecznym ćwiczeniem dla ducha jest nieustanne wizualizowanie sobie śmierci własnej i śmierci bliskich, wszystkich bliskich, próba odnalezienia w sobie tego najchłodniejszego spojrzenia na śmierć, próba odnalezienia w sobie obojętności, obojętności sycącej się obfitością fenomenów i subtelną złożonością życia, lecz nie przywiązującej się do niczego.
Dzień nie zmienia się w noc, dzień i noc po prostu są, to tylko my podróżujemy z dnia w noc i z nocy w dzień.
Jako absolutny ekstrawertyk z bezsilną zazdrością podziwiam milczenie introwertyków, wydaje mi się szlachetniejsze, mam zawsze w konfrontacji z introwertyzmem poczucie własnej niezręczności, hałaśliwości, niestosownego obnażania się w każdym słowie i geście, jakbym nie potrafił jeść nożem i widelcem, i zasiadał do wytwornej kolacji w eleganckim towarzystwie.
Lepiej utożsamiać się z którąś stroną w sporze o to kiedy wino pić ze szklanki, a kiedy z kieliszka, niż być prawicowcem lub lewicowcem. Warto spierać się, czy lepszy krawat, czy skórzana kurtka, a nie warto o to, czy podatki lepsze niższe czy wyższe- jeśli do obowiązków należy, to ewentualnie spierać się o to można, byle bez zaangażowania. Warto pieczołowicie gromadzić sprawdzone recepty na kaca, a nie warto oddawać wnętrza w pacht receptom na wzmocnienie klasy średniej czy walkę z wykluczeniem. Warto przekonywać przyjaciół, by ciepłymi wieczorami siadywali z nami przy stolikach pod gołym niebem, warto palić papierosy, śmiejąc się w nos wszystkim, co tchórzliwie boją się śmierci i chorób (jakby zamierzali żyć wiecznie), warto czytać wielkie powieści, warto pisać, warto zarabiać pieniądze i je wydawać, warto kochać to, co obejmuje się wzrokiem, wyszedłszy na wzgórze, a reszta to niepotrzebne hipostazy, symulakra i zupełnie zwykłe kłamstwo.
Chociaż diagnoza nasuwa się sama, to jednak bronię się przed nią bardzo skutecznie i dziwię się, jakim cudem ten idiota sprzed paru lat tak szybko stał się kimś mądrym i tak niezwykle przenikliwym, jakim zwykle jawię się sobie samemu na co dzień.
...wtykam nos do kieliszka z winem i do pojemnika ze świeżo zmieloną kawą, bo nie ma lepszego zapachu na świecie, chyba że ślad ciężkich perfum we włosach rozgrzanej tańcem kobiety.
Nie jesteś obywatelem rzeczywistości.
Przyjaźnić się z pisarzem, kochać pisarza, to jak przyjaźnić się z kamerą video, szczególnie czułą na te chwile, w których jesteśmy obnażeni. Wszystko zostaje zapamiętane, wszystko, co bolesne, kiedyś zostanie użyte.
Nie mam żadnej mądrości (...).
Mój przyjaciel ma dużo mądrości i bardzo, bardzo chorą córeczkę, której ciałko mieści się w dłoniach.
Ja nie mam żadnej mądrości, mam za to paru przyjaciół i trochę zaprzyjaźnionych książek.
Żyję, sobą i w sobie, i w innych ludziach, w tym, co we mnie zmieniają, i w tym, co w nich sobą zmieniam nieodwracalnie i już pozostawiam zmienionym, w bliskich i dalekich, żyję w tym mężczyźnie, co płakał w tramwaju, i w przyjaźniach, i nawet we wrogach moich żyję. Żyję.
Rano zapaliłem papierosa przed śniadaniem, mroźną drogą po bułki. Smakował. Nie jestem mądry. Żyję.
Coś się we mnie pali. Może to po prostu zgaga.
Nie mam światopoglądu. Nie obchodzą mnie prawacy w świętym starciu z lewakami, którzy również mnie nie obchodzą, kiedy zaś widzę różnych umiarkowanych centrystów, to dostaję mdłości z obrzydzenia. Nie ma hasła, które sprawiłoby, że chciałoby mi się trzymać transparent.
Poszedłem na koniec pociągu, przycisnąłem telefon do szyby i nagrałem minutę uciekających w przeszłość torów w jakości HD, często tak robię, sam nie wiem po co, mam już dużo takich minutowych filmów, fascynują mnie uciekające w przeszłość tory, słupy i nasypy, ich dramatyczna perspektywa malarska i eschatologiczna, i biograficzna. A kiedy przycisnąć telefon do szyby, to obraz jest stabilny. Nigdy potem tego nie oglądam, bo po co oglądać minutowy film z uciekającymi w przeszłość torami, ale ciągle nagrywam. Żeby coś ocalić.
A ja poddaję się trochę temu szaleństwu, jakim jest poszukiwanie znaków w świecie, mowy drzew, tajemniczego kodu pęknięć na asfalcie i eposów zapisanych cirrusami na niebie.