rozwiń zwiń

I żyli długo i szczęśliwie – choć nie zawsze. Czyli baśnie ugładzone

Sonia  Miniewicz Sonia Miniewicz
11.03.2023

Nie jest tajemnicą, że nowe wersje baśni, które czyta się dziś dzieciom do poduszki lub ogląda z popcornem w ręku, znacznie różnią się od historii słuchanych setki lat temu. Jest ładnie i łagodnie, ptaszki śpiewają, źli za swe niecne czyny ponoszą karę lub ewentualnie przechodzą natychmiastową przemianę wewnętrzną, a bohaterka dostaje swoje „długo i szczęśliwie” (zwykle u boku ukochanego, choć niekoniecznie księcia). Raczej nie ma tu śladu po kanibalizmie, okaleczaniu, torturach, zwierzętach obdarzonych ludzkim okrucieństwem czy gwałtach. Znacie? To posłuchajcie.

I żyli długo i szczęśliwie – choć nie zawsze. Czyli baśnie ugładzone

„Czerwony Kapturek”, Charles Perrault, Wydawnictwo Podsiedlik-Raniowski i S-ka

W wersji braci Grimm, najbardziej rozpowszechnionej wśród młodych czytelników, dziewczynka w czerwonym kapturku niesie koszyczek dla chorej babci. Po drodze spotyka wilka, który usłyszawszy, jaki jest cel podróży Kapturka, biegnie do domku staruszki, połyka ją, a potem, udając babcię, pożera w całości również i wnuczkę. Kapturka i babcię ratuje dzielny myśliwy, który zaszywa wilkowi w brzuchu kamienie – w rezultacie zwierzę umiera, ponosząc zasłużoną karę za swe czyny.

Jednak we wcześniejszej wersji, spisanej przez Charles’a Perraulta, myśliwego nie ma i nikt nie przychodzi Kapturkowi z odsieczą. Wilk jasno symbolizuje tu łasego na kobiece wdzięki mężczyznę, a Perrault ostrzega przed uwodzicielami, którzy potrafią zbałamucić niedoświadczone dziewczęta. Ze względu na to, że jego utwory przeznaczone były na salony, darował sobie wchodzenie w szczegóły, które pojawiały się w jeszcze starszych źródłach. Zapewne współcześni mu – i obecni – czytelnicy byliby zbulwersowani, słysząc, że wilk poćwiartował babcię, fragmenty ciała ułożył na półmisku, a jej krew wlał do butelki. Kiedy zaś dziewczynka zjawiła się w chatce, zaproponował, by posiliła się tymi „przysmakami”. Potem namówił bohaterkę, by zdjęła fartuszek, spódniczkę oraz pończochy, wrzuciła je do ognia, bo do niczego już się jej nie przydadzą, i położyła się razem z nim w łóżku. Następnie rzucił się na nią, zjadł – i, kto wie, być może żył dalej długo i szczęśliwie, bo w pobliżu nie było myśliwych.

„Mała syrenka”, Hans Christian Andersen, Firma Księgarska Olesiejuk

Disnejowska animacja mocno wryła się wszystkim w pamięć i wiele osób często już nie pamięta, że autorem pierwszej wersji „Małej syrenki” jest Hans Christian Andersen, a jego opowieść nie była wcale tak optymistyczna. Fabuła filmu brzmi prosto: rudowłosa syrenka zmienia się w kobietę, by zdobyć serce księcia, co – mimo przeciwności losu – wreszcie się jej udaje, mogą więc żyć razem w jego pięknym zamku.

W książce tak kolorowo już nie jest. Oczarowana uratowanym księciem syrenka oddaje wprawdzie wiedźmie głos (a konkretniej: wiedźma ucina jej język), by zmienić ogon na nogi, ale każdy krok na nowych kończynach sprawia jej ból, jakby stąpała po „ostrym żelazie”. W dodatku jeśli nie zdobędzie serca księcia, nie tylko nie otrzyma „nieśmiertelnej duszy”, ale i zmieni się w morską pianę. Książę małą syrenę lubi, lecz traktuje raczej jak uroczą zabawkę, wkrótce wiąże się z inną piękną dziewczyną, a naszej bohaterce pozostaje tylko czekać, aż o wschodzie słońca umrze i znów połączy się z morzem. Wtedy zjawiają się jej siostry z ostrym nożem od wiedźmy – za który oddały swoje piękne włosy – i tłumaczą syrenie, że ma jeszcze ostateczne wyjście: jeśli zabije księcia, a krew spadnie na jej nogi, odzyska ogon i będzie mogła wrócić do domu. Ta jednak, jako istota obdarzona czułym i dobrym sercem, odmawia i skacze do morza, a wtedy… zmienia się w „córę powietrza”. Jeśli będzie dobrze się sprawować, za trzysta lat otrzyma upragnioną duszę.

Jeszcze smutniejsza jest prawdziwa historia, która Andersena zainspirowała. „Małą syrenkę” napisał dla Edvarda Collina, przyjaciela, w którym biseksualny autor był nieszczęśliwie zakochany. Gdy Collin, nieodwzajemniający tego afektu, poinformował, że zaręczył się z Henriette, zrozpaczony Andersen przelał swoje uczucia na papier, tworząc jedną z najsmutniejszych baśni, a zarazem wyjątkowy i poruszający list miłosny.

„Piękna i Bestia”Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve, Harper Design

Spisana przez Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve w XVIII wieku historia o pięknej dziewczynie, która zmuszona zostaje do zamieszkania z Bestią i zakochuje się w niej prawdziwą i szczerą miłością (bo nie jest ważny wygląd, lecz to, co mamy w sercu), nie różni się znacząco od rozpowszechnionych dziś wersji. Została nieco skrócona i uproszczona przez inną pisarkę, Jeanne-Marie Leprince de Beaumont, lecz jej główny sens pozostaje bez zmian. W oryginale Piękna ma zazdrosne siostry, a kiedy przybywa do nich z wizytą, za wszelką cenę chcą opóźnić jej powrót do Bestii, mają bowiem nadzieję, że rozwścieczony potwór zabije dziewczynę. Co, oczywiście, się nie wydarza, zamiast tego otrzymujemy wyczekiwany happy end. Znacznie ciekawsza, ale też smutniejsza, jest prawdziwa historia, która najprawdopodobniej zainspirowała de Villeneuve…

W 1547 roku francuski król Henryk II i jego żona Katarzyna Medycejska otrzymali dziwny prezent – klatkę, w której znajdowała się zakuta w kajdany dzika bestia przywieziona prosto z Teneryfy, dziwaczny, porośnięty włosami potwór. Stworzenie wzbudziło wielką fascynację, zwłaszcza że zachowywało się jak zwykły dziesięcioletni chłopiec. I nic w tym dziwnego, bowiem „dziką bestią” było faktycznie normalne dziecko, chorujące na genetyczną chorobę powodującą nadmierne owłosienie ciała, hipertrichozę, nazywaną później syndromem wilkołaka. Chłopiec, Petrus Gonsalvus, z czasem opuścił swoje małe więzienie, mógł żyć w dobrych warunkach, zapewniono mu odpowiednią edukację, ale też pełnił rolę dworskiej maskotki, cudaka wystawionego na widok publiczny, przekazywanego z rąk do rąk. Nie mógł sam decydować o własnym życiu. Gdy żądni eksperymentów lekarze postanowili, że powinien się ożenić, jego sprzeciwy nie miały znaczenia. Podobnie zresztą jak i protesty dziewczyny, którą wybrano mu za żonę.

Według plotki panna młoda nie widziała swego wybranka aż do ślubu i na ceremonii przeżyła prawdziwy szok. Nikogo to jednak nie obchodziło, najważniejsze było bowiem, by para spłodziła potomstwo. Wieść niesie, że Katharina Raffelin z czasem pokochała swojego wybranka, który traktował ją z szacunkiem i nie zmuszał do wypełniania małżeńskich obowiązków, dopóki sama nie była na to gotowa. Okazał się prawdziwym dżentelmenem, kochał książki, a manier mogli mu pozazdrościć wysoko urodzeni panowie. W rezultacie wraz z żoną wiedli całkiem szczęśliwe życie. Oczywiście do czasu – z siedmiorga ich potomstwa czworo dzieci, które chorowały na hipertrichozę, stało się obiektami rozmaitych badań, podobnie jak ojciec nie były traktowane na równi z „prawdziwymi” ludźmi i postrzegano je niczym maskotki, wysyłano na różne dwory jako prezenty. Petrus i Katharina ostatecznie zamieszkali we Włoszech i tam spędzili ostatnie lata – jako zgodne i udane małżeństwo.

To oczywiście nie koniec. W większości baśni pierwotnie złe macochy były prawdziwymi matkami, które instynktu macierzyńskiego nie miały za grosz. Siostry Kopciuszka cięły stopy nożem, by wpasować je w pantofelki, a za oszustwo spotkała je kara: pomagające Kopciuszkowi ptaki wydziobały im oczy. Jaś i Małgosia czasem wrzucali czarownicę do pieca, a czasem podrzynali jej gardło. Książę nie całował Śpiącej Królewny, a dopuszczał się gwałtu – a ta obudziła się zaś dopiero, gdy dzieci, które poczęła we śnie, zaczęły ssać jej palce.

Cieszycie się, że baśnie przeszły taką ewolucję? A może wolelibyście czytać te pierwotne, bardziej krwawe i brutalne wersje?


komentarze [9]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Dave  - awatar
Dave 13.03.2023 11:06
Czytelnik

Ewolucja tych historii dowodzi jedynie, że są one na tyle uniwersalne, że pomimo upływu lat morał pozostaje wciąż aktualny. Baśnie zmieniły się, bo zmianie uległa nasza wrażliwość i podejście do wychowywania dzieci. Oryginalna treść szokuje tak samo, jak zszkowałaby nas publiczna egzekucja dokonana na głównym placu w naszym mieście. Myślę, że nie warto się irytować i...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
mała_mi  - awatar
mała_mi 12.03.2023 23:55
Czytelniczka

Dość ciekawy wątek który na pewno zainspirował do sięgnięcia po oryginały.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
SonGoku  - awatar
SonGoku 11.03.2023 12:47
Czytelnik

Tak się składa, że jestem posiadaczem zarówno oryginalnych baśni Andersena, jak i braci Grimm i potwierdzam to co napisano w artykule - dla kogoś kto zna ugrzecznione dziecięce wersje (np. Disneya) lektura tych baśni może być niemałym szokiem. Obcinanie głowy królowej, żeby zająć jej miejsce, śmierć głównego bohatera itp.
Dla mnie najdziwniejsza była baśń braci Grimm pt....

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
SonGoku  - awatar
SonGoku 11.03.2023 20:02
Czytelnik

Tu wcale nie chodzi o to, że zmienione jest lepsze, tylko o to że nie musi być wcale gorsze od oryginału. A przecież każdy ma wybór - czyta albo pierwowzór albo nową wersję, podobnie z muzyką. Chyba nie napiszesz, że wszystko znasz z oryginału?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
SonGoku  - awatar
SonGoku 11.03.2023 22:25
Czytelnik

Widzę, że zamiast oceniać książki wolisz oceniać ludzi, którzy mają inne zdanie niż Ty - smutne. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
mraumrau0009  - awatar
mraumrau0009 11.03.2023 22:29
Czytelnik

Dla mnie to cenzura. Wolę oryginalne wersję.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
SonGoku  - awatar
SonGoku 11.03.2023 22:32
Czytelnik

Pod artykułem napisałem, że posiadam oryginalne wersje i takie czytałem, co nie zmienia faktu, że nie przeszkadzają mi wydania dla dzieci. Przecież nikt nie zabrania wydawania oryginalnych wersji baśni, więc żadnej cenzury tu nie ma

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Yahol  - awatar
Yahol 12.03.2023 00:26
Czytelnik

Zadam proste pytanie:
-ile osób wie że istnieją wcześniejsze, inne wersje bajek (i jakich).  Ile osób chce i ma możliwość poszukania i dostępu do tych wersji. I wreszcie, ile osób zrozumie o co w tych pierwotnych wersjach chodzi i jaki jest przekaz. 
(w sumie to trzy pytanie)
(tak jakoś całkowitym przypadkiem przypomniał mi się Stanisław Lem i jego "Powrót z gwiazd" do...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Sonia  Miniewicz - awatar
Sonia 11.03.2023 10:00
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post