Wieloryby i ćmy. Dzienniki 2007-2015
- Kategoria:
- biografia, autobiografia, pamiętnik
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Literackie
- Data wydania:
- 2015-10-22
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-10-22
- Liczba stron:
- 288
- Czas czytania
- 4 godz. 48 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788308060407
Autoportret wielokrotny i literacka opowieść o współczesności
Daleko za kołem podbiegunowym, na Spitsbergenie, jest osada. Stare drogi pozarastała tajga, okna szklarni rozbito. Po dawnym życiu pozostało niewiele — niszczejące hangary, trochę śmieci, zeschnięte krzaki pomidorów. I cmentarz. Z brzydkimi, odlanymi z betonu nagrobkami. Pod jednym z nich leży ciało rocznej dziewczynki. Jego syn też ma rok. Został w kraju, a tak niedawno zasypiał mu na kolanach.
Znacznie bliżej, na Śląsku, nie ma już śladu po starym młynie. Rozebrano go, bo groził zawaleniem. Zniknął też dom, w którym na świat przyszedł jego pradziadek, a kopalnię, w której dziadek został śmiertelnie ranny, zastąpiła szkoła wyższa. Wszędzie wokół historia porozrzucała kości. Niektóre należą do tych, którzy spoglądają ze starych zdjęć w rodzinnym albumie.
Dalekie podróże i bliskie spotkania. Obserwacje, komentarze, refleksje. W swoich dziennikach Twardoch przeplata ogólnoludzkie z pokoleniowym; historyczne ze współczesnym, a oswojone z obcym. Wieloryby i ćmy — autoportret wielokrotny i literacka opowieść o współczesności.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Twardoch – Roczniki
Porobiło się. Żeby tak przed 40. swe dzienniki publikować, rolę mentora sobie przypisywać, rolę nestora sobie nadawać? A na zdjęciu junak młody, jak w piosence „Malcziki”, której polski tekst stworzył Kazik Staszewski:
Płomienne zorze budzą mnie ze snu
Giełdowy ranek, informacji szum
Z radiem na uszach i wartości swej
W pełni świadomy, świadomy, że hej.
Szczepan Twardoch dużo ryzykuje tą książką. „Wieloryby i ćmy” wydane przez Wydawnictwo Literackie to zapis prywatnych sytuacji i refleksji autora, które zostały dokonane w latach 2007-2015. Nie wiemy, jak wyglądała selekcja tekstów do tych „Dzienników”, bo nie wiemy, czy, i na ile, autor ingerował w swoje prywatne notatki. Nie wiemy, czy autor pisał swe teksty na bieżąco, czy wracał we wspomnieniach swych do dawniejszych okresów. Nie wiemy nic. Ale książka stała się faktem i junacka twarz prozaika wita nas dziś z każdej witryny księgarskiej.
„Wieloryby i ćmy” są ryzykowne według mnie z jednego, zasadniczego powodu – autor zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko, każda z jego powieści od „Wiecznego Grunwaldu” począwszy jest ważnym wydarzeniem. Czy „Dzienniki” są wystarczająco dobrym materiałem literackim, takim, który sprosta wybitności jego poprzednich dzieł? Naprawdę nie wiem. Mogę się przyłączyć do chóru niezadowolonych, ale chyba nie chcę.
Nie chcę traktować Twardocha jako pisarza, który ma swoje „pięć minut” i próbuje na tym coś ugrać. Bo to i lansik mercedesem mi tu na myśl przychodzi, i jakieś dziwne poczucie gwiazdorzenia, modnych ciuchów, popisów medialno-celebryckich. Czy to „pięć minut”, które trzeba koniecznie wykorzystać? Szkoda by było.
Bo fanem jestem prozy Twardocha gorącym. Podoba mi się wszystko, co tworzy, uważam, że daje on radę wyjątkowo mocno i jest jednym z jaśniejszych punktów na polskiej mapie kulturalnej. A w swoich wspominkach trzyma mnie Twardoch na dystans. O ile w swoich „fikcjach” pozwalał mi podejść do siebie wyjątkowo blisko, to w „prawdzie” jest taki jakiś pomnikowy, godny, rzeknę: godny naśladowania. Młody gość a jakimś starczym uwiądem dotknięty. Coś mi tu nie gra. Ekstremalne i bezkompromisowe jazdy, które Twardoch serwował czytelnikowi w swojej prozie, w „Wielorybach i ćmach” są praktycznie nieobecne. Przejażdżki, spacery, obiadki i trunki. Niestety taka jest ta książka, która jest dla mnie rozczarowaniem.
Dlaczego zatem można, bo nie „trzeba” ale właśnie „można”, nową książkę Twardocha przeczytać? Bo Twardoch potrafi pisać, bo jest inny niż w powieściach i nawet w wywiadach, bo zdradza nam trochę prywatne tło swych dzieł i pokazuje, że licho czai się wszędzie, no i że jego idolem jest Sandor Marai, co akurat mi osobiście pasuje. Warto dla snów i warto dla tej prawdy, dzięki której autor może odwiedzać restauracje i jeździć dobrym wozem, że do szczęścia brakuje nam tych „450 pengo” , o których wspomina Marai, że tych „450 pengo” na miesiąc, tych około 8 tysięcy miesięcznie, zabraknie mimo wszystko każdemu.
Bo trzeba jakoś żyć, będąc pisarzem. I dla tego stwierdzenia warto przeczytać „Wieloryby i ćmy”, że tak naprawdę wszyscy biegamy, a niejednokrotnie podlimy się, żeby mieć na to nasze permanentne niezaspokojenie. I to jest dla mnie ta „Eureka!”. Prawda oczywista, zdawać by się mogło, ale z jakim trudem wypowiedziana.
A że paru innych też wpadło na ten pomysł? Że Siemion i Dehnel z pokolenia 30.latków też wydali „Dzienniki”, przypominające w smaku „beaujolais”? Cóż:
Moi koledzy ścigają ze mną się
Bo do wyścigu każden gotów jest
Moi koledzy z lepszych najlepsi
Ostatnie piętro, biura szklanych drzwi
Bo każdy myśli o tych „450 pengo” miesięcznie, choć i tak ich zabraknie.
Oceny
Książka na półkach
- 744
- 466
- 218
- 32
- 20
- 18
- 11
- 8
- 7
- 6
OPINIE i DYSKUSJE
Moj dobry kolega pojechal na Spitsbergen i spotkal tam Twardocha ktory zachowywal sie tam, no niezbyt kolezensko.
Potem czytalem te jego biografie gdzie opisuje swoje przezycia tam zgola inaczej. Twardoch chcial chyba stworzyc swoja legende w ktorej upodabnia sie do postaci z jego powiesci.
Moj dobry kolega pojechal na Spitsbergen i spotkal tam Twardocha ktory zachowywal sie tam, no niezbyt kolezensko.
Pokaż mimo toPotem czytalem te jego biografie gdzie opisuje swoje przezycia tam zgola inaczej. Twardoch chcial chyba stworzyc swoja legende w ktorej upodabnia sie do postaci z jego powiesci.
Bardzo lubię książki Twardocha, a sam autor to postać nietuzinkowa, z której postawą życiową niekoniecznie zawsze się zgadza. Ta książka to nie dzienniki w prawdziwym znaczeniu tego słowa, a raczej zapiski przemyśleń, spostrzeżeń, snów. Dla mnie ciekawe.
Bardzo lubię książki Twardocha, a sam autor to postać nietuzinkowa, z której postawą życiową niekoniecznie zawsze się zgadza. Ta książka to nie dzienniki w prawdziwym znaczeniu tego słowa, a raczej zapiski przemyśleń, spostrzeżeń, snów. Dla mnie ciekawe.
Pokaż mimo toNajbardziej mnie zaskoczyło, że Szczepek to taki człowiek-grill i dużo pisze o tym, że nie jest ani lewicowy, ani prawicowy, jest bezstronniczy, a ruszają go tylko jego prywatne sprawy i problemy. Jakoś tego nie kupuję. Zgadzam się z tym, że życie na ziemi swoich przodków to przywilej, chociaż oboje nie wiemy w sumie dlaczego.
Najbardziej mnie zaskoczyło, że Szczepek to taki człowiek-grill i dużo pisze o tym, że nie jest ani lewicowy, ani prawicowy, jest bezstronniczy, a ruszają go tylko jego prywatne sprawy i problemy. Jakoś tego nie kupuję. Zgadzam się z tym, że życie na ziemi swoich przodków to przywilej, chociaż oboje nie wiemy w sumie dlaczego.
Pokaż mimo toEzoteryczna podróż po zakamarkach duszy intelektualisty.
Wycinki, miejsca, ludzie i sny.
Dobrze się czyta przed świtem, we mgle z Blade Runner 2049 w tle
Dobrze spędzony czas.
Ezoteryczna podróż po zakamarkach duszy intelektualisty.
Pokaż mimo toWycinki, miejsca, ludzie i sny.
Dobrze się czyta przed świtem, we mgle z Blade Runner 2049 w tle
Dobrze spędzony czas.
No i pięknie, pseudo-dziennik, czy może raczej powinno się rzec: "wybór pomyśleń obdarzonych datami ocenzurowanych przez autora, a następnie wydawcę" bardzo zgrabny. Wszystko w dobrym rytmie, trochę swojskiego, trochę egzotyki, garść przemyśleń meta-, szczypta pretensjonalności (wystarczająca! odpowiednia! sól),sporo z życia (nie tylko) wewnętrznego pisarza, trochę wspomnień rodzinnych, a więc i historia mówiona. Wszystko bardzo zrównoważone, "jak trzeba" formy krótkie/długie, podniosłe/żartobliwe. A wszystko to ma jednak swój jednolity nastrój, pomimo rozrzutu formalno-tematycznego - jakąś swoją dymność, takie zamglenie (obowiązkowa obecnie wykwintna zwięzłość wypowiedzi!),nutkę patoso-ironizmu.
Że to dziennik to już wyłącznie jest wabik wydawniczy, cóż, prawo wydawcy, z czegoś musi żyć (autor również). Ogólnie rzecz biorąc: warto.
Ja akurat w ten sposób rozpoczynam przygodę z pisarzem podobno dobrym, podobno cenionym, wziąłem więc pierwsze z brzegu i jedyne właściwie co na półce miałem i się okazało, że to takie właśnie, że niby-dziennik. I się cieszę, dobre to wprowadzenie, jak sądzę, do dalszego zapoznawania się, bo podobno "trzeba".
No i pięknie, pseudo-dziennik, czy może raczej powinno się rzec: "wybór pomyśleń obdarzonych datami ocenzurowanych przez autora, a następnie wydawcę" bardzo zgrabny. Wszystko w dobrym rytmie, trochę swojskiego, trochę egzotyki, garść przemyśleń meta-, szczypta pretensjonalności (wystarczająca! odpowiednia! sól),sporo z życia (nie tylko) wewnętrznego pisarza, trochę...
więcej Pokaż mimo toRefleksyjne spostrzeżenia błyskotliwego autora, od zabawnych anegdot po wzruszające i smutne rodzinne historie.
Refleksyjne spostrzeżenia błyskotliwego autora, od zabawnych anegdot po wzruszające i smutne rodzinne historie.
Pokaż mimo toJest to moje pierwsze spotkanie z pisarzem tak cenionym przez wielu. Powinnam była rozpocząć zapoznawanie się z jego twórczością od fabuł, ale zawsze uwielbiałam czytać "o pisarzach", a nie pisarzy :).
Nie powiem, że był to zmarnowany czas, dowiedziałam się dużo (?) o życiu i przemyśleniach jednego z czołowych współczesnych autorów polskich. Ale z drugiej strony wiele tu prostych dywagacji, zamyśleń, brak puent (zresztą parokrotnie sam pisarz to podkreśla),wszystko zebrane jak to się mówi prostacko "w jednym kotle". Trudno uchwycić rytm tej książki, ale na pewno uwodzi spokojny nieśpieszny ton wypowiedzi.
Jest to moje pierwsze spotkanie z pisarzem tak cenionym przez wielu. Powinnam była rozpocząć zapoznawanie się z jego twórczością od fabuł, ale zawsze uwielbiałam czytać "o pisarzach", a nie pisarzy :).
więcej Pokaż mimo toNie powiem, że był to zmarnowany czas, dowiedziałam się dużo (?) o życiu i przemyśleniach jednego z czołowych współczesnych autorów polskich. Ale z drugiej strony wiele tu...
To są bardziej rozważania, opowieści, a nie dziennik. Od połowy czyta się lepiej. Niezapomniana scena z Łukaszem Orbitowskim w samolocie.
Jednak szkoda, że tę prozę tak bardzo autor ocenzurował.
To są bardziej rozważania, opowieści, a nie dziennik. Od połowy czyta się lepiej. Niezapomniana scena z Łukaszem Orbitowskim w samolocie.
Pokaż mimo toJednak szkoda, że tę prozę tak bardzo autor ocenzurował.
Kurde jak ja mu zazdroszczę. Nie podróży w najdziwniejsze zakątki świata, bo kondycja już nie ta, tudzież nie biesiad sutych, a mocno zakrapianych bo lat zbyt wiele na karku. Zazdroszczę mu umiejętności pisania o tych wszystkich doświadczeniach i Śląsku tak nam obu bliskiemu. Pisania bez zadęcia, pięknie czasem prześmiewczo, ale zwykle mądrze. Mądrością faceta, który wiele widział, a na resztę życia ma zachłanną ochotę. Rzecz wyjątkowo optymistyczna w tych parszywych czasach.
Kurde jak ja mu zazdroszczę. Nie podróży w najdziwniejsze zakątki świata, bo kondycja już nie ta, tudzież nie biesiad sutych, a mocno zakrapianych bo lat zbyt wiele na karku. Zazdroszczę mu umiejętności pisania o tych wszystkich doświadczeniach i Śląsku tak nam obu bliskiemu. Pisania bez zadęcia, pięknie czasem prześmiewczo, ale zwykle mądrze. Mądrością faceta, który wiele...
więcej Pokaż mimo toJako wielbicielka prozy Twardocha nie mogłam pominąć jego dzienników. Wieloryby i ćmy czyta się, z przyjemnością odkrywa się refleksje, które znajdują rozwinięcie w późniejszych powieściach.
Dzienniki raczej dla znających prozę Twardocha.
Jako wielbicielka prozy Twardocha nie mogłam pominąć jego dzienników. Wieloryby i ćmy czyta się, z przyjemnością odkrywa się refleksje, które znajdują rozwinięcie w późniejszych powieściach.
Pokaż mimo toDzienniki raczej dla znających prozę Twardocha.